Przeprawa promowa w Brzegu Dolnym
Piątek, 13 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 102.34 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:40 | km/h: | 21.93 |
Pr. maks.: | 50.51 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Postanowiłem przed rozpoczęciem urlopu, a właściwie na jego rozpoczęcie, bo dziś już miałem wolne odwiedzić Brzeg Dolny. Miasteczko jakich wiele można by powiedzieć, ale ta przeprawa... Nagrałęm filmik, żeby przedstawić jak to wygląda, także zapraszam do przeglądnięcia co tam niżej jest w tym wpisie.
Start raczej późno, bo dopiero o 11 udało mi się wyjechać z domu. Pogoda zadziwiająco dobra, nawet Słoneczko wyglądało dzisiaj zza chmurek. Ale trzeba najpierw przejechać przez Wrocław. O ile na prawdę lubie jeździć po Wrocławiu, choćby wały to mistrzostwo świata, to przejechanie przez to miasto rowerem (samochodem, hulajnogą i na wrotkach zresztą też), tak żeby nie nadrabiać pierdyliona kilometrów a ominąć korki, niebezpieczne miejsca, złą nawierzchnię, remonty... Ehh, może zdjęcie odda to, co czuję gdy chcę po prostu przejechać z punktu A do B.
Troszkę źle skadrowałem, miało być poziomo, by widać było parking odległy o jakieś 20 metrów... Ale na ścieżce parkuje się wygodniej...
To zjawisko powyżej zaobserwowane na Legnickiej, jedna z moich ulubionych ścieżek, bardzo pomaga wyjechać z miasta, w przeciwieństwie do ścieżek bez sensu czy dla relaksu, ta faktycznie ma jakiś cel bycia, taka rowerowa autostrada. Oczywiście ma też swoje wielkie wady, jak przewężenia, a właściwie zniknięcia ścieżki w paru miejscach, choćby pod tam jakimś wiaduktem, gdzie są schody i zjazd z barierką dla inwalidów.
W każdym razie z Legnickiej zjeżdżam przed Parkiem Zachodnim ku Mostom Milenijnym. Tutaj dodam, że już na Legnickiej stwierdziłem, że mam wiatr w twarz i się nie wysilam, tempo na 25 i starczy. Z mostu zjeżdżam świeżo wyasfaltowanym zjazdem dla blachosmrodów, jeszcze zamknięty, więc jest pięknym fragmentem do rowerowania. Potem od razu wskakuje na wały. A te oczywiście prowadzą do... Lasku Osobowickiego :D
Podsumowanie przejazdu przez miasto. W czasie godziny udało mi sie poruszać przez niewiele ponad 40 minut, złapałem chyba wszystkie możliwe czerwone światła. Dziś wyjątkowo nigdzie nie łamałem przepisów, nie przejeżdżałem na czerwonym ani nie jeździłem chodnikami czy ścieżką pod prąd. Średnia zaskakująco wysoka 19kmh ;-)
Lasek Osobowicki... to lubię. Oczywiście zjechałem sobie z góreczki, ale tylko raz, bo nieco zaniedbana i zarosło się jej. Do tego nie chciałem wyciąć orła przed tym jak właściwie wyprawa się zaczęłą.
Potem kawałek przejechałem brukiem... Bruk to mój wróg, ale nie było tego za wiele, w dodatku mogłem podziwiać kolejne miejsce gdzie budują jakieś wielkie pasy asfaltu. Trzeba będzie je rozdziewiczyć jeszcze przed oficjalnym otwarciem dla blachosmrodów ]:-D> Z bruku wpadłem wprost do Lasu Rędzińskiego. Fantastyczny jest. Szkoda, że tak daleko i całe miasto muszę pokonać, żeby tam dotrzeć.
Droga przez Las Rędziński zakończyła się w sposób dość nieoczekiwany ;-) Ale całe szczęście byli tam jak zwykle niezmordowani wędkarze, znaczy byli przede mną wiele razy, scieżka wzdłuż Odry pięknie wyjeżdżona.
Taki widok ukazał się mym oczom. Wspaniałą góreczka, nic tylko podjechać... Niestety, po drugiej stronie rzeki... Ale jest kolejny cel na trasie.
Z nadbrzeżnych chaszczo-polo-wędko ścieżynek wyjechałem taką piękną ścieżką, prawie jak na czerwonym do Wójcina, tylko mniej kolczaście, bo to nie akacje.
Las Lesicki i listek na pajęczynie.
Moja pierwsza wizyta w Lesie Lesickim, razem z Laskiem Osobowickim i Lasem Rędzińskim tworzą fantastyczne miejsce do rowerowych przejażdżek. Orzełowi też się podobało.
Woda w barwach maskujących w Lesie Lesickim. Gdyby nie krawężnik to bym wjechał...
Rzeczka ścieczka a w niej masa zawalonych pniaczków. Skoro stawik się tutaj w barwy maskujące przebrał to dlaczego rzeczka nie moze zamaskować się pieńkami drzew i krzaczorami? Dodam, że troche dalej maskowała się zderzakiem samochodu.
W kategorii zamaskowane elementy Lasu Lesickiego wygrał bezapelacyjnie most. Zamaskował się tak bardzo, że miałem wątpliwości czy rzeczywiście jest tam most. Ostatecznie zdecydowałem się poszukać mostu zdrowego psychicznie i nie bawiącego się w komandosa czy innego ninja.
Kiedyś w jakiś wpisie napisałem, że muszę mieć te tablice do mojej kolekcji tablic. To już mam.
Ruiny zameczku w Urazie. Gdyby choć z jednej strony te krzaczory wycięli. Z jednej strony git, że nikt ze sprejem nie wpadnie na te ruinki, ale z drugiej strony ja też nie mogę. No nic, przynajmniej jest tajemnica i miejsce, które dla dobrej fotki warto będzie odwiedzić zimą.
Już Brzeg Dolny. Iście prezydencka siedziba włodarzy gminy.
Brzeg Dolny. Kamieniczki tuż przed zjazdem na przeprawę. Najładniej odmalowane w okolicy. Wiedzą gdzie Adam lubi przyjechać i w jakim celu to robi.
Odjazd... wróć! Odpływ? Odbijamy! Cała naprzód! Przeprawiamy się przez Odrę.
Może średnio to widać, ale panowie promowi kierowcy ruszają tę machinę ręcznie. Najpierw siłą mięśni i stalowej brechy pan odpycha prom od brzegu. Następnie wspólnymi siłami panowie ciągną stalową linę i tym sposobem docierają do połowy, gdzie robote zaczyna wykonywać prąd. Niby cena za przejazd to 2zł od roweru, ale jeszcze nigdy nie płaciłem. Tym razem nawet nie pobierali opłat, w dodatku nie było nawet podanego czasu odjazdu. Chyba ruszają jak sie nazbiera na którymś brzegu klientów.
Z Brzegu Dolnego asfaltem dojechałem aż za Księgienice. Jakaś wioska jeszcze za nimi była, pare domów, nazwy zapomniłem. W niej się skończył asfalt i zaczęła jazda wałami. Na wałach zabawy samowyzwalaczem.
Jakaś rura.
Znalazłem te coś. Jak się okazało...
To zrekultywowane wysypisko śmieci i jestem już w Maślicach. Do samego Wrocławia powałach zajechałem. Nieraz było to niewidzialny single track, ale i tak świetna trasa.
Dojechałem do mety w najlepszym momencie, nadchodził akurat Ragnarok, po paru minutach lunęło.
Start raczej późno, bo dopiero o 11 udało mi się wyjechać z domu. Pogoda zadziwiająco dobra, nawet Słoneczko wyglądało dzisiaj zza chmurek. Ale trzeba najpierw przejechać przez Wrocław. O ile na prawdę lubie jeździć po Wrocławiu, choćby wały to mistrzostwo świata, to przejechanie przez to miasto rowerem (samochodem, hulajnogą i na wrotkach zresztą też), tak żeby nie nadrabiać pierdyliona kilometrów a ominąć korki, niebezpieczne miejsca, złą nawierzchnię, remonty... Ehh, może zdjęcie odda to, co czuję gdy chcę po prostu przejechać z punktu A do B.
Troszkę źle skadrowałem, miało być poziomo, by widać było parking odległy o jakieś 20 metrów... Ale na ścieżce parkuje się wygodniej...
To zjawisko powyżej zaobserwowane na Legnickiej, jedna z moich ulubionych ścieżek, bardzo pomaga wyjechać z miasta, w przeciwieństwie do ścieżek bez sensu czy dla relaksu, ta faktycznie ma jakiś cel bycia, taka rowerowa autostrada. Oczywiście ma też swoje wielkie wady, jak przewężenia, a właściwie zniknięcia ścieżki w paru miejscach, choćby pod tam jakimś wiaduktem, gdzie są schody i zjazd z barierką dla inwalidów.
W każdym razie z Legnickiej zjeżdżam przed Parkiem Zachodnim ku Mostom Milenijnym. Tutaj dodam, że już na Legnickiej stwierdziłem, że mam wiatr w twarz i się nie wysilam, tempo na 25 i starczy. Z mostu zjeżdżam świeżo wyasfaltowanym zjazdem dla blachosmrodów, jeszcze zamknięty, więc jest pięknym fragmentem do rowerowania. Potem od razu wskakuje na wały. A te oczywiście prowadzą do... Lasku Osobowickiego :D
Podsumowanie przejazdu przez miasto. W czasie godziny udało mi sie poruszać przez niewiele ponad 40 minut, złapałem chyba wszystkie możliwe czerwone światła. Dziś wyjątkowo nigdzie nie łamałem przepisów, nie przejeżdżałem na czerwonym ani nie jeździłem chodnikami czy ścieżką pod prąd. Średnia zaskakująco wysoka 19kmh ;-)
Lasek Osobowicki... to lubię. Oczywiście zjechałem sobie z góreczki, ale tylko raz, bo nieco zaniedbana i zarosło się jej. Do tego nie chciałem wyciąć orła przed tym jak właściwie wyprawa się zaczęłą.
Potem kawałek przejechałem brukiem... Bruk to mój wróg, ale nie było tego za wiele, w dodatku mogłem podziwiać kolejne miejsce gdzie budują jakieś wielkie pasy asfaltu. Trzeba będzie je rozdziewiczyć jeszcze przed oficjalnym otwarciem dla blachosmrodów ]:-D> Z bruku wpadłem wprost do Lasu Rędzińskiego. Fantastyczny jest. Szkoda, że tak daleko i całe miasto muszę pokonać, żeby tam dotrzeć.
Droga przez Las Rędziński zakończyła się w sposób dość nieoczekiwany ;-) Ale całe szczęście byli tam jak zwykle niezmordowani wędkarze, znaczy byli przede mną wiele razy, scieżka wzdłuż Odry pięknie wyjeżdżona.
Taki widok ukazał się mym oczom. Wspaniałą góreczka, nic tylko podjechać... Niestety, po drugiej stronie rzeki... Ale jest kolejny cel na trasie.
Z nadbrzeżnych chaszczo-polo-wędko ścieżynek wyjechałem taką piękną ścieżką, prawie jak na czerwonym do Wójcina, tylko mniej kolczaście, bo to nie akacje.
Las Lesicki i listek na pajęczynie.
Moja pierwsza wizyta w Lesie Lesickim, razem z Laskiem Osobowickim i Lasem Rędzińskim tworzą fantastyczne miejsce do rowerowych przejażdżek. Orzełowi też się podobało.
Woda w barwach maskujących w Lesie Lesickim. Gdyby nie krawężnik to bym wjechał...
Rzeczka ścieczka a w niej masa zawalonych pniaczków. Skoro stawik się tutaj w barwy maskujące przebrał to dlaczego rzeczka nie moze zamaskować się pieńkami drzew i krzaczorami? Dodam, że troche dalej maskowała się zderzakiem samochodu.
W kategorii zamaskowane elementy Lasu Lesickiego wygrał bezapelacyjnie most. Zamaskował się tak bardzo, że miałem wątpliwości czy rzeczywiście jest tam most. Ostatecznie zdecydowałem się poszukać mostu zdrowego psychicznie i nie bawiącego się w komandosa czy innego ninja.
Kiedyś w jakiś wpisie napisałem, że muszę mieć te tablice do mojej kolekcji tablic. To już mam.
Ruiny zameczku w Urazie. Gdyby choć z jednej strony te krzaczory wycięli. Z jednej strony git, że nikt ze sprejem nie wpadnie na te ruinki, ale z drugiej strony ja też nie mogę. No nic, przynajmniej jest tajemnica i miejsce, które dla dobrej fotki warto będzie odwiedzić zimą.
Już Brzeg Dolny. Iście prezydencka siedziba włodarzy gminy.
Brzeg Dolny. Kamieniczki tuż przed zjazdem na przeprawę. Najładniej odmalowane w okolicy. Wiedzą gdzie Adam lubi przyjechać i w jakim celu to robi.
Odjazd... wróć! Odpływ? Odbijamy! Cała naprzód! Przeprawiamy się przez Odrę.
Może średnio to widać, ale panowie promowi kierowcy ruszają tę machinę ręcznie. Najpierw siłą mięśni i stalowej brechy pan odpycha prom od brzegu. Następnie wspólnymi siłami panowie ciągną stalową linę i tym sposobem docierają do połowy, gdzie robote zaczyna wykonywać prąd. Niby cena za przejazd to 2zł od roweru, ale jeszcze nigdy nie płaciłem. Tym razem nawet nie pobierali opłat, w dodatku nie było nawet podanego czasu odjazdu. Chyba ruszają jak sie nazbiera na którymś brzegu klientów.
Z Brzegu Dolnego asfaltem dojechałem aż za Księgienice. Jakaś wioska jeszcze za nimi była, pare domów, nazwy zapomniłem. W niej się skończył asfalt i zaczęła jazda wałami. Na wałach zabawy samowyzwalaczem.
Jakaś rura.
Znalazłem te coś. Jak się okazało...
To zrekultywowane wysypisko śmieci i jestem już w Maślicach. Do samego Wrocławia powałach zajechałem. Nieraz było to niewidzialny single track, ale i tak świetna trasa.
Dojechałem do mety w najlepszym momencie, nadchodził akurat Ragnarok, po paru minutach lunęło.
komentarze
Podrzuć więcej fotek i poszerz opis jak to możliwe. Chętnie poczytam.
cerberiusz - 21:34 piątek, 13 sierpnia 2010 | linkuj
Komentuj