Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2008
Dystans całkowity: | 792.82 km (w terenie 88.00 km; 11.10%) |
Czas w ruchu: | 35:06 |
Średnia prędkość: | 22.59 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.40 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 46.64 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Wyrównanie
Sobota, 31 maja 2008 Kategoria cel: dojazd, bike: flavia, baza: Wrocław, dist: from 50 to 100
Km: | 119.33 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 05:15 | km/h: | 22.73 |
Pr. maks.: | 49.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trochę oszukuje dodając ten wpis, bo aż tyle dzisiaj nie zrobiłem.. choć pogoda piękna to nie mam czasu na takie wyprawy. W skład tych 120km tylko ~80 jest z dzisiaj, reszta to przebieg z całego tygodnia, dojazdy na uczelnie, do sklepów itp. Za to pomine część dzisiejszego przebiegu, bo jeszcze z wieczora czeka mnie kurs na biedronke ;-).
Pogoda dziś, piękna. Słonecznie i upalnie, dlatego nie mogłem nie wyjść mimo że nie powinienem.
MXS 49.9 km/h na bardzo krótkim fragmencie, a na sporym było ponad 40 goniąc za 2 cieżarówkami.
Tyle, nie chce mi się pisać, bo nic nadzwyczajnego nie widziałem.
Pogoda dziś, piękna. Słonecznie i upalnie, dlatego nie mogłem nie wyjść mimo że nie powinienem.
MXS 49.9 km/h na bardzo krótkim fragmencie, a na sporym było ponad 40 goniąc za 2 cieżarówkami.
Tyle, nie chce mi się pisać, bo nic nadzwyczajnego nie widziałem.
uczelnia + biedronka
Piątek, 23 maja 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, cel: dojazd
Km: | 9.75 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:36 | km/h: | 16.25 |
Pr. maks.: | 39.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
uczelnia + biedronka
mxs 39.9
mxs 39.9
Po złej stronie rzeki
Czwartek, 22 maja 2008 Kategoria cel: turistas, cel: bez celu, bike: flavia, baza: Wrocław, dist: from 50 to 100
Km: | 89.16 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 04:17 | km/h: | 20.82 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ehh. normalnie już prawie miałem gotowy wpis i mi się wstecz wcisnąło :/ to teraz już w skrócie będzie [może ;-)]
Postanowiłem zatytułować wpis, ale przez tę utrate kawałka twórczości zapomniałem jaki tytuł sobie ustaliłem...
Tutuł wpisu: Po złej stronie rzeki
Wyjechać z Wrocławia.
No już wszyscy wiedzą że mam z tym problemy, szczególnie jak w kategorie bez celu wpisuje, ciężko gdziekolwiek wyjechać jak chce się jechać po prostu na połnoc. Wittiga -> most Grunwaldzki -> [jakimś sposobem] Jedności Narodowej -> Kromera -> Boya-Żeleńskiego [by znowu nie trafić całkiem na Psie Pole] -> [i tutaj się zaczyna] Asnyka ->Czajkowskiego -> Chrzanowskiego -> [nie wiem jak] Obornicka od Broniewskiego ;-) No i dalej już poszło Obornicką.
[przed wsteką było z 10 linijek tekstu więcej, może i dobrze że się skasowało ;-)]
Obornicka przemienia się po jakimś czasie w Zajączkowską a ta w Pęgowską. potem po 20.9km jazdy skończył się Wrocław [hurra wyjechałem].
Błoto.
Jechałem dalej trasą 342 aż w pewnym momencie przecięła ją Widawa. Był drogowskaz sygnalizujący skręt... to skręciłem bo cały czas przekonany byłem że po złej stronie torów jestem i taką drogą nie dojade kręcąc w lewo do Wrocławia [bo ja ogólnie lewoskrętny jestem... jakoś tak zawsze w lewo trasy mi skręcają, potem po opaleniźnie poznać ;-)]. No i droga była przez pare chwil fajniusia. Nawet jak nawierzchnie zmieniłem na kamulastą to przez las fajnie się jechało, na prawdę przyjemnie to wyglądało [mimo wody, kałuż i kamuli]. Nadjeżdżający z przeciwka samochód potwierdzał że prawdopodobnie dojade niedługo do jakiejś zabitej dechami dziury... no i dojechałem... do takiego totalnego błocka że nie wiedziałem co i jak... ale 7kmh i sie jedzie. Las się skończył i co? droga też. Znaczy było jeszcze z 300m bagienka dojazdowego do? no piwo temu kto odgadł ;-) kopalni kruszywa naturalnego Paniewice. Całe szczęście mój sokoli wzrok dostrzegł druga drogę prowadzącą do kopalni, trzeba było tylko przedostać się przez taki jeden nieurzytek i przeskoczyć 2 rowy. Co do samej kopalni to zanim przeczytałem że to kopalnia to myślałem że jakiś zalew budują, bo taka sadzawka jakaś tam była wielgachna, a te hałdy piachu w tle to jak wydobyte pod sadzawke wyglądały. No droga całe szczęście prowadziła do cywilizacji.
Brzeg Dolny Second Edition.
Tak znowu tam dojechałem, tym razem przeprawiłem się od strony Brzegu, ale po kolei. Paniewice, Kotowice [musze mieć te blache na focie, prawie jak Katowice] Raków [no prawie jak w domu sie poczułem i pewnie dlatego], tutaj coś mi do łba strzeliło i odbiłem na wały, nie sądziłem że do Odry dojade, ale tak właśnie było. Chwała wędkarzom że ich tam tyle, dzięki temu dało się jechać nawet kiedy na wałach brakło już ścieżynki. Tym sposobem ładny kawałek targałem tuż nad brzegiem Odry... i powiem że nad Prosną się często i gęsto fajniej jeździ ;-) Wały jak to wały doprowadziły mnie do cywilizacji. I tutaj totalnie żałuję że nie miałem aparatu, bo choć wstępu był zakaz, bo choć oglądać za bardzo się nie dało bo płot jakiś postawili totalnie daleko a drzewa i inne krzaczory totalnie zasłaniały stały tam zajebiaszcze ruiny zamku w Urazie, bo właśnie tam dojechałem tymi wałami. W tejże miejscowości spotkało mnie też coś innego... mapa stała [z której skumałem że zamek mam 100m od siebie ;-)] i stało na niej że nie ma mostu w tej okolicy. No tak święto, sklepy zamknięte [i tak pieniędzy nie miałem ;-)] pewnie przeprawa w Brzegu Dolnym nieczynna, ale co tam, nie będe przecież wracał tą samą trasą. Całe szczęście przeprawa była czynna i dojechałem akurat na odjazd. Przeprawiłem się i na Miękinie. W sumie dalej już prościutko z przystankiem na telefon do brata żeby mi droge na zumi sprawdził jechałem na Wrocław.
No tyle. Pogoda niezła była, trasa miała być mała, ale nie żałuję, bo fajnie było, a przeprawa w Brzegu Dolnym zawsze tak samo fajna.
mxs 41.9 [jak wracałem przez Wrocław to za autobusem z taką prędkością jechałem od jednego do przystanku, potem mu odleciałem i straciłem z widoku]
Postanowiłem zatytułować wpis, ale przez tę utrate kawałka twórczości zapomniałem jaki tytuł sobie ustaliłem...
Tutuł wpisu: Po złej stronie rzeki
Wyjechać z Wrocławia.
No już wszyscy wiedzą że mam z tym problemy, szczególnie jak w kategorie bez celu wpisuje, ciężko gdziekolwiek wyjechać jak chce się jechać po prostu na połnoc. Wittiga -> most Grunwaldzki -> [jakimś sposobem] Jedności Narodowej -> Kromera -> Boya-Żeleńskiego [by znowu nie trafić całkiem na Psie Pole] -> [i tutaj się zaczyna] Asnyka ->Czajkowskiego -> Chrzanowskiego -> [nie wiem jak] Obornicka od Broniewskiego ;-) No i dalej już poszło Obornicką.
[przed wsteką było z 10 linijek tekstu więcej, może i dobrze że się skasowało ;-)]
Obornicka przemienia się po jakimś czasie w Zajączkowską a ta w Pęgowską. potem po 20.9km jazdy skończył się Wrocław [hurra wyjechałem].
Błoto.
Jechałem dalej trasą 342 aż w pewnym momencie przecięła ją Widawa. Był drogowskaz sygnalizujący skręt... to skręciłem bo cały czas przekonany byłem że po złej stronie torów jestem i taką drogą nie dojade kręcąc w lewo do Wrocławia [bo ja ogólnie lewoskrętny jestem... jakoś tak zawsze w lewo trasy mi skręcają, potem po opaleniźnie poznać ;-)]. No i droga była przez pare chwil fajniusia. Nawet jak nawierzchnie zmieniłem na kamulastą to przez las fajnie się jechało, na prawdę przyjemnie to wyglądało [mimo wody, kałuż i kamuli]. Nadjeżdżający z przeciwka samochód potwierdzał że prawdopodobnie dojade niedługo do jakiejś zabitej dechami dziury... no i dojechałem... do takiego totalnego błocka że nie wiedziałem co i jak... ale 7kmh i sie jedzie. Las się skończył i co? droga też. Znaczy było jeszcze z 300m bagienka dojazdowego do? no piwo temu kto odgadł ;-) kopalni kruszywa naturalnego Paniewice. Całe szczęście mój sokoli wzrok dostrzegł druga drogę prowadzącą do kopalni, trzeba było tylko przedostać się przez taki jeden nieurzytek i przeskoczyć 2 rowy. Co do samej kopalni to zanim przeczytałem że to kopalnia to myślałem że jakiś zalew budują, bo taka sadzawka jakaś tam była wielgachna, a te hałdy piachu w tle to jak wydobyte pod sadzawke wyglądały. No droga całe szczęście prowadziła do cywilizacji.
Brzeg Dolny Second Edition.
Tak znowu tam dojechałem, tym razem przeprawiłem się od strony Brzegu, ale po kolei. Paniewice, Kotowice [musze mieć te blache na focie, prawie jak Katowice] Raków [no prawie jak w domu sie poczułem i pewnie dlatego], tutaj coś mi do łba strzeliło i odbiłem na wały, nie sądziłem że do Odry dojade, ale tak właśnie było. Chwała wędkarzom że ich tam tyle, dzięki temu dało się jechać nawet kiedy na wałach brakło już ścieżynki. Tym sposobem ładny kawałek targałem tuż nad brzegiem Odry... i powiem że nad Prosną się często i gęsto fajniej jeździ ;-) Wały jak to wały doprowadziły mnie do cywilizacji. I tutaj totalnie żałuję że nie miałem aparatu, bo choć wstępu był zakaz, bo choć oglądać za bardzo się nie dało bo płot jakiś postawili totalnie daleko a drzewa i inne krzaczory totalnie zasłaniały stały tam zajebiaszcze ruiny zamku w Urazie, bo właśnie tam dojechałem tymi wałami. W tejże miejscowości spotkało mnie też coś innego... mapa stała [z której skumałem że zamek mam 100m od siebie ;-)] i stało na niej że nie ma mostu w tej okolicy. No tak święto, sklepy zamknięte [i tak pieniędzy nie miałem ;-)] pewnie przeprawa w Brzegu Dolnym nieczynna, ale co tam, nie będe przecież wracał tą samą trasą. Całe szczęście przeprawa była czynna i dojechałem akurat na odjazd. Przeprawiłem się i na Miękinie. W sumie dalej już prościutko z przystankiem na telefon do brata żeby mi droge na zumi sprawdził jechałem na Wrocław.
No tyle. Pogoda niezła była, trasa miała być mała, ale nie żałuję, bo fajnie było, a przeprawa w Brzegu Dolnym zawsze tak samo fajna.
mxs 41.9 [jak wracałem przez Wrocław to za autobusem z taką prędkością jechałem od jednego do przystanku, potem mu odleciałem i straciłem z widoku]
Wrocławiowo
Sobota, 17 maja 2008 Kategoria cel: bez celu, bike: flavia, baza: Wrocław, dist: from 50 to 100
Km: | 51.17 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 24.96 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
@Platon
A jak się podoba blog po zmianie barw? Zauważyłem, że nawet barwy masz lepsze to postanowiłem swoje też zmienić ;-) Już niedługo mam nadzieje wziąć się za blog, za rower i za jazde. Tak w połowie czerwca mi sie semestr powinien skończyć.
Coż dzisiaj? No pogoda wyborna, piszę to w poniedziałek, już drugi dzień pada deszcze to pogoda z dnia wyjazdu wydaje się jeszcze bardziej wspaniała. Słońce waliło w kark jak oszalałe, szkoda tylko że zacinał dosyć mocny wiatr. Wpis eksperymantalnie rozbudowany tekstowo... bo wena mnie naszła ;-)
Maksymalna prędkość? Jak mam na liczniku to zapisuje w blogu, może kiedyś będe na to zwracał uwage. Chociaż ostatnio staram się raczej pracować nad jazdą >30kmh niż nad takimi bajerami jak MXS czy AVS...
Do rzeczy MXS 39.9 kmh... bieeeda ;-)
Trasa? niespodzianka, trasa była całkowicie nieprzewidziana i całkowicie zaskakująca. Grupa 'bez celu' nazywa się bez celu, bo choć zazwyczaj nie wiem jaką drogą pojade, to często mam jakiś cel, miasteczko, sklep, cokolwiek. Bez celu oznacza że conajwyżej mam wybrany jakiś azymut, który też nie jest pewny. Tym razem był bardzo niepewny... Nie pojechałem nawet we właściwą strone. Ale od początku.
Przed torami na Psim Polu.
Chciałem pozwiedzać północne krańce Wrocławia których w ogóle nie znam. No jednak daleko, a przejazd przez Wrocław zawsze sprawia mi trudność. Dojechałem na Psie Pole [sorki Tomek że Cie nie odwiedziłem, ale chciałem w teren jechać, czułem wielką potrzebe pośmigania po szutrerach i szutrernych trasach/szutrowych]... No i jak zwykle musiałem się pogubić na Psim Polu... to miejsce mnie przeraża, zawsze mój zmysł orientacji w terenie działa dobrze lub lepiej ale nie na Psim Polu :/ no i sobie pojeździłem... średnia dostała nieźle po tyłku i z 27kmh spadła do 22kmh Pozwiedzałem kilometry Kiełczowskiej i Gorlickiej zanim odkryłem jak przejechać przez tory ;-)
Za torami.
Na wprost całkiem ładną ulicą Okulickiego [ładna ze względu na nawierzchnie oczywiście ;-)] podbijałem sobie średnią jadąc zaraz za sznureczkiem powoli poruszających się samochodów. Po jakimś czasie stwierdziłem, że tak na północ nie dojade ;-) i jak tylko nadarzyła się okazja - ulica Widawska skręciłem. W sumie nie wiem dlaczego, może znowu przez azymut skręciłem kolejny raz w prawo i tym sposobem trafiłem po kilku zakrętach w prawo i kilku w lewo na ulicę Starodębowa, której nazwa sprawiła że postanowiłem nią jechać dalej. Jak to zwykle bywa asfalt mi się skończył, ale nie przejmując się niczym śmigałem dalej. Zmieniał się nawierzchnia [kamule, kamule pod piachem, piach, zarośnięte kamule pod piachem, piach pod zaroślami], zmieniało się otoczenie [zarośla, nieuzytki, łaki, pastwiska, pola, ogródki działkowe, sady, kępki drzew...] ogólnie bajer tylko nawierzchnie nie zmieniała się na lepsze.
Niespodzianka.
Kiedy skończyła się seria ostatnich ogródków działkowych droga we wciąż pogarszającym się stanie [wzrost zatrawienia drogi, większa liczba kolein i zaschniętych rozjeżdżonych przez traktory kałuż] kiedy już prawie stawała się niewidoczna - dotarła wreszcie do innej - nowej nawierzchni... był to beton. Piękne, lśniące szarością płyty betonowe z wystającym spomiędzy nich asfaltem [?] czy inna substancją koloru czarno-szarego. Niespodziewana dla tej nawierzchni struktura sprawiała że zamiast jak to zazwyczaj walnięcia kołem w dziurę przy zmienie płyty tutaj uderzało się nie w dziurę a tą czarną wystającą powierzchnię. Jechało się przednio aż w pewnym momencie zaczęły się zarośla nieco wchodzące gałęziami na drogę... Co tam!? jechałem dalej mimo uderzania w te krzaczory rękami, czasem twarzą. Tym sposobem dojechałem do lasu w którym droga pięknie się rozdwajała. Skręciłem w prawo, bo tam szedł... asfalt! Tak, nie inaczej w samym środku niczego zaczynała się piękna asfaltowa droga, niczym w komorzańskim lesie, choć nowsza i równiejsza... Pozwoliłem sobie depnąć do 30kmh. Po drodze minąłem taki jakiś mały akwen wodny, stawik czy coś. Jechałem dalej i po chwili spostrzegłem... cywilizacje... zabudowania... No to git, dojade wreszcie gdzieś i skieruje się na te północ Wrocławia. Przy zabudowaniach stał szlaban. Ominąłem i spojrzałem na stojącą przy nim tablice... tak, jechałem przez poligon nie wiedząc o tym ;-) a to niespodzianka
Powrót.
Dalej już nic ciekawego się nie działo. Ten wyjazd z poligonu jest przy jakiejś stadninie koni w Krzyżanowicach. Stąd trafiłem jakoś do Psar. Stamtąd na droge nr 5 i na Wrocław, bo się późno zrobiło. Jak wjechałem do Wrocławia postanowiłem jednak jeszcze pokręcić się po mieście i wracałem mocno okrężną drogą tak że chociaż 50 pękło.
Ogólnie czuć że napęd jest mocno zjeżdzony i musze uważać. Forma jest niezła jak na maj i zajechany rower, ciekawe jaka będzie po przerwie na sesje.
A jak się podoba blog po zmianie barw? Zauważyłem, że nawet barwy masz lepsze to postanowiłem swoje też zmienić ;-) Już niedługo mam nadzieje wziąć się za blog, za rower i za jazde. Tak w połowie czerwca mi sie semestr powinien skończyć.
Coż dzisiaj? No pogoda wyborna, piszę to w poniedziałek, już drugi dzień pada deszcze to pogoda z dnia wyjazdu wydaje się jeszcze bardziej wspaniała. Słońce waliło w kark jak oszalałe, szkoda tylko że zacinał dosyć mocny wiatr. Wpis eksperymantalnie rozbudowany tekstowo... bo wena mnie naszła ;-)
Maksymalna prędkość? Jak mam na liczniku to zapisuje w blogu, może kiedyś będe na to zwracał uwage. Chociaż ostatnio staram się raczej pracować nad jazdą >30kmh niż nad takimi bajerami jak MXS czy AVS...
Do rzeczy MXS 39.9 kmh... bieeeda ;-)
Trasa? niespodzianka, trasa była całkowicie nieprzewidziana i całkowicie zaskakująca. Grupa 'bez celu' nazywa się bez celu, bo choć zazwyczaj nie wiem jaką drogą pojade, to często mam jakiś cel, miasteczko, sklep, cokolwiek. Bez celu oznacza że conajwyżej mam wybrany jakiś azymut, który też nie jest pewny. Tym razem był bardzo niepewny... Nie pojechałem nawet we właściwą strone. Ale od początku.
Przed torami na Psim Polu.
Chciałem pozwiedzać północne krańce Wrocławia których w ogóle nie znam. No jednak daleko, a przejazd przez Wrocław zawsze sprawia mi trudność. Dojechałem na Psie Pole [sorki Tomek że Cie nie odwiedziłem, ale chciałem w teren jechać, czułem wielką potrzebe pośmigania po szutrerach i szutrernych trasach/szutrowych]... No i jak zwykle musiałem się pogubić na Psim Polu... to miejsce mnie przeraża, zawsze mój zmysł orientacji w terenie działa dobrze lub lepiej ale nie na Psim Polu :/ no i sobie pojeździłem... średnia dostała nieźle po tyłku i z 27kmh spadła do 22kmh Pozwiedzałem kilometry Kiełczowskiej i Gorlickiej zanim odkryłem jak przejechać przez tory ;-)
Za torami.
Na wprost całkiem ładną ulicą Okulickiego [ładna ze względu na nawierzchnie oczywiście ;-)] podbijałem sobie średnią jadąc zaraz za sznureczkiem powoli poruszających się samochodów. Po jakimś czasie stwierdziłem, że tak na północ nie dojade ;-) i jak tylko nadarzyła się okazja - ulica Widawska skręciłem. W sumie nie wiem dlaczego, może znowu przez azymut skręciłem kolejny raz w prawo i tym sposobem trafiłem po kilku zakrętach w prawo i kilku w lewo na ulicę Starodębowa, której nazwa sprawiła że postanowiłem nią jechać dalej. Jak to zwykle bywa asfalt mi się skończył, ale nie przejmując się niczym śmigałem dalej. Zmieniał się nawierzchnia [kamule, kamule pod piachem, piach, zarośnięte kamule pod piachem, piach pod zaroślami], zmieniało się otoczenie [zarośla, nieuzytki, łaki, pastwiska, pola, ogródki działkowe, sady, kępki drzew...] ogólnie bajer tylko nawierzchnie nie zmieniała się na lepsze.
Niespodzianka.
Kiedy skończyła się seria ostatnich ogródków działkowych droga we wciąż pogarszającym się stanie [wzrost zatrawienia drogi, większa liczba kolein i zaschniętych rozjeżdżonych przez traktory kałuż] kiedy już prawie stawała się niewidoczna - dotarła wreszcie do innej - nowej nawierzchni... był to beton. Piękne, lśniące szarością płyty betonowe z wystającym spomiędzy nich asfaltem [?] czy inna substancją koloru czarno-szarego. Niespodziewana dla tej nawierzchni struktura sprawiała że zamiast jak to zazwyczaj walnięcia kołem w dziurę przy zmienie płyty tutaj uderzało się nie w dziurę a tą czarną wystającą powierzchnię. Jechało się przednio aż w pewnym momencie zaczęły się zarośla nieco wchodzące gałęziami na drogę... Co tam!? jechałem dalej mimo uderzania w te krzaczory rękami, czasem twarzą. Tym sposobem dojechałem do lasu w którym droga pięknie się rozdwajała. Skręciłem w prawo, bo tam szedł... asfalt! Tak, nie inaczej w samym środku niczego zaczynała się piękna asfaltowa droga, niczym w komorzańskim lesie, choć nowsza i równiejsza... Pozwoliłem sobie depnąć do 30kmh. Po drodze minąłem taki jakiś mały akwen wodny, stawik czy coś. Jechałem dalej i po chwili spostrzegłem... cywilizacje... zabudowania... No to git, dojade wreszcie gdzieś i skieruje się na te północ Wrocławia. Przy zabudowaniach stał szlaban. Ominąłem i spojrzałem na stojącą przy nim tablice... tak, jechałem przez poligon nie wiedząc o tym ;-) a to niespodzianka
Powrót.
Dalej już nic ciekawego się nie działo. Ten wyjazd z poligonu jest przy jakiejś stadninie koni w Krzyżanowicach. Stąd trafiłem jakoś do Psar. Stamtąd na droge nr 5 i na Wrocław, bo się późno zrobiło. Jak wjechałem do Wrocławia postanowiłem jednak jeszcze pokręcić się po mieście i wracałem mocno okrężną drogą tak że chociaż 50 pękło.
Ogólnie czuć że napęd jest mocno zjeżdzony i musze uważać. Forma jest niezła jak na maj i zajechany rower, ciekawe jaka będzie po przerwie na sesje.
prawie Bajkał
Piątek, 16 maja 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: less than 50
Km: | 42.04 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 23.36 |
Pr. maks.: | 44.30 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
no czas już uzupełnić braki w bikelogu... jakoś tak czasu i chęci brakło żeby tutaj wszystko codziennie wpisywać a nie moge powiedzieć że nie jeździłem, zaraz się okaze ile jeździłem... na pewno za mało... ale studiów olac nie moge.
acha, kupiony niedawno w realu licznik to chyba moj najlepszy licznik jaki miałem... sprawnosc cateye [nauczony falconami, mactronicami i innymi wynalazkami ustawiłem rozmiar koła na mniejszy o 10mm od normalnego i co? pokazuje mi za mały przebieg mniej więcej o te 10mm, porównywane do cateye'ów]... no i za 20zł mam licznik z milionem funkcji który w dodatku dobrze działa ;-) polecam. acha i nie oszukuja, uczciwie napisano na opakowaniu ze jest odporny na zachlapania, a nie na deszcz czy wodoodporny.
mxs 44.3 na prostej, ulica swojczycka
pierwsza czesc dystansu, jakieś 4km to dojazd do i z B4 na zajęcia, potem obiad itp i na rower. Celem wyjazdu miał być Bajkał, ale w połowie drogi... no w sumie już przy celu zaczęło potwornie grzmić. Ja ubrany na króciótko, nie spodziewający się opadów a raczej nie przygotowany do opadów i wierzący w swojego farta nie miałem nic przeciwdeszczowego. Na bajkał jak zwykle jechałem wałami, w jednym miejscy pięknego orła wyciąłem, starałem się trzymać tempo >30kmh i sie udawało, ale jak już do lasku dojeżdżałem gdzie zjeżdżam z wałów to na zakręcie wyleciałem ze ścieżynki na trawe... slicki+trawa+30kmh... piękny poślizg i lądowanie na boku ;-) nic sie nie stało na szczęście, trawa jednak lepszy materiał do upadania niż asfalt ;-)
No i nawrót, asfaltem trzymając >34kmh dojechałem do tragicznego korka. Wpadłem na środek ulicy i jade dalej, tempo w okolicy 30kmh [średnia totalnie spadła we wsi w której opuściłem wały i kierowałem się na asfalt... cieżko było go odnaleźć] jak sie korek skonczył byłem już troche zmęczony [i totalnie oblepiony jakimiś muszkami co wcale nie było przyjemne] i tempo już nie rosło do 40kmh, ale trzymałem >30 aż do mostu [jechałem Swojczycką] tam zjechałem na ścieżynę i dalej ostro cisnąc jechałem przed siebie. Aż na most Szczytnicki. Tam wbiłem na asfalt i ostatnim zrywem ustalając mxs do mostu Grunwaldzkiego. Przed mostem w prawo i zacząłem się po mieście włóczyć, nawet trasy nie jestem za bardzo w stanie powtórzyć. Kręciłem tak żeby przez jak najwięcej mostów przejechać. 10 zaliczyłem i wracać zacząłem bo deszczyk zaczął kropić. Zanim dotarłem do akademików już zaczęły lecieć większe krople i nieco zmokłem... ale przejażdżka fajna. Szkoda tylko że na Bajkał nie dotarłem, bo niezłby dziań na jazde miałem, tempo świetne trzymałem.
acha, kupiony niedawno w realu licznik to chyba moj najlepszy licznik jaki miałem... sprawnosc cateye [nauczony falconami, mactronicami i innymi wynalazkami ustawiłem rozmiar koła na mniejszy o 10mm od normalnego i co? pokazuje mi za mały przebieg mniej więcej o te 10mm, porównywane do cateye'ów]... no i za 20zł mam licznik z milionem funkcji który w dodatku dobrze działa ;-) polecam. acha i nie oszukuja, uczciwie napisano na opakowaniu ze jest odporny na zachlapania, a nie na deszcz czy wodoodporny.
mxs 44.3 na prostej, ulica swojczycka
pierwsza czesc dystansu, jakieś 4km to dojazd do i z B4 na zajęcia, potem obiad itp i na rower. Celem wyjazdu miał być Bajkał, ale w połowie drogi... no w sumie już przy celu zaczęło potwornie grzmić. Ja ubrany na króciótko, nie spodziewający się opadów a raczej nie przygotowany do opadów i wierzący w swojego farta nie miałem nic przeciwdeszczowego. Na bajkał jak zwykle jechałem wałami, w jednym miejscy pięknego orła wyciąłem, starałem się trzymać tempo >30kmh i sie udawało, ale jak już do lasku dojeżdżałem gdzie zjeżdżam z wałów to na zakręcie wyleciałem ze ścieżynki na trawe... slicki+trawa+30kmh... piękny poślizg i lądowanie na boku ;-) nic sie nie stało na szczęście, trawa jednak lepszy materiał do upadania niż asfalt ;-)
No i nawrót, asfaltem trzymając >34kmh dojechałem do tragicznego korka. Wpadłem na środek ulicy i jade dalej, tempo w okolicy 30kmh [średnia totalnie spadła we wsi w której opuściłem wały i kierowałem się na asfalt... cieżko było go odnaleźć] jak sie korek skonczył byłem już troche zmęczony [i totalnie oblepiony jakimiś muszkami co wcale nie było przyjemne] i tempo już nie rosło do 40kmh, ale trzymałem >30 aż do mostu [jechałem Swojczycką] tam zjechałem na ścieżynę i dalej ostro cisnąc jechałem przed siebie. Aż na most Szczytnicki. Tam wbiłem na asfalt i ostatnim zrywem ustalając mxs do mostu Grunwaldzkiego. Przed mostem w prawo i zacząłem się po mieście włóczyć, nawet trasy nie jestem za bardzo w stanie powtórzyć. Kręciłem tak żeby przez jak najwięcej mostów przejechać. 10 zaliczyłem i wracać zacząłem bo deszczyk zaczął kropić. Zanim dotarłem do akademików już zaczęły lecieć większe krople i nieco zmokłem... ale przejażdżka fajna. Szkoda tylko że na Bajkał nie dotarłem, bo niezłby dziań na jazde miałem, tempo świetne trzymałem.
odstresowanie
Środa, 14 maja 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: less than 50
Km: | 28.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:19 | km/h: | 21.55 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
kręcenie kilometrów w ramach odstresowania
skalne miasto wf pwr
Niedziela, 11 maja 2008 Kategoria cel: turistas, bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 136.31 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 05:35 | km/h: | 24.41 |
Pr. maks.: | 63.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 63.4kmh
Drugi dzień to niby powrót ale za to jaki powrót. Dzień zaczęliśmy od opuszczenia schroniska Pasterka wjazdem na szlak prowadzący niemal po prostej do granicy... Szlak to może i był ale dla jakichś downhill'owców... nie należe do nich przez co max 30kmh na nim wyciagnałem i to totalnie posrany ze strachu. Od granicy dalej był zjazd ale całe szczęście asfaltem. Jechaliśmy odwiedzić skalne miasto. Kierunek Police nad Metuji a z tamtąd prościuteńko na Teplice nad Metuji. Po drodze niesamowita ciekawostka - patrzysz - widzisz że jest z górki ale tempo nie rośnie, 15kmh i ciezko pedałować... jeden rzut oka za siebie - totalnie pod górkę, wspaniełe oszustwo horyzontu, a już miałem mówić ze nie dam rady jechać w tempie innych... całe szczęście to było pod górę. Skalne miasto bomba. polecam kazdemu. Niestety zakaz wjazdu rowerem, ale przejść z buta nawet SPD te 10 kilometrów to i tak piękna sprawa. Człowiek się przy tym umorduje jakby z 80km trzasnął ;-) Potem chwile jazdy z gromadką i na czoło. Pod Wałbrzychem poczekaliśmy na pościg ładnych pare minut i wjechaliśmy do Wałbrzycha piękniastym ogromnie długaśnym zjaździochem. W Wałbrzych rozstaliśmy się bo tylko ja z Tomkiem [Platon] jechaliśmy dalej rowerkami. Szosa nieee jest zua chłopacy taki mam dla Was przekaz. Trekking to najpiękniejszy rodzaj rowerowania śmigałem z Wami na zjazdach, potem z Tomkiem po szosie... Wszedzie dobrze ale na rowerze najlepiej ;-)
No i dojazd też nam się całkiem ładnie udał. Więcej zjazdów niż podjazdów robi swoje i tempo przez długachne kilometry trzymaliśmy w okolicach ~30kmh. Pięknie się jechało.
szerszy opis wyprawy u Platona
Drugi dzień to niby powrót ale za to jaki powrót. Dzień zaczęliśmy od opuszczenia schroniska Pasterka wjazdem na szlak prowadzący niemal po prostej do granicy... Szlak to może i był ale dla jakichś downhill'owców... nie należe do nich przez co max 30kmh na nim wyciagnałem i to totalnie posrany ze strachu. Od granicy dalej był zjazd ale całe szczęście asfaltem. Jechaliśmy odwiedzić skalne miasto. Kierunek Police nad Metuji a z tamtąd prościuteńko na Teplice nad Metuji. Po drodze niesamowita ciekawostka - patrzysz - widzisz że jest z górki ale tempo nie rośnie, 15kmh i ciezko pedałować... jeden rzut oka za siebie - totalnie pod górkę, wspaniełe oszustwo horyzontu, a już miałem mówić ze nie dam rady jechać w tempie innych... całe szczęście to było pod górę. Skalne miasto bomba. polecam kazdemu. Niestety zakaz wjazdu rowerem, ale przejść z buta nawet SPD te 10 kilometrów to i tak piękna sprawa. Człowiek się przy tym umorduje jakby z 80km trzasnął ;-) Potem chwile jazdy z gromadką i na czoło. Pod Wałbrzychem poczekaliśmy na pościg ładnych pare minut i wjechaliśmy do Wałbrzycha piękniastym ogromnie długaśnym zjaździochem. W Wałbrzych rozstaliśmy się bo tylko ja z Tomkiem [Platon] jechaliśmy dalej rowerkami. Szosa nieee jest zua chłopacy taki mam dla Was przekaz. Trekking to najpiękniejszy rodzaj rowerowania śmigałem z Wami na zjazdach, potem z Tomkiem po szosie... Wszedzie dobrze ale na rowerze najlepiej ;-)
No i dojazd też nam się całkiem ładnie udał. Więcej zjazdów niż podjazdów robi swoje i tempo przez długachne kilometry trzymaliśmy w okolicach ~30kmh. Pięknie się jechało.
szerszy opis wyprawy u Platona
w góry WF PWr
Sobota, 10 maja 2008 Kategoria cel: turistas, bike: flavia, dist: from 50 to 100, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 80.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 20.10 |
Pr. maks.: | 62.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Taaa to co tygryski lubią najbardziej czyli wyjazd dłuższy niż na jeden dzień.
Wf turystyka rowerowa wyjazd 2 dniowy.
6.10 zbiórka na dworcu głównym - średnia dojazdu na dworzec 29.5 kmh... przez pobódke o 5:40 musiałem troszeczke przycisnąć już na starcie ;-)
Oczywiście jak zwykle niezawodna PKP i tym razem musiała zrobić niespodzianke i nie mieliśmy pociągu dojeżdżającego do celu, z Domaszkowa napieraliśmy do Międzylesia rowerkami, szkoda że to tak blisko ;-) Potem piękny podjazd... sporo ludzi odpadło ale nie bardzo mnie interesował ten wynik, ja sobie spkojnie podjechałem i jest ok, znowu nie schodziłem, nadal nie ma asfaltowego podjazdu na ktory nie dałem rady wjechać ;-)
Ogólnie nie ma co opowiadać, to trzeba by samemu przejechać, poczuć te przewyższenia w nogach. SPD tutaj na prawde się przydały, na podjazdach można nawet niezłe tempo trzymać jak sie można powzpomagać ciągnięciem zamiast deptania ;-) Pięknie. Trasa podobna jak w semestrze zimowym tylko troche wydłużona. Wiadomo wtedy padał deszcz jak jasna cholera przeszkadzając w zwiedzaniu. Teraz przy słoneczku wszystko było jeszcze piękniejsze a kazdy podjazd dawał jeszcze więcej frajdy. No i nie musiałem się bać zjazdów po asfalcie, na suchej nawierzchni nie tak łatwo o poślizg i można było czasem przycisnąć do tych 60kmh ;-)
czas dziele tak na oko, bo nie kasowałem licznika po pierwszym dniu a -pamiętałem jedynie dystans.
mxs pierwszego dnie 62.5kmh oficjalnie oczywiście nie przebiłem 50 ;-)
fotuchy u rafala
i na mojej picasie, fotuchy od piotrka
Wf turystyka rowerowa wyjazd 2 dniowy.
6.10 zbiórka na dworcu głównym - średnia dojazdu na dworzec 29.5 kmh... przez pobódke o 5:40 musiałem troszeczke przycisnąć już na starcie ;-)
Oczywiście jak zwykle niezawodna PKP i tym razem musiała zrobić niespodzianke i nie mieliśmy pociągu dojeżdżającego do celu, z Domaszkowa napieraliśmy do Międzylesia rowerkami, szkoda że to tak blisko ;-) Potem piękny podjazd... sporo ludzi odpadło ale nie bardzo mnie interesował ten wynik, ja sobie spkojnie podjechałem i jest ok, znowu nie schodziłem, nadal nie ma asfaltowego podjazdu na ktory nie dałem rady wjechać ;-)
Ogólnie nie ma co opowiadać, to trzeba by samemu przejechać, poczuć te przewyższenia w nogach. SPD tutaj na prawde się przydały, na podjazdach można nawet niezłe tempo trzymać jak sie można powzpomagać ciągnięciem zamiast deptania ;-) Pięknie. Trasa podobna jak w semestrze zimowym tylko troche wydłużona. Wiadomo wtedy padał deszcz jak jasna cholera przeszkadzając w zwiedzaniu. Teraz przy słoneczku wszystko było jeszcze piękniejsze a kazdy podjazd dawał jeszcze więcej frajdy. No i nie musiałem się bać zjazdów po asfalcie, na suchej nawierzchni nie tak łatwo o poślizg i można było czasem przycisnąć do tych 60kmh ;-)
czas dziele tak na oko, bo nie kasowałem licznika po pierwszym dniu a -pamiętałem jedynie dystans.
mxs pierwszego dnie 62.5kmh oficjalnie oczywiście nie przebiłem 50 ;-)
fotuchy u rafala
i na mojej picasie, fotuchy od piotrka
na uczelnie i wały
Piątek, 9 maja 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: less than 50
Km: | 22.77 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:12 | km/h: | 18.98 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 48.8
bankowo na uczelnie, a co potem? pewnie po wałach wokół wyspy, tak mi dystans podpowiada ;-)
bankowo na uczelnie, a co potem? pewnie po wałach wokół wyspy, tak mi dystans podpowiada ;-)
Bajkał
Czwartek, 8 maja 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: less than 50
Km: | 29.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:08 | km/h: | 26.33 |
Pr. maks.: | 37.60 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 37.6kmh
tak szczerze mowiac nie pamietam gdzie... pewnie na Bajkał ;-)
tak szczerze mowiac nie pamietam gdzie... pewnie na Bajkał ;-)