Mudd Trophy Nasale
Sobota, 28 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 43.82 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 23.06 |
Pr. maks.: | 59.41 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Około 15 stwierdziliśmy z bratem, że trzeba by pare kilometrów zrobić, bo się będziemy źle czuli jak tego nie zrobimy. Wpierw mieliśmy jechać na zalew, podobno rycerze zawitali na gród. Ruszyliśmy więc w stronę Nasal, czyli w przeciwną. Wpadliśmy w lasy pierwszym wjazdem, przy sklepie. Skierowaliśmy się na standardową trasę, skręt w lewo na rozjeździe przed lasem. Nie wiem dokładnie na którym jej etapie, ale już za 'Słoneczkiem', czyli po najlepszym podjeździe wpadliśmy na inną trase. Dojechaliśmy nią na kawałek asfaltu w jakiejś wiosce. W niej najpierw spory zjazd i średnia wystrzeliła w kosmos (~26kmh) po kilometrze z prędkością ~40kmh, a następnie spory podjazd i spadła ;-) Od wioski nieznanymi szlakami w lasach, które ostatecznie wywiodły nas z 1200 metrów za rozjazdem na którym opuściliśmy trasę którą podążaliśmy. Przy 'Darz Borze' skręcamy jak zwykle na Gołą. Na zjeździe na 'Darz Bór' jedziemy coś pod 45kmh, brata ładnie wynosi na kałuźy przy dnie, ja spokojnie tam zwalniam widząc co spotkało jego. Zjazd na Gołą też ładnie poszedł, ta sama prędkość u mnie na liczniku. W Gołej mxs wycieczki i skręcamy w lewo na Uszyce. W Uszycach łukiem przy pałacyku i drogą na zjazd. Tutaj ponownie pod 45kmh, mnie trochę rzuciło w pewnym momencie, za mało bieżnika mi zostało i często na tej przejażdżce spotykał mnie brak przyczepności i uślizgi koła na nierównej nawierzchni, szczególnie w szoku byłem jak przy ponad 30kmh przednie koło uśliznęło mi się do kałuży i obróciło bokiem... wyszedłem bez gleby, ale bajpasy to mi pewnie strzeliły, razem z żyłką na czole...
W drodze do lasu, start asfaltem, drogą nasalską.
Już w lesie, jeszcze sucho.
Półtoralitrowy bidon bracisza ;-) Zakrętka z napoju energetyzującego kite, jeżeli dobrze pamiętam.
Dziwna leśna atmosfera sprawiła, że dostaliśmy dziwnej wysypki.
Najdziwniejsze w wysypce było to, ze objawiała się także na ubraniach, szczególnie na plecach i ich dolnej części.
W drodze do lasu, start asfaltem, drogą nasalską.
Już w lesie, jeszcze sucho.
Półtoralitrowy bidon bracisza ;-) Zakrętka z napoju energetyzującego kite, jeżeli dobrze pamiętam.
Dziwna leśna atmosfera sprawiła, że dostaliśmy dziwnej wysypki.
Najdziwniejsze w wysypce było to, ze objawiała się także na ubraniach, szczególnie na plecach i ich dolnej części.
Do domu
Piątek, 27 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 21.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 21.10 |
Pr. maks.: | 38.57 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ze względu na wszechpadający deszczor nie zdecydowałem się na jazdę do domu na rowerze. Jednak, że nie mogłem się rano przez te pogode z łóżka zwlec, to trafiłem na ciapąg, który ma prawie godzinną przesiadkę. Kupiłem więc bilet tylko do Kluczborka, w razie jakby tam nadal padało, można zawsze dokupić bilet na reszte, w końcu od piątku do niedzieli rower jeździ za 1 zeta, za wiele nie strace. Okazało się jednak, że wariant optymistyczny się sprawdził. Zimno, ale nie pada, a nawet słoneczko przyświeca. Pięknie się jechało, silny boczny wiatr, czasem zacinający lekko po plecach sprawił, że do Paruszowic średnia urosła z 18 na 26. Chciałem atakować podjazd na górke Paruszowicką na 30kmh, ale u jej podstawy spotkałem brata, wyszedł pobiegać. Zatrzymaliśmy się, zrobiłem mu 2 fotki analogiem i skrócił trasę i wrócił biegnąc mi przy rowerze. Trzymał tempo w zakresie 11-14kmh.
zakupy
Czwartek, 26 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 11.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:33 | km/h: | 20.44 |
Pr. maks.: | 48.68 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
na Kazimierza Wielkiego do proline zakupić Asus Eee 1001px akurat jak dojechałem spowrotem zaczęło padać
praca
Czwartek, 26 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
dzień zaburzonego feromona
Wtorek, 24 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 13.90 | Km teren: | 3.00 | Czas: | 01:08 | km/h: | 12.26 |
Pr. maks.: | 28.33 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj nic nie było normalne. Ludzie zachowywali się przedziwnie, na drodze, na chodniku a nawet na trawce w parku było niebezpiecznie, bo wszystkie organizmy żywe, a chyba i nieożywiona część świata zachowywała się zdecydowanie niebezpiecznie, przede wszystkim dla samych siebie niebezpiecznie.
Z dziewczynami, między innymi po parku Południowym.
Z dziewczynami, między innymi po parku Południowym.
praca
Wtorek, 24 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
na siostrzanym rowerze, do pracy, a po pracy drobne zakupy
praca, kapeć i deszcz
Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca, kapeć i deszcz, czyli kumulacja zua. Mam nadzieję, że kiedyś mi za te wszystkie dętki miasto zapłaci...
niedzielnie
Niedziela, 22 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 26.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po Wrocławiu, trochę na zakupy, trochę niedzielnego lansu.
Szlakiem pierdyliona przejazdów kolejowych
Sobota, 21 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 101.62 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 05:04 | km/h: | 20.06 |
Pr. maks.: | 57.19 | Temperatura: | 29.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Plan na dzisiaj to pojeździć po Śląsku - Górnym Śląsku. Tego województwa jeszcze nie jeździłem.
Wyjazd ciapągiem o 8 rano z Byczyny. W Katowicach nieco przymusowa wysiadka. Miałem jechać dalej, ale mój ciapąg miał z jakichś przyczyn jechać objazdem przez co godzinę po czasie planowanym by dojechał, w dodatku nie w sam cel. Szybka zmiana planów i już jadę na południe - celem Tychy a może i Pszczyna. Trochę się w Katowicach pogubiłem, 2 razy dojechałem na ogrodzone osiedla i musiałem wracać, dziwne, że nie dali znaku ślepa uliczka. Ciężkie są Katowice w nawigacji bez nawigacji i niczego wspomagające odnalezienie się. Jedyne co mnie dobrze poprowadziło to jakiś starszy pan, który widać często jeździ na rowerku, bo pokierował mnie pięknie w lasy. Rejon na który mnie pokierował nazywał się prawdopodobnie Muchowiec czy jakoś tam. Potem pięknymi leśnymi ścieżkami na Tychy. Oczywiście na ścieżkach musiał mnie ktoś jednak źle pokierować. Źle pokierowany wyjechałem na miasto spowrotem, w dodatku na ścieżkę w strone Katowice Centrum... Wracać się nie chciałem więc zacząłem improwizować. Sposobem na czuja i kawał języka podążałem dalej. Trafiłem w kolejną ładną okolicę, ponoć się 3 stawy nazywała w co może i uwierzę. Niestety ponownie się pogubiłem i wyjechałem na główną. Jednak poczułem azymut na Tychy więc pojechałem z prądem.
Politechnika Śląska w Katowicach. W jej pobliżu się gubiłem...
Po Tychach się troche pokręciłem w koło, by ostatecznie trafić pod biedronkę, uzupełnić w niej zapasy i dalej ruszyć na Paprocany. Tam przejechałem 2 razy przez start i metę. Jakieś zawody były. Oznaczali je NW. Nie miało to nic wspólnego z rowerowaniem, ale start to zawsze start a meta to zawsze meta. Jakiś czas sobie posiedziałem na ławeczce nieopodal wody, posiliłem się i uzupełniłem płyny. Ogólnie odpoczynek pełną gębą.
Co oznacza znak na samym dole? Uwaga wysokie fale? Uwaga jeżdżący po wodzie rowerzyści? Kto ma lepszy pomysł? Kto rozwiąże te zagadkę?
Los piramidos.
Los Paprocanos
Jak już się wysiedziałem ruszyłem wzdłuż brzegu, fantastycznej natury ścieżynką. Jakoś tak się jednak złożyło, że kilometrów mi do Tychów wyszło ponad 40. Po pokręceniu się po mieście było już ponad 50. A jak kawałek ścieżki przy Paprocanach przejechałem to już nagle 60 i 70. Czas też upływał nieubłaganie, a miałem spisane pociągi tylko z Gliwic. Bo te od początku zgodnie z planem, który zakładał, że odwiedzę Bytom miały być przystankiem powrotnym. Wpadłem jakoś ze ścieżki na drogę 44. Muszę przyznać, że przyzwoicie urządzona, byłem już na niej prędzej w Tychach jak wjeżdżałem, ale tylko fragment przez Wilkowyje. Cały czas ma szeroki pas awaryjny i ruch wcale największy nie jest. Jechało się wspaniale, tym bardziej, że chyba cały czas było z górki. Tychy chyba gdzieś ekstremalnie wysoko są, albo po prostu dostałem jakiegoś słonecznego powera. W każdym razie do Gliwic przyjechałem jakieś 20 minut przed planem, ze średnią na drodze 44 przekraczającą zapewne znacznie 30kmh. Wystarczy, że na odcinku około 10 km nie spadłem z 35kmh, mimo wypchanych sakw i plecaka na plecach. Gliwice porządnie oznakowane, to też pomogło mi dotrzeć na dworzec, nawet nie musiałem o drogę pytać nikogo. Na stacji wybija 99.75 km, w tym 2 po Byczynie. Końcówka dobita we Wrocławiu.
Wilkowyje Rancho.
Trzeba takie wycieczki częściej opracowywać, same nowe szlaki, to lubię, ani jednego znanego kilometra (no może poza Tychami).
Wyjazd ciapągiem o 8 rano z Byczyny. W Katowicach nieco przymusowa wysiadka. Miałem jechać dalej, ale mój ciapąg miał z jakichś przyczyn jechać objazdem przez co godzinę po czasie planowanym by dojechał, w dodatku nie w sam cel. Szybka zmiana planów i już jadę na południe - celem Tychy a może i Pszczyna. Trochę się w Katowicach pogubiłem, 2 razy dojechałem na ogrodzone osiedla i musiałem wracać, dziwne, że nie dali znaku ślepa uliczka. Ciężkie są Katowice w nawigacji bez nawigacji i niczego wspomagające odnalezienie się. Jedyne co mnie dobrze poprowadziło to jakiś starszy pan, który widać często jeździ na rowerku, bo pokierował mnie pięknie w lasy. Rejon na który mnie pokierował nazywał się prawdopodobnie Muchowiec czy jakoś tam. Potem pięknymi leśnymi ścieżkami na Tychy. Oczywiście na ścieżkach musiał mnie ktoś jednak źle pokierować. Źle pokierowany wyjechałem na miasto spowrotem, w dodatku na ścieżkę w strone Katowice Centrum... Wracać się nie chciałem więc zacząłem improwizować. Sposobem na czuja i kawał języka podążałem dalej. Trafiłem w kolejną ładną okolicę, ponoć się 3 stawy nazywała w co może i uwierzę. Niestety ponownie się pogubiłem i wyjechałem na główną. Jednak poczułem azymut na Tychy więc pojechałem z prądem.
Politechnika Śląska w Katowicach. W jej pobliżu się gubiłem...
Po Tychach się troche pokręciłem w koło, by ostatecznie trafić pod biedronkę, uzupełnić w niej zapasy i dalej ruszyć na Paprocany. Tam przejechałem 2 razy przez start i metę. Jakieś zawody były. Oznaczali je NW. Nie miało to nic wspólnego z rowerowaniem, ale start to zawsze start a meta to zawsze meta. Jakiś czas sobie posiedziałem na ławeczce nieopodal wody, posiliłem się i uzupełniłem płyny. Ogólnie odpoczynek pełną gębą.
Co oznacza znak na samym dole? Uwaga wysokie fale? Uwaga jeżdżący po wodzie rowerzyści? Kto ma lepszy pomysł? Kto rozwiąże te zagadkę?
Los piramidos.
Los Paprocanos
Jak już się wysiedziałem ruszyłem wzdłuż brzegu, fantastycznej natury ścieżynką. Jakoś tak się jednak złożyło, że kilometrów mi do Tychów wyszło ponad 40. Po pokręceniu się po mieście było już ponad 50. A jak kawałek ścieżki przy Paprocanach przejechałem to już nagle 60 i 70. Czas też upływał nieubłaganie, a miałem spisane pociągi tylko z Gliwic. Bo te od początku zgodnie z planem, który zakładał, że odwiedzę Bytom miały być przystankiem powrotnym. Wpadłem jakoś ze ścieżki na drogę 44. Muszę przyznać, że przyzwoicie urządzona, byłem już na niej prędzej w Tychach jak wjeżdżałem, ale tylko fragment przez Wilkowyje. Cały czas ma szeroki pas awaryjny i ruch wcale największy nie jest. Jechało się wspaniale, tym bardziej, że chyba cały czas było z górki. Tychy chyba gdzieś ekstremalnie wysoko są, albo po prostu dostałem jakiegoś słonecznego powera. W każdym razie do Gliwic przyjechałem jakieś 20 minut przed planem, ze średnią na drodze 44 przekraczającą zapewne znacznie 30kmh. Wystarczy, że na odcinku około 10 km nie spadłem z 35kmh, mimo wypchanych sakw i plecaka na plecach. Gliwice porządnie oznakowane, to też pomogło mi dotrzeć na dworzec, nawet nie musiałem o drogę pytać nikogo. Na stacji wybija 99.75 km, w tym 2 po Byczynie. Końcówka dobita we Wrocławiu.
Wilkowyje Rancho.
Trzeba takie wycieczki częściej opracowywać, same nowe szlaki, to lubię, ani jednego znanego kilometra (no może poza Tychami).
Sztrasznie wieje
Czwartek, 19 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 55.55 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 22.07 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj miałem zupełnie inne plany, ale jakoś zabrakło mi motywacji żeby cokolwiek wyjeździć większego. W dodatku jak się wreszcie zebrałem i miałem wyjeżdżać to się okazało że mi licznik nie działa. Pytanie dlaczego? Szybki przegląd i się okazało, że mi się czujka uderwała. Dobrze, że nie wpadła w szprychy i nie odleciała w kosmos. Przerwa blisko 30 minut na poszukiwanie jakiejś gumy która by ją ponownie przytrzymała. Ostatecznie udało mi się znaleźć starą dętke i z niej wyciąłem piękną gumkę.
Wyjechałem po 15. Wiatr mocny, arktycznie zimny. Chciałem pojechać poleżeć sobie na brzozie albo na murach w Bolesławcu, albo na jakimś drewnianym mostku w lesie. Byle ciepło i bezwietrznie. Skierowałem się w stronę Paruszowic, żeby szybko wpaść do lasu. Ale tak się jakoś dobrze jechało z wiatrem w bok, że zacząłem kręcić szybką 30. Średnia w Dobiercicach nie była jednak zachwycająca, 32kmh, rekordu nie będzie, bo akurat ten kierunek wiatru nie jest korzystny. Mimo to targam dalej ile sił w nogach. Dopiero odcinek z wiatrem w plecy przekonał mnie, że rekord będzie bardzo daleko. Kończę napinkę po podjeździe w Maciejowie. Wyrobiłem go nie spadając z 30, więc ogólnie wynik byłby w granicach 55-56 minut zapewne.
Po tej całej napince byłem cały lany potem. Wietrzysko przewiewało przez moją smerfastyczną ale niestety nie wiatroodporną bieliznę termoaktywną. Trzeba było schronić się w las. Skręciłem jeszcze przed Pszczonkami, ale zapomniałem, że ta droga nie jest zbyt przejezdna. Nie miałem ochoty na powtórkę z wczoraj i przedzieranie się przez krzaczory, pokrzywy i tym podobne. Trzeba było podjąć bardzo trudną decyzję i zarządzić odwrót. Wjechałem ponownie w Pszczonkach, drogą na Nasale.
Wrzosy przy drodze Pszczonki-Nasale, nie pamiętam tutaj wrzosów. Fajnie jak się nowe wrzosowiska zalęgną.
Dojechałem pod same Nasale i skręciłem ponownie w las. Przeciwpożarowa droga nr9. Z niej zjechałem w drogę, która jak sądziłem prowadzić miała na najwyższe wzniesienie w okolicy, 267m czy coś koło tego. Jednak to nie była ta droga. Mimo to 2 fajne podjazdy były. Poza podjazdami były też inne uprzyjemniacze jazdy, jak choćby zwalone na drogę drzewka, sztuk 2.
Urozmaicacz jazdy.
Z tej przypadkowej drogi wyjechałem na typowe dla lasów Nasalskich skrzyżowanie typu pentagram. Główną rolę odgrywała w nim droga pożarowa nr10, ale nie wjechałem w nią mimo, że miałem ją na wprost. Skręciłem na drogę którawpadała między 10. Okazało się, że miałem nosa, prowadziła prosto na Gołą. Mxs przejażdżki na nowym asfalcie w Gołej. Potem na Uszyce a w nich odcinkiem dawniej 'polnej autostrady' a obecnie niestety wyasfaltowanej drogi na Dzietrzkowice.
Droga Goła - Uszyce.
Dalej już prawie prosto na chatę asfaltem. Skierowałem się na Łubnice, z nich na Borek. Tuż przed Borkiem zjazd na polną do Sierosławic. Z nich na Roszkowice, też polną. W Roszkowicach wjazd na asfalt i powrót już asfaltem. Końcówka była pod wiatr i mimo asfaltu słabo szła. Jedynie podjazd pod krzyż bez spadku poniżej 26.
Wyjechałem po 15. Wiatr mocny, arktycznie zimny. Chciałem pojechać poleżeć sobie na brzozie albo na murach w Bolesławcu, albo na jakimś drewnianym mostku w lesie. Byle ciepło i bezwietrznie. Skierowałem się w stronę Paruszowic, żeby szybko wpaść do lasu. Ale tak się jakoś dobrze jechało z wiatrem w bok, że zacząłem kręcić szybką 30. Średnia w Dobiercicach nie była jednak zachwycająca, 32kmh, rekordu nie będzie, bo akurat ten kierunek wiatru nie jest korzystny. Mimo to targam dalej ile sił w nogach. Dopiero odcinek z wiatrem w plecy przekonał mnie, że rekord będzie bardzo daleko. Kończę napinkę po podjeździe w Maciejowie. Wyrobiłem go nie spadając z 30, więc ogólnie wynik byłby w granicach 55-56 minut zapewne.
Po tej całej napince byłem cały lany potem. Wietrzysko przewiewało przez moją smerfastyczną ale niestety nie wiatroodporną bieliznę termoaktywną. Trzeba było schronić się w las. Skręciłem jeszcze przed Pszczonkami, ale zapomniałem, że ta droga nie jest zbyt przejezdna. Nie miałem ochoty na powtórkę z wczoraj i przedzieranie się przez krzaczory, pokrzywy i tym podobne. Trzeba było podjąć bardzo trudną decyzję i zarządzić odwrót. Wjechałem ponownie w Pszczonkach, drogą na Nasale.
Wrzosy przy drodze Pszczonki-Nasale, nie pamiętam tutaj wrzosów. Fajnie jak się nowe wrzosowiska zalęgną.
Dojechałem pod same Nasale i skręciłem ponownie w las. Przeciwpożarowa droga nr9. Z niej zjechałem w drogę, która jak sądziłem prowadzić miała na najwyższe wzniesienie w okolicy, 267m czy coś koło tego. Jednak to nie była ta droga. Mimo to 2 fajne podjazdy były. Poza podjazdami były też inne uprzyjemniacze jazdy, jak choćby zwalone na drogę drzewka, sztuk 2.
Urozmaicacz jazdy.
Z tej przypadkowej drogi wyjechałem na typowe dla lasów Nasalskich skrzyżowanie typu pentagram. Główną rolę odgrywała w nim droga pożarowa nr10, ale nie wjechałem w nią mimo, że miałem ją na wprost. Skręciłem na drogę którawpadała między 10. Okazało się, że miałem nosa, prowadziła prosto na Gołą. Mxs przejażdżki na nowym asfalcie w Gołej. Potem na Uszyce a w nich odcinkiem dawniej 'polnej autostrady' a obecnie niestety wyasfaltowanej drogi na Dzietrzkowice.
Droga Goła - Uszyce.
Dalej już prawie prosto na chatę asfaltem. Skierowałem się na Łubnice, z nich na Borek. Tuż przed Borkiem zjazd na polną do Sierosławic. Z nich na Roszkowice, też polną. W Roszkowicach wjazd na asfalt i powrót już asfaltem. Końcówka była pod wiatr i mimo asfaltu słabo szła. Jedynie podjazd pod krzyż bez spadku poniżej 26.