Wpisy archiwalne w kategorii
trip: Bałtyk
Dystans całkowity: | 1120.90 km (w terenie 42.00 km; 3.75%) |
Czas w ruchu: | 53:02 |
Średnia prędkość: | 21.14 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.95 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 140.11 km i 6h 37m |
Więcej statystyk |
Where The Hell Is Hel Trip 2010 stage 4 - plażowanie
Wtorek, 13 lipca 2010 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: less than 50, opis: nie sam, trip: Bałtyk
Km: | 21.10 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 14.55 |
Pr. maks.: | 33.84 | Temperatura: | 33.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powiem tak, ten dzień wyprawy to taka wisienka na torcie, która sprawiła że całą wyprawe ustawiam na czele najlepszych.
Maniacy zerkną teraz na przebieg, na maksymalną prędkość, ogólnie na statystyki i zaśmieją się. Ale tak na prawdę to wszystko jest nie ważne, liczy się dobra zabawa, a tego dnia bawiłem się wyśmienicie :D
a tak na zakończenie: HELL YEAH!
Maniacy zerkną teraz na przebieg, na maksymalną prędkość, ogólnie na statystyki i zaśmieją się. Ale tak na prawdę to wszystko jest nie ważne, liczy się dobra zabawa, a tego dnia bawiłem się wyśmienicie :D
a tak na zakończenie: HELL YEAH!
Where The Hell Is Hel Trip 2010 stage 3
Poniedziałek, 12 lipca 2010 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: nie sam, trip: Bałtyk
Km: | 112.04 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 07:05 | km/h: | 15.82 |
Pr. maks.: | 57.73 | Temperatura: | 31.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niestety wyrąbało mi wpis...
Może potem odtworzyć spróbuje, teraz obiad jem.
Nie pamiętam co tutaj wcześniej napisałem. Ale nic to, coś jeszcze pamiętam.
Dzień zaczął się wcześnie. Nadal niewyspani, bo tak to jest jak na wyprawe bierze się pseudonamiot pseudo 2 osobowy a śpi się w nim we dwoje wielkich chłopów. Znaczy ja wielki i brat chudy ale też wysoki i pewnie urośnie za jakieś 2-3 lata.
Dzień się zaczął i już nie było weekendu, a to oznaczało że sklepy otwarte wcześniej niż dnia poprzedniego. Pakowanie i jazda przepiękną ścieżynką po mierzeji czy tam innym helskim lądzie. Do Władysławowa pod biedrone zakupić strawę, spożyć śniadanie, ogólnie popas numer jeden dnia owego.
Z Władysławowa ścieżyną się udało jechać, w przeciwieństwie do wyprawy Rozewie Tour 2009 (RT2009). Ścieżyna z Władysławowa w sumie niezła ciągnie się aż do Pucka. Wspomniana wyprawa RT2009 właśnie w Pucku wbiła na tę ścieżynkę. Okazuje się że tam się ona kończy. Jednak tym razem rowerki miały odpowiednie buciki więc teren był w planie. Przejechaliśmy jednak dokładnie do tego samego miejsca co RT2009, po prostu piaszczystość i pogorszenie szlaku jest tak przeogromne w penym momencie, że ni dy rydy pod sakwami. Przy okazji taka uwaga co do Bałtyku, a właściwie Zatoki Puckiej i szerzej Gdańskiej - okropnie śmierdzi od Jastarni gdzieś po samą Gdynie. Od godziny 5tej rano do 11 ciężko jest wytrzymać przy wietrze od strony wody.
Powrót z zapuckich terenów nie był tak udany jak podczas RT2009. Co prawda na asfalt wjechaliśmy zdecydowanie później i w zdecydowanie lepszej lokacji jak się okazało gdy to teraz na zumi sprawdziłem, to jednak zapytani o drogę tambylcy wskazali nam chyba najgorsze wyjście... Skierowali nas na drogę gówną! Złowroga droga główna numer 6 na trójmiasto może i kierowała, ale totalnie była ona zakorkowana, co wiązało się z jazdą chodnikami dla bezpieczeństwa (wiem, że to dziwnie brzmi, zazwyczaj droga bezpieczniejsza, ale nie tamta). No ale jakoś poruszaliśmy się w strone Gdyni. Ogólnie uważam te kilometry od zapytania o drogę do Gdyni za najgorszy fragment wyprawy. Po drodze była chyba PoloMarket. Sklepik traktowany przeze mnie - biedronkersa - z pewną wyższością okazał się źródłem wspaniałego napoju OSHEA - taki tańszy powerade, ale poza niższą ceną nie różni się ani smakiem ani walorami poprawiania nastroju do jazdy gdy już nie można przełknąć wody o smaku plastiku.
Gdynia godzina 15:34 - tutaj właściwie nastąpiło rozwiązanie wyprawy - pavel pojechał ciapągiem na Łódź. Pomachałem z peronu na pożegnanie i pojechałem zadbać o jakiś nocleg. Bo ogólnie wyprawa miała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale o tym cicho, bo dlaczego wszyscy mają wiedzieć, że ja potrafię na poczkaniu tak przebiegłe plany opracowywać.
Przejechałem pół Gdyni, cały Sopot i park w Gdańsku. W Gdynii zapytałem w 4 hotelach, potem z niej przejechałem raczej pieszą drogą pod smerfastyczną górkę przez jakiś park krajobrazowy czy inne coś tam coś tam do Sopotu. Ogólnie muszę się kiedyś jeszcze wybrać na tydzień na zwiedzanie samego 3-miasta. No może w wyjazdem na Hel, bo czadowo po drodze jest. W Sopocie to nawet nie wiem ile numerów obdzwoniłem. W każdym razie udało mi się usłyszeć najniższą cenę za jedną noc dla jednej osoby - 180 zeta (PLN). No nic, to brzydko wykorzystamy kochaną koleżankę Martę. Marta nie odbierała telefonu... To pojeździmy po ścieżce przyplażowej - tadam - pole namiotowe - cena 25 zeta za cały dobytek - 1 student, 1 namiot, 1 rower, przy czym rower gratis i może noclegować w garażu... zamieniłbym się z nim z chęcią... Marta odpisała, i zmartwiona i przejęta moją sytuacją chciała mi coś znaleźć, piszę o tym w ramach podzięki za to szczere przejęcie mimo że akurat gdzieś imprezowała, no wzruszyła mnie normalnie, aj lov ju bejbe. No ale nic, ostatecznie wylądowałem na polu namiotowym. Nabite było tak, że nawet mój pseudo namiot z drudem udało się rozbić, całe szczęście miejsca przy drodze i pod oświetleniem ulicznym nie mają największego wzięcia i były wolne. Chyba nawet większą część nocy przespałem.
Może potem odtworzyć spróbuje, teraz obiad jem.
Nie pamiętam co tutaj wcześniej napisałem. Ale nic to, coś jeszcze pamiętam.
Dzień zaczął się wcześnie. Nadal niewyspani, bo tak to jest jak na wyprawe bierze się pseudonamiot pseudo 2 osobowy a śpi się w nim we dwoje wielkich chłopów. Znaczy ja wielki i brat chudy ale też wysoki i pewnie urośnie za jakieś 2-3 lata.
Dzień się zaczął i już nie było weekendu, a to oznaczało że sklepy otwarte wcześniej niż dnia poprzedniego. Pakowanie i jazda przepiękną ścieżynką po mierzeji czy tam innym helskim lądzie. Do Władysławowa pod biedrone zakupić strawę, spożyć śniadanie, ogólnie popas numer jeden dnia owego.
Z Władysławowa ścieżyną się udało jechać, w przeciwieństwie do wyprawy Rozewie Tour 2009 (RT2009). Ścieżyna z Władysławowa w sumie niezła ciągnie się aż do Pucka. Wspomniana wyprawa RT2009 właśnie w Pucku wbiła na tę ścieżynkę. Okazuje się że tam się ona kończy. Jednak tym razem rowerki miały odpowiednie buciki więc teren był w planie. Przejechaliśmy jednak dokładnie do tego samego miejsca co RT2009, po prostu piaszczystość i pogorszenie szlaku jest tak przeogromne w penym momencie, że ni dy rydy pod sakwami. Przy okazji taka uwaga co do Bałtyku, a właściwie Zatoki Puckiej i szerzej Gdańskiej - okropnie śmierdzi od Jastarni gdzieś po samą Gdynie. Od godziny 5tej rano do 11 ciężko jest wytrzymać przy wietrze od strony wody.
Powrót z zapuckich terenów nie był tak udany jak podczas RT2009. Co prawda na asfalt wjechaliśmy zdecydowanie później i w zdecydowanie lepszej lokacji jak się okazało gdy to teraz na zumi sprawdziłem, to jednak zapytani o drogę tambylcy wskazali nam chyba najgorsze wyjście... Skierowali nas na drogę gówną! Złowroga droga główna numer 6 na trójmiasto może i kierowała, ale totalnie była ona zakorkowana, co wiązało się z jazdą chodnikami dla bezpieczeństwa (wiem, że to dziwnie brzmi, zazwyczaj droga bezpieczniejsza, ale nie tamta). No ale jakoś poruszaliśmy się w strone Gdyni. Ogólnie uważam te kilometry od zapytania o drogę do Gdyni za najgorszy fragment wyprawy. Po drodze była chyba PoloMarket. Sklepik traktowany przeze mnie - biedronkersa - z pewną wyższością okazał się źródłem wspaniałego napoju OSHEA - taki tańszy powerade, ale poza niższą ceną nie różni się ani smakiem ani walorami poprawiania nastroju do jazdy gdy już nie można przełknąć wody o smaku plastiku.
Gdynia godzina 15:34 - tutaj właściwie nastąpiło rozwiązanie wyprawy - pavel pojechał ciapągiem na Łódź. Pomachałem z peronu na pożegnanie i pojechałem zadbać o jakiś nocleg. Bo ogólnie wyprawa miała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale o tym cicho, bo dlaczego wszyscy mają wiedzieć, że ja potrafię na poczkaniu tak przebiegłe plany opracowywać.
Przejechałem pół Gdyni, cały Sopot i park w Gdańsku. W Gdynii zapytałem w 4 hotelach, potem z niej przejechałem raczej pieszą drogą pod smerfastyczną górkę przez jakiś park krajobrazowy czy inne coś tam coś tam do Sopotu. Ogólnie muszę się kiedyś jeszcze wybrać na tydzień na zwiedzanie samego 3-miasta. No może w wyjazdem na Hel, bo czadowo po drodze jest. W Sopocie to nawet nie wiem ile numerów obdzwoniłem. W każdym razie udało mi się usłyszeć najniższą cenę za jedną noc dla jednej osoby - 180 zeta (PLN). No nic, to brzydko wykorzystamy kochaną koleżankę Martę. Marta nie odbierała telefonu... To pojeździmy po ścieżce przyplażowej - tadam - pole namiotowe - cena 25 zeta za cały dobytek - 1 student, 1 namiot, 1 rower, przy czym rower gratis i może noclegować w garażu... zamieniłbym się z nim z chęcią... Marta odpisała, i zmartwiona i przejęta moją sytuacją chciała mi coś znaleźć, piszę o tym w ramach podzięki za to szczere przejęcie mimo że akurat gdzieś imprezowała, no wzruszyła mnie normalnie, aj lov ju bejbe. No ale nic, ostatecznie wylądowałem na polu namiotowym. Nabite było tak, że nawet mój pseudo namiot z drudem udało się rozbić, całe szczęście miejsca przy drodze i pod oświetleniem ulicznym nie mają największego wzięcia i były wolne. Chyba nawet większą część nocy przespałem.
Where The Hell Is Hel Trip 2010 stage 2
Niedziela, 11 lipca 2010 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: nie sam, trip: Bałtyk
Km: | 192.49 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 09:37 | km/h: | 20.02 |
Pr. maks.: | 64.95 | Temperatura: | 32.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień drugi niesamowitej wyprawy wprost w czeluście piekielne półwyspu Hel. Wraz z nami w drogę wyruszyło na prawdę wielu śmiałków. Konduktor bileto-sprawdzacz gdzieś w okolicach przed Piłą stwierdził, że strasznie nas dużo do TYCH Chojnic jedzie. Jednak na trasie wcale tak wiele osób nam nie towarzyszyło, jak widać nasza ekipa okazała się najsilniejsza.
Skład o dziwo ten sam co dnia pierwszego. O dziwo biorąc pod uwage jak wiele osób odpadło już po opuszczeniu pociągu, albo nawet podczas przesiadek. Odsiew gorszy niż na pierwszym roku polibudy.
Z samego rana zebraliśmy manatki i wyruszyliśmy w drogę. Start nie był zbyt szybki, bo pod górkę. Przez szybki rozumiemy tutaj oczywiście szybkość jazdy. Najpierw powrót do Kościerzyny. Rześkie powietrze godziny siódmej rano można powiedzieć, że dodawało skrzydeł. W Kościerzynie brak znaków i takich tam elementów nieco mógł przeszkodzić w nawigacji, ale że w sumie celem był Hel, a droga nieznana i ustalana w trakcie, to jakoś poszło. A co do pójścia i idźcia, to najwięcej poszło wody. Tego dnia wydudlaliśmy po 6litrów na łebka...
Dobra, może kiedyś dopisze więcej, teraz mi sie makaron rozgotować może za chwileczke więc musze kończyć.
W każdym razie na Hel dojechaliśmy, wbiliśmy na cypelek, poczailiśmy wode, była zimna. Ogólnie w tym Helu to jedynie piekielnie dużo ludzi jest.
Nocleg tuż przy plaży, na dziko, gdzieś przed Chałupami. Tylko nie mówcie nikomu ;-) i nie powtarzajcie tego sami, komary nieziemsko nas tam pocięły.
Skład o dziwo ten sam co dnia pierwszego. O dziwo biorąc pod uwage jak wiele osób odpadło już po opuszczeniu pociągu, albo nawet podczas przesiadek. Odsiew gorszy niż na pierwszym roku polibudy.
Z samego rana zebraliśmy manatki i wyruszyliśmy w drogę. Start nie był zbyt szybki, bo pod górkę. Przez szybki rozumiemy tutaj oczywiście szybkość jazdy. Najpierw powrót do Kościerzyny. Rześkie powietrze godziny siódmej rano można powiedzieć, że dodawało skrzydeł. W Kościerzynie brak znaków i takich tam elementów nieco mógł przeszkodzić w nawigacji, ale że w sumie celem był Hel, a droga nieznana i ustalana w trakcie, to jakoś poszło. A co do pójścia i idźcia, to najwięcej poszło wody. Tego dnia wydudlaliśmy po 6litrów na łebka...
Dobra, może kiedyś dopisze więcej, teraz mi sie makaron rozgotować może za chwileczke więc musze kończyć.
W każdym razie na Hel dojechaliśmy, wbiliśmy na cypelek, poczailiśmy wode, była zimna. Ogólnie w tym Helu to jedynie piekielnie dużo ludzi jest.
Nocleg tuż przy plaży, na dziko, gdzieś przed Chałupami. Tylko nie mówcie nikomu ;-) i nie powtarzajcie tego sami, komary nieziemsko nas tam pocięły.
Where The Hell Is Hel Trip 2010 stage 1
Sobota, 10 lipca 2010 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: from 50 to 100, opis: nie sam, trip: Bałtyk
Km: | 75.19 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:20 | km/h: | 22.56 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 34.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień pierwszy spontanicznej wyprawy w same czeluście piekielne czyli w upalne słońce cypelka na Helskiej mierzei.
Tym razem nadmorska wyprawa jakimś cudem nie w samotności, skład zespołu przedstawiał się nasępująco:
-pavel na red dragonie
-ja na orzele siódmym
Ze względu na to że trasa wycieczki została zaplanowana podczas jazdy, to może kiedyś ja przedstawie, ale teraz mi się nie chce :P
Ze względu na powolny internet z jakim przychodzi mi się męczyć to zdjęcia też może kiedyś udostępnie, bo teraz mi się nie chce.
Ogólnie to wyjazd o 7rano z Byczyny, na ciapąg do Chojnic. Dwie przesiadeczki i już o 17 jesteśmy w Chojnicach.
No to tak powoli z dnia na dzień będo coś dopisywał do tych wpisów aż wyjdą wpisy z prawdziwego zdarzenia a nie takie słabiutkie jak w przypadku Rozewie Tour 2009 (RT2009)
Dzisiaj chciałem napisać, że stacja PKP Chojnice to dla mnie wielka zagadka i uważam, że każda osoba która uważa się za podróżnika powinna ją odwiedzić. Dlaczego? Może nie powinienem odkrywać tak od razu całej tajemnicy, ale co tam, jak się tego nie zobaczy na własne oczy i nie przeżyje to się i tak nie liczy, więc napiszę o tych dziwniejszych rzeczach. Po pierwsze, do Chojnic jeździ masa pociągów. No jakbym nie patrzył w rozkładzie jazdy to wszędzie te Chojnice. Z południa na północ, z zachodu na wschód, wszędzie przez Chojnice, a nie mają tam w ogóle trakcji i większość torów to single-tracki. No i sprawa istotniejsza - opuszczenie dworca głównego PKP Chojnice to prawdziwe wyzwanie i zabawa dla najwytrwalszych, polecam.
Zjadamy część zapasów, coś tam popijamy, przebieramy się w obcisłe, to wszystko w środku miasta, w jakimś pseudo parku gdzie nawet ławek nie postawiono, no i wreszcie - napierniczamy przed siebie. Celem tego dnia było zrobienie tak z pięciu dyszek, żeby choć troszkę zbliżyć się do morza. Wyszło w sumie znacznie lepiej niż przypuszczałem. Co prawda droga nie była jakaś boczna, ale co chwila jeziorko z lewej, z prawej, jak to stwierdziłem w pewnym momencie "co dołek to jeziorek". Pod finiszem zaczął się bardziej falisty teren, podgórek i zgórek było coraz więcej z każdym kilometrem więc można wnioskować, że Chojnice to dobry punkt zaczepienia na kolejne wyprawy.
Nocleg w wioseczce pod Kościerzyną o wdzięcznej nazwie Szarlota. Skierowali nas tam tambylcy na pytanie o biwak i jeziorko. Kąpiel w jeziorku i te sprawy oczywiście się udało zrealizować. Rozbiliśmy się na dziko, ale sąsiedzi tuż obok też dziko rozbici, więc nie było tak źle. Cudne dźwięki dosco-polo dobiegały nas niosąc się po wodach jeziora z pola namiotowego które minęliśmy. Ogólnie lajcik i fart na maksa ten dzień. Przed snem pomorski Specjal, coby się zasnąć udało może w pseudonamiocie...
Tym razem nadmorska wyprawa jakimś cudem nie w samotności, skład zespołu przedstawiał się nasępująco:
-pavel na red dragonie
-ja na orzele siódmym
Ze względu na to że trasa wycieczki została zaplanowana podczas jazdy, to może kiedyś ja przedstawie, ale teraz mi się nie chce :P
Ze względu na powolny internet z jakim przychodzi mi się męczyć to zdjęcia też może kiedyś udostępnie, bo teraz mi się nie chce.
Ogólnie to wyjazd o 7rano z Byczyny, na ciapąg do Chojnic. Dwie przesiadeczki i już o 17 jesteśmy w Chojnicach.
No to tak powoli z dnia na dzień będo coś dopisywał do tych wpisów aż wyjdą wpisy z prawdziwego zdarzenia a nie takie słabiutkie jak w przypadku Rozewie Tour 2009 (RT2009)
Dzisiaj chciałem napisać, że stacja PKP Chojnice to dla mnie wielka zagadka i uważam, że każda osoba która uważa się za podróżnika powinna ją odwiedzić. Dlaczego? Może nie powinienem odkrywać tak od razu całej tajemnicy, ale co tam, jak się tego nie zobaczy na własne oczy i nie przeżyje to się i tak nie liczy, więc napiszę o tych dziwniejszych rzeczach. Po pierwsze, do Chojnic jeździ masa pociągów. No jakbym nie patrzył w rozkładzie jazdy to wszędzie te Chojnice. Z południa na północ, z zachodu na wschód, wszędzie przez Chojnice, a nie mają tam w ogóle trakcji i większość torów to single-tracki. No i sprawa istotniejsza - opuszczenie dworca głównego PKP Chojnice to prawdziwe wyzwanie i zabawa dla najwytrwalszych, polecam.
Zjadamy część zapasów, coś tam popijamy, przebieramy się w obcisłe, to wszystko w środku miasta, w jakimś pseudo parku gdzie nawet ławek nie postawiono, no i wreszcie - napierniczamy przed siebie. Celem tego dnia było zrobienie tak z pięciu dyszek, żeby choć troszkę zbliżyć się do morza. Wyszło w sumie znacznie lepiej niż przypuszczałem. Co prawda droga nie była jakaś boczna, ale co chwila jeziorko z lewej, z prawej, jak to stwierdziłem w pewnym momencie "co dołek to jeziorek". Pod finiszem zaczął się bardziej falisty teren, podgórek i zgórek było coraz więcej z każdym kilometrem więc można wnioskować, że Chojnice to dobry punkt zaczepienia na kolejne wyprawy.
Nocleg w wioseczce pod Kościerzyną o wdzięcznej nazwie Szarlota. Skierowali nas tam tambylcy na pytanie o biwak i jeziorko. Kąpiel w jeziorku i te sprawy oczywiście się udało zrealizować. Rozbiliśmy się na dziko, ale sąsiedzi tuż obok też dziko rozbici, więc nie było tak źle. Cudne dźwięki dosco-polo dobiegały nas niosąc się po wodach jeziora z pola namiotowego które minęliśmy. Ogólnie lajcik i fart na maksa ten dzień. Przed snem pomorski Specjal, coby się zasnąć udało może w pseudonamiocie...
Rozewie Tour 2009 meta
Sobota, 22 sierpnia 2009 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam, trip: Bałtyk
Km: | 187.33 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 08:46 | km/h: | 21.37 |
Pr. maks.: | 54.23 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozewie Tour 2009 Finisz
Etap z Gdańska - Kiełpino Górne do Gdańsk Centrum Dworzec PKP Centralny
Patrząc na etap to nie zgadza się z odległością, jednak znając cel - Jastrzębią Górę i przylądek Rozewie powoli coś zaczyna świtać. Dodając, że jechałem przez Wejherowo i zgubiłem się zaraz po starcie panikując jeszcze przed opuszczeniem Gdańska można sobie uświadomić, że i tak mało kilometrów wyszło. Wyszło mało, bo dopiero o 10 ruszyłem w drogę, spańsko i niechęć spowodowana nocnymi opadami deszczu nie podnosiły morale, tak blisko celu i pogoda płata figle, nagle spada temperatura o 10C i mokro wszędzie. Wiatr wieje, jak to zawsze nad morzem. Niebo zachmurzone, tak że strategia jazdy na azymut wyznaczany słońcem nie daje rady, a wręcz to przez to gubię się w Gdańsku. Znowu też słońce mnie raduje, gdy na chwile się pojawia odkrywam, że źle jadę.
W opisie nie sam, bo spotkałem po drodze bikera, który jechał wzdłuż wybrzeża i jakoś tak nasze drogi się pokrywały na tym ostatnim fragmencie. Dzięki mu za wspólną jazdę.
Kilka fotek
Etap z Gdańska - Kiełpino Górne do Gdańsk Centrum Dworzec PKP Centralny
Patrząc na etap to nie zgadza się z odległością, jednak znając cel - Jastrzębią Górę i przylądek Rozewie powoli coś zaczyna świtać. Dodając, że jechałem przez Wejherowo i zgubiłem się zaraz po starcie panikując jeszcze przed opuszczeniem Gdańska można sobie uświadomić, że i tak mało kilometrów wyszło. Wyszło mało, bo dopiero o 10 ruszyłem w drogę, spańsko i niechęć spowodowana nocnymi opadami deszczu nie podnosiły morale, tak blisko celu i pogoda płata figle, nagle spada temperatura o 10C i mokro wszędzie. Wiatr wieje, jak to zawsze nad morzem. Niebo zachmurzone, tak że strategia jazdy na azymut wyznaczany słońcem nie daje rady, a wręcz to przez to gubię się w Gdańsku. Znowu też słońce mnie raduje, gdy na chwile się pojawia odkrywam, że źle jadę.
W opisie nie sam, bo spotkałem po drodze bikera, który jechał wzdłuż wybrzeża i jakoś tak nasze drogi się pokrywały na tym ostatnim fragmencie. Dzięki mu za wspólną jazdę.
Kilka fotek
Rozewie Tour 2009 stage 3
Piątek, 21 sierpnia 2009 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, trip: Bałtyk
Km: | 224.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 09:24 | km/h: | 23.83 |
Pr. maks.: | 55.26 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozewie Tour 2009 Stage 3
Etap z Polichna do Gdańska
właściwie planowałem przejechać to zupełnie inaczej, ten etap miał być podzielony na 2 mniejsze z finiszem dużo bardziej na zachód i bardziej na północ, ale najlepiej nie planować za bardzo trasy i dać się prowadzić słońcu.
Mógłbym tutaj finiszować, właściwie to chciałem dojechać nad morze, zobaczyć je pierwszy raz w zyciu i git. Ale nie, siły są więc to tylko etap.
Co to dzisiaj było i dlaczego aż tyle kilometrów, tożto mało turistasowo. Początek był rześki i raźny. Doskonale wyspany (choć za mało). Z rana nie tyle rześko co nawet zimno, mimo że wyjazd już klasycznie po godzinie ósmej. Po drodze pomyliłem trasę i przejechałem pare bonusowych kilometrów, część w terenie. Ale taki był to dzień, gubienie się nie było tutaj niczym wyjątkowym. Minimalizacja błędów nawigacji sprawiała że trafiałem w drogi albo ledwo co wylane asfaltem, piękne i równe, albo nadal nie wylane asfaltem i kamieniste, moment nawet z piachem walczyłem. Od postanowienia że jade do Gdańska często głównymi jechałem. Przez jakiś czas na takiej głównej miałem demotywujący wmordewiatr, ale jednak... Wiatr w plecy także się trafił, tyle że na betonowej autostradzie ze szparami między płytami większymi niż moja oponka, to dopieto była demotywacja.
Dojechałem do tablicy Danzig jeszcze przed godziną 19. Do 20.20 zajęło mi odnalezienie się w miasteczku i trafienie na mój docelowy nocleg. Szacowną, przezacną koleżankę Martę, która niestety/na szczęście mieszkać musi w nieźle schowanej okolicy. Kolejny nocleg trafiony nadzwyczajnie, przez co znowu się nie wyspałem, dobrze że całej nocy nie przesiedziałem.
Taka myśl rowerzysty z nizin pierwsza która mi się skojarzyła po paru km po Gdańsku - San Francisko, miasto gdzie jedzie się pod górkę jak cholera, zjeżdża i hamuje, bo ronda są wszędzie i na nowo rozpoczyna się podjazd pod kolejną górkę. Czad!
trasa [plan]:
1. Polichno
2. Nakło nad Notecią -> Karnowo -> Kosowo -> Krukówko
3. Mrocza -> Drzewianowo -> Krąpiewo -> Popielewo [uwaga skręt na północ]
4. Łąsko Małe i Wielkie
5. Przez Wilcze lub Buszkowo do
6. Mąkowarsko -> Pruszcz -> Gostycyn -> Łyskowo
7. Tuchola -> Kiełpin -> Woziwoda -> Klocek
8. Czersk
3(alt). Mrocza -> Wiele -> Zabartowo -> Pęperzyn -> Skoraczewo -> Wąwelno -> Huta -> Osiek -> Dziedzinek
9. Stargard Gdański -> Kokoszkowy -> Trzcińsk
10. Godziszewo -> Gołębiowo -> Trąbki Wielkiee -> Żuława
11. Kiełpino Górne przez Łostowice, skręcając obok Auchan
Śmieszna fotka
Etap z Polichna do Gdańska
właściwie planowałem przejechać to zupełnie inaczej, ten etap miał być podzielony na 2 mniejsze z finiszem dużo bardziej na zachód i bardziej na północ, ale najlepiej nie planować za bardzo trasy i dać się prowadzić słońcu.
Mógłbym tutaj finiszować, właściwie to chciałem dojechać nad morze, zobaczyć je pierwszy raz w zyciu i git. Ale nie, siły są więc to tylko etap.
Co to dzisiaj było i dlaczego aż tyle kilometrów, tożto mało turistasowo. Początek był rześki i raźny. Doskonale wyspany (choć za mało). Z rana nie tyle rześko co nawet zimno, mimo że wyjazd już klasycznie po godzinie ósmej. Po drodze pomyliłem trasę i przejechałem pare bonusowych kilometrów, część w terenie. Ale taki był to dzień, gubienie się nie było tutaj niczym wyjątkowym. Minimalizacja błędów nawigacji sprawiała że trafiałem w drogi albo ledwo co wylane asfaltem, piękne i równe, albo nadal nie wylane asfaltem i kamieniste, moment nawet z piachem walczyłem. Od postanowienia że jade do Gdańska często głównymi jechałem. Przez jakiś czas na takiej głównej miałem demotywujący wmordewiatr, ale jednak... Wiatr w plecy także się trafił, tyle że na betonowej autostradzie ze szparami między płytami większymi niż moja oponka, to dopieto była demotywacja.
Dojechałem do tablicy Danzig jeszcze przed godziną 19. Do 20.20 zajęło mi odnalezienie się w miasteczku i trafienie na mój docelowy nocleg. Szacowną, przezacną koleżankę Martę, która niestety/na szczęście mieszkać musi w nieźle schowanej okolicy. Kolejny nocleg trafiony nadzwyczajnie, przez co znowu się nie wyspałem, dobrze że całej nocy nie przesiedziałem.
Taka myśl rowerzysty z nizin pierwsza która mi się skojarzyła po paru km po Gdańsku - San Francisko, miasto gdzie jedzie się pod górkę jak cholera, zjeżdża i hamuje, bo ronda są wszędzie i na nowo rozpoczyna się podjazd pod kolejną górkę. Czad!
trasa [plan]:
1. Polichno
2. Nakło nad Notecią -> Karnowo -> Kosowo -> Krukówko
3. Mrocza -> Drzewianowo -> Krąpiewo -> Popielewo [uwaga skręt na północ]
4. Łąsko Małe i Wielkie
5. Przez Wilcze lub Buszkowo do
6. Mąkowarsko -> Pruszcz -> Gostycyn -> Łyskowo
7. Tuchola -> Kiełpin -> Woziwoda -> Klocek
8. Czersk
3(alt). Mrocza -> Wiele -> Zabartowo -> Pęperzyn -> Skoraczewo -> Wąwelno -> Huta -> Osiek -> Dziedzinek
9. Stargard Gdański -> Kokoszkowy -> Trzcińsk
10. Godziszewo -> Gołębiowo -> Trąbki Wielkiee -> Żuława
11. Kiełpino Górne przez Łostowice, skręcając obok Auchan
Śmieszna fotka
Rozewie Tour 2009 stage 2
Czwartek, 20 sierpnia 2009 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, trip: Bałtyk
Km: | 130.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:37 | km/h: | 23.26 |
Pr. maks.: | 58.29 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozewie Tour 2009 Stage 2
Etap drugi z .. do Polichna nieopodal Nakła nad Notecią
Ciężko było wstać. Noc w namiocie, choć o dziwo nie zmokłem ani nie przemarzłem, a i jakoś specjalnie zimno nie było do najlżejszych nie należała. Upłynęła pod znakiem California Blue i ogólnie przyśpiewek szantowo-obozowo-harcerskich. Sporo udało się także przespać, pewnie diablo chrapiąc. Droga dzisiaj mocno chilloutowa, powoli, skutecznie do celu. Po drodze spotkałem ojca z dwoma synami, którzy z małopolski jechali do tego samego celu co ja. Rozewie ma moc. Niestety choć się starałem ich tempo (mieli kolarki niezłe, powinni zapierniczać jak szaleni) było nieco nie w mój plan dnia i musiałem pojechać przodem. Ich trasa pozbawiona zwiedzania też się z moją nie zgadzała.
A co zwiedzałem tego dnia? Trzeci raz w życiu Biskupin i Wenecja. Może i niewiele się zmieniło. W Biskupinie jedynie dodatkowo zabudowania utworzone na potrzeby ekranizacji Starej Baśni. Tak po za tym nihil novi. Ale warto było, jednak na rowerku jeszcze tam nie byłem nigdy wcześniej.
Nocleg u dalszej rodzinki w Polichnie. Złoci ludzi, na prawde dobrym pomysłem było wykorzystać rodzinę do przenocowania mnie, powspominało się, wymieniło historiami rodzinnymi. Ogólnie energia i czad.
trasa [plan]:
1. na Kleczew, po 4km na Biskupie
2. Biskupie
3. Ostrowąż -> Góry -> Wiśniewa -> Kopydłowo
4. Wilczogóra -> Wilczyn -> Kownaty
5. Wójcin -> Przyjezierze -> Ostrowo
6. Gębice -> Bielice -> Olsza -> Świerkowice
7. Mogilno -> Padniewko -> Niestrowno -> Drewno -> Oćwieka
8. Gąsawa -> Wenecja -> Żnin -> Szubin -> Nakło nad Notecią -> Polichno
Trasa przebiegła bez większych modyfikacji. Być może szerszy opis potem.
Kilka fotek
Etap drugi z .. do Polichna nieopodal Nakła nad Notecią
Ciężko było wstać. Noc w namiocie, choć o dziwo nie zmokłem ani nie przemarzłem, a i jakoś specjalnie zimno nie było do najlżejszych nie należała. Upłynęła pod znakiem California Blue i ogólnie przyśpiewek szantowo-obozowo-harcerskich. Sporo udało się także przespać, pewnie diablo chrapiąc. Droga dzisiaj mocno chilloutowa, powoli, skutecznie do celu. Po drodze spotkałem ojca z dwoma synami, którzy z małopolski jechali do tego samego celu co ja. Rozewie ma moc. Niestety choć się starałem ich tempo (mieli kolarki niezłe, powinni zapierniczać jak szaleni) było nieco nie w mój plan dnia i musiałem pojechać przodem. Ich trasa pozbawiona zwiedzania też się z moją nie zgadzała.
A co zwiedzałem tego dnia? Trzeci raz w życiu Biskupin i Wenecja. Może i niewiele się zmieniło. W Biskupinie jedynie dodatkowo zabudowania utworzone na potrzeby ekranizacji Starej Baśni. Tak po za tym nihil novi. Ale warto było, jednak na rowerku jeszcze tam nie byłem nigdy wcześniej.
Nocleg u dalszej rodzinki w Polichnie. Złoci ludzi, na prawde dobrym pomysłem było wykorzystać rodzinę do przenocowania mnie, powspominało się, wymieniło historiami rodzinnymi. Ogólnie energia i czad.
trasa [plan]:
1. na Kleczew, po 4km na Biskupie
2. Biskupie
3. Ostrowąż -> Góry -> Wiśniewa -> Kopydłowo
4. Wilczogóra -> Wilczyn -> Kownaty
5. Wójcin -> Przyjezierze -> Ostrowo
6. Gębice -> Bielice -> Olsza -> Świerkowice
7. Mogilno -> Padniewko -> Niestrowno -> Drewno -> Oćwieka
8. Gąsawa -> Wenecja -> Żnin -> Szubin -> Nakło nad Notecią -> Polichno
Trasa przebiegła bez większych modyfikacji. Być może szerszy opis potem.
Kilka fotek
Rozewie Tour 2009 start
Środa, 19 sierpnia 2009 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, trip: Bałtyk
Km: | 178.12 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 07:46 | km/h: | 22.93 |
Pr. maks.: | 41.15 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozewie Tour 2009 czyli wyprawa z Byczyny w opolskim do Jastrzębiej Góry i przylądka Rozewie w Pomorskim. Celem jest osiągnięcie najdalej na północ wysuniętego punktu Polski, dalej na północ w kraju już na pewno nie będe.
Dziś po drodze właściwie nic ciekawego. Nocleg na polu namiotowym (10 zł). po drodze 2 dodatkowe butelki wody źródlanej z marketu Dino (2x1.4zł) i butelka coli 1l (3.8zł), także koszt dnia znikomy. Samopoczucie dobre. Brak uczucia zmęczenia i jakichkolwiek jego objawów. Jedyne co to nieco słonko przysmażyło, jednak pare godzin w szczycie się jechało. Pogoda zapowiada się dobra, wprost wymarzona. Przed snem martwie się czy nie przemarznę w namiocie z BricoMarche, oraz, że choć na chwilę zasnę, bo w namiocie mam z tym zwykle kłopoty. W kime uderzam niewiele po zachodzie słońca. Jutro ciężki dzięń.
trasa [plan]:
1. Byczyna -> Wieruszów trasą 450
2. Skręt w lewo 200m, potem prawo na Teklinów, Jutrków
3. potem znowu trasa 450
4. W Grabowi nad Prosną objazd, ale dalej trasa 450
5. W Chotowie prawo 0.7km
6. W Chotowie w lewo zjechać z 450 na trasę Lechosławską albo jakoś inaczej, bo to już Kalisz
7. 12 potem 25 ul. Stawiszyńska\
8. Konin
9 Trasa 25 -> ul Okólna 100m -> ul Leśna 6.4km -> na Grąblin -> na Licheń -> finisz
faktyczna trasa potem. chociaż tego dnia na prawde nic ciekawego nie było
Kilka fotek:
Dziś po drodze właściwie nic ciekawego. Nocleg na polu namiotowym (10 zł). po drodze 2 dodatkowe butelki wody źródlanej z marketu Dino (2x1.4zł) i butelka coli 1l (3.8zł), także koszt dnia znikomy. Samopoczucie dobre. Brak uczucia zmęczenia i jakichkolwiek jego objawów. Jedyne co to nieco słonko przysmażyło, jednak pare godzin w szczycie się jechało. Pogoda zapowiada się dobra, wprost wymarzona. Przed snem martwie się czy nie przemarznę w namiocie z BricoMarche, oraz, że choć na chwilę zasnę, bo w namiocie mam z tym zwykle kłopoty. W kime uderzam niewiele po zachodzie słońca. Jutro ciężki dzięń.
trasa [plan]:
1. Byczyna -> Wieruszów trasą 450
2. Skręt w lewo 200m, potem prawo na Teklinów, Jutrków
3. potem znowu trasa 450
4. W Grabowi nad Prosną objazd, ale dalej trasa 450
5. W Chotowie prawo 0.7km
6. W Chotowie w lewo zjechać z 450 na trasę Lechosławską albo jakoś inaczej, bo to już Kalisz
7. 12 potem 25 ul. Stawiszyńska\
8. Konin
9 Trasa 25 -> ul Okólna 100m -> ul Leśna 6.4km -> na Grąblin -> na Licheń -> finisz
faktyczna trasa potem. chociaż tego dnia na prawde nic ciekawego nie było
Kilka fotek: