Sroda z Pralkarzami
Środa, 17 lipca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: nie sam
Uczestnicy
Km: | 102.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:25 | km/h: | 29.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 672m | Sprzęt: kuota | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tomek namówił mnie na jeżdżenie ze ścigantami... i sam się spóźnił na przejażdżkę.
Podmęczony wczorajszym targaniem nie czułem się na siłach od samego startu. Do Pasikurowic dotarłem jednak dość żwawo - widmo spóźnienia sprawiło, że jechałem aby dojechać, najwyżej od razu mnie urwą. Tak na prawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać...
Wyjazd 16:58, w Pasikurowicach byłem 17:35. Peleton miał dotrzeć do Pasi o 17:45, ale dopiero jak wyjechałem z Pasikurowic sprawdziłem zegarek i okazało się że nie muszę gonić, a nawet mogę zawrócić. Zawróciłem i powoli potoczyłem się w przeciwnym kierunku. Gdzieś w środku Pasikurowic zatrzymałem się podnieść siodełko o 1cm, bo coś mi sztyca wjeżdża w ramę o czym już wspomniałem. Peleton zobaczyłem około 17:50. Jazda w takiej grupie jest szybka, nawet bardzo szybka a co najlepsze dopóki nie jest pod górkę jakoś specjalnie to nie jest to szczególnie odczuwalne w nogach. Jedynie jak się zmianę daje, do czego zostałem zachęcony kilkukrotnie i nie mogłem się odnaleźć i odmówić to czuć i to bardzo.
Ostatecznie i nieodwracalnie peleton urwał mnie na samym początku premii górskiej na Skotniki, tak skutecznie, że pomimo tego iż po niej ponoć czeka się na maruderów, to ja już nikogo nie uświadczyłem... do tego pomyliłem drogę i zacząłem się wracać w kierunku Trzebnicy. Zrobiłem sobie jeszcze jeden postój na poprawienie sztycy i podniesienie jej o 3cm - bo gdzieś o tyle opadła... wkurzające to, muszę klucz dynamometryczny załatwić i dowalić temu karbonowi pod limit, albo opracować coś innego co sprawi, że sztyca pozostanie w jedynej słusznej pozycji. Ogólnie rower pasuje mi z każdą jazdą coraz bardziej, dlatego wolę rozwiązać problemy niż kombinować z oddawaniem czy coś.
Chwilę za premią górską i tak skończyło mi się pićku przez co tempo też gdzieś o 1-2km/h spadło, ale turlałem się na chatę. Pod klatkę dotarłem spowrotem o 20:35. Na ostatnich kilometrach miałem problem wyprzedzić gościa na mtb, po czym wnioskuję, że prędkość może mi aż poniżej 30kmh spadła, bo raczej aż tak nie zapierdzielał.
Ogólnie zmasakrowany, jutro przerwa od jeżdżenia.
Jak można wyczytać, czas jazdy oraz dystans są szacowane. Albo raczej, dystans wyznaczyło mi gpsies, a czas jazdy to w zasadzie czas wycieczki minus ~kilka minut, na ile oceniłem 2 przystanki które miałem.
tutaj trasa
Podmęczony wczorajszym targaniem nie czułem się na siłach od samego startu. Do Pasikurowic dotarłem jednak dość żwawo - widmo spóźnienia sprawiło, że jechałem aby dojechać, najwyżej od razu mnie urwą. Tak na prawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać...
Wyjazd 16:58, w Pasikurowicach byłem 17:35. Peleton miał dotrzeć do Pasi o 17:45, ale dopiero jak wyjechałem z Pasikurowic sprawdziłem zegarek i okazało się że nie muszę gonić, a nawet mogę zawrócić. Zawróciłem i powoli potoczyłem się w przeciwnym kierunku. Gdzieś w środku Pasikurowic zatrzymałem się podnieść siodełko o 1cm, bo coś mi sztyca wjeżdża w ramę o czym już wspomniałem. Peleton zobaczyłem około 17:50. Jazda w takiej grupie jest szybka, nawet bardzo szybka a co najlepsze dopóki nie jest pod górkę jakoś specjalnie to nie jest to szczególnie odczuwalne w nogach. Jedynie jak się zmianę daje, do czego zostałem zachęcony kilkukrotnie i nie mogłem się odnaleźć i odmówić to czuć i to bardzo.
Ostatecznie i nieodwracalnie peleton urwał mnie na samym początku premii górskiej na Skotniki, tak skutecznie, że pomimo tego iż po niej ponoć czeka się na maruderów, to ja już nikogo nie uświadczyłem... do tego pomyliłem drogę i zacząłem się wracać w kierunku Trzebnicy. Zrobiłem sobie jeszcze jeden postój na poprawienie sztycy i podniesienie jej o 3cm - bo gdzieś o tyle opadła... wkurzające to, muszę klucz dynamometryczny załatwić i dowalić temu karbonowi pod limit, albo opracować coś innego co sprawi, że sztyca pozostanie w jedynej słusznej pozycji. Ogólnie rower pasuje mi z każdą jazdą coraz bardziej, dlatego wolę rozwiązać problemy niż kombinować z oddawaniem czy coś.
Chwilę za premią górską i tak skończyło mi się pićku przez co tempo też gdzieś o 1-2km/h spadło, ale turlałem się na chatę. Pod klatkę dotarłem spowrotem o 20:35. Na ostatnich kilometrach miałem problem wyprzedzić gościa na mtb, po czym wnioskuję, że prędkość może mi aż poniżej 30kmh spadła, bo raczej aż tak nie zapierdzielał.
Ogólnie zmasakrowany, jutro przerwa od jeżdżenia.
Jak można wyczytać, czas jazdy oraz dystans są szacowane. Albo raczej, dystans wyznaczyło mi gpsies, a czas jazdy to w zasadzie czas wycieczki minus ~kilka minut, na ile oceniłem 2 przystanki które miałem.
tutaj trasa