na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

brrr zimno

Niedziela, 26 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: piosnka
Km: 32.70 Km teren: 10.00 Czas: 01:32 km/h: 21.33
Pr. maks.: 34.28 Temperatura: -11.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj jakoś brakło mocy ale dziś trzeba było się wyrwać chociaż na chwilę.

Sprzęt
Zimno, ale w końcu mam nowe ochraniacza na buty, nowe rękawiczki (już nieco porwane na łańcuchach na Śnieżce), nowe spodnie do biegania, które ubieram na spodenki z wkładką, nową baterię w liczniku (bo poprzednia padła w środku ostatniej przejażdżki) i nową lampkę na tył (MacTronic WALLe) więc jak mógłbym tego wszystkiego nie wykorzystać?

Start
Plan był bardzo klasyczny - wpaść na wały na Wielkiej Wyspie i zrobić pętlę. Jedna z niewielu tras które mi się nigdy nie znudzą, ale w sumie nie dziwne, bo to trochę jak na Waryńskiego w Kluczborku, bierze tam człowieka dziw. Pierwsze wrażenie po wyjściu z domu: bardzo dobrze się ubrałem, lekki chłód przed startem i tuż po starcie robi się przyjemnie. Skoro dobrze się ubrałem to można jechać na wały, powinienem godzinę przetrzymać w tym mrozie. Na początek skierowałem się Powstańców Śląskich i Armii Krajowej, żeby szybko i wygodnie zmienić stronę miasta. 

Recenzja rękawiczek
Gdy dojeżdżam do Krakowskiej jest mi już zimno w dłonie. Rękawiczki sprawdzają się więc w temperaturze od -2 do +12, najlepiej około 5C. Na Śnieżce przy -1 było idealnie, no ale rower to jednak zupełnie inne wianie jest. To tak w ramach recenzji sprzętu - ogólnie polecam, bardzo wygodnie. Miałem przy sobie rękawiczki na ekstremalne warunki zabrane na wszelki wypadek (bo spodziewałem się że takie cieniutkie rękawiczki nie wyrobią). Mimo, że byłem na to przygotowany postanowiłem olać jazdę przez Trestno i skrócić trasę jadąc przez Kładkę Zwierzyniecką.

Wały
Trasa po wałach w udeptanym śniegu i lodzie. Było parę momentów, że wywrotka wisiała w powietrzu kiedy koło uślizgnęło się na koleinie albo na tafli kałuży na którą zbyt agresywnie najechałem. Obyło się jednak bez wywrotek, choć na jednej kałuży ktoś niewątpliwie poległ na co wskazywały ślady lądowania na śniegu i piękne wytarte ścieżku w śniegu.

Dziw
W drodze na wałach musiałem się wykazać swoimi zdolnościami tresury psów. Już tutaj odpowiem na pytanie które być może się pojawiło właśnie, nie, wyjątkowo nie dotyczyło to nauki psów, że rowerzystów się nie goni. Otóż jak to było. Jadę sobie spokojnie bo akurat takie kałużowe miejsce - czyli lodu sporo. Nie rozglądam się za bardzo tylko skupiam na tym, żeby orła nie wyciąć, więc nie bardzo orientuję się co się dzieje poza ścieżką. Jedynie gdzieś kątem ucha wyłapuję okrzyki, zapewne bawiących się dzieci, bo sporo wcześniej mijałem miejsc gdzie na oko 5-10 latki na sankach zjeżdżały z wałów.

Gdy dojeżdżam do ludzików blisko słyszę: "Proszę Pana! Niech Pan pomoże" - pierwsza myśl: jak ja nie lubię jak się na mnie mówi per "Pan" - trochę dziwne, no ale byłem całkiem oderwany od rzeczywistości innej niż lód pod kołami, tarcie na oponach i balans ciała. Druga myśl: pewnie jakaś debilna zabawa i zaraz wepchną mi jedno pod koła - trzeba zwolnić żeby nie przyorać zębami w taflę i nie połamać amortyzatora na dziecku. Wiadomo, jak się zwolni to kąt widzenia dramatycznie rośnie, dlatego od razu wpadają mi w kąt oka: hmm, czyżby bójka i wołanie o pomoc jest od bitego - trzeba będzie stanąć. Gdy prędkość jest bliska zeru mam możliwość dokładniejszej oceny sytuacji. Pierwszy rzut oka: wtf? Psy się ruchają i chcą żebym je rozdzielać pomagał? No autentycznie tak to wyglądało. Dwie gimbazjalistki próbujące rozdzielić psy. No dobra i tak już się miałem zatrzymać więc niech i to nawet będą ruchające się psy. Nie do końca ogarniam jednak, co się dzieje więc pytam "a co się dzieje?". Opis robię tutaj obszerny, ale wszystkie te wydarzenia, myśli i słowa wydarzyły się mniej więcej tak, że moje pytanie padło z sekundę po prośbie czy też żądaniu pomocy.

Co więc się faktycznie wydarzyło? Otóż jeden piesek postanowił zjeść drugiego. Wgryzł mu się w kark od góry i drobne dziewczyny nie były w stanie ich rozdzielić. W sumie mnie to nie dziwi, bo gdyby nie moje rękawiczki na trudne warunki to bez porządnego kopniaka by się nie obeszło. A tak pewny swoich nubukowych rękawiczek po prostu wstawiłem paluchy w szczękę gryzącego (co nie było łatwe tylko ze względu na znikomy rozmiar szczęki gryzącego i sporawy jednak rozmiar palucha rękawic) i po czym zacząłem wpychać mu w gardło aż zwolnił uścisk i skupił się na walce ze mną. Doświadczenie z męczenia kobasa się jak widać przydało. Zrobiłem jednak mały błąd bo źle oceniłem sytuację tuż po. Dziewczyna z mniejszym psem wstała z nim na rękach a ta od atakującego trzymała go w połowie... puściłem więc bandytę a opiekunka utrzymała go może z 10 sekund. Jak nie wyskoczył i nie wgryzł się tym razem w jedyne widoczne miejsce mniejszego psa czyli w dupę. No cóż... #fial z leksza. Całe szczęście teraz miałem wolny dostęp do atakującego więc akcja rozdzielenia dokonała się niemal natychmiastowo. Mając już ogarniętą sytuację i nieogar właścicielki foxteriera skierowałem ją po smycz dla niego i dopiero jak go spięła powoli go puściłem kontrolując żebym znów nie musiał pchać mu łap do pyska. Koniec. Ani podziękowań nie dostałem ani pocałuj mnie w dupę a coś czuję, że biedne nieogary bez pomocy z zewnątrz by sobie nie poradziły do świętego dygdy. Pies ataker rzucał się jeszcze jak odjeżdżałem, chyba pierwszy raz widziałem tak ogromną agresję u psa.

Epilog
Strasznie długi wpis wyszedł, więc nie napiszę co było dalej. Ale na następny raz muszę opracować coś na stopy, bo ochraniacze okazały się dobre do godziny, potem niesamowita męczarnia. Stopy mi tak zmarzły, że je po powrocie z 15 minut odmrażałem aż przestały boleć.

Acha, dzisiaj Górka Skarbowców +1 z obu stron, nie robiłem więcej bo na sankach jeździli, stopy mnie cholernie z zimna bolały i do tego jak mi po podjeździe drugim skoczyło tętno i oddychać musiałem mocniej to aż płuca zabolały.

muzyczka, bo dawno nie było i w ogóle nudą tu wieje strasznie:

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa orzyl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum