Do Wrocławia
Niedziela, 1 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, dist: 100 and more
Km: | 118.16 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 04:10 | km/h: | 28.36 |
Pr. maks.: | 39.56 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót z wczorajszej wycieczki do domu, czyli trasa Byczyna -> Wrocław.
Pogoda do jazdy była dziś wprost wymarzona. Jechało się przecudnie fantastycznie, ultra smerfastycznie i w ogóle... Zaczątek był troche kiepskawy, bo wpierw chciałem jechać tak jak przyjechałem, ale już w Polanowicach uderzył mi w twarz wmordewiatr i natychmiast zmieniłem plany, postanowiłem skorzystać z asfaltu. Jednak aby wpadło trochę terenu, nie wracałem się, ani nie nadrabiałem masy kilometrów przez Bruny czy inne fantastyczne rejony, a przejechałem dookoła zalewu :D Tam wpadł teren i spadła średnia, bo nie mogłem szybko jechać przez błoto i wiezione żarcie. Przepyszne cukinie, mase fasolki i inne zbiory zebrane przez mamuśke na działce.
Nie wiem dlaczego mi padło na mózg i jechałem patrząc na strzałeczkę od średniej. Ale ta cały czas wskazywała w górę. Już przed Namysłowem dobiła do 26kmh. Tam przystanek, (tutaj uwaga!) pod lidlem (hehe, żartowałem z tym uwaga). Standardowo, jogurcik i napój zakupiłem. Napój od razu nalałem, bo pierwszy bidon padł już w Gręboszowie. Mimo, że stając pod lidlem czułem już nieco w nogach, to jogurcik chyba okazał się jogurcikiem mocy, bo nagle zacząłem jechać jeszcze szybciej niż prędzej, na liczniku zaczęła królować liczba 32.
Do Bierutowa dotarłem w tempie ekspresowym, jednak wzniesienia na linii Namysłów-Bierutów trochę mnie zdemotywowały, chyba za sztybko je brałem. Tym razem za Bierutowem skręciłem w pierwszy zjazd, droga dłuższa, ale mniej głównej i poremontowane już drogi i mosty. Tylko raz musiałem stanąć i zapytać się o drogę. Nie wiedzieć czemu wzbudzałem w mijanych wsiach sensację, wszyscy się za mną oglądali. W sumie fajnie, bo większość mijanych była tej piękniejszej płci. To pewnie moja nowa czerwona koszulka tak działała, albo wieziona w sakwach cukinia ;-)
Najbardziej zirytował mnie pan jadący na pasażera w czarnym bmw kombiaku, wystawił się przez okno i zakrzyczał "chcesz piwa" trzymając w ręku prawdopodobnie puszkę tyskiego... wrr, niby jak ja miałem złapać to piwo jak jechali z 80kmh conajmniej? Ciekawa też była sytuacja z młodzikami na motorku, wyprzedzili mnie, lampiąc się jak na debila. Odjechali kawałek dalej a następnie zwolnili, zawołując coś do mnie gdy przejeżdżałem obok nich. Nie mam pojęcia czego chcieli, ale nie wykonali tego manewru najlepiej... Potem mnie znowu wyprzedzili z jeszcze jedną parą na motorku, też się lampiąc ale już nic nie zawołali.
Gdzieś w okolicach Piszkawy minąłem starszego bikera na kolarce. Wjeżdżał pod górkę coś koło 30kmh, ja już nieco chiloować zaczynałem, a ten mnie pobudził żeby znowu jechać ponad 30. Gdzieś po drodze wstrzymałem się raz, żeby wspomóc panu na rowerku z mapą. Po drodze spostrzegłem też straszny widok, rozlaną na drodze puszkę tyskiego... Pewnie wypadło panu z kombiaka, za karę za znęcanie się nad spragnionym bajkerem.
To w zasadzie koniec atrakcji. Spisałem dane z licznika przed wjazdem do miasta, na krzyżówce wyjazdowej z Wilczyc, było wówczas tak:
DST 106,63
TM 3:42:24
AVS 28,77 kmh
MXS 39,56
Pogoda do jazdy była dziś wprost wymarzona. Jechało się przecudnie fantastycznie, ultra smerfastycznie i w ogóle... Zaczątek był troche kiepskawy, bo wpierw chciałem jechać tak jak przyjechałem, ale już w Polanowicach uderzył mi w twarz wmordewiatr i natychmiast zmieniłem plany, postanowiłem skorzystać z asfaltu. Jednak aby wpadło trochę terenu, nie wracałem się, ani nie nadrabiałem masy kilometrów przez Bruny czy inne fantastyczne rejony, a przejechałem dookoła zalewu :D Tam wpadł teren i spadła średnia, bo nie mogłem szybko jechać przez błoto i wiezione żarcie. Przepyszne cukinie, mase fasolki i inne zbiory zebrane przez mamuśke na działce.
Nie wiem dlaczego mi padło na mózg i jechałem patrząc na strzałeczkę od średniej. Ale ta cały czas wskazywała w górę. Już przed Namysłowem dobiła do 26kmh. Tam przystanek, (tutaj uwaga!) pod lidlem (hehe, żartowałem z tym uwaga). Standardowo, jogurcik i napój zakupiłem. Napój od razu nalałem, bo pierwszy bidon padł już w Gręboszowie. Mimo, że stając pod lidlem czułem już nieco w nogach, to jogurcik chyba okazał się jogurcikiem mocy, bo nagle zacząłem jechać jeszcze szybciej niż prędzej, na liczniku zaczęła królować liczba 32.
Do Bierutowa dotarłem w tempie ekspresowym, jednak wzniesienia na linii Namysłów-Bierutów trochę mnie zdemotywowały, chyba za sztybko je brałem. Tym razem za Bierutowem skręciłem w pierwszy zjazd, droga dłuższa, ale mniej głównej i poremontowane już drogi i mosty. Tylko raz musiałem stanąć i zapytać się o drogę. Nie wiedzieć czemu wzbudzałem w mijanych wsiach sensację, wszyscy się za mną oglądali. W sumie fajnie, bo większość mijanych była tej piękniejszej płci. To pewnie moja nowa czerwona koszulka tak działała, albo wieziona w sakwach cukinia ;-)
Najbardziej zirytował mnie pan jadący na pasażera w czarnym bmw kombiaku, wystawił się przez okno i zakrzyczał "chcesz piwa" trzymając w ręku prawdopodobnie puszkę tyskiego... wrr, niby jak ja miałem złapać to piwo jak jechali z 80kmh conajmniej? Ciekawa też była sytuacja z młodzikami na motorku, wyprzedzili mnie, lampiąc się jak na debila. Odjechali kawałek dalej a następnie zwolnili, zawołując coś do mnie gdy przejeżdżałem obok nich. Nie mam pojęcia czego chcieli, ale nie wykonali tego manewru najlepiej... Potem mnie znowu wyprzedzili z jeszcze jedną parą na motorku, też się lampiąc ale już nic nie zawołali.
Gdzieś w okolicach Piszkawy minąłem starszego bikera na kolarce. Wjeżdżał pod górkę coś koło 30kmh, ja już nieco chiloować zaczynałem, a ten mnie pobudził żeby znowu jechać ponad 30. Gdzieś po drodze wstrzymałem się raz, żeby wspomóc panu na rowerku z mapą. Po drodze spostrzegłem też straszny widok, rozlaną na drodze puszkę tyskiego... Pewnie wypadło panu z kombiaka, za karę za znęcanie się nad spragnionym bajkerem.
To w zasadzie koniec atrakcji. Spisałem dane z licznika przed wjazdem do miasta, na krzyżówce wyjazdowej z Wilczyc, było wówczas tak:
DST 106,63
TM 3:42:24
AVS 28,77 kmh
MXS 39,56