Austria 2012 - dzień 5
Sobota, 11 sierpnia 2012 Kategoria bike: blurej, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam
Uczestnicy
Km: | 116.41 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 05:23 | km/h: | 21.62 |
Pr. maks.: | 71.74 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Austria 2012 - dzień 1 - "in Austria its normal"
Austria 2012 - dzień 2 - jezióra
Austria 2012 - dzień 3 - Hochtor
Austria 2012 - dzień 4 - Tam gdzie woda spada z nieba i ze skał
Austria 2012 - dzień 5 - Giga Uber Supa Sciezki
Austria 2012 - dzień 6 - powrót/podsumowanie
Można także zobaczyć wpis u Tomka.
Uzupełniam wpis po niemal roku od wycieczki. Czy cokolwiek jeszcze pamiętam? Tak, jednak zdjęciami zajmę 99% wpisu a napiszę jedynie o tym, co było najfajniesze tego dnia, a z czego zdjęć niestety nie mam.
Więc tak, Tomek wyczaił sobie podjazd w miejscowości Lofer, gdzie dojeżdżała droga rowerowa, którą wciąż jeździliśmy - Tauernradweg. Ogólnie po ścieżce napiernicza się szalenie, bo nawierzchnia, nawet jak nie ma asfaltu to niewiele się od niego różni. Droga minęła więc bez szczególnych niespodzianek. W Lofer zjawiliśmy się dość szybko mimo tempa, które dla Tomka było zamulające a dla mnie... no właśnie, zmęczenie z wielu dni i różnica między szosą a mtb dają we znaki - ja byłem zmęczony, nie w skam było mi robienie podjazdu, który dodatkowo nie robił perspektyw ani na zjazd ani na widoki.
Zostałem więc w mieście, początkowo planując posiedzieć na słońcu i pooglądać pokazy traktorów. Akurat w mieścinie odbywały się jakieś dożynki czy kto tam wie co właściwie świętują Austriacy.. W każdym razie były różne zabawy typu wchodzenie po wieży budowanej podczas wchodzenia ze skrzynek na browary. Główną atrakcją imprezy były jednak pokazy traktorów liczących zdecydowanie więcej lat niż ja. Wygrał pewnie najstarszy, z jednocylindrowym nikt pewnie nie wie o jak ogromnym litrażem silniku. Grunt że jeździł i pięknie hałas robił.
No ale ile można siedzieć? Podpowiem, że krótko. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, a że najciekawszym miejscem wydał mi się mostek, przy którym wcześniej wspólnie z Tomkiem robiliśmy sobie słit focie to udałem się właśnie tam. Okazało się, że most ten był niczym wrota do Narnii, nikt nie spodziewał się fantastyczności ścieżynek rowerowych jakie tam się znaleźć udało. No dobra, w zasadzie były to szlaki piesze, turystyczne. Ale rower się mieścił i nie było większych problemów z przejechaniem. Przez las, nad "urwiskiem" tuż nad potokiem albo po prostu nad skałkami. Wszystko w sumie zbite na bardzo małym terenie, w lasku 2x2km albo i mniej, ale zrobiłem tam tyle przejazdów, że nabiłem w pytkę kilometrów. Stwierdziłem, że zdjęcia nie mają szans oddać fantastyczności tego miejsca i że poczekam aż Tomek wróci i zrobię najlepszy przejazd z go-pro zamontowanym do kasku. Szczególnie przejazd nad potokiem powinien być widowiskowy, bo na jednym zakręcie aż na nim pękałem i rower przeprowadzałem, tak wąsko było (co prawda na nim było się z metr nad potokiem, więc śmierć od takiego upadku nie groziła, ale zmoczyć się było łatwo). Niestety okazało się po spotkaniu, że go-pro dzisiaj w ogóle nie ma. No i lipa... dla Was drodzy czytelnicy/oglądacze, bo ja to nie tylko widziałem ale i przejechałem, raczej nie zapomnę, bo były to jedne z najlepszych dróżek jakie kiedykolwiek przejechałem.
No to tyle pierdół, fotki tera.
Ruszylim
Z tym męczeniem się to też nie do końca prawda, miałem momenty że i ja odpoczywałem.
Tutaj dowód na liczność zdjęć powstałych na trasie, to samo miejsce praktycznie
Po drodze odrobina podziwu dla miejscowej architektury sakralnej
I tak przez 270 kilometrów (-10 końcówki przy Krimml gdzie faktycznie był teren)
Poza architekturą sakralną udało się także trafić na sztukę prawdopodobnie bardziej nowoczesną, a na pewno bardziej abstrakcyjną
Gdyby dodać jeszcze krowy i smród to byłoby to zdjęcie kwintesencją Austrii
Do sztuki można też zasadniczo dołączyć i drogi rowerowe, jak ta
Wspomniany we wstępnie prześwietny mostek nad prześwietnym potokiem (strumykiem bądź rzeką, nie rozrózniam już tego)
Tomek zrobił podjazd i niestety okazało się, że o ile zjazd faktycznie był kiepski, to widoki wcale nie były złe
Ja w tym czasie znudziłem się na tyle, że jeździłem i znalazłem widoczki
Po widoczkach przyszłą kolej na most, od niego zaczęła się przygoda
Ja - gdzieś tam w dole.
Z całego jeżdżenia po terenie została mi tylko ta jedna wyraźna fotka, dwie nieostre i rozmazane...
A Tomek podjeżdżał
Pogoda najlepiej dopisała na powrocie, gdzie słoneczko pięknie przygrzewało (chociaż było chłodno)
Słońce, rower i góry, czego więcej trzeba
Jak to czego więcej? Żagli i jezióra żeby się wykąpać. Na terenie wyłącznie dla członków klubu żeglarskiego Zell... hiehie
Austria 2012 - dzień 2 - jezióra
Austria 2012 - dzień 3 - Hochtor
Austria 2012 - dzień 4 - Tam gdzie woda spada z nieba i ze skał
Austria 2012 - dzień 5 - Giga Uber Supa Sciezki
Austria 2012 - dzień 6 - powrót/podsumowanie
Można także zobaczyć wpis u Tomka.
Uzupełniam wpis po niemal roku od wycieczki. Czy cokolwiek jeszcze pamiętam? Tak, jednak zdjęciami zajmę 99% wpisu a napiszę jedynie o tym, co było najfajniesze tego dnia, a z czego zdjęć niestety nie mam.
Więc tak, Tomek wyczaił sobie podjazd w miejscowości Lofer, gdzie dojeżdżała droga rowerowa, którą wciąż jeździliśmy - Tauernradweg. Ogólnie po ścieżce napiernicza się szalenie, bo nawierzchnia, nawet jak nie ma asfaltu to niewiele się od niego różni. Droga minęła więc bez szczególnych niespodzianek. W Lofer zjawiliśmy się dość szybko mimo tempa, które dla Tomka było zamulające a dla mnie... no właśnie, zmęczenie z wielu dni i różnica między szosą a mtb dają we znaki - ja byłem zmęczony, nie w skam było mi robienie podjazdu, który dodatkowo nie robił perspektyw ani na zjazd ani na widoki.
Zostałem więc w mieście, początkowo planując posiedzieć na słońcu i pooglądać pokazy traktorów. Akurat w mieścinie odbywały się jakieś dożynki czy kto tam wie co właściwie świętują Austriacy.. W każdym razie były różne zabawy typu wchodzenie po wieży budowanej podczas wchodzenia ze skrzynek na browary. Główną atrakcją imprezy były jednak pokazy traktorów liczących zdecydowanie więcej lat niż ja. Wygrał pewnie najstarszy, z jednocylindrowym nikt pewnie nie wie o jak ogromnym litrażem silniku. Grunt że jeździł i pięknie hałas robił.
No ale ile można siedzieć? Podpowiem, że krótko. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, a że najciekawszym miejscem wydał mi się mostek, przy którym wcześniej wspólnie z Tomkiem robiliśmy sobie słit focie to udałem się właśnie tam. Okazało się, że most ten był niczym wrota do Narnii, nikt nie spodziewał się fantastyczności ścieżynek rowerowych jakie tam się znaleźć udało. No dobra, w zasadzie były to szlaki piesze, turystyczne. Ale rower się mieścił i nie było większych problemów z przejechaniem. Przez las, nad "urwiskiem" tuż nad potokiem albo po prostu nad skałkami. Wszystko w sumie zbite na bardzo małym terenie, w lasku 2x2km albo i mniej, ale zrobiłem tam tyle przejazdów, że nabiłem w pytkę kilometrów. Stwierdziłem, że zdjęcia nie mają szans oddać fantastyczności tego miejsca i że poczekam aż Tomek wróci i zrobię najlepszy przejazd z go-pro zamontowanym do kasku. Szczególnie przejazd nad potokiem powinien być widowiskowy, bo na jednym zakręcie aż na nim pękałem i rower przeprowadzałem, tak wąsko było (co prawda na nim było się z metr nad potokiem, więc śmierć od takiego upadku nie groziła, ale zmoczyć się było łatwo). Niestety okazało się po spotkaniu, że go-pro dzisiaj w ogóle nie ma. No i lipa... dla Was drodzy czytelnicy/oglądacze, bo ja to nie tylko widziałem ale i przejechałem, raczej nie zapomnę, bo były to jedne z najlepszych dróżek jakie kiedykolwiek przejechałem.
No to tyle pierdół, fotki tera.
Ruszylim
Z tym męczeniem się to też nie do końca prawda, miałem momenty że i ja odpoczywałem.
Tutaj dowód na liczność zdjęć powstałych na trasie, to samo miejsce praktycznie
Po drodze odrobina podziwu dla miejscowej architektury sakralnej
I tak przez 270 kilometrów (-10 końcówki przy Krimml gdzie faktycznie był teren)
Poza architekturą sakralną udało się także trafić na sztukę prawdopodobnie bardziej nowoczesną, a na pewno bardziej abstrakcyjną
Gdyby dodać jeszcze krowy i smród to byłoby to zdjęcie kwintesencją Austrii
Do sztuki można też zasadniczo dołączyć i drogi rowerowe, jak ta
Wspomniany we wstępnie prześwietny mostek nad prześwietnym potokiem (strumykiem bądź rzeką, nie rozrózniam już tego)
Tomek zrobił podjazd i niestety okazało się, że o ile zjazd faktycznie był kiepski, to widoki wcale nie były złe
Ja w tym czasie znudziłem się na tyle, że jeździłem i znalazłem widoczki
Po widoczkach przyszłą kolej na most, od niego zaczęła się przygoda
Ja - gdzieś tam w dole.
Z całego jeżdżenia po terenie została mi tylko ta jedna wyraźna fotka, dwie nieostre i rozmazane...
A Tomek podjeżdżał
Pogoda najlepiej dopisała na powrocie, gdzie słoneczko pięknie przygrzewało (chociaż było chłodno)
Słońce, rower i góry, czego więcej trzeba
Jak to czego więcej? Żagli i jezióra żeby się wykąpać. Na terenie wyłącznie dla członków klubu żeglarskiego Zell... hiehie