na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:362.07 km (w terenie 0.50 km; 0.14%)
Czas w ruchu:13:22
Średnia prędkość:27.09 km/h
Maksymalna prędkość:71.90 km/h
Suma podjazdów:2998 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:60.35 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Kąty -> Oława

Sobota, 31 sierpnia 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: piosnka
Km: 109.88 Km teren: 0.00 Czas: 03:24 km/h: 32.32
Pr. maks.: 45.16 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 368m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Nie miałem pomysłu na trasę, a lato się kończy i trzeba coś pojeździć. Niestety Blurej leży i czeka na napęd i opony zdatne do jazdy po czymś innym niż leśny hardkor.

Więc siadłem na szosę i pojechałem przed siebie. A że przed siebie to zwykle jak najkrótszy wyjazd z miasta to wyjechałem na Smoleń. Tam kierując się na dobre asfalty, jak zwykle pojechałem na Kąty Wrocławskie. Przez resztę wycieczki kierowały mną granatowe chmury na horyzoncie.

Pierwsze 30km zrobiłem w 56:06, przy czym mogło być szybciej. Specjalnie się hamowałem, bo już wiem, że na szosie dużo łatwiej jedzie się w trupa i nagle odcina tak, że przyzwoicie się jechać nie da. Kolejne 30km było trochę kryzysowe mimo to, bo zaczęła się jazda nieco pod wiatr. Było też kilka zmarszczek no i sporo porowatego asfaltu na którym strasznie trzęsie. Mimo to udało się zrobić czas 1:54:38 na 60km. Trzecia trzydziestka wyszła jednak zaskakująco dobra. Od Oławy do Jelcza praktycznie bez przerwy szło tempo 36km/h. Bardzo równy asfalt (na kilkunasto centymetrowym pasku jezdni, ale jednak). Potem doszedł do tego las osłaniający przed powiewami i leciało się doprawdy zacnie. Takie tempo aż pod sam Wrocław, gdzie gdzieś już chyba w Swojczycach przejeżdżam 90 kilometr wycieczki, czas - 2:50:18! Niewiele brakło do pobicia życiówki na 30km (co prawda ustanowionej na mtb). Po wjeździe w miasto średnia zaczęła niestety spadać. Kolejne postoje na światłach, mimo ambitnego kręcenia średnią psuły. Mimo, że dawałem do 40km/h bo siły były to odcinki między światłami były za krótkie, żeby odrobić stratę związaną z zatrzymywaniem się. A niestety lecąc 40km/h trafia się zawsze na czerwone. Ostatecznie wypiąłem licznik gdzieś pod koniec Legnickiej, żeby całkiem średniej nie zepsuć i przełączyłem się w tempo bardzo spokojne (~25km/h) żeby przepłukać na spokojnie żyły po tym wysiłku. Jednak niewiele to dało, bo dziś bolą mnie łydki (spisywane następnego ranka).

Ogólnie ładnie wyszło, a nadmiar mocy po 60km to ciekawe zjawisko - podobne odczucia miałem przy ostatniej jeździe z bratem. Po 50km napierania zaczęło mi się dziwnie lekko jechać i czułem, że mogę drugie tyle dokręcić z taką samą średnią. Teraz okazało się, że to fakt, a co więcej, po 100km wciąż czułem, że jeszcze 50 bym tak spokojnie zrobił.

Acha, tuż przed wyjazdem zamontowałem do Kuoty przystawkę do Sigmy, która udało mi się wielkimi trudami zdobyć za rozsądniejsze pieniądze - 24 pln. Co prawda nie na drugi rower, bo tego to chyba w ogóle nie da się dostać i bez otworów na kadencję i inne dodatki, ale działa - a to najważniejsze.

Jeszcze trasa - jej narysowanie trochę rozjaśniło mi dlaczego od Oławy tak przyjemnie się jechało - z górki było :)


Dawno nie wrzucałem muzyczki, więc dziś odnowię ten zwyczaj - polecam, ciekawe rytmy

szoszowo

Sobota, 17 sierpnia 2013 Kategoria baza: Byczyna, bike: kuota, cel: treningowo, dist: from 50 to 100, opis: nie sam Uczestnicy
Km: 50.86 Km teren: 0.50 Czas: 01:34 km/h: 32.46
Pr. maks.: 48.76 Temperatura: 28.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś nie za bardzo miałem ochotę na jazdę, jednak brat namówił mnie żeby się przejechać.

wpis u brata

Z braku ochoty oszczędzałem się przez pierwsze kilka kilometrów, ale droga Chruścin -> Bolesławiec rozbestwiła mnie odrobinkę.

