Park Grabiszyński
Niedziela, 1 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 21.54 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 13.60 |
Pr. maks.: | 31.35 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ledwo dojechałem do Wrocławia, to się dowiedziałem, ze dziewczyny planują coś sobie wieczorem przejechać. Że nie wyszedł mi rozjazd po tym dojeździe bo jakoś nie mogłem przestać dociskać nawet po mieście, dopiero jak zjechałem na ścieżynkę rowerową to zwolniłem, to postanowiłem przejechać się z nimi, tempo idealne na rozjazd i uspokojenie organizmu. Ledwo ruszyliśmy to od razu organizm zaczął się lepiej zachowywać. Jednak zbawienne jest robienie ostatnich 10ciu kilometrów lajtowym tempem, uspokajanie organizmu.
Muszę także przyznać, że trasa którą mi dzisiaj przedstawiły jest na prawdę super. Park Grabiszyński, to było miejsce które prawdopodobnie które odwiedziliśmy, chociaż biorąc pod uwage że Park Wschodni nazwały Zachodnim to nie mam pojęcia czy rzeczywiście w Parku Grabiszyńskim byliśmy. Muszę to sprawdzić i muszę opracować do niego jakiś lajcikowy dojazd. Przypomina znacznie powiększoną wersję Lasku Osobowickiego, tak na oko można po nim zrobić z 10kaemów bez powtarzania kawałka ścieżyny.
Oby jak najwięcej takich dni :D
Muszę także przyznać, że trasa którą mi dzisiaj przedstawiły jest na prawdę super. Park Grabiszyński, to było miejsce które prawdopodobnie które odwiedziliśmy, chociaż biorąc pod uwage że Park Wschodni nazwały Zachodnim to nie mam pojęcia czy rzeczywiście w Parku Grabiszyńskim byliśmy. Muszę to sprawdzić i muszę opracować do niego jakiś lajcikowy dojazd. Przypomina znacznie powiększoną wersję Lasku Osobowickiego, tak na oko można po nim zrobić z 10kaemów bez powtarzania kawałka ścieżyny.
Oby jak najwięcej takich dni :D
Do Wrocławia
Niedziela, 1 sierpnia 2010 Kategoria bike: elnino, dist: 100 and more
Km: | 118.16 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 04:10 | km/h: | 28.36 |
Pr. maks.: | 39.56 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót z wczorajszej wycieczki do domu, czyli trasa Byczyna -> Wrocław.
Pogoda do jazdy była dziś wprost wymarzona. Jechało się przecudnie fantastycznie, ultra smerfastycznie i w ogóle... Zaczątek był troche kiepskawy, bo wpierw chciałem jechać tak jak przyjechałem, ale już w Polanowicach uderzył mi w twarz wmordewiatr i natychmiast zmieniłem plany, postanowiłem skorzystać z asfaltu. Jednak aby wpadło trochę terenu, nie wracałem się, ani nie nadrabiałem masy kilometrów przez Bruny czy inne fantastyczne rejony, a przejechałem dookoła zalewu :D Tam wpadł teren i spadła średnia, bo nie mogłem szybko jechać przez błoto i wiezione żarcie. Przepyszne cukinie, mase fasolki i inne zbiory zebrane przez mamuśke na działce.
Nie wiem dlaczego mi padło na mózg i jechałem patrząc na strzałeczkę od średniej. Ale ta cały czas wskazywała w górę. Już przed Namysłowem dobiła do 26kmh. Tam przystanek, (tutaj uwaga!) pod lidlem (hehe, żartowałem z tym uwaga). Standardowo, jogurcik i napój zakupiłem. Napój od razu nalałem, bo pierwszy bidon padł już w Gręboszowie. Mimo, że stając pod lidlem czułem już nieco w nogach, to jogurcik chyba okazał się jogurcikiem mocy, bo nagle zacząłem jechać jeszcze szybciej niż prędzej, na liczniku zaczęła królować liczba 32.
Do Bierutowa dotarłem w tempie ekspresowym, jednak wzniesienia na linii Namysłów-Bierutów trochę mnie zdemotywowały, chyba za sztybko je brałem. Tym razem za Bierutowem skręciłem w pierwszy zjazd, droga dłuższa, ale mniej głównej i poremontowane już drogi i mosty. Tylko raz musiałem stanąć i zapytać się o drogę. Nie wiedzieć czemu wzbudzałem w mijanych wsiach sensację, wszyscy się za mną oglądali. W sumie fajnie, bo większość mijanych była tej piękniejszej płci. To pewnie moja nowa czerwona koszulka tak działała, albo wieziona w sakwach cukinia ;-)
Najbardziej zirytował mnie pan jadący na pasażera w czarnym bmw kombiaku, wystawił się przez okno i zakrzyczał "chcesz piwa" trzymając w ręku prawdopodobnie puszkę tyskiego... wrr, niby jak ja miałem złapać to piwo jak jechali z 80kmh conajmniej? Ciekawa też była sytuacja z młodzikami na motorku, wyprzedzili mnie, lampiąc się jak na debila. Odjechali kawałek dalej a następnie zwolnili, zawołując coś do mnie gdy przejeżdżałem obok nich. Nie mam pojęcia czego chcieli, ale nie wykonali tego manewru najlepiej... Potem mnie znowu wyprzedzili z jeszcze jedną parą na motorku, też się lampiąc ale już nic nie zawołali.
Gdzieś w okolicach Piszkawy minąłem starszego bikera na kolarce. Wjeżdżał pod górkę coś koło 30kmh, ja już nieco chiloować zaczynałem, a ten mnie pobudził żeby znowu jechać ponad 30. Gdzieś po drodze wstrzymałem się raz, żeby wspomóc panu na rowerku z mapą. Po drodze spostrzegłem też straszny widok, rozlaną na drodze puszkę tyskiego... Pewnie wypadło panu z kombiaka, za karę za znęcanie się nad spragnionym bajkerem.
To w zasadzie koniec atrakcji. Spisałem dane z licznika przed wjazdem do miasta, na krzyżówce wyjazdowej z Wilczyc, było wówczas tak:
DST 106,63
TM 3:42:24
AVS 28,77 kmh
MXS 39,56
Pogoda do jazdy była dziś wprost wymarzona. Jechało się przecudnie fantastycznie, ultra smerfastycznie i w ogóle... Zaczątek był troche kiepskawy, bo wpierw chciałem jechać tak jak przyjechałem, ale już w Polanowicach uderzył mi w twarz wmordewiatr i natychmiast zmieniłem plany, postanowiłem skorzystać z asfaltu. Jednak aby wpadło trochę terenu, nie wracałem się, ani nie nadrabiałem masy kilometrów przez Bruny czy inne fantastyczne rejony, a przejechałem dookoła zalewu :D Tam wpadł teren i spadła średnia, bo nie mogłem szybko jechać przez błoto i wiezione żarcie. Przepyszne cukinie, mase fasolki i inne zbiory zebrane przez mamuśke na działce.
Nie wiem dlaczego mi padło na mózg i jechałem patrząc na strzałeczkę od średniej. Ale ta cały czas wskazywała w górę. Już przed Namysłowem dobiła do 26kmh. Tam przystanek, (tutaj uwaga!) pod lidlem (hehe, żartowałem z tym uwaga). Standardowo, jogurcik i napój zakupiłem. Napój od razu nalałem, bo pierwszy bidon padł już w Gręboszowie. Mimo, że stając pod lidlem czułem już nieco w nogach, to jogurcik chyba okazał się jogurcikiem mocy, bo nagle zacząłem jechać jeszcze szybciej niż prędzej, na liczniku zaczęła królować liczba 32.
Do Bierutowa dotarłem w tempie ekspresowym, jednak wzniesienia na linii Namysłów-Bierutów trochę mnie zdemotywowały, chyba za sztybko je brałem. Tym razem za Bierutowem skręciłem w pierwszy zjazd, droga dłuższa, ale mniej głównej i poremontowane już drogi i mosty. Tylko raz musiałem stanąć i zapytać się o drogę. Nie wiedzieć czemu wzbudzałem w mijanych wsiach sensację, wszyscy się za mną oglądali. W sumie fajnie, bo większość mijanych była tej piękniejszej płci. To pewnie moja nowa czerwona koszulka tak działała, albo wieziona w sakwach cukinia ;-)
Najbardziej zirytował mnie pan jadący na pasażera w czarnym bmw kombiaku, wystawił się przez okno i zakrzyczał "chcesz piwa" trzymając w ręku prawdopodobnie puszkę tyskiego... wrr, niby jak ja miałem złapać to piwo jak jechali z 80kmh conajmniej? Ciekawa też była sytuacja z młodzikami na motorku, wyprzedzili mnie, lampiąc się jak na debila. Odjechali kawałek dalej a następnie zwolnili, zawołując coś do mnie gdy przejeżdżałem obok nich. Nie mam pojęcia czego chcieli, ale nie wykonali tego manewru najlepiej... Potem mnie znowu wyprzedzili z jeszcze jedną parą na motorku, też się lampiąc ale już nic nie zawołali.
Gdzieś w okolicach Piszkawy minąłem starszego bikera na kolarce. Wjeżdżał pod górkę coś koło 30kmh, ja już nieco chiloować zaczynałem, a ten mnie pobudził żeby znowu jechać ponad 30. Gdzieś po drodze wstrzymałem się raz, żeby wspomóc panu na rowerku z mapą. Po drodze spostrzegłem też straszny widok, rozlaną na drodze puszkę tyskiego... Pewnie wypadło panu z kombiaka, za karę za znęcanie się nad spragnionym bajkerem.
To w zasadzie koniec atrakcji. Spisałem dane z licznika przed wjazdem do miasta, na krzyżówce wyjazdowej z Wilczyc, było wówczas tak:
DST 106,63
TM 3:42:24
AVS 28,77 kmh
MXS 39,56
Do dom
Sobota, 31 lipca 2010 Kategoria bike: elnino, cel: dojazd, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 117.93 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 04:46 | km/h: | 24.74 |
Pr. maks.: | 39.56 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niewiele brakowało a byłbym teraz w Kostrzynie nad Odrą na znanym festiwalu. Jakoś tak jednak nie udało mi się wybrać na to wydarzenie, prawdopodobnie dlatego, że zacząłem planować wyjazd dzień wcześniej po pracy... i nic nie zaplanowałem... No nic nie zawsze wyjazdy spontaniczne się udają. W każdym razie żeby to sobie odbić już w piątek miałem się gdzieś przejechać. Po głowie chodziła mi nawet Ślęża. Jednak w piątek ciągle padało. Tak się jakoś złożyło, że w domu akurat czekała na mnie nowa karta bankomatowa, bo poprzednią oddałem w banku, bo się spsujała. No więc trzeba było pojechać do domu, a że pogoda w ten weekend miała być dobra, co zresztą jako człowiek znający się na chmurach przepowiedziałem poprzedniego wieczora, to postanowiłem wybrać się rowerem. Dawno tego już nie robiłem, a z wakacyjnego lokum wcale.
Trasa, w jakichś 8% dziewicza. Muszę jednak zakupić sobie wreszcie mapę okolic Namysłowa, bo tam jeszcze parę kaemów można ugrać wybierając teren. Średnią zabił mi najpierw wyjazd z Wrocławia. Dopóki nie dotarłem na wały to strasznie się ślimaczyłem. Blachosmrody, krawężniki i remonty... brrrr... Wałami po wielkiej wyspie na Wilczyce. Wały nieco podbiły średnią, ale na ostatnim fragmencie zaczęły się worki z piaskiem i piaszczysta droga z kałużo-bajorkami. Tak, po pierwszych 14km średnia oscylowałą w okolicach 19kmh. Od Wilczyc do samego Namysłowa w zasadzie nic nowego. Wariant z wpadnięciem na główną dalej od Bierutowa. Bierutów przywitał mnie deszczem, od razu zrobiło się zimno i nieprzyjemnie. Tempo znowu spadło, ale średnia już była ponad 25. Przez sam Bierutów przeleciałem ponad 30, bo stresował mnie jakiś samochodziarz jadąc ciągle za mną.
Opolskie przywitało mnie wmordewiatrem. Deszcz już nie padał, ale ciągle mżawiło, także wiatr + woda w twarz, też nie było to przyjemne. Wszystko magicznie zaczęło się odmieniać w Namysłowie. Miasto które bez większej przyczyny po prostu lubię przywitało mnie końcem deszczu. Wpadłem w rynek, który w sumie badziewny maja (ale centrum kulturalne to w końcu wyspa a nie rynek), celem zakupienia sobie browarka na wieczór. Po debacie z panem sprzedawcą na temat co to teraz Browary Namysłów maja w ofercie zakupiłem Zamkowe Eksport i Zlaty Denar Chmielowy. Ten drugi wyśmienity. Zapłaciłem śmieszne pieniądze 4zł za oba łącznie. Kolejny postój z 300m dalej, pod Lidlem. Po wyjeździe na Pradziada lidl na trasie przekonuje mnie nawet bardziej niż biedronka. Zakupiłem przepyszny sok jabłkowy, ciasteczka i jogurt. Gdy wyszedłem - znów świeciło na mnie Słońce :D
O tak, tego mi właśnie było trzeba - Słońca. Cały tydzień tylko o tym marzyłem i wreszcie się ukazało. To i być może spożyty jogurt i cistka sprawiły, że średnia znów zaczęłą rosnąć. Maksimum osiągnęła w wiosce za Gręboszowem. Za Gręboszowem zaczęłą się dziewicza trasa. 80km i średnia 25.96 coś takiego było jeśli pamiętam dobrze. Znaczy średnia na pewno, ale dystans strzelam bo nie zapamiętałem ;-) Wjechałem w teren. Na początku było nieźle. Nawet jakichś wielkich kałuż nie było. Po jakimś czasie okazało się, że marnie wjechałem, bo dojechałem do znanej mi już drogi. Z jednej strony marnie, a z drugiej, pamiętałem jej możliwości eksploracji. Właściwie to nie wiem nawet gdzie byłem. Ostatecznie dotarłem do Woskowic Górnych. Stamtąd na Szymonków. Lasami na Komorzno.
Tuż przed Wesołą i Szymonkowem, jedna z moich ulubionych wiosek, z tablicami wyglądającymi na zriobione przez samych mieszkańców, bez asfaltu, zgubione daleko od głównych dróg. Szkoda że coraz mniej takich jest zamieszkanych.
Z Komorzna... za Komorznem było takie błoto... nie da się tego opisać. Jak przedarłem się przez "Ekologiczną Myjnię" co wcale łatwo nie było i pare nieprzyzwoitych słów poleciało gdy spadałem ze środka drogi w koleinę, albo krzaczory były przez całą szerokość drogi i mokre, kłujące gałęzie musiałem przyjmować na klate, jak już się przedarłem, aż mnie zamurowało. Zobaczyłem z 600m na których można by swobodnie urządzać zapasy w błocie. Nikt nie postawił znaku, że drogę zmyło w las, a to co zostało jest rozjeżdżoną przez ciagniki breją. No ale co, miałem wracać przez te krzaczory? Postanowiłem wrzucić coś na ekstremalne podjazdy przełożenie 1.0 i powalczyć, w końcu od tyłu błotem nie dostene, sakwy mnie obronią, byle się nie zatrzymać, byle się nie zakopać i nie utopić. Początek rzeczywiście był trudny. Ale gdy wjechałem w ślad traktora zapadałem się już tylko trochę ponad wysokość opony. Tempo zbliżone do tego z podjazdy na Pradziada, czasem niższe, żeby nie stracić przyczepności do dna i jedziem. Można przypuszczać, że jestem pierwszym rowerzystą który przejechał tą drogą od dłuższego czasu, JUPI :D explorer i turista :D Tuż za lasem spotkałem sąsiada, majstrował coś przy swoim rowerze. Dodam że ma ponad 70 na karku i nie zdziwiłoby mnie bardzo gdyby w poszukiwaniu grzybów czy innego dobrodziejstwa został drugą osobą która przejedzie tę droge. Ale moje ślady już się odcisnęły.
Wspomniana "Ekologiczna Myjnia", napis na tabliczce w opisie zdjęcia na linkowanym przez nie moim fmixie.
Po tych wszystkich terenach średnia spadła znacznie, no i zmęczenie już się pojawiło. Trzymając 26 poturlałem się asfaltem na chate. Ostatni mocniejszy akcent to podjazd pod górkę ciecierzyńską przy utrzymaniu 28kmh.
Ogólnie to piękna dziś pogoda na rower była. Jeszcze tylko deszcz wyeliminować, dać więcej słońca i tak do tych 28 stopni dobić i będzie cudnie, miodnie i orzeszkowo.
I tym sposobem zamykamy lipiec 2010, miesiąc dwóch przepięknych wycieczek i rekordu prędkości, a to wszystko mimo tego że pracuje :D
Trasa, w jakichś 8% dziewicza. Muszę jednak zakupić sobie wreszcie mapę okolic Namysłowa, bo tam jeszcze parę kaemów można ugrać wybierając teren. Średnią zabił mi najpierw wyjazd z Wrocławia. Dopóki nie dotarłem na wały to strasznie się ślimaczyłem. Blachosmrody, krawężniki i remonty... brrrr... Wałami po wielkiej wyspie na Wilczyce. Wały nieco podbiły średnią, ale na ostatnim fragmencie zaczęły się worki z piaskiem i piaszczysta droga z kałużo-bajorkami. Tak, po pierwszych 14km średnia oscylowałą w okolicach 19kmh. Od Wilczyc do samego Namysłowa w zasadzie nic nowego. Wariant z wpadnięciem na główną dalej od Bierutowa. Bierutów przywitał mnie deszczem, od razu zrobiło się zimno i nieprzyjemnie. Tempo znowu spadło, ale średnia już była ponad 25. Przez sam Bierutów przeleciałem ponad 30, bo stresował mnie jakiś samochodziarz jadąc ciągle za mną.
Opolskie przywitało mnie wmordewiatrem. Deszcz już nie padał, ale ciągle mżawiło, także wiatr + woda w twarz, też nie było to przyjemne. Wszystko magicznie zaczęło się odmieniać w Namysłowie. Miasto które bez większej przyczyny po prostu lubię przywitało mnie końcem deszczu. Wpadłem w rynek, który w sumie badziewny maja (ale centrum kulturalne to w końcu wyspa a nie rynek), celem zakupienia sobie browarka na wieczór. Po debacie z panem sprzedawcą na temat co to teraz Browary Namysłów maja w ofercie zakupiłem Zamkowe Eksport i Zlaty Denar Chmielowy. Ten drugi wyśmienity. Zapłaciłem śmieszne pieniądze 4zł za oba łącznie. Kolejny postój z 300m dalej, pod Lidlem. Po wyjeździe na Pradziada lidl na trasie przekonuje mnie nawet bardziej niż biedronka. Zakupiłem przepyszny sok jabłkowy, ciasteczka i jogurt. Gdy wyszedłem - znów świeciło na mnie Słońce :D
O tak, tego mi właśnie było trzeba - Słońca. Cały tydzień tylko o tym marzyłem i wreszcie się ukazało. To i być może spożyty jogurt i cistka sprawiły, że średnia znów zaczęłą rosnąć. Maksimum osiągnęła w wiosce za Gręboszowem. Za Gręboszowem zaczęłą się dziewicza trasa. 80km i średnia 25.96 coś takiego było jeśli pamiętam dobrze. Znaczy średnia na pewno, ale dystans strzelam bo nie zapamiętałem ;-) Wjechałem w teren. Na początku było nieźle. Nawet jakichś wielkich kałuż nie było. Po jakimś czasie okazało się, że marnie wjechałem, bo dojechałem do znanej mi już drogi. Z jednej strony marnie, a z drugiej, pamiętałem jej możliwości eksploracji. Właściwie to nie wiem nawet gdzie byłem. Ostatecznie dotarłem do Woskowic Górnych. Stamtąd na Szymonków. Lasami na Komorzno.
Tuż przed Wesołą i Szymonkowem, jedna z moich ulubionych wiosek, z tablicami wyglądającymi na zriobione przez samych mieszkańców, bez asfaltu, zgubione daleko od głównych dróg. Szkoda że coraz mniej takich jest zamieszkanych.
Z Komorzna... za Komorznem było takie błoto... nie da się tego opisać. Jak przedarłem się przez "Ekologiczną Myjnię" co wcale łatwo nie było i pare nieprzyzwoitych słów poleciało gdy spadałem ze środka drogi w koleinę, albo krzaczory były przez całą szerokość drogi i mokre, kłujące gałęzie musiałem przyjmować na klate, jak już się przedarłem, aż mnie zamurowało. Zobaczyłem z 600m na których można by swobodnie urządzać zapasy w błocie. Nikt nie postawił znaku, że drogę zmyło w las, a to co zostało jest rozjeżdżoną przez ciagniki breją. No ale co, miałem wracać przez te krzaczory? Postanowiłem wrzucić coś na ekstremalne podjazdy przełożenie 1.0 i powalczyć, w końcu od tyłu błotem nie dostene, sakwy mnie obronią, byle się nie zatrzymać, byle się nie zakopać i nie utopić. Początek rzeczywiście był trudny. Ale gdy wjechałem w ślad traktora zapadałem się już tylko trochę ponad wysokość opony. Tempo zbliżone do tego z podjazdy na Pradziada, czasem niższe, żeby nie stracić przyczepności do dna i jedziem. Można przypuszczać, że jestem pierwszym rowerzystą który przejechał tą drogą od dłuższego czasu, JUPI :D explorer i turista :D Tuż za lasem spotkałem sąsiada, majstrował coś przy swoim rowerze. Dodam że ma ponad 70 na karku i nie zdziwiłoby mnie bardzo gdyby w poszukiwaniu grzybów czy innego dobrodziejstwa został drugą osobą która przejedzie tę droge. Ale moje ślady już się odcisnęły.
Wspomniana "Ekologiczna Myjnia", napis na tabliczce w opisie zdjęcia na linkowanym przez nie moim fmixie.
Po tych wszystkich terenach średnia spadła znacznie, no i zmęczenie już się pojawiło. Trzymając 26 poturlałem się asfaltem na chate. Ostatni mocniejszy akcent to podjazd pod górkę ciecierzyńską przy utrzymaniu 28kmh.
Ogólnie to piękna dziś pogoda na rower była. Jeszcze tylko deszcz wyeliminować, dać więcej słońca i tak do tych 28 stopni dobić i będzie cudnie, miodnie i orzeszkowo.
I tym sposobem zamykamy lipiec 2010, miesiąc dwóch przepięknych wycieczek i rekordu prędkości, a to wszystko mimo tego że pracuje :D
Aleja Róż
Piątek, 30 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 54.21 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 20.59 |
Pr. maks.: | 42.11 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Deszczowo. Chociaż bardziej mżyście, dżdżawkowo. Koło 14 wyszedłem wyprowadzić rower na spacer. Kierunek Decathlon - trzeba kupić pare dętek dla oldsa, a w decathlonie mają najtańsze, przebijają nawet bogdana. Co prawda kapcie się łapie, ale... Decathlon przywitał mnie wystawą namiotów. Kilka było całkiem fajnych, ale niestety bez uber-przedsionka w którym możnaby schować rower. Chociaż czy przedsionek na rower jest mi na prawdę potrzebny? Jak się weźmie 100 kilowe zapięcie (choćby takie jakie ostatnio u Bogdana nabyłem) to rower można przypiąć do drzewa (choćby tak jak to na WTHIHel2010). Poszedłem po dętki, przejrzałem pare innych półek w strefie rowerowej i udałem się do kasy. Podstępne sprzedawczynie zmusiły mnie siłą do nabycia taniej koszulki rowerowej. Też nie opierałem się zbyt stanowczo. Wracając z Bielan objechałem Park Południowy. Podjazd pod altanke to kupa zabawy.
Po Decathlonie pojechałem na jame zostawić fanty. W szczególności chciałem się pozbyć plecaka. Przerwa nie trwała dłużej jak pół godziny, więc uznaje to za jedną wycieczkę. Potem był szybki dojazd do Parku Wschodniego. Tam dwie rundki dookoła i wyjazd na Brochów, tyle, że żeby było ciekawiej wyjazd osiedlowymi ścieżkami. Osiedlowe ścieżki po krótkim czasie (300m) zamieniły się w osiedlowe bagienko-drożynki, które po niedługim czasie (500m) zamieniły się w ogródko-działkowe bagienko-ścieżynki. Kolejną przemianą była zmiana z ogródko-działkowych na budowlano-przemysłowe bagno-ścieżyny, z elementami przejściowymi, budowlano-działkowymi i przemysłowo-ogródkowymi. Ostatecznie przepięknej natury mostkami nad torami przejechałem na Mościckiego. Znowu. Tym razem nie jechałem na Ziemniaczaną tylko skręciłem w Aleję Róż. Ta kończąc się, właściwie się nie kończy tylko traci asfalt. Także kolejne błota. Chwile asfaltem do Św. Katarzyny (dotarłem w to samo skrzyżowanie co ostatnio z Ziemniaczanej) a z niej na Łukaszowice czy tam Łukaszyce i dalej droga kamienista. Liczę ją za teren, bo była bardziej ekstremalna niż wszelkie błota dziś pokonywane. Nie miałem rękawiczek, bo się prały i mokre, a pozycje mam jaką mam, rower sztywny jaki jest i kurde bolało. Na finiszu jeszcze przejazd przez park. Także 3 parki dzisiaj zaliczone.
Po Decathlonie pojechałem na jame zostawić fanty. W szczególności chciałem się pozbyć plecaka. Przerwa nie trwała dłużej jak pół godziny, więc uznaje to za jedną wycieczkę. Potem był szybki dojazd do Parku Wschodniego. Tam dwie rundki dookoła i wyjazd na Brochów, tyle, że żeby było ciekawiej wyjazd osiedlowymi ścieżkami. Osiedlowe ścieżki po krótkim czasie (300m) zamieniły się w osiedlowe bagienko-drożynki, które po niedługim czasie (500m) zamieniły się w ogródko-działkowe bagienko-ścieżynki. Kolejną przemianą była zmiana z ogródko-działkowych na budowlano-przemysłowe bagno-ścieżyny, z elementami przejściowymi, budowlano-działkowymi i przemysłowo-ogródkowymi. Ostatecznie przepięknej natury mostkami nad torami przejechałem na Mościckiego. Znowu. Tym razem nie jechałem na Ziemniaczaną tylko skręciłem w Aleję Róż. Ta kończąc się, właściwie się nie kończy tylko traci asfalt. Także kolejne błota. Chwile asfaltem do Św. Katarzyny (dotarłem w to samo skrzyżowanie co ostatnio z Ziemniaczanej) a z niej na Łukaszowice czy tam Łukaszyce i dalej droga kamienista. Liczę ją za teren, bo była bardziej ekstremalna niż wszelkie błota dziś pokonywane. Nie miałem rękawiczek, bo się prały i mokre, a pozycje mam jaką mam, rower sztywny jaki jest i kurde bolało. Na finiszu jeszcze przejazd przez park. Także 3 parki dzisiaj zaliczone.
jeszcze raz
Czwartek, 29 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 12.90 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 00:57 | km/h: | 13.58 |
Pr. maks.: | 30.84 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejna wycieczka z dziewczynami. Chciałem im pokazać jeden z moich ulubionych parków - Wschodni. Okazało się, że w nim już były, ale jak to zwykle z kobietami bywa - nazwały go parkiem zachodnim. No tak, wschód czy zachód, prawie w tę samą strone. Przed wyjazdem padało, przy powrocie znowu coś kropiło. Ogólnie pogoda średnio do jazdy, zimno, mokro, nieprzyjemnie. Mimo to strasznie niedokręcony byłem po tej przejażdżce, 30km powinno w takim czasie pyknąć ;-)
najkrótsza trasa do pracy i spowrotem
Czwartek, 29 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 11.87 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:35 | km/h: | 20.35 |
Pr. maks.: | 37.50 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po złapaniu kapcia w drodze do pracy, wróciłem na jame i... doszedłem do wniosku że nie chce mi się łatać, a nie mam zapasu na 28". Wsiadłem na orzeła i ścieżkami, chodnikami i drogą pojechałem do pracy, najkrótszą trasą jaką tylko można. Okazuje się że sporo nadkładam codziennie, chyba zmienie trase na krótszą, a dokręcać będe wieczorami. Orzeła nie skradziono całe szczęście, ale niestety teraz pada, a miałem dokręcać i jechać kupić dętki w decathlonie...
prawie praca
Czwartek, 29 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 4.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jak to ostatnio często bywa wyjechałem sobie rowerkiem do pracy. Mniej więcej w połowie drogi złapałem jednak kapcia. Nie mam zapasów na 28" więc pozostało tylko wybrać czy dalej do pracy ide czy wracam. Chyba bliżej miałem spowrotem, sądząc po czasie, więc wróciłem.
Tajne ścieżyny MPWiK
Środa, 28 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 51.70 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 24.62 |
Pr. maks.: | 48.24 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj po deszczu, wszędzie mokro więc dziewczyny stwierdziły, że raczej jeździć nie będą. W sumie dobrze, pewnie jeszcze wolniej by się jechało ;-) A tak serio to i tak bym dokręcał po wycieczce z nimi, bo przez brak słońca w ostatnim czasie dopada mnie zły humor, a na to najlepszym lekarstwem jest rower.
Wyjeżdżając z osiedla pogubiłem się i w tych remontach wszystkich ledwo udało mi się odnaleźć drogę wyjazdową na asfalcik. Przebiłem przez wiadukt, najkrótszą chyba drogą na Krakowską. Bo gdzieś tam, z tego co pamiętam jest Park Wschodni, który postanowiłem odnaleźć. Oczywiście po dojeździe na Krakowską musiałem skręcić nie w te strone i prawie znalazłem się w Siechnicach. Ale, że byłem tam zupełnie niedawno to wiedziałem, że mam już opcje na ciekawy wyjazd z Siechnic. Jednak postanowiłem pobłądzić w przeciwną strone.
Na przepięknej natury brukowanej drodze stanął mi znak B-1 zakaz ruchu w obu kierunkach, pod nim widniała tabliczka oświadczająca że mam do czynienia z drogą pod zarządem MPWiK i tylko upoważnieni mają wstęp. Całe szczęście gdy mijałem te znaki akurat mucha wpadła mi do oka i och! nie zauważyłem ich. Wspaniała ścieżyna, piękne widoczki, natura, cisza i spokój. No i poza ludźmi upoważnionymi nikt nie powinien przeszkadzać, czyli cała brukowana droga należy do mnie.
Droga pełna była wież z uwięzionymi księżniczkami, albo ropuchami... no bo nie wiem co jeszcze mogli tam schować Ci "osobnicy upoważnieni"
Przepaliłem niebo, ale to co istotne na zdjęciu widać, piękna dróżka i jedna z wielu tajemniczych wież.
Tutaj wieżyczka z bliższej perspektywy.
Gdzieś w końcu droga skończyła się. Pobłądziłem jeszcze troche i wyjechałem... 200 metrów od skrzyżowania którym wjechałem na Krakowską. Mimo, że nie taki był plan to przynajmniej wiedziałem, że Park Wschodni jest w drugą strone, natychmiast skierowałem się w tym kierunku. Rundka po parku ma prawie 3km, z wykorzystaniem tajnych nadbrzeżnych ścieżynek. Ogólnie przyjemny park, miły element na trasie.
Z parku chciałem jechać spowrotem, ale że było jeszcze przed 20 sporo, to skręciłem w Mościckiego czy innego Paderewskiego, w każdym razie Ignacego. Tak sobie jechałem i jechałem, aż w pewnym momencie dojechałem od miejsca które wydało mi się znajome. Jak znajome to wiem gdzie jechać. Taki też wesoły okrzyk wydałem z siebie. No ale nie dojechałem wcale tam gdzie spodziewałem się dojechać. Wyjechałem niedaleko Św Katarzyny. Chyba pierwszy raz wjechałem w te wioske. Oczywiście jakieś remonty dróg nie pozwoliły mi wracać najkrótszą drogą na Wrocław, ale jakoś tam przez Turów na główną wpadłem, jeszcze w rondzie odbiłem na lewo i wracałem ścieżynką spory kawałem.
Ogólnie gdyby nie mocno wyluzowane tempo w pierwszych chwilach, na bruku i w parku to mogłaby być bardzo niezła średnia. Od Turowa prawie pod same drzwi nie spadałem z 30kmh, a często nawet 38 było. Nie wiem, albo z wiatrem miałem, albo forma rosnąć zaczyna... Chociaż dziś, jak to pisze, a jest dzień następny, troche bolą mnie nogi ;-)
Wyjeżdżając z osiedla pogubiłem się i w tych remontach wszystkich ledwo udało mi się odnaleźć drogę wyjazdową na asfalcik. Przebiłem przez wiadukt, najkrótszą chyba drogą na Krakowską. Bo gdzieś tam, z tego co pamiętam jest Park Wschodni, który postanowiłem odnaleźć. Oczywiście po dojeździe na Krakowską musiałem skręcić nie w te strone i prawie znalazłem się w Siechnicach. Ale, że byłem tam zupełnie niedawno to wiedziałem, że mam już opcje na ciekawy wyjazd z Siechnic. Jednak postanowiłem pobłądzić w przeciwną strone.
Na przepięknej natury brukowanej drodze stanął mi znak B-1 zakaz ruchu w obu kierunkach, pod nim widniała tabliczka oświadczająca że mam do czynienia z drogą pod zarządem MPWiK i tylko upoważnieni mają wstęp. Całe szczęście gdy mijałem te znaki akurat mucha wpadła mi do oka i och! nie zauważyłem ich. Wspaniała ścieżyna, piękne widoczki, natura, cisza i spokój. No i poza ludźmi upoważnionymi nikt nie powinien przeszkadzać, czyli cała brukowana droga należy do mnie.
Droga pełna była wież z uwięzionymi księżniczkami, albo ropuchami... no bo nie wiem co jeszcze mogli tam schować Ci "osobnicy upoważnieni"
Przepaliłem niebo, ale to co istotne na zdjęciu widać, piękna dróżka i jedna z wielu tajemniczych wież.
Tutaj wieżyczka z bliższej perspektywy.
Gdzieś w końcu droga skończyła się. Pobłądziłem jeszcze troche i wyjechałem... 200 metrów od skrzyżowania którym wjechałem na Krakowską. Mimo, że nie taki był plan to przynajmniej wiedziałem, że Park Wschodni jest w drugą strone, natychmiast skierowałem się w tym kierunku. Rundka po parku ma prawie 3km, z wykorzystaniem tajnych nadbrzeżnych ścieżynek. Ogólnie przyjemny park, miły element na trasie.
Z parku chciałem jechać spowrotem, ale że było jeszcze przed 20 sporo, to skręciłem w Mościckiego czy innego Paderewskiego, w każdym razie Ignacego. Tak sobie jechałem i jechałem, aż w pewnym momencie dojechałem od miejsca które wydało mi się znajome. Jak znajome to wiem gdzie jechać. Taki też wesoły okrzyk wydałem z siebie. No ale nie dojechałem wcale tam gdzie spodziewałem się dojechać. Wyjechałem niedaleko Św Katarzyny. Chyba pierwszy raz wjechałem w te wioske. Oczywiście jakieś remonty dróg nie pozwoliły mi wracać najkrótszą drogą na Wrocław, ale jakoś tam przez Turów na główną wpadłem, jeszcze w rondzie odbiłem na lewo i wracałem ścieżynką spory kawałem.
Ogólnie gdyby nie mocno wyluzowane tempo w pierwszych chwilach, na bruku i w parku to mogłaby być bardzo niezła średnia. Od Turowa prawie pod same drzwi nie spadałem z 30kmh, a często nawet 38 było. Nie wiem, albo z wiatrem miałem, albo forma rosnąć zaczyna... Chociaż dziś, jak to pisze, a jest dzień następny, troche bolą mnie nogi ;-)
praca
Środa, 28 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 16.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
dla odmiany wariant z wykorzystaniem armii krajowej
OŻ!
Wtorek, 27 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 15.63 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 15.89 |
Pr. maks.: | 46.16 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jeżdżenie wieczorkami jest dobre. Wiaterek uspokaja się wtedy i jeżeli tylko nie ma chmur burzowych to można się spokojnie polansować.
Zaczne od fotek, tym razem zebrałem dowody na zmuszanie mnie do powolnej jazdy.
Na zdjęciu Ewa i Adela. Spodobałó mi się robienie zdjęć w trakcie jazdy, zapewne zapał skończy się wraz z pierwszym poważnym wypadkiem, albo jak po prostu wypadnie mi w czasie jazdy aparat i już nie będe miał czym robić zdjęć. Ale na razie sporo zabawy podczas jazdy. Coraz lepiej idzie mi też wyjmowanie i odkładanie aparatu do kieszonki.
Na finiszu był park. Celem w parku były huśtawki. Okazało się, że Adela jest pr0 zawodnikiem w dziedzinie huśtania. Ja jedynie na karuzeli dałem rade, chociaż wcale nie było lekko, a paw wisiał w powietrzu.
Jakieś 400m od mety wykonałem przepięknej natury OTB. Chciałem wjechać między dziewczyny, ale te jakoś się tak k'sobie zbliżyły/skierowały i wyszło na to że musiałem dać po heblach. Pozycje jaką mam na rowerze to wiadomo. Środek ciężkości przy takich nagłych hamowaniach, w pozycji na wariactwo, czyli wysoko nad siodełkiem stojąc nie mam szans na inne rozwiązanie niż OTB. Ładnie się złorzyłem i tylko lekko noge otarłem o żwirka. Zacisnąłem jednak pośladki i nie jest źle. Mam nadzieje, że minięta chwile prędzej fajna blondynka z wielkim psem nie zauważyła ;-) A całe zdarzenie potwierdza tylko, że rowerzyści w kasku są mniej uważni, jeżdżą bardziej agresywnie i bez wyobraźni ;-)
Zaczne od fotek, tym razem zebrałem dowody na zmuszanie mnie do powolnej jazdy.
Na zdjęciu Ewa i Adela. Spodobałó mi się robienie zdjęć w trakcie jazdy, zapewne zapał skończy się wraz z pierwszym poważnym wypadkiem, albo jak po prostu wypadnie mi w czasie jazdy aparat i już nie będe miał czym robić zdjęć. Ale na razie sporo zabawy podczas jazdy. Coraz lepiej idzie mi też wyjmowanie i odkładanie aparatu do kieszonki.
Na finiszu był park. Celem w parku były huśtawki. Okazało się, że Adela jest pr0 zawodnikiem w dziedzinie huśtania. Ja jedynie na karuzeli dałem rade, chociaż wcale nie było lekko, a paw wisiał w powietrzu.
Jakieś 400m od mety wykonałem przepięknej natury OTB. Chciałem wjechać między dziewczyny, ale te jakoś się tak k'sobie zbliżyły/skierowały i wyszło na to że musiałem dać po heblach. Pozycje jaką mam na rowerze to wiadomo. Środek ciężkości przy takich nagłych hamowaniach, w pozycji na wariactwo, czyli wysoko nad siodełkiem stojąc nie mam szans na inne rozwiązanie niż OTB. Ładnie się złorzyłem i tylko lekko noge otarłem o żwirka. Zacisnąłem jednak pośladki i nie jest źle. Mam nadzieje, że minięta chwile prędzej fajna blondynka z wielkim psem nie zauważyła ;-) A całe zdarzenie potwierdza tylko, że rowerzyści w kasku są mniej uważni, jeżdżą bardziej agresywnie i bez wyobraźni ;-)