Wpisy archiwalne w kategorii
dist: 100 and more
Dystans całkowity: | 12296.55 km (w terenie 821.50 km; 6.68%) |
Czas w ruchu: | 500:36 |
Średnia prędkość: | 24.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.80 km/h |
Suma podjazdów: | 31367 m |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 121.75 km i 4h 57m |
Więcej statystyk |
Praded 2008 dzień 2
Sobota, 12 lipca 2008 Kategoria bike: elnino, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 161.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:22 | km/h: | 21.86 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi dzień wyprawy na Pradziada.
Chwile po 8 rano wyruszyliśmy na miejsce zbiórki. platon, chmielu i ja. Tam po chwili dołączył do nas nasz przewodnik i fotograf zarazem, ryszardzik i wyruszyliśmy powalczyć z Pradziadem.
Od pierwszych kilometrów trzymaliśmy całkiem niezłe tempo, w sumie mało turystyczne, ale czułem przypływ mocy i mogłem jechać w ten dzień bardzo szybko i bardzo daleko. Głównym sprawcom pośpiechu był Rysiek... ale skoro czuł moc, nie było się co sprzeciwiać. Pogoda była niezła, choć podobnie jak dzień wcześniej już od samego statu przyssałem się do butelki... właśnie, do butelki, bo zapomniałem dopisać, że dzień wcześniej w drodze do Głubczyc urwał mi się koszyk.
trasy nie opisuje, bo pięknie ją rozrysował platon w swoim bikelogu [dostep ode mnie z lewej strony loga ;-)] a tutaj skrót do mapki
Ogólnie sporo zjazdów i podjazdów, jak to w górach. Po jakichś 2óch godzinkach jazdy już tak bardzo nie chciało mi się pić, a od natankowania magicznej, śmierdzącej zbukami i rdzą, do tego gazowanej wody z 'pitnego pavilonu' w Karlowej Studence to już w ogóle nie musiałem pić, na samą myśl o piciu w nosie czułem ten smród, a w ustach ten straszny posmak... Ale woda miała moc, trzeba przyznać.
Na samym wjeździe na Pradziada zostałem z Ryśkiem, przez co troszeczke sobie odpocząłem zamiast paść na szczycie ze zmęczenia. Ale co tam, respekt dla Ryśka za wspaniałą walke z własnymi słabościami... no i przynajmniej mogłem sobie swobodnie poobserwować te wszystkie czeskie turystki ;-) chociaż ta jedna na rowerze to akurat zjeżdżała a przy ponad 50kmh to wiele się z moim wzrokiem nie zauważy :|
Już w trakcie podjazdu widziałem szalejące w dole ulewy i słyszałem pomruki burzy. Na nasze nieszczęście padać zaczęło właśnie w momencie kiedy zaczęliśmy zjeżdżać. Z chwil kiedy już kropiło [na zjeździe zdawało się że już leje, jak to prędkość potrafi zmienić postrzeganie] byli jeszcze na zjezdzie ludzie, w pewnym moemncie Chmielu przychamował tuż przede mną a tuż za Ryśkiem, przez ułamek sekundy było słychać pisk, na drodze został na oko 2 metrowy ślad a w powietrzu czuć było paloną gume ;-) już wtedy wiedziałem że to będzie fajny zjazd. Niestety z powodu nasilającego się z sekundy na sekunde deszczu musieliśmy się schować. Przesiedzieliśmy deszcz i ruszyliśmy, niestety po ociekającej nawierzchni w doł. Mimo to miejscami było na prawde szybko, szkoda hamować na takim zjezdzie. Jednak musze tam wrócić i po suchym zjechać. Wiele z powrotu nie pamietam, bo to powrót w końcu. Goniły nas jakieś bikerki, my mężnie uciekaliśmy i ostatecznie dzięki przejechaniu na czerwonym świetle udało nam się uciec. No na i granicy złapała nas kolejna ulewa. Z ukrycia wyjechałem prędzej, bo czułem moc [po 130 lub więcej kilometrach... niezle...] i potargałem do Głubczyc ze średnia większą niż 30, celem było dojechanie do miasta przed zamknięciem biedy [Biedronki] udało się... i to nawet godzine przed zamknięciem, okazało się że moje poświęcenie było bezcelowe bo od poniedziałku do soboty od 9-21 jest czynne ;-)
Zmęczeni, wymoczeni [pranie z dnia prędzej też mi zamokło, bo inteligentnie chciałem wysuszyć na powietrzu...] ale szczęśliwi zasiedliśmy do kolacji dosyć pozno... w te noc spałem jak zabity mimo niewygodnego łóżka. Warto było i licze na powtórke. jazda po górach jest znacznie fajniejsza niż po nizinach.
Chwile po 8 rano wyruszyliśmy na miejsce zbiórki. platon, chmielu i ja. Tam po chwili dołączył do nas nasz przewodnik i fotograf zarazem, ryszardzik i wyruszyliśmy powalczyć z Pradziadem.
Od pierwszych kilometrów trzymaliśmy całkiem niezłe tempo, w sumie mało turystyczne, ale czułem przypływ mocy i mogłem jechać w ten dzień bardzo szybko i bardzo daleko. Głównym sprawcom pośpiechu był Rysiek... ale skoro czuł moc, nie było się co sprzeciwiać. Pogoda była niezła, choć podobnie jak dzień wcześniej już od samego statu przyssałem się do butelki... właśnie, do butelki, bo zapomniałem dopisać, że dzień wcześniej w drodze do Głubczyc urwał mi się koszyk.
trasy nie opisuje, bo pięknie ją rozrysował platon w swoim bikelogu [dostep ode mnie z lewej strony loga ;-)] a tutaj skrót do mapki
Ogólnie sporo zjazdów i podjazdów, jak to w górach. Po jakichś 2óch godzinkach jazdy już tak bardzo nie chciało mi się pić, a od natankowania magicznej, śmierdzącej zbukami i rdzą, do tego gazowanej wody z 'pitnego pavilonu' w Karlowej Studence to już w ogóle nie musiałem pić, na samą myśl o piciu w nosie czułem ten smród, a w ustach ten straszny posmak... Ale woda miała moc, trzeba przyznać.
Na samym wjeździe na Pradziada zostałem z Ryśkiem, przez co troszeczke sobie odpocząłem zamiast paść na szczycie ze zmęczenia. Ale co tam, respekt dla Ryśka za wspaniałą walke z własnymi słabościami... no i przynajmniej mogłem sobie swobodnie poobserwować te wszystkie czeskie turystki ;-) chociaż ta jedna na rowerze to akurat zjeżdżała a przy ponad 50kmh to wiele się z moim wzrokiem nie zauważy :|
Już w trakcie podjazdu widziałem szalejące w dole ulewy i słyszałem pomruki burzy. Na nasze nieszczęście padać zaczęło właśnie w momencie kiedy zaczęliśmy zjeżdżać. Z chwil kiedy już kropiło [na zjeździe zdawało się że już leje, jak to prędkość potrafi zmienić postrzeganie] byli jeszcze na zjezdzie ludzie, w pewnym moemncie Chmielu przychamował tuż przede mną a tuż za Ryśkiem, przez ułamek sekundy było słychać pisk, na drodze został na oko 2 metrowy ślad a w powietrzu czuć było paloną gume ;-) już wtedy wiedziałem że to będzie fajny zjazd. Niestety z powodu nasilającego się z sekundy na sekunde deszczu musieliśmy się schować. Przesiedzieliśmy deszcz i ruszyliśmy, niestety po ociekającej nawierzchni w doł. Mimo to miejscami było na prawde szybko, szkoda hamować na takim zjezdzie. Jednak musze tam wrócić i po suchym zjechać. Wiele z powrotu nie pamietam, bo to powrót w końcu. Goniły nas jakieś bikerki, my mężnie uciekaliśmy i ostatecznie dzięki przejechaniu na czerwonym świetle udało nam się uciec. No na i granicy złapała nas kolejna ulewa. Z ukrycia wyjechałem prędzej, bo czułem moc [po 130 lub więcej kilometrach... niezle...] i potargałem do Głubczyc ze średnia większą niż 30, celem było dojechanie do miasta przed zamknięciem biedy [Biedronki] udało się... i to nawet godzine przed zamknięciem, okazało się że moje poświęcenie było bezcelowe bo od poniedziałku do soboty od 9-21 jest czynne ;-)
Zmęczeni, wymoczeni [pranie z dnia prędzej też mi zamokło, bo inteligentnie chciałem wysuszyć na powietrzu...] ale szczęśliwi zasiedliśmy do kolacji dosyć pozno... w te noc spałem jak zabity mimo niewygodnego łóżka. Warto było i licze na powtórke. jazda po górach jest znacznie fajniejsza niż po nizinach.
Praded 2008 dzień 1
Piątek, 11 lipca 2008 Kategoria cel: turistas, dist: 100 and more, bike: elnino, opis: nie sam
Km: | 142.91 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 05:41 | km/h: | 25.15 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy dzień wyprawy na Pradziada.
z Byczyny wyrusza ekipa w składzie chmielu i ja. Trase do Opola zaplanował nam mapy.google.pl, jednakże jak zwykle kłamał i zrobiliśmy o 6km więcej, niemożliwe że aż tyle nadrobiliśmy gubiąc się w lesie na tych polnych drogach ;-)
Dlatego tylko do Opola, ponieważ w Opolu dołączył do nas platon i to on kierował na reszcie trasy. Całe szczęście mieliśmy z chmielem odpoczynek zanim do nas dojechał, bo przez miasto ładnie nas pociągnął, momentami chciałem krzyczeć zwolnijcie... miasto to nie miejsce na zmuszsanie turystów do szybkiej jazdy.
przebiegu nie opisuje, bo plaon pięknie to już zrobił, dlatego tutaj zamieszczam tylko odnośnik do mapy którą zamieścił
trasa wycieczki
Ogólnie mimo dnia przerwy przed wycieczką, nie wiem czy z powodu przejedzenia przed wyprawą, czy z powodu przepicia się w jej trakcie [co chwila piłem, nie wiem dlaczego, ale stale chciło mi się pić] także w ten dzień foma jakoś nie dopisała, gdzieś na podjeździe w okolicy Głogówka czy Krapkowic czułem że złapią mnie skurcze i totalnie zwolniłem. Taki drobny kryzys mnie dopadł. Całe szczęście było już blisko mety i szczęśliwie dojechałem bez żadnych przykrości do celu.
z Byczyny wyrusza ekipa w składzie chmielu i ja. Trase do Opola zaplanował nam mapy.google.pl, jednakże jak zwykle kłamał i zrobiliśmy o 6km więcej, niemożliwe że aż tyle nadrobiliśmy gubiąc się w lesie na tych polnych drogach ;-)
Dlatego tylko do Opola, ponieważ w Opolu dołączył do nas platon i to on kierował na reszcie trasy. Całe szczęście mieliśmy z chmielem odpoczynek zanim do nas dojechał, bo przez miasto ładnie nas pociągnął, momentami chciałem krzyczeć zwolnijcie... miasto to nie miejsce na zmuszsanie turystów do szybkiej jazdy.
przebiegu nie opisuje, bo plaon pięknie to już zrobił, dlatego tutaj zamieszczam tylko odnośnik do mapy którą zamieścił
trasa wycieczki
Ogólnie mimo dnia przerwy przed wycieczką, nie wiem czy z powodu przejedzenia przed wyprawą, czy z powodu przepicia się w jej trakcie [co chwila piłem, nie wiem dlaczego, ale stale chciło mi się pić] także w ten dzień foma jakoś nie dopisała, gdzieś na podjeździe w okolicy Głogówka czy Krapkowic czułem że złapią mnie skurcze i totalnie zwolniłem. Taki drobny kryzys mnie dopadł. Całe szczęście było już blisko mety i szczęśliwie dojechałem bez żadnych przykrości do celu.
4 wyjazdy
Sobota, 5 lipca 2008 Kategoria dist: 100 and more, cel: treningowo, bike: elnino, baza: Byczyna, opis: nie sam
Km: | 107.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 04:21 | km/h: | 24.60 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj 4 wyjazdy.
1) powolny spacerek z pieskiem do Miechowej, dist ok. 14km avs ok 15km/h
2) wariacka jazda do kluczborka i powrót możliwie najbardziej okrężną drogą, dist ok. 52km, time 1:46
3) srednim tempem Byczna -> Nasale -> Wojsławice -> Sierosławice -> Borek -> Byczyna
4) wieczorne dokręcanie do 100, wokół zalewu, Ciecierzyn -> Kostów -> Gola -> Jaśkowice -> Byczyna
1) powolny spacerek z pieskiem do Miechowej, dist ok. 14km avs ok 15km/h
2) wariacka jazda do kluczborka i powrót możliwie najbardziej okrężną drogą, dist ok. 52km, time 1:46
3) srednim tempem Byczna -> Nasale -> Wojsławice -> Sierosławice -> Borek -> Byczyna
4) wieczorne dokręcanie do 100, wokół zalewu, Ciecierzyn -> Kostów -> Gola -> Jaśkowice -> Byczyna
Do dom
Środa, 2 lipca 2008 Kategoria bike: elnino, dist: 100 and more
Km: | 116.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:58 | km/h: | 23.36 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót, trasa nowa, przez Jelcz, troszeczke sie zgubiłem w Jelczu, ale co tam...
Wrocław -> Kamieniec Wrocławski -> Czernica -> Ratowice -> Jelcz-Laskowice [trochę się pogubiłem] -> Janików -> Biskupice Oławskie -> Ligota Książęca -> Barzyna -> Smarchowice Śląskie -> Namysłów -> Domaszowice -> Wołczyn -> Byczyna
dystans wyszedł około 105, ale predzej troche we wrocławiu przejechałem, uczelnia, biedronka itp.
Wrocław -> Kamieniec Wrocławski -> Czernica -> Ratowice -> Jelcz-Laskowice [trochę się pogubiłem] -> Janików -> Biskupice Oławskie -> Ligota Książęca -> Barzyna -> Smarchowice Śląskie -> Namysłów -> Domaszowice -> Wołczyn -> Byczyna
dystans wyszedł około 105, ale predzej troche we wrocławiu przejechałem, uczelnia, biedronka itp.
Dojazd z Byczyny do Wrocławia.
Poniedziałek, 30 czerwca 2008 Kategoria bike: elnino, dist: 100 and more
Km: | 118.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:32 | km/h: | 26.03 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dojazd z Byczyny do Wrocławia.
pierwszy raz prawie cały czas główną drogą, pierwszy raz jazda w te strone, zgodnie z zasadami było pod wiatr, momentami mocno pod wiatr, ale spodziewałem się tego, w końcu w Polsce przeważają wiatry z zachodu. Coś koło Domaszowic z powodu trzymania zbyt dużego tempa miałem mały kryzys. Winny bez wątienia był też ciężki plecak do którego nie jestem przyzwyczajony, jednak jazda nawet z najdoskonalszym plecakiem nie jest tak fajna jak jazda z bagażem na bagażniku, plecaki do lamusa.
trasa:
Byczyna -> Biskupice -> Skałągi -> Wołczyn -> Domaszowice -> Namysłów -> Bierutów -> Solniki Wielkie -> Oleśnica -> Borowa -> Długołęka -> Wrocław
Potem jeszcze kręcenie się po wrocławiu dlatego taki dystans wyszedł, ale po prostu nie mogłem się opanować i musiałem wyskoczyć na miasto nowym rowerkiem.
Na trasie wypiłem 4.5 litra a mimo to po dojechaniu do celu odwiedziłem biedronke gdzie oczywiście zakupiłem zestaw zupek chińskich i wode.
pierwszy raz prawie cały czas główną drogą, pierwszy raz jazda w te strone, zgodnie z zasadami było pod wiatr, momentami mocno pod wiatr, ale spodziewałem się tego, w końcu w Polsce przeważają wiatry z zachodu. Coś koło Domaszowic z powodu trzymania zbyt dużego tempa miałem mały kryzys. Winny bez wątienia był też ciężki plecak do którego nie jestem przyzwyczajony, jednak jazda nawet z najdoskonalszym plecakiem nie jest tak fajna jak jazda z bagażem na bagażniku, plecaki do lamusa.
trasa:
Byczyna -> Biskupice -> Skałągi -> Wołczyn -> Domaszowice -> Namysłów -> Bierutów -> Solniki Wielkie -> Oleśnica -> Borowa -> Długołęka -> Wrocław
Potem jeszcze kręcenie się po wrocławiu dlatego taki dystans wyszedł, ale po prostu nie mogłem się opanować i musiałem wyskoczyć na miasto nowym rowerkiem.
Na trasie wypiłem 4.5 litra a mimo to po dojechaniu do celu odwiedziłem biedronke gdzie oczywiście zakupiłem zestaw zupek chińskich i wode.
Cóż dzisiaj? Dzisiaj
Sobota, 21 czerwca 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: 100 and more
Km: | 122.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:16 | km/h: | 28.74 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Cóż dzisiaj? Dzisiaj Syców ale z Wrocławia. Sprawdzając dostępne trasy przez maps.google niestety/na szczęście nie odnalazłem żadnej rozsądnej kilometrowo i nawierzchniowo opcji innej niż 8ka. Tak słynna ósemka trasa idąca przez Karpacz i daleką północ w okolicach doliny Rospudy.
Wyjazd z Wrocławia to jak zawsze najtrudniejsze zadania. Po drodze postój w sklepie sieci społem żeby kupić wode. Sklep spotkałem zaraz po wjeździe na 8ke, już zacząłem lubić te droge. Cztery pasy idące przez Wrocław po pewnym czasie zamieniły się w 2 pasy dostępne i 2 zamknięte... zamknięte ale niekoniecznie dla rowerów ;-) Była to najlepsza droga rowerowa jaką kiedykolwiek jechałem. Niestety potem 4 pasy połączyły się w jedną jezdnie a 2 dostepne tylko dla rowerzystów jak ja zostały brutalnie i bez ostrzezenia otwarte. Jade dalej, średnia po przejaździe przez Wrocław około 27... już po pary kilometrach na 8ce średnia 29.2. Ale jedziemy dalej. Trasa wspaniała do tego wiatr wiejący jakby na moją korzyść. Czesto prędkość powyżej 30kmh a były i fragmenty powyżej 40kmh (jden taki lasek przez Sycowem). Trasa ósemki pewnie wszystkim znana, ale może wymienie kilka miejscowości: Wrocław -> Mirków -> Długołęka -> Byków -> Borowa -> Oleśnica -> Cieśle -> Ligota Polska -> Stradomia Wierzchnia -> Nowy Dwór -> Syców.
Po drodze, a w sumie już prawie u celu, osiągnąłem maksymalną prędkość wycieczki 57.3 km/h.
W Sycowie załatwiłem co miałem załatwić, zapłaciłem chmielowi za rower, mój nowy jego stary, moją przyszłą maszynkę, następce jeżdżonego od 13 lat Flavia Italia, włoskiego złoma ;-) także wiem że jak wrócę ze studiów mam już czym jeździć. I pewnie pare kolejych lat będzie pod tym samym znakiem, pod znakiem elnino, ale rower planuje nazwać Orzeł 7 ku chwale i czci kapitana bomby ;-) Średnia prędkość w Sycowie wynosiła 30.5km/h dystans 62km. (dodatkowo kurs do bankomatu, powrót do sklepu i kurs do biedronki)
Przygoda. Tak, ostatnio moje wyjazdy nie mogą obyć się bez przygód, raz dobrych, raz złych, czasem mrożących krew w żyłach, czasem sprawiających że życie przelatuje mi przed oczyma w ułamkach sekund bym potem mógł ku chwale i czci kapitana bomby rzucić w kogoś/coś przesiąkniętym złością na siebie i cel "tępy ch*j" lub "tępe ch**e". Dzisiaj przygoda sprawiła że rzuciłem owym hasłem we własny rower oraz we wszystkich włochów a najbardziej w tego który wynalazł support z włoskim gwintem, w który niestety wyposarzona została moja rama. Ów support shimano z włoskim gwintem postanowił wykręcić się gdzis w połowie drogi międzi Sycowem a Oleśnicą. Tak sie jakoś dziwnie składa że nawet nie posiadam ściągacza do korb a o samoistnym wykręceniu się supportu nie czytałem nawet w bajkach i nie byłem przygotowany na taką ewentualność. Cóż było robić, zdjąłem buty i ide do jakiejś cywilizacji. Pierwszy napokany na drodze humanoid pomógł mi niezmiernie mówiąc że najbliższy warsztat samochodowy jest 2 wioski dalej, o sklepie rowerowym moge zapomnieć, a do Oleśnicy nie jest 15km jak sądziłem tylko najwyżej 12 :D hurra czyli jeszcze dzisiaj dojde na pkp, może bedzie nawet jechał jakiś pociąg do wrocławia. Chciałbym dodać że przeszedłem z buta... a właściwie boso około 3km ze średnią prędkością 6-7km/h prędkość średnia nieźle wtedy dostała. Powrót miał być pod wiatr... ale nie był, wiatr co prawda wiał nieco w twarz, ale był mocno boczny i mimo porywów w taki dzień, w taką forme nie potrafił mnie spowolnić poniżej 30 na drodze zwanej 8ką. Całe szczęście był po drodze we wsi jakiś człowiek w garażu który remontowal coś akurat i udało nam się dokręcić support na tyle że dojechałem bez żadnych ingerencji w support i jego dokręcenie do samej Oleśnicy. Tutaj znowu złapał luz, ale udało się go dokręcić ręką na tyle by kontynuować jazdę. Jechałem tak dalej, co 2-4 kilometry wypinając licznik, zatrzymując się i dokręcając support. A następnie ruszając, wpinając licznik i kręcąc dalej 30, tak by podbić średnią po marszu... należy mi się dzisiaj dobra średnia!
We Wrocławiu wykąpałem się i kurd na biedronke po coś do jedzenia, bo nie mam dzisiaj obiadu, po drodze wpadłem do siostry oddać jej zapięcie zakupione do jej rowerka w Sycowie, w zamian zarekwirowałem buffa którego akurat kupiła, bo nie miała czym zapłacić ;-)
Tak, jeśli nie uda sie dokręcić tego supportu albo coś mu się z gwintem stało to prawdopodobnie ostatni większy niż 10km wyjazd w tym miesiącu... na pewno ostatni na tym rowerze. A już zupełnie na pewno ostatnia setka... szkoda by było :/ No cóż egzaminów lepiej nie olewać a nie mam czasu jechać po orła 7 i nie mam gdzie go trzymać.
Do następnego. Pozdrower.
Wyjazd z Wrocławia to jak zawsze najtrudniejsze zadania. Po drodze postój w sklepie sieci społem żeby kupić wode. Sklep spotkałem zaraz po wjeździe na 8ke, już zacząłem lubić te droge. Cztery pasy idące przez Wrocław po pewnym czasie zamieniły się w 2 pasy dostępne i 2 zamknięte... zamknięte ale niekoniecznie dla rowerów ;-) Była to najlepsza droga rowerowa jaką kiedykolwiek jechałem. Niestety potem 4 pasy połączyły się w jedną jezdnie a 2 dostepne tylko dla rowerzystów jak ja zostały brutalnie i bez ostrzezenia otwarte. Jade dalej, średnia po przejaździe przez Wrocław około 27... już po pary kilometrach na 8ce średnia 29.2. Ale jedziemy dalej. Trasa wspaniała do tego wiatr wiejący jakby na moją korzyść. Czesto prędkość powyżej 30kmh a były i fragmenty powyżej 40kmh (jden taki lasek przez Sycowem). Trasa ósemki pewnie wszystkim znana, ale może wymienie kilka miejscowości: Wrocław -> Mirków -> Długołęka -> Byków -> Borowa -> Oleśnica -> Cieśle -> Ligota Polska -> Stradomia Wierzchnia -> Nowy Dwór -> Syców.
Po drodze, a w sumie już prawie u celu, osiągnąłem maksymalną prędkość wycieczki 57.3 km/h.
W Sycowie załatwiłem co miałem załatwić, zapłaciłem chmielowi za rower, mój nowy jego stary, moją przyszłą maszynkę, następce jeżdżonego od 13 lat Flavia Italia, włoskiego złoma ;-) także wiem że jak wrócę ze studiów mam już czym jeździć. I pewnie pare kolejych lat będzie pod tym samym znakiem, pod znakiem elnino, ale rower planuje nazwać Orzeł 7 ku chwale i czci kapitana bomby ;-) Średnia prędkość w Sycowie wynosiła 30.5km/h dystans 62km. (dodatkowo kurs do bankomatu, powrót do sklepu i kurs do biedronki)
Przygoda. Tak, ostatnio moje wyjazdy nie mogą obyć się bez przygód, raz dobrych, raz złych, czasem mrożących krew w żyłach, czasem sprawiających że życie przelatuje mi przed oczyma w ułamkach sekund bym potem mógł ku chwale i czci kapitana bomby rzucić w kogoś/coś przesiąkniętym złością na siebie i cel "tępy ch*j" lub "tępe ch**e". Dzisiaj przygoda sprawiła że rzuciłem owym hasłem we własny rower oraz we wszystkich włochów a najbardziej w tego który wynalazł support z włoskim gwintem, w który niestety wyposarzona została moja rama. Ów support shimano z włoskim gwintem postanowił wykręcić się gdzis w połowie drogi międzi Sycowem a Oleśnicą. Tak sie jakoś dziwnie składa że nawet nie posiadam ściągacza do korb a o samoistnym wykręceniu się supportu nie czytałem nawet w bajkach i nie byłem przygotowany na taką ewentualność. Cóż było robić, zdjąłem buty i ide do jakiejś cywilizacji. Pierwszy napokany na drodze humanoid pomógł mi niezmiernie mówiąc że najbliższy warsztat samochodowy jest 2 wioski dalej, o sklepie rowerowym moge zapomnieć, a do Oleśnicy nie jest 15km jak sądziłem tylko najwyżej 12 :D hurra czyli jeszcze dzisiaj dojde na pkp, może bedzie nawet jechał jakiś pociąg do wrocławia. Chciałbym dodać że przeszedłem z buta... a właściwie boso około 3km ze średnią prędkością 6-7km/h prędkość średnia nieźle wtedy dostała. Powrót miał być pod wiatr... ale nie był, wiatr co prawda wiał nieco w twarz, ale był mocno boczny i mimo porywów w taki dzień, w taką forme nie potrafił mnie spowolnić poniżej 30 na drodze zwanej 8ką. Całe szczęście był po drodze we wsi jakiś człowiek w garażu który remontowal coś akurat i udało nam się dokręcić support na tyle że dojechałem bez żadnych ingerencji w support i jego dokręcenie do samej Oleśnicy. Tutaj znowu złapał luz, ale udało się go dokręcić ręką na tyle by kontynuować jazdę. Jechałem tak dalej, co 2-4 kilometry wypinając licznik, zatrzymując się i dokręcając support. A następnie ruszając, wpinając licznik i kręcąc dalej 30, tak by podbić średnią po marszu... należy mi się dzisiaj dobra średnia!
We Wrocławiu wykąpałem się i kurd na biedronke po coś do jedzenia, bo nie mam dzisiaj obiadu, po drodze wpadłem do siostry oddać jej zapięcie zakupione do jej rowerka w Sycowie, w zamian zarekwirowałem buffa którego akurat kupiła, bo nie miała czym zapłacić ;-)
Tak, jeśli nie uda sie dokręcić tego supportu albo coś mu się z gwintem stało to prawdopodobnie ostatni większy niż 10km wyjazd w tym miesiącu... na pewno ostatni na tym rowerze. A już zupełnie na pewno ostatnia setka... szkoda by było :/ No cóż egzaminów lepiej nie olewać a nie mam czasu jechać po orła 7 i nie mam gdzie go trzymać.
Do następnego. Pozdrower.
skalne miasto wf pwr
Niedziela, 11 maja 2008 Kategoria cel: turistas, bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 136.31 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 05:35 | km/h: | 24.41 |
Pr. maks.: | 63.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 63.4kmh
Drugi dzień to niby powrót ale za to jaki powrót. Dzień zaczęliśmy od opuszczenia schroniska Pasterka wjazdem na szlak prowadzący niemal po prostej do granicy... Szlak to może i był ale dla jakichś downhill'owców... nie należe do nich przez co max 30kmh na nim wyciagnałem i to totalnie posrany ze strachu. Od granicy dalej był zjazd ale całe szczęście asfaltem. Jechaliśmy odwiedzić skalne miasto. Kierunek Police nad Metuji a z tamtąd prościuteńko na Teplice nad Metuji. Po drodze niesamowita ciekawostka - patrzysz - widzisz że jest z górki ale tempo nie rośnie, 15kmh i ciezko pedałować... jeden rzut oka za siebie - totalnie pod górkę, wspaniełe oszustwo horyzontu, a już miałem mówić ze nie dam rady jechać w tempie innych... całe szczęście to było pod górę. Skalne miasto bomba. polecam kazdemu. Niestety zakaz wjazdu rowerem, ale przejść z buta nawet SPD te 10 kilometrów to i tak piękna sprawa. Człowiek się przy tym umorduje jakby z 80km trzasnął ;-) Potem chwile jazdy z gromadką i na czoło. Pod Wałbrzychem poczekaliśmy na pościg ładnych pare minut i wjechaliśmy do Wałbrzycha piękniastym ogromnie długaśnym zjaździochem. W Wałbrzych rozstaliśmy się bo tylko ja z Tomkiem [Platon] jechaliśmy dalej rowerkami. Szosa nieee jest zua chłopacy taki mam dla Was przekaz. Trekking to najpiękniejszy rodzaj rowerowania śmigałem z Wami na zjazdach, potem z Tomkiem po szosie... Wszedzie dobrze ale na rowerze najlepiej ;-)
No i dojazd też nam się całkiem ładnie udał. Więcej zjazdów niż podjazdów robi swoje i tempo przez długachne kilometry trzymaliśmy w okolicach ~30kmh. Pięknie się jechało.
szerszy opis wyprawy u Platona
Drugi dzień to niby powrót ale za to jaki powrót. Dzień zaczęliśmy od opuszczenia schroniska Pasterka wjazdem na szlak prowadzący niemal po prostej do granicy... Szlak to może i był ale dla jakichś downhill'owców... nie należe do nich przez co max 30kmh na nim wyciagnałem i to totalnie posrany ze strachu. Od granicy dalej był zjazd ale całe szczęście asfaltem. Jechaliśmy odwiedzić skalne miasto. Kierunek Police nad Metuji a z tamtąd prościuteńko na Teplice nad Metuji. Po drodze niesamowita ciekawostka - patrzysz - widzisz że jest z górki ale tempo nie rośnie, 15kmh i ciezko pedałować... jeden rzut oka za siebie - totalnie pod górkę, wspaniełe oszustwo horyzontu, a już miałem mówić ze nie dam rady jechać w tempie innych... całe szczęście to było pod górę. Skalne miasto bomba. polecam kazdemu. Niestety zakaz wjazdu rowerem, ale przejść z buta nawet SPD te 10 kilometrów to i tak piękna sprawa. Człowiek się przy tym umorduje jakby z 80km trzasnął ;-) Potem chwile jazdy z gromadką i na czoło. Pod Wałbrzychem poczekaliśmy na pościg ładnych pare minut i wjechaliśmy do Wałbrzycha piękniastym ogromnie długaśnym zjaździochem. W Wałbrzych rozstaliśmy się bo tylko ja z Tomkiem [Platon] jechaliśmy dalej rowerkami. Szosa nieee jest zua chłopacy taki mam dla Was przekaz. Trekking to najpiękniejszy rodzaj rowerowania śmigałem z Wami na zjazdach, potem z Tomkiem po szosie... Wszedzie dobrze ale na rowerze najlepiej ;-)
No i dojazd też nam się całkiem ładnie udał. Więcej zjazdów niż podjazdów robi swoje i tempo przez długachne kilometry trzymaliśmy w okolicach ~30kmh. Pięknie się jechało.
szerszy opis wyprawy u Platona
Syców
Piątek, 2 maja 2008 Kategoria bike: flavia, baza: Byczyna, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 106.98 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:03 | km/h: | 26.41 |
Pr. maks.: | 52.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
mxs 52.9kmh
No jak to zwykle bywa jak się dojedzie do domu na długi weekend trzeba z bratem i chmielem śmignąc do Sycowa, tym razem po nowiusieńki napędzik dla brata. Na Syców tak jak zawsze, mimo że było solidnie pod wiatr średnia do Sycowa 25.2kmh, powrót z wiatrem, tempo mało kiedy spadało poniżej 35kmh średnia skoczyła na 28kmh ale w okolicy Lasek postanowiliśmy zbić w las na zabawne leśne wzniesnienie na którym kiedyś niby stała wieża. Średnia poleciałą za to zbliżyła się w naszą strone burza, wpadlismy do ciotki chmiela na herbatke która przemieniła się w dodatkowe kiełbaski, kanapeczki, placuszek ;-) ale spoko siedzieliśmy tam na prawde długo z 1:30h Troszeczke pokropiło i żadna burza nawet się o nas nie otarła. Powrót ze względu na przeżarcie i zasiedzenie mięśni już nie w rewelacyjnym tempie tylko tak sobie... Ale ogólnie cisnęły chłopaki że nie wiem skąd oni tyle sił biorą.
No jak to zwykle bywa jak się dojedzie do domu na długi weekend trzeba z bratem i chmielem śmignąc do Sycowa, tym razem po nowiusieńki napędzik dla brata. Na Syców tak jak zawsze, mimo że było solidnie pod wiatr średnia do Sycowa 25.2kmh, powrót z wiatrem, tempo mało kiedy spadało poniżej 35kmh średnia skoczyła na 28kmh ale w okolicy Lasek postanowiliśmy zbić w las na zabawne leśne wzniesnienie na którym kiedyś niby stała wieża. Średnia poleciałą za to zbliżyła się w naszą strone burza, wpadlismy do ciotki chmiela na herbatke która przemieniła się w dodatkowe kiełbaski, kanapeczki, placuszek ;-) ale spoko siedzieliśmy tam na prawde długo z 1:30h Troszeczke pokropiło i żadna burza nawet się o nas nie otarła. Powrót ze względu na przeżarcie i zasiedzenie mięśni już nie w rewelacyjnym tempie tylko tak sobie... Ale ogólnie cisnęły chłopaki że nie wiem skąd oni tyle sił biorą.
Do dom
Środa, 30 kwietnia 2008 Kategoria bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 101.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:18 | km/h: | 23.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najkrócej jak można, beż udziwnień i postojów, jazda prościótko z Wrocławia z ulicy Wittiga do Byczyny. Wyjazd godzina 18:15 dojazd troche pozniej ;-) 2 postoje, pierwszy pod biedronka w bierutowie drugi w domaszowicach na konsumpcje zakupionych resztek zakupionych w biedronce dóbr. Ogólnie jak na jazde po nocy to nieźle, chociaż dziury w Polskich drogach po w momencie jak sie robi ciemno sa jeszcze straszniejsze.
Ślęża
Sobota, 26 kwietnia 2008 Kategoria cel: turistas, bike: flavia, baza: Wrocław, dist: 100 and more
Km: | 116.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 23.20 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
czas tak na oko, dystans tez przyblizony...
te trase mimo usupełniania po czasie moge opisać, walki ze Ślężą sie nie zapomina ;-)
Wrocław, Wittiga -> Wrocław, Grabiszyńska, Oporów pętla, tutaj zaczęła się wycieczka, jechaliśmy jakoś pokrętnie przez rozkopany Wrocław, by ostatecznie skierować się prosto na -> Kąty Wrocławskie, z tamtąd prosto do celu wyjazdu wf, przez -> Szymanów i -> Milin do -> Mietkowa. Zbiornik Mietkowski muszę przyznać całkiem spory jest. Nie jest to może Turawa, ale i tak fajny. Od tego miejsca jedynie 9 osobowa grupa szaleńców postanowiła jechać dalej - na podbój Ślęży. Przez -> Maniów -> Tworzyjanów -> Garncarsko -> Sobótkę Zachodnią -> Sady dotarliśmy do -> Przełęczy Tąpadła, zgdzie zjechaliśmy z asfaltu i zaczęliśmy mozolną wspinaczkę. 5kmh idąc czy jadąc, nawet taką prędkość cieżko było utrzymać. Wszyscy dotarli na szczyt, nawet Tomek, który zaszalał i wspinał się razem z nami na swojej kolarce. Niestety na zjezdzie grupa nie szosowa mogła sobie swobodnie zjechać, tak szybko na ile pozwalała odwaga. Ja zostałem z Tomkiem i spokojnie rowerowym śmigaliśmy do celu. Od momentu zjazdu na asfalt jechaliśmy już prosto na Wrocław, -> Sobótka -> Mirosławice -> Siedlaków -> Tyniec Mały -> Wrocław.
Warunki po starcie, ciepło, pochmurnie. Pozniej pochmurnie, chłodno, groziło deszczem. 30minut za Mietkowem, słonecznie, ociepla się. Od Sadów znowu bez kurtki. Na Ślęży zimno, ale to normalne, szczegolnie że dzie był wietrzny. Dobra pogoda utrzymała się już do końca.
Ogólnie świetny wyjazd.
te trase mimo usupełniania po czasie moge opisać, walki ze Ślężą sie nie zapomina ;-)
Wrocław, Wittiga -> Wrocław, Grabiszyńska, Oporów pętla, tutaj zaczęła się wycieczka, jechaliśmy jakoś pokrętnie przez rozkopany Wrocław, by ostatecznie skierować się prosto na -> Kąty Wrocławskie, z tamtąd prosto do celu wyjazdu wf, przez -> Szymanów i -> Milin do -> Mietkowa. Zbiornik Mietkowski muszę przyznać całkiem spory jest. Nie jest to może Turawa, ale i tak fajny. Od tego miejsca jedynie 9 osobowa grupa szaleńców postanowiła jechać dalej - na podbój Ślęży. Przez -> Maniów -> Tworzyjanów -> Garncarsko -> Sobótkę Zachodnią -> Sady dotarliśmy do -> Przełęczy Tąpadła, zgdzie zjechaliśmy z asfaltu i zaczęliśmy mozolną wspinaczkę. 5kmh idąc czy jadąc, nawet taką prędkość cieżko było utrzymać. Wszyscy dotarli na szczyt, nawet Tomek, który zaszalał i wspinał się razem z nami na swojej kolarce. Niestety na zjezdzie grupa nie szosowa mogła sobie swobodnie zjechać, tak szybko na ile pozwalała odwaga. Ja zostałem z Tomkiem i spokojnie rowerowym śmigaliśmy do celu. Od momentu zjazdu na asfalt jechaliśmy już prosto na Wrocław, -> Sobótka -> Mirosławice -> Siedlaków -> Tyniec Mały -> Wrocław.
Warunki po starcie, ciepło, pochmurnie. Pozniej pochmurnie, chłodno, groziło deszczem. 30minut za Mietkowem, słonecznie, ociepla się. Od Sadów znowu bez kurtki. Na Ślęży zimno, ale to normalne, szczegolnie że dzie był wietrzny. Dobra pogoda utrzymała się już do końca.
Ogólnie świetny wyjazd.