Wpisy archiwalne w kategorii
bike: elnino
Dystans całkowity: | 13989.92 km (w terenie 2773.50 km; 19.82%) |
Czas w ruchu: | 606:17 |
Średnia prędkość: | 23.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2850 m |
Liczba aktywności: | 257 |
Średnio na aktywność: | 54.44 km i 2h 23m |
Więcej statystyk |
ciapongiem
Niedziela, 3 października 2010 Kategoria bike: elnino, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
do wrocka
Ze słońcem w plecy
Sobota, 2 października 2010 Kategoria opis: nie sam, opis: foto, dist: 100 and more, bike: elnino
Km: | 112.08 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 04:41 | km/h: | 23.93 |
Pr. maks.: | 37.13 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Październik okazuje się słoneczniejszy niż poprzedniejsze miesiące. Postanowiłem skorzystać z panującej aury i przewietrzyć się. By przewietrzenie było skuteczne to pojechałem na wieś, czyli do domu.
Zapoczątek trasy był w sumie niezły. Dojazdy do pracy sprawiły, że przez Wrocław potrafię już w niektóre punkty dojechać całkiem sprawnie. Do Swojczyc dojechałem ze średnią prawie 21kmh jadąc prawie bez postojów, na 45 minut od wyjazdu 40 była z toczącym się kołem... i to pomimo pomyłki nawigacyjnej spowodowanej rozkopanymi wałami po których się poruszałem.
Teren we Wrocławiu, tak na dobry początek wycieczki.
Jeszcze przed tablicą kończącą Wrocław ktoś się przyczepił mojego tylnego koła... Dodało mi to motywacji do kręcenia i mimo, że pod wiatr, mimo że zimno trzymałem się 31-32kmh. Był nawet moment 35-37 jak mnie ciężarówki wyprzedzały. Po jakichś 10 kilometrach okazało się, że on nadal tam jest. Po paru kolejnych wiatr mi tak w twarz przywiał i tak strasznie musiałem puścić strzałkę, że wyjechałem na środek kręcąc ledwo 26 i zrównaliśmy się. Chwila gadki, upragniona strzałka, troche oddechów i powrót na 30kmh. Okazało się, że wiozłem na kole byłego 10 letniego zawodowca (wyglądał młodo, ale tak zrozumiałem, że 10 lat jeździł jako zawodowiec). Tego dnia był już w Wałbrzychu i kręcił ponad 200 kilometr. A ja się setką w październiku podniecam... W każdym razie postanowione zostało, że jedziemy razem do Namysłowa. Około 15.30, czyli jakieś 500 metrów od tablicy Namysłów, towarzysz podróży postanowił wracać. Świetnie go rozumiem, mi zostało 47km pod wiatr, jemu 65 ale z wiatrem, szanse mamy prawie równe. Prawie, bo ja mam kurtkę ;-) Nie zmienia to faktu, że podbił mi średnią z niecałych 21 do ponad 26kmh :D
Pojechałem dalej zgodnie z planem. W planie był popas w Namysłowie, więc się odbył. Wciągnąłem jogurt i popiłem wodą którą ze sobą wiozłem.
Popas na wyspie w Namysłowie.
Okazało się, że ten punkt planu to nie był dobry punkt. Co prawda popas trwał dosłownie minutkę, to jego skutki były koszmarne. Jadąc szybko z szosiarzem, rozgrzałem się i w sumie mogłem lecieć dalej. Może nie 30kmh, bo pod koniec coraz cześciej spadałem do 25, ale 25 to też nie jest złe tempo. Po tym postoju miałem problem wrócić na normalne tempo, było mi zimno, a pare łyków lodowatej wody sprawiło, że szybsze oddechy kończyły się kaszlem... I tak ledwo 17-20kmh wlokłem się przed siebie, jakie miałem inne wyjście. O tej porze nawet nie jedzie żaden pociąg. Dopiero w Domaszowicach zaczęło się jechać lżej, może dlatego że ubrałem kurtkę? Spokojnie trzymałem 21-25kmh. Mimo to, te kilkanaście kilometrów osłabiło długo wypracowywaną średnią i spadała dalej.
Kolejny powrót mocy był przeze mnie przewidziany. W Wołczynie zawsze dostaje kopa. Nie dość, że zmienia się kierunek jazdy o jakieś 90stopni, to zazwyczaj lepiej na wiatr się ustawia. Tak było i tym razem. Wreszcie średnia przestała spadać. Do tego ten nowy asfalcik... Ani się obejrzałem a byłem w Biskupicach. Pare razy po drodze chciałem zrobić zdjęcie skutków ostatnich deszczowych dni, ale dobrze, że poczekałem, w Biskupicach ładnie to widać.
Boisko do... piłki wodnej? w Biskupicach.
W stanie ogólnego wycieńczenia dotarłem do domu. Ciepła herbatka i gorąca kąpiel przywróciły mnie do świata żywych, co więcej okazało się, że przestały mnie boleć mięśnie po ostatnich ćwiczeniach brzuszków i pompek. Jak widać rower pomaga na wszystko.
Zapoczątek trasy był w sumie niezły. Dojazdy do pracy sprawiły, że przez Wrocław potrafię już w niektóre punkty dojechać całkiem sprawnie. Do Swojczyc dojechałem ze średnią prawie 21kmh jadąc prawie bez postojów, na 45 minut od wyjazdu 40 była z toczącym się kołem... i to pomimo pomyłki nawigacyjnej spowodowanej rozkopanymi wałami po których się poruszałem.
Teren we Wrocławiu, tak na dobry początek wycieczki.
Jeszcze przed tablicą kończącą Wrocław ktoś się przyczepił mojego tylnego koła... Dodało mi to motywacji do kręcenia i mimo, że pod wiatr, mimo że zimno trzymałem się 31-32kmh. Był nawet moment 35-37 jak mnie ciężarówki wyprzedzały. Po jakichś 10 kilometrach okazało się, że on nadal tam jest. Po paru kolejnych wiatr mi tak w twarz przywiał i tak strasznie musiałem puścić strzałkę, że wyjechałem na środek kręcąc ledwo 26 i zrównaliśmy się. Chwila gadki, upragniona strzałka, troche oddechów i powrót na 30kmh. Okazało się, że wiozłem na kole byłego 10 letniego zawodowca (wyglądał młodo, ale tak zrozumiałem, że 10 lat jeździł jako zawodowiec). Tego dnia był już w Wałbrzychu i kręcił ponad 200 kilometr. A ja się setką w październiku podniecam... W każdym razie postanowione zostało, że jedziemy razem do Namysłowa. Około 15.30, czyli jakieś 500 metrów od tablicy Namysłów, towarzysz podróży postanowił wracać. Świetnie go rozumiem, mi zostało 47km pod wiatr, jemu 65 ale z wiatrem, szanse mamy prawie równe. Prawie, bo ja mam kurtkę ;-) Nie zmienia to faktu, że podbił mi średnią z niecałych 21 do ponad 26kmh :D
Pojechałem dalej zgodnie z planem. W planie był popas w Namysłowie, więc się odbył. Wciągnąłem jogurt i popiłem wodą którą ze sobą wiozłem.
Popas na wyspie w Namysłowie.
Okazało się, że ten punkt planu to nie był dobry punkt. Co prawda popas trwał dosłownie minutkę, to jego skutki były koszmarne. Jadąc szybko z szosiarzem, rozgrzałem się i w sumie mogłem lecieć dalej. Może nie 30kmh, bo pod koniec coraz cześciej spadałem do 25, ale 25 to też nie jest złe tempo. Po tym postoju miałem problem wrócić na normalne tempo, było mi zimno, a pare łyków lodowatej wody sprawiło, że szybsze oddechy kończyły się kaszlem... I tak ledwo 17-20kmh wlokłem się przed siebie, jakie miałem inne wyjście. O tej porze nawet nie jedzie żaden pociąg. Dopiero w Domaszowicach zaczęło się jechać lżej, może dlatego że ubrałem kurtkę? Spokojnie trzymałem 21-25kmh. Mimo to, te kilkanaście kilometrów osłabiło długo wypracowywaną średnią i spadała dalej.
Kolejny powrót mocy był przeze mnie przewidziany. W Wołczynie zawsze dostaje kopa. Nie dość, że zmienia się kierunek jazdy o jakieś 90stopni, to zazwyczaj lepiej na wiatr się ustawia. Tak było i tym razem. Wreszcie średnia przestała spadać. Do tego ten nowy asfalcik... Ani się obejrzałem a byłem w Biskupicach. Pare razy po drodze chciałem zrobić zdjęcie skutków ostatnich deszczowych dni, ale dobrze, że poczekałem, w Biskupicach ładnie to widać.
Boisko do... piłki wodnej? w Biskupicach.
W stanie ogólnego wycieńczenia dotarłem do domu. Ciepła herbatka i gorąca kąpiel przywróciły mnie do świata żywych, co więcej okazało się, że przestały mnie boleć mięśnie po ostatnich ćwiczeniach brzuszków i pompek. Jak widać rower pomaga na wszystko.
tur de wały
Sobota, 18 września 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 46.10 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 20.95 |
Pr. maks.: | 41.35 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Park Grabiszyński, jakoś magicznie na Mosty Milenijne, dalej wałami, wałami, wałami... i koniec.
Wieczornie
Niedziela, 12 września 2010 Kategoria dist: less than 50, cel: niedzielnie, bike: elnino, baza: Wrocław
Km: | 29.55 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:14 | km/h: | 23.96 |
Pr. maks.: | 46.56 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W bazie zawitałem dopiero w okolicach 17:30, ale pogoda tego dnia była tak nęcąca, że mimo, iż Słońce o tej porze już powoli zbliża się do horyzontu. Udało mi się wyjechać tuż po 18. Dlatego sorki platon, że się nie zgłosiłem, nie zdążyłbym nawet na Psie Pole dojechać, a co dopiero coś pojeździć. Armi Krajowej na Krakowską. Z niej szybko na Na Niskich Łąkach i na wały. Wałami na Wyspę Opatowicką. Kierunek na Trestno, a z Trestna na Mokry Dwór. Tam oczywiście super nie ścieżka ale jednak ścieżka. Przed finiszem jeszcze objazd Parku Wschodniego.
Słonecznie
Niedziela, 5 września 2010 Kategoria opis: foto, dist: from 50 to 100, cel: niedzielnie, bike: elnino, baza: Wrocław
Km: | 74.30 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 03:36 | km/h: | 20.64 |
Pr. maks.: | 45.44 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień prędzej jeszcze nie wiedziałem co będe robił w niedziele. Było pare planów, ale nic nie wypaliło, część przeze mnie, część przez inne osoby. Z tego niewypalenia wyszła wycieczka. Pogoda była wyśmienita, a ja chciałem odwiedzić targowisko pod młynem w poszukiwaniu nart i analogowych aparatów fotograficznych.
Dość skromnie ubrany, w porównaniu do mijanych rowerzystów, pojechałem Armii Krajowej w strone Na Niskich Łąkach i na wały. Na wałach przeogromna liczba biegaczy. Było troszkę zimno, ale kadencja ponad 100 i jazda w okolicach 32kmh rozgrzała mnie. Mimo to wjazdy w cień były nieprzyjemne.
Na targowisko dotarłem bardzo szybko, przed nim zdążyłem zmarznąć 3 razy stojąc na światłach. Jedyne co z aparatów znalazłem w gwintem m42 to stary Zenit. Niestety szkiełko miał tak zajechane, że chyba nawet za darmo bym go nie wziął. Pewnie za naprawę z 400 zeta bym musiał zapłacić. Z nartami też nie wyglądało to różowo. Ogólnie krótkie, nawet do sutków mi nie starczą. A nie chcę brać tych bez wcięć (troche przerwy i już zapomniałem terminologii). Oczywiście rowerom też się poprzyglądałem. Nie było żadnego górala ze starym osprzętem wysokiej grupy w śmiesznej cenie, ale pare kolarek się znalazło. Z tym, że ceny jakoś wysokie jak na w sumie koniec sezonu.
Nie pamiętam jak dokładnie wracałem, ale trafiłem ostatecznie na Most Milenijny i sporo kilometrów pokręciłem po Lasku Osobowickim. Z Lasku wracałem w większej części po wałach. Ponad godzinę leżałem na słoneczku przy jazie Opatowickim. Po tym odpoczynku machnąłem się przez wyspę Opatowicką na Trestno. Z trestna jakoś dojechałem na Mokry Dwór, a stamtąd już prawie prosto do bazy.
Uwielbiam tędy jeździć.
Dlatego zrobiłem więcej niż jeden postój, żeby wreszcie sobie uwiecznić piękne podmostowe przejazdy.
To już Lasek Osobowicki. Mimo, że w cieniu, to było już nieco później, a co się z tym wiąże - cieplej. Widać przebłyski słoneczka na drodze.
Dzisiaj dla odmiany kałuże omijałem, albo fotografowałem. Poza paronastoma małymi plamkami wróciłem czysty.
Kolejne dowody, że słońce jednak dzisiaj było.
A tutaj coś na co już kiedyś trafiłem, ale nie znalazłem wjazdu. Niby nie przystosowane dla rowerzystów, ale jakoś się wbija. Warto, bo na prawdę świetnie się jedzie.
Dość skromnie ubrany, w porównaniu do mijanych rowerzystów, pojechałem Armii Krajowej w strone Na Niskich Łąkach i na wały. Na wałach przeogromna liczba biegaczy. Było troszkę zimno, ale kadencja ponad 100 i jazda w okolicach 32kmh rozgrzała mnie. Mimo to wjazdy w cień były nieprzyjemne.
Na targowisko dotarłem bardzo szybko, przed nim zdążyłem zmarznąć 3 razy stojąc na światłach. Jedyne co z aparatów znalazłem w gwintem m42 to stary Zenit. Niestety szkiełko miał tak zajechane, że chyba nawet za darmo bym go nie wziął. Pewnie za naprawę z 400 zeta bym musiał zapłacić. Z nartami też nie wyglądało to różowo. Ogólnie krótkie, nawet do sutków mi nie starczą. A nie chcę brać tych bez wcięć (troche przerwy i już zapomniałem terminologii). Oczywiście rowerom też się poprzyglądałem. Nie było żadnego górala ze starym osprzętem wysokiej grupy w śmiesznej cenie, ale pare kolarek się znalazło. Z tym, że ceny jakoś wysokie jak na w sumie koniec sezonu.
Nie pamiętam jak dokładnie wracałem, ale trafiłem ostatecznie na Most Milenijny i sporo kilometrów pokręciłem po Lasku Osobowickim. Z Lasku wracałem w większej części po wałach. Ponad godzinę leżałem na słoneczku przy jazie Opatowickim. Po tym odpoczynku machnąłem się przez wyspę Opatowicką na Trestno. Z trestna jakoś dojechałem na Mokry Dwór, a stamtąd już prawie prosto do bazy.
Uwielbiam tędy jeździć.
Dlatego zrobiłem więcej niż jeden postój, żeby wreszcie sobie uwiecznić piękne podmostowe przejazdy.
To już Lasek Osobowicki. Mimo, że w cieniu, to było już nieco później, a co się z tym wiąże - cieplej. Widać przebłyski słoneczka na drodze.
Dzisiaj dla odmiany kałuże omijałem, albo fotografowałem. Poza paronastoma małymi plamkami wróciłem czysty.
Kolejne dowody, że słońce jednak dzisiaj było.
A tutaj coś na co już kiedyś trafiłem, ale nie znalazłem wjazdu. Niby nie przystosowane dla rowerzystów, ale jakoś się wbija. Warto, bo na prawdę świetnie się jedzie.
Akcja bidon
Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 36.80 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 01:37 | km/h: | 22.76 |
Pr. maks.: | 47.38 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Podczas gdy siedziałem w pracy dostałem mejla od platona, że możnaby kupić tanio duży bidon w decathlonie. W sumie bidon bym nawet kupił jakby się w miare okazał spełniający moje wymagania, czyli gdyby miał osłonkę na ustnik, bo ostatnio sporo błota się najadłem ;-) Jako że nie padało o umówionej porze to pojechałem, trochę okreżną drogą na miejsce spotkania. Do Decathlonu dotarliśmy ekspresowo, bo platon podkręca tempo na mieście, praktycznie żadne światła nas nie zatrzymywały, nawet te czerwone ;-) Z bidonami średnio się udało, akurat tych większych nie było. Ale przejażdżka całkiem fajna. Gdyby nie było tak mokro to i park grabiszyński byśmy zaliczyli.
Ciapongiem
Niedziela, 29 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, dist: less than 50, opis: foto
Km: | 3.73 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:15 | km/h: | 14.92 |
Pr. maks.: | 26.60 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mudd Trophy Nasale
Sobota, 28 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 43.82 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 23.06 |
Pr. maks.: | 59.41 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Około 15 stwierdziliśmy z bratem, że trzeba by pare kilometrów zrobić, bo się będziemy źle czuli jak tego nie zrobimy. Wpierw mieliśmy jechać na zalew, podobno rycerze zawitali na gród. Ruszyliśmy więc w stronę Nasal, czyli w przeciwną. Wpadliśmy w lasy pierwszym wjazdem, przy sklepie. Skierowaliśmy się na standardową trasę, skręt w lewo na rozjeździe przed lasem. Nie wiem dokładnie na którym jej etapie, ale już za 'Słoneczkiem', czyli po najlepszym podjeździe wpadliśmy na inną trase. Dojechaliśmy nią na kawałek asfaltu w jakiejś wiosce. W niej najpierw spory zjazd i średnia wystrzeliła w kosmos (~26kmh) po kilometrze z prędkością ~40kmh, a następnie spory podjazd i spadła ;-) Od wioski nieznanymi szlakami w lasach, które ostatecznie wywiodły nas z 1200 metrów za rozjazdem na którym opuściliśmy trasę którą podążaliśmy. Przy 'Darz Borze' skręcamy jak zwykle na Gołą. Na zjeździe na 'Darz Bór' jedziemy coś pod 45kmh, brata ładnie wynosi na kałuźy przy dnie, ja spokojnie tam zwalniam widząc co spotkało jego. Zjazd na Gołą też ładnie poszedł, ta sama prędkość u mnie na liczniku. W Gołej mxs wycieczki i skręcamy w lewo na Uszyce. W Uszycach łukiem przy pałacyku i drogą na zjazd. Tutaj ponownie pod 45kmh, mnie trochę rzuciło w pewnym momencie, za mało bieżnika mi zostało i często na tej przejażdżce spotykał mnie brak przyczepności i uślizgi koła na nierównej nawierzchni, szczególnie w szoku byłem jak przy ponad 30kmh przednie koło uśliznęło mi się do kałuży i obróciło bokiem... wyszedłem bez gleby, ale bajpasy to mi pewnie strzeliły, razem z żyłką na czole...
W drodze do lasu, start asfaltem, drogą nasalską.
Już w lesie, jeszcze sucho.
Półtoralitrowy bidon bracisza ;-) Zakrętka z napoju energetyzującego kite, jeżeli dobrze pamiętam.
Dziwna leśna atmosfera sprawiła, że dostaliśmy dziwnej wysypki.
Najdziwniejsze w wysypce było to, ze objawiała się także na ubraniach, szczególnie na plecach i ich dolnej części.
W drodze do lasu, start asfaltem, drogą nasalską.
Już w lesie, jeszcze sucho.
Półtoralitrowy bidon bracisza ;-) Zakrętka z napoju energetyzującego kite, jeżeli dobrze pamiętam.
Dziwna leśna atmosfera sprawiła, że dostaliśmy dziwnej wysypki.
Najdziwniejsze w wysypce było to, ze objawiała się także na ubraniach, szczególnie na plecach i ich dolnej części.
Do domu
Piątek, 27 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 21.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 21.10 |
Pr. maks.: | 38.57 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ze względu na wszechpadający deszczor nie zdecydowałem się na jazdę do domu na rowerze. Jednak, że nie mogłem się rano przez te pogode z łóżka zwlec, to trafiłem na ciapąg, który ma prawie godzinną przesiadkę. Kupiłem więc bilet tylko do Kluczborka, w razie jakby tam nadal padało, można zawsze dokupić bilet na reszte, w końcu od piątku do niedzieli rower jeździ za 1 zeta, za wiele nie strace. Okazało się jednak, że wariant optymistyczny się sprawdził. Zimno, ale nie pada, a nawet słoneczko przyświeca. Pięknie się jechało, silny boczny wiatr, czasem zacinający lekko po plecach sprawił, że do Paruszowic średnia urosła z 18 na 26. Chciałem atakować podjazd na górke Paruszowicką na 30kmh, ale u jej podstawy spotkałem brata, wyszedł pobiegać. Zatrzymaliśmy się, zrobiłem mu 2 fotki analogiem i skrócił trasę i wrócił biegnąc mi przy rowerze. Trzymał tempo w zakresie 11-14kmh.
zakupy
Czwartek, 26 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 11.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:33 | km/h: | 20.44 |
Pr. maks.: | 48.68 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
na Kazimierza Wielkiego do proline zakupić Asus Eee 1001px akurat jak dojechałem spowrotem zaczęło padać