Wpisy archiwalne w kategorii
baza: Wrocław
Dystans całkowity: | 19607.14 km (w terenie 2057.50 km; 10.49%) |
Czas w ruchu: | 753:44 |
Średnia prędkość: | 22.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.66 km/h |
Suma podjazdów: | 15478 m |
Liczba aktywności: | 802 |
Średnio na aktywność: | 24.45 km i 1h 11m |
Więcej statystyk |
wielkie poszukiwanie niezbędników wyprawowych
Poniedziałek, 25 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 46.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 23.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wrocław kolejny już raz potwierdził swoją totalną nieprzydatność jeśli trzeba kupić coś rowerowego.
Do zakupienia mam:
-kurtałka na rower, chroniąca przed wiatrem i mżawką, niekoniecznie oddychająca, może być kolejny ortalionik jak mój odwieczny adidas zakupiony na wf
-slickowe oponki tak na 1.25"
-czołóweczka, tak żeby sobie poświecić
-śpiworeczek, który możnaby zabrać ze sobą w świat, tak max 800g wagi i wielki i przestronny jak jaskinie 40 rozbójników i aliaby
-bagażnik pod sakwy z montowaniem w jakiś magiczny sposób omijającym tarcze
-sakwy
To taka lista na począteczek, oczywiście inne niezbędne pierdółka też mi się przydadzą, ale to na start po prostu musi być.
Przejrzałem cały internet jaki mam na dyskietce zanim pojechałem w poszukiwaniu kurtałki. Kurtałka jako pierwszy cel, bo bagażnika już szukałem i chyba trzeba będzie przerabiać po prostu, bo jak u Bogdana nie ma, to pewnie trzeba będzie jakiś szit za astronomiczne kwoty sprowadzać... Także kurtałka. Oczytany, z wiedzą o membranach i nie membranach. Softszelach i łajndstoperach pojechałem w świat.
Pierwszy sklep - całkiem nieźle, ale nie ma mojego rozmiaru. Oponki - jest jednak schwalbe cośtam 1.5" ważąca chyba z tonę, a na pewno te 600g miała. Drugi sklep - ta sama opona, zupełnie brak odzieży rowerowej. W dwóch kolejnych nawet nie mówię, nic nie ma. Rezygnuję z małych sklepików, trudno, nie będzie targowania ceny.
Wpadam w sieciówki, jedna - jest zupełnie nieźle jeśli chodzi o kurtałki, nieźle, tylko że wymiarówki jakieś takie... no... dla amatorów. Wiadomo przecież, że poważny zawodowiec nie może mieć więcej niż 170 i 55kg wagi. Ja mam swoje 190 i obecnie tylko 81 (ale jeszcze wrócę na 86 ;-) więc BMI mam jak na zawodowca przystało, tymczasem wszystkie kurtałki jakie przymierzam, albo są idealne w obwodzie i mają za krótkie rękawy i odsłaniają mi pępek, albo mają dobrą długość ale są na mnie jak spadochron. Może to taka nowość łajndkaczer, żeby trening bardziej efektywny był, ustawiasz się na wiatr i starasz się odlecieć... Drugi sklep, to samo, chociaż znalazłem coś nawet nawet pasującego, ale cena/jakość nieco mnie odstraszyły. Zamek nie powinien się raczej rozpadać jeszcze w sklepie. Kolejna sieciówka i znalazłem kurtkę marzenie. Zrobię reklamę ten jeden raz, firmowana logiem Craft, żółta czy tam seledynowa, w każdym razie jaskrawa i przeceniona o 300zł... Cały problem w tym, że przeceniona z 899 ;-) Ale po prostu jakby krojona i szyta na mnie, pasowała idealnie. -Texów i innych materiałów rodem z laboratoriów nasa było w niej pełno, bo aż 2.5 warstwy... no ale cena zaporowa. Wpadł jeszcze jeden rowerowy i nawet ciekawe kurtałki były, ale rozmiar L okazał się dla mnie za krótki, a niektóre nawet za ciasne ;-) To rozumiem, ubrania w których noszę XL są git ;-)
Ostatecznie kupiłem coś zupełnie innego niż zamierzałem, ale nie można powiedzieć, że zakup nie jest przemyślany. Wygrała prosta kurtała przeciwdeszczowa. Dałem sporo, ale wybrałem ją ze względu na jej prześwietne dopasowanie. Mimo, że wygląda jak kawałek czerwonego ortalionu, to 140zł, dobrze wyglądające zamki, kieszeń na plecach i świetny krój przekonały mnie. Na zimno polar pod spód i może nawet na zimę się nada, podobnie jak kawałek ortalionu z adidasa w którym do tej pory jeździłem. Kurtałka ma jeszcze jedną wielką zaletę. Daje się spakować do własnej kieszeni na plecach i jeszcze zostaje miejsce na np 2 bananki ;-)
W sprawie opon wniosek jeden -> trzeba wyjechać z Wrocławia żeby kupić. Nikt tutaj chyba nie zapodaje slicków na 26". Z dużą dozą prawdopodobieństwa zdecyduję się na Maxxis Detonator 26x1.25" Aramis. Wagę mają przyzwoitą, w okolicach 300g, jak wezmę 3 to powinno styknąć. Jeszcze dętki do nich odpowiednie coby wytrzymały te 100PSI i ważyły maluśko. Jak nie Maxxisy to klasycznie KEndy Kwest 1.25" tylko coś już ich lekkich chyba nie robią :/
Czołóweczka... trzeba będzie coś pomyśleć, bo we Wrocławiu wszystko drogie okropecznie.
W sprawie śpiworu wniosek jeden -> nie ma problemu z kupnem śpiworu ~850g, ale ze 150zł trzeba będzie wydać, a ciepła toto za wiele nie daje.
Bagażnik i sakwy... bagażnik chyba od brata pożyczę, tylko będę musiał śruby znaleźć, a sakwy... cordura droga jest... no ale to wydatek raz na lata, więc może i się szarpnę...
Teraz trzeba skupić się na oponkach, bo na 2.25" wiele nie ujade, a nawet rzekłbym zdychnę.
Do zakupienia mam:
-kurtałka na rower, chroniąca przed wiatrem i mżawką, niekoniecznie oddychająca, może być kolejny ortalionik jak mój odwieczny adidas zakupiony na wf
-slickowe oponki tak na 1.25"
-czołóweczka, tak żeby sobie poświecić
-śpiworeczek, który możnaby zabrać ze sobą w świat, tak max 800g wagi i wielki i przestronny jak jaskinie 40 rozbójników i aliaby
-bagażnik pod sakwy z montowaniem w jakiś magiczny sposób omijającym tarcze
-sakwy
To taka lista na począteczek, oczywiście inne niezbędne pierdółka też mi się przydadzą, ale to na start po prostu musi być.
Przejrzałem cały internet jaki mam na dyskietce zanim pojechałem w poszukiwaniu kurtałki. Kurtałka jako pierwszy cel, bo bagażnika już szukałem i chyba trzeba będzie przerabiać po prostu, bo jak u Bogdana nie ma, to pewnie trzeba będzie jakiś szit za astronomiczne kwoty sprowadzać... Także kurtałka. Oczytany, z wiedzą o membranach i nie membranach. Softszelach i łajndstoperach pojechałem w świat.
Pierwszy sklep - całkiem nieźle, ale nie ma mojego rozmiaru. Oponki - jest jednak schwalbe cośtam 1.5" ważąca chyba z tonę, a na pewno te 600g miała. Drugi sklep - ta sama opona, zupełnie brak odzieży rowerowej. W dwóch kolejnych nawet nie mówię, nic nie ma. Rezygnuję z małych sklepików, trudno, nie będzie targowania ceny.
Wpadam w sieciówki, jedna - jest zupełnie nieźle jeśli chodzi o kurtałki, nieźle, tylko że wymiarówki jakieś takie... no... dla amatorów. Wiadomo przecież, że poważny zawodowiec nie może mieć więcej niż 170 i 55kg wagi. Ja mam swoje 190 i obecnie tylko 81 (ale jeszcze wrócę na 86 ;-) więc BMI mam jak na zawodowca przystało, tymczasem wszystkie kurtałki jakie przymierzam, albo są idealne w obwodzie i mają za krótkie rękawy i odsłaniają mi pępek, albo mają dobrą długość ale są na mnie jak spadochron. Może to taka nowość łajndkaczer, żeby trening bardziej efektywny był, ustawiasz się na wiatr i starasz się odlecieć... Drugi sklep, to samo, chociaż znalazłem coś nawet nawet pasującego, ale cena/jakość nieco mnie odstraszyły. Zamek nie powinien się raczej rozpadać jeszcze w sklepie. Kolejna sieciówka i znalazłem kurtkę marzenie. Zrobię reklamę ten jeden raz, firmowana logiem Craft, żółta czy tam seledynowa, w każdym razie jaskrawa i przeceniona o 300zł... Cały problem w tym, że przeceniona z 899 ;-) Ale po prostu jakby krojona i szyta na mnie, pasowała idealnie. -Texów i innych materiałów rodem z laboratoriów nasa było w niej pełno, bo aż 2.5 warstwy... no ale cena zaporowa. Wpadł jeszcze jeden rowerowy i nawet ciekawe kurtałki były, ale rozmiar L okazał się dla mnie za krótki, a niektóre nawet za ciasne ;-) To rozumiem, ubrania w których noszę XL są git ;-)
Ostatecznie kupiłem coś zupełnie innego niż zamierzałem, ale nie można powiedzieć, że zakup nie jest przemyślany. Wygrała prosta kurtała przeciwdeszczowa. Dałem sporo, ale wybrałem ją ze względu na jej prześwietne dopasowanie. Mimo, że wygląda jak kawałek czerwonego ortalionu, to 140zł, dobrze wyglądające zamki, kieszeń na plecach i świetny krój przekonały mnie. Na zimno polar pod spód i może nawet na zimę się nada, podobnie jak kawałek ortalionu z adidasa w którym do tej pory jeździłem. Kurtałka ma jeszcze jedną wielką zaletę. Daje się spakować do własnej kieszeni na plecach i jeszcze zostaje miejsce na np 2 bananki ;-)
W sprawie opon wniosek jeden -> trzeba wyjechać z Wrocławia żeby kupić. Nikt tutaj chyba nie zapodaje slicków na 26". Z dużą dozą prawdopodobieństwa zdecyduję się na Maxxis Detonator 26x1.25" Aramis. Wagę mają przyzwoitą, w okolicach 300g, jak wezmę 3 to powinno styknąć. Jeszcze dętki do nich odpowiednie coby wytrzymały te 100PSI i ważyły maluśko. Jak nie Maxxisy to klasycznie KEndy Kwest 1.25" tylko coś już ich lekkich chyba nie robią :/
Czołóweczka... trzeba będzie coś pomyśleć, bo we Wrocławiu wszystko drogie okropecznie.
W sprawie śpiworu wniosek jeden -> nie ma problemu z kupnem śpiworu ~850g, ale ze 150zł trzeba będzie wydać, a ciepła toto za wiele nie daje.
Bagażnik i sakwy... bagażnik chyba od brata pożyczę, tylko będę musiał śruby znaleźć, a sakwy... cordura droga jest... no ale to wydatek raz na lata, więc może i się szarpnę...
Teraz trzeba skupić się na oponkach, bo na 2.25" wiele nie ujade, a nawet rzekłbym zdychnę.
praca
Czwartek, 21 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd
Km: | 15.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 15.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
w deszczu.
praca
Środa, 20 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:30 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do pracy. Na powrocie kropi i jest mokro po ulewie. Planuje jakiś większy wypad na sierpień, oby wtedy pogoda była...
praca
Wtorek, 19 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:39 | km/h: | 18.46 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do pracy. Odległość minimalna jak się okazuje jest praktycznie taka sama jak z poprzedniego miejsca zamieszkania. Najlepszej trasy jeszcze nie wyznaczyłem i raczej nie będzie łatwo, bo spod samego domu to się tutaj ścieżki rowerowej nie uświadczy.
Olds nadal z pękniętą obręczą, muszę się zabrać za remont wreszcie, bo pożyczać złomków nie lubię, jak się coś rozpadnie to będę musiał inwestować w cudzego złomka... brrrrr, na samą myśl ciary mnie przechodzą.
Olds nadal z pękniętą obręczą, muszę się zabrać za remont wreszcie, bo pożyczać złomków nie lubię, jak się coś rozpadnie to będę musiał inwestować w cudzego złomka... brrrrr, na samą myśl ciary mnie przechodzą.
Bajkał Mudd Trophy
Wtorek, 19 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 30.57 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 01:37 | km/h: | 18.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolega z pracy, Wojtek, stwierdził, że wieczorem wybiera się na wycieczkę rowerową w stronę Kamieńca Wrocławskiego. Stwierdziłem, że powinien w takim razie wybrać się na Bajkał, bo można fajnymi ścieżkami pojeździć. Mieli wyjechać o godzinie 18, więc powiedziałem, że może do nich dołączę.
Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.
Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.
Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.
Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.
Widok w przód

Widok w tył

I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O

A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)
W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.
Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.
Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)
A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.
Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.
Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.
Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.
Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.
Widok w przód
Widok w tył
I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O
A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)
W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.
Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.
Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)
A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.
Ślęża
Poniedziałek, 18 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 140.97 | Km teren: | 22.00 | Czas: | 05:52 | km/h: | 24.03 |
Pr. maks.: | 62.75 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tak jakoś zebrało mi się żeby na Ślężę pojechać. Blurej musi poznać okolice, no i pierwszą setke trzeba było wreszcie zrobić. Pogoda zmienna, od palącego słońca przez kropiący deszczyk.
Wyjazd o 14. Późno, więc nie ma miejsca na wiele błędów nawigacyjnych. Większość terenu wpadła we Wrocławiu. Wałami dojeżdżałem w stronę miasta, z której trafię na właściwy szlak. Od Żórawiny trasa taka sama jak ostatnio orzełem. Z tą różnicą, że ominąłem wszystkie ścieżki, które prowadziły donikąd. Ogólnie dość silny wmordewiatr przez większość drogi, ale na Sulistrowiczkach miałem średnią bliską 26, i ponad 70km zrobione. Na podjeździe pod Tąpadła masa wody. Momentami zwalniałem, bo bym cały mokry był. Prawdziwe rwące rzeki przepływały w poprzek jezdni.
Podjazd od szlabanu na parkingu na przełęczy po plac przed schroniskiem na samym szczycie zajął mi 33 minuty. Drogowskaz dla pieszych turystów pokazuje 2h do schroniska, ale to chyba dla jakichś powolniaków wskazówka jest, bo raczej dłużej niż półtora godziny wejście nie trwa. Podczas wspinaczki miałem 4 postoje. Raz puszczałem jakichś turystów zjeżdżających samochodami (debile?) pozostałe 3 postoje spowodowane były utratą przyczepności na durnowatych luźnych kamulach i podparciem się w celu uniknięcia wywrotki. Raz nawet musiałem przeprowadzić rower z 20m, bo nie potrafiłem ruszyć nawet w poprzek drogi. Gdyby nie te kamulce to podjazd byłby dużo łatwiejszy i przyjemniejszy.
Na szczycie parę fotek, tak zwyczajowo z wieżyczki na której zwyczajowo popas sobie zrobiłem i totalnie wymarzłem.



Potem jeszcze fotka blureja przed zjazdem, prawdopodobnie ostatnie jego zdjęcie bez rys na ramie :)

Siodełko w dół o jakieś 7cm i na zjazd. Ludzi dzisiaj wchodziło/schodziło bardzo niewiele, co plusowało tym, że nie trzeba było na ludzi uważać na zjeździe. Minus taki, że jakbym sie rozwalił gdzieś o drzewo to na pomoc bym z 20 minut musiał czekać. Zresztą nie mam jeszcze skilli na zjeździe, więc wielkiego szaleństwa nie było. Mimo to zjazd jest wymagający przez te same kamulce które utrudniają podjazd. Na najgorszym odcinku wystopowałem i zjeżdżałem ~15kmh, to odcinek zaraz po wybrukowanych zjazdach, dla mnie zbyt hardkorowy. Za nim jednak zaczęło się szaleństwo, na jakie orzeł nie pozwalał. Amortyzator faktycznie pozwala na sporo więcej. Te śmieszne progi nie zmuszały mnie do hamowania, a jedynie zwiększonej ostrożności, bo trzeba je było w miare nisko zbierać, coby nie wyfrunąc w las. Prędkość na większości zjazdu w okolicach 34kmh, ale jak się kamulców mniej zrobiło to dobiłem do 50 nawet :D Pare niebezpiecznych chwil w których w ogóle nie miałem przyczepności albo jechałem tylko na przednim kole w zakręcie było... ale to takie urywki, jednak kontrola jakaś tam była i nie był to zjazd na krawędzi.
Na parkingu postój, żeby uspokoić nerwy, zluzować dłonie pracujące na hamulcach i nogi momentami kurczowo ściskające siodełko. Siodełko w górę, wszystko spowrotem na swoje miejsce, blokada skoku i na zjazd asfaltem. Zjazd pokazał, że oponki 2.25 albo cały rower w obecnej konfiguracji nie nadaje się do bicia rekordów prędkości.na zjazdach asfaltowych. Max wycieczki nie jest imponujący i został okupiony sporą dawką dokręcania. Bez dokręcania zwalniałem do 47kmh, także z leksza lipa.
Powrót w większości trasą numer 8. Średnia z 21.5 wzrosła do tylu ile widać. Zupełnie nie wiem raz mi się doskonale jedzie 34kmh, by po chwili utrzymanie 26 stanowiło kłopot. Zwalę całą winę na opony, ponoć ważą 730g sztuka, przywykłem do 450g, więc na tym można blureja odchudzić ładnie. Przywiozłem w weekend Larseny, może je zamontuje na dniach, tylko muszę poczytać o wyjmowaniu koła z hamulcami tarczowymi.
W okolicach 110 km tyłek mnie już bolał. Trzeba popracować nad pozycją, bo do orzełowej daleko, a nie wiem czy szybko przywyknę do tej tutaj. Może jednak siodełko zmienię, chociaż nie wiem czy to wiele da, jednak tutaj zupełnie inaczej mam mase rozłożoną, zdecydowanie mniej na ręce, więcej na tyłek i w ogóle na tylne koło przesunięty jestem... Jeszcze pare takich wyjazdów muszę zrobić, żeby pozycję właściwą ustawić.
Od szczytu dodatkowe ubranie założyłem, bo się zimno zrobiło, jednak już późno i zdecydowanie większe zachmurzenie się zrobiło.
Totalnie mnie ten wyjazd zmęczył, wieczorem na nic sił nie miałem i tylko zjadłem obiadokolację i poszedłem spać. W nogach mocy nie brakło, co dziwne, bo ostatnio właśnie nogi przestawały dopisywać, za to organizm mówił dość. Pewnie wina słabego odżywiania na trasie. W każdym razie całe 10 godzin spałem jak zabity i z rana jak młody bóg się czuje :)
Wyjazd o 14. Późno, więc nie ma miejsca na wiele błędów nawigacyjnych. Większość terenu wpadła we Wrocławiu. Wałami dojeżdżałem w stronę miasta, z której trafię na właściwy szlak. Od Żórawiny trasa taka sama jak ostatnio orzełem. Z tą różnicą, że ominąłem wszystkie ścieżki, które prowadziły donikąd. Ogólnie dość silny wmordewiatr przez większość drogi, ale na Sulistrowiczkach miałem średnią bliską 26, i ponad 70km zrobione. Na podjeździe pod Tąpadła masa wody. Momentami zwalniałem, bo bym cały mokry był. Prawdziwe rwące rzeki przepływały w poprzek jezdni.
Podjazd od szlabanu na parkingu na przełęczy po plac przed schroniskiem na samym szczycie zajął mi 33 minuty. Drogowskaz dla pieszych turystów pokazuje 2h do schroniska, ale to chyba dla jakichś powolniaków wskazówka jest, bo raczej dłużej niż półtora godziny wejście nie trwa. Podczas wspinaczki miałem 4 postoje. Raz puszczałem jakichś turystów zjeżdżających samochodami (debile?) pozostałe 3 postoje spowodowane były utratą przyczepności na durnowatych luźnych kamulach i podparciem się w celu uniknięcia wywrotki. Raz nawet musiałem przeprowadzić rower z 20m, bo nie potrafiłem ruszyć nawet w poprzek drogi. Gdyby nie te kamulce to podjazd byłby dużo łatwiejszy i przyjemniejszy.
Na szczycie parę fotek, tak zwyczajowo z wieżyczki na której zwyczajowo popas sobie zrobiłem i totalnie wymarzłem.
Potem jeszcze fotka blureja przed zjazdem, prawdopodobnie ostatnie jego zdjęcie bez rys na ramie :)
Siodełko w dół o jakieś 7cm i na zjazd. Ludzi dzisiaj wchodziło/schodziło bardzo niewiele, co plusowało tym, że nie trzeba było na ludzi uważać na zjeździe. Minus taki, że jakbym sie rozwalił gdzieś o drzewo to na pomoc bym z 20 minut musiał czekać. Zresztą nie mam jeszcze skilli na zjeździe, więc wielkiego szaleństwa nie było. Mimo to zjazd jest wymagający przez te same kamulce które utrudniają podjazd. Na najgorszym odcinku wystopowałem i zjeżdżałem ~15kmh, to odcinek zaraz po wybrukowanych zjazdach, dla mnie zbyt hardkorowy. Za nim jednak zaczęło się szaleństwo, na jakie orzeł nie pozwalał. Amortyzator faktycznie pozwala na sporo więcej. Te śmieszne progi nie zmuszały mnie do hamowania, a jedynie zwiększonej ostrożności, bo trzeba je było w miare nisko zbierać, coby nie wyfrunąc w las. Prędkość na większości zjazdu w okolicach 34kmh, ale jak się kamulców mniej zrobiło to dobiłem do 50 nawet :D Pare niebezpiecznych chwil w których w ogóle nie miałem przyczepności albo jechałem tylko na przednim kole w zakręcie było... ale to takie urywki, jednak kontrola jakaś tam była i nie był to zjazd na krawędzi.
Na parkingu postój, żeby uspokoić nerwy, zluzować dłonie pracujące na hamulcach i nogi momentami kurczowo ściskające siodełko. Siodełko w górę, wszystko spowrotem na swoje miejsce, blokada skoku i na zjazd asfaltem. Zjazd pokazał, że oponki 2.25 albo cały rower w obecnej konfiguracji nie nadaje się do bicia rekordów prędkości.na zjazdach asfaltowych. Max wycieczki nie jest imponujący i został okupiony sporą dawką dokręcania. Bez dokręcania zwalniałem do 47kmh, także z leksza lipa.
Powrót w większości trasą numer 8. Średnia z 21.5 wzrosła do tylu ile widać. Zupełnie nie wiem raz mi się doskonale jedzie 34kmh, by po chwili utrzymanie 26 stanowiło kłopot. Zwalę całą winę na opony, ponoć ważą 730g sztuka, przywykłem do 450g, więc na tym można blureja odchudzić ładnie. Przywiozłem w weekend Larseny, może je zamontuje na dniach, tylko muszę poczytać o wyjmowaniu koła z hamulcami tarczowymi.
W okolicach 110 km tyłek mnie już bolał. Trzeba popracować nad pozycją, bo do orzełowej daleko, a nie wiem czy szybko przywyknę do tej tutaj. Może jednak siodełko zmienię, chociaż nie wiem czy to wiele da, jednak tutaj zupełnie inaczej mam mase rozłożoną, zdecydowanie mniej na ręce, więcej na tyłek i w ogóle na tylne koło przesunięty jestem... Jeszcze pare takich wyjazdów muszę zrobić, żeby pozycję właściwą ustawić.
Od szczytu dodatkowe ubranie założyłem, bo się zimno zrobiło, jednak już późno i zdecydowanie większe zachmurzenie się zrobiło.
Totalnie mnie ten wyjazd zmęczył, wieczorem na nic sił nie miałem i tylko zjadłem obiadokolację i poszedłem spać. W nogach mocy nie brakło, co dziwne, bo ostatnio właśnie nogi przestawały dopisywać, za to organizm mówił dość. Pewnie wina słabego odżywiania na trasie. W każdym razie całe 10 godzin spałem jak zabity i z rana jak młody bóg się czuje :)
praca + jazdy
Piątek, 15 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 26.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 20.53 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do pracy, potem jazdy na motorze i znowu do pracy.
wałami
Piątek, 15 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 37.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 25.81 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Głównie wałami, ale i w dalsze rejony miasta dotarłem. Miałem spokojnie się lansować ale w pewnym momencie jakiś gościu mnie wyprzedził... blurej nie chciał być wyprzedzany i postanowiliśmy wrednie siedzieć mu na kole aż się zamęczy i padnie.
Sprawy zaszły nawet dalej, gościu zatrzymał się. A my wróciliśmy do trybu lansowania się. Kiedy właśnie mieliśmy wypiąć klate przy jakowyś dzierlatkach ten sam koleś znowu nas wyprzedził. Cóż za tupet, dwukrotnie stosować tak niecne praktyki! Tym razem szybko zwolnił i trzeba było przejąć inicjatywę. Ale, że mieliśmy się dzisiaj lansować, to zagadałem do kierującego pojazdem wyprzedzającym. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że kupił właśnie rower i w tej chwili mają pierwszą przejażdżkę :) Jaki ten świat mały. Taaaa, oczywiści przy blureju Kellys prezentował się szaro i nieco mu uszy uklapły. Kierowca Kellysa (pozdrowienia jeśli kiedyś trafisz na ten blog :) także blado wypadał przy mnie, ale przecież z blurejem skromni jesteśmy, więc pojechaliśmy sobie cały kawał wzdłuż odry dyskutując głównie o osprzęcie i wyprawach rowerowych.
Sprawy zaszły nawet dalej, gościu zatrzymał się. A my wróciliśmy do trybu lansowania się. Kiedy właśnie mieliśmy wypiąć klate przy jakowyś dzierlatkach ten sam koleś znowu nas wyprzedził. Cóż za tupet, dwukrotnie stosować tak niecne praktyki! Tym razem szybko zwolnił i trzeba było przejąć inicjatywę. Ale, że mieliśmy się dzisiaj lansować, to zagadałem do kierującego pojazdem wyprzedzającym. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że kupił właśnie rower i w tej chwili mają pierwszą przejażdżkę :) Jaki ten świat mały. Taaaa, oczywiści przy blureju Kellys prezentował się szaro i nieco mu uszy uklapły. Kierowca Kellysa (pozdrowienia jeśli kiedyś trafisz na ten blog :) także blado wypadał przy mnie, ale przecież z blurejem skromni jesteśmy, więc pojechaliśmy sobie cały kawał wzdłuż odry dyskutując głównie o osprzęcie i wyprawach rowerowych.
Umarł król, niech żyje król!
Czwartek, 14 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: bez celu, dist: less than 50, bike: blurej, opis: foto
Km: | 24.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 22.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
14 lipca okazał się dla mnie jednym z tych dni, kiedy nagle świat staje się niesamowicie piękny i aż trudno uwierzyć w to, co się dzieje.
Nie będę tutaj opisywał wszystkich fajnych spraw, które mnie tego dnia spotkały, skupię się na jednaj. Mianowicie, wymieniłem

na

Myślę, że wymiana była dla mnie korzystna. Za kilka sztuk kolorowego papieru dostałem przyjaciela. A podobno przyjaźni nie da się kupić ;)
Imię jego blurej, ale z racji rodziny swojej prawie kubusiem został nazwany. Pochodzi bowiem z rodu zacnego Cube LTD Team.
W stosunku do swoich pobratymców z napiskiem Team ma wstawioną korbę Shimano SLX, co sprawiło, że kompletnie uzbrojony jest w tą właśnie grupę osprzętu. Musi się czymś wyróżniać, w końcu to blurej a nie jakiś tam rower :)
Pierwsze wrażenia mega pozytywne. Nawet tarcze mnie przekonują, dla hamujących przodem to dobra rzecz jednak. Widelca się na razie boje. Chyba za miękko ustawiony jak dla mnie, będzie trzeba mu pierdnąć w bliższej przyszłości.
Krótko, bo dzień pełen wrażeń i się nagle późno zrobiło. Na prawdę super dzień i bardzo dobrze, że blurej dołączył do wszystkich super wydarzeń tego dnia. Na wieczornej przejażdżce znalazłem 10gr. Chyba od stu lat nie znalazłem żadnego pieniążka, także dzień na prawde fenomenalny :)
Nie będę tutaj opisywał wszystkich fajnych spraw, które mnie tego dnia spotkały, skupię się na jednaj. Mianowicie, wymieniłem
na
Myślę, że wymiana była dla mnie korzystna. Za kilka sztuk kolorowego papieru dostałem przyjaciela. A podobno przyjaźni nie da się kupić ;)
Imię jego blurej, ale z racji rodziny swojej prawie kubusiem został nazwany. Pochodzi bowiem z rodu zacnego Cube LTD Team.
W stosunku do swoich pobratymców z napiskiem Team ma wstawioną korbę Shimano SLX, co sprawiło, że kompletnie uzbrojony jest w tą właśnie grupę osprzętu. Musi się czymś wyróżniać, w końcu to blurej a nie jakiś tam rower :)
Pierwsze wrażenia mega pozytywne. Nawet tarcze mnie przekonują, dla hamujących przodem to dobra rzecz jednak. Widelca się na razie boje. Chyba za miękko ustawiony jak dla mnie, będzie trzeba mu pierdnąć w bliższej przyszłości.
Krótko, bo dzień pełen wrażeń i się nagle późno zrobiło. Na prawdę super dzień i bardzo dobrze, że blurej dołączył do wszystkich super wydarzeń tego dnia. Na wieczornej przejażdżce znalazłem 10gr. Chyba od stu lat nie znalazłem żadnego pieniążka, także dzień na prawde fenomenalny :)
jazdy, szukanie nsn, inne
Środa, 13 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:45 | km/h: | 18.29 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Taaaaak. Najpierw na jazdy. Jeszcze połowy nie wyjeździłem a instruktor stwierdził, że mi wypisze do końca rozpiske i puści mnie na egzamin bo dobry jestem :)
Potem do rowerowego zapytać o rower, bo zadzwonili akurat w trakcie jazd i nie mogłem odebrać. Nowy rower będzie dopiero jutro...
Potem poszukać siedziby NSN, bo jutro rozmowe mam o prace. Nie było łatwo znaleźć adresu Strzegomska 52b... No ale telefoniczne konsultacje i się udało :)
Potem do rowerowego zapytać o rower, bo zadzwonili akurat w trakcie jazd i nie mogłem odebrać. Nowy rower będzie dopiero jutro...
Potem poszukać siedziby NSN, bo jutro rozmowe mam o prace. Nie było łatwo znaleźć adresu Strzegomska 52b... No ale telefoniczne konsultacje i się udało :)