na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

opis: foto

Dystans całkowity:7536.08 km (w terenie 1195.20 km; 15.86%)
Czas w ruchu:348:35
Średnia prędkość:21.62 km/h
Maksymalna prędkość:86.80 km/h
Suma podjazdów:44244 m
Liczba aktywności:93
Średnio na aktywność:81.03 km i 3h 44m
Więcej statystyk

po rowerowych

Piątek, 24 kwietnia 2009 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50, opis: foto, bike: olds
Km: 30.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:17 km/h: 23.38
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: oldsmobile Aktywność: Jazda na rowerze
decathlon, harfa harryson, robex i pare mniejszych odwiedzonych w poszukiwaniu zaginionej arki... arka pozostała nieodnaleziona.

fotuchy z przejażdżki

kupić rower ;-)

Niedziela, 19 kwietnia 2009 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50, opis: foto, bike: olds
Km: 23.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:52 km/h: 26.54
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: oldsmobile Aktywność: Jazda na rowerze
jak w temacie wybrałem się na orle siódmym zapupić łoweł, no i zakupiłem, lśniąca czerwona rama, mocno alamuniowe obręcze, tak zrywny, że hamulce nie są w stanie go zatrzymać, pełna gama osprzętu shimano 105... sprzed około 7miu lat, a to wszystko za jedyne 200 zeta. miałem kupić jakiegoś mieszczucha, nastepce kozuchy, ale kurce tyle ludzi sie upadło na mieszczuchy ze ceny wzrosły niemal dwukrotnie od mojej poprzedniej wizyty na targowisku. a ze kolareczki tez nie sa zue na miasto... to mam nowy nabytek. jak odzyskam fotoaparat od sisty to zapodam mu profil. ciekawe ile wytrzyma, za 200 zeta to z 8k km powinien przejechac spokojnie :D

by zwiększyć ciekawość jak to może wyglądać

Z chmielem do Bolesławca

Poniedziałek, 29 grudnia 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: 35.66 Km teren: 22.00 Czas: 01:53 km/h: 18.93
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
dzisiaj znowu z chmielem, przed końcem roku nadrabiamy braki.

celem wycieczki był Bolesławiec, celem dodatkowym - karcher, bo jakby nie patrzeć po wczorajszej wycieczce miałem już tak lekko licząc osiem warstw błota z czego ostatnia i przedostatnia na prawde poważne i świetnie widoczne. miesiąc nie myłem roweru, ociekło, odpadło, odkruszyło się już od niego tyle ziemi że mógłbym ją do kwiatków doniczkowych sprzedawać.

trasa takimi ścieżkami szła że w sumie doszliśmy do wniosku że nie ma co opisywać którędy jechaliśmy. jechaliśmy po śniegu i lodzie... i tyle.

1) wieża w Bolesławcu. Łysa jak widać. Najgorzej wygląda teraz mój ulubiony stromy zjazd, nie jest już tunelem w krzaczorach. Szkoda, mam nadzieję że odrosną szybko.


2) zoom na wieże


3) orzeł7 w kąpieli


4) łowełek już czyściutki

Lodołamacz

Niedziela, 28 grudnia 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, dist: less than 50, opis: foto, cel: niedzielnie, opis: nie sam
Km: 32.51 Km teren: 27.00 Czas: 01:45 km/h: 18.58
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj moja sigma znowu chciała mnie zdenerwować. Za nic w świecie nie chciała porozumieć się z podstawką, całe szczęście wyjazd z chmielem, także mogę sobie od niego spisać dane.

Wydaje mi się że terenu było więcej, dlatego więcej wpisałem, a nawet jak było mniej to w sumie przez oblodzenie to asfalt był nawet bardziej niebezpieczny i terenowy niż teren. Choć zamarznięte, często oblodzone koleiny oraz lodowe kałuże, mikro lodowiska, oraz błotne niespodzianki też sprawiały wiele radości o czym przekonałem się po około 20 km pięknie lądując tyłkie na kałuży i dojeżdżając do jej końca. Całe szczęście mimo dodatkowych śwątecznych kilogramów ta kałuża nie okazała się błotną niespodzianką i utrzymała mój ciężar bez załamania. Ogólnie fajna zabawa dopuki jest ciepło. Po godzince jazdy twarz zaczyna marznąć i mimo że siły są to nie ma lekko, nie można oddychać ustami bo się płuca traci. Po chwili postoju i wystygnięciu robi się na prawdę nieciekawie, zimniaście i w ogóle tak jakoś nieprzyjemnie (mokro).

Piękna niedzielna przejażdżka.

wodowałem, ale całe szczęście woda akurat znajdowała się w stanie stałym


z chmielem

Mudd Trophy

Niedziela, 21 grudnia 2008 Kategoria opis: foto, baza: Byczyna, bike: elnino, cel: treningowo, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: 30.38 Km teren: 23.00 Czas: 01:30 km/h: 20.25
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
Mudd Trophy

Błotne Trophy to jedyne co mi przychodzi na myśl w związku z tym wyjazdem. Chmielu przed wyjazdem ostrzegł że będzie błotniście, ale co tam. Chciałem pojeździć to pojeździłem.

wpis u chmiela

Średnia troche słaba jak na treningowy wyjazd ale to raczej moja wina bo zamulałem już po dwóch kilometrach. Wiał wmordewiatr, prawdopodobnie powiązany jakoś z halnym, chociaż zgodnie z moją wiedzą z geografii halny powinien być ciepły a ten wiatr to tak troche arktyką zajeżdżał. Było ciepło ale ten wiatr... Ogólnie pogoda do jeżdżenia bardzo dobra, jak wyjeżdżaliśmy termometr pokazywał 6 na plusie. Gdybyśmy nie zjechali z asfalty to pewnie bym nawet nie zmarzł.

Trasa mimo iż jechana z 5-10 czy 20 raz to jednak całkowicie nowa. Już zaraz za Polanowicami ukazała swoją odmienność. W takim błocie jeszcze jej nie widziałem. Już na pierwszych metrach pojawiły się trudności techniczne, uślizgi to tylnego to przedniego koła na brzegach mijanych kałuż. Tak ze 100m przed spodziewanym zjazdem w strone zalewu zrobiło się troche bardziej błotniście, zaniosło mi tył, odbiłem przodem żeby nie upaść i wjechałem z 24kmh w kałuże... Poczułem ten nieprzyjemny chłód w bucie. Niestety nie dorobiłem się jeszcze ocieplaczy. Ledwo udało się trafić w zjazd na zalew, bo dziwnie rozjeżdżony, totalnie zabłocony nie wyróżniał się od otaczających pól.

Wokół zalewu bez specjalnych niespodzianek. Wpadłem tylko w kolejne kałuże. Z zalewu w strone Proślic. W drodze za nimi już totalnie przemokły mi buty. Nic nie równa się z niesamowitym uczuciem spływającej zimnej wody po nodze wprost do buta. Za Proślicami było pare momentów w których już nie było 20... no dobra 19 to już był maks a bywało i 12kmh jak błoto było głębsze albo nie dało się go w żaden sposób wyminąć. Dalej Ciecierzynem, z tamtąd przez Czarnego Kota na Gole ale przed nią na Gołkowice. Podjazd w strone wysypiska śmieci jako mały wyścig ze samym sobą. udało mi się do 22kmh rozpędzić. Za mostem już na Byczynę. Brak mocy, totalny brak mocy. Choć w nogach nie czułem zmęczenia to płuca nie wyrabiały, tlenu brakowało, oddechu nie potrafiłem ustabilizować. Wysiłem w zimnie to nie dla mnie. Tym bardziej że wczoraj zima się zaczęła.

1)


2)


3)


A w zimie więcej błota już nie chce. Czas na jazde po śniegu i lodzie :D

8000 km

Piątek, 5 grudnia 2008 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: turistas, dist: less than 50, opis: foto
Km: 65.12 Km teren: 30.00 Czas: 03:18 km/h: 19.73
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
8000 km

Wiekopomna chwila, pyknęło 8k km w rok. Że rok się jeszcze nie skończył to może i 9 strzeli ;-), nie no, żarcik, może 8100 wyjeżdże ;-)
W sumie taki donośny moment a ja słówkami typu 'pyknęło' rzucam... no nic, może opowieść wyjdzie bardziej na poziomie.

Gdzie?
Las Osobowicki, pomyślałem, że trzeba sprawdzić czy jest tam chociaż połowa atrakcji które miały być.

Zeby mi nie było za łatwo, to ktoś mi droge drzewiorami pozawalał

... a że znam tylko jedną osobe która jeździ tamtą ścieżką, to wiem kogo winić jahoo81 ;-)

Potem nie wiem jak, ale trafiłem na znak... to był dobry znak

znak powiedział mi co jest w okolicy i że cały ten Las Osobowicki to troche mocno został nazwany, sporo we Wrocławiu parków o większym areale.

Górka jest. Troszeczke przypomina połączenie szkolnej w Byczynie z Wzgórzem Krzyżowym w Byczynie. Także, poczułem się prawie jak w domu. Podjazd lekki, szczególnie jak się jedzie podjazdem a nie zjazdem. Zjazdem fajnie się zjeżdża, ale najlepiej się objeżdża (cudo języka polskiego z tego mojego bloga ;-), normalnie moge polonistów uczyć).
Żeby nie było, górka jaka jest to każdy wie, ale dam przykładowe zdjęcie.

tak troche z górki to zdjęcie i nie widać na nim górki przez to... ale "jest jakie jest, ale jest, sorry."(dr Kaliś)

W okolicy górki udało mi się natrafić na jakieś fajne kamulki. Cyknąłem fote i tak jakoś mi wyszło że mi się pamięć w moim super ultra wypaśnym telefonie skończyła. Taaa, chyba trzeba go będzie wreszcie zmienić, 8MB pamięci bez możliwości rozszerzenia to w dzisiejszych czasach śmiech na sali. Skoro nie mogłem pofocić to sobie pojeździłem. Ogólnie niby w okolicach górki tuż przy wałach miały się znajdować jakieś ruiny grodu. Czy tam ślady po nim. Nawet wału ziemnego nie spostrzegłem. A te kamule to raczej na poniemieckie wyglądały jak się tak zastanowie nad tym co wyczytałem o Lasku Osobowickim.
W każdym razie kolejne prawie zdjęcia z mojego telefonu.

oreł7 w roli koziczki górskiej, czyli elnino na kamulkach

kamulki solo, tak wygladaja znacznie gorzej, ale przynajmniej je widac, bo rower tak uwagi nie zwraca

Dalej już pseudo zdjęć wykonywać nie mogłem. Nie tylko dlatego że pamięci brakło, ale mi chyba telefon zamarzł :/ Ale tak już mają cuda produkcji francuskiej. Wole Chińszczyzne. W kazdym razie nie licząc tej góreczki zrobiłem około 15km po lasku. W tym ponownie odwiedziłem Święte Wzgórze, które jak się okazuje też niby zawiera ruiny grodu z tam któregoś wieku pne. Ale że lasek mały to szybko zacząłem jeździć po tych samych ścieżkach drugi i trzeci raz. Także wróciłem ponownie góreczką na wały i spowrotem na centrum.

Mostem Milenijnym pokonałem rzeke. Będąc po jej(eje) właściwej stronie mogłem sobie pojechać tyle ile tylko chęci starczy. Starczyło na niewiele, bo mi w brzuchu zaczęło burczeć. Powtórzyłem trase z poprzedniej wycieczki na Lasem Osobowicki jedynie do drogi na Leśnice i to tym razem bez udziwnień i specjalnych ścieżek. Potem już prościutko na Wittiga, wziąłem ze sobą zapięcia i pognałem na zakupy, bo w brzuchu burczało a do jedzenia nic nie było. Wyszło na to że końcówka juz po ciemku była. Do Biedronki jechałem 2 razy, bo za pierwszym nie wziąłem pieniędzy... ale to już niepotrzebne dopiski, nie mają one wpływy na 8000km. Ciekawa sprawa z tym zwalonym drzewem, siadłem sobie na nim by łyknąć z butelki troche wody i odetchnąć rześkim zimowym powietrzem. A tu patrze na licznik "TOTAL ODO 8000". To też był chyba jakiś znak. W tym roku 8k km to blokada. Ciekawe ile km przejade w przyszłym roku. Ciekawe jak będzie wyglądała blokada po 15k km ;-) chyba musze spytać chmiela.

Tur de wały

Sobota, 15 listopada 2008 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: 68.92 Km teren: 25.00 Czas: 03:19 km/h: 20.78
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
Tur de wały
(wybacz plagiat blase ;-)

Dzisiajsze jeżdżenie stało pod znakiem wałów i torów kolejowych, zaczęło się od standardowego odcinka, wpadłem na wały i w strone wyspy opatowickiej. No ale nie może być tak, że ciągle te same odcinki jeżdże, to i nie było tak. Choć początek w sumie nic nowego - w strone mostu milenijnego. Trase jechałem co prawda trzeci, może czwarty raz, ale pierwszy raz wałami na most a nie z mostu. Gdy juz miałem jechać na most nagle naszła mnie diaboliczna myśl: "dlaczego znowu mam jechać przez most i tam gdzie zawsze?", no i pojechałem w nieznane, czyli pod mostem i dalej wałami.

Już po paruset metrach przypomniało mi się jednak, jak się kończy jazda po niewłaściwej stronie rzeki. Zatrzymałem się i usiadłem (nie schodząc z roweru) na jednej z tych turbo blokad, żółtych zapór na wałach. Tak siedziałem i dumałem nad sensem mojej dalszej jazdy w tym kierunku, nad tym że nie chce znowu do Brzegu Dolnego naginać gdy wtem przejechała sobie obok mnie jakaś zroweryzowana dziewczyna. W sumie najpierw myślałem że to jakiś młody śmiga (kurde ślepy jestem ;-) ale na plerach miała wyj***any warkocz. Predkość wydała mi się na oko dosyć wysoka, to co? jade, pewnie zna teren i bankowo nie jedzie do Brzegu Dolnego ;-). Jade więc, prędkość okazała się mocno nizsza niz podejrzewałem, nie wiem, chyba na wąskich ścieżkach jest +6 do wrażenia pędu (albo i więcej, przy 35kmh jest taki efekt jak w szybcy i wsciekli, ze sie otoczenie rozmywa ;-) Zdawało mi się że koło 30 leci, a było 22. Także mimo że nie chciałem być nachalny (ludzi którym siadam na koło zwykle przyspieszają, uciekają, a potem nagle skręcają gdzies się schować, bo sił brakuje) i starałem się trzymać jakiś dystans, niestety plany pokrzyżował powolny biegacz (w sumie z 15 naginał). To sie przywitałem i grzecznie spytałem "gdzie jedziemy?". Wiele się nie dowiedziałem, po za tym, że okolica ciekawa, ale żeby wracać rownie ciekawym szlakiem trzeba do Brzegu Dolnego jechać ;-). No to chwilke jeszcze jechaliśmy razem, ale mnie jakoś nie kręciła perspektywa BD, a dziewczyna z warkoczem (niezły osprzet, na rowerze również i spd ;-) dokądś ponoć dojeżdzała. To spadłem z jej szlaku na laskowe terytorium gdzie miała mnie spotkać ciekawa góreczka.

Nie ujechałem nawet 200m i wyjebałem takiego orła że prawie sie posikałem ze śmiechu. Ale od początku. Zatrzymaliśmy się na rozjeździe, powiedziała jak moge sobie pojechać, pożegnaliśmy się, zjechałem z wałów na asfalt, ale widze, że za rowem jest jakaś ścieżynka nieźle wyjeżdzona, to sobie przejade przez rów. Na dnie była masa liści i rów okazał się duuuużo głębszy niż na to wyglądał. Poleciałem na ryj, bo mi sie koło niespodziewanie zapadło pod te liście. Dziwna sprawa, przecież mam taki lekki rower ;-) Pozbierałem się, pomodliłem, żeby nikt tego nie widział i pojechałem w las. Jako że nie potrafie jechać według opowieści, to nie znalazłem żadnej fajnej górki na ktorą się wjeżdża i zjeżdza, chyba że taka ubergitfajna miała być Swięta Góra. Świąta Góra, bo chyba taka była nazwa, na której stał sobie pewnie równie święty kościółek. Objechałem droge krzyżową, od końca, jak na porządnego satantechnometalreggaejazzpunk muła przystało. W połowie był zjazd z góry w las... Zjechałem, przez to że masa liści to z duszą na ramieniu. Całe szczęście w dziure wpadłem już na płaskim ;-) i nie upadłem. Także zawróciłem bo w sumie ścieżka i tak się rozmyła i stała niedostrzegalna. Na góre, ostatnie obczajenie tablicy informacyjnej i zjazd. To osobowice były. Okazało się, że lekko i szybko trafiłem spowrotem na wały, jakieś 500m od mostu milenijnego. Postanowiłem na niego wjechać.

Tuż za mostem wykonałem prawoskręt i prawoskręt. czyli zawróciłem. Przy orbicie przejechałem (jakoś prędzej do mnie nie dotarło że to orbita stoi przy milenijnym). I znów znalazłem się na wałach. Niestety w pewnym momencie się skończyły na rzecz wielgachnych terenów policyjnych. Tutaj właściwie skończyła się jazda po wałach, zaczęła się jazda najpierw po blokowiskach a potem po terenach pkp.

Mniej więcej znanymi mi ścieżkami jechałem w stronę Leśnicy. Nie chciałem jednak znowu do niej dojeżdżać. Jakimiś gminnymi obszarami zielonymi, czasem, wstyd się przyznać z zakazem wstępu (ale nie byłem jedyny ktory wstepował) dojechałem na główną na leśnice (kosmonałtów/lotników/jakas inna?) Troszeczke się cofnałem. Ale żeby nie było za mało km to na którymś kolejnym skrzyżowaniu odbiłem w prawo. Na drodze spotkały mnie mig21 (może to su22 było?) i pzl ts11 iskra. Stały sobie za tablicą teren prywatny, wstep wzbroniony i teren chroniony... pierdu pierdu, postawiłem rower i zrobiłem sobie fote z samolutami. Dodam jak mi sie wspomni i zdobede irde.

Ale miała być kolej... Sam nie wiem jak dojechałem do takiego kolejowego przejazdu gdzie już wiele razy bywałem. Nie mam zielonego pojecia jak sie ulica nazywa. I jakby mi ktoś tam kazał trafić to też bym nie trafił. No i pojechałem drogą wzdłuż torów. Byłem święcie przekonany że droga doprowadzi mnie do Parku Złotnickiego. No i mimo że nie była to ta droga na której myślałem że jestem, to po 2óch przejechanych asfaltach znalazłem się na drodze do parku. Tam chwileczke pojeździłem po terenie (fajniuśkie góreczki, dla skakaczy cud miód). I postanowiłem wracać taką trasą jaką pierwszy raz trafiłem do tego parku. Oczywście nie bardzo mi to wyszło, ale mimo to że jechałem jakimis innymi drogami, to celnie trafiałem w niektóre odcinki i stale wracałem na właściwy szlak. Ja to ma po prostu gps'a wmontowanego w podświadomość i mnie św krzysztof prowadzi, w końcu patron podróżnych, nie na darmo na bierzmowanie brałem to imie, teraz profity sa ;-)

Przez miasto drogą od lotniska to już tak zwyczajowo jakoś się kierowałem, przy factory i w ogóle. Oklepana trasa, także kończe i tak przydługawy wpisior.

Do zobaczenia na szlaku.

edit:
udało mi sie wydobyć fotuchy, to wrzuce coś ;-)

1)


2)


3)


4)


thats all folks!

terenowo

Poniedziałek, 10 listopada 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: 43.55 Km teren: 30.00 Czas: 02:09 km/h: 20.26
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
miala byc przejazdzka z tatikiem do wojcia wariatuncia, ale ze tatik sie rozmyslil to musialem sobie jakas inna wycieczke zorganizowac.

pojechalem standardzikiem na zalew 1), reszte sie przeciez w biegu obmysli. na zalewie nic ciekawego, nawet kaluz nie ma. z zalewu na ciecierzyn, z ciecierzyna prosto na czarnego kota. od kota na gole 2) 3), a w goli na cerkiew i dom opieki, jednak przed tymi obiektami skrecam w doline jordanu (prosny) 4) bo akurat mialem przy sobie aparat (moze beda fotki (edyta: fotki są)), wzdluz rzeki 5) 6) az na dlugosc chruscina, tam na asfalt, bo jednak tatik zdecydowal sie wybrac do zbycha. po drodze, a dokladnie w kostowie na dlugosci baru wypatrzyl mnie karol b. i jakos tak sie z nim zagadalem, ze do miechowej dotarlem prawie o 16. wypilem herbatke i 16:05 juz w droge ruszylem, staralem sie nadrobic czas poswiecony na ploty w kostowie, a ze swiatel nie mialem ze soba to pospiech byl uzasadniony. w sumie bez rewelacji, ale niezle przycisnalem i w parenascie minut zrobilem te ostatnie kilometry. mozna powiedziec ze pieknie poszlo i bez kapci dzisiaj.

1)
2)
3)
4)
5)
6)

Góra Świętej Anny 2008

Wtorek, 29 lipca 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: 203.08 Km teren: 10.00 Czas: 08:16 km/h: 24.57
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
Góra Świętej Anny 2008

mxs 61.44 kmh [to chyba jakaś sigmowa klątwa prędkości 61.44 musze napisać do centrali niech to wyjaśnią, już wtedy kiedy z chmielem mieliśmy dokładnie tyle samo wydawało mi się to dziwne...]

ogólnie celem tej zacnej wyprawy turystycznej, z bagażnikiem i furą kasy na wode, lody i batniki była Góra Św. Anny.

opis i fotki z telefonu wrzuce jak mi je brat ze swojego telefonu zrzuci, bo aparatu nie brałem a jego telefon wziałem...

obiecane dawno temu fotki wreszcie dotarły... oto link do galerii
http://www.flickr.com/photos/badas/sets/72157611959615122/

Praded 2008 dzień 2

Sobota, 12 lipca 2008 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam
Km: 161.00 Km teren: 0.00 Czas: 07:22 km/h: 21.86
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: orzeł7 Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień wyprawy na Pradziada.

Chwile po 8 rano wyruszyliśmy na miejsce zbiórki. platon, chmielu i ja. Tam po chwili dołączył do nas nasz przewodnik i fotograf zarazem, ryszardzik i wyruszyliśmy powalczyć z Pradziadem.

Od pierwszych kilometrów trzymaliśmy całkiem niezłe tempo, w sumie mało turystyczne, ale czułem przypływ mocy i mogłem jechać w ten dzień bardzo szybko i bardzo daleko. Głównym sprawcom pośpiechu był Rysiek... ale skoro czuł moc, nie było się co sprzeciwiać. Pogoda była niezła, choć podobnie jak dzień wcześniej już od samego statu przyssałem się do butelki... właśnie, do butelki, bo zapomniałem dopisać, że dzień wcześniej w drodze do Głubczyc urwał mi się koszyk.

trasy nie opisuje, bo pięknie ją rozrysował platon w swoim bikelogu [dostep ode mnie z lewej strony loga ;-)] a tutaj skrót do mapki

Ogólnie sporo zjazdów i podjazdów, jak to w górach. Po jakichś 2óch godzinkach jazdy już tak bardzo nie chciało mi się pić, a od natankowania magicznej, śmierdzącej zbukami i rdzą, do tego gazowanej wody z 'pitnego pavilonu' w Karlowej Studence to już w ogóle nie musiałem pić, na samą myśl o piciu w nosie czułem ten smród, a w ustach ten straszny posmak... Ale woda miała moc, trzeba przyznać.

Na samym wjeździe na Pradziada zostałem z Ryśkiem, przez co troszeczke sobie odpocząłem zamiast paść na szczycie ze zmęczenia. Ale co tam, respekt dla Ryśka za wspaniałą walke z własnymi słabościami... no i przynajmniej mogłem sobie swobodnie poobserwować te wszystkie czeskie turystki ;-) chociaż ta jedna na rowerze to akurat zjeżdżała a przy ponad 50kmh to wiele się z moim wzrokiem nie zauważy :|

Już w trakcie podjazdu widziałem szalejące w dole ulewy i słyszałem pomruki burzy. Na nasze nieszczęście padać zaczęło właśnie w momencie kiedy zaczęliśmy zjeżdżać. Z chwil kiedy już kropiło [na zjeździe zdawało się że już leje, jak to prędkość potrafi zmienić postrzeganie] byli jeszcze na zjezdzie ludzie, w pewnym moemncie Chmielu przychamował tuż przede mną a tuż za Ryśkiem, przez ułamek sekundy było słychać pisk, na drodze został na oko 2 metrowy ślad a w powietrzu czuć było paloną gume ;-) już wtedy wiedziałem że to będzie fajny zjazd. Niestety z powodu nasilającego się z sekundy na sekunde deszczu musieliśmy się schować. Przesiedzieliśmy deszcz i ruszyliśmy, niestety po ociekającej nawierzchni w doł. Mimo to miejscami było na prawde szybko, szkoda hamować na takim zjezdzie. Jednak musze tam wrócić i po suchym zjechać. Wiele z powrotu nie pamietam, bo to powrót w końcu. Goniły nas jakieś bikerki, my mężnie uciekaliśmy i ostatecznie dzięki przejechaniu na czerwonym świetle udało nam się uciec. No na i granicy złapała nas kolejna ulewa. Z ukrycia wyjechałem prędzej, bo czułem moc [po 130 lub więcej kilometrach... niezle...] i potargałem do Głubczyc ze średnia większą niż 30, celem było dojechanie do miasta przed zamknięciem biedy [Biedronki] udało się... i to nawet godzine przed zamknięciem, okazało się że moje poświęcenie było bezcelowe bo od poniedziałku do soboty od 9-21 jest czynne ;-)

Zmęczeni, wymoczeni [pranie z dnia prędzej też mi zamokło, bo inteligentnie chciałem wysuszyć na powietrzu...] ale szczęśliwi zasiedliśmy do kolacji dosyć pozno... w te noc spałem jak zabity mimo niewygodnego łóżka. Warto było i licze na powtórke. jazda po górach jest znacznie fajniejsza niż po nizinach.

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum