na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wrocław-Szklarska-Harrachov-Frydlant-Zgorzelec

Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam, opis: wierszyk
Km: 223.00 Km teren: 0.00 Czas: 08:06 km/h: 27.53
Pr. maks.: 72.66 Temperatura: 29.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 2400m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
Podgórkę (miejscowość taka była po drodze)

Była wczesna rana pora,
Gdym wpierniczał pomidora.
Po nim jajek pięć rozbiłem,
Na patelce usmażyłem.



Takie to było mistrza śniadanie,
Ale nie o nim jest opowiadanie.
W oponki z leksza pierdnąłem sobie,
Dobrze wiedziałem wówczas, co robie.

Jazda nie miała być wcale spokojna,
Tak teraz wspominam - to była wojna!
Ale spokojnie wszystko w swoim czasie,
Z drobnym opóźnieniem spotkaliśmy sie.

Na miejsce zbiórki sześciu nas przybyło,
I raźnym tempem w drogę wyruszyło.
W trzy pary się ustawiliśmy,
I tak wesoło przez miasto przejechaliśmy.

Po drodze offroadu z dziesięć metrów wpadło,
Rowery przenieść przez remont nam wypadło.
Były i objazdy i niebezpieczne dziury,
Zdarzył się i kierowca wredny który,


te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka

Otrąbił nas ze złością z lewa i prawa,
Że jedziemy w parach, lecz to jego sprawa.
Teraz tak możemy, Przepisy się zmieniły,
A wredni kierowcy tylko dodają nam siły.

Za miastem nudno. Gdyby nie konwersacje,
To każdy by potwierdził, że mam racje.
Dookoła równina płaska i zielona była,
Jednak w naszych głowach myśl o górach żyła.

Asfalty były jak na Polskę równe zadziwiająco.
Tak jak nasza średnia zasługiwały na owacje na stojąco.
Dalszą część płaskiego już daruję sobie.
O podjazdach opowiem, tylko wdech głęboki zrobie.

Pierwsze poty wyssała z nas Łysa Góra,
Która wcale nie była łysa i ponura.
Wielka też jakoś nie jest specjalnie,
Ale mi w kość dała, co przyznam lojalnie.

Na szczycie słitaśne pamiątkowe zdjęcie,
I ruszamy na dół, dokręcając zawzięcie.
Widoki ze zjazdu są warte wspomnienia,
Albo nawet lepiej, na zdjęciu uwiecznienia.



W połowie zjazdu, postój pod sklepikiem,
Trzeba się posilić pysznym batonikiem.
Zjazd w sekund kilka i chwila wytchnienia,
Ale w górach nie ma lekko, kolejne wzniesienia.

Jedziemy na Szklarską Porębę i Jugowską przełęcz.
Droga wciąż pod górę, myśl wciąż jedna "nie jęcz!".
Do Szklarskiej dojeżdżam ostatni oczywiście,
Myśleliście inaczej to myliście się.


te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka

Wyjeżdżam pierwszy, by przez chwile jedną,
Ostatni stający się pierwszym i nie był tylko legendą.
Widoki przewspaniałe, ale nie ma czasu,
Wyciągać aparatu czy skręcać do lasu.

Znaki kuszą do muzeum, strzałki wzywają do wodospadu,
Gdyby to była wyprawa turystyczna pojechałbym od razu.
Jednak jazda nasza chwilami wyścig przypominała,
Dokręcanie na zjazdach - to też przygoda wspaniała.

Gdy na szczycie wreszcie się zjawiłem,
Przeogromne rozczarowanie przeżyłem.
Jedyne, co ten szczyt jakkolwiek wyróżniało
To parking dla samochodów i to że trochę wiało.

Widoku z tego szczytu żadnego nie było,
Co mnie jednak trochę niemiło zaskoczyło.
Zjazd ponownie wynagrodził wszelkie niedogodności,
Posłał w niepamięć wspomnienie zwątpienia i słabości.

Z pięćdziesiątką na zegarze przelecieliśmy granice,
A tam piękne holki, smaczne piwo i równe ulice.
Jeśli jeszcze nie kojarzycie gdzie się dostaliśmy,
To już wyjaśniam, w Republikę Czeską wjechaliśmy.



Jednak tego całego dobrodziejstwa podziwianie,
Przyćmiło odrobinę drogi w niebo skierowanie.
Wtedy już takim sobie swoim tempem jechałem,
Że bez napinki, bez potów, widoki podziwiałem.



Wrażenie wielkie zrobiły na mnie górskie serpentyny,
Zakręty o sto osiemdziesiąt stopni i widok na doliny.
Wyśmienite i przyjemne było przełamanie,
Staw jakiś czy jezioro na nasze powitanie.



Czasu na kąpiel było niestety za mało, ale...
Strzeliliśmy sobie fotkę, którą się pochwale.
Jeszcze potem zjazdów i podjazdów nie brakowało,
Ale mi miejsca w pamięci chyba na nie było mało.

Wszystko w jeden piękny widok mi się zlało,
Przerywany patrzeniem w koło kiedy się szybko gnało.
We Frydlandzie grupa nam się na dwie rozłączyła,
Moja trójka na skróty na Zgorzelec wyruszyła.



Główną przyczyną rozdzielenia to było,
Że spóźnienie na pociąg nam się w głowach jawiło.
Zmęczenie już także o sobie dawało znać.
Organizm swój ciężko jest jednak oszukać.

Na ostatnich kilometrach wiele przygód nas spotkało,
Z tych do celu metrów, opowiadań będzie niemało.
Ze względu na ich obszerność i niesamowitość,
Będę miał nad czytelnikiem litość,

Opowiem je chętnie ale przy dobrym piwie,
Bo jak sobie o nich myślę to sam się dziwie,
Że to jest możliwe i mnie to spotkało,
takie to niesamowite zdarzenie miejsce miało.

Powiem krótko, by nie rozwijać za bardzo wątku,
Wróciliśmy razem, całą szóstką, bez wyjątku.
I powiem Wam, co teraz się stanie,
Zakończę wreszcie opowiadanie.

===============================================================================

Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że tak wiele zapamiętam z wyjazdy na którym miałem przez cały czas oglądać tylko koło. Właściwie, to poza podjazdami dawałem rady. Jak na brak formy, który mnie dotyka było nieźle. Zapamiętałem wiele, a opisałem we wpisie niewiele. To, co najciekawsze nie dało się krótko ubrać w słowa. Są to typowe, piękne anegdotki do opowiedzenia w miłym towarzystwie przy piwku. Były uciekające przesiadki, upadający ludzie, burze, łapanie stopa... pełen serwis. Tomek w swoim wpisie zasugerował, żebym to wszystko opisał... ale nie, niech to zostanie w gronie znajomych, po co się przechwalać publicznie ;-) Tutaj niech nam zazdroszczą trasy, widoków i jakby nie patrzeć świetnych rowerowych osiągów.

Jedno czego żałuję, to że przez trzymane ostre tempo (wszystko przez to że ostatni pociąg był o 19 a kilometrów sporo) nie było czasu na przystanki, podziwianie krajobrazów, robienie zdjęć... No, nie był to wyjazd specjalnie turystyczny. Ale na takie też od czasu do czasu można się wybrać. A to, że ostatecznie spotkaliśmy się wszyscy w jednym pociągu było dość zaskakujące. W każdym razie było o czym rozmawiać podczas powrotu.

U Artura widziałem ile kilogramów spalił... Ja dzisiaj stanąłem na wadze rano i się okazało, że mam 2.5 kg mniej (niż mało)... masakra, więcej takich przejażdżek i zniknę.

W przejażdżce udział wzięli (alfabetycznie): Artur (u Artura), Mateusz, Piotrek (u Piotrka), Tomki sztuk 2 (Platon i jego wpis) no i niealfabetycznie ja

Dzięki wszystkim za wspólną przejażdżkę! Następnym razem objedziemy to spokojnie!

komentarze
No nieźle cię poniosło:) Historię o autostopie zostawiłeś na piwo, a ja wysmarowałem wszystko jak na dłoni, w tym momencie nanoszę korektę ze znakiem "zastrzeżone na browar":)
suchy
- 20:48 niedziela, 5 czerwca 2011 | linkuj
Już poprawiłem dodatki o autorstwie ;-) Wiesz, mógłbym dzisiaj na rower te godzinke poświęcić, ale to by już wpis pewnie nigdy nie powstał, bo po czasie już się nie chce opisywać wycieczek. Nawet z takich wypraw jak na Jurę czy Bałtyk mam bidne wpisy bo powstały na długo po wyjeździe... A pojeździć jeszcze pojeździmy, o to nie ma strachu.
badas
- 18:40 niedziela, 5 czerwca 2011 | linkuj
Niesamowity opis. A ja myślałem, że nie masz dzisiaj czasu na rower bo mgr piszesz... :P Btw. część zdjęć ukradłem od Piotrka :D
Platon
- 18:33 niedziela, 5 czerwca 2011 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obser
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum