Wpisy archiwalne w kategorii
baza: Wrocław
Dystans całkowity: | 19607.14 km (w terenie 2057.50 km; 10.49%) |
Czas w ruchu: | 753:44 |
Średnia prędkość: | 22.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.66 km/h |
Suma podjazdów: | 15478 m |
Liczba aktywności: | 802 |
Średnio na aktywność: | 24.45 km i 1h 11m |
Więcej statystyk |
tur de wały++
Wtorek, 10 czerwca 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam, opis: piosnka
Km: | 57.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 21.34 |
Pr. maks.: | 38.01 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 120m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca, z pracy i po wałach. Przy czym po wałach z siostrą.
Ogólnie tempo wypoczynkowe, ale trasa po wałach wzbogacona o wszelkie wzgórza, góreczki i wiadukty jakie się tylko dało zrobić, niektóre 2 razy zanim siostra podjechała raz ;-) Trasa nieco pokomplikowana przez remonty, szczególnie odcinek po wałach miał inny przebieg niż chciałem.
Ciepło, ale już nie skwar, rower dawał przyjemny chłodek owiewającego ciało powietrza. Zapasznie i ogólnie przyjemnie, świetny wieczór na rower.
I na koniec piosnka.
Ogólnie tempo wypoczynkowe, ale trasa po wałach wzbogacona o wszelkie wzgórza, góreczki i wiadukty jakie się tylko dało zrobić, niektóre 2 razy zanim siostra podjechała raz ;-) Trasa nieco pokomplikowana przez remonty, szczególnie odcinek po wałach miał inny przebieg niż chciałem.
Ciepło, ale już nie skwar, rower dawał przyjemny chłodek owiewającego ciało powietrza. Zapasznie i ogólnie przyjemnie, świetny wieczór na rower.
I na koniec piosnka.
Kąty-Oława
Sobota, 10 maja 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: bez celu, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: piosnka
Km: | 106.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:52 | km/h: | 27.51 |
Pr. maks.: | 45.61 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 90m | Sprzęt: kuota | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj na szosowo. Pogoda dopisała, ale nieco za zimno na krótki rękaw, dlatego jeszcze opalenizny nie będzie. Sukces, bo nie padało przez cały dzień - tak jeszcze w maju nie było.
Od wyjazdu z wrocławia silny wmordewiatr. Najpierw cisnę ostro 33kmh, dość szybko spadam na 31 i tak trzymam dosyć długo... ale po jakichś 15km mam dość i mocno spadam. Z trudem utrzymuję 26km/h... Forma tragiczna.
Po nawrocie na kierunek z wiatrem chwilę mi zajmuje zanim jestem w stanie jechać normalnie. Po krótkim czasie lecę swobodnie 42km/h. Zaczynam się jednak męczyć... a wcale wiele km nie ma jeszcze ujechanych. Stwierdzam, że można by wreszcie posłuchać Tomka i na początek sezonu jazda w tlenie. Jadę więc dalej już spokojnie.
Dogania mnie kolarz którego odstawiłem na wylocie z Wrocławia, siadam na koło. Po kilometrze rozkręcił mnie i wychodzę na zmianę... baaaardzo długą. Przy jakimś mikro podjeździe wyleciał do przodu - utrzymałem koło, a on na szczycie zdechł - poleciałem sobie do przodu. Dogonił mnie na przejeździe kolejowym gdzie zwolniłem prawie do zera (hehe, karbon szosa - trzeba oszczędzać). Potem się rozjechaliśmy - on na Wrocław skręcił, ja na Oławę.
Do Oławy było z wiatrem - średnia się zrobiła 30.3 na trochę ponad 60km, co było wynikiem niezłym biorąc pod uwagę początek pod wiatr.
Od Oławy znów pod wiatr. Było baaardzo ciężko, starałem się trzymać 26-27km/h. Jakoś to wychodziło, niezbyt równo, bo i wiatr nie wiał równomiernie - trzymałem się w granicach 24-30km/h
Przez Wrocław jechałem centrum, żeby na pewno nabić 100km. Ogólnie bardzo dobrze się jechało z wiatrem, reszta... jakoś... czekam na lepsze warunki pogodowe, żeby ocenić jak bardzo jest źle.
Pierwsza setka tego roku... pewnie jedna z niewielu, bo zdziadziałem xD
A w głowie przez większą część trasy słyszałem piosenkę T.Love - bo w piątek byłem na ich koncercie na tekach. Energia!
Od wyjazdu z wrocławia silny wmordewiatr. Najpierw cisnę ostro 33kmh, dość szybko spadam na 31 i tak trzymam dosyć długo... ale po jakichś 15km mam dość i mocno spadam. Z trudem utrzymuję 26km/h... Forma tragiczna.
Po nawrocie na kierunek z wiatrem chwilę mi zajmuje zanim jestem w stanie jechać normalnie. Po krótkim czasie lecę swobodnie 42km/h. Zaczynam się jednak męczyć... a wcale wiele km nie ma jeszcze ujechanych. Stwierdzam, że można by wreszcie posłuchać Tomka i na początek sezonu jazda w tlenie. Jadę więc dalej już spokojnie.
Dogania mnie kolarz którego odstawiłem na wylocie z Wrocławia, siadam na koło. Po kilometrze rozkręcił mnie i wychodzę na zmianę... baaaardzo długą. Przy jakimś mikro podjeździe wyleciał do przodu - utrzymałem koło, a on na szczycie zdechł - poleciałem sobie do przodu. Dogonił mnie na przejeździe kolejowym gdzie zwolniłem prawie do zera (hehe, karbon szosa - trzeba oszczędzać). Potem się rozjechaliśmy - on na Wrocław skręcił, ja na Oławę.
Do Oławy było z wiatrem - średnia się zrobiła 30.3 na trochę ponad 60km, co było wynikiem niezłym biorąc pod uwagę początek pod wiatr.
Od Oławy znów pod wiatr. Było baaardzo ciężko, starałem się trzymać 26-27km/h. Jakoś to wychodziło, niezbyt równo, bo i wiatr nie wiał równomiernie - trzymałem się w granicach 24-30km/h
Przez Wrocław jechałem centrum, żeby na pewno nabić 100km. Ogólnie bardzo dobrze się jechało z wiatrem, reszta... jakoś... czekam na lepsze warunki pogodowe, żeby ocenić jak bardzo jest źle.
Pierwsza setka tego roku... pewnie jedna z niewielu, bo zdziadziałem xD
A w głowie przez większą część trasy słyszałem piosenkę T.Love - bo w piątek byłem na ich koncercie na tekach. Energia!
praca
Wtorek, 1 kwietnia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 40.37 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 25.50 |
Pr. maks.: | 39.37 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 70m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Środa, 12 marca 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50, opis: nie sam
Uczestnicy
Km: | 48.99 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 24.50 |
Pr. maks.: | 40.06 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 70m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Wtorek, 11 marca 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 50m | Sprzęt: czerwony | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Piątek, 7 marca 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 40m | Sprzęt: czerwony | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Wtorek, 4 marca 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: czerwony | Aktywność: Jazda na rowerze |
brrr zimno
Niedziela, 26 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: piosnka
Km: | 32.70 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:32 | km/h: | 21.33 |
Pr. maks.: | 34.28 | Temperatura: | -11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 100m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj jakoś brakło mocy ale dziś trzeba było się wyrwać chociaż na chwilę.
Sprzęt
Zimno, ale w końcu mam nowe ochraniacza na buty, nowe rękawiczki (już nieco porwane na łańcuchach na Śnieżce), nowe spodnie do biegania, które ubieram na spodenki z wkładką, nową baterię w liczniku (bo poprzednia padła w środku ostatniej przejażdżki) i nową lampkę na tył (MacTronic WALLe) więc jak mógłbym tego wszystkiego nie wykorzystać?
Start
Plan był bardzo klasyczny - wpaść na wały na Wielkiej Wyspie i zrobić pętlę. Jedna z niewielu tras które mi się nigdy nie znudzą, ale w sumie nie dziwne, bo to trochę jak na Waryńskiego w Kluczborku, bierze tam człowieka dziw. Pierwsze wrażenie po wyjściu z domu: bardzo dobrze się ubrałem, lekki chłód przed startem i tuż po starcie robi się przyjemnie. Skoro dobrze się ubrałem to można jechać na wały, powinienem godzinę przetrzymać w tym mrozie. Na początek skierowałem się Powstańców Śląskich i Armii Krajowej, żeby szybko i wygodnie zmienić stronę miasta.
Recenzja rękawiczek
Gdy dojeżdżam do Krakowskiej jest mi już zimno w dłonie. Rękawiczki sprawdzają się więc w temperaturze od -2 do +12, najlepiej około 5C. Na Śnieżce przy -1 było idealnie, no ale rower to jednak zupełnie inne wianie jest. To tak w ramach recenzji sprzętu - ogólnie polecam, bardzo wygodnie. Miałem przy sobie rękawiczki na ekstremalne warunki zabrane na wszelki wypadek (bo spodziewałem się że takie cieniutkie rękawiczki nie wyrobią). Mimo, że byłem na to przygotowany postanowiłem olać jazdę przez Trestno i skrócić trasę jadąc przez Kładkę Zwierzyniecką.
Wały
Trasa po wałach w udeptanym śniegu i lodzie. Było parę momentów, że wywrotka wisiała w powietrzu kiedy koło uślizgnęło się na koleinie albo na tafli kałuży na którą zbyt agresywnie najechałem. Obyło się jednak bez wywrotek, choć na jednej kałuży ktoś niewątpliwie poległ na co wskazywały ślady lądowania na śniegu i piękne wytarte ścieżku w śniegu.
Dziw
W drodze na wałach musiałem się wykazać swoimi zdolnościami tresury psów. Już tutaj odpowiem na pytanie które być może się pojawiło właśnie, nie, wyjątkowo nie dotyczyło to nauki psów, że rowerzystów się nie goni. Otóż jak to było. Jadę sobie spokojnie bo akurat takie kałużowe miejsce - czyli lodu sporo. Nie rozglądam się za bardzo tylko skupiam na tym, żeby orła nie wyciąć, więc nie bardzo orientuję się co się dzieje poza ścieżką. Jedynie gdzieś kątem ucha wyłapuję okrzyki, zapewne bawiących się dzieci, bo sporo wcześniej mijałem miejsc gdzie na oko 5-10 latki na sankach zjeżdżały z wałów.
Gdy dojeżdżam do ludzików blisko słyszę: "Proszę Pana! Niech Pan pomoże" - pierwsza myśl: jak ja nie lubię jak się na mnie mówi per "Pan" - trochę dziwne, no ale byłem całkiem oderwany od rzeczywistości innej niż lód pod kołami, tarcie na oponach i balans ciała. Druga myśl: pewnie jakaś debilna zabawa i zaraz wepchną mi jedno pod koła - trzeba zwolnić żeby nie przyorać zębami w taflę i nie połamać amortyzatora na dziecku. Wiadomo, jak się zwolni to kąt widzenia dramatycznie rośnie, dlatego od razu wpadają mi w kąt oka: hmm, czyżby bójka i wołanie o pomoc jest od bitego - trzeba będzie stanąć. Gdy prędkość jest bliska zeru mam możliwość dokładniejszej oceny sytuacji. Pierwszy rzut oka: wtf? Psy się ruchają i chcą żebym je rozdzielać pomagał? No autentycznie tak to wyglądało. Dwie gimbazjalistki próbujące rozdzielić psy. No dobra i tak już się miałem zatrzymać więc niech i to nawet będą ruchające się psy. Nie do końca ogarniam jednak, co się dzieje więc pytam "a co się dzieje?". Opis robię tutaj obszerny, ale wszystkie te wydarzenia, myśli i słowa wydarzyły się mniej więcej tak, że moje pytanie padło z sekundę po prośbie czy też żądaniu pomocy.
Co więc się faktycznie wydarzyło? Otóż jeden piesek postanowił zjeść drugiego. Wgryzł mu się w kark od góry i drobne dziewczyny nie były w stanie ich rozdzielić. W sumie mnie to nie dziwi, bo gdyby nie moje rękawiczki na trudne warunki to bez porządnego kopniaka by się nie obeszło. A tak pewny swoich nubukowych rękawiczek po prostu wstawiłem paluchy w szczękę gryzącego (co nie było łatwe tylko ze względu na znikomy rozmiar szczęki gryzącego i sporawy jednak rozmiar palucha rękawic) i po czym zacząłem wpychać mu w gardło aż zwolnił uścisk i skupił się na walce ze mną. Doświadczenie z męczenia kobasa się jak widać przydało. Zrobiłem jednak mały błąd bo źle oceniłem sytuację tuż po. Dziewczyna z mniejszym psem wstała z nim na rękach a ta od atakującego trzymała go w połowie... puściłem więc bandytę a opiekunka utrzymała go może z 10 sekund. Jak nie wyskoczył i nie wgryzł się tym razem w jedyne widoczne miejsce mniejszego psa czyli w dupę. No cóż... #fial z leksza. Całe szczęście teraz miałem wolny dostęp do atakującego więc akcja rozdzielenia dokonała się niemal natychmiastowo. Mając już ogarniętą sytuację i nieogar właścicielki foxteriera skierowałem ją po smycz dla niego i dopiero jak go spięła powoli go puściłem kontrolując żebym znów nie musiał pchać mu łap do pyska. Koniec. Ani podziękowań nie dostałem ani pocałuj mnie w dupę a coś czuję, że biedne nieogary bez pomocy z zewnątrz by sobie nie poradziły do świętego dygdy. Pies ataker rzucał się jeszcze jak odjeżdżałem, chyba pierwszy raz widziałem tak ogromną agresję u psa.
Epilog
Strasznie długi wpis wyszedł, więc nie napiszę co było dalej. Ale na następny raz muszę opracować coś na stopy, bo ochraniacze okazały się dobre do godziny, potem niesamowita męczarnia. Stopy mi tak zmarzły, że je po powrocie z 15 minut odmrażałem aż przestały boleć.
Acha, dzisiaj Górka Skarbowców +1 z obu stron, nie robiłem więcej bo na sankach jeździli, stopy mnie cholernie z zimna bolały i do tego jak mi po podjeździe drugim skoczyło tętno i oddychać musiałem mocniej to aż płuca zabolały.
muzyczka, bo dawno nie było i w ogóle nudą tu wieje strasznie:
Sprzęt
Zimno, ale w końcu mam nowe ochraniacza na buty, nowe rękawiczki (już nieco porwane na łańcuchach na Śnieżce), nowe spodnie do biegania, które ubieram na spodenki z wkładką, nową baterię w liczniku (bo poprzednia padła w środku ostatniej przejażdżki) i nową lampkę na tył (MacTronic WALLe) więc jak mógłbym tego wszystkiego nie wykorzystać?
Start
Plan był bardzo klasyczny - wpaść na wały na Wielkiej Wyspie i zrobić pętlę. Jedna z niewielu tras które mi się nigdy nie znudzą, ale w sumie nie dziwne, bo to trochę jak na Waryńskiego w Kluczborku, bierze tam człowieka dziw. Pierwsze wrażenie po wyjściu z domu: bardzo dobrze się ubrałem, lekki chłód przed startem i tuż po starcie robi się przyjemnie. Skoro dobrze się ubrałem to można jechać na wały, powinienem godzinę przetrzymać w tym mrozie. Na początek skierowałem się Powstańców Śląskich i Armii Krajowej, żeby szybko i wygodnie zmienić stronę miasta.
Recenzja rękawiczek
Gdy dojeżdżam do Krakowskiej jest mi już zimno w dłonie. Rękawiczki sprawdzają się więc w temperaturze od -2 do +12, najlepiej około 5C. Na Śnieżce przy -1 było idealnie, no ale rower to jednak zupełnie inne wianie jest. To tak w ramach recenzji sprzętu - ogólnie polecam, bardzo wygodnie. Miałem przy sobie rękawiczki na ekstremalne warunki zabrane na wszelki wypadek (bo spodziewałem się że takie cieniutkie rękawiczki nie wyrobią). Mimo, że byłem na to przygotowany postanowiłem olać jazdę przez Trestno i skrócić trasę jadąc przez Kładkę Zwierzyniecką.
Wały
Trasa po wałach w udeptanym śniegu i lodzie. Było parę momentów, że wywrotka wisiała w powietrzu kiedy koło uślizgnęło się na koleinie albo na tafli kałuży na którą zbyt agresywnie najechałem. Obyło się jednak bez wywrotek, choć na jednej kałuży ktoś niewątpliwie poległ na co wskazywały ślady lądowania na śniegu i piękne wytarte ścieżku w śniegu.
Dziw
W drodze na wałach musiałem się wykazać swoimi zdolnościami tresury psów. Już tutaj odpowiem na pytanie które być może się pojawiło właśnie, nie, wyjątkowo nie dotyczyło to nauki psów, że rowerzystów się nie goni. Otóż jak to było. Jadę sobie spokojnie bo akurat takie kałużowe miejsce - czyli lodu sporo. Nie rozglądam się za bardzo tylko skupiam na tym, żeby orła nie wyciąć, więc nie bardzo orientuję się co się dzieje poza ścieżką. Jedynie gdzieś kątem ucha wyłapuję okrzyki, zapewne bawiących się dzieci, bo sporo wcześniej mijałem miejsc gdzie na oko 5-10 latki na sankach zjeżdżały z wałów.
Gdy dojeżdżam do ludzików blisko słyszę: "Proszę Pana! Niech Pan pomoże" - pierwsza myśl: jak ja nie lubię jak się na mnie mówi per "Pan" - trochę dziwne, no ale byłem całkiem oderwany od rzeczywistości innej niż lód pod kołami, tarcie na oponach i balans ciała. Druga myśl: pewnie jakaś debilna zabawa i zaraz wepchną mi jedno pod koła - trzeba zwolnić żeby nie przyorać zębami w taflę i nie połamać amortyzatora na dziecku. Wiadomo, jak się zwolni to kąt widzenia dramatycznie rośnie, dlatego od razu wpadają mi w kąt oka: hmm, czyżby bójka i wołanie o pomoc jest od bitego - trzeba będzie stanąć. Gdy prędkość jest bliska zeru mam możliwość dokładniejszej oceny sytuacji. Pierwszy rzut oka: wtf? Psy się ruchają i chcą żebym je rozdzielać pomagał? No autentycznie tak to wyglądało. Dwie gimbazjalistki próbujące rozdzielić psy. No dobra i tak już się miałem zatrzymać więc niech i to nawet będą ruchające się psy. Nie do końca ogarniam jednak, co się dzieje więc pytam "a co się dzieje?". Opis robię tutaj obszerny, ale wszystkie te wydarzenia, myśli i słowa wydarzyły się mniej więcej tak, że moje pytanie padło z sekundę po prośbie czy też żądaniu pomocy.
Co więc się faktycznie wydarzyło? Otóż jeden piesek postanowił zjeść drugiego. Wgryzł mu się w kark od góry i drobne dziewczyny nie były w stanie ich rozdzielić. W sumie mnie to nie dziwi, bo gdyby nie moje rękawiczki na trudne warunki to bez porządnego kopniaka by się nie obeszło. A tak pewny swoich nubukowych rękawiczek po prostu wstawiłem paluchy w szczękę gryzącego (co nie było łatwe tylko ze względu na znikomy rozmiar szczęki gryzącego i sporawy jednak rozmiar palucha rękawic) i po czym zacząłem wpychać mu w gardło aż zwolnił uścisk i skupił się na walce ze mną. Doświadczenie z męczenia kobasa się jak widać przydało. Zrobiłem jednak mały błąd bo źle oceniłem sytuację tuż po. Dziewczyna z mniejszym psem wstała z nim na rękach a ta od atakującego trzymała go w połowie... puściłem więc bandytę a opiekunka utrzymała go może z 10 sekund. Jak nie wyskoczył i nie wgryzł się tym razem w jedyne widoczne miejsce mniejszego psa czyli w dupę. No cóż... #fial z leksza. Całe szczęście teraz miałem wolny dostęp do atakującego więc akcja rozdzielenia dokonała się niemal natychmiastowo. Mając już ogarniętą sytuację i nieogar właścicielki foxteriera skierowałem ją po smycz dla niego i dopiero jak go spięła powoli go puściłem kontrolując żebym znów nie musiał pchać mu łap do pyska. Koniec. Ani podziękowań nie dostałem ani pocałuj mnie w dupę a coś czuję, że biedne nieogary bez pomocy z zewnątrz by sobie nie poradziły do świętego dygdy. Pies ataker rzucał się jeszcze jak odjeżdżałem, chyba pierwszy raz widziałem tak ogromną agresję u psa.
Epilog
Strasznie długi wpis wyszedł, więc nie napiszę co było dalej. Ale na następny raz muszę opracować coś na stopy, bo ochraniacze okazały się dobre do godziny, potem niesamowita męczarnia. Stopy mi tak zmarzły, że je po powrocie z 15 minut odmrażałem aż przestały boleć.
Acha, dzisiaj Górka Skarbowców +1 z obu stron, nie robiłem więcej bo na sankach jeździli, stopy mnie cholernie z zimna bolały i do tego jak mi po podjeździe drugim skoczyło tętno i oddychać musiałem mocniej to aż płuca zabolały.
muzyczka, bo dawno nie było i w ogóle nudą tu wieje strasznie:
niby po mieście
Niedziela, 19 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 25.00 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:13 | km/h: | 20.55 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ogólnie to czas na oko i dystans także. Padła mi bateria w liczniku gdzieś w połowie trasy, więc można przyjąć, że informacje dałem prawidłowe, bo wracałem po śladach, jedynie na koniec bonus dodałem.
Wyjechałem z blokowiska i wpadłem na wały, którymi jechałem tak długo aż mi licznik nie padł. Nie było wcale łatwo, bo to nie trywialka trasa. Błoto wszędzie i wąski single track. Momentami miałem wrażenie, że bardziej płynę niż jadę, ale wtedy zwykle koło trafiało na krawędź single-tracku i wpadało w trawę gdzie przyczepność łapało, rzucało trawą w powietrze i powoli dryfowało na drugą krawędź ścieżki.
Po powrocie w rejon bazy wleciałem na Górkę Skarbowców i zrobiłem ją 3x od najlżejszej +4x od ulicy. Nie było wiele błota i nie byłem zmęczony więc mogłem próbować od mocniejszej strony (gdzie kiedyś łańcuch zerwałem), ale tak zimno było, że nie chciałem za dużej intensywności wprowadzać, bo bym się jeszcze przeziębił (a ledwo co się doprowadziłem do jako takiego zdrowia).
Rower tak upierdzielony, że chyba kończę z jeżdżeniem i przerzucam się na bieganie.
Wyjechałem z blokowiska i wpadłem na wały, którymi jechałem tak długo aż mi licznik nie padł. Nie było wcale łatwo, bo to nie trywialka trasa. Błoto wszędzie i wąski single track. Momentami miałem wrażenie, że bardziej płynę niż jadę, ale wtedy zwykle koło trafiało na krawędź single-tracku i wpadało w trawę gdzie przyczepność łapało, rzucało trawą w powietrze i powoli dryfowało na drugą krawędź ścieżki.
Po powrocie w rejon bazy wleciałem na Górkę Skarbowców i zrobiłem ją 3x od najlżejszej +4x od ulicy. Nie było wiele błota i nie byłem zmęczony więc mogłem próbować od mocniejszej strony (gdzie kiedyś łańcuch zerwałem), ale tak zimno było, że nie chciałem za dużej intensywności wprowadzać, bo bym się jeszcze przeziębił (a ledwo co się doprowadziłem do jako takiego zdrowia).
Rower tak upierdzielony, że chyba kończę z jeżdżeniem i przerzucam się na bieganie.
Trestno
Poniedziałek, 6 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 40.79 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:45 | km/h: | 23.31 |
Pr. maks.: | 36.91 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 100m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przez Krzyki na Mokronos Dolny, potem Trestno, przez Wyspę Opatowicką na Biskupin, potem klasycznie wałami w stronę Milenijnego, przejazd przez park na Górkę Skarbowców i na niej 6x podjazd z obu stron 'lżejszych' bo zbyt błotniście żeby walczyć z ostrym podjazdem.