Mietków-Sady
Niedziela, 20 października 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 129.23 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 05:02 | km/h: | 25.67 |
Pr. maks.: | 52.69 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jakoś tak się wczoraj udało zgadać na wspólny wyjazd z ludkami z bloga - dołączyliśmy do WFu prowadzonego przez mgr Janusza Gryszko (chwała!) a padło dziś na trasę kończącą wf - zapora w Mietkowie. Trasa w pobliże Ślęży więc był pomysł żeby zaharpaganić na szczyt - stąd mtb.
Grupa raczej słaba, ale piknikowe tempo mi nie przeszkadzało. Jechaliśmy sobie na końcu rozmawiając. Dopiero przed Kątami szybki atak, no ale że do Kątów blisko to nie udało się zrobić jakiejś wielkiej przewagi. Na postoju w Kątach poprowadziliśmy akcję ratunkową - jeden z zapisanych na wf zerwał łańcuch nieopodal przystanku w Rynku. Ostatecznie i tak postanowił wrócić do Wrocławia pociągiem albo zamówioną pomocą a my pomknęliśmy z grupą dalej.
Z rynku w Kątach wyruszyliśmy nieco później niż grupa. Ta wolna grupa zrobiła nieoczekiwanie sporą przewagę. Tutaj też odpadł nam jeden kolega - kontuzja kolana nie doleczona się odezwała i musiał skapitulować (choć chciał walczyć, ale widać było, że nic z tego nie będzie, z takim bólem się nie wygra).
Powoli doszliśmy grupę i... poszedł mocny atak na zjeździe. Ja po sporej zmianie pod wiatr nie dałem rady i straciłem koło. Atak prowadził człowieczek na szosie, co nieco mnie rehabilituje w moich oczach. Jednak mimo silnego wiatru w twarz trzymałem dystans i doszedłem 3 osobową ucieczkę. Podreperowałem tętno jadąc na ogonie aż zaczął się jakiś podjeździk. Postąpiłem równie wrednie wobec kolegi na szosie jak wcześniej postąpiono wobec mnie - dałem mocną zmianę i go urwałem :) Ale wredna małpa ze mnie.
Do Mietkowa i Bożygniewu dotarliśmy sporo przed grupą, posiedzieliśmy na zaporze oczekując reszty a gdy Ci nadjechali podjechaliśmy na nabrzeże z plażą i molem. Tam popasik. Wśród piasku plaży, dźwięku fal, skąpani w promieniach słonecznych, z widokiem na Ślężę... ehhh tak przyjemnie, można by tam zostać.
Mimo sporych wątpliwości (już spory dystans, dość późna pora) ruszyliśmy w stronę podjazdu na Ślężę. Pogubiliśmy jednak trasę i aby wrócić w stronę Ślęży jechaliśmy jakimiś polnymi drogami. Potem przez wioski bez asfaltu (bruk) by wreszcie dotrzeć wprost do Białej pod Sadami (jak to zwykle bywa, z wielkiego zagubienia wraca się wprost do celu). Zrobiło się jednak na tyle późno (mieliśmy przednie i tylne światło na trzech) i tak długo jechaliśmy na sucho i w głodzie, że odpadł nawet pomysł wjazdu na Tąpadła.
Popas pod PoloMarketem w Sobótce odnowił siły na tyle, że trasę Sobótka Wrocław zrobiliśmy 35ką ze średnią 37? Wiatr dla odmiany pchał nas do przodu, ale i tak zdrowe tempo.
Potem przejechałem jeszcze z pozostałymi przez cały Wrocław by wrócić robiąc pętlę po Wielkiej Wyspie.
Na Moście Milenijnym skropił mnie zapowiadany w prognozach deszcz. Trzeba przyznać, że tak dobrej pogody nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Słońce, >20C - aż musiałem zdjąć nogawki i buffa z szyi bo było mi za gorąco.
Krótko - dzięki wszystkim uczestnikom za wyborny wyjazd i prześwietne wykorzystanie jednego z ostatnich (jak nie ostatniego) letniego (mimo jesieni w kalendarzu) dnia tego roku.
Grupa raczej słaba, ale piknikowe tempo mi nie przeszkadzało. Jechaliśmy sobie na końcu rozmawiając. Dopiero przed Kątami szybki atak, no ale że do Kątów blisko to nie udało się zrobić jakiejś wielkiej przewagi. Na postoju w Kątach poprowadziliśmy akcję ratunkową - jeden z zapisanych na wf zerwał łańcuch nieopodal przystanku w Rynku. Ostatecznie i tak postanowił wrócić do Wrocławia pociągiem albo zamówioną pomocą a my pomknęliśmy z grupą dalej.
Z rynku w Kątach wyruszyliśmy nieco później niż grupa. Ta wolna grupa zrobiła nieoczekiwanie sporą przewagę. Tutaj też odpadł nam jeden kolega - kontuzja kolana nie doleczona się odezwała i musiał skapitulować (choć chciał walczyć, ale widać było, że nic z tego nie będzie, z takim bólem się nie wygra).
Powoli doszliśmy grupę i... poszedł mocny atak na zjeździe. Ja po sporej zmianie pod wiatr nie dałem rady i straciłem koło. Atak prowadził człowieczek na szosie, co nieco mnie rehabilituje w moich oczach. Jednak mimo silnego wiatru w twarz trzymałem dystans i doszedłem 3 osobową ucieczkę. Podreperowałem tętno jadąc na ogonie aż zaczął się jakiś podjeździk. Postąpiłem równie wrednie wobec kolegi na szosie jak wcześniej postąpiono wobec mnie - dałem mocną zmianę i go urwałem :) Ale wredna małpa ze mnie.
Do Mietkowa i Bożygniewu dotarliśmy sporo przed grupą, posiedzieliśmy na zaporze oczekując reszty a gdy Ci nadjechali podjechaliśmy na nabrzeże z plażą i molem. Tam popasik. Wśród piasku plaży, dźwięku fal, skąpani w promieniach słonecznych, z widokiem na Ślężę... ehhh tak przyjemnie, można by tam zostać.
Mimo sporych wątpliwości (już spory dystans, dość późna pora) ruszyliśmy w stronę podjazdu na Ślężę. Pogubiliśmy jednak trasę i aby wrócić w stronę Ślęży jechaliśmy jakimiś polnymi drogami. Potem przez wioski bez asfaltu (bruk) by wreszcie dotrzeć wprost do Białej pod Sadami (jak to zwykle bywa, z wielkiego zagubienia wraca się wprost do celu). Zrobiło się jednak na tyle późno (mieliśmy przednie i tylne światło na trzech) i tak długo jechaliśmy na sucho i w głodzie, że odpadł nawet pomysł wjazdu na Tąpadła.
Popas pod PoloMarketem w Sobótce odnowił siły na tyle, że trasę Sobótka Wrocław zrobiliśmy 35ką ze średnią 37? Wiatr dla odmiany pchał nas do przodu, ale i tak zdrowe tempo.
Potem przejechałem jeszcze z pozostałymi przez cały Wrocław by wrócić robiąc pętlę po Wielkiej Wyspie.
Na Moście Milenijnym skropił mnie zapowiadany w prognozach deszcz. Trzeba przyznać, że tak dobrej pogody nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Słońce, >20C - aż musiałem zdjąć nogawki i buffa z szyi bo było mi za gorąco.
Krótko - dzięki wszystkim uczestnikom za wyborny wyjazd i prześwietne wykorzystanie jednego z ostatnich (jak nie ostatniego) letniego (mimo jesieni w kalendarzu) dnia tego roku.