Przełęcz TąPADAła
Piątek, 6 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 101.04 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 26.24 |
Pr. maks.: | 64.34 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na weekend zapowiadają opady i zimno, czyli standardowo, "zimno i pada i zimno i pada na to miejsce w środku europy". No to trzeba było dzisiaj wykorzystać resztki niedeszczowej pogody, bo o słońcu to można tylko pomarzyć.
Przez cały ranek o zostanie celem wycieczki walczyły dzielnie:
- Przeprawa promowa przez Odrę w Brzegu Dolnym
- masyw Slęża
- Środa Śląska (bo miałem tam ze 3 lata temu dojechać a trafiłem do Brzegu Dolnego ;-)
Gdy zjadłem resztki makreli na prowadzenie wysunął się Brzeg Dolny, jednak już przy 2 kanapce z szynką sopocką po piętach zaczęła mu dreptać Slęża. Gdy zjadłem jajecznice, Slęża zaczynała już świętować zwycięstwo. Zanim się ostatecznie obudziłem i najadłem, zanim wybrałem cel i obadałem jak dojechać - zrobiła się 11. Googielowe mapy znalazły mi fajną trase, tylko fragment drogą nr35 a potem już tylko wiejskie ścieżki. Oczywiście znając swoje ostatnie osiągnięcia w nawigowaniu nie spodziewałem się że uda mi się w ogóle trafić w pierwszy skręt z tej proponowanej trasy. Jak nie ma Słońca to się gubie.
Przed 12 udało mi się wyjechać. Całe szczęście - mam już objeżdżone te rejony Wrocławia, przecież teraz jestem tutejszy prawie ;-) W każdym razie bezproblemowo dotarłem aż na Czekoladową, na którą to kierowały mnie sugestie map googla (które kłamią i kilometraż zawsze zaniżają). Wyjazd z Wrocławia to jak się okazało całe 10km, spodziewałem się, że jak teraz jestem bliżej tej granicy miasta to będzie z 5. Gdyby nie czerwona fala na którą trafiłem, to bym napisał, że jechało się super. Ale za to zostałem nagrodzony. Tuż przed remontami i dziwnymi remontowymi wygibasami i serpentynami wyskoczył przede mnie "szybki traktor". Na oko to jakiś John Deer, ale widziałem go tylko przez chwile. Potem już tylko obserwowałem mknącą przede mnie z prędkością 43kmh przyczepę. Tak mijały kilometry. Prędkość średnia rosła i rosła, zrobiło się średnio 29kmh i mi skręcił w zagrode jakąś. Pomachałem mu na papa i jade dalej.
Jechałem DK35, bo nie wiedziałem gdzie mam z niej skręcić. Zresztą byłem prędzej tak zajęty jazdą za przyczepą która waliła we mnie tonami jakichś paprochów, że nawet bym nie zauważył zjazdu z 35. Do zjazdu na Sobótkę dojechałem rewelacyjnie szybko. Bardzo mnie to ucieszyło, bo pogoda nie rozpieszczała, mimo że duszno, to wcale nie ciepło. Do tego cel jakoś się nie objawiał, mimo że bywają dni że z okna widzę Ślężę to teraz będąć kilkanaście kilometrów od niej, nadal jej nie widziałem. W Sobótce miałem od razu odbić na Sady, ale oczywiście od razu potraktowałem zbyt dosłownie i pojechałem w ulice Szopena z której dopiero potem wróciłem we właściwą stronę. W Sobótce Jakiejśtam (Zachodniej? Południowej?) która już była na szlaku - pierwszy postój. Zakupiłem OSHEA, bo wiedziałem, że jeden kończący się bidon nie wystarczy mi na podjazd i zjazd. Przy okazji postoju przetałem wreszcie czoło, twarz i wytarłem okulary. Ogólnie strasznie wyglądałem po tej jeździe za traktorkiem. Jazda 30-45kmh (zazwyczaj 43) na laćkach 2" niszczy, nawet za traktorem. Pot się ze mnie lał strumieniami. Średnia pod sklepem nadal 28 mimo, że dystans mizerny, a postanowiłem nie forsować się na małych podjaździczkach przed tym kulminacyjnym.
Niezwykle ucieszył mnie fakt, że znalazłem kamieniołom którego szukałem w zeszłym roku . Przeklimatyczne miejsce. Wyjąłem fotopstryk i zacząłem szaleć - zdjęcia pod wpisem. Niestety okazało się, że ostatnia kreska baterii w fotopstryku nie jest jak ostatnia kreska baterii w komórczaku - padły mi baterie! OŻ! Nie no, jade pierwszy raz w tym roku na Ślęże i padają mi baterie w fotopstryku i nie będe miał słitaśnych foć na naszą klasę? W mojej głowie pojawiła się myśl - a wjade tylko na Przełęcz Tąpadła, nie będe się na szczyt gramolił skoro sobie nie pofocę.
Jeszcze przed rozpoczęciem podjazdy wjechałem w chmure otaczającą to magiczne miejsce. Z chmurą powiązana była mżawka, mokra jezdnia i momentami słaby deszczyk. To ostatecznie mnie przekonało, że daruję sobie szczyt. Podjazd nieco mnie rozczarował. Zapomniałem już jak właściwie wygląda podjazd na Przełęcz Tąpadła. W końcu ponad rok mnie tam nie było. To coś koło 2km pod górkę. Wjechałem w kilka minut (coś koło 8miu minut). Praded to to nie jest. Mimo niedosytu podjazdowego nie skierowałęm się na ścieżynę na Sobótkę, Ciemne, nisko zawieszone chmury w kierunku gdzieś gdzie mam wracać troszeczkę mnie zmartwiły i utwierdziły w przekonaniu, że nie ma co kusić losu. Nie miałem niczego deszczoochronnego. W ogóle jechałem uzbrojony tylko w dętki i aparat.
Za to po zjeździ ciekawie pobłądziłem. Część trasy mogę polecić. Mianowicie za Sulistrowiczkami skręciłem na Sulistrowice, czyli jakby wracałem się. Stamtąd na Przemiłów i właśnie odcinek Sulistrowice - Przemiłów - Księginice Małe mogę polecić. Trochę podjazdów jest i bardzo miłych zjazdów. Obrałem takie kierunek częściowo dlatego, że omijałem tym sposobem chmury. Nie wiedziałem, że za bardzo omijam i pokierowałem się przez Przezdrpwice i Nasławice do Wilczkowic. Tam niestety wjechałem na DK8. Dalej już DK8. W ostatniej chwili przed bazą wpadłem w park, bo by mi brakło 300 metrów do 100km. Dokręciłem i przycumowałem.
Przez cały ranek o zostanie celem wycieczki walczyły dzielnie:
- Przeprawa promowa przez Odrę w Brzegu Dolnym
- masyw Slęża
- Środa Śląska (bo miałem tam ze 3 lata temu dojechać a trafiłem do Brzegu Dolnego ;-)
Gdy zjadłem resztki makreli na prowadzenie wysunął się Brzeg Dolny, jednak już przy 2 kanapce z szynką sopocką po piętach zaczęła mu dreptać Slęża. Gdy zjadłem jajecznice, Slęża zaczynała już świętować zwycięstwo. Zanim się ostatecznie obudziłem i najadłem, zanim wybrałem cel i obadałem jak dojechać - zrobiła się 11. Googielowe mapy znalazły mi fajną trase, tylko fragment drogą nr35 a potem już tylko wiejskie ścieżki. Oczywiście znając swoje ostatnie osiągnięcia w nawigowaniu nie spodziewałem się że uda mi się w ogóle trafić w pierwszy skręt z tej proponowanej trasy. Jak nie ma Słońca to się gubie.
Przed 12 udało mi się wyjechać. Całe szczęście - mam już objeżdżone te rejony Wrocławia, przecież teraz jestem tutejszy prawie ;-) W każdym razie bezproblemowo dotarłem aż na Czekoladową, na którą to kierowały mnie sugestie map googla (które kłamią i kilometraż zawsze zaniżają). Wyjazd z Wrocławia to jak się okazało całe 10km, spodziewałem się, że jak teraz jestem bliżej tej granicy miasta to będzie z 5. Gdyby nie czerwona fala na którą trafiłem, to bym napisał, że jechało się super. Ale za to zostałem nagrodzony. Tuż przed remontami i dziwnymi remontowymi wygibasami i serpentynami wyskoczył przede mnie "szybki traktor". Na oko to jakiś John Deer, ale widziałem go tylko przez chwile. Potem już tylko obserwowałem mknącą przede mnie z prędkością 43kmh przyczepę. Tak mijały kilometry. Prędkość średnia rosła i rosła, zrobiło się średnio 29kmh i mi skręcił w zagrode jakąś. Pomachałem mu na papa i jade dalej.
Jechałem DK35, bo nie wiedziałem gdzie mam z niej skręcić. Zresztą byłem prędzej tak zajęty jazdą za przyczepą która waliła we mnie tonami jakichś paprochów, że nawet bym nie zauważył zjazdu z 35. Do zjazdu na Sobótkę dojechałem rewelacyjnie szybko. Bardzo mnie to ucieszyło, bo pogoda nie rozpieszczała, mimo że duszno, to wcale nie ciepło. Do tego cel jakoś się nie objawiał, mimo że bywają dni że z okna widzę Ślężę to teraz będąć kilkanaście kilometrów od niej, nadal jej nie widziałem. W Sobótce miałem od razu odbić na Sady, ale oczywiście od razu potraktowałem zbyt dosłownie i pojechałem w ulice Szopena z której dopiero potem wróciłem we właściwą stronę. W Sobótce Jakiejśtam (Zachodniej? Południowej?) która już była na szlaku - pierwszy postój. Zakupiłem OSHEA, bo wiedziałem, że jeden kończący się bidon nie wystarczy mi na podjazd i zjazd. Przy okazji postoju przetałem wreszcie czoło, twarz i wytarłem okulary. Ogólnie strasznie wyglądałem po tej jeździe za traktorkiem. Jazda 30-45kmh (zazwyczaj 43) na laćkach 2" niszczy, nawet za traktorem. Pot się ze mnie lał strumieniami. Średnia pod sklepem nadal 28 mimo, że dystans mizerny, a postanowiłem nie forsować się na małych podjaździczkach przed tym kulminacyjnym.
Niezwykle ucieszył mnie fakt, że znalazłem kamieniołom którego szukałem w zeszłym roku . Przeklimatyczne miejsce. Wyjąłem fotopstryk i zacząłem szaleć - zdjęcia pod wpisem. Niestety okazało się, że ostatnia kreska baterii w fotopstryku nie jest jak ostatnia kreska baterii w komórczaku - padły mi baterie! OŻ! Nie no, jade pierwszy raz w tym roku na Ślęże i padają mi baterie w fotopstryku i nie będe miał słitaśnych foć na naszą klasę? W mojej głowie pojawiła się myśl - a wjade tylko na Przełęcz Tąpadła, nie będe się na szczyt gramolił skoro sobie nie pofocę.
Jeszcze przed rozpoczęciem podjazdy wjechałem w chmure otaczającą to magiczne miejsce. Z chmurą powiązana była mżawka, mokra jezdnia i momentami słaby deszczyk. To ostatecznie mnie przekonało, że daruję sobie szczyt. Podjazd nieco mnie rozczarował. Zapomniałem już jak właściwie wygląda podjazd na Przełęcz Tąpadła. W końcu ponad rok mnie tam nie było. To coś koło 2km pod górkę. Wjechałem w kilka minut (coś koło 8miu minut). Praded to to nie jest. Mimo niedosytu podjazdowego nie skierowałęm się na ścieżynę na Sobótkę, Ciemne, nisko zawieszone chmury w kierunku gdzieś gdzie mam wracać troszeczkę mnie zmartwiły i utwierdziły w przekonaniu, że nie ma co kusić losu. Nie miałem niczego deszczoochronnego. W ogóle jechałem uzbrojony tylko w dętki i aparat.
Za to po zjeździ ciekawie pobłądziłem. Część trasy mogę polecić. Mianowicie za Sulistrowiczkami skręciłem na Sulistrowice, czyli jakby wracałem się. Stamtąd na Przemiłów i właśnie odcinek Sulistrowice - Przemiłów - Księginice Małe mogę polecić. Trochę podjazdów jest i bardzo miłych zjazdów. Obrałem takie kierunek częściowo dlatego, że omijałem tym sposobem chmury. Nie wiedziałem, że za bardzo omijam i pokierowałem się przez Przezdrpwice i Nasławice do Wilczkowic. Tam niestety wjechałem na DK8. Dalej już DK8. W ostatniej chwili przed bazą wpadłem w park, bo by mi brakło 300 metrów do 100km. Dokręciłem i przycumowałem.