sobotnio
Sobota, 23 czerwca 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: piosnka
Km: | 89.44 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 03:31 | km/h: | 25.43 |
Pr. maks.: | 42.60 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 190m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Taka pogoda, że trzeba było wykorzystać. Wyjazd dość późno, bo o 14, za to jechało się na tyle dobrze, że tylko raz się zatrzymałem, pod biedronką w Siechnicach, żeby sobie kupić jakiś prowiant i napitek.
Trasa mało ciekawa, więc nawet nie będę opisywał, bo nie polecam. Sporą część jechałem pierwszy raz... i raczej ostatni. Średnia byłaby zdecydowanie lepsza, bo coś mi dzisiaj noga podawała dobrze - przez pierwsze 50 kilometrów. Gdzieś przez pierwsze 30 miałem ładnie z wiatrem, co ładnie nabiło średniej. Potem 20 po wiatr, ale ostro cisnąłem i zostało koło 29kmh, ale potem totalnie zdechłem, ciężko było mi jechać 24kmh. Jakoś dojechałem jednak do Wrocławia, omijając już wszelki teren i asfaltem cisnąc. Wpadłem gdzieś od ulicy Opolskiej czy Krakowskiej i skierowałem się na Krzyki żeby sobie jeszcze rozjazd zafundować. Co ciekawe fajnie mi się nagle zaczęło jechać. Parę zrywów do prędkości około 40kmh zaliczyłem, ale krótkich i po nich powrót na okolice 24kmh (bo to mnie jakoś nie męczyło).
Strasznie mnie jedno dziwi, ruch rowerzystów praktycznie zerowy dzisiaj był. Na całej trasie minąłem kilku ludzi jadących po bułki, może ze dwóch kolesi na mtb gdzieś śmigających. Dopiero na ścieżkach we Wrocławiu trochę ludzi niedzielne spacery sobie urządzało, ale ogólnie jak na taką pogodę to pusto strasznie. Wcale gorąco nie było, jak się jechało to idealnie, tylko strasznie pić się chciało. Wypiłem 2 litry a po powrocie jeszcze litr od razu w siebie wlałem - także mimo 2 litrów wyschłem strasznie.
Jutro w pracy, więc niestety się nie zrobi ciekawszej wycieczki, ale lipiec idzie - zaplanować trzeba jakiś tygodniowy wyjazd :)
Zryło mi beret totalnie:
Trasa mało ciekawa, więc nawet nie będę opisywał, bo nie polecam. Sporą część jechałem pierwszy raz... i raczej ostatni. Średnia byłaby zdecydowanie lepsza, bo coś mi dzisiaj noga podawała dobrze - przez pierwsze 50 kilometrów. Gdzieś przez pierwsze 30 miałem ładnie z wiatrem, co ładnie nabiło średniej. Potem 20 po wiatr, ale ostro cisnąłem i zostało koło 29kmh, ale potem totalnie zdechłem, ciężko było mi jechać 24kmh. Jakoś dojechałem jednak do Wrocławia, omijając już wszelki teren i asfaltem cisnąc. Wpadłem gdzieś od ulicy Opolskiej czy Krakowskiej i skierowałem się na Krzyki żeby sobie jeszcze rozjazd zafundować. Co ciekawe fajnie mi się nagle zaczęło jechać. Parę zrywów do prędkości około 40kmh zaliczyłem, ale krótkich i po nich powrót na okolice 24kmh (bo to mnie jakoś nie męczyło).
Strasznie mnie jedno dziwi, ruch rowerzystów praktycznie zerowy dzisiaj był. Na całej trasie minąłem kilku ludzi jadących po bułki, może ze dwóch kolesi na mtb gdzieś śmigających. Dopiero na ścieżkach we Wrocławiu trochę ludzi niedzielne spacery sobie urządzało, ale ogólnie jak na taką pogodę to pusto strasznie. Wcale gorąco nie było, jak się jechało to idealnie, tylko strasznie pić się chciało. Wypiłem 2 litry a po powrocie jeszcze litr od razu w siebie wlałem - także mimo 2 litrów wyschłem strasznie.
Jutro w pracy, więc niestety się nie zrobi ciekawszej wycieczki, ale lipiec idzie - zaplanować trzeba jakiś tygodniowy wyjazd :)
Zryło mi beret totalnie: