Święta I
Sobota, 3 kwietnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 70.68 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 03:14 | km/h: | 21.86 |
Pr. maks.: | 39.60 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie święta, wreszcie siadłem na rower. Mieliśmy na te święta ambitne plany z bratem, jednak 20 stopniowych upałów tej wiosny nie wystarczyło do świąt. W zasadzie to jeszcze wczoraj bałem się czy z tych całych planów nie przejażdżka wokół zalewu czy ewentualnie terenowa 30stka, bo jak jechałem pociągiem do domu to za oknem pogoda zachęcała do wyjazdu na narty.
Głód roweru zrobił jednak swoje. Zakupiliśmy glaciere i ruszyliśmy na początek mało ambitnie, pod hasłem "na Bolesławiec". Już po pierwsym kilometrze od domu hasło pozostało hasłem, a droga jednak poszła w swoją stronę. Jednak pozostawaliśmy na asfalcie i to raczej była dobra decyzja, sądząc po jeziorkach które można było obserwować po lewej i prawej stronie drogi. Nawet nadjordańskie bagienka były dziś bardziej okazała niż zwykle.
Mimo nędznego startu już w Łubniach średnia dobiła 26kmh. Jak się potem okazało nie miałą na takim poziomie pozostać, bo były miejsca w których wiał dość silny wiatr, oczywiście, żeby urozmaicić wycieczkę wiał zawsze w twarz ;-) no bo innego wiatru się tak nie rejestruje, a już na pewno nie opowiada się o nim z taką przyjemnością.
Popas w Bolesławcu to standard, tradycja zjazdu niewłaściwą stroną także została dopełniona.
Prawdopodobnie ze względu na wiatr, a być może z rosnącej amicji w dziedzinie dystansu jaki powinien zostać pokonany dodaliśmy trochę terenu do trasy. Odcinek między Stoigniewem a LAskami miał dać tytuł całej wyprawie. Ogólnie droga pokryta w większej części błotem, w tej jeszcze większej błotem przypominającym konsystencją jakiś turbo obornik czy coś ;-) Ogólnie gówniana droga, przez co wpis miał dostać tytuł gówniana masakra... ale jednak była to super przejażdżka i nie wypada rzucać kałem w tytule.
Jakimś cudem las między Komorznem a Proślicami nie zamienił się w bagno i udało się przezeń w miarę sucho przejechać, oczywiście zachowując tempo bezpieczne pod kątem odrywania się błota w kierunku twarzy, tego staraliśmy się uniknąć. Proślice to już oczywisty kierunek - zalew. Aż do zalewu w sumie miałem czystą kurtkę, te pare grudek na rękawie pewnie by się odkruszyło. Ale jak to mam w zwyczaju w znajomym terenie nie jeżdżę tak ostrożnie. No i już pierwsza zalewowa kałuża potraktowała mnie błotem po twarzy... Jednak miło było suszyć to błoto leżąc sobie na molo w promieniach słońca.
Super przejażdżka, ja chcę jeszcze raz.
Trasa:
Byczyna -> Borek -> Łubnice -> Dzietrzkowice -> Kolonia Dietrzkowice -> Jeziorko -> Wójcin -> Kolonia Bolesławiec -> Bolesławiec (popas pod wieżyczką) -> Podbolesławiec -> Opatów -> Łęka opatowska -> Lipie -> Stoigniew (gówniana masakra) -> Laski -> Kuźnica Trzcińska -> zapomniałem nazwy tej wioski -> Komorzno -> Proślice (wokół zalewu) -> Polanowice -> Byczyna
Głód roweru zrobił jednak swoje. Zakupiliśmy glaciere i ruszyliśmy na początek mało ambitnie, pod hasłem "na Bolesławiec". Już po pierwsym kilometrze od domu hasło pozostało hasłem, a droga jednak poszła w swoją stronę. Jednak pozostawaliśmy na asfalcie i to raczej była dobra decyzja, sądząc po jeziorkach które można było obserwować po lewej i prawej stronie drogi. Nawet nadjordańskie bagienka były dziś bardziej okazała niż zwykle.
Mimo nędznego startu już w Łubniach średnia dobiła 26kmh. Jak się potem okazało nie miałą na takim poziomie pozostać, bo były miejsca w których wiał dość silny wiatr, oczywiście, żeby urozmaicić wycieczkę wiał zawsze w twarz ;-) no bo innego wiatru się tak nie rejestruje, a już na pewno nie opowiada się o nim z taką przyjemnością.
Popas w Bolesławcu to standard, tradycja zjazdu niewłaściwą stroną także została dopełniona.
Przejęcie sadyby mafii bolec ;-)© badas
Prawdopodobnie ze względu na wiatr, a być może z rosnącej amicji w dziedzinie dystansu jaki powinien zostać pokonany dodaliśmy trochę terenu do trasy. Odcinek między Stoigniewem a LAskami miał dać tytuł całej wyprawie. Ogólnie droga pokryta w większej części błotem, w tej jeszcze większej błotem przypominającym konsystencją jakiś turbo obornik czy coś ;-) Ogólnie gówniana droga, przez co wpis miał dostać tytuł gówniana masakra... ale jednak była to super przejażdżka i nie wypada rzucać kałem w tytule.
Żułąwy Pratwiane© badas
Jakimś cudem las między Komorznem a Proślicami nie zamienił się w bagno i udało się przezeń w miarę sucho przejechać, oczywiście zachowując tempo bezpieczne pod kątem odrywania się błota w kierunku twarzy, tego staraliśmy się uniknąć. Proślice to już oczywisty kierunek - zalew. Aż do zalewu w sumie miałem czystą kurtkę, te pare grudek na rękawie pewnie by się odkruszyło. Ale jak to mam w zwyczaju w znajomym terenie nie jeżdżę tak ostrożnie. No i już pierwsza zalewowa kałuża potraktowała mnie błotem po twarzy... Jednak miło było suszyć to błoto leżąc sobie na molo w promieniach słońca.
Wszędzie dobrze, ale na molu najlepiej© badas
Typowo na bikestats ;-)© badas
Super przejażdżka, ja chcę jeszcze raz.
Trasa:
Byczyna -> Borek -> Łubnice -> Dzietrzkowice -> Kolonia Dietrzkowice -> Jeziorko -> Wójcin -> Kolonia Bolesławiec -> Bolesławiec (popas pod wieżyczką) -> Podbolesławiec -> Opatów -> Łęka opatowska -> Lipie -> Stoigniew (gówniana masakra) -> Laski -> Kuźnica Trzcińska -> zapomniałem nazwy tej wioski -> Komorzno -> Proślice (wokół zalewu) -> Polanowice -> Byczyna