na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

JURA2011 - dzień 2 - Smoleń, Ogrodzieniec, Olsztyn

Niedziela, 28 sierpnia 2011 Kategoria opis: nie sam, opis: foto, dist: from 50 to 100, cel: turistas, bike: blurej, trip: Jura
Km: 88.59 Km teren: 40.00 Czas: 06:09 km/h: 14.40
Pr. maks.: 62.20 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
DZIEŃ 0 - Kraków Night Ride
DZIEŃ 1 - Dolina Prądnika
DZIEŃ 2 - Smoleń - Ogrodzieniec - Olsztyn
DZIEŃ 3 - Bunkry - Sokole Góry - Mały Częstochowski Giewont



Trocheśmy się wczoraj zasiedzieli... dlatego rano nie było wcale łatwo wstać. Gdy już się udało, było po 9tej. W nocy totalnie zmieniła się pogoda. Z ponad 30 stopniowego upału zrobiło się na mniej niż 20 celsjuszy. Poranek był zaprawdę chłodny, ale przynajmniej mieliśmy co zjeść i wypić na śniadanie. Kiełbasy rzucone wczoraj na ruszt i bułki.


Bydlińskie morze, nad którym spędziliśmy ubiegłego wieczora troszkę czasu i znad którego ciągle bryza powiewała.


I samo miejsce wczorajszych walk z morzem ;-)


Ponieważ dotarliśmy do Bydlina po ciemku, to nie widzieliśmy jeszcze jego zameczku. Po drodze na zamek kościółek, z podobnych materiałów budowany co zameczki, całkiem klimatyczny. Pewnie też nadałby sie na twierdze w razie potrzeby.


O drogę do ruinek pytamy jedną panią. Wskazuje ją bez problemu przy czym opowiada, że teraz to faktycznie ruinki bo od paru lat zameczek jest strasznie zaniedbany. Ciekawe więc jak wyglądał gdy nie był zaniedbany. Szkoda, że nie ma przy nim ani jednej wieżyczki.


Zrujnowany czy nie, w środku wygląda jakby ktoś w nim miał ukrytą hodowlę mariana. Swoją drogą jak tak wbiliśmy z Pawłem na zameczek to w pewnym momencie rzuciłem hasłem, że zamek wygląda jak miejsce walki Betonowego Andrzeja z Molibdenowym Mateuszem - Paweł miał dokładnie to samo skojarzenie, toż to plan zdjęciowy do Sarniego Żniwa! Ciekawe, będę musiał w wolnym czasie poszukać o tym informacji, bo nie da mi to spokoju ;-)


Gdzie jest Wally?


Dalej trafiamy na miejsca bojów i walk za czasów drugiej wojny światowej.


A Gminie Pilica należy się wyróżnienie za doprowadzenie ścieżek pieszych i rowerowych do wyśmienitego stanu. Nie brakuje także takich oto konstrukcji zupełnie w środku lasu, oddalonych od jakiejkolwiek cywilizacji o spory kawałek. Tamte fragmenty żółtego, niebieskiego i czarnego szlaku były na prawdę niezłe. Choć może gdyby w nocy nie padało, to przez piasek kląłbym na nie ;-)


Pod drodze objawieniem była ta oto skałka. Wreszcie wyjechaliśmy z lasu więc udało się ją wypatrzyć... no dobra, szlak obok niej przechodził. Szczęśliwie była mało pogodna niedziela, dlatego przy skałce nie było archeologów (a ich opuszczone stanowiska widzieliśmy) ani turystów.


Skałka poza tym, że była skałką, miała wejście na szczyt swój, a także kilka jaskiń. Właśnie w jednej z nich były prowadzone prace archeologiczne (znaczy były w tygodniu, dzisiaj nikogo tam nie było)


Największa sala jaskini A i widoczne przejście do jej innej sali. Niestaty wejście dalej bez lin było dość ryzykowne. Właściwie wszedłbym bez problemu, ale jak bym potem wylazł?


Gdzie jest Wally?


W drodze na szczyt znaleźliśmy niepozorne wejście do jaskini. Mimo dość trudnego dostępu do wejścia trzeba było obadać co się tam kryje.


Wbijamy! Wziąłem ze sobą światło rowerowe, także byłem przygotowany. W środku ciasne przejścia do tego ślisko strasznie. Dno pokryte kaką demona, tak, że kleiło się i mlaskało przy stąpnięciu. Ogólnie wyszedłem cały oblepiony mazią.

W eksploracji jaskini udział wzięli:


Grotołaz Paweł.


I grotołaz Adam.


Po jaskini wbiliśmy na szczyt skałki. Przechodziło się wąskim przesmyczkiem pomiędzy dwoma wapiennymi skałkami. Zdjęcia ze szczytu nie będzie, bo kijowo wychodziły zdjęcia przez drzewka rosnące na szczycie. Nie zasłaniały za bardzo widoków, które wcale niezłe były, ale skutecznie psuły zdjęcia ;-)


Stamtąd już dość szybko dotarliśmy na zamek Smoleń. Mój ukochany zameczek :D


Oczywiście jako znawca Smolenia poprowadziłem nas na górny zamek, gdzie mógłbym siedzieć godzinami i podziwiać okolicę.


Widok w drugą stronę. Ja powinienem zostać alpinistą ^^ uwielbiam takie miejsca.


Z górnego zamku doskonale było widać dolny, na którym zaparkowane stały nasze alamaniowe rumaki. Sprzęt wpadający w oko, także wypadało rzucić okiem od czasu do czasu.


Górny zamek trochę ciasny jest i przez trudność dostępu i samego znalezienia wejścia - zarośnięty i żadziej odwiedzany niż średni i niski. Bo warto dodać, że zamek Smoleń jest dość specyficzny, bo 3 poziomowy, składa się z zamku dolnego, średniego i górnego.


Niestety panorama znowu mi nie wyszła. Trzeba zainwestować w statyw jakiś podróżniczy i go ze sobą tachać, albo chociaż opracować jakiś lepsiejszy sposób na przygotowanie panoramek.


Odległość od krawędzi jest wprost proporcjonalna do czasu spadania na dół... tutaj było już na prawdę wysoko i droga do pokonania w pionie byłaby nielicha :)


Obowiązkowo trzeba też było zrobić chociaż jedną fotkę w wieży. Szkoda, że na jej szczyt nie da się wejść za bardzo, ale na dole też jest fajna. Można sobie wyobrazić co to było jak robiła za więzienie. Przesiedzieć tak cały dzień... brrrrr.. Dno to wapienna skała. Zamek Smoleń to przykład budownictwa w idealnej harmonii z otoczeniem.


Studnia na średnim zamku. Dość głęboka ;-)


Na koniec jeszcze chciałem pamiątkową fotkę na bramie. Niestety nasze przejście po górnym zamku zaobserwowali jacyś inni turyści i postanowili iść naszym śladem. Poniszczyli mi fotkę, ale co tam - Smoleń i tak jest mój!


Od Smolenia zaczęły się coraz fajniejsze ścieżki. Tempo też zaczęło wzrastać.


Do Podzamcza, gdzie znajduje się zamek Ogrodzieniec dotarliśmy w okolicach 16, późno, a do zwiedzania sporo. Na zamek wbiliśmy od tyłu, szlakiem pieszym, przejeżdżając przez plac budowy, ale cicho, bo pan cieć opierdziel dostanie że nas przepuścił.


Właśnie od tej strony dotaliśmy. Prosto z lasu wyjechaliśmy. Ten zamek to zdecydowanie największa kupa kaluli wśród wszystkich zameczków z kategorii Orle Gniazda. Szkoda, że tyle na nim turystów, bo psują zdecydowanie przyjemność z gonitw po kamyczkach i wspinaczki na ścianki.


Zapłaciliśmy po 5 zeta za podstawowy program, bez muzeów i sal tortur i mogliśmy się cieszyć zwiedzaniem. Z toporkiem w tle :)


Wejście na toporek dało ciekawą perspektywę. Fajny ten zameczek.


Tylko ludzi masa.


Przez co poruszanie się po nim nie jest wcale takie łatwe.


Skałki w okolicach zamku oblegane były przez wspinaczy.




Szkoda, że nie wszystkie wieże można odwiedzić.


Tak, żeby robić to zdjęci zrobiłem mostek xD Humor mi dopisywał.


Dalej szlak znów przypominał autostradę. Jednak piasek co jakiś czas się pojawiał i mocno dawał we znaki.


Strzelam, ze to kościół pw Św Idziego. Gdzieś pod drodze sprawdzaliśmy pod takim trasę.


Lipne zdjęcie lipnego zamku Morsko. Pawłowi akurat upadał rower, dlatego w takiej pozycji został uchwycony.


Rakietowo docieramy na zamek Bobolice. Pięknie go odremontowali trzeba przyznać. Akuratnio odbywało się w okolicy jakoweś wesele i maaaasa ludu była, także tylko szybka focia pod i jedziem dalej.


Taka właśnie focia :) Czego to nie zrobią dla turystów. Fajnie że go odremontowali, ale ludzi była taka chmara, ze z rowerem ciężko było się poruszać. Prawie jak na Ogrodzieńcu, z którego ciężko było nam wyjść, bo się z wieczora ludzie zaczęli schodzić na zamek...


Na zamek Mirów niestety nie przeszliśmy pieszym szlakiem. Znaczy biorąc pod uwagę liczbę ludzi jaką i na nim można było zobaczyć, to jednak dobrze, że pojechaliśmy ten kilometr asfaltem.


Zamek w całej swej okazałości ;-) No dobra, tak sobie postanowiłem go konturowo chwycić. Piękne światło do zdjęć było. Ciągle na tych wyjazdach żałuję, że nie zabrałem ze sobą porządnego aparatu. Muszę wreszcie kiedyś podjąć tą męską decyzję i zrezygnować z ubrań, jedzenia, części a zamiast tego zabrać aparat ze statywem.


Na Mirów dostaliśmy się backdoorem ^^


I zwiedzaliśmy coś, gdzie już na pewno niewiele osób dociera ;-) Dobrze, że niedziela, nikt nie krzyczał, nie groził, bo nikogo nie było i się bez konsekwencji obyło.


HA! Mirów jak za dawnych lat, kiedy jeszcze dało się na niego wejść. Znowu się udało!


Z zewnątrz możnaby go pomylić z niemodyfikowaną skałą. Ale w sumie to w nim piękne.


Słońce już nisko, słońce zachodzi. Od tego momentu szukamy noclegu.


Tylko jak tutaj szukać noclegu jak nawet szlaku nie potrafimy się trzymać, bo nic nie widać? W ogólności jesteśmy paręnaście kilometrów od Olsztyna. Po drodze jest tylko ruina (którą nawet ruiną ciężko nazwać, to raczej ślad fundamentów) zwana Ostrężyna czy tam Ostrężnik. Pod tą ruiną jest co prawda fajna jaskinia, no ale...

Przez jakiś czas szukamy miejsca na dziki namiot, by ostatecznie spotkać człowieka na koniu. Pytamy się go o dojazd do Olsztyna, wskazuje nam drogę z zadziwiającą dokładnością. Tak gdzie mówił, że będzie około 3 km było 3km +-10m według licznika sigmy. Tam gdzie mówił, że 2 km, też praktycznie dokładnie tyle było. Z drobnymi problemami, ale night ride idzie i trafiamy do Olsztyna. Tam mamy obcykane pola namiotowe, bo obaj już spaliśmy tam pod namiotem. Trafiamy na ul. Polną 47 jak się nie mylę. Jesteśmy oczywiście jedynymi gośćmi co mnie wcale nie dziwi. Są fotokomórki, więc w ich świetle rozbijam namiot. Kąpiel na monete 2zł. Więc przed snem minimum higieny w umywalce i... wyjście na nocny zamek. W dzień trzeba za zwiedzanie płacić, ale w nocy i poza sezonem jest ono darmowe, bo po prostu nikt bramy nie pilnuje. W zasadzie możnaby też wejśc od tyłu, ale po co?


Staram się zrobić kilka nocnych zdjęć, od którym staję się powoli specjalistą.


Widok z zamku na pobliski Olsztyn i nieco bardziej odległą Częstochowę. Niezłą łunę na niebie robi, jakby się paliło :) Te linie na dole to czołówki. Na zamku sporo ludzi po nocy się kręciło, szczególnie, że w miasteczku był jakiś koncert tego wieczoru.


I jeszcze raz zamek.

Po zwiedzaniu idziemy w kimę. Pole mięciutkie jak łóżeczko. Równe, bez szyszek i gałęzi. Nadal czuję kamień na nerce po pierwszym noclegu, co sprawia, że ten wydaje się na prawdę rewelacyjny... Cena -10zł na osobę, nie jest źle, szkoda, ze kąpiel nie jest wliczona.

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iadls
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum