Wpisy archiwalne w kategorii
cel: bez celu
Dystans całkowity: | 7881.48 km (w terenie 2400.00 km; 30.45%) |
Czas w ruchu: | 338:36 |
Średnia prędkość: | 23.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.82 km/h |
Suma podjazdów: | 3057 m |
Liczba aktywności: | 139 |
Średnio na aktywność: | 56.70 km i 2h 27m |
Więcej statystyk |
Praszka - Kluczbork
Wtorek, 14 lipca 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: 100 and more
Km: | 111.96 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 04:39 | km/h: | 24.08 |
Pr. maks.: | 46.34 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Taki samotny przejazd, sporo asfaltu dla odmiany. Nic nowego ani wartego wspomnienia.
Okoliczny teren
Niedziela, 12 lipca 2009 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 67.78 | Km teren: | 45.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 22.59 |
Pr. maks.: | 58.01 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Takie terenowe kręcenie z bratem, krossa musi wymęczyć przecież, a jednak można pare kilometrów zrobić w okolicy nie opuszczając polnych ścieżek. Max speed w gołej na zjeździe, oczywiście z hamowaniem przed samym dnem. Kilka ostrych zjazdów w lasach nasalskich także się zdarzyło. Smutne odkrycie dnia to asfalt na polnej autostradzie z uszyc do dzietrzkowic :/
AAA, Paweł kapcia złapał i musiałem ostatnie kilometry pokonywać dwukrotnie bo mu zapas przywiozłem, żeby nie dreptał z Goli ;-)
AAA, Paweł kapcia złapał i musiałem ostatnie kilometry pokonywać dwukrotnie bo mu zapas przywiozłem, żeby nie dreptał z Goli ;-)
nic ciekawego
Niedziela, 28 czerwca 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:36 | km/h: | 20.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
lans po wrocku
Sobota, 27 czerwca 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 30.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 23.68 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
wiosna
Sobota, 28 marca 2009 Kategoria baza: Wrocław, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 63.00 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 23.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzien zaczalem od wycieczki do biedronki. Wycieczka udana, bo skróty sprawiły że prawie 20 km po mieście zrobiłem.
Po posilku postanowilem ze mimo natloku nauki i innych obowiazkow musze wykorzystac pogode, ktora byla prawdziwie wiosenna i wybrac sie na przejazdzke. Plan byl taki standardowy - Bajkał. Ale po drodze oczywiście się okazało że pojechałem zupełnie inna drogą.
Wszystko zaczęło się od tego że spotkałem Tomka. Wracał z domu. Miał z wiatrem, ja pod wiatr więc w sumie postój nie był mi na ręke. Pogadaliśmy jakiś czas i trzeba było się rozstać, bo zamierzałem jeszcze pare km zrobić, a świateł nie było. No i już nie Bajkał a inny cel obrałem. W Jeszkowicach na moj ulubiony most kolejowy. Za mostem przez kawałek standardem pojechałem, by potem pomylić droge ;-) troche więcej terenu mi przez to wpadło, ale dokładnie nie mam pojecia ile mogłem zrobić w terenie, nie kontrolowałem tego. Pogubiłem się ale trafiłem po jakichś 20 minutach na szlak, z tym w miejscu w którym już byłem ;-) Bywa, tak już mi skróty wychodzą zazwyczaj. W każdym razie było fajno. Potem już standardzik, Blizanowice, Trestno i przez Wrocław spowrotem do siebie.
Po posilku postanowilem ze mimo natloku nauki i innych obowiazkow musze wykorzystac pogode, ktora byla prawdziwie wiosenna i wybrac sie na przejazdzke. Plan byl taki standardowy - Bajkał. Ale po drodze oczywiście się okazało że pojechałem zupełnie inna drogą.
Wszystko zaczęło się od tego że spotkałem Tomka. Wracał z domu. Miał z wiatrem, ja pod wiatr więc w sumie postój nie był mi na ręke. Pogadaliśmy jakiś czas i trzeba było się rozstać, bo zamierzałem jeszcze pare km zrobić, a świateł nie było. No i już nie Bajkał a inny cel obrałem. W Jeszkowicach na moj ulubiony most kolejowy. Za mostem przez kawałek standardem pojechałem, by potem pomylić droge ;-) troche więcej terenu mi przez to wpadło, ale dokładnie nie mam pojecia ile mogłem zrobić w terenie, nie kontrolowałem tego. Pogubiłem się ale trafiłem po jakichś 20 minutach na szlak, z tym w miejscu w którym już byłem ;-) Bywa, tak już mi skróty wychodzą zazwyczaj. W każdym razie było fajno. Potem już standardzik, Blizanowice, Trestno i przez Wrocław spowrotem do siebie.
Urodzinowo
Piątek, 9 stycznia 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: koza, cel: bez celu, cel: dojazd, cel: niedzielnie, dist: less than 50
Km: | 22.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:12 | km/h: | 18.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: koza | Aktywność: Jazda na rowerze |
biedronka.
do siostry mocno nie najkrótszą drogą.
powrót drogą taką żeby zrobić ze 22 kilometry.
dlaczego 22? urodziny 22...
z tej okazji aż sobie wlepie okazyjną piosenkę ;-)
--------------------------
CKOD - Dwadzieściakilka lat
To jest mój czas
Nikt mi tego nie odbierze
Dwadzieścia kilka lat
Ciągle w nic nie wierzę
Brak mi doświadczeń istotniejszych
Holocaustu, wojny, śmierci
Pornografia, telewizja
To mnie kształtowało
Dwadzieścia kilka lat
I jedno pytanie
To jest mój czas
Jestem o tym przekonany
To jest mój czas
Jeszcze nie wykorzystany
Dwadzieścia kilka lat
Niczego nie dokonałem
Dwadzieścia kilka lat
Żadnych na przyszłość planów
Dwadzieścia kilka lat
Żadnych ideałów
Tylko Iggy Pop miałby szansę
Dwadzieścia kilka lat
I jedno pytanie
Myślisz że jesteś lepszy?
Jesteśmy tacy sami
To jest mój czas
Jestem o tym przekonany
To jest mój czas
Jeszcze nie wykorzystany
--------------------------------
kilometrów wyszło z leksza więcej o 3. ale to sobie odbije kiedy indziej, dzisiaj musi być 22 :D zreszta czy ktoś musi o tym wiedzieć że było więcej? może nie było?
pogoda dzisiaj nie dopisała, nie było -22 a jedynie z rana przymroziło porządnie i tak na twarz to z -10 było, ale że termometru nie widziałem a wczoraj ciepło było to dopiero z wieczora się dowiedziałem jak mi koleżanka oznajmiła że rano było -17. może przesadziła, a może nie, w każdym razie mi dzisiaj było ciepło. autosugestia taka, byłem pewny że po wczoraj może być już tylko ciepełko i -5 gora 7 ;-)
szkoda że nie miałem dzisiaj przy sobie orzełka7, byśmy razem po nocy poszaleli, może nawet za miasto wyjechali... ale jeszcze sobie odbijemy ;-)
do siostry mocno nie najkrótszą drogą.
powrót drogą taką żeby zrobić ze 22 kilometry.
dlaczego 22? urodziny 22...
z tej okazji aż sobie wlepie okazyjną piosenkę ;-)
--------------------------
CKOD - Dwadzieściakilka lat
To jest mój czas
Nikt mi tego nie odbierze
Dwadzieścia kilka lat
Ciągle w nic nie wierzę
Brak mi doświadczeń istotniejszych
Holocaustu, wojny, śmierci
Pornografia, telewizja
To mnie kształtowało
Dwadzieścia kilka lat
I jedno pytanie
To jest mój czas
Jestem o tym przekonany
To jest mój czas
Jeszcze nie wykorzystany
Dwadzieścia kilka lat
Niczego nie dokonałem
Dwadzieścia kilka lat
Żadnych na przyszłość planów
Dwadzieścia kilka lat
Żadnych ideałów
Tylko Iggy Pop miałby szansę
Dwadzieścia kilka lat
I jedno pytanie
Myślisz że jesteś lepszy?
Jesteśmy tacy sami
To jest mój czas
Jestem o tym przekonany
To jest mój czas
Jeszcze nie wykorzystany
--------------------------------
kilometrów wyszło z leksza więcej o 3. ale to sobie odbije kiedy indziej, dzisiaj musi być 22 :D zreszta czy ktoś musi o tym wiedzieć że było więcej? może nie było?
pogoda dzisiaj nie dopisała, nie było -22 a jedynie z rana przymroziło porządnie i tak na twarz to z -10 było, ale że termometru nie widziałem a wczoraj ciepło było to dopiero z wieczora się dowiedziałem jak mi koleżanka oznajmiła że rano było -17. może przesadziła, a może nie, w każdym razie mi dzisiaj było ciepło. autosugestia taka, byłem pewny że po wczoraj może być już tylko ciepełko i -5 gora 7 ;-)
szkoda że nie miałem dzisiaj przy sobie orzełka7, byśmy razem po nocy poszaleli, może nawet za miasto wyjechali... ale jeszcze sobie odbijemy ;-)
Z chmielem po nasalskich lasach
Wtorek, 30 grudnia 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 52.55 | Km teren: | 29.00 | Czas: | 02:18 | km/h: | 22.85 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ponownie z chmielem. Tym razem celem lasy Nasalskie.
Trasa w moim stylu, czyli troszeczke opracowana a potem wychodziło w trakcie któredy i gdzie jedziemy. Najpierw na Paruszowice. Przez samą wioskę wewnętrzym asfaltem. Z Paruszowic do Gosławia polną drogą. Tutaj mój napęd dał znać że w tym roku dostał popalić. Stało się to czego się obawiałem. Po umyciu i nasmarowaniu wszystko zaczęło chodzić tak jak powinno po ponad 8000km. Przeskakujący po zębatkach łańcuch psuł przyjemność z jazdy. Z Gosławia do Nasal i na Pogorzałkę. Lasem w stronę Gołej. Tuż przed Gołą skręcamy w drogę na Budzów. Jednak w pierwszym pentagramowym skrzyżowaniu skręcamy na Nową Wieś. Tam nawrót na las i ponownie w strone Bundzowa. Drogą na Maciejów. Jednak na jednym skrzyżowaniu nie trafiłem w trase którą zaplanowałem przejechać i wyjechaliśmy w Kobylej Górze. Całe szczęście w tym roku poznałem już te strone lasu i wiedziałem jak wrócić na zaplanowany szlak, a przynajmniej zjechać z asfaltu. Powrót na las, odrobina terenu. MXS w Pszczonkach. I Betonem na Dobiercice. Tam na wprost i na Chudobe. Z niej do Biskupic. Potem Kochłowice i wokół zalewu. No i już powrót prosto przez Polanowice.
Spostrzezenia i wnioski z przejażdżki:
orzeł7 i fernando czekają na nowe napędy i mocno się o nie upominają. Trzeba coś nad warsztatem pomyśleć.
jak zajechany napęd trzyma się na błocie to nie zmywaj błota, bo prawdopodobnie przestanie działać.
w lesie jest mniej groźnych zamarzniętych parumetrowych kałuż.
dzisiaj jakoś nie było saren widać... może sie akurat opalały? a może jakieś polowanie było bo czasem dało się słyszeć jakieś strzały... ciekawe.
Pogoda dzisiaj dopisała. Co prawda na termometr nie spojrzałem, ale słonko tak dowalało że miejscami lód pokrywał się wodą. Minus był na pewno, bo jak wiatr zawiał to było znacznie zimniej niż wczoraj. Ale mimo zimna to było słonecznie i ubrałem się wystarczająco żeby jazda nie sprawiła żadnych problemów jak przeziębienie po Kluczborku i parodniowa przerwa na kuracje.
Zima nie taka zła. Są miejsca które nawet łatwiej pokonać zimą. Szczególnie głebokie piaski zamarzły i sa teraz całkiem fajnym podłożem.
Trasa w moim stylu, czyli troszeczke opracowana a potem wychodziło w trakcie któredy i gdzie jedziemy. Najpierw na Paruszowice. Przez samą wioskę wewnętrzym asfaltem. Z Paruszowic do Gosławia polną drogą. Tutaj mój napęd dał znać że w tym roku dostał popalić. Stało się to czego się obawiałem. Po umyciu i nasmarowaniu wszystko zaczęło chodzić tak jak powinno po ponad 8000km. Przeskakujący po zębatkach łańcuch psuł przyjemność z jazdy. Z Gosławia do Nasal i na Pogorzałkę. Lasem w stronę Gołej. Tuż przed Gołą skręcamy w drogę na Budzów. Jednak w pierwszym pentagramowym skrzyżowaniu skręcamy na Nową Wieś. Tam nawrót na las i ponownie w strone Bundzowa. Drogą na Maciejów. Jednak na jednym skrzyżowaniu nie trafiłem w trase którą zaplanowałem przejechać i wyjechaliśmy w Kobylej Górze. Całe szczęście w tym roku poznałem już te strone lasu i wiedziałem jak wrócić na zaplanowany szlak, a przynajmniej zjechać z asfaltu. Powrót na las, odrobina terenu. MXS w Pszczonkach. I Betonem na Dobiercice. Tam na wprost i na Chudobe. Z niej do Biskupic. Potem Kochłowice i wokół zalewu. No i już powrót prosto przez Polanowice.
Spostrzezenia i wnioski z przejażdżki:
orzeł7 i fernando czekają na nowe napędy i mocno się o nie upominają. Trzeba coś nad warsztatem pomyśleć.
jak zajechany napęd trzyma się na błocie to nie zmywaj błota, bo prawdopodobnie przestanie działać.
w lesie jest mniej groźnych zamarzniętych parumetrowych kałuż.
dzisiaj jakoś nie było saren widać... może sie akurat opalały? a może jakieś polowanie było bo czasem dało się słyszeć jakieś strzały... ciekawe.
Pogoda dzisiaj dopisała. Co prawda na termometr nie spojrzałem, ale słonko tak dowalało że miejscami lód pokrywał się wodą. Minus był na pewno, bo jak wiatr zawiał to było znacznie zimniej niż wczoraj. Ale mimo zimna to było słonecznie i ubrałem się wystarczająco żeby jazda nie sprawiła żadnych problemów jak przeziębienie po Kluczborku i parodniowa przerwa na kuracje.
Zima nie taka zła. Są miejsca które nawet łatwiej pokonać zimą. Szczególnie głebokie piaski zamarzły i sa teraz całkiem fajnym podłożem.
Tur de wały
Sobota, 15 listopada 2008 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 68.92 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 20.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tur de wały
(wybacz plagiat blase ;-)
Dzisiajsze jeżdżenie stało pod znakiem wałów i torów kolejowych, zaczęło się od standardowego odcinka, wpadłem na wały i w strone wyspy opatowickiej. No ale nie może być tak, że ciągle te same odcinki jeżdże, to i nie było tak. Choć początek w sumie nic nowego - w strone mostu milenijnego. Trase jechałem co prawda trzeci, może czwarty raz, ale pierwszy raz wałami na most a nie z mostu. Gdy juz miałem jechać na most nagle naszła mnie diaboliczna myśl: "dlaczego znowu mam jechać przez most i tam gdzie zawsze?", no i pojechałem w nieznane, czyli pod mostem i dalej wałami.
Już po paruset metrach przypomniało mi się jednak, jak się kończy jazda po niewłaściwej stronie rzeki. Zatrzymałem się i usiadłem (nie schodząc z roweru) na jednej z tych turbo blokad, żółtych zapór na wałach. Tak siedziałem i dumałem nad sensem mojej dalszej jazdy w tym kierunku, nad tym że nie chce znowu do Brzegu Dolnego naginać gdy wtem przejechała sobie obok mnie jakaś zroweryzowana dziewczyna. W sumie najpierw myślałem że to jakiś młody śmiga (kurde ślepy jestem ;-) ale na plerach miała wyj***any warkocz. Predkość wydała mi się na oko dosyć wysoka, to co? jade, pewnie zna teren i bankowo nie jedzie do Brzegu Dolnego ;-). Jade więc, prędkość okazała się mocno nizsza niz podejrzewałem, nie wiem, chyba na wąskich ścieżkach jest +6 do wrażenia pędu (albo i więcej, przy 35kmh jest taki efekt jak w szybcy i wsciekli, ze sie otoczenie rozmywa ;-) Zdawało mi się że koło 30 leci, a było 22. Także mimo że nie chciałem być nachalny (ludzi którym siadam na koło zwykle przyspieszają, uciekają, a potem nagle skręcają gdzies się schować, bo sił brakuje) i starałem się trzymać jakiś dystans, niestety plany pokrzyżował powolny biegacz (w sumie z 15 naginał). To sie przywitałem i grzecznie spytałem "gdzie jedziemy?". Wiele się nie dowiedziałem, po za tym, że okolica ciekawa, ale żeby wracać rownie ciekawym szlakiem trzeba do Brzegu Dolnego jechać ;-). No to chwilke jeszcze jechaliśmy razem, ale mnie jakoś nie kręciła perspektywa BD, a dziewczyna z warkoczem (niezły osprzet, na rowerze również i spd ;-) dokądś ponoć dojeżdzała. To spadłem z jej szlaku na laskowe terytorium gdzie miała mnie spotkać ciekawa góreczka.
Nie ujechałem nawet 200m i wyjebałem takiego orła że prawie sie posikałem ze śmiechu. Ale od początku. Zatrzymaliśmy się na rozjeździe, powiedziała jak moge sobie pojechać, pożegnaliśmy się, zjechałem z wałów na asfalt, ale widze, że za rowem jest jakaś ścieżynka nieźle wyjeżdzona, to sobie przejade przez rów. Na dnie była masa liści i rów okazał się duuuużo głębszy niż na to wyglądał. Poleciałem na ryj, bo mi sie koło niespodziewanie zapadło pod te liście. Dziwna sprawa, przecież mam taki lekki rower ;-) Pozbierałem się, pomodliłem, żeby nikt tego nie widział i pojechałem w las. Jako że nie potrafie jechać według opowieści, to nie znalazłem żadnej fajnej górki na ktorą się wjeżdża i zjeżdza, chyba że taka ubergitfajna miała być Swięta Góra. Świąta Góra, bo chyba taka była nazwa, na której stał sobie pewnie równie święty kościółek. Objechałem droge krzyżową, od końca, jak na porządnego satantechnometalreggaejazzpunk muła przystało. W połowie był zjazd z góry w las... Zjechałem, przez to że masa liści to z duszą na ramieniu. Całe szczęście w dziure wpadłem już na płaskim ;-) i nie upadłem. Także zawróciłem bo w sumie ścieżka i tak się rozmyła i stała niedostrzegalna. Na góre, ostatnie obczajenie tablicy informacyjnej i zjazd. To osobowice były. Okazało się, że lekko i szybko trafiłem spowrotem na wały, jakieś 500m od mostu milenijnego. Postanowiłem na niego wjechać.
Tuż za mostem wykonałem prawoskręt i prawoskręt. czyli zawróciłem. Przy orbicie przejechałem (jakoś prędzej do mnie nie dotarło że to orbita stoi przy milenijnym). I znów znalazłem się na wałach. Niestety w pewnym momencie się skończyły na rzecz wielgachnych terenów policyjnych. Tutaj właściwie skończyła się jazda po wałach, zaczęła się jazda najpierw po blokowiskach a potem po terenach pkp.
Mniej więcej znanymi mi ścieżkami jechałem w stronę Leśnicy. Nie chciałem jednak znowu do niej dojeżdżać. Jakimiś gminnymi obszarami zielonymi, czasem, wstyd się przyznać z zakazem wstępu (ale nie byłem jedyny ktory wstepował) dojechałem na główną na leśnice (kosmonałtów/lotników/jakas inna?) Troszeczke się cofnałem. Ale żeby nie było za mało km to na którymś kolejnym skrzyżowaniu odbiłem w prawo. Na drodze spotkały mnie mig21 (może to su22 było?) i pzl ts11 iskra. Stały sobie za tablicą teren prywatny, wstep wzbroniony i teren chroniony... pierdu pierdu, postawiłem rower i zrobiłem sobie fote z samolutami. Dodam jak mi sie wspomni i zdobede irde.
Ale miała być kolej... Sam nie wiem jak dojechałem do takiego kolejowego przejazdu gdzie już wiele razy bywałem. Nie mam zielonego pojecia jak sie ulica nazywa. I jakby mi ktoś tam kazał trafić to też bym nie trafił. No i pojechałem drogą wzdłuż torów. Byłem święcie przekonany że droga doprowadzi mnie do Parku Złotnickiego. No i mimo że nie była to ta droga na której myślałem że jestem, to po 2óch przejechanych asfaltach znalazłem się na drodze do parku. Tam chwileczke pojeździłem po terenie (fajniuśkie góreczki, dla skakaczy cud miód). I postanowiłem wracać taką trasą jaką pierwszy raz trafiłem do tego parku. Oczywście nie bardzo mi to wyszło, ale mimo to że jechałem jakimis innymi drogami, to celnie trafiałem w niektóre odcinki i stale wracałem na właściwy szlak. Ja to ma po prostu gps'a wmontowanego w podświadomość i mnie św krzysztof prowadzi, w końcu patron podróżnych, nie na darmo na bierzmowanie brałem to imie, teraz profity sa ;-)
Przez miasto drogą od lotniska to już tak zwyczajowo jakoś się kierowałem, przy factory i w ogóle. Oklepana trasa, także kończe i tak przydługawy wpisior.
Do zobaczenia na szlaku.
edit:
udało mi sie wydobyć fotuchy, to wrzuce coś ;-)
1)

2)

3)

4)

thats all folks!
(wybacz plagiat blase ;-)
Dzisiajsze jeżdżenie stało pod znakiem wałów i torów kolejowych, zaczęło się od standardowego odcinka, wpadłem na wały i w strone wyspy opatowickiej. No ale nie może być tak, że ciągle te same odcinki jeżdże, to i nie było tak. Choć początek w sumie nic nowego - w strone mostu milenijnego. Trase jechałem co prawda trzeci, może czwarty raz, ale pierwszy raz wałami na most a nie z mostu. Gdy juz miałem jechać na most nagle naszła mnie diaboliczna myśl: "dlaczego znowu mam jechać przez most i tam gdzie zawsze?", no i pojechałem w nieznane, czyli pod mostem i dalej wałami.
Już po paruset metrach przypomniało mi się jednak, jak się kończy jazda po niewłaściwej stronie rzeki. Zatrzymałem się i usiadłem (nie schodząc z roweru) na jednej z tych turbo blokad, żółtych zapór na wałach. Tak siedziałem i dumałem nad sensem mojej dalszej jazdy w tym kierunku, nad tym że nie chce znowu do Brzegu Dolnego naginać gdy wtem przejechała sobie obok mnie jakaś zroweryzowana dziewczyna. W sumie najpierw myślałem że to jakiś młody śmiga (kurde ślepy jestem ;-) ale na plerach miała wyj***any warkocz. Predkość wydała mi się na oko dosyć wysoka, to co? jade, pewnie zna teren i bankowo nie jedzie do Brzegu Dolnego ;-). Jade więc, prędkość okazała się mocno nizsza niz podejrzewałem, nie wiem, chyba na wąskich ścieżkach jest +6 do wrażenia pędu (albo i więcej, przy 35kmh jest taki efekt jak w szybcy i wsciekli, ze sie otoczenie rozmywa ;-) Zdawało mi się że koło 30 leci, a było 22. Także mimo że nie chciałem być nachalny (ludzi którym siadam na koło zwykle przyspieszają, uciekają, a potem nagle skręcają gdzies się schować, bo sił brakuje) i starałem się trzymać jakiś dystans, niestety plany pokrzyżował powolny biegacz (w sumie z 15 naginał). To sie przywitałem i grzecznie spytałem "gdzie jedziemy?". Wiele się nie dowiedziałem, po za tym, że okolica ciekawa, ale żeby wracać rownie ciekawym szlakiem trzeba do Brzegu Dolnego jechać ;-). No to chwilke jeszcze jechaliśmy razem, ale mnie jakoś nie kręciła perspektywa BD, a dziewczyna z warkoczem (niezły osprzet, na rowerze również i spd ;-) dokądś ponoć dojeżdzała. To spadłem z jej szlaku na laskowe terytorium gdzie miała mnie spotkać ciekawa góreczka.
Nie ujechałem nawet 200m i wyjebałem takiego orła że prawie sie posikałem ze śmiechu. Ale od początku. Zatrzymaliśmy się na rozjeździe, powiedziała jak moge sobie pojechać, pożegnaliśmy się, zjechałem z wałów na asfalt, ale widze, że za rowem jest jakaś ścieżynka nieźle wyjeżdzona, to sobie przejade przez rów. Na dnie była masa liści i rów okazał się duuuużo głębszy niż na to wyglądał. Poleciałem na ryj, bo mi sie koło niespodziewanie zapadło pod te liście. Dziwna sprawa, przecież mam taki lekki rower ;-) Pozbierałem się, pomodliłem, żeby nikt tego nie widział i pojechałem w las. Jako że nie potrafie jechać według opowieści, to nie znalazłem żadnej fajnej górki na ktorą się wjeżdża i zjeżdza, chyba że taka ubergitfajna miała być Swięta Góra. Świąta Góra, bo chyba taka była nazwa, na której stał sobie pewnie równie święty kościółek. Objechałem droge krzyżową, od końca, jak na porządnego satantechnometalreggaejazzpunk muła przystało. W połowie był zjazd z góry w las... Zjechałem, przez to że masa liści to z duszą na ramieniu. Całe szczęście w dziure wpadłem już na płaskim ;-) i nie upadłem. Także zawróciłem bo w sumie ścieżka i tak się rozmyła i stała niedostrzegalna. Na góre, ostatnie obczajenie tablicy informacyjnej i zjazd. To osobowice były. Okazało się, że lekko i szybko trafiłem spowrotem na wały, jakieś 500m od mostu milenijnego. Postanowiłem na niego wjechać.
Tuż za mostem wykonałem prawoskręt i prawoskręt. czyli zawróciłem. Przy orbicie przejechałem (jakoś prędzej do mnie nie dotarło że to orbita stoi przy milenijnym). I znów znalazłem się na wałach. Niestety w pewnym momencie się skończyły na rzecz wielgachnych terenów policyjnych. Tutaj właściwie skończyła się jazda po wałach, zaczęła się jazda najpierw po blokowiskach a potem po terenach pkp.
Mniej więcej znanymi mi ścieżkami jechałem w stronę Leśnicy. Nie chciałem jednak znowu do niej dojeżdżać. Jakimiś gminnymi obszarami zielonymi, czasem, wstyd się przyznać z zakazem wstępu (ale nie byłem jedyny ktory wstepował) dojechałem na główną na leśnice (kosmonałtów/lotników/jakas inna?) Troszeczke się cofnałem. Ale żeby nie było za mało km to na którymś kolejnym skrzyżowaniu odbiłem w prawo. Na drodze spotkały mnie mig21 (może to su22 było?) i pzl ts11 iskra. Stały sobie za tablicą teren prywatny, wstep wzbroniony i teren chroniony... pierdu pierdu, postawiłem rower i zrobiłem sobie fote z samolutami. Dodam jak mi sie wspomni i zdobede irde.
Ale miała być kolej... Sam nie wiem jak dojechałem do takiego kolejowego przejazdu gdzie już wiele razy bywałem. Nie mam zielonego pojecia jak sie ulica nazywa. I jakby mi ktoś tam kazał trafić to też bym nie trafił. No i pojechałem drogą wzdłuż torów. Byłem święcie przekonany że droga doprowadzi mnie do Parku Złotnickiego. No i mimo że nie była to ta droga na której myślałem że jestem, to po 2óch przejechanych asfaltach znalazłem się na drodze do parku. Tam chwileczke pojeździłem po terenie (fajniuśkie góreczki, dla skakaczy cud miód). I postanowiłem wracać taką trasą jaką pierwszy raz trafiłem do tego parku. Oczywście nie bardzo mi to wyszło, ale mimo to że jechałem jakimis innymi drogami, to celnie trafiałem w niektóre odcinki i stale wracałem na właściwy szlak. Ja to ma po prostu gps'a wmontowanego w podświadomość i mnie św krzysztof prowadzi, w końcu patron podróżnych, nie na darmo na bierzmowanie brałem to imie, teraz profity sa ;-)
Przez miasto drogą od lotniska to już tak zwyczajowo jakoś się kierowałem, przy factory i w ogóle. Oklepana trasa, także kończe i tak przydługawy wpisior.
Do zobaczenia na szlaku.
edit:
udało mi sie wydobyć fotuchy, to wrzuce coś ;-)
1)

2)

3)

4)

thats all folks!
kapciowo
Wtorek, 11 listopada 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 25.42 | Km teren: | 16.00 | Czas: | 01:06 | km/h: | 23.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
dzis dla odmiany zlapalem kapcia po 5 km, byc moze nie calych. ale to chyba nie jest wylacznie wina opon, bo przebicie kolcem jakijs wrednej rosliny zdarzalo mi sie i na duzo mocniejszych gumach.
wyjechalem sobie za piaskarnia na droge nasalska, z niej skretem przy krzyzu na paruszowice, jednak nie zjechalem na poczatek paruszowic, tylko na skrzyzowanie paruszowice-goslaw-dobiercice-roszkowice, tam pojechalem na dobiercice, i przy fermie spedzilem dobre 10 minut, bo mniej wiecej tyle zajelo mi latanie detki, tym razem poszedl tyl, takze mam juz tylko 2 nielatane detki, rubene i kende, ktore robia za wieczny zapas, ale chyba niedlugo, jak tak dalej bede kapcie łapał w tych ultralightach.
z betonu wjezdzam w dobiercice i jade na wprost, droge polna na chudobe. tam slysze upragnione 'o boze!' gdy mijam jakichs spacerujacych ludzi, naturalnie to plec piekna wydaje na moj widok okrzyk 'o boze!'. w chudobie jestem calkiem szybko, bo po pierwsze odpoczalem sobie latajac te detke, po drugie te opony po utwardzonym ida super, a moze i lepiej. troszeczke slabo napompowalem i na mocniejszych zakretach czulem jak tyl mi jezdzi, w sumie nie tracilem przyczepnosci ani nic z tych rzeczy, ale opona byla za miekka. jednak za bardzo mi to nie przeszkadzalo, szczegolnie ze wizja asfaltu byla bliska. niezle mnie na zakrecie w chudobie przez to wyniosło, ale mi to az tak nie przeszkadzalo. dopiero gdy dojechalem do rozjazdu paruszowice-biskupice pierwszy raz od momentu latania uzylem tylnego hamulca - w skrzyzowanie wjezdzal blachosmrod - musialem ustapic, i niestety okazalo sie ze tego hamulca nie zapiałem ;-) bywa, cale szczescie przedni wystarczal bym nie wpadl przed samochod, jedynie troszke na pobocze odbilem zeby wspomoc hamowanie.
jechalem jak zwykle na zalew, w biskupicach sobie pozwolilem dopompowac, zaraz jak tory pokonalem, bo na polnej jechalem tak w granicach 25-35 kmh i czasem sie robilo nieprzyjemnie na slabo napompowanym tyle. od tej pory juz na twardo. w kochlowiach skrecam za kosciolem, potem kieruje sie na zalew, najpierw od strony asfaltu, opuszczam trase wokol zalewu na pierwszym zjezdzie za betonem. przez polanowice prosto do domu. przejazd byczyny przez rynek i koniec.
fajnie bylo, ale bez kapcia byloby nieco przyjemniej. lekkie zaczyna nie wkurzac, kto na takich gumach wyscig wygra? chyba by trzeba robic jakies osobne treningi z bezwybuchowej jazdy i szybkiego łatania (tak, łatania, bo ile mozna ze soba zapasow wozić?) w sumie srednia łatania dzieki wczorajszej przejazdzce i tak nie jest taka zła, no i nie łapie kapci na asfalcie i ujezdzonych drogach, jedynie w terenie jak szaleje.
wyjechalem sobie za piaskarnia na droge nasalska, z niej skretem przy krzyzu na paruszowice, jednak nie zjechalem na poczatek paruszowic, tylko na skrzyzowanie paruszowice-goslaw-dobiercice-roszkowice, tam pojechalem na dobiercice, i przy fermie spedzilem dobre 10 minut, bo mniej wiecej tyle zajelo mi latanie detki, tym razem poszedl tyl, takze mam juz tylko 2 nielatane detki, rubene i kende, ktore robia za wieczny zapas, ale chyba niedlugo, jak tak dalej bede kapcie łapał w tych ultralightach.
z betonu wjezdzam w dobiercice i jade na wprost, droge polna na chudobe. tam slysze upragnione 'o boze!' gdy mijam jakichs spacerujacych ludzi, naturalnie to plec piekna wydaje na moj widok okrzyk 'o boze!'. w chudobie jestem calkiem szybko, bo po pierwsze odpoczalem sobie latajac te detke, po drugie te opony po utwardzonym ida super, a moze i lepiej. troszeczke slabo napompowalem i na mocniejszych zakretach czulem jak tyl mi jezdzi, w sumie nie tracilem przyczepnosci ani nic z tych rzeczy, ale opona byla za miekka. jednak za bardzo mi to nie przeszkadzalo, szczegolnie ze wizja asfaltu byla bliska. niezle mnie na zakrecie w chudobie przez to wyniosło, ale mi to az tak nie przeszkadzalo. dopiero gdy dojechalem do rozjazdu paruszowice-biskupice pierwszy raz od momentu latania uzylem tylnego hamulca - w skrzyzowanie wjezdzal blachosmrod - musialem ustapic, i niestety okazalo sie ze tego hamulca nie zapiałem ;-) bywa, cale szczescie przedni wystarczal bym nie wpadl przed samochod, jedynie troszke na pobocze odbilem zeby wspomoc hamowanie.
jechalem jak zwykle na zalew, w biskupicach sobie pozwolilem dopompowac, zaraz jak tory pokonalem, bo na polnej jechalem tak w granicach 25-35 kmh i czasem sie robilo nieprzyjemnie na slabo napompowanym tyle. od tej pory juz na twardo. w kochlowiach skrecam za kosciolem, potem kieruje sie na zalew, najpierw od strony asfaltu, opuszczam trase wokol zalewu na pierwszym zjezdzie za betonem. przez polanowice prosto do domu. przejazd byczyny przez rynek i koniec.
fajnie bylo, ale bez kapcia byloby nieco przyjemniej. lekkie zaczyna nie wkurzac, kto na takich gumach wyscig wygra? chyba by trzeba robic jakies osobne treningi z bezwybuchowej jazdy i szybkiego łatania (tak, łatania, bo ile mozna ze soba zapasow wozić?) w sumie srednia łatania dzieki wczorajszej przejazdzce i tak nie jest taka zła, no i nie łapie kapci na asfalcie i ujezdzonych drogach, jedynie w terenie jak szaleje.
terenowo
Poniedziałek, 10 listopada 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 43.55 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:09 | km/h: | 20.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
miala byc przejazdzka z tatikiem do wojcia wariatuncia, ale ze tatik sie rozmyslil to musialem sobie jakas inna wycieczke zorganizowac.
pojechalem standardzikiem na zalew 1), reszte sie przeciez w biegu obmysli. na zalewie nic ciekawego, nawet kaluz nie ma. z zalewu na ciecierzyn, z ciecierzyna prosto na czarnego kota. od kota na gole 2) 3), a w goli na cerkiew i dom opieki, jednak przed tymi obiektami skrecam w doline jordanu (prosny) 4) bo akurat mialem przy sobie aparat (moze beda fotki (edyta: fotki są)), wzdluz rzeki 5) 6) az na dlugosc chruscina, tam na asfalt, bo jednak tatik zdecydowal sie wybrac do zbycha. po drodze, a dokladnie w kostowie na dlugosci baru wypatrzyl mnie karol b. i jakos tak sie z nim zagadalem, ze do miechowej dotarlem prawie o 16. wypilem herbatke i 16:05 juz w droge ruszylem, staralem sie nadrobic czas poswiecony na ploty w kostowie, a ze swiatel nie mialem ze soba to pospiech byl uzasadniony. w sumie bez rewelacji, ale niezle przycisnalem i w parenascie minut zrobilem te ostatnie kilometry. mozna powiedziec ze pieknie poszlo i bez kapci dzisiaj.
1)

2)

3)

4)

5)

6)
pojechalem standardzikiem na zalew 1), reszte sie przeciez w biegu obmysli. na zalewie nic ciekawego, nawet kaluz nie ma. z zalewu na ciecierzyn, z ciecierzyna prosto na czarnego kota. od kota na gole 2) 3), a w goli na cerkiew i dom opieki, jednak przed tymi obiektami skrecam w doline jordanu (prosny) 4) bo akurat mialem przy sobie aparat (moze beda fotki (edyta: fotki są)), wzdluz rzeki 5) 6) az na dlugosc chruscina, tam na asfalt, bo jednak tatik zdecydowal sie wybrac do zbycha. po drodze, a dokladnie w kostowie na dlugosci baru wypatrzyl mnie karol b. i jakos tak sie z nim zagadalem, ze do miechowej dotarlem prawie o 16. wypilem herbatke i 16:05 juz w droge ruszylem, staralem sie nadrobic czas poswiecony na ploty w kostowie, a ze swiatel nie mialem ze soba to pospiech byl uzasadniony. w sumie bez rewelacji, ale niezle przycisnalem i w parenascie minut zrobilem te ostatnie kilometry. mozna powiedziec ze pieknie poszlo i bez kapci dzisiaj.
1)


2)


3)


4)


5)


6)

