na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

cel: niedzielnie

Dystans całkowity:2455.56 km (w terenie 728.00 km; 29.65%)
Czas w ruchu:122:12
Średnia prędkość:19.36 km/h
Maksymalna prędkość:65.26 km/h
Suma podjazdów:2195 m
Liczba aktywności:76
Średnio na aktywność:32.31 km i 1h 43m
Więcej statystyk

Kampinos + Wawa

Sobota, 7 czerwca 2014 Kategoria cel: niedzielnie, opis: nie sam, opis: piosnka
Km: 60.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:00 km/h: 20.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Weekend spędzony w Warszawie. Celem zwiedzenie Kampinosu. Kampinos wielki, więc udało się tylko zahaczyć jego fragment, ale i tak mi się podobało. Bardzo różnorodny ten las. Przypuszczam, że jakby wjechać w głębokie partie to byłoby mocno puszczowo/bagniście, bo właśnie zmienia się wraz z zagłębianiem się w serce tego lasu. Piękne tereny na rower. Gdyby je jeszcze minimalnie chociaż pofalować (bo raczej gładko jest jak na patelni) to byłoby całkiem miodnie cudnie i w ogóle.

Turystyczno-niedzielnie, na pożyczonym rowerze w beznadziejnym stanie w towarzystwie mojej Basi (której należą się gratulacje za niezłe tempo)... dlatego brak roweru i danych wycieczki. Dystans na oko z dwóch dni (w drugi dzień odrobina kręcenia się po Warszawie). Prawdopodobnie było zrobione więcej...

I jeszcze muzyczka, taka rozgrzeweczka przed Openerem

dolina Dunajca

Środa, 30 kwietnia 2014 Kategoria bike: blurej, cel: niedzielnie, cel: turistas, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: 44.34 Km teren: 10.00 Czas: 02:39 km/h: 16.73
Pr. maks.: 62.82 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 900m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Przejażdżka przez Dolinę Dunajca oraz okoliczne pagórki z Basią (dla której szacun za udaną walkę z górskimi podjazdami).

Przewyższenie wpisuję na pałę, bo gpsies jakieś astronomiczne wartości podaje... Fakt, nie było za wiele jazdy po płaskim (nawet przełom Dunajca jest pofałdowany, bo co jakiś czas klif a potem droga na poziomie wody), ale ponad 2km bym odczuł w nogach nawet przy spokojnej jeździe.


po mieście

Niedziela, 13 października 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50
Km: 34.46 Km teren: 12.00 Czas: 01:25 km/h: 24.32
Pr. maks.: 43.87 Temperatura: 10.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 70m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze

wałami

Niedziela, 22 września 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50
Km: 49.23 Km teren: 10.00 Czas: 02:14 km/h: 22.04
Pr. maks.: 37.64 Temperatura: 17.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 120m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze

dla towarzystwa

Niedziela, 8 września 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 73.87 Km teren: 0.00 Czas: 03:22 km/h: 21.94
Pr. maks.: 39.71 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Tempo takie a nie inne, bo jechałem jedynie dla towarzystwa. Siostra zaczęła z miesiąc temu jeździć na rowerze po kilka razy w tygodniu. No i efekty widać szybko. Jeszcze rok temu robiła 15-20km i padała, a teraz całkiem przyzwoity kawałek zniosła bez problemów. Co prawda starałem się jechać z przodu i osłaniać przed wiatrem, do tego trzymać równe tempo (bo sama ma tendencje do napierdzielania 27kmh co zapewne skończyło by wycieczkę bardzo szybko). Ogólnie nuda, ale nie byłem w najlepszym stanie fizycznym i sam bym pewnie nic nie zrobił, albo zrobił z jakimś żenującym wynikiem. Ogólnie organizm wyniszczony po imprezie ;-)

relaks

Niedziela, 1 września 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: 40.12 Km teren: 0.00 Czas: 01:40 km/h: 24.07
Pr. maks.: 34.58 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 90m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Niedzielna, spokojna przejażdżka w towarzystwie. Nogi po wczoraj pozwoliłyby na sporo. Nie było już czuć zmęczenia - 10h snu to jednak rewelacyjna regeneracja. Mimo to jechałem powolutku i pokornie trzymałem tempo by nie zgubić reszty.

na przewietrzenie

Środa, 19 czerwca 2013 Kategoria dist: less than 50, cel: niedzielnie, bike: blurej, baza: Wrocław
Km: 33.71 Km teren: 7.00 Czas: 01:33 km/h: 21.75
Pr. maks.: 42.26 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 80m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Skwar straszny przez cały dzień, do tego z pracy okropnie późno wyszedłem - przejażdżka odbyła się więc w wieczorno-nocnej scenerii. Niosło to ze sobą niewątpliwą korzyść jaką było ochłodzenie. Niesamowicie przyjemnie się jechało.

Tempo bardzo spokojne, tak żeby się nie zapocić :) Mimo to średnia w sumie wyszła niezła. Trasa oczywiście przez miasto i po wałach. Opcja najkrótsza z możliwych.

Święto rowerzysty

Niedziela, 9 czerwca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, opis: nie sam
Km: 69.10 Km teren: 10.00 Czas: 03:44 km/h: 18.51
Pr. maks.: 38.71 Temperatura: 24.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Najpierw na Rynek, na zbiórkę, gdzie kręcę się jak smród po gaciach bez większego celu. Obczajam co ciekawsze rowery i co ładniejsze dziewuchy. W końcu spotykam Tomka K., którego poznaję po wesołym zawołaniu "..... EJ!" - kolegę z pracy, wraz z jego znajomymi. Od momentu spotkania raczej ich nie opuszczam - tym razem przejadę paradę w gronie chociaż częściowo znajomym.

Parada, pochód czy jakkolwiek to można nazwać rusza tradycyjnie z opóźnieniem i w sumie to marszem. Jest tak gęsto, że i ja najpierw prowadzę rower. Ogólnie przejazd wyjątkowo spokojnie mija, zatrzymujemy się, żeby pooglądać pochód a potem tradycyjnie jedziemy powoli do przodu. Ogromne korki spowodowaliśmy, miny kierowców mało kiedy wyrażały zadowolenie ;-)

Po dojeździe na miejsce grupa postanowiła uderzyć gdzieś na obiad - ja wyjeżdżałem z zamiarem namierzenia kogoś na dalszy wyjazd - na wieczór zapowiadali deszcze, więc lepiej wcześniej niż później. Ogólnie okoliczności nie sprzyjają piknikowaniu nad wodą w parku, bo komary tną niemiłosiernie, toteż rozstaliśmy się i pojechaliśmy w różne strony - ja na Bajkał postanowiłem uderzyć.

Nad Bajkał udało się dotrzeć dość sprawnie pomimo błota i kałuż występujących miejscami dość obficie. Okazało się jednak, że nie jest to teraz dobre miejsce. Współczynnik komara na metr był już daleko poza czerwonym polem. A jak wiadomo, już czerwone to źle. Nie zatrzymałem się więc nawet i chyba pierwszy raz nawróciłem i wracałem tak jak dojechałem.

Powrót przez miasto już bez niczego wartego wspomnienia, no może poza tym, że podjazd na Gądowiankę zrobiłem na blokadzie, twardym przełożeniu i >35kmh na liczniku (mxs wycieczki padł, chyba pierwszy raz na podjeździe)... płuca, serce i żyły w nogach mi rozerwało ale i tak jestem z siebie dumny :)

Dzięki wszystkim za przejażdżkę.

Wielka Sowa

Niedziela, 21 października 2012 Kategoria bike: blurej, cel: niedzielnie, cel: turistas, dist: less than 50, opis: foto
Km: 36.30 Km teren: 20.00 Czas: 02:11 km/h: 16.63
Pr. maks.: 65.26 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 700m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wielka Sowa. Niby z Wrocławia, ale samochodem - rower do tyłu Yarisa i jedziem.

Ze względu na to, że późno wyruszyłem nie ma opcji na przedłużanie trasy - jedynie w górę i w dół i do domu - inaczej będzie trzeba błądzić po górach po ciemku. Nie jest to najweselszą perspektywą, bo trzeba dnia następnego dotrzeć do roboty. Ale takie już są ograniczenia jakie niesie ze sobą spontaniczny wyjazd na ostatnią chwilę.

W Dzierżoniowie remont i wielki korek, co dodatkowo pogarsza moją sytuację czasową - trzeba będzie się sprężać. Samochód zatrzymuję na Orlenie w Pieszycach. W pośpiechu się przebieram, oceniam ile żarcia może mi być potrzebne i tyle ładuję na plecy i w drogę. Pierwsze metry asfalt - i rozgrzewka na maksa, lecim 40kmh ile wlezie.

W plecaku mam poza żarciem papierową mapę turystyczną którą zamierzam się kierować na szlak. W sumie to dobra decyzja, bo pieszy szlak okazuje się całkiem malowniczy - tuż za Pieszycami, albo jeszcze w nich, mijam coś przypominającego wieżę, zapewne wapiennik - czyli już atrakcje. Niedługo potem wracam na chwilę na asfalt i znów w teren i... zmęczyłem się, więc pierwszy postój na focię - zapozowały mi łowiecki.



Wnioskując po mapie byłem na wysokości wsi Kamionki, a dokładniej pokonywałem polną dróżkę równoległą do asfaltowej drogi biegnącej dnem doliny czyli przez centrum wioski.

Gdzieś pod koniec wioski (albo w jej środku) polna droga i szlak, którym jadę wraca na asfalt - w tym samym momencie zaczyna się jazda pod górę - i tak już zostanie. Tuż za ostatnim domem kończy się asfalt i zaczynają nawierzchnie różnorakie, z dominującymi kamieniami - trochę jak te na Ślęży, ale jednak zdecydowanie jest tutaj większa różnorodność kamienistych nawierzchni, od drobnych do wielkich, od ubitych do całkiem luźnych. Czasem są korzenie, czasem liście, czasem piach, czasem woda - róznorodnie.


Kiepsko wyszło, ale jedyne zdjęcie, na którym widać jakąś pochyłość terenu. Niedługo po zrobieniu tego pokonywałem mini rzeczkę spływającą ze zbocza jakiegoś wzniesienia.


Jedno jest pewne, jesień jest wyjątkowo łaskawa dla fotografów amatorów. Świetne światło i barwy, których nie trzeba wyciągać, bo nawet jak się robi najtańszą, przestarzałą małpką zdjęcia, to i tak nieźle to wygląda. Wyjazd na słońce po sporym błotno-liściastym kawałku.


Czasem aż strach było jechać, bo niewiadomo co pod tymi liśćmi może się kryć.


Słońce nisko, bo jesień i bo późno się robi. Zmęczenie i nisko wiszące Słońce sprawiają, że coraz częściej staję na fotki.


W sumie nic ciekawego - promienie słoneczne, a ile frajdy dają.


Takie kawałki to wbrew pozorom była rzadkość na trasie. Przez znaczną część jechałem nie po szlaku a obok niego, bo kamule, które pokrywały ścieżkę były okrutne. Spore, luźne, strasznie utrudniajace jazdę. Gdy tylko się dało unikałem ich, ale nie zawsze się dało. Nie było tak strasznych pochyłości, żeby mnie zatrzymały - tam gdzie było pochyło to akurat trafiała mi się lepsza nawierzchnia.


To już blisko szczytu, stąd udało się złapać lukę w drzewach i Słońce przyświeciło na mnie. Ogrzewanie na podjeździe nie było potrzebne - ale na zjeździe takie promienie byłyby bardzo cenne - trzeba było wcześniej jechać.




I to wszystko robione ze ścieżki. Te lepsze zdjęcia zatrzymywałem się i robiłem ze 2-3 fotki (tutaj tak 1/3 ze zrobionych jest) a te gorsze to w czasie jazdy cyknięte.


Tutaj fragment drogi gdzie akurat dało się jechać jest widoczny - już na ostatnich paruset metrach podjazdu jest takie coś... zresztą może tam już nawet podjazd nie jest a płasko?


Ja oczywiście jechałem tym po lewej :)


Drzewo padło z wrażenia na mój widok.


Chwile po zrobieniu tego zdjęcia leżałem w choince. Ogólnie był to kosodrzewinowy objazd gigantycznego bagna jakie wyszło opalać się na szlaku.


To już szczyt. Zrobiłem sobie słit focię z tym znakiem, ale to zdjęcie jest bardziej słit.


Tutaj więc jedyny dowód, że tam byłem - widać Blureja o którego opiera się wieża. Zarazem są to ostatnie chwile kiedy tarcza Słońca wystaje jeszcze ponad koronami drzew.


Do góry było sporo niedzielnych turystów. Biorąc pod uwagę, że byłem chyba ostatnim podążającym w kierunku ku szczytowi i minąłem pierdylion ludzi schodzących to musiało być tam dość ciasno - jedna zaleta tego, że wyjechałem później. Na wieżę nie wchodzę - byłem już na niej, szału nie ma a wejście kosztuje. Do tego nie chcę zostawiać Blureja samego.


Jedyne zdjęcie ze zjazdu... który nie dość, że nie był szybki w części terenowej, to jeszcze straszecznie się zrobiłem po nim obolały. Te cholerne kamienie zawsze mnie tak wymęczą, że potem ręce bolą od końcówki palców aż po łokieć.

Wypadłem na Sokolec. Było parę metrów asfaltowego podjazdu na Przełęcz Jugowską a potem już tylko zjazd. Max spid na zjeździe - ale hamowały mnie samochody. Leszcze w blachosmrodach jechali w zakrętach 20kmh a potem gazowali na prostej... strasznie trudno było mi przez to jechać, bo droga wąska, nie bardzo jak ich wyprzedzić, a ja zakręty lekko 40stką mogłem robić. Więc zostawałem na prostych i doganiałem ich i hamować często musiałem na zakrętach. Raz nawet wyprzedziłem 4 z pięciu, ale potem była chyba najdłuższa i najsłabiej nachylona prosta zjazdu i znów mnie wyprzedzili. Pech chciał, że potem było najwięcej zakrętów i mimo, że praktycznie płasko to i tak mnie tam zhamowali całkowicie. Praktycznie do miasta siedziałem im na zderzakach - więc wnioskuję, że gdyby mnie puścili a nie cwaniaczyli to byłbym od nich zdecydowanie szybszy.

Wielka Sowa jest całkiem spoko na rower, ale jej otoczenie, masa szlaków pieszych, po których da się jeździć jest jeszcze lepsze. Muszę się wybrać na przejazd Wielka-Mała Sowa i dalej przez okolice Rzeczki i Walimia. Dreptałem już tam pieszo i też oceniałem, że na rower będzie super - teraz się potwierdziło więc nic tylko częściej odwiedzać. Tyle.

tur de wały

Sobota, 8 września 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50
Km: 36.41 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 25.11
Pr. maks.: 46.07 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Popierniczanie po wałach z wieczora. Spora część z treningiem techniki pedałowania, czyli na jedną nóżkę :) Wprost uwielbiam wyprzedzać innych rowerzystów pedałując tylko jedną nogą.

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum