Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2011
Dystans całkowity: | 967.39 km (w terenie 106.00 km; 10.96%) |
Czas w ruchu: | 41:13 |
Średnia prędkość: | 23.47 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.66 km/h |
Suma podjazdów: | 2400 m |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 31.21 km i 1h 19m |
Więcej statystyk |
do harfy
Sobota, 11 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 15.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 23.68 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałem kupić łańcuch nowy, ale różnica w cenie pomiędzy harfą a cykloturem jest taka, że nawet po dodaniu kosztów przesyłki opłaca mi się zamawiać przez internet. Kolejny już raz Wrocławskie sklepy rowerowe pokazują, że są beznadziejne ;-) Jedyne do czego się nadają to żeby zmacać i poprzymierzać, a kupuje się przez internet... żal... Wyniki porównania cen w drugim wpisie z tego dnia.
na Syców
Sobota, 11 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, dist: less than 50
Km: | 28.67 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 15.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Syców w tytule i tak znikoma liczba przejechanych kilometrów?
Dojechałem ledwo przed Wilczyce, tam zerwałem łańcuch. O dziwo nie w miejscu gdzie go spinałem po poprzednim zerwaniu. No nic, miałem ze sobą rozkuwacz bo wiedziałem, że tak się mogą potoczyć sprawy, nie sądziłem, że tak wcześnie do tego dojdzie. Skułem i ruszam, niestety tempo 30kmh nie jest dobrym pomysłem na ledwo trzymającym łańcuchu.
Znowu się zrywa. Ujechałem niewiele ponad 15 km od domu. Tym razem zerwał się w miejscu gdzie go skułem, czyli tak jak bozia przykazała. Skuwam, ale coś nie idzie, w nerwach rozwaliłem przykręciłem za mocno i urwało mi się trzymadełko łańcucha z rozkuwacza... No ale do domu daleko, trzeba go jakoś skuć... udało się, tylko pokrzywił się nieco ten newralgiczny element skuwacza. Wracam. Jade spokojnie, powoli. Po 3 skuwaniach łańcuch jest jakby nie patrzeć o 6 ogniw krótszy, jeszcze troche a mi go braknie ;-)
No i całkiem daleko ujechałem. Na Krakowskiej przed jakąś szkołą czy uczelnią, dwie laski szły sobie ścieżką rowerową. Zwolniłem jak to mam w zwyczaju i zakrzyknąłem raźnie przepraszam. Wywołało to tak pożądane przeze mnie przerażenie i paniczne ustąpienie z drogi. Gdy miałem w tryumfie przejechać obok nich... nacisnąłem w pedały i prawie straciłem zęba jak przypierdoliłem w kierownice xD Tak, zrywający się łańcuch to nie jest dobra rzecz. Ujebał się w bezpośrednim sąsiedztwie ostatniego skuwania. Siadłem sobie przy ścieżce i skuwam, skuwam, skuwam, wywaliłem jedno ogniwo, potem drugie pokrzywiłem poniszczonym rozkuwaczem. Trzymadełko łańcucha w skuwaczu jest jednak niezbędne. Tak mi się element skuwajączy wygiął, że po 3 popsutych parach ogniw dałem sobie spokój i poszedłem z buta na chate.
Po drodze wstąpiłem do probike poznać ceny łańcuchów i kaset. Potem pojechałem jeszcze oldsem do harfa-harrysona poznać ceny łańcuchów i kaset. Wnioski przedstawiam poniżej.
Kasety cena cyklotura cena probike dla shimano/harfy harryson dla sram
Shimano CS HG-50-9 79.00zł 85.00zł
SRAM PG-950 88.00zł 105.00zł
SRAM PG-970 105.00zł 144.00zł
Łańcuchy (jak wyżej)
Shimano CS HG-73 59.00zł 75.00zł
SRAM PC-971 69.00zł (w pudełku 75.00zł) 105.00zł !!!
Gdyby cyklotur był czynny w niedziele to już bym kupował bilet do poznania. Powrót wyremontowanym rowerem byłby świetną zabawą ;-)
No to raport z pierwszej przejażdżki na Larsenach TT znowu się nie uda, bo za wiele jazdy nie było.
Dojechałem ledwo przed Wilczyce, tam zerwałem łańcuch. O dziwo nie w miejscu gdzie go spinałem po poprzednim zerwaniu. No nic, miałem ze sobą rozkuwacz bo wiedziałem, że tak się mogą potoczyć sprawy, nie sądziłem, że tak wcześnie do tego dojdzie. Skułem i ruszam, niestety tempo 30kmh nie jest dobrym pomysłem na ledwo trzymającym łańcuchu.
Znowu się zrywa. Ujechałem niewiele ponad 15 km od domu. Tym razem zerwał się w miejscu gdzie go skułem, czyli tak jak bozia przykazała. Skuwam, ale coś nie idzie, w nerwach rozwaliłem przykręciłem za mocno i urwało mi się trzymadełko łańcucha z rozkuwacza... No ale do domu daleko, trzeba go jakoś skuć... udało się, tylko pokrzywił się nieco ten newralgiczny element skuwacza. Wracam. Jade spokojnie, powoli. Po 3 skuwaniach łańcuch jest jakby nie patrzeć o 6 ogniw krótszy, jeszcze troche a mi go braknie ;-)
No i całkiem daleko ujechałem. Na Krakowskiej przed jakąś szkołą czy uczelnią, dwie laski szły sobie ścieżką rowerową. Zwolniłem jak to mam w zwyczaju i zakrzyknąłem raźnie przepraszam. Wywołało to tak pożądane przeze mnie przerażenie i paniczne ustąpienie z drogi. Gdy miałem w tryumfie przejechać obok nich... nacisnąłem w pedały i prawie straciłem zęba jak przypierdoliłem w kierownice xD Tak, zrywający się łańcuch to nie jest dobra rzecz. Ujebał się w bezpośrednim sąsiedztwie ostatniego skuwania. Siadłem sobie przy ścieżce i skuwam, skuwam, skuwam, wywaliłem jedno ogniwo, potem drugie pokrzywiłem poniszczonym rozkuwaczem. Trzymadełko łańcucha w skuwaczu jest jednak niezbędne. Tak mi się element skuwajączy wygiął, że po 3 popsutych parach ogniw dałem sobie spokój i poszedłem z buta na chate.
Po drodze wstąpiłem do probike poznać ceny łańcuchów i kaset. Potem pojechałem jeszcze oldsem do harfa-harrysona poznać ceny łańcuchów i kaset. Wnioski przedstawiam poniżej.
Kasety cena cyklotura cena probike dla shimano/harfy harryson dla sram
Shimano CS HG-50-9 79.00zł 85.00zł
SRAM PG-950 88.00zł 105.00zł
SRAM PG-970 105.00zł 144.00zł
Łańcuchy (jak wyżej)
Shimano CS HG-73 59.00zł 75.00zł
SRAM PC-971 69.00zł (w pudełku 75.00zł) 105.00zł !!!
Gdyby cyklotur był czynny w niedziele to już bym kupował bilet do poznania. Powrót wyremontowanym rowerem byłby świetną zabawą ;-)
No to raport z pierwszej przejażdżki na Larsenach TT znowu się nie uda, bo za wiele jazdy nie było.
praca
Piątek, 10 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:36 | km/h: | 23.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Czwartek, 9 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:40 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Środa, 8 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:35 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
fart?
Wtorek, 7 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 7.46 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 00:22 | km/h: | 20.35 |
Pr. maks.: | 36.60 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Fart, albo i nie. Na pewno niesamowitego farta mialem w miniona sobote. Wyjezdzajac z wroclawia wpadlem wtedy w dziure. Gdzies kolo Szklarskiej Poreby zauwazylem ze mam gulke na oponie. Dzisiaj sie okazalo ze faktycznie pierdyknely mi wtedy druty w oponie, wywalila mi opona i detka w czasie pompowania... No to zostalem z jedna detka continentala 1.5-1.75 i jedna dziurawa rubena 1.9-2.125, a ze jedyne opony jakie mam to larseny tt 1.9 to polatalem rubene i zaryzykowalem continentala. Nie wybuchl mimo sporego cisnienia. Ruszylem po parkach sie przejechac. Dotarlem do gorki na wjezdzie chyba w grabiszynski. Nie tej cmentarnwj, tylko po przeciwnej stronie. Podjechalem od stromej, malo uczeszczanej, zadrzewionej strony raz, drugi, trzeci, czwar... zerwalem lancuch! Na prawde w sobote mialem niesamowite szczescie. Moze nie bylo tam 30% podjazdow, ale bylo cisniecia troche. Co bym zrobil jakby mi lancuch gdzies w czechach strzelil? Pierwsze wrazenia z jazdy na larsenach opisze nastepnym razem. przepraszam za bledy i brak pliterek ale z telefonu dodaje ten wpis.
praca
Poniedziałek, 6 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:37 | km/h: | 22.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciepełko. Dobrze że wiatr wieje, jakoś tak się mniej człowiek męczy jak go wiatr owiewa i nie jest on arktycznie gorący. Trasa jak zawsze, nic ciekawego...
Wrocław-Szklarska-Harrachov-Frydlant-Zgorzelec
Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam, opis: wierszyk
Km: | 223.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:06 | km/h: | 27.53 |
Pr. maks.: | 72.66 | Temperatura: | 29.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2400m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Podgórkę (miejscowość taka była po drodze)
Była wczesna rana pora,
Gdym wpierniczał pomidora.
Po nim jajek pięć rozbiłem,
Na patelce usmażyłem.
Takie to było mistrza śniadanie,
Ale nie o nim jest opowiadanie.
W oponki z leksza pierdnąłem sobie,
Dobrze wiedziałem wówczas, co robie.
Jazda nie miała być wcale spokojna,
Tak teraz wspominam - to była wojna!
Ale spokojnie wszystko w swoim czasie,
Z drobnym opóźnieniem spotkaliśmy sie.
Na miejsce zbiórki sześciu nas przybyło,
I raźnym tempem w drogę wyruszyło.
W trzy pary się ustawiliśmy,
I tak wesoło przez miasto przejechaliśmy.
Po drodze offroadu z dziesięć metrów wpadło,
Rowery przenieść przez remont nam wypadło.
Były i objazdy i niebezpieczne dziury,
Zdarzył się i kierowca wredny który,
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Otrąbił nas ze złością z lewa i prawa,
Że jedziemy w parach, lecz to jego sprawa.
Teraz tak możemy, Przepisy się zmieniły,
A wredni kierowcy tylko dodają nam siły.
Za miastem nudno. Gdyby nie konwersacje,
To każdy by potwierdził, że mam racje.
Dookoła równina płaska i zielona była,
Jednak w naszych głowach myśl o górach żyła.
Asfalty były jak na Polskę równe zadziwiająco.
Tak jak nasza średnia zasługiwały na owacje na stojąco.
Dalszą część płaskiego już daruję sobie.
O podjazdach opowiem, tylko wdech głęboki zrobie.
Pierwsze poty wyssała z nas Łysa Góra,
Która wcale nie była łysa i ponura.
Wielka też jakoś nie jest specjalnie,
Ale mi w kość dała, co przyznam lojalnie.
Na szczycie słitaśne pamiątkowe zdjęcie,
I ruszamy na dół, dokręcając zawzięcie.
Widoki ze zjazdu są warte wspomnienia,
Albo nawet lepiej, na zdjęciu uwiecznienia.
W połowie zjazdu, postój pod sklepikiem,
Trzeba się posilić pysznym batonikiem.
Zjazd w sekund kilka i chwila wytchnienia,
Ale w górach nie ma lekko, kolejne wzniesienia.
Jedziemy na Szklarską Porębę i Jugowską przełęcz.
Droga wciąż pod górę, myśl wciąż jedna "nie jęcz!".
Do Szklarskiej dojeżdżam ostatni oczywiście,
Myśleliście inaczej to myliście się.
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Wyjeżdżam pierwszy, by przez chwile jedną,
Ostatni stający się pierwszym i nie był tylko legendą.
Widoki przewspaniałe, ale nie ma czasu,
Wyciągać aparatu czy skręcać do lasu.
Znaki kuszą do muzeum, strzałki wzywają do wodospadu,
Gdyby to była wyprawa turystyczna pojechałbym od razu.
Jednak jazda nasza chwilami wyścig przypominała,
Dokręcanie na zjazdach - to też przygoda wspaniała.
Gdy na szczycie wreszcie się zjawiłem,
Przeogromne rozczarowanie przeżyłem.
Jedyne, co ten szczyt jakkolwiek wyróżniało
To parking dla samochodów i to że trochę wiało.
Widoku z tego szczytu żadnego nie było,
Co mnie jednak trochę niemiło zaskoczyło.
Zjazd ponownie wynagrodził wszelkie niedogodności,
Posłał w niepamięć wspomnienie zwątpienia i słabości.
Z pięćdziesiątką na zegarze przelecieliśmy granice,
A tam piękne holki, smaczne piwo i równe ulice.
Jeśli jeszcze nie kojarzycie gdzie się dostaliśmy,
To już wyjaśniam, w Republikę Czeską wjechaliśmy.
Jednak tego całego dobrodziejstwa podziwianie,
Przyćmiło odrobinę drogi w niebo skierowanie.
Wtedy już takim sobie swoim tempem jechałem,
Że bez napinki, bez potów, widoki podziwiałem.
Wrażenie wielkie zrobiły na mnie górskie serpentyny,
Zakręty o sto osiemdziesiąt stopni i widok na doliny.
Wyśmienite i przyjemne było przełamanie,
Staw jakiś czy jezioro na nasze powitanie.
Czasu na kąpiel było niestety za mało, ale...
Strzeliliśmy sobie fotkę, którą się pochwale.
Jeszcze potem zjazdów i podjazdów nie brakowało,
Ale mi miejsca w pamięci chyba na nie było mało.
Wszystko w jeden piękny widok mi się zlało,
Przerywany patrzeniem w koło kiedy się szybko gnało.
We Frydlandzie grupa nam się na dwie rozłączyła,
Moja trójka na skróty na Zgorzelec wyruszyła.
Główną przyczyną rozdzielenia to było,
Że spóźnienie na pociąg nam się w głowach jawiło.
Zmęczenie już także o sobie dawało znać.
Organizm swój ciężko jest jednak oszukać.
Na ostatnich kilometrach wiele przygód nas spotkało,
Z tych do celu metrów, opowiadań będzie niemało.
Ze względu na ich obszerność i niesamowitość,
Będę miał nad czytelnikiem litość,
Opowiem je chętnie ale przy dobrym piwie,
Bo jak sobie o nich myślę to sam się dziwie,
Że to jest możliwe i mnie to spotkało,
takie to niesamowite zdarzenie miejsce miało.
Powiem krótko, by nie rozwijać za bardzo wątku,
Wróciliśmy razem, całą szóstką, bez wyjątku.
I powiem Wam, co teraz się stanie,
Zakończę wreszcie opowiadanie.
===============================================================================
Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że tak wiele zapamiętam z wyjazdy na którym miałem przez cały czas oglądać tylko koło. Właściwie, to poza podjazdami dawałem rady. Jak na brak formy, który mnie dotyka było nieźle. Zapamiętałem wiele, a opisałem we wpisie niewiele. To, co najciekawsze nie dało się krótko ubrać w słowa. Są to typowe, piękne anegdotki do opowiedzenia w miłym towarzystwie przy piwku. Były uciekające przesiadki, upadający ludzie, burze, łapanie stopa... pełen serwis. Tomek w swoim wpisie zasugerował, żebym to wszystko opisał... ale nie, niech to zostanie w gronie znajomych, po co się przechwalać publicznie ;-) Tutaj niech nam zazdroszczą trasy, widoków i jakby nie patrzeć świetnych rowerowych osiągów.
Jedno czego żałuję, to że przez trzymane ostre tempo (wszystko przez to że ostatni pociąg był o 19 a kilometrów sporo) nie było czasu na przystanki, podziwianie krajobrazów, robienie zdjęć... No, nie był to wyjazd specjalnie turystyczny. Ale na takie też od czasu do czasu można się wybrać. A to, że ostatecznie spotkaliśmy się wszyscy w jednym pociągu było dość zaskakujące. W każdym razie było o czym rozmawiać podczas powrotu.
U Artura widziałem ile kilogramów spalił... Ja dzisiaj stanąłem na wadze rano i się okazało, że mam 2.5 kg mniej (niż mało)... masakra, więcej takich przejażdżek i zniknę.
W przejażdżce udział wzięli (alfabetycznie): Artur (u Artura), Mateusz, Piotrek (u Piotrka), Tomki sztuk 2 (Platon i jego wpis) no i niealfabetycznie ja
Dzięki wszystkim za wspólną przejażdżkę! Następnym razem objedziemy to spokojnie!
Była wczesna rana pora,
Gdym wpierniczał pomidora.
Po nim jajek pięć rozbiłem,
Na patelce usmażyłem.
Takie to było mistrza śniadanie,
Ale nie o nim jest opowiadanie.
W oponki z leksza pierdnąłem sobie,
Dobrze wiedziałem wówczas, co robie.
Jazda nie miała być wcale spokojna,
Tak teraz wspominam - to była wojna!
Ale spokojnie wszystko w swoim czasie,
Z drobnym opóźnieniem spotkaliśmy sie.
Na miejsce zbiórki sześciu nas przybyło,
I raźnym tempem w drogę wyruszyło.
W trzy pary się ustawiliśmy,
I tak wesoło przez miasto przejechaliśmy.
Po drodze offroadu z dziesięć metrów wpadło,
Rowery przenieść przez remont nam wypadło.
Były i objazdy i niebezpieczne dziury,
Zdarzył się i kierowca wredny który,
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Otrąbił nas ze złością z lewa i prawa,
Że jedziemy w parach, lecz to jego sprawa.
Teraz tak możemy, Przepisy się zmieniły,
A wredni kierowcy tylko dodają nam siły.
Za miastem nudno. Gdyby nie konwersacje,
To każdy by potwierdził, że mam racje.
Dookoła równina płaska i zielona była,
Jednak w naszych głowach myśl o górach żyła.
Asfalty były jak na Polskę równe zadziwiająco.
Tak jak nasza średnia zasługiwały na owacje na stojąco.
Dalszą część płaskiego już daruję sobie.
O podjazdach opowiem, tylko wdech głęboki zrobie.
Pierwsze poty wyssała z nas Łysa Góra,
Która wcale nie była łysa i ponura.
Wielka też jakoś nie jest specjalnie,
Ale mi w kość dała, co przyznam lojalnie.
Na szczycie słitaśne pamiątkowe zdjęcie,
I ruszamy na dół, dokręcając zawzięcie.
Widoki ze zjazdu są warte wspomnienia,
Albo nawet lepiej, na zdjęciu uwiecznienia.
W połowie zjazdu, postój pod sklepikiem,
Trzeba się posilić pysznym batonikiem.
Zjazd w sekund kilka i chwila wytchnienia,
Ale w górach nie ma lekko, kolejne wzniesienia.
Jedziemy na Szklarską Porębę i Jugowską przełęcz.
Droga wciąż pod górę, myśl wciąż jedna "nie jęcz!".
Do Szklarskiej dojeżdżam ostatni oczywiście,
Myśleliście inaczej to myliście się.
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Wyjeżdżam pierwszy, by przez chwile jedną,
Ostatni stający się pierwszym i nie był tylko legendą.
Widoki przewspaniałe, ale nie ma czasu,
Wyciągać aparatu czy skręcać do lasu.
Znaki kuszą do muzeum, strzałki wzywają do wodospadu,
Gdyby to była wyprawa turystyczna pojechałbym od razu.
Jednak jazda nasza chwilami wyścig przypominała,
Dokręcanie na zjazdach - to też przygoda wspaniała.
Gdy na szczycie wreszcie się zjawiłem,
Przeogromne rozczarowanie przeżyłem.
Jedyne, co ten szczyt jakkolwiek wyróżniało
To parking dla samochodów i to że trochę wiało.
Widoku z tego szczytu żadnego nie było,
Co mnie jednak trochę niemiło zaskoczyło.
Zjazd ponownie wynagrodził wszelkie niedogodności,
Posłał w niepamięć wspomnienie zwątpienia i słabości.
Z pięćdziesiątką na zegarze przelecieliśmy granice,
A tam piękne holki, smaczne piwo i równe ulice.
Jeśli jeszcze nie kojarzycie gdzie się dostaliśmy,
To już wyjaśniam, w Republikę Czeską wjechaliśmy.
Jednak tego całego dobrodziejstwa podziwianie,
Przyćmiło odrobinę drogi w niebo skierowanie.
Wtedy już takim sobie swoim tempem jechałem,
Że bez napinki, bez potów, widoki podziwiałem.
Wrażenie wielkie zrobiły na mnie górskie serpentyny,
Zakręty o sto osiemdziesiąt stopni i widok na doliny.
Wyśmienite i przyjemne było przełamanie,
Staw jakiś czy jezioro na nasze powitanie.
Czasu na kąpiel było niestety za mało, ale...
Strzeliliśmy sobie fotkę, którą się pochwale.
Jeszcze potem zjazdów i podjazdów nie brakowało,
Ale mi miejsca w pamięci chyba na nie było mało.
Wszystko w jeden piękny widok mi się zlało,
Przerywany patrzeniem w koło kiedy się szybko gnało.
We Frydlandzie grupa nam się na dwie rozłączyła,
Moja trójka na skróty na Zgorzelec wyruszyła.
Główną przyczyną rozdzielenia to było,
Że spóźnienie na pociąg nam się w głowach jawiło.
Zmęczenie już także o sobie dawało znać.
Organizm swój ciężko jest jednak oszukać.
Na ostatnich kilometrach wiele przygód nas spotkało,
Z tych do celu metrów, opowiadań będzie niemało.
Ze względu na ich obszerność i niesamowitość,
Będę miał nad czytelnikiem litość,
Opowiem je chętnie ale przy dobrym piwie,
Bo jak sobie o nich myślę to sam się dziwie,
Że to jest możliwe i mnie to spotkało,
takie to niesamowite zdarzenie miejsce miało.
Powiem krótko, by nie rozwijać za bardzo wątku,
Wróciliśmy razem, całą szóstką, bez wyjątku.
I powiem Wam, co teraz się stanie,
Zakończę wreszcie opowiadanie.
===============================================================================
Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że tak wiele zapamiętam z wyjazdy na którym miałem przez cały czas oglądać tylko koło. Właściwie, to poza podjazdami dawałem rady. Jak na brak formy, który mnie dotyka było nieźle. Zapamiętałem wiele, a opisałem we wpisie niewiele. To, co najciekawsze nie dało się krótko ubrać w słowa. Są to typowe, piękne anegdotki do opowiedzenia w miłym towarzystwie przy piwku. Były uciekające przesiadki, upadający ludzie, burze, łapanie stopa... pełen serwis. Tomek w swoim wpisie zasugerował, żebym to wszystko opisał... ale nie, niech to zostanie w gronie znajomych, po co się przechwalać publicznie ;-) Tutaj niech nam zazdroszczą trasy, widoków i jakby nie patrzeć świetnych rowerowych osiągów.
Jedno czego żałuję, to że przez trzymane ostre tempo (wszystko przez to że ostatni pociąg był o 19 a kilometrów sporo) nie było czasu na przystanki, podziwianie krajobrazów, robienie zdjęć... No, nie był to wyjazd specjalnie turystyczny. Ale na takie też od czasu do czasu można się wybrać. A to, że ostatecznie spotkaliśmy się wszyscy w jednym pociągu było dość zaskakujące. W każdym razie było o czym rozmawiać podczas powrotu.
U Artura widziałem ile kilogramów spalił... Ja dzisiaj stanąłem na wadze rano i się okazało, że mam 2.5 kg mniej (niż mało)... masakra, więcej takich przejażdżek i zniknę.
W przejażdżce udział wzięli (alfabetycznie): Artur (u Artura), Mateusz, Piotrek (u Piotrka), Tomki sztuk 2 (Platon i jego wpis) no i niealfabetycznie ja
Dzięki wszystkim za wspólną przejażdżkę! Następnym razem objedziemy to spokojnie!
praca
Piątek, 3 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:34 | km/h: | 22.94 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znowu do pracy. Pogoda wyśmienita na wakacyjny wyjazd a nie dojazd do pracy... ale co zrobić. Może jutro coś pojeżdżę to i coś popiszę.
w czasie suszy szosa sucha
Czwartek, 2 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, dist: less than 50
Km: | 46.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 34.42 |
Pr. maks.: | 45.81 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny trening na szosie. Nowa trasa, kręcona w lewo a nie prawo. Będzie dobra jak się wymyśli lepszą końcówkę, omijającą przejazd przez pół miasta. Silny wiatr pozwolił na wykręcenie średniej bliskiej 38 na pierwszych 10 kilometrach. Potem nadal lekko w tył, trochę z boku i próby utrzymania średniej na poziomie 37, zresztą bardzo udane. Po kolejnym nawrocie, na około 18 kilometrze wycieczki, wiatr pod kątem w twarz. Strzałeczka od średniej pokazuje od tej pory ciągle w dół. Staram się trzymać prędkość 33-36, co się udaje, ale średnia z 37 spada z każdym kilometrem. Na dwudziestym którymś kilometrze droga kręci, raz pod wiatr, raz boczny. Zaczynają trafiać się momenty 30-33. Pierwsze 30 kilometrów zrobione w 50 minut 27 sekund. Szkoda, że nie na zamkniętej pętli, bo byłoby to poprawienie życiówki na 30km o 3 i pół minuty. Chwile potem ustawiam się pod wiatr i pod takim znakiem będzie reszta trasy. Mimo wiatru trzymam 30-35, staram się utrzymać za wszelką cenę średnią powyżej 35. Niestety chyba trochę zbyt się szarpałem gdzie nie powinienem i ostatecznie po 42km średnia spada poniżej tej magicznej bariery. Wjeżdżam w miasto i średnia spada jeszcze szybciej. Czerwone światło sprawia, że zaczynam bać się o utrzymanie 34. Do tego korek... jak mnie denerwuje kiedy mnie samochody spowalniają. Przecież to ja mam być od spowalniania, nie? Prawie że sam sobie wypadek spowodowałem, bo jechałem środkiem jezdni dwukierunkowej i w pewnym momencie facet skręcał w lewo do swojego domu... udało się wyhamować.