na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:743.88 km (w terenie 125.00 km; 16.80%)
Czas w ruchu:31:37
Średnia prędkość:23.53 km/h
Maksymalna prędkość:78.60 km/h
Suma podjazdów:2579 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:33.81 km i 1h 26m
Więcej statystyk

praca

Czwartek, 17 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 31.56 Km teren: 8.00 Czas: 01:27 km/h: 21.77
Pr. maks.: 43.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 70m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Rzeklbym iz arktyczna zima zapanowala. Termometr niby pokazuje pare kresek, ale odczuwalna temperatura jest taka ze mi dzisiaj palce przemarzly na kosc w drodze do pracy. Na powrocie na szczescie wiatr sie uspokoil. Ale i tak zimno, wiec slimaczym tempem sie poruszalem. Nie mialem ochoty na szybka jazde, tylko takie sobie przekrecenie przez wies.

Naped suchy, brunox juz nie starczy na golenie, rower krzyczy ze chce do serwisu, a drugi powaznie niesprawny i co zrobic? Trzeba bedzie cos pokombinowac w weekend, szczegolnie ze zapowiadaja nadal dobra pogode.

praca

Środa, 16 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 37.37 Km teren: 8.00 Czas: 01:28 km/h: 25.48
Pr. maks.: 43.40 Temperatura: 9.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 90m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Powrot na skroty. Zimno bylo i wialo arktycznymi podmuchami, wiec za wiele tych skrotow nie bylo, bo trzeba sie bylo wsrod domow albo drzew kryc zeby sie oslonic przed wiatrem... choc przyznam, ze jak wial w plecy to calkiem przyjemnie sie jechalo.

Tymczasem musze opracowac co teraz zrobic z czerwonym...

do pracy

Wtorek, 15 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 12.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:30 km/h: 24.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze
No i znow awaria. Tym razem powazna, bo straty nieodwracalne w kluczowym elemencie. Ostatnio moze wspomnialem, ze mialem poluzowana kontre w rowerze, przez co mi sie odkrecila zebatka. Przy nakrecaniu spsulem kawalek gwintu na piascie. Potem dorabalem do konca wszystko, dokrecilem kontre i mial byc spokoj. Otoz nie. Okazalo sie ze aluminiowy gwint stal sie za slaby gdy jego polowa byla przegwintowana i oslabiona. Przy hamowaniu zjechal mi gwint bez reszty. Kontra nie drgnela, ale zebatka wykonana obrot dookola piasty i nie ma z gwintu nic tylko aluminiowe drzazgi.

Pozostaje jedna opcja, kupic zebatke wolnobiegowa na druga strone piasty i zdobyc jakis hamulec. Ostre przestanie byc ostre, ale przynajmniej wciaz bede mial rower na miasto. Do tego tamta zebatke mozna zapewne jakos... przyspawac? Aluminium ze stala moze byc ciezko, ale jakies zaklinowanie czy inne sztuczki powinny byc mozliwe. No nic, na razie podojezdzam blurejem, moze pojawi mi sie jakies oswiecone wyjscie z sytuacji.

praca

Poniedziałek, 14 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 31.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:16 km/h: 24.47
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze

praca

Piątek, 11 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 43.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:47 km/h: 24.11
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze
Powrot przez Krzyzanowice i Psie Pole. Zeby skrocic droge oczywisci ;-)

praca

Czwartek, 10 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 35.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 23.33
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze
Ponaprawiane to trzeba objazd po wsi zrobic na powrocie ;-)

praca

Środa, 9 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 34.10 Km teren: 5.00 Czas: 01:27 km/h: 23.52
Pr. maks.: 36.16 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 50m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj znow blurejem, bo nie mialem zadnego zapasu najdajacego sie na wysoki profil obreczy. Do pracy przez centrum, rynek juz wysprzatany po wczoraj, ani drobinki szkla nie trafilem. W pracy znow przesiedzialem jak pracoholik prawie 9 godzin, ale w tym kapiel i obiad ;-)

Powrot przez centrum, ale zjazd na Biskupin i objazd wyspy. Ostatecznie na decathlon, zeby kupic detke i jak zwykle co jeszcze ciekawego znajde. Znalazlem lyzki (poprzednie polamalem) i nic wiecej wartego wspomnienia. Tarcze cos poskrzypuja, chyba trzeba by zrobic wreszcie serwis przedsezonowy. Aaaa i musze pamietac zeby dokrecic pedaly, bo sie wypialem przy skoku. Po transporcie z predkoscia 150kmh troche sie widac srubki poluzowaly.

praca

Wtorek, 8 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: czerwony, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 12.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:30 km/h: 24.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 20m Sprzęt: czerwony Aktywność: Jazda na rowerze
Dojazd do pracy. Powrot w samochodzie, bo kapec. Nie mialem zapasu, a zapas uzyczony przez Tomka niestety mial za krotki wentyl na wysoki profil - trzeba bedzie za wszelka cene zdobyc przedluzki, bo w decathlonie niestety strasznie drogie sa detki z dlugim wentylem, a w innych wroclawskich sklepach wcale nie lepiej. Zakupu internetowe trzeba wiec zaplanowac.

praca

Poniedziałek, 7 maja 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 31.33 Km teren: 8.00 Czas: 01:19 km/h: 23.79
Pr. maks.: 40.03 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 50m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Dojazd do pracy blurejem, bo z jakichs przyczyn zjechala mi tylna zebatka (jakby ktos mi kontre odkrecil) no i na skutek pedalowania sie nakrecila spowtorem (bo nie zauwazylem ze jest prawie odkrecona... nigdy tego nie sprawdzam, bo sie kontra nie luzuje ot tak...). Zwalilo mi gwint na piascie jak sie przykrecala... na przegwintowanie nie mialem sil z rana wiec siadlem na blureja.

Powrot walami. Dotarlem do pracy na prawde pozno, do tego siedzialem 10 godzin zeby uporac sie z rzeczami ktore przez poprzedni tydzien sie nazbieraly... Zbieram nadgodziny na kolejna porzadna wyplate i kolejny urlop ;-) W kazdym razie powrot juz po szarosci sie odbyl i czolowke zamontowalem na glowie. Walami, ktore byly wyjatkowo wrecz puste. Po powrocie zabawa z nakreceniem zebatki. Gwint cale szczescie zostal spsuty tylko jednostronnie, udalo sie go spowrotem naprowadzic na wlasciwy szlak. A ze nie spsul sie do konca, to koncowka byla nieruszona. Kontre dowalilem tak, ze chyba jej gwint z kolei przegwintowalem. Mam nadzieje ze nikt mi zlosliwie nie chce spsuc piasty, bo jednak ciezko dostac takie ostrokolowe flipflopy z rozsadnej cenie.

Veliko Rujno

Sobota, 5 maja 2012 Kategoria bike: blurej, cel: turistas, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: 28.77 Km teren: 10.00 Czas: 02:00 km/h: 14.38
Pr. maks.: 78.60 Temperatura: 24.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 900m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Czwartek byl dniem pieszej wycieczki po gorach. Zasadniczo wielka nie miala byc, ale troche sie pogubilismy, dzieki czemu trasa byla zdecydowanie ciekawsza. Fakt, ze emeryci z niemiec i koles w japonkach poruszali sie po gorach sprawniej i szybciej niz my nie byl szczegolnie budujacy, jednak zblizajacy sie zmierzch sprawil ze tempo nam wzroslo i wycieczka sprawila ze ten dzien byl rownie meczacy jak poprzednie. Tez dzieki temu pogubieniu sie trafilismy na bardzo ciekawy szlak wychodzacy ze Stalingradu (akurat teraz tym szlakiem wracalismy do bazy), tuz spod naszej bazy - droge ku Veliko Rujno - Wielkiej Rowninie. Poczatkowo oczywiscie bylismy przekonani ze Veliko Rujno to wielkie ruiny ;-) Coz Chorwacki jezyk bywa czesto niezwykle podobny do Polskiego.

Droga na Veliko Rujno jest taka, ze miejscowi opowiadajac o niej ocieraja czolo sugerujac wielkie zmeczenie - cos w tym jest. Dodatkowo pokazuja ze jedynie czesc wjazdu jest wyasfaltowana. Ta czesc poznalismy w znacznej czesci na pieszej wycieczce. Mnie czesc nie asfaltowa cieszy - kawalek terenu zlapac jest milo. Podjazd startuje w zasadzie juz od drzwi. Na poczatku jade sobie z wysoka kadencja i wysuwam sie na prowadzenie. Podjazd ma srednio ponad 11% nachylenia, wiec jest dosc... alpejski ;-) Trzeba przyznac ze kopie ladnie, szczegolnie ze w przeciwienstwie do wiekszosci alpejskich podjazdow jest bardzo pofaldowany. Co chwila sa sekcje znacznie przekraczajace srednia i znacznie ponizej niej. Trafia sie nawet kilka krotkich zjazdow. Do Monte Zoncolana sporo brakuje, bo nie podrywa przedniego kola, nie musze tez zygzakowac po drodze zeby sie poruszac przed siebie. Przez 1/4 trasy jade pierwszy. Po dwoch probach Tomkowi za trzecim podejsciem udaje sie skutecznie mnie wyprzedzic. Potem jade drugi gdzies do 4/5 trasy kiedy to wyprzedza mnie dwukrotnie Darek i zaczyna sie najbardziej stromy ostatni kilometr podjazdu. W tym roku w zasadzie jeszcze nic nie jezdzilem co tez objawia sie gdy tylko trzeba uzyc sily - od razu tetno skacze mi pod miliard i mozg mowi zeby odpuscic. Wrzucilem wiec koronke wyzej na kasecie, zostala jeszcze jedna, ale juz jechalo sie na tyle spokojnie, z wysoka kadencja, ale bez naciskow, bez sily, ze tetno chyba w ogole weszlo w spoczynkowe - szkoda ze nie mam pulsometru, bo ciekawe bylyby wskazania z tego podjazdu. Przez tak spokojna i nie meczaca jazde Darek odstawil mnie o jakies dwa zakrety - co daje z 200 metrow - przy predkosci 7kmh to dosc sporo ;-) Kasete ostatecznie zamknalem, ostatni zakret okazal sie zabojca. Srednia na podjezdzie 7.96 km/h

Dojechalismy do parkingu z widokiem na... zasadniczo nikt nie wiedzial na co. Czym jest Veliko Rujno dowiedzielismy sie poprzedniego wieczoru od cioci wikipedii i wujka gugla, ale czy to co widzielismy przed nami jest juz rownina czy tez nie? Chwile ze soba walczylem, ale ostatecznie sie przemoglem. Zostalo ze 200 metrow podjazdu, moze ze 3 km drogi, jade.

Jako ze tylko ja mialem mtb to jade sam. Droga poczatkowo troche opada, potem idzie w gore, ale bardzo lagodnie. Omija jedno wzgorze, potem kolejne. Srednie nachylenie moze z 4-5% takze jade spokojnie 12-16 km/h Droga o najgorszej nawierzchni dla moich opon - kamienie luzem, czesto sie uslizguja - juz wiem ze na zjezdzie nie bedzie szalenstw, bo trasa nie ma zadnej barierki, nawet z wszedobylskich kamieni a do spadania troche jest. Mijaja 3 kilometru ale Veliko Rujno jak nie bylo tak nie ma, postanawiam jeszcze troche podjechac i tak na 12km zawrocic. Niedaleko od tego limitu ktory sobie wyznaczylem zaczyna sie zjazd o nachyleniu okolo 3-4%, postanawiam kawalek podjechac bo objezdza ostatnie wzgorze na mojej drodze, licze ze moze prowadzi na wjazd na szczyt, bo ocenialismy z dolu, ze ten szczyt to pewnie Veliko Rujno. Okazalo sie ze nie, ten zjazd to zjazd na Veliko Rujno ktore znajduje sie za tym szczytem. Rowninka polozona pomiedzy gorami. Na oko ze 2 km szeroka i moze z 8 dluga, lekko opadajaca w kierunku na polnocny wschod.

Na Veliko Rujno wita mnie dzwiek chorwackiego disko plynacy z zabudowan przy ktorych stoja jakies miejscowe dresiki tuningujace przedziwne automobile ktorymi zapewne sie poruszaja po rowninie. Jade dalej pod czujnym okiem miejscowych. Dojezdzam do skrzyzowania, przy nim stoja jacys ludzie. Nie chcialem z nimi kontaktu ale w miejscu obok ktorego stali jest drogowskaz ktory chce zobaczyc koniecznie, bo skad mam wiedziec ze to juz Veliko Rujno? Okazalo sie ze
a) jestem na Veliko Rujno!
b) zainteresowani miejscowi postanowili sie ze mna zaznajomic
Starszy pan z poteznym brzuchem zapytal po chorwacku o cos. Powiedzialem ze nie rozumiem na co ten pokiwal ze zrozumieniem glowa i innymi slowami, dodajac na migi o co mu sie rozchodzi zapytal czy cala droge podjezdzalem na rowerze czy tez musialem prowadzic. Odpowiedzialem ze cala droge jechalem na rowerze co spotkalo sie z ogolna aprobata miejscowej ludnosci i gestami gratulacji. Zapytalem czy daleko jest do kosciolka na ktory wskazywal drogowskaz. Zrozumialem ze dosc daleko, bo cerkiew (a nie kosciolek!) jest mniej wiecej po srodku wielkiej rowniny, a ta jak sama nazwa wskazuje jest wielka. Podjechalem kawalek w strone tejze cerkwii ale ostatecznie nie dojechalem do niej. Mysle ze ja widzialem, ale tez nie mam pewnosci, jak z Veliko Rujno, do ostatniej chwili nie wiedzialem ze trafilem. Tak tez moze przejechalem obok cerkwii a nie zanotowalem tego, myslac ze to budynek widoczny w oddali.

Nie chcialem siedziec tez na rowninie za dlugo, bo chlopaki pewnie sie nudzili na parkingu, trzeba bylo wiec w miare szybko wracac, szczegolnie ze dojazd zapewne chwilke mi zajal biorac pod uwage ze byl ze 3 km dluzszy niz powinien. Ostetecznie wracam wiec. Krotki podjazd dookola szczytu i zaczyna sie zjazd z niewielkim nachyleniem. Jade spokojnie. Jak wspomnialem podloze jest kamieniste. Niewielkie kamienie luzem to cos na czym jade nawet hamujac, a za zakretach niekoniecznie zmieniam kierunek jazdy. Poczatkowo predkosc staralem sie trzymac w okolicach 40-45 km/h ale stwierdzam ze jest to zbyt niebezpieczne. Zatrzymuja sie za szczytem zeby wyjsc na taki gorski cypelek wystawiony kawalek poza zbocze. Miejsce to oferuje na prawde znakomity widok, chyba najlepszy z calej wyprawy. Widocznosc jest niesamowicie duza, pomimo moich dioptrii i tego ze mam okulary w ktorych w ogole nie widze ale za to trzymaja sie nosa widze zatoke, wyspe za zatoka, kolejna zatoke i kaaaaawal kolejnego ladu. Miejscami nawet wydaje mi sie ze widze morze. Z gory macham chlopakom siedzacym na parkingu, zeby dac im znac ze wracam i moga sie juz zbierac. Odmachuja mi, ale tego juz nie widze, widze tylko ze tam sa jakies punkciki, zapewne oni. Dalszy zjazd o jakies 10 km/h wolniej, staram sie nie przekraczac 35 km/h bo droga kreta a nawierzchnia nie mogla byc mniej trafiona dla mnie. Na jednym z zakretow mimo to omal nie wypadam z drogi, bo nie moge skrecic tylko jade po, a wlasciwie razem z kamyczkami na kolejny pas. Na szczescie przy brzegu drogi jest lita skala ktory ma jakas tam przyczepnosc, a przede wszystkim nie odjezdza razem ze mna. Od tego momentu wszystkie zakrety dodatkowo wyhamowuje, nieraz i do 20 kmh.

Na parkingu jestem dosc szybko, okazalo sie ze moj zjazd byl filmowany, ale byc moze wcale mnie tam nie widac, bo bylem na prawde daleko. Zaczynamy zjazd asfaltem. Poczatek jest na prawde ekstremalny. Zakret na ktorym zamknalem kasete przeraza pochyloscia, jade zaciskajac hamulce i przesuwam tylen nad tylne kolo zeby nie przekrecic sie wokol przedniego kola. Strach tak startowac. Jednak tuz po chwili nachylenie maleje, zakret sie konczy a ja oswajam sie z mysla ze moze byc szybko jesli tylko sie odwaze. Droga jest bardzo kreta, ale sa to zakrety o niewielkim promieniu. Przyklejona do zbocza co sprawia, ze nie widac jaki jest promien skretu i gdzie konczy sie zakret. Nie widac w ogole co czeka na mnie za zakretem, jedynie z krawedzi zakretow widze kolejne zakrety i na tej podstawie wiem ze nic na mnie nie jedzie, musze sie tylko zmiescic w drodze. Przyspieszam wiec, wcale nie pedalujac ani nie przyjmujac sylwetki aerodynamicznej, po prostu puszczam hamulce. Bardzo szybko robi sie 40-50-60-70... 70 to juz na tyle duza predkosc ze po prostu zaciskam przed zakretami hamulce zeby sie dalej nie rozpedzac, nie patrze nawet na licznik, bo nie ma na to czasu, ale co zerkne to jest conajmniej 50. W mojej ocenie kawalek drogi po tym ostatnim zboczu gory pozwala osiagnac spokojnie 90 i wiecej km/h tylko wymaga znajomosci trasy. Jak sie okazalo asfalt jest bardzo dobry, zakrety wcale nie takie ostre i wystarczyloby ze 2 razy je przejechac zeby bez hamowania probowac.

Dalsza czesc zjazdu ma mniejsze nachylenie, czesto dokrecam ale tez nadal czesto korzystam z hamulcow. Predkosc szczegolnie na zakretach nadal potrafi drastycznie szybko rosnac. Betonowe zakrety na ktorych beton jest karbowany nie sa jednak miejscem gdzie chcialoby sie przeyspieszac, dlatego tam akurat wole hamowac i potem dokrecac na slabiej spadajacych odcinkach. Na wlocie w opuszczona prawodpodobnie osade nazwana na czesc jakiegos miejscowego bohatera Dokoze jest fajny spadek, ladny skok mi tam wychodzi - czesciowo nie planowany, czesciowo odruchowy, ale jednak prosta juz byla, wiec bezpiecznie a i zabawnie calkiem. Juz po chwili dojezdzam na parking za wysypiskiem smieci (tak, bo po drodze bylo wysypisko smieci) z widokiem na Stalingrad, morze i w ogole Chorwacje. Siadam na laweczce i czekam czy sie pojawia moi kompani... czekam, czekam, czekam, zaczynaja mi sie pojawiac mysli ze trzeba bedzie do nich na gore jechac zeby ich ratowac, bo strasznie ich dlugo nie ma. I jak juz mialem siadac na rower i jechac spowrotem na gore pojawiaja sie wreszcie. 8 minut im dolozylem :) Na podjezdzie dostalem max 4 wiec jestem na plusie. Chwila pogaduch i jedziem dalej. Znow bardzo szybko ich trace, ale nie wiem nawet jak i kiedy, bo nie patrze za siebie, nie ma na to czasu. W kilka chwil dojezdzam do bazy, siadam na foteliku i czekam az przyjade... znow strasznie dlugo. Ponoc pojechali nakrecic finisz przy morzu... ale ja wiem swoje, pewnie znow im z 8 minut dolozylem ;-)

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum