Wpisy archiwalne w kategorii
dist: 100 and more
Dystans całkowity: | 12296.55 km (w terenie 821.50 km; 6.68%) |
Czas w ruchu: | 500:36 |
Średnia prędkość: | 24.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.80 km/h |
Suma podjazdów: | 31367 m |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 121.75 km i 4h 57m |
Więcej statystyk |
wułef i bonusik
Sobota, 25 kwietnia 2009 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: 100 and more, opis: nie sam, opis: foto
Km: | 134.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:11 | km/h: | 25.85 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
z samego rana wyjazd na wułef
z punktu docelowego wułefu największymi skrótami do Wrocławia, czyli przez Syców.
Co tu duzo mowic, wreszcie pierwsza tegoroczna setka. Drugi rok z rzędu pierwsza setka do Sycowa.
Ogólnie WF spoko, albo grupa jest mocna, albo ja jestem słaby, albo po prostu to że wreszcie szanse są równe bo nie mam slicków a 2 calowe kloce zalorzone. W każdym razie mimo iż tempo nie było specjalnie wymagające, to o ucieczke też nie byłoby łatwo.
Ze Szczodrego które to było celem wycieczki wróciłem się do Długołęki na ósemeczkę i po niej pomknąłem do Sycowa gdzie złorzyłem z reklamacją gównianą sigmę 906, zakupiłem kask, zapięcie i chciałem zakupić korby. Ostatecznie się nie udało, choć może to i dobrze, bo jedyne jakie były w miare ok to acery były.
Fotuchy
z punktu docelowego wułefu największymi skrótami do Wrocławia, czyli przez Syców.
Co tu duzo mowic, wreszcie pierwsza tegoroczna setka. Drugi rok z rzędu pierwsza setka do Sycowa.
Ogólnie WF spoko, albo grupa jest mocna, albo ja jestem słaby, albo po prostu to że wreszcie szanse są równe bo nie mam slicków a 2 calowe kloce zalorzone. W każdym razie mimo iż tempo nie było specjalnie wymagające, to o ucieczke też nie byłoby łatwo.
Ze Szczodrego które to było celem wycieczki wróciłem się do Długołęki na ósemeczkę i po niej pomknąłem do Sycowa gdzie złorzyłem z reklamacją gównianą sigmę 906, zakupiłem kask, zapięcie i chciałem zakupić korby. Ostatecznie się nie udało, choć może to i dobrze, bo jedyne jakie były w miare ok to acery były.
Fotuchy
syców
Sobota, 8 listopada 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, dist: 100 and more
Km: | 110.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 28.77 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
piekny dzien i zacnie wykorzystany... szkoda tylko ze tak drogo.
jazda do sycowa, z dorbnymi poprawkami jak szukanie bankomatu wbk w sycowie [ten ktory znam nie chciał mi wypłacic a sie napaliłem na oponki]
takze zakupiłe oponki, bratu pare drobiazgow, klocki, oswietlenie i pompeczke, a sobie? kenda karma 2.0", zwijane dtp kevlarowe oponki, na zime beda jak znalazl w porownaniu do kendu kwest 1.25" ktore teraz miałem zainstalowane.
jazda do sycowa, z dorbnymi poprawkami jak szukanie bankomatu wbk w sycowie [ten ktory znam nie chciał mi wypłacic a sie napaliłem na oponki]
takze zakupiłe oponki, bratu pare drobiazgow, klocki, oswietlenie i pompeczke, a sobie? kenda karma 2.0", zwijane dtp kevlarowe oponki, na zime beda jak znalazl w porownaniu do kendu kwest 1.25" ktore teraz miałem zainstalowane.
Byczyna -> Wrocław
Niedziela, 12 października 2008 Kategoria bike: elnino, dist: 100 and more, cel: dojazd
Km: | 113.23 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:25 | km/h: | 25.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Byczyna -> Wrocław z dodatkowym, bonusowym objazdem z Z...cośtam do Ligoty Wielkiej, bo oczywiście byłoby za łatwo gdybym jechał pod wiatr i nic się ciekawego w ramach promocji i bonusów nie stało. Ogólnie gdyby tak październik zafundował więcej tak pięknych dni jak dzisiejszy to bym sobie w weekendy pośmigał, w końcu elnino jest ze mną we Wrocławiu, fajnie by było by poznał tutajsze scieżki.
Syców
Sobota, 6 września 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, dist: 100 and more
Km: | 102.38 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 04:01 | km/h: | 25.49 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
zapowiadany wcześniej Syców.
Oponka kupiona, dodatkowo 3 dętki i zapasik łatek.
pogoda była wyśmienita, tylko po ostatnich chłodach zapomniałem że trzeba strasznie duzo wody miec w taka temperature i koncowka nie dosc ze pod wiatr to o suchym pysku, przez co wyjatkowo nieprzyjemna.
Oponka kupiona, dodatkowo 3 dętki i zapasik łatek.
pogoda była wyśmienita, tylko po ostatnich chłodach zapomniałem że trzeba strasznie duzo wody miec w taka temperature i koncowka nie dosc ze pod wiatr to o suchym pysku, przez co wyjatkowo nieprzyjemna.
Góra Świętej Anny 2008
Wtorek, 29 lipca 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: | 203.08 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 08:16 | km/h: | 24.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Góra Świętej Anny 2008
mxs 61.44 kmh [to chyba jakaś sigmowa klątwa prędkości 61.44 musze napisać do centrali niech to wyjaśnią, już wtedy kiedy z chmielem mieliśmy dokładnie tyle samo wydawało mi się to dziwne...]
ogólnie celem tej zacnej wyprawy turystycznej, z bagażnikiem i furą kasy na wode, lody i batniki była Góra Św. Anny.
opis i fotki z telefonu wrzuce jak mi je brat ze swojego telefonu zrzuci, bo aparatu nie brałem a jego telefon wziałem...
obiecane dawno temu fotki wreszcie dotarły... oto link do galerii
http://www.flickr.com/photos/badas/sets/72157611959615122/
mxs 61.44 kmh [to chyba jakaś sigmowa klątwa prędkości 61.44 musze napisać do centrali niech to wyjaśnią, już wtedy kiedy z chmielem mieliśmy dokładnie tyle samo wydawało mi się to dziwne...]
ogólnie celem tej zacnej wyprawy turystycznej, z bagażnikiem i furą kasy na wode, lody i batniki była Góra Św. Anny.
opis i fotki z telefonu wrzuce jak mi je brat ze swojego telefonu zrzuci, bo aparatu nie brałem a jego telefon wziałem...
obiecane dawno temu fotki wreszcie dotarły... oto link do galerii
http://www.flickr.com/photos/badas/sets/72157611959615122/
Niedzielnie
Niedziela, 27 lipca 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 101.96 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 04:22 | km/h: | 23.35 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 61.44 [zabawne, bo sigma chmiela pokazała dokładnie tyle samo dokładnie w tym samym miejscu, Kozłowice pod wiatr]
Plan na dziś był prosty - niedzielna przejażdżka. Tym razem ja opracowałem gdzie możnaby się skierować - jedziemy do Łowkowic a dalej przejedziemy żółty szlak do Kluczborka i pomyślimy co dalej. Do Łowkowic luźno, chociaż pierwszy kilometr przejechałem 3 razy - wracałem się po bidon ;-) a w tym czasie brat i chmielu którzy razem ze mną dziś zwiedzali świat nazbierali sobie gruszek, mimo tej niedogodności po starcie dalej jechało się całkiem fajnie - bo wiatr, znowu dość silny wiał lekko z ukosa w plecy. Oczywiście nie mogliśmy jechać tak po prostu szlakiem, w końcu są one tak doskonale i zrozumiale oznakowane, że nie można się pogubić. Zgubliśmy droge już w Krzywiźnie i ominęliśmy Rożnów, całe szczęście, tamtejsza piramida nie jest już dla nas niczym nowym, bo utrata takiej atrakcji przez badziewne oznaczenie szlaku mogłaby wkurzyć każdego turiste.
W chwile po zjechaniu z właściwej drogi na właściwszą odnaleźliśmy zagłębie czerwonych śliwek mirabelek. Chmielu i Paweł (brachol) musieli się najeść i nazbierać towaru na droge. Ja troche podjadłem, ale ogólnie zaraz po obiedzie wyjechaliśmy i jakoś nie potrzebowałem bonusowych kalorii. Na szlak wróciliśmy dopiero w Smardach Górnych [przyjechaliśmy z Unieszowa] ale chłopaki jakoś po tych śliwkach umarli i nie dawali rady nawet do 25 się rozkręcić... w sumie co mi tam, niedzielny spacerek.
Dalej trasa całkiem posta i wreszcie teren przewidziany przez tworzących szlak a nie dodany przez nas jako bonus. Czaple Stare, Bogacica, Żabiniec, Zameczek, poszło lekko i przyjemnie. W Kuniowie mimo piasu po drodze znaleźliśmy się szybko i sprawnie. Małe/duże zakupy w biedronce i jazda dalej. Ale że kilometrów było a mało to wracaliśmy na skróty przez Kozłowice i Gorzów Śląski.
W Kozłowicach nakręcony mxs wycieczki, niestety było pod wiatr.
Plan na dziś był prosty - niedzielna przejażdżka. Tym razem ja opracowałem gdzie możnaby się skierować - jedziemy do Łowkowic a dalej przejedziemy żółty szlak do Kluczborka i pomyślimy co dalej. Do Łowkowic luźno, chociaż pierwszy kilometr przejechałem 3 razy - wracałem się po bidon ;-) a w tym czasie brat i chmielu którzy razem ze mną dziś zwiedzali świat nazbierali sobie gruszek, mimo tej niedogodności po starcie dalej jechało się całkiem fajnie - bo wiatr, znowu dość silny wiał lekko z ukosa w plecy. Oczywiście nie mogliśmy jechać tak po prostu szlakiem, w końcu są one tak doskonale i zrozumiale oznakowane, że nie można się pogubić. Zgubliśmy droge już w Krzywiźnie i ominęliśmy Rożnów, całe szczęście, tamtejsza piramida nie jest już dla nas niczym nowym, bo utrata takiej atrakcji przez badziewne oznaczenie szlaku mogłaby wkurzyć każdego turiste.
W chwile po zjechaniu z właściwej drogi na właściwszą odnaleźliśmy zagłębie czerwonych śliwek mirabelek. Chmielu i Paweł (brachol) musieli się najeść i nazbierać towaru na droge. Ja troche podjadłem, ale ogólnie zaraz po obiedzie wyjechaliśmy i jakoś nie potrzebowałem bonusowych kalorii. Na szlak wróciliśmy dopiero w Smardach Górnych [przyjechaliśmy z Unieszowa] ale chłopaki jakoś po tych śliwkach umarli i nie dawali rady nawet do 25 się rozkręcić... w sumie co mi tam, niedzielny spacerek.
Dalej trasa całkiem posta i wreszcie teren przewidziany przez tworzących szlak a nie dodany przez nas jako bonus. Czaple Stare, Bogacica, Żabiniec, Zameczek, poszło lekko i przyjemnie. W Kuniowie mimo piasu po drodze znaleźliśmy się szybko i sprawnie. Małe/duże zakupy w biedronce i jazda dalej. Ale że kilometrów było a mało to wracaliśmy na skróty przez Kozłowice i Gorzów Śląski.
W Kozłowicach nakręcony mxs wycieczki, niestety było pod wiatr.
Wieluń Wieruszów
Sobota, 26 lipca 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 102.43 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:27 | km/h: | 23.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 59.2kmh
Nie chce mi sie pisać...
Ogólnie wiatr huragan, większa część asfaltu oczywiście pod wiatr. W drodze powrotnej masa nieznanych mi dotąd dróg polnych, no i łąk, bo nie zawsze drogę można było nazwać drogą. Ogólnie przejazd z Wielunia do Wieruszowa z minimalnym wykorzystaniem 8ki. No i do Wielunia też było troche ciekawego kręcenia, bo asfaltem byłoby za łatwo.
Mxs na wjezdzie do Bolesławca... na górce prędzej w trakcie rozpędzania rozleciała mi się manetka w momencie wrzucania z przodu trójeczki w celu redukcji kadencji. No i sie nie udało wykręcić nic wielkiego (54) ale te 4-5 minutek postoju dało mi nową moc i 59 poszło gładko na niższej górce ;-) Co nie zmienia faktu że grube opony na asfalcie jakoś nie chcą się porządnie kręcić powyżej 26km
Nie chce mi sie pisać...
Ogólnie wiatr huragan, większa część asfaltu oczywiście pod wiatr. W drodze powrotnej masa nieznanych mi dotąd dróg polnych, no i łąk, bo nie zawsze drogę można było nazwać drogą. Ogólnie przejazd z Wielunia do Wieruszowa z minimalnym wykorzystaniem 8ki. No i do Wielunia też było troche ciekawego kręcenia, bo asfaltem byłoby za łatwo.
Mxs na wjezdzie do Bolesławca... na górce prędzej w trakcie rozpędzania rozleciała mi się manetka w momencie wrzucania z przodu trójeczki w celu redukcji kadencji. No i sie nie udało wykręcić nic wielkiego (54) ale te 4-5 minutek postoju dało mi nową moc i 59 poszło gładko na niższej górce ;-) Co nie zmienia faktu że grube opony na asfalcie jakoś nie chcą się porządnie kręcić powyżej 26km
Zagwiździe
Piątek, 25 lipca 2008 Kategoria bike: elnino, cel: bez celu, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 109.43 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 04:04 | km/h: | 26.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 55.9 kmh
Wspaniała pogoda sprawiła że udało mi się namówić brata do wyjazdu. Niestety zanim udało zebrać sie wystarczająco dużo mocy była już 14. Plan był prosty, pojechać gdzieś gdzie się jeszcze nie było. Chwile przed wyjazem, po wnikliwej analizie map google ustaliliśmy, że możnaby do Zagwiździa pojechać, bo nazwa klimatyczna. No i pojechaliśmy.
Praktycznie do samego Zagwiździa jechaliśmy z huraganowym wprost wiatrem. Właściwie nigdy nie wiał wprost w plecy, ale i tak nawet ja tylko z boku zacinał to niezle wspomagał. Pierwsze 50km wyszło ze średnią 29kmh. Potem średnia zaczęła lecieć, bo często stawaliśmy ustalać gdzzie jedziemy, albo jak w Pokoju - szukając otwartego spożywczaka, gdzie udałoby się wode kupić. Dystans byłby znacznie większy, bo planowaliśmy wracać przez Pokój i Namysłów, jednak w trakcie jazdy na Namysłów okazało się że baterie w aparacie sie rozładowały... i stwierdziłem że nie ma co 140km kręcić skoro nawet sobie fotki z Namysłowa nie przywiexiemy, lepiej podzielić wycieczke na więcej wycieczek ;-)
I odkryłem dzisiaj pewną zależność. Gdy przekraczam 70km robi się pochmurnie, gdy 80 czasem kropi gdy 90 zaczyna padać. Dziś nie było inaczej... sporo czasu spędziliśmy pod biedronką w Wołczynie czekając aż przejdzie nawałnica. W sumie nic w tym złego, przynajmniej po burzy nie było już tak mocno pod wiatr i w sumie tempo od Wołczyna bardzo pozytywnie wpłynęło na umęczoną wiatrem i totalnie złą nawierzchnią średnią.
Wspaniała pogoda sprawiła że udało mi się namówić brata do wyjazdu. Niestety zanim udało zebrać sie wystarczająco dużo mocy była już 14. Plan był prosty, pojechać gdzieś gdzie się jeszcze nie było. Chwile przed wyjazem, po wnikliwej analizie map google ustaliliśmy, że możnaby do Zagwiździa pojechać, bo nazwa klimatyczna. No i pojechaliśmy.
Praktycznie do samego Zagwiździa jechaliśmy z huraganowym wprost wiatrem. Właściwie nigdy nie wiał wprost w plecy, ale i tak nawet ja tylko z boku zacinał to niezle wspomagał. Pierwsze 50km wyszło ze średnią 29kmh. Potem średnia zaczęła lecieć, bo często stawaliśmy ustalać gdzzie jedziemy, albo jak w Pokoju - szukając otwartego spożywczaka, gdzie udałoby się wode kupić. Dystans byłby znacznie większy, bo planowaliśmy wracać przez Pokój i Namysłów, jednak w trakcie jazdy na Namysłów okazało się że baterie w aparacie sie rozładowały... i stwierdziłem że nie ma co 140km kręcić skoro nawet sobie fotki z Namysłowa nie przywiexiemy, lepiej podzielić wycieczke na więcej wycieczek ;-)
I odkryłem dzisiaj pewną zależność. Gdy przekraczam 70km robi się pochmurnie, gdy 80 czasem kropi gdy 90 zaczyna padać. Dziś nie było inaczej... sporo czasu spędziliśmy pod biedronką w Wołczynie czekając aż przejdzie nawałnica. W sumie nic w tym złego, przynajmniej po burzy nie było już tak mocno pod wiatr i w sumie tempo od Wołczyna bardzo pozytywnie wpłynęło na umęczoną wiatrem i totalnie złą nawierzchnią średnią.
Kobyłka
Sobota, 19 lipca 2008 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 139.00 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 06:00 | km/h: | 23.17 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Syców + Kobyla Góra z Chmielem
Dzień prędzej chmielu zapożyczył mi opony merida race lite i umówiliśmy się że o 9 wyruszamy na cross po Kobyłce. Ja od siebie dodałem że chce do Sycowa wpaść, kupić licznik, koszyk, bidon, dętki, rękawiczki i inne niezbędne jak cholera drobiazgi.
Chmielu ustalał trase - jego opony - jego plan - jego trasa... spoko, najpierw Syców, żeby dojechać żywym, jeszcze zanim zamkną. Kupiłem co trzeba i zaopatrzony w świerzą i pachnącą nowością sigmę 906 tuszyłem w teren.Jako że nie byłem nawigatorem to trasy nie powtórze. W każdym razie jak już dojechaliśmy do Marcinek to zrobiliśmy piękną ósemeczkę po okolicy, zahaczając oczywiście o krzyż milenijny - jak to nazwał nieświadomy w co niedługo wjedzie pan ;-) Ogólnie piasek, piasek i jeszcze kilka ton piasku. Szerokie opony nie kopią się tak bardzo, ale gdy prędkość spadnie poniżej 26kmh to zaczyna się proces powolnego tonięcia w piasku. Czasem prześpi się moment kiedy trzeba zwiększyć kadencje, a czasem po prostu brakuje już pary i zaczyna się jazda przez męke, chyba że jest gdzie zjechać z piachu. W każdym razie niezła jazda.
Kobyłka zdobyta kolejny raz, tym razem wraz z malowniczą okolicą.
Dzień prędzej chmielu zapożyczył mi opony merida race lite i umówiliśmy się że o 9 wyruszamy na cross po Kobyłce. Ja od siebie dodałem że chce do Sycowa wpaść, kupić licznik, koszyk, bidon, dętki, rękawiczki i inne niezbędne jak cholera drobiazgi.
Chmielu ustalał trase - jego opony - jego plan - jego trasa... spoko, najpierw Syców, żeby dojechać żywym, jeszcze zanim zamkną. Kupiłem co trzeba i zaopatrzony w świerzą i pachnącą nowością sigmę 906 tuszyłem w teren.Jako że nie byłem nawigatorem to trasy nie powtórze. W każdym razie jak już dojechaliśmy do Marcinek to zrobiliśmy piękną ósemeczkę po okolicy, zahaczając oczywiście o krzyż milenijny - jak to nazwał nieświadomy w co niedługo wjedzie pan ;-) Ogólnie piasek, piasek i jeszcze kilka ton piasku. Szerokie opony nie kopią się tak bardzo, ale gdy prędkość spadnie poniżej 26kmh to zaczyna się proces powolnego tonięcia w piasku. Czasem prześpi się moment kiedy trzeba zwiększyć kadencje, a czasem po prostu brakuje już pary i zaczyna się jazda przez męke, chyba że jest gdzie zjechać z piachu. W każdym razie niezła jazda.
Kobyłka zdobyta kolejny raz, tym razem wraz z malowniczą okolicą.
Praded 2008 dzień 3
Niedziela, 13 lipca 2008 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 138.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:47 | km/h: | 28.85 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trzeci dzień wyprawy na Pradziada.
Co tu dużo pisać, powrót po prostu...
Można powiedzieć dzień kapci, bo najpierw platon złapał gume przez swoją zajechaną opone a potem ja przez swoje cwaniackie skakanie przez schodki... dobiłem dętke przez źle wymierzony skok na Krapkowickim rynku. Przez to ja zmieniałem ogumienie, a platon z chmielem wpierniczali pyszne lody... trudno...
Tempo chyba trzymaliśmy niezle, ale co sie dziwić, więcej zjazdów niż podjazdów, to jest dobre w wyjazdach w góry, zawsze powrót będzie jednak z lepszym bilansem wysokości. Szybko i łatwo mimo kapci dojechaliśmy [w ogóle to chyba z wiatrem mieliśmy, tak bonusowo] do Opola gdzie platon poczęstował nas obiadkiem [w sumie jego mama, ale co tak ;-) ] troche się zasiedzieliśmy i z Opola wyruszyliśmy o 17 [coś około, dokładnie nie pamietam], platon odprowadził nas na rogatki i pojechaliśmy ile sił w nogach do domu, główną trasą. Daleko nie zajechaliśmy, a pewnie gdyby nie to że chmielu trzymał stabilne tempo 30kmh to pewni jeszcze mniej byśmy ujechali ... złapał nas deszcz i wielgachna burza. Pioruny waliły ze wszystkich stron, a my siedzieliśmy na stalowym, przeszklonym przystanku, po cichu modląc się aby były w okolicy obiekty bardziej przyciągające pioruny. Po półtorej godziny, lub trochę dłuższym czasie doszliśmy do wniosku że takie siedzenie nie ma większego sensu i ruszyliśmy. Najpierw tempo było spokojne, bo ruch jakoś tak wzmożył się w tym deszczu. Jednak wraz z każdym przejechanym kilometrem rozkręcaliśmy się. Po jakimś czasie nawet ja zacząłem prowadzić, nie wiem dlaczego, bo watpie zeby chmielowi brakło sił, może bał się że mi braknie, bo nie mogłem się za nim chować bo od razu po wjechaniu za niego obrywałem litrami wody prosto w twarz. Jednak wole wode deszczowa przed zetknięciem się z jezdnią i jechałem albo troszku obok, albo daleko za. W każdym razie jechaliśmy coraz szybciej, zwolniliśmy dopiero przy przejeździe przez Kluczbork, poprosiłem o to bo już czułem zmęczenie i po tym jak zobaczyłem niemal kręcącego bączka kolesia w bmw stwierdziłem że nie ma po co ryzykować, za dużo debili na drodze. Za Kluczborkiem zaczęła się prawdziwa gonitwa, zjechaliśmy z głównej i jechaliśmy przez Łowkowice. Żeby mieć jakąś możliwość na sprawdzenie prędkości tego przejazdu mierzzyłem czas stoperem od skrzyżowania w Łowkowicach, wyszło 16 minut. 10.8km w okolicach 16 minut.. średnia na końcówce, jazda w deszczu i po mokrej nawierzchni, w nogach blisko 450 w 3 dni a tu średnia w okolicy 38kmh... szalenstwo... ale 3 dzien juz czułem w nogach, pewnie przez to szalone tempo.
w kazdym razie mimo deszczu i innych niezbyt fajnych niespodzianek wyjazd zaliczam do tych udanych i fajnych.
moze potem link do fotek na picassie, moze.
tymczasem wiecej o wycieczce mozna poczytac u platona i ryszardzika, zapraszam.
Co tu dużo pisać, powrót po prostu...
Można powiedzieć dzień kapci, bo najpierw platon złapał gume przez swoją zajechaną opone a potem ja przez swoje cwaniackie skakanie przez schodki... dobiłem dętke przez źle wymierzony skok na Krapkowickim rynku. Przez to ja zmieniałem ogumienie, a platon z chmielem wpierniczali pyszne lody... trudno...
Tempo chyba trzymaliśmy niezle, ale co sie dziwić, więcej zjazdów niż podjazdów, to jest dobre w wyjazdach w góry, zawsze powrót będzie jednak z lepszym bilansem wysokości. Szybko i łatwo mimo kapci dojechaliśmy [w ogóle to chyba z wiatrem mieliśmy, tak bonusowo] do Opola gdzie platon poczęstował nas obiadkiem [w sumie jego mama, ale co tak ;-) ] troche się zasiedzieliśmy i z Opola wyruszyliśmy o 17 [coś około, dokładnie nie pamietam], platon odprowadził nas na rogatki i pojechaliśmy ile sił w nogach do domu, główną trasą. Daleko nie zajechaliśmy, a pewnie gdyby nie to że chmielu trzymał stabilne tempo 30kmh to pewni jeszcze mniej byśmy ujechali ... złapał nas deszcz i wielgachna burza. Pioruny waliły ze wszystkich stron, a my siedzieliśmy na stalowym, przeszklonym przystanku, po cichu modląc się aby były w okolicy obiekty bardziej przyciągające pioruny. Po półtorej godziny, lub trochę dłuższym czasie doszliśmy do wniosku że takie siedzenie nie ma większego sensu i ruszyliśmy. Najpierw tempo było spokojne, bo ruch jakoś tak wzmożył się w tym deszczu. Jednak wraz z każdym przejechanym kilometrem rozkręcaliśmy się. Po jakimś czasie nawet ja zacząłem prowadzić, nie wiem dlaczego, bo watpie zeby chmielowi brakło sił, może bał się że mi braknie, bo nie mogłem się za nim chować bo od razu po wjechaniu za niego obrywałem litrami wody prosto w twarz. Jednak wole wode deszczowa przed zetknięciem się z jezdnią i jechałem albo troszku obok, albo daleko za. W każdym razie jechaliśmy coraz szybciej, zwolniliśmy dopiero przy przejeździe przez Kluczbork, poprosiłem o to bo już czułem zmęczenie i po tym jak zobaczyłem niemal kręcącego bączka kolesia w bmw stwierdziłem że nie ma po co ryzykować, za dużo debili na drodze. Za Kluczborkiem zaczęła się prawdziwa gonitwa, zjechaliśmy z głównej i jechaliśmy przez Łowkowice. Żeby mieć jakąś możliwość na sprawdzenie prędkości tego przejazdu mierzzyłem czas stoperem od skrzyżowania w Łowkowicach, wyszło 16 minut. 10.8km w okolicach 16 minut.. średnia na końcówce, jazda w deszczu i po mokrej nawierzchni, w nogach blisko 450 w 3 dni a tu średnia w okolicy 38kmh... szalenstwo... ale 3 dzien juz czułem w nogach, pewnie przez to szalone tempo.
w kazdym razie mimo deszczu i innych niezbyt fajnych niespodzianek wyjazd zaliczam do tych udanych i fajnych.
moze potem link do fotek na picassie, moze.
tymczasem wiecej o wycieczce mozna poczytac u platona i ryszardzika, zapraszam.