na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

cel: treningowo

Dystans całkowity:4361.09 km (w terenie 406.50 km; 9.32%)
Czas w ruchu:160:30
Średnia prędkość:27.17 km/h
Maksymalna prędkość:72.66 km/h
Suma podjazdów:6150 m
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:64.13 km i 2h 21m
Więcej statystyk

Kąty-Oława

Sobota, 10 maja 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: bez celu, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: piosnka
Km: 106.36 Km teren: 0.00 Czas: 03:52 km/h: 27.51
Pr. maks.: 45.61 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 90m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj na szosowo. Pogoda dopisała, ale nieco za zimno na krótki rękaw, dlatego jeszcze opalenizny nie będzie. Sukces, bo nie padało przez cały dzień - tak jeszcze w maju nie było.

Od wyjazdu z wrocławia silny wmordewiatr. Najpierw cisnę ostro 33kmh, dość szybko spadam na 31 i tak trzymam dosyć długo... ale po jakichś 15km mam dość i mocno spadam. Z trudem utrzymuję 26km/h... Forma tragiczna.

Po nawrocie na kierunek z wiatrem chwilę mi zajmuje zanim jestem w stanie jechać normalnie. Po krótkim czasie lecę swobodnie 42km/h. Zaczynam się jednak męczyć... a wcale wiele km nie ma jeszcze ujechanych. Stwierdzam, że można by wreszcie posłuchać Tomka i na początek sezonu jazda w tlenie. Jadę więc dalej już spokojnie.

Dogania mnie kolarz którego odstawiłem na wylocie z Wrocławia, siadam na koło. Po kilometrze rozkręcił mnie i wychodzę na zmianę... baaaardzo długą. Przy jakimś mikro podjeździe wyleciał do przodu - utrzymałem koło, a on na szczycie zdechł - poleciałem sobie do przodu. Dogonił mnie na przejeździe kolejowym gdzie zwolniłem prawie do zera (hehe, karbon szosa - trzeba oszczędzać). Potem się rozjechaliśmy - on na Wrocław skręcił, ja na Oławę.

Do Oławy było z wiatrem - średnia się zrobiła 30.3 na trochę ponad 60km, co było wynikiem niezłym biorąc pod uwagę początek pod wiatr.

Od Oławy znów pod wiatr. Było baaardzo ciężko, starałem się trzymać 26-27km/h. Jakoś to wychodziło, niezbyt równo, bo i wiatr nie wiał równomiernie - trzymałem się w granicach 24-30km/h

Przez Wrocław jechałem centrum, żeby na pewno nabić 100km. Ogólnie bardzo dobrze się jechało z wiatrem, reszta... jakoś... czekam na lepsze warunki pogodowe, żeby ocenić jak bardzo jest źle.

Pierwsza setka tego roku... pewnie jedna z niewielu, bo zdziadziałem xD

A w głowie przez większą część trasy słyszałem piosenkę T.Love - bo w piątek byłem na ich koncercie na tekach. Energia!


tak żeby nie zapomnieć

Niedziela, 5 stycznia 2014 Kategoria dist: less than 50, cel: treningowo, bike: blurej, baza: Wrocław
Km: 25.57 Km teren: 10.00 Czas: 01:01 km/h: 25.15
Pr. maks.: 35.55 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 50m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Żeby nie zapomnieć jak się jeździ wyskoczyłem pohasać po okolicy. Zaliczone 8 podjazdów na Górkę Skarbowców z beznadziejnym tempem ;-)

Mietków-Sady

Niedziela, 20 października 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: 129.23 Km teren: 20.00 Czas: 05:02 km/h: 25.67
Pr. maks.: 52.69 Temperatura: 21.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Jakoś tak się wczoraj udało zgadać na wspólny wyjazd z ludkami z bloga - dołączyliśmy do WFu prowadzonego przez mgr Janusza Gryszko (chwała!) a padło dziś na trasę kończącą wf - zapora w Mietkowie. Trasa w pobliże Ślęży więc był pomysł żeby zaharpaganić na szczyt - stąd mtb.

Grupa raczej słaba, ale piknikowe tempo mi nie przeszkadzało. Jechaliśmy sobie na końcu rozmawiając. Dopiero przed Kątami szybki atak, no ale że do Kątów blisko to nie udało się zrobić jakiejś wielkiej przewagi. Na postoju w Kątach poprowadziliśmy akcję ratunkową - jeden z zapisanych na wf zerwał łańcuch nieopodal przystanku w Rynku. Ostatecznie i tak postanowił wrócić do Wrocławia pociągiem albo zamówioną pomocą a my pomknęliśmy z grupą dalej.

Z rynku w Kątach wyruszyliśmy nieco później niż grupa. Ta wolna grupa zrobiła nieoczekiwanie sporą przewagę. Tutaj też odpadł nam jeden kolega - kontuzja kolana nie doleczona się odezwała i musiał skapitulować (choć chciał walczyć, ale widać było, że nic z tego nie będzie, z takim bólem się nie wygra).

Powoli doszliśmy grupę i... poszedł mocny atak na zjeździe. Ja po sporej zmianie pod wiatr nie dałem rady i straciłem koło. Atak prowadził człowieczek na szosie, co nieco mnie rehabilituje w moich oczach. Jednak mimo silnego wiatru w twarz trzymałem dystans i doszedłem 3 osobową ucieczkę. Podreperowałem tętno jadąc na ogonie aż zaczął się jakiś podjeździk. Postąpiłem równie wrednie wobec kolegi na szosie jak wcześniej postąpiono wobec mnie - dałem mocną zmianę i go urwałem :) Ale wredna małpa ze mnie.

Do Mietkowa i Bożygniewu dotarliśmy sporo przed grupą, posiedzieliśmy na zaporze oczekując reszty a gdy Ci nadjechali podjechaliśmy na nabrzeże z plażą i molem. Tam popasik. Wśród piasku plaży, dźwięku fal, skąpani w promieniach słonecznych, z widokiem na Ślężę... ehhh tak przyjemnie, można by tam zostać.

Mimo sporych wątpliwości (już spory dystans, dość późna pora) ruszyliśmy w stronę podjazdu na Ślężę. Pogubiliśmy jednak trasę i aby wrócić w stronę Ślęży jechaliśmy jakimiś polnymi drogami. Potem przez wioski bez asfaltu (bruk) by wreszcie dotrzeć wprost do Białej pod Sadami (jak to zwykle bywa, z wielkiego zagubienia wraca się wprost do celu). Zrobiło się jednak na tyle późno (mieliśmy przednie i tylne światło na trzech) i tak długo jechaliśmy na sucho i w głodzie, że odpadł nawet pomysł wjazdu na Tąpadła.

Popas pod PoloMarketem w Sobótce odnowił siły na tyle, że trasę Sobótka Wrocław zrobiliśmy 35ką ze średnią 37? Wiatr dla odmiany pchał nas do przodu, ale i tak zdrowe tempo.

Potem przejechałem jeszcze z pozostałymi przez cały Wrocław by wrócić robiąc pętlę po Wielkiej Wyspie.

Na Moście Milenijnym skropił mnie zapowiadany w prognozach deszcz. Trzeba przyznać, że tak dobrej pogody nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Słońce, >20C - aż musiałem zdjąć nogawki i buffa z szyi bo było mi za gorąco.

Krótko - dzięki wszystkim uczestnikom za wyborny wyjazd i prześwietne wykorzystanie jednego z ostatnich (jak nie ostatniego) letniego (mimo jesieni w kalendarzu) dnia tego roku.

Wzgórza Trzebnickie: Prusice

Sobota, 28 września 2013 Kategoria opis: nie sam, dist: 100 and more, cel: treningowo, bike: kuota, baza: Wrocław Uczestnicy
Km: 112.66 Km teren: 0.00 Czas: 03:46 km/h: 29.91
Pr. maks.: 71.10 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 820m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Akurat przygotowałem sobie obiad, gdy zadzwonił Tomek i zaproponował przejażdżkę po Wzgórzach Trzebnickich. Ogólnie i tak planowałem po obiedzie wyskoczyć gdzieś na rower - tyle, że raczej w miasto i las, bo najcieplej to jednak nie było (16C na starcie, więc niby ciepło).

Początek po płaskim jechało mi się średnio, bo pod wiatr było. Potwierdziło się też że jak zimno to się męczę miliard razy bardziej.Jak tylko zaczęły się podjaździki to jechało mi się zaprawdę niełatwo. W Trzebnicy miałem już ochotę jechać z powrotem, bo w takich warunkach to dystans 80km jest już całkiem zadowalający. No ale pojechaliśmy dalej na Prusice. Tam pomyliliśmy drogę by wrócić do Oborników a stamtąd do Trzebnicy i powrót tą samą trasą. W Trzebnicy popas, ja byłem już zupełnie suchy a Tomek głodował. Już przed Trzebnicą zaczyna robić się chłodno, by w okolicach Pasikurowic zrobiło się 11C.

Na końcówce ledwo pod Gądowiankę podjechałem. Przez miasto trzeba było z siebie żyły wyprówać żeby średniej za bardzo nie wytracić. Ale na Gądowiankę sił już nie starczyło i wturlałem się 18km/h.

Dojechałem całkowicie zmasakrowany. Dzisiaj boli mnie gardło. Ale przejażdżka sumarycznie udana.

Wpis u Tomka, można tam trasę zobaczyć

trasa sniadania mistrzow

Wtorek, 3 września 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: treningowo, dist: from 50 to 100
Km: 50.43 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 26.78
Pr. maks.: 53.75 Temperatura: 17.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 60m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Pogubiłem się i nie przejechałem trasy jak należy.

Ogólnie trasa ciekawa, szczególnie pierwsze i ostatnie kilometry - super nawierzchnia i w miarę równo, zmarszczki pokonuje się rozpędem. Ale są i elementy które mi nie podpasowały na czasówke. Podjazd w Brzezince strasznie czuć po zrobieniu kilku kilometrów ze średnią ~40 km/h. Zdechłem totalnie i jechałem ~22 km/h mimo, że tam niby ledwo 3% jest na paru metrach. Na betonie nie dam rady jechać normalnie i w ogóle na dziurach przez Brzezinkę Średzką - też poniżej 30. Po objechaniu trasy prędzej bym tam na mtb startował niż na szosie - mniejsza konkurencja i przyjemniejsza jazda :)

Kąty -> Oława

Sobota, 31 sierpnia 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: piosnka
Km: 109.88 Km teren: 0.00 Czas: 03:24 km/h: 32.32
Pr. maks.: 45.16 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 368m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Nie miałem pomysłu na trasę, a lato się kończy i trzeba coś pojeździć. Niestety Blurej leży i czeka na napęd i opony zdatne do jazdy po czymś innym niż leśny hardkor.

Więc siadłem na szosę i pojechałem przed siebie. A że przed siebie to zwykle jak najkrótszy wyjazd z miasta to wyjechałem na Smoleń. Tam kierując się na dobre asfalty, jak zwykle pojechałem na Kąty Wrocławskie. Przez resztę wycieczki kierowały mną granatowe chmury na horyzoncie.

Pierwsze 30km zrobiłem w 56:06, przy czym mogło być szybciej. Specjalnie się hamowałem, bo już wiem, że na szosie dużo łatwiej jedzie się w trupa i nagle odcina tak, że przyzwoicie się jechać nie da. Kolejne 30km było trochę kryzysowe mimo to, bo zaczęła się jazda nieco pod wiatr. Było też kilka zmarszczek no i sporo porowatego asfaltu na którym strasznie trzęsie. Mimo to udało się zrobić czas 1:54:38 na 60km. Trzecia trzydziestka wyszła jednak zaskakująco dobra. Od Oławy do Jelcza praktycznie bez przerwy szło tempo 36km/h. Bardzo równy asfalt (na kilkunasto centymetrowym pasku jezdni, ale jednak). Potem doszedł do tego las osłaniający przed powiewami i leciało się doprawdy zacnie. Takie tempo aż pod sam Wrocław, gdzie gdzieś już chyba w Swojczycach przejeżdżam 90 kilometr wycieczki, czas - 2:50:18! Niewiele brakło do pobicia życiówki na 30km (co prawda ustanowionej na mtb). Po wjeździe w miasto średnia zaczęła niestety spadać. Kolejne postoje na światłach, mimo ambitnego kręcenia średnią psuły. Mimo, że dawałem do 40km/h bo siły były to odcinki między światłami były za krótkie, żeby odrobić stratę związaną z zatrzymywaniem się. A niestety lecąc 40km/h trafia się zawsze na czerwone. Ostatecznie wypiąłem licznik gdzieś pod koniec Legnickiej, żeby całkiem średniej nie zepsuć i przełączyłem się w tempo bardzo spokojne (~25km/h) żeby przepłukać na spokojnie żyły po tym wysiłku. Jednak niewiele to dało, bo dziś bolą mnie łydki (spisywane następnego ranka).

Ogólnie ładnie wyszło, a nadmiar mocy po 60km to ciekawe zjawisko - podobne odczucia miałem przy ostatniej jeździe z bratem. Po 50km napierania zaczęło mi się dziwnie lekko jechać i czułem, że mogę drugie tyle dokręcić z taką samą średnią. Teraz okazało się, że to fakt, a co więcej, po 100km wciąż czułem, że jeszcze 50 bym tak spokojnie zrobił.

Acha, tuż przed wyjazdem zamontowałem do Kuoty przystawkę do Sigmy, która udało mi się wielkimi trudami zdobyć za rozsądniejsze pieniądze - 24 pln. Co prawda nie na drugi rower, bo tego to chyba w ogóle nie da się dostać i bez otworów na kadencję i inne dodatki, ale działa - a to najważniejsze.

Jeszcze trasa - jej narysowanie trochę rozjaśniło mi dlaczego od Oławy tak przyjemnie się jechało - z górki było :)


Dawno nie wrzucałem muzyczki, więc dziś odnowię ten zwyczaj - polecam, ciekawe rytmy

szoszowo

Sobota, 17 sierpnia 2013 Kategoria baza: Byczyna, bike: kuota, cel: treningowo, dist: from 50 to 100, opis: nie sam Uczestnicy
Km: 50.86 Km teren: 0.50 Czas: 01:34 km/h: 32.46
Pr. maks.: 48.76 Temperatura: 28.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś nie za bardzo miałem ochotę na jazdę, jednak brat namówił mnie żeby się przejechać.

wpis u brata

Z braku ochoty oszczędzałem się przez pierwsze kilka kilometrów, ale droga Chruścin -> Bolesławiec rozbestwiła mnie odrobinkę.

W Bolesławcu zachciało mi się odwiedzić wieżę. Wpadło trochę terenu na podjazd na wieżę. Posiedzieliśmy trochę na fragmencie muru. Wejście na wieżę było otwarte, ale jakoś w Polsce trudno mi zostawić rower za 5 tysiaków bez opieki więc nie skorzystałem (przez co troszkę smutłem, szczególnie, że fajne dziewoje wbijały akurat na wieżę). Aby nie było za nudno zgubiłem gdzieś na podjeździe rękawiczkę - całe szczęście wspomniane dziewoje podpowiedziały gdzie szukać i po kilkuminutowych poszukiwaniach udało się zgubę odnaleźć. Z Bolesławca ruszyliśmy już zdecydowanie raźniejszym tempem.

Tylko na najmocniejszej górce przed Mieleszynem prędkość spadła <30 ale zatrzymała się na 27km/h. Za to od górki i dalej cały odcinek Mieleszynek->Klatka lecieliśmy >40km/h (tam też max speed wycieczki).

Takie tempo zmęczyło mnie już jednak i potem na odcinku leśnym na Łękę Opatowską podjazdy dość mocno mnie męczyły. Główną dopiero pierwsza górka przed Byczyną zbiła tempo <30 (ponownie około 27km/h), natomiast następna poszła "z blatu" i był moment na >40 km/h ;-)

Ogólnie w szoku jestem, że brachol tak mocne tempo utrzymał bez większego uszczerbku na zdrowiu i koła nie stracił ani na chwilę. Niby wiele nie jeździ ale trzeba przyznać, że mocny jest.

Wykreśliłem sobie trasę, żeby profil wysokości oszacować (podjazd na wieżę w Bolesławcu zastąpiłem pętlą przez wioskę).

Sroda z Pralkarzami

Środa, 17 lipca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: nie sam Uczestnicy
Km: 102.18 Km teren: 0.00 Czas: 03:25 km/h: 29.91
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 672m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Tomek namówił mnie na jeżdżenie ze ścigantami... i sam się spóźnił na przejażdżkę.

Podmęczony wczorajszym targaniem nie czułem się na siłach od samego startu. Do Pasikurowic dotarłem jednak dość żwawo - widmo spóźnienia sprawiło, że jechałem aby dojechać, najwyżej od razu mnie urwą. Tak na prawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać...

Wyjazd 16:58, w Pasikurowicach byłem 17:35. Peleton miał dotrzeć do Pasi o 17:45, ale dopiero jak wyjechałem z Pasikurowic sprawdziłem zegarek i okazało się że nie muszę gonić, a nawet mogę zawrócić. Zawróciłem i powoli potoczyłem się w przeciwnym kierunku. Gdzieś w środku Pasikurowic zatrzymałem się podnieść siodełko o 1cm, bo coś mi sztyca wjeżdża w ramę o czym już wspomniałem. Peleton zobaczyłem około 17:50. Jazda w takiej grupie jest szybka, nawet bardzo szybka a co najlepsze dopóki nie jest pod górkę jakoś specjalnie to nie jest to szczególnie odczuwalne w nogach. Jedynie jak się zmianę daje, do czego zostałem zachęcony kilkukrotnie i nie mogłem się odnaleźć i odmówić to czuć i to bardzo.

Ostatecznie i nieodwracalnie peleton urwał mnie na samym początku premii górskiej na Skotniki, tak skutecznie, że pomimo tego iż po niej ponoć czeka się na maruderów, to ja już nikogo nie uświadczyłem... do tego pomyliłem drogę i zacząłem się wracać w kierunku Trzebnicy. Zrobiłem sobie jeszcze jeden postój na poprawienie sztycy i podniesienie jej o 3cm - bo gdzieś o tyle opadła... wkurzające to, muszę klucz dynamometryczny załatwić i dowalić temu karbonowi pod limit, albo opracować coś innego co sprawi, że sztyca pozostanie w jedynej słusznej pozycji. Ogólnie rower pasuje mi z każdą jazdą coraz bardziej, dlatego wolę rozwiązać problemy niż kombinować z oddawaniem czy coś.

Chwilę za premią górską i tak skończyło mi się pićku przez co tempo też gdzieś o 1-2km/h spadło, ale turlałem się na chatę. Pod klatkę dotarłem spowrotem o 20:35. Na ostatnich kilometrach miałem problem wyprzedzić gościa na mtb, po czym wnioskuję, że prędkość może mi aż poniżej 30kmh spadła, bo raczej aż tak nie zapierdzielał.

Ogólnie zmasakrowany, jutro przerwa od jeżdżenia.

Jak można wyczytać, czas jazdy oraz dystans są szacowane. Albo raczej, dystans wyznaczyło mi gpsies, a czas jazdy to w zasadzie czas wycieczki minus ~kilka minut, na ile oceniłem 2 przystanki które miałem.

tutaj trasa

klasycznie, po wałach

Wtorek, 7 maja 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: treningowo, dist: less than 50, opis: foto
Km: 37.11 Km teren: 7.00 Czas: 01:22 km/h: 27.15
Pr. maks.: 46.07 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 40m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj wariant minimalny, bo po wczorajszym uzupełnianiu bs:
-za późno położyłem się spać
-za późno wstałem
-za późno dotarłem do pracy
-za późno z niej wyszedłem
-i ostatecznie za późno wyruszyłem na trasę.

Po wczorajszej bardzo raźnej jeździe dziś zupełnie brakowało świeżości. Jechało mi się fatalnie... znaczy sama jazda całkiem przyjemna była. Sporo ładnych dziewczyn biegało po wałach. Na prawdę przyjemnie się w takich warunkach jedzie. Jednak - brakowało mi mocy na tych odcinkach gdzie nie było niczego przyjemnego do obserwowania.

Ogólnie warunki niemal identyczne do tych wczorajszych, po starcie wiatr na twarz, końcówka z wiatrem w plecy. Dodatkowo miałem dziś lepszą ekipę motywującą: -najpierw facet trzymał 32kmh pod wiatr i pod milenijny :) ale zjadłem go przed końcem mostu
-następnie dwóch "pr0" ubranych panów chciało mnie łyknąć na Osobowickiej, ale dali spokój jak nie spadałem z 32kmh
-już przed samym końcem zaskoczenie z leksza - gościu 2m wzrostu, 400cm w barach, długie czarne kłaki, broda, czarne dżinsy, czarny bezrękawnik, wielki 29er na chyba 2.5" kapciach i napiera 37kmh od świateł wzdłuż Legnickiej. Facet taki wielki, że bez trudu za nim taką prędkością jadę - praktycznie bez pedałowania - samo zasysa. Niestety wytrzymał tak tylko przez 2 światła. Jak spadł na 30kmh to wyskoczyłem na zmianę, ale nie utrzymał nawet 32kmh i ostatecznie gdy przeleciałem na czerwonym w ogóle straciłem go z oczu.

Najważniejsze na koniec, moje dzisiejsze odkrycie, najlepiej wydane 5.88zł w życiu


PO-LE-CAM!

Wro - Byc

Sobota, 13 października 2012 Kategoria bike: blurej, cel: treningowo, dist: 100 and more
Km: 119.19 Km teren: 10.00 Czas: 04:55 km/h: 24.24
Pr. maks.: 48.40 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Przejazd na klasycznym odcinku - z Wrocławia do Byczyny. Tyle, że w tak zachodnich partiach Wrocławia jeszcze nie mieszkałem, praktycznie całe miasto należało pokonać i tak dystans wzrósł dość znacząco.

Ogólnie późno wyjechałem i trzymałem raczej spokojne tempo. Wiatr wiał głównie z boku, z południa, im później tym bardziej na twarz a więc ze wschodu - jednak siła jego wyraźnie słabła z czasem.

W Namysłowie pod Lidlem pierwszy i jedyny popas na trasie. Od popasu jadę na światłach, bo już po chwili robi się szarówka. Po posiłku jedzie się raźniej szczególnie, że za plecami widać było błyski i słychać grzmoty... tak, dziwny to rok, że burze jesienią się zdarzają.

Ogólnie to wyjazd w 17C a dojazd w okolicach 6C - tak się już ochładza...

Tyle.

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum