Wpisy archiwalne w kategorii
dist: from 50 to 100
Dystans całkowity: | 10970.13 km (w terenie 2569.50 km; 23.42%) |
Czas w ruchu: | 483:00 |
Średnia prędkość: | 22.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.10 km/h |
Suma podjazdów: | 12457 m |
Liczba aktywności: | 160 |
Średnio na aktywność: | 68.56 km i 3h 01m |
Więcej statystyk |
Chruścin - Miechowa - Komorzno
Czwartek, 16 lipca 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 67.30 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:18 | km/h: | 20.39 |
Pr. maks.: | 58.01 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Już nie pamiętam ;-)
Tak to jest jak się wpisy uzupełnia po prawie 2óch miesiącach... ale niestety nie miałem internetu gdy to przejeżdżałem, a jakoś nie mam już nowych tras w okolicy i nie chce mi się na kartkach zapisywać szczegółów przejażdżki... Rozleniwiłem się za bardzo przez bikestats.
Tak to jest jak się wpisy uzupełnia po prawie 2óch miesiącach... ale niestety nie miałem internetu gdy to przejeżdżałem, a jakoś nie mam już nowych tras w okolicy i nie chce mi się na kartkach zapisywać szczegółów przejażdżki... Rozleniwiłem się za bardzo przez bikestats.
Okoliczny teren
Niedziela, 12 lipca 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 67.78 | Km teren: | 45.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 22.59 |
Pr. maks.: | 58.01 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Takie terenowe kręcenie z bratem, krossa musi wymęczyć przecież, a jednak można pare kilometrów zrobić w okolicy nie opuszczając polnych ścieżek. Max speed w gołej na zjeździe, oczywiście z hamowaniem przed samym dnem. Kilka ostrych zjazdów w lasach nasalskich także się zdarzyło. Smutne odkrycie dnia to asfalt na polnej autostradzie z uszyc do dzietrzkowic :/
AAA, Paweł kapcia złapał i musiałem ostatnie kilometry pokonywać dwukrotnie bo mu zapas przywiozłem, żeby nie dreptał z Goli ;-)
AAA, Paweł kapcia złapał i musiałem ostatnie kilometry pokonywać dwukrotnie bo mu zapas przywiozłem, żeby nie dreptał z Goli ;-)
Kluczbork
Piątek, 10 lipca 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 60.92 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 21.63 |
Pr. maks.: | 30.28 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót przez zalew i takimi tam skrócikami
po fatałaszki
Czwartek, 9 lipca 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: dojazd, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 96.53 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 04:52 | km/h: | 19.83 |
Pr. maks.: | 59.71 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sprawa wygląda tak, że od zawsze jeżdżę 'po cywilnemu' albo nazywając to inaczej 'w bawełnie'... jakoś nigdy nie odczuwałem potrzeby posiadania jakichś wkładek czy obcisłego stroju... jednak skoro planuje większe wyprawy to dla higieny przydadzą się dobre lajkrowe spodenki, które mimo braku prania a przy odrobinie płukania zachowują świerzość. Padło na Wieluń, bo chmielowi udało się tam kupić dobre spodenki, w dodatku bardzo tanio. Tym razem niestety okazały się droższe i nie tak dobre, no i w Wieluniu znalezienie bankomatu BZ WBK graniczy z cudem... mi się nie udało, a nawet mają placówkę mbanku ;-) no i trzeba będzie jechać jeszcze raz.
czernica wf
Sobota, 9 maja 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 55.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:15 | km/h: | 24.44 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bajkał Tour
Piątek, 1 maja 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100
Km: | 54.00 | Km teren: | 22.00 | Czas: | 02:05 | km/h: | 25.92 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W sumie to wyjazdy ale nie moge sie jakoś przekonać do robienia osobnych wpisów jednego dnia, może jak będe miał w pełni działający porządnej klasy licznik, albo chociaż spowrotem moją sigmę, byle już sprawną (kto wie kiedy znowu wybiore się do Sycowa?).
A konkretniej. Około godziny 13 wybrałem się na szybki objazd miasta. Najpierw jednak starałem się ustawić jakoś tylnego LX'a żeby porządnie zaczał współpracować. Nie udało się, nie wiem dlaczego osprzęt shimano jest dla mnie niedobry i mnie nie lubi, ze sramami nigdy nie miałem problemów z konfiguracją. Trudno, może jak spędze nad tym jeszcze pare godzin to się uda zmusić ten stuff do porządnego działania, a przynajmniej do normalnego funkcjonowania. Jak sobie już w miare poustawiałem to ruszyłem z kopyta w strone rynku, w końcu święto pewnie się coś dzieje. Już na moście zwierzynieckim musiałem powtórzyć postój i regulacje przerzutki :/. Po jako takim jej dostrojeniu ruszyłem dalej. Do Rynku dotarłem od strony Galerii i w sumie przeszedłem się nawet przez rynek bo masa ludzi się tam zebrała. Pełno gitarzystów... Pewnie ten rekord kolejny ustanawiają. Nie jestem w temacie, bo siedze i pisze projekciki ;-) W każdym razie jakaś scena, coś tam rzępolą.. Całkiem fajnie. Ale nie po to wychodziłem żeby rower prowadzić lub się o niego opierać. Ruszyłem się polansować. A właściwie przelecieć przez miasto.
Jak pare kilometrów machnąłem i zjechałem na baze. Pare łyków ochydnej smakowej wody z biedy (kupiłem dla testów) i jazda na Bajkał. Wały po staremu... może tylko za dużo na nich ludzi i momentami miałem poważne wątpliwości czy tempo jakie utrzymuje jest rozsądne. Ostatecznie jednak miałem kask więc nie zwalniałem za nadto. Bajkał, tu także masa ludzi. Dziwni, bo z tego co spostrzegłem niektórzy już włazili do wody... szaleńcy.
Powrót nic ciekawego, jedynie zbiorowiska przy nielicznych otwartych sklepikach były czymś ciekawym.
Można powiedzieć że zupełnie nijaki przejazd. Mimo że miałem aparacik, to tempo, i w sumie brak ciekawostek sprawiły że go nie użyłem wcale.
Ogólnie się zmęczyłem..
A konkretniej. Około godziny 13 wybrałem się na szybki objazd miasta. Najpierw jednak starałem się ustawić jakoś tylnego LX'a żeby porządnie zaczał współpracować. Nie udało się, nie wiem dlaczego osprzęt shimano jest dla mnie niedobry i mnie nie lubi, ze sramami nigdy nie miałem problemów z konfiguracją. Trudno, może jak spędze nad tym jeszcze pare godzin to się uda zmusić ten stuff do porządnego działania, a przynajmniej do normalnego funkcjonowania. Jak sobie już w miare poustawiałem to ruszyłem z kopyta w strone rynku, w końcu święto pewnie się coś dzieje. Już na moście zwierzynieckim musiałem powtórzyć postój i regulacje przerzutki :/. Po jako takim jej dostrojeniu ruszyłem dalej. Do Rynku dotarłem od strony Galerii i w sumie przeszedłem się nawet przez rynek bo masa ludzi się tam zebrała. Pełno gitarzystów... Pewnie ten rekord kolejny ustanawiają. Nie jestem w temacie, bo siedze i pisze projekciki ;-) W każdym razie jakaś scena, coś tam rzępolą.. Całkiem fajnie. Ale nie po to wychodziłem żeby rower prowadzić lub się o niego opierać. Ruszyłem się polansować. A właściwie przelecieć przez miasto.
Jak pare kilometrów machnąłem i zjechałem na baze. Pare łyków ochydnej smakowej wody z biedy (kupiłem dla testów) i jazda na Bajkał. Wały po staremu... może tylko za dużo na nich ludzi i momentami miałem poważne wątpliwości czy tempo jakie utrzymuje jest rozsądne. Ostatecznie jednak miałem kask więc nie zwalniałem za nadto. Bajkał, tu także masa ludzi. Dziwni, bo z tego co spostrzegłem niektórzy już włazili do wody... szaleńcy.
Powrót nic ciekawego, jedynie zbiorowiska przy nielicznych otwartych sklepikach były czymś ciekawym.
Można powiedzieć że zupełnie nijaki przejazd. Mimo że miałem aparacik, to tempo, i w sumie brak ciekawostek sprawiły że go nie użyłem wcale.
Ogólnie się zmęczyłem..
wułef
Niedziela, 26 kwietnia 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 76.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:52 | km/h: | 26.51 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
wuef
po wuefie pojechałem jeszcze do siostry, na łobiad, ale okazało się że po łobiad...
cos sie moze jeszcze tutaj dopisze ;-)
po wuefie pojechałem jeszcze do siostry, na łobiad, ale okazało się że po łobiad...
cos sie moze jeszcze tutaj dopisze ;-)
świątecznie
Sobota, 11 kwietnia 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 54.00 | Km teren: | 22.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 20.25 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
najpierw za tatikiem i braciszem do wujaszka
a potem z braciszem odrobina terenu
a potem z braciszem odrobina terenu
wiosna
Sobota, 28 marca 2009 Kategoria baza: Wrocław, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 63.00 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 23.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzien zaczalem od wycieczki do biedronki. Wycieczka udana, bo skróty sprawiły że prawie 20 km po mieście zrobiłem.
Po posilku postanowilem ze mimo natloku nauki i innych obowiazkow musze wykorzystac pogode, ktora byla prawdziwie wiosenna i wybrac sie na przejazdzke. Plan byl taki standardowy - Bajkał. Ale po drodze oczywiście się okazało że pojechałem zupełnie inna drogą.
Wszystko zaczęło się od tego że spotkałem Tomka. Wracał z domu. Miał z wiatrem, ja pod wiatr więc w sumie postój nie był mi na ręke. Pogadaliśmy jakiś czas i trzeba było się rozstać, bo zamierzałem jeszcze pare km zrobić, a świateł nie było. No i już nie Bajkał a inny cel obrałem. W Jeszkowicach na moj ulubiony most kolejowy. Za mostem przez kawałek standardem pojechałem, by potem pomylić droge ;-) troche więcej terenu mi przez to wpadło, ale dokładnie nie mam pojecia ile mogłem zrobić w terenie, nie kontrolowałem tego. Pogubiłem się ale trafiłem po jakichś 20 minutach na szlak, z tym w miejscu w którym już byłem ;-) Bywa, tak już mi skróty wychodzą zazwyczaj. W każdym razie było fajno. Potem już standardzik, Blizanowice, Trestno i przez Wrocław spowrotem do siebie.
Po posilku postanowilem ze mimo natloku nauki i innych obowiazkow musze wykorzystac pogode, ktora byla prawdziwie wiosenna i wybrac sie na przejazdzke. Plan byl taki standardowy - Bajkał. Ale po drodze oczywiście się okazało że pojechałem zupełnie inna drogą.
Wszystko zaczęło się od tego że spotkałem Tomka. Wracał z domu. Miał z wiatrem, ja pod wiatr więc w sumie postój nie był mi na ręke. Pogadaliśmy jakiś czas i trzeba było się rozstać, bo zamierzałem jeszcze pare km zrobić, a świateł nie było. No i już nie Bajkał a inny cel obrałem. W Jeszkowicach na moj ulubiony most kolejowy. Za mostem przez kawałek standardem pojechałem, by potem pomylić droge ;-) troche więcej terenu mi przez to wpadło, ale dokładnie nie mam pojecia ile mogłem zrobić w terenie, nie kontrolowałem tego. Pogubiłem się ale trafiłem po jakichś 20 minutach na szlak, z tym w miejscu w którym już byłem ;-) Bywa, tak już mi skróty wychodzą zazwyczaj. W każdym razie było fajno. Potem już standardzik, Blizanowice, Trestno i przez Wrocław spowrotem do siebie.
Tur de wały
Sobota, 15 listopada 2008 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 68.92 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 20.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tur de wały
(wybacz plagiat blase ;-)
Dzisiajsze jeżdżenie stało pod znakiem wałów i torów kolejowych, zaczęło się od standardowego odcinka, wpadłem na wały i w strone wyspy opatowickiej. No ale nie może być tak, że ciągle te same odcinki jeżdże, to i nie było tak. Choć początek w sumie nic nowego - w strone mostu milenijnego. Trase jechałem co prawda trzeci, może czwarty raz, ale pierwszy raz wałami na most a nie z mostu. Gdy juz miałem jechać na most nagle naszła mnie diaboliczna myśl: "dlaczego znowu mam jechać przez most i tam gdzie zawsze?", no i pojechałem w nieznane, czyli pod mostem i dalej wałami.
Już po paruset metrach przypomniało mi się jednak, jak się kończy jazda po niewłaściwej stronie rzeki. Zatrzymałem się i usiadłem (nie schodząc z roweru) na jednej z tych turbo blokad, żółtych zapór na wałach. Tak siedziałem i dumałem nad sensem mojej dalszej jazdy w tym kierunku, nad tym że nie chce znowu do Brzegu Dolnego naginać gdy wtem przejechała sobie obok mnie jakaś zroweryzowana dziewczyna. W sumie najpierw myślałem że to jakiś młody śmiga (kurde ślepy jestem ;-) ale na plerach miała wyj***any warkocz. Predkość wydała mi się na oko dosyć wysoka, to co? jade, pewnie zna teren i bankowo nie jedzie do Brzegu Dolnego ;-). Jade więc, prędkość okazała się mocno nizsza niz podejrzewałem, nie wiem, chyba na wąskich ścieżkach jest +6 do wrażenia pędu (albo i więcej, przy 35kmh jest taki efekt jak w szybcy i wsciekli, ze sie otoczenie rozmywa ;-) Zdawało mi się że koło 30 leci, a było 22. Także mimo że nie chciałem być nachalny (ludzi którym siadam na koło zwykle przyspieszają, uciekają, a potem nagle skręcają gdzies się schować, bo sił brakuje) i starałem się trzymać jakiś dystans, niestety plany pokrzyżował powolny biegacz (w sumie z 15 naginał). To sie przywitałem i grzecznie spytałem "gdzie jedziemy?". Wiele się nie dowiedziałem, po za tym, że okolica ciekawa, ale żeby wracać rownie ciekawym szlakiem trzeba do Brzegu Dolnego jechać ;-). No to chwilke jeszcze jechaliśmy razem, ale mnie jakoś nie kręciła perspektywa BD, a dziewczyna z warkoczem (niezły osprzet, na rowerze również i spd ;-) dokądś ponoć dojeżdzała. To spadłem z jej szlaku na laskowe terytorium gdzie miała mnie spotkać ciekawa góreczka.
Nie ujechałem nawet 200m i wyjebałem takiego orła że prawie sie posikałem ze śmiechu. Ale od początku. Zatrzymaliśmy się na rozjeździe, powiedziała jak moge sobie pojechać, pożegnaliśmy się, zjechałem z wałów na asfalt, ale widze, że za rowem jest jakaś ścieżynka nieźle wyjeżdzona, to sobie przejade przez rów. Na dnie była masa liści i rów okazał się duuuużo głębszy niż na to wyglądał. Poleciałem na ryj, bo mi sie koło niespodziewanie zapadło pod te liście. Dziwna sprawa, przecież mam taki lekki rower ;-) Pozbierałem się, pomodliłem, żeby nikt tego nie widział i pojechałem w las. Jako że nie potrafie jechać według opowieści, to nie znalazłem żadnej fajnej górki na ktorą się wjeżdża i zjeżdza, chyba że taka ubergitfajna miała być Swięta Góra. Świąta Góra, bo chyba taka była nazwa, na której stał sobie pewnie równie święty kościółek. Objechałem droge krzyżową, od końca, jak na porządnego satantechnometalreggaejazzpunk muła przystało. W połowie był zjazd z góry w las... Zjechałem, przez to że masa liści to z duszą na ramieniu. Całe szczęście w dziure wpadłem już na płaskim ;-) i nie upadłem. Także zawróciłem bo w sumie ścieżka i tak się rozmyła i stała niedostrzegalna. Na góre, ostatnie obczajenie tablicy informacyjnej i zjazd. To osobowice były. Okazało się, że lekko i szybko trafiłem spowrotem na wały, jakieś 500m od mostu milenijnego. Postanowiłem na niego wjechać.
Tuż za mostem wykonałem prawoskręt i prawoskręt. czyli zawróciłem. Przy orbicie przejechałem (jakoś prędzej do mnie nie dotarło że to orbita stoi przy milenijnym). I znów znalazłem się na wałach. Niestety w pewnym momencie się skończyły na rzecz wielgachnych terenów policyjnych. Tutaj właściwie skończyła się jazda po wałach, zaczęła się jazda najpierw po blokowiskach a potem po terenach pkp.
Mniej więcej znanymi mi ścieżkami jechałem w stronę Leśnicy. Nie chciałem jednak znowu do niej dojeżdżać. Jakimiś gminnymi obszarami zielonymi, czasem, wstyd się przyznać z zakazem wstępu (ale nie byłem jedyny ktory wstepował) dojechałem na główną na leśnice (kosmonałtów/lotników/jakas inna?) Troszeczke się cofnałem. Ale żeby nie było za mało km to na którymś kolejnym skrzyżowaniu odbiłem w prawo. Na drodze spotkały mnie mig21 (może to su22 było?) i pzl ts11 iskra. Stały sobie za tablicą teren prywatny, wstep wzbroniony i teren chroniony... pierdu pierdu, postawiłem rower i zrobiłem sobie fote z samolutami. Dodam jak mi sie wspomni i zdobede irde.
Ale miała być kolej... Sam nie wiem jak dojechałem do takiego kolejowego przejazdu gdzie już wiele razy bywałem. Nie mam zielonego pojecia jak sie ulica nazywa. I jakby mi ktoś tam kazał trafić to też bym nie trafił. No i pojechałem drogą wzdłuż torów. Byłem święcie przekonany że droga doprowadzi mnie do Parku Złotnickiego. No i mimo że nie była to ta droga na której myślałem że jestem, to po 2óch przejechanych asfaltach znalazłem się na drodze do parku. Tam chwileczke pojeździłem po terenie (fajniuśkie góreczki, dla skakaczy cud miód). I postanowiłem wracać taką trasą jaką pierwszy raz trafiłem do tego parku. Oczywście nie bardzo mi to wyszło, ale mimo to że jechałem jakimis innymi drogami, to celnie trafiałem w niektóre odcinki i stale wracałem na właściwy szlak. Ja to ma po prostu gps'a wmontowanego w podświadomość i mnie św krzysztof prowadzi, w końcu patron podróżnych, nie na darmo na bierzmowanie brałem to imie, teraz profity sa ;-)
Przez miasto drogą od lotniska to już tak zwyczajowo jakoś się kierowałem, przy factory i w ogóle. Oklepana trasa, także kończe i tak przydługawy wpisior.
Do zobaczenia na szlaku.
edit:
udało mi sie wydobyć fotuchy, to wrzuce coś ;-)
1)

2)

3)

4)

thats all folks!
(wybacz plagiat blase ;-)
Dzisiajsze jeżdżenie stało pod znakiem wałów i torów kolejowych, zaczęło się od standardowego odcinka, wpadłem na wały i w strone wyspy opatowickiej. No ale nie może być tak, że ciągle te same odcinki jeżdże, to i nie było tak. Choć początek w sumie nic nowego - w strone mostu milenijnego. Trase jechałem co prawda trzeci, może czwarty raz, ale pierwszy raz wałami na most a nie z mostu. Gdy juz miałem jechać na most nagle naszła mnie diaboliczna myśl: "dlaczego znowu mam jechać przez most i tam gdzie zawsze?", no i pojechałem w nieznane, czyli pod mostem i dalej wałami.
Już po paruset metrach przypomniało mi się jednak, jak się kończy jazda po niewłaściwej stronie rzeki. Zatrzymałem się i usiadłem (nie schodząc z roweru) na jednej z tych turbo blokad, żółtych zapór na wałach. Tak siedziałem i dumałem nad sensem mojej dalszej jazdy w tym kierunku, nad tym że nie chce znowu do Brzegu Dolnego naginać gdy wtem przejechała sobie obok mnie jakaś zroweryzowana dziewczyna. W sumie najpierw myślałem że to jakiś młody śmiga (kurde ślepy jestem ;-) ale na plerach miała wyj***any warkocz. Predkość wydała mi się na oko dosyć wysoka, to co? jade, pewnie zna teren i bankowo nie jedzie do Brzegu Dolnego ;-). Jade więc, prędkość okazała się mocno nizsza niz podejrzewałem, nie wiem, chyba na wąskich ścieżkach jest +6 do wrażenia pędu (albo i więcej, przy 35kmh jest taki efekt jak w szybcy i wsciekli, ze sie otoczenie rozmywa ;-) Zdawało mi się że koło 30 leci, a było 22. Także mimo że nie chciałem być nachalny (ludzi którym siadam na koło zwykle przyspieszają, uciekają, a potem nagle skręcają gdzies się schować, bo sił brakuje) i starałem się trzymać jakiś dystans, niestety plany pokrzyżował powolny biegacz (w sumie z 15 naginał). To sie przywitałem i grzecznie spytałem "gdzie jedziemy?". Wiele się nie dowiedziałem, po za tym, że okolica ciekawa, ale żeby wracać rownie ciekawym szlakiem trzeba do Brzegu Dolnego jechać ;-). No to chwilke jeszcze jechaliśmy razem, ale mnie jakoś nie kręciła perspektywa BD, a dziewczyna z warkoczem (niezły osprzet, na rowerze również i spd ;-) dokądś ponoć dojeżdzała. To spadłem z jej szlaku na laskowe terytorium gdzie miała mnie spotkać ciekawa góreczka.
Nie ujechałem nawet 200m i wyjebałem takiego orła że prawie sie posikałem ze śmiechu. Ale od początku. Zatrzymaliśmy się na rozjeździe, powiedziała jak moge sobie pojechać, pożegnaliśmy się, zjechałem z wałów na asfalt, ale widze, że za rowem jest jakaś ścieżynka nieźle wyjeżdzona, to sobie przejade przez rów. Na dnie była masa liści i rów okazał się duuuużo głębszy niż na to wyglądał. Poleciałem na ryj, bo mi sie koło niespodziewanie zapadło pod te liście. Dziwna sprawa, przecież mam taki lekki rower ;-) Pozbierałem się, pomodliłem, żeby nikt tego nie widział i pojechałem w las. Jako że nie potrafie jechać według opowieści, to nie znalazłem żadnej fajnej górki na ktorą się wjeżdża i zjeżdza, chyba że taka ubergitfajna miała być Swięta Góra. Świąta Góra, bo chyba taka była nazwa, na której stał sobie pewnie równie święty kościółek. Objechałem droge krzyżową, od końca, jak na porządnego satantechnometalreggaejazzpunk muła przystało. W połowie był zjazd z góry w las... Zjechałem, przez to że masa liści to z duszą na ramieniu. Całe szczęście w dziure wpadłem już na płaskim ;-) i nie upadłem. Także zawróciłem bo w sumie ścieżka i tak się rozmyła i stała niedostrzegalna. Na góre, ostatnie obczajenie tablicy informacyjnej i zjazd. To osobowice były. Okazało się, że lekko i szybko trafiłem spowrotem na wały, jakieś 500m od mostu milenijnego. Postanowiłem na niego wjechać.
Tuż za mostem wykonałem prawoskręt i prawoskręt. czyli zawróciłem. Przy orbicie przejechałem (jakoś prędzej do mnie nie dotarło że to orbita stoi przy milenijnym). I znów znalazłem się na wałach. Niestety w pewnym momencie się skończyły na rzecz wielgachnych terenów policyjnych. Tutaj właściwie skończyła się jazda po wałach, zaczęła się jazda najpierw po blokowiskach a potem po terenach pkp.
Mniej więcej znanymi mi ścieżkami jechałem w stronę Leśnicy. Nie chciałem jednak znowu do niej dojeżdżać. Jakimiś gminnymi obszarami zielonymi, czasem, wstyd się przyznać z zakazem wstępu (ale nie byłem jedyny ktory wstepował) dojechałem na główną na leśnice (kosmonałtów/lotników/jakas inna?) Troszeczke się cofnałem. Ale żeby nie było za mało km to na którymś kolejnym skrzyżowaniu odbiłem w prawo. Na drodze spotkały mnie mig21 (może to su22 było?) i pzl ts11 iskra. Stały sobie za tablicą teren prywatny, wstep wzbroniony i teren chroniony... pierdu pierdu, postawiłem rower i zrobiłem sobie fote z samolutami. Dodam jak mi sie wspomni i zdobede irde.
Ale miała być kolej... Sam nie wiem jak dojechałem do takiego kolejowego przejazdu gdzie już wiele razy bywałem. Nie mam zielonego pojecia jak sie ulica nazywa. I jakby mi ktoś tam kazał trafić to też bym nie trafił. No i pojechałem drogą wzdłuż torów. Byłem święcie przekonany że droga doprowadzi mnie do Parku Złotnickiego. No i mimo że nie była to ta droga na której myślałem że jestem, to po 2óch przejechanych asfaltach znalazłem się na drodze do parku. Tam chwileczke pojeździłem po terenie (fajniuśkie góreczki, dla skakaczy cud miód). I postanowiłem wracać taką trasą jaką pierwszy raz trafiłem do tego parku. Oczywście nie bardzo mi to wyszło, ale mimo to że jechałem jakimis innymi drogami, to celnie trafiałem w niektóre odcinki i stale wracałem na właściwy szlak. Ja to ma po prostu gps'a wmontowanego w podświadomość i mnie św krzysztof prowadzi, w końcu patron podróżnych, nie na darmo na bierzmowanie brałem to imie, teraz profity sa ;-)
Przez miasto drogą od lotniska to już tak zwyczajowo jakoś się kierowałem, przy factory i w ogóle. Oklepana trasa, także kończe i tak przydługawy wpisior.
Do zobaczenia na szlaku.
edit:
udało mi sie wydobyć fotuchy, to wrzuce coś ;-)
1)

2)

3)

4)

thats all folks!