Bajkał Mudd Trophy
Wtorek, 19 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 30.57 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 01:37 | km/h: | 18.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolega z pracy, Wojtek, stwierdził, że wieczorem wybiera się na wycieczkę rowerową w stronę Kamieńca Wrocławskiego. Stwierdziłem, że powinien w takim razie wybrać się na Bajkał, bo można fajnymi ścieżkami pojeździć. Mieli wyjechać o godzinie 18, więc powiedziałem, że może do nich dołączę.
Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.
Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.
Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.
Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.
Widok w przód
Widok w tył
I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O
A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)
W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.
Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.
Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)
A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.
Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.
Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.
Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.
Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.
Widok w przód
Widok w tył
I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O
A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)
W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.
Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.
Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)
A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.