"Darz Bór" Nasale uphill
Niedziela, 24 lipca 2011 Kategoria opis: foto, baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 47.90 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 23.18 |
Pr. maks.: | 56.80 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wyprowadzeniu piesa na spacerek wszamaliśmy z braciszem (jego bikelog) obiad. Już od rana wiadome było, że na jednej, przedobiadowej przejażdżce się nie skończy. Jej tempo spowodowane piesem tym bardziej nakłaniało do drugiego wyjazdu.
Zalew odpadał, bo ciągle w tamtą stronę jeździmy. Terenowa trasa za gimnazjum też się oklepana już robi, a w dodatku maksymalnie las zarósł i trzeba się właściwie czołgać pod gałęziami. Pojechaliśmy więc na Nasale. Żeby nie było za dużo asfaltu po starcie, to skierowałem nas na początku na Paruszowice i tam od razu w wieś i z niej w pola i lasy na Gosław. Potem znowu asfaltem kawałek do lasu w Nasalach.
Bundze w Gosławiu ;-)
Przez las jazda wyśmienita. Troche mi się dzisiaj zamulało, wczoraj się totalnie odwodniłem, ciągle mi się pić chce, nawet jak to teraz piszę. Muszę uważać na odwodnienia, szczególnie przed planowaną wyprawą. W każdym razie zamulałem aż do podjazdu na przesławny Nasalski "Darz Bór" :) Wiadomo, taki biwakowy przystanek dla myśliwych. Jeden z najlepszych podjazdów w okolicy a zaraz za nim 3 super zjazdy, z czego niestety ostatni wyasfaltowany już. W każdym razie pierwszy spokojnie, bo sporo błota, a jeszcze nowość mnie nieco powstrzymuje. Na kolejnym już było 49.75kmh, a na trzecim, asfaltowym mxs wycieczki poszedł. Wiele więcej bym nie wykręcił. Zdecydowanie antyprędkościowa konfiguracja jest w blureju, trzeba go przyspieszyć.
W Zdziechowicach Paweł poprowadził mnie zupełnie nieznaną mi trasą. Sam sie trochę w wiosce pogubił, ale potem już poszło zupełnie gładko wprost do Uszyc. Na trasie Zdziechowice -> Uszyce tak zamulałem, z braku wody i jedzenia, że z automatu poszła decyzja żeby wracać już asfaltem. Żeby tak całkiem asfalt nie był to skierowałem nas na Górne Uszyce i tam fragment polną jeszcze. Na podjeździe pod Uszyce znowu poszalałem... Nie wiem, do jazdy w terenie sił nie mam chyba że jest pod górkę. Na asfalcie nie jest tak źle, ale pod górkę jest zupełnie dobrze. W każdym razie tam znalazłem śliwki, które całkiem nieźle mnie zregenerowały i powrót nie był tak całkiem zamulasty.
Życiodajne śliwki mirabelki w kieszonce koszulki dały siłę na dalszą jazdę
Podjazd pod Roszkowice prowadził Paweł, trzymał się w okolicach 27-28kmh. Ja trzymałem się za nim żeby sobie chwile odpocząć. Na swoją obronę mogę dodać, że prawie całą płaską trasę to ja jechałem z przodu, a wiatr raczej nam na powrocie nie sprzyjał. Zresztą odbiłem sobie to ukrycie w cieniu na podjeździe pod krzyż. Rozpykałem go z 31.5kmh na zegarku pod samym szczytem i wpadłem z rozpędu na ścieżkę pod sam krzyż :) Na zjeździe niestety wyhamować trzeba było bo coś się deskorolkowe dzieci lęgną po wsiach. Czyżby epoka Tony Hawka wróciła?
Ogólnie tona błota, ale po tylu dniach opadów to kałuże jakieś takie niewyraźne, bywały głębsze i większe :) Mimo to rower pod grubą warstwą błota. Przejażdżka wyśmienita.
Zalew odpadał, bo ciągle w tamtą stronę jeździmy. Terenowa trasa za gimnazjum też się oklepana już robi, a w dodatku maksymalnie las zarósł i trzeba się właściwie czołgać pod gałęziami. Pojechaliśmy więc na Nasale. Żeby nie było za dużo asfaltu po starcie, to skierowałem nas na początku na Paruszowice i tam od razu w wieś i z niej w pola i lasy na Gosław. Potem znowu asfaltem kawałek do lasu w Nasalach.
Bundze w Gosławiu ;-)
Przez las jazda wyśmienita. Troche mi się dzisiaj zamulało, wczoraj się totalnie odwodniłem, ciągle mi się pić chce, nawet jak to teraz piszę. Muszę uważać na odwodnienia, szczególnie przed planowaną wyprawą. W każdym razie zamulałem aż do podjazdu na przesławny Nasalski "Darz Bór" :) Wiadomo, taki biwakowy przystanek dla myśliwych. Jeden z najlepszych podjazdów w okolicy a zaraz za nim 3 super zjazdy, z czego niestety ostatni wyasfaltowany już. W każdym razie pierwszy spokojnie, bo sporo błota, a jeszcze nowość mnie nieco powstrzymuje. Na kolejnym już było 49.75kmh, a na trzecim, asfaltowym mxs wycieczki poszedł. Wiele więcej bym nie wykręcił. Zdecydowanie antyprędkościowa konfiguracja jest w blureju, trzeba go przyspieszyć.
W Zdziechowicach Paweł poprowadził mnie zupełnie nieznaną mi trasą. Sam sie trochę w wiosce pogubił, ale potem już poszło zupełnie gładko wprost do Uszyc. Na trasie Zdziechowice -> Uszyce tak zamulałem, z braku wody i jedzenia, że z automatu poszła decyzja żeby wracać już asfaltem. Żeby tak całkiem asfalt nie był to skierowałem nas na Górne Uszyce i tam fragment polną jeszcze. Na podjeździe pod Uszyce znowu poszalałem... Nie wiem, do jazdy w terenie sił nie mam chyba że jest pod górkę. Na asfalcie nie jest tak źle, ale pod górkę jest zupełnie dobrze. W każdym razie tam znalazłem śliwki, które całkiem nieźle mnie zregenerowały i powrót nie był tak całkiem zamulasty.
Życiodajne śliwki mirabelki w kieszonce koszulki dały siłę na dalszą jazdę
Podjazd pod Roszkowice prowadził Paweł, trzymał się w okolicach 27-28kmh. Ja trzymałem się za nim żeby sobie chwile odpocząć. Na swoją obronę mogę dodać, że prawie całą płaską trasę to ja jechałem z przodu, a wiatr raczej nam na powrocie nie sprzyjał. Zresztą odbiłem sobie to ukrycie w cieniu na podjeździe pod krzyż. Rozpykałem go z 31.5kmh na zegarku pod samym szczytem i wpadłem z rozpędu na ścieżkę pod sam krzyż :) Na zjeździe niestety wyhamować trzeba było bo coś się deskorolkowe dzieci lęgną po wsiach. Czyżby epoka Tony Hawka wróciła?
Ogólnie tona błota, ale po tylu dniach opadów to kałuże jakieś takie niewyraźne, bywały głębsze i większe :) Mimo to rower pod grubą warstwą błota. Przejażdżka wyśmienita.