na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

cel: bez celu

Dystans całkowity:7881.48 km (w terenie 2400.00 km; 30.45%)
Czas w ruchu:338:36
Średnia prędkość:23.21 km/h
Maksymalna prędkość:67.82 km/h
Suma podjazdów:3057 m
Liczba aktywności:139
Średnio na aktywność:56.70 km i 2h 27m
Więcej statystyk

tur de wały++

Wtorek, 10 czerwca 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam, opis: piosnka
Km: 57.62 Km teren: 0.00 Czas: 02:42 km/h: 21.34
Pr. maks.: 38.01 Temperatura: 28.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 120m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Praca, z pracy i po wałach. Przy czym po wałach z siostrą.

Ogólnie tempo wypoczynkowe, ale trasa po wałach wzbogacona o wszelkie wzgórza, góreczki i wiadukty jakie się tylko dało zrobić, niektóre 2 razy zanim siostra podjechała raz ;-) Trasa nieco pokomplikowana przez remonty, szczególnie odcinek po wałach miał inny przebieg niż chciałem.

Ciepło, ale już nie skwar, rower dawał przyjemny chłodek owiewającego ciało powietrza. Zapasznie i ogólnie przyjemnie, świetny wieczór na rower.

I na koniec piosnka.

Kąty-Oława

Sobota, 10 maja 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: bez celu, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: piosnka
Km: 106.36 Km teren: 0.00 Czas: 03:52 km/h: 27.51
Pr. maks.: 45.61 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 90m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj na szosowo. Pogoda dopisała, ale nieco za zimno na krótki rękaw, dlatego jeszcze opalenizny nie będzie. Sukces, bo nie padało przez cały dzień - tak jeszcze w maju nie było.

Od wyjazdu z wrocławia silny wmordewiatr. Najpierw cisnę ostro 33kmh, dość szybko spadam na 31 i tak trzymam dosyć długo... ale po jakichś 15km mam dość i mocno spadam. Z trudem utrzymuję 26km/h... Forma tragiczna.

Po nawrocie na kierunek z wiatrem chwilę mi zajmuje zanim jestem w stanie jechać normalnie. Po krótkim czasie lecę swobodnie 42km/h. Zaczynam się jednak męczyć... a wcale wiele km nie ma jeszcze ujechanych. Stwierdzam, że można by wreszcie posłuchać Tomka i na początek sezonu jazda w tlenie. Jadę więc dalej już spokojnie.

Dogania mnie kolarz którego odstawiłem na wylocie z Wrocławia, siadam na koło. Po kilometrze rozkręcił mnie i wychodzę na zmianę... baaaardzo długą. Przy jakimś mikro podjeździe wyleciał do przodu - utrzymałem koło, a on na szczycie zdechł - poleciałem sobie do przodu. Dogonił mnie na przejeździe kolejowym gdzie zwolniłem prawie do zera (hehe, karbon szosa - trzeba oszczędzać). Potem się rozjechaliśmy - on na Wrocław skręcił, ja na Oławę.

Do Oławy było z wiatrem - średnia się zrobiła 30.3 na trochę ponad 60km, co było wynikiem niezłym biorąc pod uwagę początek pod wiatr.

Od Oławy znów pod wiatr. Było baaardzo ciężko, starałem się trzymać 26-27km/h. Jakoś to wychodziło, niezbyt równo, bo i wiatr nie wiał równomiernie - trzymałem się w granicach 24-30km/h

Przez Wrocław jechałem centrum, żeby na pewno nabić 100km. Ogólnie bardzo dobrze się jechało z wiatrem, reszta... jakoś... czekam na lepsze warunki pogodowe, żeby ocenić jak bardzo jest źle.

Pierwsza setka tego roku... pewnie jedna z niewielu, bo zdziadziałem xD

A w głowie przez większą część trasy słyszałem piosenkę T.Love - bo w piątek byłem na ich koncercie na tekach. Energia!


brrr zimno

Niedziela, 26 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: piosnka
Km: 32.70 Km teren: 10.00 Czas: 01:32 km/h: 21.33
Pr. maks.: 34.28 Temperatura: -11.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj jakoś brakło mocy ale dziś trzeba było się wyrwać chociaż na chwilę.

Sprzęt
Zimno, ale w końcu mam nowe ochraniacza na buty, nowe rękawiczki (już nieco porwane na łańcuchach na Śnieżce), nowe spodnie do biegania, które ubieram na spodenki z wkładką, nową baterię w liczniku (bo poprzednia padła w środku ostatniej przejażdżki) i nową lampkę na tył (MacTronic WALLe) więc jak mógłbym tego wszystkiego nie wykorzystać?

Start
Plan był bardzo klasyczny - wpaść na wały na Wielkiej Wyspie i zrobić pętlę. Jedna z niewielu tras które mi się nigdy nie znudzą, ale w sumie nie dziwne, bo to trochę jak na Waryńskiego w Kluczborku, bierze tam człowieka dziw. Pierwsze wrażenie po wyjściu z domu: bardzo dobrze się ubrałem, lekki chłód przed startem i tuż po starcie robi się przyjemnie. Skoro dobrze się ubrałem to można jechać na wały, powinienem godzinę przetrzymać w tym mrozie. Na początek skierowałem się Powstańców Śląskich i Armii Krajowej, żeby szybko i wygodnie zmienić stronę miasta. 

Recenzja rękawiczek
Gdy dojeżdżam do Krakowskiej jest mi już zimno w dłonie. Rękawiczki sprawdzają się więc w temperaturze od -2 do +12, najlepiej około 5C. Na Śnieżce przy -1 było idealnie, no ale rower to jednak zupełnie inne wianie jest. To tak w ramach recenzji sprzętu - ogólnie polecam, bardzo wygodnie. Miałem przy sobie rękawiczki na ekstremalne warunki zabrane na wszelki wypadek (bo spodziewałem się że takie cieniutkie rękawiczki nie wyrobią). Mimo, że byłem na to przygotowany postanowiłem olać jazdę przez Trestno i skrócić trasę jadąc przez Kładkę Zwierzyniecką.

Wały
Trasa po wałach w udeptanym śniegu i lodzie. Było parę momentów, że wywrotka wisiała w powietrzu kiedy koło uślizgnęło się na koleinie albo na tafli kałuży na którą zbyt agresywnie najechałem. Obyło się jednak bez wywrotek, choć na jednej kałuży ktoś niewątpliwie poległ na co wskazywały ślady lądowania na śniegu i piękne wytarte ścieżku w śniegu.

Dziw
W drodze na wałach musiałem się wykazać swoimi zdolnościami tresury psów. Już tutaj odpowiem na pytanie które być może się pojawiło właśnie, nie, wyjątkowo nie dotyczyło to nauki psów, że rowerzystów się nie goni. Otóż jak to było. Jadę sobie spokojnie bo akurat takie kałużowe miejsce - czyli lodu sporo. Nie rozglądam się za bardzo tylko skupiam na tym, żeby orła nie wyciąć, więc nie bardzo orientuję się co się dzieje poza ścieżką. Jedynie gdzieś kątem ucha wyłapuję okrzyki, zapewne bawiących się dzieci, bo sporo wcześniej mijałem miejsc gdzie na oko 5-10 latki na sankach zjeżdżały z wałów.

Gdy dojeżdżam do ludzików blisko słyszę: "Proszę Pana! Niech Pan pomoże" - pierwsza myśl: jak ja nie lubię jak się na mnie mówi per "Pan" - trochę dziwne, no ale byłem całkiem oderwany od rzeczywistości innej niż lód pod kołami, tarcie na oponach i balans ciała. Druga myśl: pewnie jakaś debilna zabawa i zaraz wepchną mi jedno pod koła - trzeba zwolnić żeby nie przyorać zębami w taflę i nie połamać amortyzatora na dziecku. Wiadomo, jak się zwolni to kąt widzenia dramatycznie rośnie, dlatego od razu wpadają mi w kąt oka: hmm, czyżby bójka i wołanie o pomoc jest od bitego - trzeba będzie stanąć. Gdy prędkość jest bliska zeru mam możliwość dokładniejszej oceny sytuacji. Pierwszy rzut oka: wtf? Psy się ruchają i chcą żebym je rozdzielać pomagał? No autentycznie tak to wyglądało. Dwie gimbazjalistki próbujące rozdzielić psy. No dobra i tak już się miałem zatrzymać więc niech i to nawet będą ruchające się psy. Nie do końca ogarniam jednak, co się dzieje więc pytam "a co się dzieje?". Opis robię tutaj obszerny, ale wszystkie te wydarzenia, myśli i słowa wydarzyły się mniej więcej tak, że moje pytanie padło z sekundę po prośbie czy też żądaniu pomocy.

Co więc się faktycznie wydarzyło? Otóż jeden piesek postanowił zjeść drugiego. Wgryzł mu się w kark od góry i drobne dziewczyny nie były w stanie ich rozdzielić. W sumie mnie to nie dziwi, bo gdyby nie moje rękawiczki na trudne warunki to bez porządnego kopniaka by się nie obeszło. A tak pewny swoich nubukowych rękawiczek po prostu wstawiłem paluchy w szczękę gryzącego (co nie było łatwe tylko ze względu na znikomy rozmiar szczęki gryzącego i sporawy jednak rozmiar palucha rękawic) i po czym zacząłem wpychać mu w gardło aż zwolnił uścisk i skupił się na walce ze mną. Doświadczenie z męczenia kobasa się jak widać przydało. Zrobiłem jednak mały błąd bo źle oceniłem sytuację tuż po. Dziewczyna z mniejszym psem wstała z nim na rękach a ta od atakującego trzymała go w połowie... puściłem więc bandytę a opiekunka utrzymała go może z 10 sekund. Jak nie wyskoczył i nie wgryzł się tym razem w jedyne widoczne miejsce mniejszego psa czyli w dupę. No cóż... #fial z leksza. Całe szczęście teraz miałem wolny dostęp do atakującego więc akcja rozdzielenia dokonała się niemal natychmiastowo. Mając już ogarniętą sytuację i nieogar właścicielki foxteriera skierowałem ją po smycz dla niego i dopiero jak go spięła powoli go puściłem kontrolując żebym znów nie musiał pchać mu łap do pyska. Koniec. Ani podziękowań nie dostałem ani pocałuj mnie w dupę a coś czuję, że biedne nieogary bez pomocy z zewnątrz by sobie nie poradziły do świętego dygdy. Pies ataker rzucał się jeszcze jak odjeżdżałem, chyba pierwszy raz widziałem tak ogromną agresję u psa.

Epilog
Strasznie długi wpis wyszedł, więc nie napiszę co było dalej. Ale na następny raz muszę opracować coś na stopy, bo ochraniacze okazały się dobre do godziny, potem niesamowita męczarnia. Stopy mi tak zmarzły, że je po powrocie z 15 minut odmrażałem aż przestały boleć.

Acha, dzisiaj Górka Skarbowców +1 z obu stron, nie robiłem więcej bo na sankach jeździli, stopy mnie cholernie z zimna bolały i do tego jak mi po podjeździe drugim skoczyło tętno i oddychać musiałem mocniej to aż płuca zabolały.

muzyczka, bo dawno nie było i w ogóle nudą tu wieje strasznie:

niby po mieście

Niedziela, 19 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: 25.00 Km teren: 15.00 Czas: 01:13 km/h: 20.55
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Ogólnie to czas na oko i dystans także. Padła mi bateria w liczniku gdzieś w połowie trasy, więc można przyjąć, że informacje dałem prawidłowe, bo wracałem po śladach, jedynie na koniec bonus dodałem.

Wyjechałem z blokowiska i wpadłem na wały, którymi jechałem tak długo aż mi licznik nie padł. Nie było wcale łatwo, bo to nie trywialka trasa. Błoto wszędzie i wąski single track. Momentami miałem wrażenie, że bardziej płynę niż jadę, ale wtedy zwykle koło trafiało na krawędź single-tracku i wpadało w trawę gdzie przyczepność łapało, rzucało trawą w powietrze i powoli dryfowało na drugą krawędź ścieżki.

Po powrocie w rejon bazy wleciałem na Górkę Skarbowców i zrobiłem ją 3x od najlżejszej +4x od ulicy. Nie było wiele błota i nie byłem zmęczony więc mogłem próbować od mocniejszej strony (gdzie kiedyś łańcuch zerwałem), ale tak zimno było, że nie chciałem za dużej intensywności wprowadzać, bo bym się jeszcze przeziębił (a ledwo co się doprowadziłem do jako takiego zdrowia).

Rower tak upierdzielony, że chyba kończę z jeżdżeniem i przerzucam się na bieganie.

Trestno

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: 40.79 Km teren: 10.00 Czas: 01:45 km/h: 23.31
Pr. maks.: 36.91 Temperatura: 14.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Przez Krzyki na Mokronos Dolny, potem Trestno, przez Wyspę Opatowicką na Biskupin, potem klasycznie wałami w stronę Milenijnego, przejazd przez park na Górkę Skarbowców i na niej 6x podjazd z obu stron 'lżejszych' bo zbyt błotniście żeby walczyć z ostrym podjazdem.

standardowo, po wielkiej wyspie

Sobota, 19 października 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: 47.31 Km teren: 0.00 Czas: 01:51 km/h: 25.57
Pr. maks.: 50.70 Temperatura: 14.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Jakoś tak mocy brak, dlatego toczyłem się powoli i podziwiałem piękną polską jesień. Słońce nisko a do tego drzewa kolorowe i liście na ścieżkach. Zaprawdę miłe dla oka widoki.

Odkręca mi się lewa klamka hamulcowa, odało mi się ją dziś w trakcie jazdy pociągnąć do góry. Potem oczywiście zeszła w dół, bo klamki mają być w dół ;-) Ale jest to niepokojące zjawisko. Przy śrubach nigdy manipulacji nie odwalałem, ale są totalnie zardzewiałe od tych wszystkich alpejskich deszczy. Mam nadzieję, że gdzieś im się nie przerdzewiało za bardzo. To z kolei wzbudza pewien niepokój o stan całego roweru. No ale w sumie amortyzator przeszedł przegląd bez żadnych problemów, został przesmarowany i jedna uszczelka tylko wymieniona... No nic, może jak oddam na serwis hamulce, bo przód już ledwo zipie to od razu wspomnę o przeglądzie całości.

rozkręcenie nóg po alpach

Czwartek, 15 sierpnia 2013 Kategoria baza: Byczyna, bike: kuota, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: 66.76 Km teren: 0.00 Czas: 02:09 km/h: 31.05
Pr. maks.: 43.60 Temperatura: 24.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Byczyna -> Jaśkowice -> Gola -> Chruścin -> Bolesławiec -> Mieleszyn -> Klatka -> (fatalny asfalt) Parcice -> Żdżary -> Bolesławiec -> Łubnice -> Uszyce -> Roszkowice -> Byczyna

Brzeg Dolny

Sobota, 27 lipca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto, opis: nie sam
Km: 96.61 Km teren: 3.00 Czas: 03:29 km/h: 27.73
Pr. maks.: 49.10 Temperatura: 29.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Z rana pojechałem kupić licznik, potem miałem kilka spraw do załatwienia i zrobił się wieczór - mimo to postanowiłem się gdzieś przewieźć, wybór padł na Brzeg Dolny.

Problemem okazało się dla mnie opuszczenie miasta - przez dążenie do zbytniego skrócenia tej części trasy - znacząco ją przedłużyłem gubiąc się w mieście i trafiając na drogi, po których na szosie nie dało się jechać z powodu okropnego stanu nawierzchni.

Jak tylko udało się opuścić miasto to średnia zaczęła magicznie rosnąć, z poziomu ~25km/h po 20km (tak, praktycznie tyle zajęło mi opuszczenie granic Wrocławia!) bardzo szybko zrobiło się 30km/h. Przelotowa przez spory czas była ~38km/h.

Gdzieś w okolicach Brzegu Dolnego sił już mi zaczynało brakować i przelotowa spadła w okolice 35km/h, ale średnia była już wówczas 33km/h :)

W samym Brzegu Dolnym na przeprawie spotykam grupkę rowerzystów z Wrocławia, którzy także chcieli się przeprawić. Niestety prom już dziś (bądź w ogóle?) nie kursuje. Jest człowieczek, który może za 30 minut przewieźć na drugi brzeg łódką. No ale zaraz, łódka jedna, malutka a ludzi chętnych dostać się na drugi brzeg jest piątka... postanawiamy wspólnie przeprawić się przez most kolejowy.

Mimo deklaracji o znajomości trasy złożonej przez przewodnika ekipy do której się przyłączyłem nie możemy trafić na most. Odjeżdżam więc od grupy obadać sytuację i już po chwili dostaję wszelkie niezbędne informacje od miejscowego. Cofam się po resztę i jedziemy dalej.



No właśnie - jak się okazuje aby dotrzeć do mostu kolejowego trzeba zaliczyć teren. Na mtbie nigdy na tę drogę nie trafiłem, bo zawsze udawało mi się promem przeprawić - i jak na złość szosą musiałem trafić ;-)



Most przypomina ten, który pokonać można po drugiej strony od Wrocławia, tyle, że część dla pieszych/rowerzystów wygląda zdecydowanie pewniej - nie ma strachu aby się przeprawić, bo nie brakuje desek a i barierka nie sprawia wrażenia jakby to ją trzeba było trzymać by nie spadła.



Zresztą proszę ocenić - jak dla mnie zero emocji. Może tylko trochę cieńsza jest ta kładka, przez co nie wiem czy szeroka kiera od blureja nie sprawiałą by tutaj kłopotów.



Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, co dawało bardzo dobre światło do zdjęć. Aż szkoda, że nie miałem czasu no i porządnego sprzętu fotograficznego ze sobą.



A oto ludziki z którymi chwilę jechałem. Na tej przeprawie przez most musieliśmy się rozdzielić, gdyż połowa ekipy nie miała odwagi pokonać mostu, a druga połowa jakoś nie była w stanie przekonać tej pierwszej... A ja musiałem napierniczać bo świateł żadnych nie miałem, a do zmroku pozostawało już niewiele czasu. Jakby ktoś z Was przypadkiem trafił na mój wpis to można się umówić na jakąś wycieczkę - wezmę mtb, żebym nie musiał mówić, że odjadę jak tempo będzie dla mnie za słabe - na mtb nie ma za słabego tempa (zależy od dystansu, bo przy <20km/h tyłek mnie boli po jakichś 40km).



Do tego miejsca dotarłem całkiem sprawnie i ze średnią jeszcze powyżej 30 km/h. Niestety niedługo po pokonaniu granicy Wrocławia zupełnie mnie odcięło. Najpierw wyzwaniem stało się trzymanie prędkości >25km/h a potem nawet i 20km/h było męczące. Nie wiem czy to przez upał, czy to, że od rana zjadłem tylko niewielkie śniadanie, ale po prostu nie miałem sił na nic... odjazd jak na zimowej przejażdżce z chmielem i pavlem gdzie najpierw ciągnąłem całą wyprawę, a potem odpadłem tak że niemal straciłem ich z widoku.

licznik na BS właśnie przebił mi 40000 km!

zalew Kluczbork

Niedziela, 21 lipca 2013 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, dist: from 50 to 100, opis: foto, opis: nie sam, cel: bez celu Uczestnicy
Km: 70.89 Km teren: 15.00 Czas: 02:48 km/h: 25.32
Pr. maks.: 47.99 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po usłyszeniu nowin o ukończeniu budowy zalewu Kluczborskiego nie mogłem go nie zobaczyć. Tak się udało, że Paweł zaproponował ten sam cel wycieczki - no i pojechaliśmy.

wpis u Pawła

Większość asfaltami. Początek bardzo spokojnie. Fragment ciekawej, nowo pobudowanej leśnej ścieżyny nieopodal Kozłowic rozpędził nas jednak. Do samego zalewu średnia >27km/h - jednak wiatr zacinający w plecy pod skosem miał w tym spory udział :)



Ostatni fragment do zalewu pokonujemy od strony basenu w Bąkowie - świetne są te ścieżki, choć teraz nieco rozjeżdżone, co sprawiło, że powstały objazdy i zupełnie nowy single track (też już dość szeroki).



Już widać zalew.



Ogólnie bardzo przyjemnie. W większej części zalew otacza ścieżynka pokryta kostką bauma przy której stoją ławeczki.



Pogoda nam dopisuje, dlatego też zatrzymujemy się na chwilę na wzniesieniu tuż przy brzegu zalewu - łapać słońce.



Jakby się dobrze przyjrzeć powyższemu zdjęciu to po prawej stronie widać plażę - oblegana była niemiłosiernie, niemal jak Bałtyk w szczycie sezonu. Ogólnie zalew spoko. Jak było widać i słychać po obłożeniu to bardzo się podoba mieszkańcom i był niewątpliwie przydatną inwestycją.



Przed powrotem jeszcze big milk i niebieski napój do bidonu.

Wraca się pod wiatr, ale całkiem spoko się jedzie. Były na prawdę mocne fragmenty, szczególnie za Unieszowem zaczęło się grubo. Najpierw ja pociągnąłem ~31km/h do Skałąg, potem Paweł złapał oddech i od zjazdu przed Kochłowicami do zjazdu na zalew Brzózka leciał ~41km/h (w tym podjazd na Kochłowice). Ostatnia premia górska - podjazd na przejazd Polanowicki z prędkością 37km/h należała do mnie :)

Rewelacyjna pogoda na rower!

zalew Brzózka

Sobota, 20 lipca 2013 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: nie sam Uczestnicy
Km: 47.23 Km teren: 30.00 Czas: 01:58 km/h: 24.02
Pr. maks.: 48.42 Temperatura: 24.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 70m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Przejażdżka szutrami dookoła gminy. Przez 3 województwa. Znaczna część terenowej 30 chmiela + parę skoków w bok.

trasa u Pawła

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum