Wpisy archiwalne w kategorii
dist: 100 and more
Dystans całkowity: | 12296.55 km (w terenie 821.50 km; 6.68%) |
Czas w ruchu: | 500:36 |
Średnia prędkość: | 24.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.80 km/h |
Suma podjazdów: | 31367 m |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 121.75 km i 4h 57m |
Więcej statystyk |
Do dom
Czwartek, 20 marca 2008 Kategoria bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 114.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:55 | km/h: | 29.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przydałby się opis... jednak będzie to raczej komunikat pogodowy, bo to zwykły powrót do domu był ;-)
We Wrocławiu słonecznie ale prószy śnieg. Jednak po małym 5ciu kilometrowym teście nawierzchni dochodze do wniosku że szosa na tyle sucha że się nie zabije na pierwszej koleinie. Wyjazd godzina 14:30, początek idzie lekko, cały czas z wiatrem, śnieg dał sobie spokój i choć słonko schowało się za chmurki jechało się szybko i przyjemnie. Dopiero gdzieś za Oleśniczką powiało chłodem, zwolnilem nieco i tak z powodu dziurawej nawierzchni za szybko jechać się nie dało. Pierwsza śnieżyca złapała mnie pod Bierutowem... Zatrzymałem się zeby śwatła przypiąć i zapalić, bo widoczność spadła drastycznie do jakichś 300 metrów. Tak mniej więcej do połowy drogi do Namysłowa, tam znowu wyszło słoneczko. W Namysłowie zrobiłem sobie tak już tradycyjnie jedyny dłuższy przystanek na trasie... okazało się ze gdzieś po drodze zgubiłem przedostatni kluczyk do mojego zapięcia :/. Za namysłowem miałem mały kryzys, wynikał raczej nie z braku siły tylko przemarzły mi strasznie stopy w tych przewiewnych SPD... ale jakoś zebrałem się w sobie i jechałem dalej. Dowleczenie się do Wołczyna z takimi moralami było prawdziwą mordęgą, ale wiedziałem że wkroczenie na znajomy asfalt poprawi mi samopoczucie, zacząłem odliczać upływające kilometry. Poszło już lekko choć wiatr przestał sprzyjać. Zameldowałem sie u celu o 18:40
We Wrocławiu słonecznie ale prószy śnieg. Jednak po małym 5ciu kilometrowym teście nawierzchni dochodze do wniosku że szosa na tyle sucha że się nie zabije na pierwszej koleinie. Wyjazd godzina 14:30, początek idzie lekko, cały czas z wiatrem, śnieg dał sobie spokój i choć słonko schowało się za chmurki jechało się szybko i przyjemnie. Dopiero gdzieś za Oleśniczką powiało chłodem, zwolnilem nieco i tak z powodu dziurawej nawierzchni za szybko jechać się nie dało. Pierwsza śnieżyca złapała mnie pod Bierutowem... Zatrzymałem się zeby śwatła przypiąć i zapalić, bo widoczność spadła drastycznie do jakichś 300 metrów. Tak mniej więcej do połowy drogi do Namysłowa, tam znowu wyszło słoneczko. W Namysłowie zrobiłem sobie tak już tradycyjnie jedyny dłuższy przystanek na trasie... okazało się ze gdzieś po drodze zgubiłem przedostatni kluczyk do mojego zapięcia :/. Za namysłowem miałem mały kryzys, wynikał raczej nie z braku siły tylko przemarzły mi strasznie stopy w tych przewiewnych SPD... ale jakoś zebrałem się w sobie i jechałem dalej. Dowleczenie się do Wołczyna z takimi moralami było prawdziwą mordęgą, ale wiedziałem że wkroczenie na znajomy asfalt poprawi mi samopoczucie, zacząłem odliczać upływające kilometry. Poszło już lekko choć wiatr przestał sprzyjać. Zameldowałem sie u celu o 18:40
Syców na kole Chmiela
Sobota, 3 listopada 2007 Kategoria baza: Byczyna, bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 102.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 25.93 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nom... zmowu powtórka, nic nowego w zimie nie przejade, bo to już po sezonie, wszystko teraz z wyprzedarzy to i tras nowych nie opracuje nagle... i w dodatku 3 mam już praktycznie miesięczny limit przejechany ;-)
Tempo niezłe, bo z chmielem jechałem, a ten maniak to daje na prawde popalić. W dodatku w Sycowie zaczęło padać (no dobra, kropić/mrzyć, ale za to intensywnie) a to tez zadziałało mobilizująco, o 16 zaczyna sie sciemniac i powrót był z wiatrem co tez miało jakiś wpływ na tempo.
Trasa stała, ale może wspomne.
Byczyna -> Ciecierzyn -> Miechowa (skrótem przez las) -> Janówka -> Kuźnica Trzcinicka -> Laski -> Mroczeń -> Żórawiniec (i to zabawne malutkie rondo ;-) -> Nowa Wieś Książęca -> Domasław Szczęście -> Domasłów -> Miechów -> Wielka Koza -> Syców -> powrót identyczną trasą (tylko przez samą Miechowę a nie skrótem)
Tragicznie mokry dotarłem do domu. Rękawiczki, kurtkę, butu można było wykręcać. A w górach myślałem że więcej już wypocić się nie da... myliłem się bardzo. Ale najważniejsze że było ciepło w środku. Może kiedyś uda mi się dostać lepsze ubrania, przygotowane na 100km z zabójczą prędkością w 8*
Tempo niezłe, bo z chmielem jechałem, a ten maniak to daje na prawde popalić. W dodatku w Sycowie zaczęło padać (no dobra, kropić/mrzyć, ale za to intensywnie) a to tez zadziałało mobilizująco, o 16 zaczyna sie sciemniac i powrót był z wiatrem co tez miało jakiś wpływ na tempo.
Trasa stała, ale może wspomne.
Byczyna -> Ciecierzyn -> Miechowa (skrótem przez las) -> Janówka -> Kuźnica Trzcinicka -> Laski -> Mroczeń -> Żórawiniec (i to zabawne malutkie rondo ;-) -> Nowa Wieś Książęca -> Domasław Szczęście -> Domasłów -> Miechów -> Wielka Koza -> Syców -> powrót identyczną trasą (tylko przez samą Miechowę a nie skrótem)
Tragicznie mokry dotarłem do domu. Rękawiczki, kurtkę, butu można było wykręcać. A w górach myślałem że więcej już wypocić się nie da... myliłem się bardzo. Ale najważniejsze że było ciepło w środku. Może kiedyś uda mi się dostać lepsze ubrania, przygotowane na 100km z zabójczą prędkością w 8*
Do dom
Czwartek, 1 listopada 2007 Kategoria bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 115.00 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 04:38 | km/h: | 24.82 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejna edycja rajdu pt. powrót do domu, czyli wrocław >> byczyna.
Jakoś nie czułem się najlepiej w ten dzień ;-) Ale cóż, dawno nie zrobiłem żadnego rozdsądnego dystansu. Nawet wf który podobno miał być totalnie hardcore'owy okazała sie lajcikowy (chociaż te podjazdy w górach to jak dla mnie wspaniała walka była, muszę tam koniecznie wrócić). W każdym razie nawet nie pamietam kiedy ostatni raz jakaś setka pękła. No więc o 13:00 wyruszyłem z wittiga. Stałą trasą, tą samą ścieżką co poprzednim razem uderzyłem na Swojczyce, z nich na Wilczyce a z tamtąd na Kiełczów.
Pogoda od rana była wyjątkowo zachecająca do jazdy. ślonko świecieło, niemal że ptaszki śpiewały, wiaterek lekko powiewał w plecy. Całkowicie przeciwwiatrowa kurtka adidasa pozwalała mi jechać w cieple i podziwiać niesamowicie ogromny ruch jak na te raczej wyludnione zazwyczaj strony.
Dalsza trasa jak zazwyczaj, Śliwice -> Pietrzykowice (tu straszny korek z powodu mszy na cmentarzu) -> Brzezia Łąka -> Kątna -> Oleśniczka -> Piszkawa -> Ligota Wielka (a tutaj jak zawsze strasznie dziurawa i nierówna droga) -> Smolna -> Gręboszyce -> Solniki Wielkie -> Bierutów (i tutaj jedyny czynny sklep/stacja benzynowa/ uratował moje spragnione usta, za 5zł udało mi się nabyć 2 tymbarki, które dosłownie mnie uratowały/5 zł bo innych drobnych nie mieli ;-)/) -> Wilków -> Namysłów (tutaj opuściłem utarty szlak, bo postanowiłem odwiedzić grób pradziadka) -> Bukowa Śląska -> Woskowice Małe -> Woskowice Górne (i tu totalny offroad jak na jazde z bagażem) -> Szymonków -> Komorzno -> Miechowa -> Ciecierzyn -> Byczyna.
Ciemno już było gdy dojechałem do celu, ale na szczęście oświetlenie z mactronica dobrze się sprawuje ;-)
Może dodam jeszcze ze wraz z czasem przyjemny wietrzyk stawał sie coraz bardziej nieprzyjemny, bo silniejszy. Całe szczęście przeważnie wiał w plecy. W ciemności między Komorznem a Miechową w lesie, potopiłem się w błocie, bo oślepił mnie nadjeżdzający tą samą polną drogą fiat 126p i odrobine zjechałem z drogi do rowu. No i w sumie już w Szymonkowie zimno mi było w kolana i strasznie sie bałem że je przeziębie, na szczęście bardzo dobrze mi się jechało i jak tylko w Miechowej opuściłem cmentarz, to pognałem z prędkością zbliżoną do 30km/h prosciutko do domu.
Jakoś nie czułem się najlepiej w ten dzień ;-) Ale cóż, dawno nie zrobiłem żadnego rozdsądnego dystansu. Nawet wf który podobno miał być totalnie hardcore'owy okazała sie lajcikowy (chociaż te podjazdy w górach to jak dla mnie wspaniała walka była, muszę tam koniecznie wrócić). W każdym razie nawet nie pamietam kiedy ostatni raz jakaś setka pękła. No więc o 13:00 wyruszyłem z wittiga. Stałą trasą, tą samą ścieżką co poprzednim razem uderzyłem na Swojczyce, z nich na Wilczyce a z tamtąd na Kiełczów.
Pogoda od rana była wyjątkowo zachecająca do jazdy. ślonko świecieło, niemal że ptaszki śpiewały, wiaterek lekko powiewał w plecy. Całkowicie przeciwwiatrowa kurtka adidasa pozwalała mi jechać w cieple i podziwiać niesamowicie ogromny ruch jak na te raczej wyludnione zazwyczaj strony.
Dalsza trasa jak zazwyczaj, Śliwice -> Pietrzykowice (tu straszny korek z powodu mszy na cmentarzu) -> Brzezia Łąka -> Kątna -> Oleśniczka -> Piszkawa -> Ligota Wielka (a tutaj jak zawsze strasznie dziurawa i nierówna droga) -> Smolna -> Gręboszyce -> Solniki Wielkie -> Bierutów (i tutaj jedyny czynny sklep/stacja benzynowa/ uratował moje spragnione usta, za 5zł udało mi się nabyć 2 tymbarki, które dosłownie mnie uratowały/5 zł bo innych drobnych nie mieli ;-)/) -> Wilków -> Namysłów (tutaj opuściłem utarty szlak, bo postanowiłem odwiedzić grób pradziadka) -> Bukowa Śląska -> Woskowice Małe -> Woskowice Górne (i tu totalny offroad jak na jazde z bagażem) -> Szymonków -> Komorzno -> Miechowa -> Ciecierzyn -> Byczyna.
Ciemno już było gdy dojechałem do celu, ale na szczęście oświetlenie z mactronica dobrze się sprawuje ;-)
Może dodam jeszcze ze wraz z czasem przyjemny wietrzyk stawał sie coraz bardziej nieprzyjemny, bo silniejszy. Całe szczęście przeważnie wiał w plecy. W ciemności między Komorznem a Miechową w lesie, potopiłem się w błocie, bo oślepił mnie nadjeżdzający tą samą polną drogą fiat 126p i odrobine zjechałem z drogi do rowu. No i w sumie już w Szymonkowie zimno mi było w kolana i strasznie sie bałem że je przeziębie, na szczęście bardzo dobrze mi się jechało i jak tylko w Miechowej opuściłem cmentarz, to pognałem z prędkością zbliżoną do 30km/h prosciutko do domu.
Dzisiaj znowu na raty...
Czwartek, 16 sierpnia 2007 Kategoria bike: flavia, baza: Byczyna, cel: bez celu, dist: 100 and more
Km: | 101.70 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 04:11 | km/h: | 24.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj znowu na raty... nie lubie tak, ale cóź...
Pierwszy wyjazd to służbowo można powiedzieć do Kluczborka, do Urzędu skarbowego po zaświadczenie o dochodach.
trasa: Byczyna >Paruszowice >Dobiercice >Łowkowice >Kujakowice Dolne >Kluczbork (urzad skarbowy, biedronka) >Ligota Zamecka >Kujakowice Górne >Maciejów >Łowkowice >Krzywizna >Rożnów >Skałągi >Kochłowice >Biskupice >(zalew) Brzózka >Polanowice >Byczyna.
warunki do jazdy nie były najlepsze, bardzo silny, porywisty wiatr, suchy i strasznie gorący, temperatura... niestety wyjazd z rana, a termometr mam na wschodzie pokazywał 50C, bo tyle ma maks na skali ;-) ani chmurki. ale jakbym sie tak nie starał nie spocić to jechałoby sie całkiem przyjemnie.
Drugi wyjazd był ustawiony tak żeby na 120-130 a dzisiaj nakręcić,ale niestety złapała mnie straszna ulewa.
trasa: Byczyna >Borek >Łubnice >Wójcin (vmax 59kmh) >Gola >Chruścin >Bolesławiec >Podbolesławiec (i zaraz potem lunęło, czułem jakby niebo spadło na ziemie, przez chwile...) >Opatów (ledwo widząc gdzie jade, bo deszcz wytworzył pokaźną ścianę przez którą ciężko było się przedrzeć dojechałem do Opatowa, byłem tak mokry, że postanowiłem sie schronić, gdziekolwiek, deszcz walił jak grad, pierwsze co zobaczyłem to był kościół, całe szczęście był otwarty aż do kraty, czyli mogłem sie schronić, lało jeszcze całe 20 minut, prawie w tym czasie wyschnąłem, komórka mimo zalania działa, światła też, dokumenty nie zamokły, także głównie ja byłęm mokry, postanowiłem wracać, liczyłem że stówka i tak będzie) >Podbolesawiec >Bolesławie >Kol. Bol-Chruścin >Chruścin >Gola >Jaśkowice >Byczyna.
Pierwszy wyjazd to służbowo można powiedzieć do Kluczborka, do Urzędu skarbowego po zaświadczenie o dochodach.
trasa: Byczyna >Paruszowice >Dobiercice >Łowkowice >Kujakowice Dolne >Kluczbork (urzad skarbowy, biedronka) >Ligota Zamecka >Kujakowice Górne >Maciejów >Łowkowice >Krzywizna >Rożnów >Skałągi >Kochłowice >Biskupice >(zalew) Brzózka >Polanowice >Byczyna.
warunki do jazdy nie były najlepsze, bardzo silny, porywisty wiatr, suchy i strasznie gorący, temperatura... niestety wyjazd z rana, a termometr mam na wschodzie pokazywał 50C, bo tyle ma maks na skali ;-) ani chmurki. ale jakbym sie tak nie starał nie spocić to jechałoby sie całkiem przyjemnie.
Drugi wyjazd był ustawiony tak żeby na 120-130 a dzisiaj nakręcić,ale niestety złapała mnie straszna ulewa.
trasa: Byczyna >Borek >Łubnice >Wójcin (vmax 59kmh) >Gola >Chruścin >Bolesławiec >Podbolesławiec (i zaraz potem lunęło, czułem jakby niebo spadło na ziemie, przez chwile...) >Opatów (ledwo widząc gdzie jade, bo deszcz wytworzył pokaźną ścianę przez którą ciężko było się przedrzeć dojechałem do Opatowa, byłem tak mokry, że postanowiłem sie schronić, gdziekolwiek, deszcz walił jak grad, pierwsze co zobaczyłem to był kościół, całe szczęście był otwarty aż do kraty, czyli mogłem sie schronić, lało jeszcze całe 20 minut, prawie w tym czasie wyschnąłem, komórka mimo zalania działa, światła też, dokumenty nie zamokły, także głównie ja byłęm mokry, postanowiłem wracać, liczyłem że stówka i tak będzie) >Podbolesawiec >Bolesławie >Kol. Bol-Chruścin >Chruścin >Gola >Jaśkowice >Byczyna.
Szybka 30 x7 - pierwsza 2setka
Piątek, 10 sierpnia 2007 Kategoria bike: flavia, baza: Byczyna, cel: treningowo, dist: 100 and more
Km: | 210.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:05 | km/h: | 26.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
zapowiadane burze jakoś kręcą się wokół, ale Byczyne omijają. Jednak bałem się wyjechać gdzieś dalej, bo nie ma chyba nic gorszego w rowerowaniu jak burza 50km od bazy. Czujac przypływ formy postanowiłem przepuścić atak na 200 i... UDAŁO SIĘ!!! żeby nie wpaść gdzieś daleko na burze śmigałem 7x30km 7 razy stała trasa do ćwiczeń, może nie najciekawsza, ale co tam. dość późno się obudziłem przez co wyjazd dopiero o 12:00, za to byłem wyspany i najedzony.
-> pierwsze okrążenie: czas zakończenia 1:05:45, było bardzo ciepło, słonecznie, srednio silny wiatr ze wschodu, po okrążeniu zjadłem obiad;
-> 2 okrążenie: czas zakończenia 2:14:37, tutaj drobny kryzys, bardziej psychiczny jak fizyczny, spowodowany pogodą, bardzo silny wiatr, całkowite zachmurzenie, chłodno się zrobiło i groziło deszczem;
-> 3 okrążenie: czas zakończenia 3:24:11, pogoda nie uległa zmianie;
-> 4 okrążenie: czas zakończenia 4:32:19, rozjaśniło się, wiatr słabnie, po okrążeniu byłka z miodem;
-> 5 okrążenie: czas zakończenia 5:40:29, wiatr całkiem osłabł, słońce za chmurami, ale ogolnie nie tak strasznymi jak prędzej;
-> 6 okrążenie czas zakończenia: 6:50:36, powoli sie wieczór zbliża, ale po szóstym okrążeniu jem kolacje i wiem że sie uda, mimo że na horyzoncie słychać burzę;
-> 7 okrążenie czas zakończenia 8:05:55, pod koniec już na światłach, sie zimno zrobiło;
do domu zjawiłem sie ostatecznie kończąc jazdę o 21:20, czyli nawet z przystankami średnia więcej jak 20km/h, przystanek był po każdym okrążeniu, najkrótszy po 3cim, najdluższy po 6tym okrążeniu. Ogolnie ostatnie okrążenie to już zmęczony byłem (albo to ta kolacja), przynajmniej na tyle zmeczony ze srednia spadła, pod gorki słabo mi sie juz jezdzilo, ale mysle ze 300 można atakować ;D
-> pierwsze okrążenie: czas zakończenia 1:05:45, było bardzo ciepło, słonecznie, srednio silny wiatr ze wschodu, po okrążeniu zjadłem obiad;
-> 2 okrążenie: czas zakończenia 2:14:37, tutaj drobny kryzys, bardziej psychiczny jak fizyczny, spowodowany pogodą, bardzo silny wiatr, całkowite zachmurzenie, chłodno się zrobiło i groziło deszczem;
-> 3 okrążenie: czas zakończenia 3:24:11, pogoda nie uległa zmianie;
-> 4 okrążenie: czas zakończenia 4:32:19, rozjaśniło się, wiatr słabnie, po okrążeniu byłka z miodem;
-> 5 okrążenie: czas zakończenia 5:40:29, wiatr całkiem osłabł, słońce za chmurami, ale ogolnie nie tak strasznymi jak prędzej;
-> 6 okrążenie czas zakończenia: 6:50:36, powoli sie wieczór zbliża, ale po szóstym okrążeniu jem kolacje i wiem że sie uda, mimo że na horyzoncie słychać burzę;
-> 7 okrążenie czas zakończenia 8:05:55, pod koniec już na światłach, sie zimno zrobiło;
do domu zjawiłem sie ostatecznie kończąc jazdę o 21:20, czyli nawet z przystankami średnia więcej jak 20km/h, przystanek był po każdym okrążeniu, najkrótszy po 3cim, najdluższy po 6tym okrążeniu. Ogolnie ostatnie okrążenie to już zmęczony byłem (albo to ta kolacja), przynajmniej na tyle zmeczony ze srednia spadła, pod gorki słabo mi sie juz jezdzilo, ale mysle ze 300 można atakować ;D
Kobyla Góra
Środa, 8 sierpnia 2007 Kategoria bike: flavia, baza: Byczyna, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 111.40 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 05:01 | km/h: | 22.21 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
dzisiaj Kobyla Góra, wyjazd z bratem.
trasa: Byczyna -> Gola -> Siemianice -> Raków (koniec asfaltu, bardzo piaszczysta droga) -> Kuźnica Słupska -> (asfalt) Słupia pod Kępnem -> Baranów -> Kępno -> Borek Mielęcki -> (bardzo piaszczysta droga, zielony szlak) Weronikopole -> Czermin -> (asfalt) Marcinki ->Kobyla Góra (2 razy wokół zalewu, przerwa na jedzenie i odpoczynek) -> Ignaców -> Parzynów -> (Poznańska TT Rowerowa, całkiem niezłe podjazdy, piękne widoki z góry) Kobyla Góra (takie wzniesienie z krzyżem na szczycie)(odpoczynek, powrót) -> Rzetnia -> Hanulin -> Kępno -> Baranów -> Donaborów -> Opatów -> Bolesławiec -> Chruścin -> Gola -> Byczyna.
Całe szczęscie zapowiadane na dzisiaj burze nie zjawiły się. Wiatr umiarkowany/silny ze wschodu, czyli przez wiekszość czasu boczny, jedynie w trakcie powrotu było czasem pod wiatr.
Drogi za rakowem i w okolicach Czermina okazały sie tak strasznie suche, że momentami trzeba było prowadzić rower, po prostu opony 1,5 slick + piaszczysta droga to niezbyt udane połączenie, zapewne stąd tak niska średnia, bo w sumie po asfalcie całkiem nieźle się dzisiaj jeździło.
Kilka podjazdów zdobyło dzisiaj moje uznanie, bo choć łatwe to diabelnie długie, np. od Kobylej Góry do Ignacowa i jeszcze kawałek (łącznie około 6km) droga pięła się powoli pod górę. Bardzo fajny był też podjazd na wzniesienie z krzyżem (Kobyla Góra?), również w miarę łagodny, kamienista droga, a potem wąska piaszczysta ścieżka, a na szczycie bardzo fajny widok, na pofałdowana okolice.
Wspaniała pogoda, i świetne okolice. Pierwsze tegoroczne pielgrzymki minięte po drodze.
kilka fotek z drogi:
niestety nie mam aparatu, a telefon nie ma 2MPix, ale co tam, kontury widać :P
trasa: Byczyna -> Gola -> Siemianice -> Raków (koniec asfaltu, bardzo piaszczysta droga) -> Kuźnica Słupska -> (asfalt) Słupia pod Kępnem -> Baranów -> Kępno -> Borek Mielęcki -> (bardzo piaszczysta droga, zielony szlak) Weronikopole -> Czermin -> (asfalt) Marcinki ->Kobyla Góra (2 razy wokół zalewu, przerwa na jedzenie i odpoczynek) -> Ignaców -> Parzynów -> (Poznańska TT Rowerowa, całkiem niezłe podjazdy, piękne widoki z góry) Kobyla Góra (takie wzniesienie z krzyżem na szczycie)(odpoczynek, powrót) -> Rzetnia -> Hanulin -> Kępno -> Baranów -> Donaborów -> Opatów -> Bolesławiec -> Chruścin -> Gola -> Byczyna.
Całe szczęscie zapowiadane na dzisiaj burze nie zjawiły się. Wiatr umiarkowany/silny ze wschodu, czyli przez wiekszość czasu boczny, jedynie w trakcie powrotu było czasem pod wiatr.
Drogi za rakowem i w okolicach Czermina okazały sie tak strasznie suche, że momentami trzeba było prowadzić rower, po prostu opony 1,5 slick + piaszczysta droga to niezbyt udane połączenie, zapewne stąd tak niska średnia, bo w sumie po asfalcie całkiem nieźle się dzisiaj jeździło.
Kilka podjazdów zdobyło dzisiaj moje uznanie, bo choć łatwe to diabelnie długie, np. od Kobylej Góry do Ignacowa i jeszcze kawałek (łącznie około 6km) droga pięła się powoli pod górę. Bardzo fajny był też podjazd na wzniesienie z krzyżem (Kobyla Góra?), również w miarę łagodny, kamienista droga, a potem wąska piaszczysta ścieżka, a na szczycie bardzo fajny widok, na pofałdowana okolice.
Wspaniała pogoda, i świetne okolice. Pierwsze tegoroczne pielgrzymki minięte po drodze.
kilka fotek z drogi:
niestety nie mam aparatu, a telefon nie ma 2MPix, ale co tam, kontury widać :P
Turawa
Poniedziałek, 6 sierpnia 2007 Kategoria baza: Byczyna, bike: flavia, dist: 100 and more, opis: nie sam
Km: | 132.00 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 05:35 | km/h: | 23.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
trasa: Byczyna -> Łowkowice -> Kluczbork (szlakiem od stacji pkp) -> Chocianowice -> Lasowice Małe -> Lasowice Wielkie (wrong turn) -> Chudoba (powrot na właściwą drogę) -> Szumirad -> Bierdzany (zielony szlak rowerowy) -> Turawa Marszałki -> Turawa -> (wokół zbiornika, obok zielonego szlaku, po wałach) Szczedrzyk -> Ozimek -> Jedlice (czerwony i niebieski szlak, potem po jakimś wale singletrackiem) -> Dylaki -> Kadłub Turawski -> Ligota Turawska -> Bierdzany -> Trzebiszyn -> Lasowice Wielkie -> Jasienie -> Kuniów -> Kluczbork -> Łowkowice -> Dobiercice -> Byczyna.
Wspaniały dzień na taką lub nawet o wiele dłuższą wyprawę, niestety jakoś nie mogliśmy z bratem wybrać celu podróży, ostatecznie ja zaproponowałem Turawę, no i pojechaliśmy. Wiatr kręcił z różnych stron, jadąc w jednym kierunku czasem było z wiatrem a czasem pod wiatr. Poniewaz dosyc pozno wyjechalismy (13:00) a cała podróż (nie tylko sama jazda, ale + przystanki z rożnych przyczyn) trwała 6:30 pod koniec było dosyć zimno, no i wiadomo, wyjazd bez obiadu też robi swoje. Czuje że już czas zrealizować plan pobicia 200km tripa. Dzisiaj, gdyby nie głód i późna pora to może i 200 by pekło, bo czułem sie świetnie, lepiej niż po wczorajszych 68km. Oby tylko sie taka pogoda utrzymała, no może troche cieplej jakby sie zrobiło, to by sie dopiero jazda zaczęła. A tymczasem nieźle, w top20 sie utrzymuje :D
Wspaniały dzień na taką lub nawet o wiele dłuższą wyprawę, niestety jakoś nie mogliśmy z bratem wybrać celu podróży, ostatecznie ja zaproponowałem Turawę, no i pojechaliśmy. Wiatr kręcił z różnych stron, jadąc w jednym kierunku czasem było z wiatrem a czasem pod wiatr. Poniewaz dosyc pozno wyjechalismy (13:00) a cała podróż (nie tylko sama jazda, ale + przystanki z rożnych przyczyn) trwała 6:30 pod koniec było dosyć zimno, no i wiadomo, wyjazd bez obiadu też robi swoje. Czuje że już czas zrealizować plan pobicia 200km tripa. Dzisiaj, gdyby nie głód i późna pora to może i 200 by pekło, bo czułem sie świetnie, lepiej niż po wczorajszych 68km. Oby tylko sie taka pogoda utrzymała, no może troche cieplej jakby sie zrobiło, to by sie dopiero jazda zaczęła. A tymczasem nieźle, w top20 sie utrzymuje :D
wyjazd na strasznych zakwasach.
Czwartek, 2 sierpnia 2007 Kategoria baza: Byczyna, bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 111.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:14 | km/h: | 26.22 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
wyjazd na strasznych zakwasach. jednak forma na rower nie ma wiele wspolnego z forma do biegania, musze wiecej biegać... podjalem ta meska decyzje - jade po opony, detki i klocki hamulcowe. wiadomo - syców... trasa: byczyna >ciecierzyn >miechowa >janówka >kuźnica trzcińska >laski >nowa wieś >mroczeń >żurawiniec >nowa wieś książęca (źle skręciłem) >mnichowice >bralin >gola >słupia >syców >miechów >domasłów >nowa wieś książęca >mroczeń >laski >janówka >byczyna. przez cały czas słonko ładnie świeciło. po jakichś 30km zaczeło mi sie w miare dobrze jechać, mimo wiatru, ale po takim właśnie dystansie rozruszałem zakwaszone mięśnie. potwornie mnie ta setka zmęczyła.
Setka
Niedziela, 29 lipca 2007 Kategoria dist: 100 and more, cel: bez celu, bike: flavia
Km: | 100.30 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 03:44 | km/h: | 26.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
byczyna >polanowice >(zalew) >kochłowice >skałągi >jakubowice >bruny >komorzno >miechowa >janowka >marianka >siemianice >chruscin >kol. bol.-chruscin >wojcin >łubnice >dzietrzkowice >uszyce >wojslawice >goslaw >pszczonki >maciejow >łowkowice >paruszowice >biskupice >(zalew) >polanowice >ciecierzyn >byczyna
Setka na raty
Piątek, 27 lipca 2007 Kategoria dist: 100 and more, cel: bez celu, cel: treningowo, bike: flavia
Km: | 101.10 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 03:47 | km/h: | 26.72 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
dzisiaj trzy wyjazdy. z samego rana do kluczborka na zakupy, trasa: byczyna > biskupice > sarnów > krzywizna > gotartów > kluczbork > łowkowice > dobiercice > byczyna. na poczatku strasznie zimno bylo, powrot tez nie najcieplejszy, za to w okolicach kluczborka cieplutko bo słońce wyszło zza chmur. tempo nie było zachwycajace, dystans 41.6 km. druga trasa to trening szybkości, udało sie z czasem 00:58:11, także bez rewelacji, ale w normie, wiatr wiał z niekorzystnego kierunku, cały czas jechałem na kadencji 90<, powoli zaczynam sie do tak szybkiego krecenia przywzwyczajać, ale na dłuższe wypady chyba odpada, mecze sie szybciej, ale i srednia na trasie wieksza. trzeci wyjazd to zeby dobic do setki no i sie zmeczyc. trasa: byczyna > borek > łubnice > wojcin > boleslawiec > chruścin > chruścin zamek > gola > byczyna.