Panoramicznie
Środa, 18 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 52.06 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 03:05 | km/h: | 16.88 |
Pr. maks.: | 31.35 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od rana dzień był zimniasty, okropecznie pochmurniasty i powiewał halny.
Jak napisałem wczoraj wszelkie chęci do jazdy mnie opuściły. Jak nie mogę jeździć to ciągle opracowywuje jak by to zrobić żeby jeździć, a gdy jest ku temu okazja to mi się odechciewa i przez byle drobnostki rezygnuje z jazdy. Chyba się moja kobieca natura obudziła przez nadmiar warzyw w diecie ;-)
W każdym razie w domu wytrzymałem do 14. Potem zabrałem fotopstryk i pojechałem w teren, żeby sobie kolejne panoramki posklejać. W planach była opcja żeby dzisiaj pokajakować, ale samemu mi się z wodą walczyć nie chce, a towarzystwo nie dopisało.
Pierwszą panoramkę strzeliłem pod Janówką, oto rezultat
Kolejna panoramka poszła zza Marianki Siemieńskiej. Coś lepszego niż to co poniżej można z niej wyciągnąć, ale jej głównym celem było zostać panoramą 360. Obie drogi widoczne na zdjęciu to ta sama droga w 2 strony ;-)
Śliiiiiwwwkiiii.
Drzewko.
Wycieczka mocno przystopowała na mostku za Wójcinem, tym mostku w stronę lasów Golańsko-Borkowskich. Zasiedziałem się troszkę na mostku, pogadałem z wędkarzem, który się napatoczył. A odjechałem w stronę za most - w łąki, w stronę lasu, teoretycznie. Sam wędkarz, gdy zobaczył, w którą stronę chce odjechać, postanowił w trosce o mnie zapytać się czy wiem dokąd jadę, poradził, że to nieprzejezdne i tylko tuż za mostem wygląda tak dobrze. Ale pojechałem na poszukiwania niby istniejącego przejazdu z początku lasów do Wójcina. Tak mi ktoś kiedyś w komentarzu napisał. Okazało się jednak, że wędkarz miał rację. Zrobiłem sobie porządną terapię anty-reumatyczną, polegającą na wpadnięciu w pokrzywy, a następnie jeździe przez prawdziwe pole pokrzyw. Bo i tak mi już wszystko jedno było jak w pokrzywy wpadłem wykonując powolne OTB (lekko się upadło, bo w pokrzywach lądowałem, więc go nie podlicze, zresztą prędkość była w okolicach 11kmh, przez zarośla się przedzierałem, znaczy drogę nieco zarośniętą). Ostatecznie stwierdzam, że od strony mostu nie ma co szukać przejazdu do lasu. Za to ciekawe zwierzęta można spotkać. Prawdopodobnie jakieś czaple widziałem. Pan wędkarz mówił natomiast o wydrach i być może nawet bobrach zamieszkujących dolinę Prosny w okolicach Wójcina.
trasa
Byczyna (za strzelnicą, polnymi na most polanowicki) -> Polanowice (w stronę Brzózki, na końcu polanowic na wprost, objazd zalewu brzegiem, poczajenie na ofertę wypożyczenia kajaków) -> Proślice -> Miechowa (na asfalt) -> Janówka (w las) -> Marianka Siemieńska (polną na most Siemieński) -> Siemianice (zielonym szlakiem, potem asfalt) -> Chruścin (zjazd na) -> Kol. Bol.-Chruścin (na wprost) -> Wójcin (na wprost na czerwony szlak, odbicie na most, błądzenie w pokrzywach za mostem, ostatecznie powrót na most i czerwony szlak) -> Gola -> Piaski (w prawo przed lasem) -> Gołkowice -> Jaśkowice (tyłami, przy stadionie) -> Byczyna
Jak napisałem wczoraj wszelkie chęci do jazdy mnie opuściły. Jak nie mogę jeździć to ciągle opracowywuje jak by to zrobić żeby jeździć, a gdy jest ku temu okazja to mi się odechciewa i przez byle drobnostki rezygnuje z jazdy. Chyba się moja kobieca natura obudziła przez nadmiar warzyw w diecie ;-)
W każdym razie w domu wytrzymałem do 14. Potem zabrałem fotopstryk i pojechałem w teren, żeby sobie kolejne panoramki posklejać. W planach była opcja żeby dzisiaj pokajakować, ale samemu mi się z wodą walczyć nie chce, a towarzystwo nie dopisało.
Pierwszą panoramkę strzeliłem pod Janówką, oto rezultat
Kolejna panoramka poszła zza Marianki Siemieńskiej. Coś lepszego niż to co poniżej można z niej wyciągnąć, ale jej głównym celem było zostać panoramą 360. Obie drogi widoczne na zdjęciu to ta sama droga w 2 strony ;-)
Śliiiiiwwwkiiii.
Drzewko.
Wycieczka mocno przystopowała na mostku za Wójcinem, tym mostku w stronę lasów Golańsko-Borkowskich. Zasiedziałem się troszkę na mostku, pogadałem z wędkarzem, który się napatoczył. A odjechałem w stronę za most - w łąki, w stronę lasu, teoretycznie. Sam wędkarz, gdy zobaczył, w którą stronę chce odjechać, postanowił w trosce o mnie zapytać się czy wiem dokąd jadę, poradził, że to nieprzejezdne i tylko tuż za mostem wygląda tak dobrze. Ale pojechałem na poszukiwania niby istniejącego przejazdu z początku lasów do Wójcina. Tak mi ktoś kiedyś w komentarzu napisał. Okazało się jednak, że wędkarz miał rację. Zrobiłem sobie porządną terapię anty-reumatyczną, polegającą na wpadnięciu w pokrzywy, a następnie jeździe przez prawdziwe pole pokrzyw. Bo i tak mi już wszystko jedno było jak w pokrzywy wpadłem wykonując powolne OTB (lekko się upadło, bo w pokrzywach lądowałem, więc go nie podlicze, zresztą prędkość była w okolicach 11kmh, przez zarośla się przedzierałem, znaczy drogę nieco zarośniętą). Ostatecznie stwierdzam, że od strony mostu nie ma co szukać przejazdu do lasu. Za to ciekawe zwierzęta można spotkać. Prawdopodobnie jakieś czaple widziałem. Pan wędkarz mówił natomiast o wydrach i być może nawet bobrach zamieszkujących dolinę Prosny w okolicach Wójcina.
trasa
Byczyna (za strzelnicą, polnymi na most polanowicki) -> Polanowice (w stronę Brzózki, na końcu polanowic na wprost, objazd zalewu brzegiem, poczajenie na ofertę wypożyczenia kajaków) -> Proślice -> Miechowa (na asfalt) -> Janówka (w las) -> Marianka Siemieńska (polną na most Siemieński) -> Siemianice (zielonym szlakiem, potem asfalt) -> Chruścin (zjazd na) -> Kol. Bol.-Chruścin (na wprost) -> Wójcin (na wprost na czerwony szlak, odbicie na most, błądzenie w pokrzywach za mostem, ostatecznie powrót na most i czerwony szlak) -> Gola -> Piaski (w prawo przed lasem) -> Gołkowice -> Jaśkowice (tyłami, przy stadionie) -> Byczyna
Po lasach
Wtorek, 17 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 62.53 | Km teren: | 41.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 20.06 |
Pr. maks.: | 59.41 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niezbyt ciepło i huraganowy wiatr na dokładke. Ale i tak najgorsze jest to, że już po 6ciu kilometrach jakaś taka niechęć mnie opanowała. Na 13 kilometrze znalazłem pochyloną brzozę z widokami na pola, lasy i Pszczonki, no i przeleżałem na niej blisko godzinę... Chyba się wyjeździłem na sierpień ;-)
Panoramka z Uszyc w pola.
PRL w Borku ;-) Lubię te napisy z minionej epoki.
Wąwozik za Ciecierzynem odkryty jakiś czas temu przez Chmiela.
trasa:
Byczyna -> Paruszowice (na starcie skręcam w wioske, przy skręcie na wyjazd skręcam w lewo w polną) -> Gosław (znowu kawałek asfaltu) -> Pszczonki (skręt w lewo w wioske i przy skręcie w prawo jadę na wprost w lasy Nasalskie, pierwszy w lesie w prawo, potem znowu w prawo na zbiornik, od zbiornika wyjeżdżam spowrotem na Pszczonki, tam w lewo asfaltem i skręt w drugą polną przed Maciejowem, ponowny wjazd w lasy nasalskie na drogę z fantstycznym podjazdem pod altanke leśniczych, na wprost do samego końca) -> Goła (na wyasfaltowanym zjeździe mxs wycieczki, jade asfaltem na wprost, okazuje się, że do końca poasfaltowali) -> Zdziechowice (w lewo na Uszyce na polną, przejazd przy ukrytej w polach osadzie i pod pałac w Uszycach, przy pałacu w lewo i na podjazd na dalszy wyjazd z Uszyc, potem asfaltem na Wojsławice, przed nimi zjazd w prawo na) -> Sierowsławice (do końca asfaltem i przejazd polną do) -> Borek (wnętrzem wioski prawie dookoła na zjazd na trase CTT, przejazd lasami Golańskimi na) -> Piaski -> czarny kot -> Ciecierzyn (właściwie tylko okolica, przejazd wąwozikiem i droga przy torach) -> Byczyna
Panoramka z Uszyc w pola.
PRL w Borku ;-) Lubię te napisy z minionej epoki.
Wąwozik za Ciecierzynem odkryty jakiś czas temu przez Chmiela.
trasa:
Byczyna -> Paruszowice (na starcie skręcam w wioske, przy skręcie na wyjazd skręcam w lewo w polną) -> Gosław (znowu kawałek asfaltu) -> Pszczonki (skręt w lewo w wioske i przy skręcie w prawo jadę na wprost w lasy Nasalskie, pierwszy w lesie w prawo, potem znowu w prawo na zbiornik, od zbiornika wyjeżdżam spowrotem na Pszczonki, tam w lewo asfaltem i skręt w drugą polną przed Maciejowem, ponowny wjazd w lasy nasalskie na drogę z fantstycznym podjazdem pod altanke leśniczych, na wprost do samego końca) -> Goła (na wyasfaltowanym zjeździe mxs wycieczki, jade asfaltem na wprost, okazuje się, że do końca poasfaltowali) -> Zdziechowice (w lewo na Uszyce na polną, przejazd przy ukrytej w polach osadzie i pod pałac w Uszycach, przy pałacu w lewo i na podjazd na dalszy wyjazd z Uszyc, potem asfaltem na Wojsławice, przed nimi zjazd w prawo na) -> Sierowsławice (do końca asfaltem i przejazd polną do) -> Borek (wnętrzem wioski prawie dookoła na zjazd na trase CTT, przejazd lasami Golańskimi na) -> Piaski -> czarny kot -> Ciecierzyn (właściwie tylko okolica, przejazd wąwozikiem i droga przy torach) -> Byczyna
Kluczborskie ścieżki
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 87.32 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 04:05 | km/h: | 21.38 |
Pr. maks.: | 64.30 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś o bycie celem wycieczi walczyły ze sobą:
-Warta
-Turawa
-Kobyla Góra
Wychodziłem z domu z myślą o Warcie, jednak jak poczułem na własnej skórze huragan który dziś wiał od razu postanowiłem uderzyć pod wiatr w strone Turawy. Po pierwszych kilometrach pod wiatr stwierdziłem, że kiepsko mi się jedzie i chyba wolę w teren uderzyć. Skręciłem w Łowkowicach na żółty szlak, który zwyczajowo opuściłem w Krzywiźnie i pognałem polnymi do Unieszowa. Stamtąd na Kluczbork. W Kluczborku było 35km zrobione i jakoś tak nie miałem ochoty na więcej. Nogi dzisiaj pracować nie chciały, nawet z wiatrem. Ostatecznie zrezygnowałem z Turawy i postanowiłem szlaki pod Kluczborkiem pozwiedzać. Zielonym do Bąkowa. Stamtąd zmiana na czerwony na Biadacz. Z Biadacza na Kozłowice. W Kozłowicach 2 podjazdy pod 10% i 3 zjazdy, na pierwszym zjeździe max wycieczki. Z Kozłowic na Pawłowice. Wjazd w Pawłowice i z nich na Bundzów. W Bundzowie w lasy Nasalskie. W lesie postój około 20 minut. Zebrały się w tym czasie chmurzyska gęste i ciemne. Pojechałem na Gołą. Tam wylewali akurat asfalt i walcowali. Wreszcie cała Goła z fenomenalną rynną asfaltow, wymarzone miejsce na wykręcanie maxów. Z Gołej na Uszyce i powoli zaczynam przyspieszać, bo na horyzoncie widać błyski. W Uszycach jade górą, dopiero za nimi wpadam na asfalt i już rozpędzony mknę na Byczyne. Słychać gromy. Na podjeździe pod krzyż do ostatniego parkingu trzymam 35kmh, tak niewiele zabrakło do nowego rekordu podjazdu... Planowałem wieczorny zalew, ale jak się rozpadało po moim powrocie to do teraz pada, więc nici z zalewu. Jutro raczej też wiele nie będzie bo planuje zakupy zrobić wreszcie i przez to może mi braknąć czasu, a zapewne z wieczora znowu burza będzie, obstawiam, że o 17 jak dzisiaj ;-)
Zielony szlak całkiem przyjemny. Podobny do ścieżek po lesie Siechnickim.
Bociany, zdjęcie robione w locie z betonówki Bąków-Biadacz. Bocianów było tam w okolicy z 10, akurat pola były orane.
Uwaga żaby w Kozłowicach.
I pod górkę. Wyjątkowo lekko poszło.
Pękł tysiak w sierpniu i już ponad 100 wycieczek w tym roku. Po najgorszym początku ever teraz zupełnie przyzwoite wakacje letnie :D mimo pracy :D
-Warta
-Turawa
-Kobyla Góra
Wychodziłem z domu z myślą o Warcie, jednak jak poczułem na własnej skórze huragan który dziś wiał od razu postanowiłem uderzyć pod wiatr w strone Turawy. Po pierwszych kilometrach pod wiatr stwierdziłem, że kiepsko mi się jedzie i chyba wolę w teren uderzyć. Skręciłem w Łowkowicach na żółty szlak, który zwyczajowo opuściłem w Krzywiźnie i pognałem polnymi do Unieszowa. Stamtąd na Kluczbork. W Kluczborku było 35km zrobione i jakoś tak nie miałem ochoty na więcej. Nogi dzisiaj pracować nie chciały, nawet z wiatrem. Ostatecznie zrezygnowałem z Turawy i postanowiłem szlaki pod Kluczborkiem pozwiedzać. Zielonym do Bąkowa. Stamtąd zmiana na czerwony na Biadacz. Z Biadacza na Kozłowice. W Kozłowicach 2 podjazdy pod 10% i 3 zjazdy, na pierwszym zjeździe max wycieczki. Z Kozłowic na Pawłowice. Wjazd w Pawłowice i z nich na Bundzów. W Bundzowie w lasy Nasalskie. W lesie postój około 20 minut. Zebrały się w tym czasie chmurzyska gęste i ciemne. Pojechałem na Gołą. Tam wylewali akurat asfalt i walcowali. Wreszcie cała Goła z fenomenalną rynną asfaltow, wymarzone miejsce na wykręcanie maxów. Z Gołej na Uszyce i powoli zaczynam przyspieszać, bo na horyzoncie widać błyski. W Uszycach jade górą, dopiero za nimi wpadam na asfalt i już rozpędzony mknę na Byczyne. Słychać gromy. Na podjeździe pod krzyż do ostatniego parkingu trzymam 35kmh, tak niewiele zabrakło do nowego rekordu podjazdu... Planowałem wieczorny zalew, ale jak się rozpadało po moim powrocie to do teraz pada, więc nici z zalewu. Jutro raczej też wiele nie będzie bo planuje zakupy zrobić wreszcie i przez to może mi braknąć czasu, a zapewne z wieczora znowu burza będzie, obstawiam, że o 17 jak dzisiaj ;-)
Zielony szlak całkiem przyjemny. Podobny do ścieżek po lesie Siechnickim.
Bociany, zdjęcie robione w locie z betonówki Bąków-Biadacz. Bocianów było tam w okolicy z 10, akurat pola były orane.
Uwaga żaby w Kozłowicach.
I pod górkę. Wyjątkowo lekko poszło.
Pękł tysiak w sierpniu i już ponad 100 wycieczek w tym roku. Po najgorszym początku ever teraz zupełnie przyzwoite wakacje letnie :D mimo pracy :D
CTT +
Niedziela, 15 sierpnia 2010 Kategoria opis: nie sam, baza: Byczyna, bike: elnino, dist: less than 50, cel: niedzielnie
Km: | 34.59 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 21.85 |
Pr. maks.: | 35.74 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj teren z bratem. Trasa prawie jak chmielowa terenowa trzydziestka, lekko zmodyfikowana przez brata. Ogólnie parno i duszno, do tego błota sporo. Ale aż do postoju na molo jechało się nieźle. Po postoju jakoś nie mogłem wejść na obroty. Jedynie podjazd na górke z Polanowic był w miare i szczyt zdobyłem z 35kmh na liczniku, co w sumie jest genialnym wynikiem.
Bo bym zapomniał odnotować, na dojeździe do "Czarnego Kota" zaliczyłem OTB, drugie w tym roku :D
Bo bym zapomniał odnotować, na dojeździe do "Czarnego Kota" zaliczyłem OTB, drugie w tym roku :D
Ale nuda
Sobota, 14 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 109.73 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:19 | km/h: | 25.42 |
Pr. maks.: | 58.84 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nazwałbym ten wpis standardowo "Do Dom", ponieważ kolejny już raz pojechałem po prostu do domu. Tym razem jednak postanowiłem podobnie jak w zeszłym roku spróbować innej trasy, tej niby krótszej, przez Jelcz-Laskowice.
Trasa chyba faktycznie wyszłąby krótsza niż jakakolwiek poprzednia gdyby nie to, że mieszkam teraz po przeciwnej stronie Wrocławia. Przejazd przez miasto oczywiście niewiele szybszy niż 20kmh i bardzo czasochłonny. Potem trasa wioskami jak na Chrząstawe, tyle że na koniec zakręt na Jelcz-Laskowice. Praktycznie cały czas za znakami na Biskupice Oławskie i Namysłów. Aż do Biskupic Oławskich była to chyba najnudniejsza jazda tego roku. Cały czas płasko. W krajobrazie cały czas pola i pola, żadnego lasku, nic. Nawet samochody mnie nie mijały. Żadnego rowerzysty. Zero, nic, nuda.
Z radością powitałem województwo opolskie i jego malutkie pagóreczki. Tuż przed Namysłowem skręciłem w jakieś wioski, zgodnie ze wskazaniami map googla, miałem spisaną trase na karteczce ;-) W samym Namysłowie tradycyjnie popas. Miła starsza pani w kolejce, która stałą przede mną zajęła chyba z 20 minut w kasie -_-' masakra, a ja tylko mój kochany nektar jabłkowo-bananowy kupić chciałem.
Ogólnie było tak nudno, że nie było nawet co fotografować, ale zdjęcia potem wkleje jakieś, bo jak się zatrzymywałem przelać Mineral Balance do bidonu to coś tam pstrykałem z nudów.
Trasa chyba faktycznie wyszłąby krótsza niż jakakolwiek poprzednia gdyby nie to, że mieszkam teraz po przeciwnej stronie Wrocławia. Przejazd przez miasto oczywiście niewiele szybszy niż 20kmh i bardzo czasochłonny. Potem trasa wioskami jak na Chrząstawe, tyle że na koniec zakręt na Jelcz-Laskowice. Praktycznie cały czas za znakami na Biskupice Oławskie i Namysłów. Aż do Biskupic Oławskich była to chyba najnudniejsza jazda tego roku. Cały czas płasko. W krajobrazie cały czas pola i pola, żadnego lasku, nic. Nawet samochody mnie nie mijały. Żadnego rowerzysty. Zero, nic, nuda.
Z radością powitałem województwo opolskie i jego malutkie pagóreczki. Tuż przed Namysłowem skręciłem w jakieś wioski, zgodnie ze wskazaniami map googla, miałem spisaną trase na karteczce ;-) W samym Namysłowie tradycyjnie popas. Miła starsza pani w kolejce, która stałą przede mną zajęła chyba z 20 minut w kasie -_-' masakra, a ja tylko mój kochany nektar jabłkowo-bananowy kupić chciałem.
Ogólnie było tak nudno, że nie było nawet co fotografować, ale zdjęcia potem wkleje jakieś, bo jak się zatrzymywałem przelać Mineral Balance do bidonu to coś tam pstrykałem z nudów.
Przeprawa promowa w Brzegu Dolnym
Piątek, 13 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 102.34 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:40 | km/h: | 21.93 |
Pr. maks.: | 50.51 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Postanowiłem przed rozpoczęciem urlopu, a właściwie na jego rozpoczęcie, bo dziś już miałem wolne odwiedzić Brzeg Dolny. Miasteczko jakich wiele można by powiedzieć, ale ta przeprawa... Nagrałęm filmik, żeby przedstawić jak to wygląda, także zapraszam do przeglądnięcia co tam niżej jest w tym wpisie.
Start raczej późno, bo dopiero o 11 udało mi się wyjechać z domu. Pogoda zadziwiająco dobra, nawet Słoneczko wyglądało dzisiaj zza chmurek. Ale trzeba najpierw przejechać przez Wrocław. O ile na prawdę lubie jeździć po Wrocławiu, choćby wały to mistrzostwo świata, to przejechanie przez to miasto rowerem (samochodem, hulajnogą i na wrotkach zresztą też), tak żeby nie nadrabiać pierdyliona kilometrów a ominąć korki, niebezpieczne miejsca, złą nawierzchnię, remonty... Ehh, może zdjęcie odda to, co czuję gdy chcę po prostu przejechać z punktu A do B.
Troszkę źle skadrowałem, miało być poziomo, by widać było parking odległy o jakieś 20 metrów... Ale na ścieżce parkuje się wygodniej...
To zjawisko powyżej zaobserwowane na Legnickiej, jedna z moich ulubionych ścieżek, bardzo pomaga wyjechać z miasta, w przeciwieństwie do ścieżek bez sensu czy dla relaksu, ta faktycznie ma jakiś cel bycia, taka rowerowa autostrada. Oczywiście ma też swoje wielkie wady, jak przewężenia, a właściwie zniknięcia ścieżki w paru miejscach, choćby pod tam jakimś wiaduktem, gdzie są schody i zjazd z barierką dla inwalidów.
W każdym razie z Legnickiej zjeżdżam przed Parkiem Zachodnim ku Mostom Milenijnym. Tutaj dodam, że już na Legnickiej stwierdziłem, że mam wiatr w twarz i się nie wysilam, tempo na 25 i starczy. Z mostu zjeżdżam świeżo wyasfaltowanym zjazdem dla blachosmrodów, jeszcze zamknięty, więc jest pięknym fragmentem do rowerowania. Potem od razu wskakuje na wały. A te oczywiście prowadzą do... Lasku Osobowickiego :D
Podsumowanie przejazdu przez miasto. W czasie godziny udało mi sie poruszać przez niewiele ponad 40 minut, złapałem chyba wszystkie możliwe czerwone światła. Dziś wyjątkowo nigdzie nie łamałem przepisów, nie przejeżdżałem na czerwonym ani nie jeździłem chodnikami czy ścieżką pod prąd. Średnia zaskakująco wysoka 19kmh ;-)
Lasek Osobowicki... to lubię. Oczywiście zjechałem sobie z góreczki, ale tylko raz, bo nieco zaniedbana i zarosło się jej. Do tego nie chciałem wyciąć orła przed tym jak właściwie wyprawa się zaczęłą.
Potem kawałek przejechałem brukiem... Bruk to mój wróg, ale nie było tego za wiele, w dodatku mogłem podziwiać kolejne miejsce gdzie budują jakieś wielkie pasy asfaltu. Trzeba będzie je rozdziewiczyć jeszcze przed oficjalnym otwarciem dla blachosmrodów ]:-D> Z bruku wpadłem wprost do Lasu Rędzińskiego. Fantastyczny jest. Szkoda, że tak daleko i całe miasto muszę pokonać, żeby tam dotrzeć.
Droga przez Las Rędziński zakończyła się w sposób dość nieoczekiwany ;-) Ale całe szczęście byli tam jak zwykle niezmordowani wędkarze, znaczy byli przede mną wiele razy, scieżka wzdłuż Odry pięknie wyjeżdżona.
Taki widok ukazał się mym oczom. Wspaniałą góreczka, nic tylko podjechać... Niestety, po drugiej stronie rzeki... Ale jest kolejny cel na trasie.
Z nadbrzeżnych chaszczo-polo-wędko ścieżynek wyjechałem taką piękną ścieżką, prawie jak na czerwonym do Wójcina, tylko mniej kolczaście, bo to nie akacje.
Las Lesicki i listek na pajęczynie.
Moja pierwsza wizyta w Lesie Lesickim, razem z Laskiem Osobowickim i Lasem Rędzińskim tworzą fantastyczne miejsce do rowerowych przejażdżek. Orzełowi też się podobało.
Woda w barwach maskujących w Lesie Lesickim. Gdyby nie krawężnik to bym wjechał...
Rzeczka ścieczka a w niej masa zawalonych pniaczków. Skoro stawik się tutaj w barwy maskujące przebrał to dlaczego rzeczka nie moze zamaskować się pieńkami drzew i krzaczorami? Dodam, że troche dalej maskowała się zderzakiem samochodu.
W kategorii zamaskowane elementy Lasu Lesickiego wygrał bezapelacyjnie most. Zamaskował się tak bardzo, że miałem wątpliwości czy rzeczywiście jest tam most. Ostatecznie zdecydowałem się poszukać mostu zdrowego psychicznie i nie bawiącego się w komandosa czy innego ninja.
Kiedyś w jakiś wpisie napisałem, że muszę mieć te tablice do mojej kolekcji tablic. To już mam.
Ruiny zameczku w Urazie. Gdyby choć z jednej strony te krzaczory wycięli. Z jednej strony git, że nikt ze sprejem nie wpadnie na te ruinki, ale z drugiej strony ja też nie mogę. No nic, przynajmniej jest tajemnica i miejsce, które dla dobrej fotki warto będzie odwiedzić zimą.
Już Brzeg Dolny. Iście prezydencka siedziba włodarzy gminy.
Brzeg Dolny. Kamieniczki tuż przed zjazdem na przeprawę. Najładniej odmalowane w okolicy. Wiedzą gdzie Adam lubi przyjechać i w jakim celu to robi.
Odjazd... wróć! Odpływ? Odbijamy! Cała naprzód! Przeprawiamy się przez Odrę.
Może średnio to widać, ale panowie promowi kierowcy ruszają tę machinę ręcznie. Najpierw siłą mięśni i stalowej brechy pan odpycha prom od brzegu. Następnie wspólnymi siłami panowie ciągną stalową linę i tym sposobem docierają do połowy, gdzie robote zaczyna wykonywać prąd. Niby cena za przejazd to 2zł od roweru, ale jeszcze nigdy nie płaciłem. Tym razem nawet nie pobierali opłat, w dodatku nie było nawet podanego czasu odjazdu. Chyba ruszają jak sie nazbiera na którymś brzegu klientów.
Z Brzegu Dolnego asfaltem dojechałem aż za Księgienice. Jakaś wioska jeszcze za nimi była, pare domów, nazwy zapomniłem. W niej się skończył asfalt i zaczęła jazda wałami. Na wałach zabawy samowyzwalaczem.
Jakaś rura.
Znalazłem te coś. Jak się okazało...
To zrekultywowane wysypisko śmieci i jestem już w Maślicach. Do samego Wrocławia powałach zajechałem. Nieraz było to niewidzialny single track, ale i tak świetna trasa.
Dojechałem do mety w najlepszym momencie, nadchodził akurat Ragnarok, po paru minutach lunęło.
Start raczej późno, bo dopiero o 11 udało mi się wyjechać z domu. Pogoda zadziwiająco dobra, nawet Słoneczko wyglądało dzisiaj zza chmurek. Ale trzeba najpierw przejechać przez Wrocław. O ile na prawdę lubie jeździć po Wrocławiu, choćby wały to mistrzostwo świata, to przejechanie przez to miasto rowerem (samochodem, hulajnogą i na wrotkach zresztą też), tak żeby nie nadrabiać pierdyliona kilometrów a ominąć korki, niebezpieczne miejsca, złą nawierzchnię, remonty... Ehh, może zdjęcie odda to, co czuję gdy chcę po prostu przejechać z punktu A do B.
Troszkę źle skadrowałem, miało być poziomo, by widać było parking odległy o jakieś 20 metrów... Ale na ścieżce parkuje się wygodniej...
To zjawisko powyżej zaobserwowane na Legnickiej, jedna z moich ulubionych ścieżek, bardzo pomaga wyjechać z miasta, w przeciwieństwie do ścieżek bez sensu czy dla relaksu, ta faktycznie ma jakiś cel bycia, taka rowerowa autostrada. Oczywiście ma też swoje wielkie wady, jak przewężenia, a właściwie zniknięcia ścieżki w paru miejscach, choćby pod tam jakimś wiaduktem, gdzie są schody i zjazd z barierką dla inwalidów.
W każdym razie z Legnickiej zjeżdżam przed Parkiem Zachodnim ku Mostom Milenijnym. Tutaj dodam, że już na Legnickiej stwierdziłem, że mam wiatr w twarz i się nie wysilam, tempo na 25 i starczy. Z mostu zjeżdżam świeżo wyasfaltowanym zjazdem dla blachosmrodów, jeszcze zamknięty, więc jest pięknym fragmentem do rowerowania. Potem od razu wskakuje na wały. A te oczywiście prowadzą do... Lasku Osobowickiego :D
Podsumowanie przejazdu przez miasto. W czasie godziny udało mi sie poruszać przez niewiele ponad 40 minut, złapałem chyba wszystkie możliwe czerwone światła. Dziś wyjątkowo nigdzie nie łamałem przepisów, nie przejeżdżałem na czerwonym ani nie jeździłem chodnikami czy ścieżką pod prąd. Średnia zaskakująco wysoka 19kmh ;-)
Lasek Osobowicki... to lubię. Oczywiście zjechałem sobie z góreczki, ale tylko raz, bo nieco zaniedbana i zarosło się jej. Do tego nie chciałem wyciąć orła przed tym jak właściwie wyprawa się zaczęłą.
Potem kawałek przejechałem brukiem... Bruk to mój wróg, ale nie było tego za wiele, w dodatku mogłem podziwiać kolejne miejsce gdzie budują jakieś wielkie pasy asfaltu. Trzeba będzie je rozdziewiczyć jeszcze przed oficjalnym otwarciem dla blachosmrodów ]:-D> Z bruku wpadłem wprost do Lasu Rędzińskiego. Fantastyczny jest. Szkoda, że tak daleko i całe miasto muszę pokonać, żeby tam dotrzeć.
Droga przez Las Rędziński zakończyła się w sposób dość nieoczekiwany ;-) Ale całe szczęście byli tam jak zwykle niezmordowani wędkarze, znaczy byli przede mną wiele razy, scieżka wzdłuż Odry pięknie wyjeżdżona.
Taki widok ukazał się mym oczom. Wspaniałą góreczka, nic tylko podjechać... Niestety, po drugiej stronie rzeki... Ale jest kolejny cel na trasie.
Z nadbrzeżnych chaszczo-polo-wędko ścieżynek wyjechałem taką piękną ścieżką, prawie jak na czerwonym do Wójcina, tylko mniej kolczaście, bo to nie akacje.
Las Lesicki i listek na pajęczynie.
Moja pierwsza wizyta w Lesie Lesickim, razem z Laskiem Osobowickim i Lasem Rędzińskim tworzą fantastyczne miejsce do rowerowych przejażdżek. Orzełowi też się podobało.
Woda w barwach maskujących w Lesie Lesickim. Gdyby nie krawężnik to bym wjechał...
Rzeczka ścieczka a w niej masa zawalonych pniaczków. Skoro stawik się tutaj w barwy maskujące przebrał to dlaczego rzeczka nie moze zamaskować się pieńkami drzew i krzaczorami? Dodam, że troche dalej maskowała się zderzakiem samochodu.
W kategorii zamaskowane elementy Lasu Lesickiego wygrał bezapelacyjnie most. Zamaskował się tak bardzo, że miałem wątpliwości czy rzeczywiście jest tam most. Ostatecznie zdecydowałem się poszukać mostu zdrowego psychicznie i nie bawiącego się w komandosa czy innego ninja.
Kiedyś w jakiś wpisie napisałem, że muszę mieć te tablice do mojej kolekcji tablic. To już mam.
Ruiny zameczku w Urazie. Gdyby choć z jednej strony te krzaczory wycięli. Z jednej strony git, że nikt ze sprejem nie wpadnie na te ruinki, ale z drugiej strony ja też nie mogę. No nic, przynajmniej jest tajemnica i miejsce, które dla dobrej fotki warto będzie odwiedzić zimą.
Już Brzeg Dolny. Iście prezydencka siedziba włodarzy gminy.
Brzeg Dolny. Kamieniczki tuż przed zjazdem na przeprawę. Najładniej odmalowane w okolicy. Wiedzą gdzie Adam lubi przyjechać i w jakim celu to robi.
Odjazd... wróć! Odpływ? Odbijamy! Cała naprzód! Przeprawiamy się przez Odrę.
Może średnio to widać, ale panowie promowi kierowcy ruszają tę machinę ręcznie. Najpierw siłą mięśni i stalowej brechy pan odpycha prom od brzegu. Następnie wspólnymi siłami panowie ciągną stalową linę i tym sposobem docierają do połowy, gdzie robote zaczyna wykonywać prąd. Niby cena za przejazd to 2zł od roweru, ale jeszcze nigdy nie płaciłem. Tym razem nawet nie pobierali opłat, w dodatku nie było nawet podanego czasu odjazdu. Chyba ruszają jak sie nazbiera na którymś brzegu klientów.
Z Brzegu Dolnego asfaltem dojechałem aż za Księgienice. Jakaś wioska jeszcze za nimi była, pare domów, nazwy zapomniłem. W niej się skończył asfalt i zaczęła jazda wałami. Na wałach zabawy samowyzwalaczem.
Jakaś rura.
Znalazłem te coś. Jak się okazało...
To zrekultywowane wysypisko śmieci i jestem już w Maślicach. Do samego Wrocławia powałach zajechałem. Nieraz było to niewidzialny single track, ale i tak świetna trasa.
Dojechałem do mety w najlepszym momencie, nadchodził akurat Ragnarok, po paru minutach lunęło.
Park Brochowski
Czwartek, 12 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 16.76 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 01:13 | km/h: | 13.78 |
Pr. maks.: | 38.57 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Lajcikowo w stałym towarzystwie do kolejnego parku, tym razem na cel obraliśmy Park Brochowski. Malutki taki, nie nada się na rowerowanie, ale odhaczony.
praca
Czwartek, 12 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Uwaga! Nisko latający rowerzyści
Środa, 11 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 142.67 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 06:53 | km/h: | 20.73 |
Pr. maks.: | 68.85 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie mam sił dzisiaj pisać. Ale zdjęcia przygotowałem :D
Orzeł7 przed wyjazdem. Prawie czysty i opakowany. Nie lubie z plecakiem, a wody trzeba było i coś na deszcz ochronnego, do tego pare kluczy też zabrałem.
Początek był ciężki, pod wiatr. Tempo ustaliło się na 26kmh.
Koniki w Krzyżowicach, zrobiłem im focię, bo akurat przy nich nawracałem, pomyliłem drogę...
Tuż za wsią Bąki a przed Owsianką skręciłem na jakiś nowy asfalcik. Ładnie się kwiatki prezentowały, a i tak musiałem przelać wodę więc im zrobiłem słitaśne focie.
W pionie i poziomie, bo nie wiedziałem które lepsze.
Mój cel, w przeciwieństwie do ostatniej wycieczki w te strone tym razem był cały czas doskonale widoczny.
Potem mam luke w zdjęciach, na podjeździe się skupiłem. Dopiero ten znak mnie wyrwał z tego szału kręcenia po lasach porastających masyw Ślęży. Nazwałem go "Uwaga! Nisko latający rowerzyści" i od niego tytuł dzisiejszej wycieczki.
Nikt co prawda nie przeleciał, ale nazwa Ślęży wywodzi się od błota nie bez przyczyny. Buty się suszą.
Przez te bajorka miałem sporo postajów na trasie. Jeden z nich wypadł jednak w całkiem przyjemnym miejscu, co prawda komary cięły jak wszędzie, ale widoczki były.
Pare chwil bez roweru. Po schodkach do góry, obadać co tam jest.
Jak się wspinałem do góry po schodkach to z tajniaka obserwował mnie jakiś gościu ukryty w skale. Ninja zapewne.
A oto co czekało na mnie na szczycie. Woda nie była może najlepsza, ale za to zimniasta. Szkoda że nie zabrałem do góry bidonu.
Po 19 kilometrach jeżdżenia skończyła mi się ścieżka. Oceniłem że szczyt blisko i można targać z buciora. Po drodze trafiłem na coś co jest może z 200m od szczytu, w poziomie, opisane prawdopodobnie jako miejsce kultu, ale kamień był bardzo starty. W każdym razie woda syfiasta i na nic się nie przydały te dołki. Jak widać orzeł też odpoczytał.
Pare chwil po zdobyciu prawie szczytu :D zdjęcie z kamienia pod krzyżem.
Widok na kolejny cel na dzisiaj. Już ze szczytu, a nawet z wieży na szczycie.
Nadal na wieży. Widoczek na Sulistrowiczki.
Wypatrzyłem coś co przypomina stok narciarski na Raduni. Ciekawe jak długi i czy warto byłoby sie tam wybrać? Trzeba będzie obadać, zarówno pod kątem nart, snowboardu jak i downillu :D
Autoportret, żeby nie było, że zdjęcia ukradłem i nabijam sobie kilomterów wycieczkami palcem po mapie.
Po 20 minutach na wieży, zjedzeniu chałwy mocy i wydudlaniu resztek wody czas zejść z wieży widokowej i pomknąć w dal. Dochodzi 15 a ja jeszcze daleko od domu.
Pożegnalne zdjęcie kościółka.
Pogoniłem niedźwiedzia.
Ale potem niedźwiedź pogonił mnie. Na zjeździe max speed wycieczki. Tutaj już widok na Ślęże z zapory mietkowskiej. Po drodze na Mietków się pogubiłem znowu i jechałem przez Zacharzyce.
Zoom na Ślęże.
Zoom na stateczek.
W oddali to zapewne Sowie Góry. Trzeba będzie je przerowerować kiedyś.
Bożygniew.
A to już Wrocław. Takie coś mi się znalazło. Swoją drogą wracałem przez Wrocław takimi zakątkami jakich nigdy nie widziałem. Od Mokronosa. Ostatecznie pięknie dojechałem na Grabiszyński park. Przez park przewiozłem się na kole jakichś średnio rozmownych dwóch mtbowców. Przyzpieszyli mnie, ale za to dobrze pokierowali, lepiej pojechali niż sam bym do domu miał kierować się.
Orzeł7 przed wyjazdem. Prawie czysty i opakowany. Nie lubie z plecakiem, a wody trzeba było i coś na deszcz ochronnego, do tego pare kluczy też zabrałem.
Początek był ciężki, pod wiatr. Tempo ustaliło się na 26kmh.
Koniki w Krzyżowicach, zrobiłem im focię, bo akurat przy nich nawracałem, pomyliłem drogę...
Tuż za wsią Bąki a przed Owsianką skręciłem na jakiś nowy asfalcik. Ładnie się kwiatki prezentowały, a i tak musiałem przelać wodę więc im zrobiłem słitaśne focie.
W pionie i poziomie, bo nie wiedziałem które lepsze.
Mój cel, w przeciwieństwie do ostatniej wycieczki w te strone tym razem był cały czas doskonale widoczny.
Potem mam luke w zdjęciach, na podjeździe się skupiłem. Dopiero ten znak mnie wyrwał z tego szału kręcenia po lasach porastających masyw Ślęży. Nazwałem go "Uwaga! Nisko latający rowerzyści" i od niego tytuł dzisiejszej wycieczki.
Nikt co prawda nie przeleciał, ale nazwa Ślęży wywodzi się od błota nie bez przyczyny. Buty się suszą.
Przez te bajorka miałem sporo postajów na trasie. Jeden z nich wypadł jednak w całkiem przyjemnym miejscu, co prawda komary cięły jak wszędzie, ale widoczki były.
Pare chwil bez roweru. Po schodkach do góry, obadać co tam jest.
Jak się wspinałem do góry po schodkach to z tajniaka obserwował mnie jakiś gościu ukryty w skale. Ninja zapewne.
A oto co czekało na mnie na szczycie. Woda nie była może najlepsza, ale za to zimniasta. Szkoda że nie zabrałem do góry bidonu.
Po 19 kilometrach jeżdżenia skończyła mi się ścieżka. Oceniłem że szczyt blisko i można targać z buciora. Po drodze trafiłem na coś co jest może z 200m od szczytu, w poziomie, opisane prawdopodobnie jako miejsce kultu, ale kamień był bardzo starty. W każdym razie woda syfiasta i na nic się nie przydały te dołki. Jak widać orzeł też odpoczytał.
Pare chwil po zdobyciu prawie szczytu :D zdjęcie z kamienia pod krzyżem.
Widok na kolejny cel na dzisiaj. Już ze szczytu, a nawet z wieży na szczycie.
Nadal na wieży. Widoczek na Sulistrowiczki.
Wypatrzyłem coś co przypomina stok narciarski na Raduni. Ciekawe jak długi i czy warto byłoby sie tam wybrać? Trzeba będzie obadać, zarówno pod kątem nart, snowboardu jak i downillu :D
Autoportret, żeby nie było, że zdjęcia ukradłem i nabijam sobie kilomterów wycieczkami palcem po mapie.
Po 20 minutach na wieży, zjedzeniu chałwy mocy i wydudlaniu resztek wody czas zejść z wieży widokowej i pomknąć w dal. Dochodzi 15 a ja jeszcze daleko od domu.
Pożegnalne zdjęcie kościółka.
Pogoniłem niedźwiedzia.
Ale potem niedźwiedź pogonił mnie. Na zjeździe max speed wycieczki. Tutaj już widok na Ślęże z zapory mietkowskiej. Po drodze na Mietków się pogubiłem znowu i jechałem przez Zacharzyce.
Zoom na Ślęże.
Zoom na stateczek.
W oddali to zapewne Sowie Góry. Trzeba będzie je przerowerować kiedyś.
Bożygniew.
A to już Wrocław. Takie coś mi się znalazło. Swoją drogą wracałem przez Wrocław takimi zakątkami jakich nigdy nie widziałem. Od Mokronosa. Ostatecznie pięknie dojechałem na Grabiszyński park. Przez park przewiozłem się na kole jakichś średnio rozmownych dwóch mtbowców. Przyzpieszyli mnie, ale za to dobrze pokierowali, lepiej pojechali niż sam bym do domu miał kierować się.
lans po Ślężnej
Wtorek, 10 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 13.59 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:01 | km/h: | 13.37 |
Pr. maks.: | 32.64 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wieczorny kurs z Adelą i Ewką którego celem była jakaś ciekawostka na ulicy Ślężnej o której wyczytała gdzieś Adela. Nic nie znaleźliśmy, ale Ślężna przejechana do końca. Powrót bocznymi uliczkami i zakamarkami. Ostatecznie trafiliśmy na skrzyżowanie przez które praktycznie wszystkie moje trasy prowadzą, w związku z czym znam już wszystkie drogi dojazdowe do niego, będzie więcej opcji kombinowania szlaków teraz.