Where The Hell Is Hel Trip 2010 stage 2
Niedziela, 11 lipca 2010 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: nie sam, trip: Bałtyk
Km: | 192.49 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 09:37 | km/h: | 20.02 |
Pr. maks.: | 64.95 | Temperatura: | 32.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień drugi niesamowitej wyprawy wprost w czeluście piekielne półwyspu Hel. Wraz z nami w drogę wyruszyło na prawdę wielu śmiałków. Konduktor bileto-sprawdzacz gdzieś w okolicach przed Piłą stwierdził, że strasznie nas dużo do TYCH Chojnic jedzie. Jednak na trasie wcale tak wiele osób nam nie towarzyszyło, jak widać nasza ekipa okazała się najsilniejsza.
Skład o dziwo ten sam co dnia pierwszego. O dziwo biorąc pod uwage jak wiele osób odpadło już po opuszczeniu pociągu, albo nawet podczas przesiadek. Odsiew gorszy niż na pierwszym roku polibudy.
Z samego rana zebraliśmy manatki i wyruszyliśmy w drogę. Start nie był zbyt szybki, bo pod górkę. Przez szybki rozumiemy tutaj oczywiście szybkość jazdy. Najpierw powrót do Kościerzyny. Rześkie powietrze godziny siódmej rano można powiedzieć, że dodawało skrzydeł. W Kościerzynie brak znaków i takich tam elementów nieco mógł przeszkodzić w nawigacji, ale że w sumie celem był Hel, a droga nieznana i ustalana w trakcie, to jakoś poszło. A co do pójścia i idźcia, to najwięcej poszło wody. Tego dnia wydudlaliśmy po 6litrów na łebka...
Dobra, może kiedyś dopisze więcej, teraz mi sie makaron rozgotować może za chwileczke więc musze kończyć.
W każdym razie na Hel dojechaliśmy, wbiliśmy na cypelek, poczailiśmy wode, była zimna. Ogólnie w tym Helu to jedynie piekielnie dużo ludzi jest.
Nocleg tuż przy plaży, na dziko, gdzieś przed Chałupami. Tylko nie mówcie nikomu ;-) i nie powtarzajcie tego sami, komary nieziemsko nas tam pocięły.
Skład o dziwo ten sam co dnia pierwszego. O dziwo biorąc pod uwage jak wiele osób odpadło już po opuszczeniu pociągu, albo nawet podczas przesiadek. Odsiew gorszy niż na pierwszym roku polibudy.
Z samego rana zebraliśmy manatki i wyruszyliśmy w drogę. Start nie był zbyt szybki, bo pod górkę. Przez szybki rozumiemy tutaj oczywiście szybkość jazdy. Najpierw powrót do Kościerzyny. Rześkie powietrze godziny siódmej rano można powiedzieć, że dodawało skrzydeł. W Kościerzynie brak znaków i takich tam elementów nieco mógł przeszkodzić w nawigacji, ale że w sumie celem był Hel, a droga nieznana i ustalana w trakcie, to jakoś poszło. A co do pójścia i idźcia, to najwięcej poszło wody. Tego dnia wydudlaliśmy po 6litrów na łebka...
Dobra, może kiedyś dopisze więcej, teraz mi sie makaron rozgotować może za chwileczke więc musze kończyć.
W każdym razie na Hel dojechaliśmy, wbiliśmy na cypelek, poczailiśmy wode, była zimna. Ogólnie w tym Helu to jedynie piekielnie dużo ludzi jest.
Nocleg tuż przy plaży, na dziko, gdzieś przed Chałupami. Tylko nie mówcie nikomu ;-) i nie powtarzajcie tego sami, komary nieziemsko nas tam pocięły.