praca
Czwartek, 9 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:40 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Środa, 8 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:35 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
fart?
Wtorek, 7 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 7.46 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 00:22 | km/h: | 20.35 |
Pr. maks.: | 36.60 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Fart, albo i nie. Na pewno niesamowitego farta mialem w miniona sobote. Wyjezdzajac z wroclawia wpadlem wtedy w dziure. Gdzies kolo Szklarskiej Poreby zauwazylem ze mam gulke na oponie. Dzisiaj sie okazalo ze faktycznie pierdyknely mi wtedy druty w oponie, wywalila mi opona i detka w czasie pompowania... No to zostalem z jedna detka continentala 1.5-1.75 i jedna dziurawa rubena 1.9-2.125, a ze jedyne opony jakie mam to larseny tt 1.9 to polatalem rubene i zaryzykowalem continentala. Nie wybuchl mimo sporego cisnienia. Ruszylem po parkach sie przejechac. Dotarlem do gorki na wjezdzie chyba w grabiszynski. Nie tej cmentarnwj, tylko po przeciwnej stronie. Podjechalem od stromej, malo uczeszczanej, zadrzewionej strony raz, drugi, trzeci, czwar... zerwalem lancuch! Na prawde w sobote mialem niesamowite szczescie. Moze nie bylo tam 30% podjazdow, ale bylo cisniecia troche. Co bym zrobil jakby mi lancuch gdzies w czechach strzelil? Pierwsze wrazenia z jazdy na larsenach opisze nastepnym razem. przepraszam za bledy i brak pliterek ale z telefonu dodaje ten wpis.
praca
Poniedziałek, 6 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:37 | km/h: | 22.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciepełko. Dobrze że wiatr wieje, jakoś tak się mniej człowiek męczy jak go wiatr owiewa i nie jest on arktycznie gorący. Trasa jak zawsze, nic ciekawego...
Wrocław-Szklarska-Harrachov-Frydlant-Zgorzelec
Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam, opis: wierszyk
Km: | 223.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:06 | km/h: | 27.53 |
Pr. maks.: | 72.66 | Temperatura: | 29.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2400m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Podgórkę (miejscowość taka była po drodze)
Była wczesna rana pora,
Gdym wpierniczał pomidora.
Po nim jajek pięć rozbiłem,
Na patelce usmażyłem.
Takie to było mistrza śniadanie,
Ale nie o nim jest opowiadanie.
W oponki z leksza pierdnąłem sobie,
Dobrze wiedziałem wówczas, co robie.
Jazda nie miała być wcale spokojna,
Tak teraz wspominam - to była wojna!
Ale spokojnie wszystko w swoim czasie,
Z drobnym opóźnieniem spotkaliśmy sie.
Na miejsce zbiórki sześciu nas przybyło,
I raźnym tempem w drogę wyruszyło.
W trzy pary się ustawiliśmy,
I tak wesoło przez miasto przejechaliśmy.
Po drodze offroadu z dziesięć metrów wpadło,
Rowery przenieść przez remont nam wypadło.
Były i objazdy i niebezpieczne dziury,
Zdarzył się i kierowca wredny który,
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Otrąbił nas ze złością z lewa i prawa,
Że jedziemy w parach, lecz to jego sprawa.
Teraz tak możemy, Przepisy się zmieniły,
A wredni kierowcy tylko dodają nam siły.
Za miastem nudno. Gdyby nie konwersacje,
To każdy by potwierdził, że mam racje.
Dookoła równina płaska i zielona była,
Jednak w naszych głowach myśl o górach żyła.
Asfalty były jak na Polskę równe zadziwiająco.
Tak jak nasza średnia zasługiwały na owacje na stojąco.
Dalszą część płaskiego już daruję sobie.
O podjazdach opowiem, tylko wdech głęboki zrobie.
Pierwsze poty wyssała z nas Łysa Góra,
Która wcale nie była łysa i ponura.
Wielka też jakoś nie jest specjalnie,
Ale mi w kość dała, co przyznam lojalnie.
Na szczycie słitaśne pamiątkowe zdjęcie,
I ruszamy na dół, dokręcając zawzięcie.
Widoki ze zjazdu są warte wspomnienia,
Albo nawet lepiej, na zdjęciu uwiecznienia.
W połowie zjazdu, postój pod sklepikiem,
Trzeba się posilić pysznym batonikiem.
Zjazd w sekund kilka i chwila wytchnienia,
Ale w górach nie ma lekko, kolejne wzniesienia.
Jedziemy na Szklarską Porębę i Jugowską przełęcz.
Droga wciąż pod górę, myśl wciąż jedna "nie jęcz!".
Do Szklarskiej dojeżdżam ostatni oczywiście,
Myśleliście inaczej to myliście się.
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Wyjeżdżam pierwszy, by przez chwile jedną,
Ostatni stający się pierwszym i nie był tylko legendą.
Widoki przewspaniałe, ale nie ma czasu,
Wyciągać aparatu czy skręcać do lasu.
Znaki kuszą do muzeum, strzałki wzywają do wodospadu,
Gdyby to była wyprawa turystyczna pojechałbym od razu.
Jednak jazda nasza chwilami wyścig przypominała,
Dokręcanie na zjazdach - to też przygoda wspaniała.
Gdy na szczycie wreszcie się zjawiłem,
Przeogromne rozczarowanie przeżyłem.
Jedyne, co ten szczyt jakkolwiek wyróżniało
To parking dla samochodów i to że trochę wiało.
Widoku z tego szczytu żadnego nie było,
Co mnie jednak trochę niemiło zaskoczyło.
Zjazd ponownie wynagrodził wszelkie niedogodności,
Posłał w niepamięć wspomnienie zwątpienia i słabości.
Z pięćdziesiątką na zegarze przelecieliśmy granice,
A tam piękne holki, smaczne piwo i równe ulice.
Jeśli jeszcze nie kojarzycie gdzie się dostaliśmy,
To już wyjaśniam, w Republikę Czeską wjechaliśmy.
Jednak tego całego dobrodziejstwa podziwianie,
Przyćmiło odrobinę drogi w niebo skierowanie.
Wtedy już takim sobie swoim tempem jechałem,
Że bez napinki, bez potów, widoki podziwiałem.
Wrażenie wielkie zrobiły na mnie górskie serpentyny,
Zakręty o sto osiemdziesiąt stopni i widok na doliny.
Wyśmienite i przyjemne było przełamanie,
Staw jakiś czy jezioro na nasze powitanie.
Czasu na kąpiel było niestety za mało, ale...
Strzeliliśmy sobie fotkę, którą się pochwale.
Jeszcze potem zjazdów i podjazdów nie brakowało,
Ale mi miejsca w pamięci chyba na nie było mało.
Wszystko w jeden piękny widok mi się zlało,
Przerywany patrzeniem w koło kiedy się szybko gnało.
We Frydlandzie grupa nam się na dwie rozłączyła,
Moja trójka na skróty na Zgorzelec wyruszyła.
Główną przyczyną rozdzielenia to było,
Że spóźnienie na pociąg nam się w głowach jawiło.
Zmęczenie już także o sobie dawało znać.
Organizm swój ciężko jest jednak oszukać.
Na ostatnich kilometrach wiele przygód nas spotkało,
Z tych do celu metrów, opowiadań będzie niemało.
Ze względu na ich obszerność i niesamowitość,
Będę miał nad czytelnikiem litość,
Opowiem je chętnie ale przy dobrym piwie,
Bo jak sobie o nich myślę to sam się dziwie,
Że to jest możliwe i mnie to spotkało,
takie to niesamowite zdarzenie miejsce miało.
Powiem krótko, by nie rozwijać za bardzo wątku,
Wróciliśmy razem, całą szóstką, bez wyjątku.
I powiem Wam, co teraz się stanie,
Zakończę wreszcie opowiadanie.
===============================================================================
Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że tak wiele zapamiętam z wyjazdy na którym miałem przez cały czas oglądać tylko koło. Właściwie, to poza podjazdami dawałem rady. Jak na brak formy, który mnie dotyka było nieźle. Zapamiętałem wiele, a opisałem we wpisie niewiele. To, co najciekawsze nie dało się krótko ubrać w słowa. Są to typowe, piękne anegdotki do opowiedzenia w miłym towarzystwie przy piwku. Były uciekające przesiadki, upadający ludzie, burze, łapanie stopa... pełen serwis. Tomek w swoim wpisie zasugerował, żebym to wszystko opisał... ale nie, niech to zostanie w gronie znajomych, po co się przechwalać publicznie ;-) Tutaj niech nam zazdroszczą trasy, widoków i jakby nie patrzeć świetnych rowerowych osiągów.
Jedno czego żałuję, to że przez trzymane ostre tempo (wszystko przez to że ostatni pociąg był o 19 a kilometrów sporo) nie było czasu na przystanki, podziwianie krajobrazów, robienie zdjęć... No, nie był to wyjazd specjalnie turystyczny. Ale na takie też od czasu do czasu można się wybrać. A to, że ostatecznie spotkaliśmy się wszyscy w jednym pociągu było dość zaskakujące. W każdym razie było o czym rozmawiać podczas powrotu.
U Artura widziałem ile kilogramów spalił... Ja dzisiaj stanąłem na wadze rano i się okazało, że mam 2.5 kg mniej (niż mało)... masakra, więcej takich przejażdżek i zniknę.
W przejażdżce udział wzięli (alfabetycznie): Artur (u Artura), Mateusz, Piotrek (u Piotrka), Tomki sztuk 2 (Platon i jego wpis) no i niealfabetycznie ja
Dzięki wszystkim za wspólną przejażdżkę! Następnym razem objedziemy to spokojnie!
Była wczesna rana pora,
Gdym wpierniczał pomidora.
Po nim jajek pięć rozbiłem,
Na patelce usmażyłem.
Takie to było mistrza śniadanie,
Ale nie o nim jest opowiadanie.
W oponki z leksza pierdnąłem sobie,
Dobrze wiedziałem wówczas, co robie.
Jazda nie miała być wcale spokojna,
Tak teraz wspominam - to była wojna!
Ale spokojnie wszystko w swoim czasie,
Z drobnym opóźnieniem spotkaliśmy sie.
Na miejsce zbiórki sześciu nas przybyło,
I raźnym tempem w drogę wyruszyło.
W trzy pary się ustawiliśmy,
I tak wesoło przez miasto przejechaliśmy.
Po drodze offroadu z dziesięć metrów wpadło,
Rowery przenieść przez remont nam wypadło.
Były i objazdy i niebezpieczne dziury,
Zdarzył się i kierowca wredny który,
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Otrąbił nas ze złością z lewa i prawa,
Że jedziemy w parach, lecz to jego sprawa.
Teraz tak możemy, Przepisy się zmieniły,
A wredni kierowcy tylko dodają nam siły.
Za miastem nudno. Gdyby nie konwersacje,
To każdy by potwierdził, że mam racje.
Dookoła równina płaska i zielona była,
Jednak w naszych głowach myśl o górach żyła.
Asfalty były jak na Polskę równe zadziwiająco.
Tak jak nasza średnia zasługiwały na owacje na stojąco.
Dalszą część płaskiego już daruję sobie.
O podjazdach opowiem, tylko wdech głęboki zrobie.
Pierwsze poty wyssała z nas Łysa Góra,
Która wcale nie była łysa i ponura.
Wielka też jakoś nie jest specjalnie,
Ale mi w kość dała, co przyznam lojalnie.
Na szczycie słitaśne pamiątkowe zdjęcie,
I ruszamy na dół, dokręcając zawzięcie.
Widoki ze zjazdu są warte wspomnienia,
Albo nawet lepiej, na zdjęciu uwiecznienia.
W połowie zjazdu, postój pod sklepikiem,
Trzeba się posilić pysznym batonikiem.
Zjazd w sekund kilka i chwila wytchnienia,
Ale w górach nie ma lekko, kolejne wzniesienia.
Jedziemy na Szklarską Porębę i Jugowską przełęcz.
Droga wciąż pod górę, myśl wciąż jedna "nie jęcz!".
Do Szklarskiej dojeżdżam ostatni oczywiście,
Myśleliście inaczej to myliście się.
te dwa zdjęcia ukradłem od Tomka albo Piotrka
Wyjeżdżam pierwszy, by przez chwile jedną,
Ostatni stający się pierwszym i nie był tylko legendą.
Widoki przewspaniałe, ale nie ma czasu,
Wyciągać aparatu czy skręcać do lasu.
Znaki kuszą do muzeum, strzałki wzywają do wodospadu,
Gdyby to była wyprawa turystyczna pojechałbym od razu.
Jednak jazda nasza chwilami wyścig przypominała,
Dokręcanie na zjazdach - to też przygoda wspaniała.
Gdy na szczycie wreszcie się zjawiłem,
Przeogromne rozczarowanie przeżyłem.
Jedyne, co ten szczyt jakkolwiek wyróżniało
To parking dla samochodów i to że trochę wiało.
Widoku z tego szczytu żadnego nie było,
Co mnie jednak trochę niemiło zaskoczyło.
Zjazd ponownie wynagrodził wszelkie niedogodności,
Posłał w niepamięć wspomnienie zwątpienia i słabości.
Z pięćdziesiątką na zegarze przelecieliśmy granice,
A tam piękne holki, smaczne piwo i równe ulice.
Jeśli jeszcze nie kojarzycie gdzie się dostaliśmy,
To już wyjaśniam, w Republikę Czeską wjechaliśmy.
Jednak tego całego dobrodziejstwa podziwianie,
Przyćmiło odrobinę drogi w niebo skierowanie.
Wtedy już takim sobie swoim tempem jechałem,
Że bez napinki, bez potów, widoki podziwiałem.
Wrażenie wielkie zrobiły na mnie górskie serpentyny,
Zakręty o sto osiemdziesiąt stopni i widok na doliny.
Wyśmienite i przyjemne było przełamanie,
Staw jakiś czy jezioro na nasze powitanie.
Czasu na kąpiel było niestety za mało, ale...
Strzeliliśmy sobie fotkę, którą się pochwale.
Jeszcze potem zjazdów i podjazdów nie brakowało,
Ale mi miejsca w pamięci chyba na nie było mało.
Wszystko w jeden piękny widok mi się zlało,
Przerywany patrzeniem w koło kiedy się szybko gnało.
We Frydlandzie grupa nam się na dwie rozłączyła,
Moja trójka na skróty na Zgorzelec wyruszyła.
Główną przyczyną rozdzielenia to było,
Że spóźnienie na pociąg nam się w głowach jawiło.
Zmęczenie już także o sobie dawało znać.
Organizm swój ciężko jest jednak oszukać.
Na ostatnich kilometrach wiele przygód nas spotkało,
Z tych do celu metrów, opowiadań będzie niemało.
Ze względu na ich obszerność i niesamowitość,
Będę miał nad czytelnikiem litość,
Opowiem je chętnie ale przy dobrym piwie,
Bo jak sobie o nich myślę to sam się dziwie,
Że to jest możliwe i mnie to spotkało,
takie to niesamowite zdarzenie miejsce miało.
Powiem krótko, by nie rozwijać za bardzo wątku,
Wróciliśmy razem, całą szóstką, bez wyjątku.
I powiem Wam, co teraz się stanie,
Zakończę wreszcie opowiadanie.
===============================================================================
Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że tak wiele zapamiętam z wyjazdy na którym miałem przez cały czas oglądać tylko koło. Właściwie, to poza podjazdami dawałem rady. Jak na brak formy, który mnie dotyka było nieźle. Zapamiętałem wiele, a opisałem we wpisie niewiele. To, co najciekawsze nie dało się krótko ubrać w słowa. Są to typowe, piękne anegdotki do opowiedzenia w miłym towarzystwie przy piwku. Były uciekające przesiadki, upadający ludzie, burze, łapanie stopa... pełen serwis. Tomek w swoim wpisie zasugerował, żebym to wszystko opisał... ale nie, niech to zostanie w gronie znajomych, po co się przechwalać publicznie ;-) Tutaj niech nam zazdroszczą trasy, widoków i jakby nie patrzeć świetnych rowerowych osiągów.
Jedno czego żałuję, to że przez trzymane ostre tempo (wszystko przez to że ostatni pociąg był o 19 a kilometrów sporo) nie było czasu na przystanki, podziwianie krajobrazów, robienie zdjęć... No, nie był to wyjazd specjalnie turystyczny. Ale na takie też od czasu do czasu można się wybrać. A to, że ostatecznie spotkaliśmy się wszyscy w jednym pociągu było dość zaskakujące. W każdym razie było o czym rozmawiać podczas powrotu.
U Artura widziałem ile kilogramów spalił... Ja dzisiaj stanąłem na wadze rano i się okazało, że mam 2.5 kg mniej (niż mało)... masakra, więcej takich przejażdżek i zniknę.
W przejażdżce udział wzięli (alfabetycznie): Artur (u Artura), Mateusz, Piotrek (u Piotrka), Tomki sztuk 2 (Platon i jego wpis) no i niealfabetycznie ja
Dzięki wszystkim za wspólną przejażdżkę! Następnym razem objedziemy to spokojnie!
praca
Piątek, 3 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:34 | km/h: | 22.94 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znowu do pracy. Pogoda wyśmienita na wakacyjny wyjazd a nie dojazd do pracy... ale co zrobić. Może jutro coś pojeżdżę to i coś popiszę.
w czasie suszy szosa sucha
Czwartek, 2 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, dist: less than 50
Km: | 46.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 34.42 |
Pr. maks.: | 45.81 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny trening na szosie. Nowa trasa, kręcona w lewo a nie prawo. Będzie dobra jak się wymyśli lepszą końcówkę, omijającą przejazd przez pół miasta. Silny wiatr pozwolił na wykręcenie średniej bliskiej 38 na pierwszych 10 kilometrach. Potem nadal lekko w tył, trochę z boku i próby utrzymania średniej na poziomie 37, zresztą bardzo udane. Po kolejnym nawrocie, na około 18 kilometrze wycieczki, wiatr pod kątem w twarz. Strzałeczka od średniej pokazuje od tej pory ciągle w dół. Staram się trzymać prędkość 33-36, co się udaje, ale średnia z 37 spada z każdym kilometrem. Na dwudziestym którymś kilometrze droga kręci, raz pod wiatr, raz boczny. Zaczynają trafiać się momenty 30-33. Pierwsze 30 kilometrów zrobione w 50 minut 27 sekund. Szkoda, że nie na zamkniętej pętli, bo byłoby to poprawienie życiówki na 30km o 3 i pół minuty. Chwile potem ustawiam się pod wiatr i pod takim znakiem będzie reszta trasy. Mimo wiatru trzymam 30-35, staram się utrzymać za wszelką cenę średnią powyżej 35. Niestety chyba trochę zbyt się szarpałem gdzie nie powinienem i ostatecznie po 42km średnia spada poniżej tej magicznej bariery. Wjeżdżam w miasto i średnia spada jeszcze szybciej. Czerwone światło sprawia, że zaczynam bać się o utrzymanie 34. Do tego korek... jak mnie denerwuje kiedy mnie samochody spowalniają. Przecież to ja mam być od spowalniania, nie? Prawie że sam sobie wypadek spowodowałem, bo jechałem środkiem jezdni dwukierunkowej i w pewnym momencie facet skręcał w lewo do swojego domu... udało się wyhamować.
praca
Czwartek, 2 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:40 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
nowe ścieżki
Wtorek, 31 maja 2011 Kategoria dist: less than 50, cel: treningowo, bike: elnino, baza: Wrocław, opis: wierszyk
Km: | 28.60 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 26.81 |
Pr. maks.: | 49.90 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Deszczyk spadnie będzie cudnie
Dziś z wieczora,
Kiedy późna była pora,
Wsiada Adam na orzeła
I po szosie zapierdziela.
Pędzi, jedzie, pedałuje.
Wiatr bezczelnie go wstrzymuje.
Licznik mówi: "Lipa będzie".
Adam myśli: "Jesteś w błędzie!".
Z każdym metrem wola słabnie.
Średnia nie wygląda ładnie.
Adam wtem na pomysł wpada,
Skręcę tutaj, oto rada!
Metrów pięćset nie ujechał,
Gdy z asfaltu w pole wjechał.
Tutaj właśnie teren wpadł
I już całkiem średnią zjadł.
Adam z pola się wydostał,
Wpadł na asfalt - wiatrem dostał.
W plecy dla odmiany prosto,
Na liczniku prawie że sto!
Jedzie przed się, w koło patrzy,
Światło czerwone, a cóż to znaczy?
Nawet stop go nie zatrzyma,
Noga w korby ostro dyma.
Średnią popsuł znowu w parku,
W bardzo ładnym zakamarku.
Tak przejechał pół Wrocławia,
Skąd w tej chwili Was pozdrawia,
================================================
Tytuł to losowo wybrana fraza z rozmowy z koleżanką. Nieźle zabrzmiało, dlatego tak ;-)
Właśnie tak to mniej więcej dzisiaj było xD Nie chce mi się tłumaczyć na polskie. W każdym razie wkurzyłem się jak mi się asfalt skończył a ja na 1.2" i lemondka do szybkiej jazdy. Tak długo walczyłem, żeby chociaż 31 średnia była, bo wiatr niemiłosiernie dymał dzisiaj i ciężko się z nim w twarz jechało... No ale nic, rekordu by dzisiaj i tak nie było, bo coś świeżości dziś brakowało. Ogólnie to miałem ochotę na spokojny lans po wałach, ale nie ma opon na to...
Dziś z wieczora,
Kiedy późna była pora,
Wsiada Adam na orzeła
I po szosie zapierdziela.
Pędzi, jedzie, pedałuje.
Wiatr bezczelnie go wstrzymuje.
Licznik mówi: "Lipa będzie".
Adam myśli: "Jesteś w błędzie!".
Z każdym metrem wola słabnie.
Średnia nie wygląda ładnie.
Adam wtem na pomysł wpada,
Skręcę tutaj, oto rada!
Metrów pięćset nie ujechał,
Gdy z asfaltu w pole wjechał.
Tutaj właśnie teren wpadł
I już całkiem średnią zjadł.
Adam z pola się wydostał,
Wpadł na asfalt - wiatrem dostał.
W plecy dla odmiany prosto,
Na liczniku prawie że sto!
Jedzie przed się, w koło patrzy,
Światło czerwone, a cóż to znaczy?
Nawet stop go nie zatrzyma,
Noga w korby ostro dyma.
Średnią popsuł znowu w parku,
W bardzo ładnym zakamarku.
Tak przejechał pół Wrocławia,
Skąd w tej chwili Was pozdrawia,
================================================
Tytuł to losowo wybrana fraza z rozmowy z koleżanką. Nieźle zabrzmiało, dlatego tak ;-)
Właśnie tak to mniej więcej dzisiaj było xD Nie chce mi się tłumaczyć na polskie. W każdym razie wkurzyłem się jak mi się asfalt skończył a ja na 1.2" i lemondka do szybkiej jazdy. Tak długo walczyłem, żeby chociaż 31 średnia była, bo wiatr niemiłosiernie dymał dzisiaj i ciężko się z nim w twarz jechało... No ale nic, rekordu by dzisiaj i tak nie było, bo coś świeżości dziś brakowało. Ogólnie to miałem ochotę na spokojny lans po wałach, ale nie ma opon na to...
praca
Wtorek, 31 maja 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
"Spociłem się zanim wyjąłem rower z piwnicy" - tak skomentował dzisiejszą pogodę kumpel w pracy. Ja się spociłem zanim zniosłem rower na dół z 4tego piętra. Ale spoko, na wakacje taka pogoda może być. Zresztą w pracy o dziwo też nie było jakoś strasznie gorąco.