W Bolesławcu zachciało mi się odwiedzić wieżę. Wpadło trochę terenu na podjazd na wieżę. Posiedzieliśmy trochę na fragmencie muru. Wejście na wieżę było otwarte, ale jakoś w Polsce trudno mi zostawić rower za 5 tysiaków bez opieki więc nie skorzystałem (przez co troszkę smutłem, szczególnie, że fajne dziewoje wbijały akurat na wieżę). Aby nie było za nudno zgubiłem gdzieś na podjeździe rękawiczkę - całe szczęście wspomniane dziewoje podpowiedziały gdzie szukać i po kilkuminutowych poszukiwaniach udało się zgubę odnaleźć. Z Bolesławca ruszyliśmy już zdecydowanie raźniejszym tempem.

Tylko na najmocniejszej górce przed Mieleszynem prędkość spadła <30 ale zatrzymała się na 27km/h. Za to od górki i dalej cały odcinek Mieleszynek->Klatka lecieliśmy >40km/h (tam też max speed wycieczki).

Takie tempo zmęczyło mnie już jednak i potem na odcinku leśnym na Łękę Opatowską podjazdy dość mocno mnie męczyły. Główną dopiero pierwsza górka przed Byczyną zbiła tempo <30 (ponownie około 27km/h), natomiast następna poszła "z blatu" i był moment na >40 km/h ;-)

Ogólnie w szoku jestem, że brachol tak mocne tempo utrzymał bez większego uszczerbku na zdrowiu i koła nie stracił ani na chwilę. Niby wiele nie jeździ ale trzeba przyznać, że mocny jest.

Wykreśliłem sobie trasę, żeby profil wysokości oszacować (podjazd na wieżę w Bolesławcu zastąpiłem pętlą przez wioskę).

Bela trip

Piątek, 16 sierpnia 2013 Kategoria bike: kuota, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: nie sam, opis: foto Uczestnicy
Km: 114.57 Km teren: 0.00 Czas: 05:21 km/h: 21.41
Pr. maks.: 71.90 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 2510m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Zjechaliśmy się z bratem na chacie i wieczorem pojawił się pomysł wyjazdu na Pradziada - jako że Paweł nigdy jeszcze po górach nie jeździł a Pradziad jest najbliżej.

Szybkie wieczorne ogarnięcie trasy i rano można wyruszać. Z rana same problemy, najpierw zwyczajowo można by rzec - przygotowanie, pakowanie itp trwa za długo. Potem problemy na trasie opóźniają dojazd o ponad godzinę (sporo remontów, 30km objazd po drogach w okropnym stanie).

Wreszcie jednak docieramy na miejsce, do którejś z rzędu miejscowości Bela. Znajdujemy darmowy parking w cieniu i lecimy w góry. Od startu zaczyna się podjazd, miejscami tabliczki 11 czy 12% mówią, że Paweł ma okazję poznać góry od tej lepszej strony :)



Start podjazdu na Pradziada. W nogach prawie nic choć z ambitnymi procentami. Dość późna pora, bo godzina 14. Idealna temperatura i słońce z nielicznymi chmurkami.

Na szczyt dojeżdżam z dużym prawdopodobieństwem ustanawiając życiówkę - 40 i pół minuty. Odpoczynek na szczycie trwa kilkanaście sekund - jechałem za słabo ;-) Trudno powiedzieć ile w tym zasługi krótkiego dojazdu z niewielką intensywnością a ile Kuoty :)



Po praktycznie równych 10 minutach na szczyt dociera Paweł - wrzucam zdjęcie które dodatkowo ukazuje tłum jaki panował na podjeździe od Owczarni. Od owczarni, bo może z 10 osób szło drogą od parkingu, pozostali wjeżdżali autobusami - na zjeździe do Owczarni trzeba będzie wyjątkowo uważać.



Zamiast tradycyjnej foty z Pradziadem zrobiłem sobie taką z jego mniejszą kutasoidalną kopią stojącą na tyłach. Paweł oczywiście nie wzgardził fotą z tym większym i ważniejszym Pradziadem stojącym na przedzie, ale daruję sobie wklejanie setek słit foci.



Jeszcze panorama z platformy widokowej.



Słit focia z głupią miną jak pod słońce.



I można zacząć zjeżdżać. Jak widać pierwsze spotkanie z górskim zjazdem wywiera spore wrażenie :)

Zjazd bardzo spokojnie, choć tam padł max speed wycieczki. Do Owczarni właściwie nei dało się jechać. Może kilka chwil było 50km/h. Kilka razy było też praktycznie 10km/h jak dzieci czy psy wybiegały przed koło. Za Owczarnią także spokojnie, na pierwszy zjazd nie chciałem zostawić Pawła samego, trzymałem się z przodu, nie dokręcałem a conajwyżej składałem. Wystarczyło na ciekawy przejazd. W sumie wiele szybciej i tak by się zjeżdżać nie dało, bo ostatnia prosta była już za kolumną samochodów, która widocznie została puszczona na zjazd niedługo przed nami.



Po zjeździe odrobina powrotu, żeby zatankować wodę życia na dalszą trasę.

Potem rozpoczął się spokojny zjazd dalej. Przelotowa ~38km/h i lecim. Niestety nie obyło się bez pomyłki nawigacyjnej. Skręciłem za późno w prawo a potem za wcześnie, co skończyło się zatoczeniem pętli. Całe szczęście niewielkiej.



Popas gdzieś za Rymarovem. Posiłek składał się z chałwy której już od setek lak nie wcinałem zapitej oczywiście wodą życia.



Na kolejnych zjazdach Paweł czuł się już znacznie lepiej.

Skrócenie drogi w Sobotinie na Marsikov poprowadziło nas dość ciekawą ścieżką ze wskazaniem na dobry teren do mtb. W Marsikovie ciekawy czarno-biały kościół rzucał się w oczy. Na rozjeździe w Marsikovie okazało się, że droga na Filipova jest zamknięta - jednak podjęliśmy ryzyko sprawdzić dlaczego. Okazało się, że potoczek, w którym nawet nie było wody zmył most, który został teraz praktycznie odnowiony, ale jeszcze nie było na nim nawierzchni. Rower można jednak było bezpiecznie przeprowadzić. Potem trochę jazdy po płaskim przez wioski i rozpoczęła się ostatnia wspinaczka na Cervonohorskie Sedlo.



Koniec ostatniego podjazdu na trasie wywołał niemal wzruszenie ;-)

Zjazd odbywał się na tyle późno, że było rzeczywiście zimno. Dopiero jak zacząłem dokręcać i się składać do pozycji na ramie zrobiło się całkiem przyjemnie. Kilka razy musiałem przez to zatrzymywać się i czekać na Pawła, który z zimnem radził sobie powolną jazdą. Gdybym wcześniej znał ten zjazd to mimo niekoniecznie ogromnego spadku padłaby jakaś ciekawa prędkość. Bardzo mało ostrych zakrętów sprawiło, że wyłożony na ramie leciałem ze stabilną prędkością ~69km/h w dół. Wystarczyło trochę podokręcać i pewnie 80 by pękło.

Ominęliśmy ze względu na późną porę zbiorniki wodne elektrowni Dlouhé Stráně. Mimo tego pominięcia dotarliśmy do auta dopiero o 19:30. Co ciekawe, ktoś wycieczkę zaczął później niż my. Tuż za moją Mazdą stała prawie taka sama, prawie, bo kombi w której pompka rowerowa i koc rozłożony na tyle sugerowały, że też rowerzyści przyjechali podjechać sobie na Pradziada.

Ogólnie wyjazd bardzo udany, głównie ze względu na pogodę. Ani za gorąco ani za zimno. Zimno na powrocie wynikało z późnej pory, a to niestety przez objazdy głównie. Następnym razem trzeba wziąć 3 godzinną poprawkę do planu i zdecydowanie wcześniej wyruszyć.

rozkręcenie nóg po alpach

Czwartek, 15 sierpnia 2013 Kategoria baza: Byczyna, bike: kuota, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: 66.76 Km teren: 0.00 Czas: 02:09 km/h: 31.05
Pr. maks.: 43.60 Temperatura: 24.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Byczyna -> Jaśkowice -> Gola -> Chruścin -> Bolesławiec -> Mieleszyn -> Klatka -> (fatalny asfalt) Parcice -> Żdżary -> Bolesławiec -> Łubnice -> Uszyce -> Roszkowice -> Byczyna

praca

Piątek, 2 sierpnia 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 10.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:28 km/h: 21.43
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 34.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 10m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze

praca

Czwartek, 1 sierpnia 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 10.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:26 km/h: 23.08
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 34.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 10m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum