na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

bike: kuota

Dystans całkowity:1074.76 km (w terenie 3.50 km; 0.33%)
Czas w ruchu:38:52
Średnia prędkość:27.65 km/h
Maksymalna prędkość:71.90 km/h
Suma podjazdów:5030 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:76.77 km i 2h 46m
Więcej statystyk

Sroda z Pralkarzami

Środa, 17 lipca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: treningowo, dist: 100 and more, opis: nie sam Uczestnicy
Km: 102.18 Km teren: 0.00 Czas: 03:25 km/h: 29.91
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 672m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Tomek namówił mnie na jeżdżenie ze ścigantami... i sam się spóźnił na przejażdżkę.

Podmęczony wczorajszym targaniem nie czułem się na siłach od samego startu. Do Pasikurowic dotarłem jednak dość żwawo - widmo spóźnienia sprawiło, że jechałem aby dojechać, najwyżej od razu mnie urwą. Tak na prawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać...

Wyjazd 16:58, w Pasikurowicach byłem 17:35. Peleton miał dotrzeć do Pasi o 17:45, ale dopiero jak wyjechałem z Pasikurowic sprawdziłem zegarek i okazało się że nie muszę gonić, a nawet mogę zawrócić. Zawróciłem i powoli potoczyłem się w przeciwnym kierunku. Gdzieś w środku Pasikurowic zatrzymałem się podnieść siodełko o 1cm, bo coś mi sztyca wjeżdża w ramę o czym już wspomniałem. Peleton zobaczyłem około 17:50. Jazda w takiej grupie jest szybka, nawet bardzo szybka a co najlepsze dopóki nie jest pod górkę jakoś specjalnie to nie jest to szczególnie odczuwalne w nogach. Jedynie jak się zmianę daje, do czego zostałem zachęcony kilkukrotnie i nie mogłem się odnaleźć i odmówić to czuć i to bardzo.

Ostatecznie i nieodwracalnie peleton urwał mnie na samym początku premii górskiej na Skotniki, tak skutecznie, że pomimo tego iż po niej ponoć czeka się na maruderów, to ja już nikogo nie uświadczyłem... do tego pomyliłem drogę i zacząłem się wracać w kierunku Trzebnicy. Zrobiłem sobie jeszcze jeden postój na poprawienie sztycy i podniesienie jej o 3cm - bo gdzieś o tyle opadła... wkurzające to, muszę klucz dynamometryczny załatwić i dowalić temu karbonowi pod limit, albo opracować coś innego co sprawi, że sztyca pozostanie w jedynej słusznej pozycji. Ogólnie rower pasuje mi z każdą jazdą coraz bardziej, dlatego wolę rozwiązać problemy niż kombinować z oddawaniem czy coś.

Chwilę za premią górską i tak skończyło mi się pićku przez co tempo też gdzieś o 1-2km/h spadło, ale turlałem się na chatę. Pod klatkę dotarłem spowrotem o 20:35. Na ostatnich kilometrach miałem problem wyprzedzić gościa na mtb, po czym wnioskuję, że prędkość może mi aż poniżej 30kmh spadła, bo raczej aż tak nie zapierdzielał.

Ogólnie zmasakrowany, jutro przerwa od jeżdżenia.

Jak można wyczytać, czas jazdy oraz dystans są szacowane. Albo raczej, dystans wyznaczyło mi gpsies, a czas jazdy to w zasadzie czas wycieczki minus ~kilka minut, na ile oceniłem 2 przystanki które miałem.

tutaj trasa

spóźniony choć nie powolny

Wtorek, 16 lipca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 84.30 Km teren: 0.00 Czas: 02:41 km/h: 31.42
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 200m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Dystans na podstawie google maps, tutaj trasa

Czas z komórki, niestety jest to czas całkowity - jeden dłuższy postój pod sklepem w którejś wiosce za Trzebnicą, na którym sprawdziłem czas. Postoje były jeszcze w Pasikurowicach i Krynicznie, ale trudno powiedzieć ile trwały.

Miałem jechać z Tomkiem i Darkiem, ale oni nie mają w zwyczaju czekać. A ja nie dojechałem na czas, co zapowiadałem. Minęliśmy się, ale długo sam nie jechałem, gdzieś około Krzyżanowic znalazł się inny Tomek, z którym pojechaliśmy bez wyraźnego planu przed siebie. Najpierw było kilka mocnych zmian, potem okazało się, że Tomek się na nich zajechał i pozostałem, można to powiedzieć sam, choć towarzysz z przypadku dzielnie trzymał koło. Drogowskaz Trzebnica zasugerował by skręcić i takim sposobem trafiliśmy na dość typową trasę przez wzgórza.

Niestety mnie także zaczęły opuszczać siły oraz skończyła się woda w bidonie. Nie miałem kasy, ale ledwo co poznany człowiek okazał się na tyle miły, że napełnił mi bidon niegazowaną mineralką za darmo. Chociaż nie zupełnie za darmo, bo nadal to ja pracowałem z przodu na przyzwoitą prędkość. Tak po kadencji oceniam, że przelotowa była koło 34kmh, czyli całkiem sprawnie i tak jakbym tego oczekiwał. Chociaż zmęczenie sprawiało, że o ile na początku całkiem łatwo się tak jechało, to zaczynała to być poważna walka. Pech chciał, że przy jednej z chyba trzech takich chwilowych słabości gdy to ja się wiozłem na kole, przejechaliśmy przez Pasikurowice, gdzie Tomek z resztą odpoczywali pod domem Krzyśka... damn, człowiek ciągnie przez n kilometrów a i tak wszyscy będą myśleć, że się na kole wiozłem.

Przez miasto wracamy ulicami, jedynie ścieżka przy obwodnicy, ze względu na dobrą jakość została przez nas zaszczycona. Za Milenijnym pożegnanie, wymiana koszulek i takie tam no i rozjazd na ostatnich kilometrach. Tempo już niskie, wreszcie zrzuciłem z blatu i ciach - skurcz mnie złapał. Ostro jednak dawałem. Chwila naciągania nogi i turlam się dalej. Ogólnie masakra, muszę coś ograniczającego moje zapędy zamontować, jakiś licznik czy coś, bo inaczej się zajadę.

Co do roweru:
- wygląda na to, że mi sztyca zjeżdża pomimo dokręcenia
- coś mi przerzutki nie banglają, jak na podjazdach robiłem siłę na maksa z blatu to mi coś przeskakiwało całkowicie wybijając z rytmu, zmuszając do poważnej redukcji i kręcenia na kadencji żeby nie przeskakiwało... no ale prędkość trzeba było odrabiać, co bardzo męczy
- jeden bidon to mało, a niestety rama jest stosunkowo niska i mi drugi nie wchodzi, muszę kupić coś mniejszego niż 900ml

praca

Poniedziałek, 15 lipca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: kuota, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 26.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 km/h: 26.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Ten jeden raz, pochwalić się nabytkiem.

Pierwsza jazda

Niedziela, 14 lipca 2013 Kategoria baza: Byczyna, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: nie sam, bike: kuota Uczestnicy
Km: 40.16 Km teren: 0.00 Czas: 01:16 km/h: 31.71
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 20m Sprzęt: kuota Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwsza (nie licząc jazd testowych) przejażdżka nowym rowerem - Kuota Kalibur. Teoretycznie jest to rower triathlonowy, jednak po wstawieniu zwykłego baranka wygląda jak nieco bardziej aero szosa. Natomiast triathlonowa geometria sprawia, że jeździ mi się jak na ś.p. Orzele 7 - czyli szybko. Jak na pierwszą jazdę, średnia w sumie przyzwoita, szczególnie biorąc poprawkę na wiatr, który kosił dziś niemiłosiernie. W sumie to zniszczył mnie w pewnym momencie całkowicie (ale trzymałem 33-35 jadąc z wiatrem w twarz odcinek Dzietrzkowice-Wójcin).

Ocena po przymiarkach i testowych jazdach była - rewelacja.

Ocena po pierwszej przejażdżce - absolutna rewelacja!

Aż szkoda tak słabymi nogami traktować ten rower :)

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum