na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

bike: blurej

Dystans całkowity:8848.47 km (w terenie 1671.20 km; 18.89%)
Czas w ruchu:401:54
Średnia prędkość:22.00 km/h
Maksymalna prędkość:86.80 km/h
Suma podjazdów:48499 m
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:52.98 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Koniec pory deszczowej?

Sobota, 23 lipca 2011 Kategoria bike: blurej, dist: 100 and more
Km: 104.25 Km teren: 0.00 Czas: 03:24 km/h: 30.66
Pr. maks.: 55.78 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po 3 dniach deszczu wreszcie moim oczom ukazało się Słońce. Takiej okazji nie można przegapić -> jechać!

No i pojechałem. Przez deszcz zaplanowałem pojechać do domu. No więc nuda. Ale kolejna setka wpadła blurejowi. Wiatr w plecy i jedziemy. Na rogatkach Wrocławia średnia 34.89. Potem powoli spada, bo jednak opony 2.25 nadal nie zmienione nie służą szybkiej jeździe (no chyba że zjeżdżamy ze Ślęży ;-) W Sycowie chciałem kupić bagażnik. Okazuje się, że pod tarcze bagażnik musi wyglądać inaczej, jeszcze nie wiem jak, ale trzeba coś takiego znaleźć. Dzisiaj jechałem z plecakiem i nie było lekko, to nie na moje plecy. Za Sycowem troche mnie zaczyna odcinak, z braku wody, śmigam dość szybko a niepełny bidon wziąłem na trase, do tego bez śniadania jade. Na szczęście po jakimś czasie znajduje otwarty sklep. Dwa bananki i woooooda robią swoje. Po chwili łapie kolesia na motorku Jedzie 50kmh, więc siadam na koło i jade jego tempem. Pierwsze dwa podjazdy dałem za nim rade, na trzecim, ostatnim podjeździe przed zjazdem na rondo w Żurawinie odpadłem. Tak niewiele brakowało, jakbym go tam nie stracił to miałbym chyba średnią życia wykręconą, bo jechało się za nim rewelacyjnie i utrzymanie koła było gigantyczną motywacją. W okolicach Janówki wiatr okręcił się na bok i już się tak lekko nie jechało. Sił też już brakować zaczynało. Otatnie zrywy i podjazd pod wiadukt i Wałową z 35kmh. Finisz w pięknym stylu i w sumie mimo niespecjalnej średniej i nieudanych zakupów przejażdżka fajna.

Bajkał Mudd Trophy

Wtorek, 19 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: 30.57 Km teren: 18.00 Czas: 01:37 km/h: 18.91
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Kolega z pracy, Wojtek, stwierdził, że wieczorem wybiera się na wycieczkę rowerową w stronę Kamieńca Wrocławskiego. Stwierdziłem, że powinien w takim razie wybrać się na Bajkał, bo można fajnymi ścieżkami pojeździć. Mieli wyjechać o godzinie 18, więc powiedziałem, że może do nich dołączę.

Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.

Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.

Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.

Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.

Widok w przód


Widok w tył


I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O


A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)

W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.

Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.

Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)

A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.

Ślęża

Poniedziałek, 18 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: turistas, dist: 100 and more, opis: foto
Km: 140.97 Km teren: 22.00 Czas: 05:52 km/h: 24.03
Pr. maks.: 62.75 Temperatura: 21.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Tak jakoś zebrało mi się żeby na Ślężę pojechać. Blurej musi poznać okolice, no i pierwszą setke trzeba było wreszcie zrobić. Pogoda zmienna, od palącego słońca przez kropiący deszczyk.

Wyjazd o 14. Późno, więc nie ma miejsca na wiele błędów nawigacyjnych. Większość terenu wpadła we Wrocławiu. Wałami dojeżdżałem w stronę miasta, z której trafię na właściwy szlak. Od Żórawiny trasa taka sama jak ostatnio orzełem. Z tą różnicą, że ominąłem wszystkie ścieżki, które prowadziły donikąd. Ogólnie dość silny wmordewiatr przez większość drogi, ale na Sulistrowiczkach miałem średnią bliską 26, i ponad 70km zrobione. Na podjeździe pod Tąpadła masa wody. Momentami zwalniałem, bo bym cały mokry był. Prawdziwe rwące rzeki przepływały w poprzek jezdni.

Podjazd od szlabanu na parkingu na przełęczy po plac przed schroniskiem na samym szczycie zajął mi 33 minuty. Drogowskaz dla pieszych turystów pokazuje 2h do schroniska, ale to chyba dla jakichś powolniaków wskazówka jest, bo raczej dłużej niż półtora godziny wejście nie trwa. Podczas wspinaczki miałem 4 postoje. Raz puszczałem jakichś turystów zjeżdżających samochodami (debile?) pozostałe 3 postoje spowodowane były utratą przyczepności na durnowatych luźnych kamulach i podparciem się w celu uniknięcia wywrotki. Raz nawet musiałem przeprowadzić rower z 20m, bo nie potrafiłem ruszyć nawet w poprzek drogi. Gdyby nie te kamulce to podjazd byłby dużo łatwiejszy i przyjemniejszy.

Na szczycie parę fotek, tak zwyczajowo z wieżyczki na której zwyczajowo popas sobie zrobiłem i totalnie wymarzłem.



Potem jeszcze fotka blureja przed zjazdem, prawdopodobnie ostatnie jego zdjęcie bez rys na ramie :)



Siodełko w dół o jakieś 7cm i na zjazd. Ludzi dzisiaj wchodziło/schodziło bardzo niewiele, co plusowało tym, że nie trzeba było na ludzi uważać na zjeździe. Minus taki, że jakbym sie rozwalił gdzieś o drzewo to na pomoc bym z 20 minut musiał czekać. Zresztą nie mam jeszcze skilli na zjeździe, więc wielkiego szaleństwa nie było. Mimo to zjazd jest wymagający przez te same kamulce które utrudniają podjazd. Na najgorszym odcinku wystopowałem i zjeżdżałem ~15kmh, to odcinek zaraz po wybrukowanych zjazdach, dla mnie zbyt hardkorowy. Za nim jednak zaczęło się szaleństwo, na jakie orzeł nie pozwalał. Amortyzator faktycznie pozwala na sporo więcej. Te śmieszne progi nie zmuszały mnie do hamowania, a jedynie zwiększonej ostrożności, bo trzeba je było w miare nisko zbierać, coby nie wyfrunąc w las. Prędkość na większości zjazdu w okolicach 34kmh, ale jak się kamulców mniej zrobiło to dobiłem do 50 nawet :D Pare niebezpiecznych chwil w których w ogóle nie miałem przyczepności albo jechałem tylko na przednim kole w zakręcie było... ale to takie urywki, jednak kontrola jakaś tam była i nie był to zjazd na krawędzi.

Na parkingu postój, żeby uspokoić nerwy, zluzować dłonie pracujące na hamulcach i nogi momentami kurczowo ściskające siodełko. Siodełko w górę, wszystko spowrotem na swoje miejsce, blokada skoku i na zjazd asfaltem. Zjazd pokazał, że oponki 2.25 albo cały rower w obecnej konfiguracji nie nadaje się do bicia rekordów prędkości.na zjazdach asfaltowych. Max wycieczki nie jest imponujący i został okupiony sporą dawką dokręcania. Bez dokręcania zwalniałem do 47kmh, także z leksza lipa.

Powrót w większości trasą numer 8. Średnia z 21.5 wzrosła do tylu ile widać. Zupełnie nie wiem raz mi się doskonale jedzie 34kmh, by po chwili utrzymanie 26 stanowiło kłopot. Zwalę całą winę na opony, ponoć ważą 730g sztuka, przywykłem do 450g, więc na tym można blureja odchudzić ładnie. Przywiozłem w weekend Larseny, może je zamontuje na dniach, tylko muszę poczytać o wyjmowaniu koła z hamulcami tarczowymi.

W okolicach 110 km tyłek mnie już bolał. Trzeba popracować nad pozycją, bo do orzełowej daleko, a nie wiem czy szybko przywyknę do tej tutaj. Może jednak siodełko zmienię, chociaż nie wiem czy to wiele da, jednak tutaj zupełnie inaczej mam mase rozłożoną, zdecydowanie mniej na ręce, więcej na tyłek i w ogóle na tylne koło przesunięty jestem... Jeszcze pare takich wyjazdów muszę zrobić, żeby pozycję właściwą ustawić.

Od szczytu dodatkowe ubranie założyłem, bo się zimno zrobiło, jednak już późno i zdecydowanie większe zachmurzenie się zrobiło.

Totalnie mnie ten wyjazd zmęczył, wieczorem na nic sił nie miałem i tylko zjadłem obiadokolację i poszedłem spać. W nogach mocy nie brakło, co dziwne, bo ostatnio właśnie nogi przestawały dopisywać, za to organizm mówił dość. Pewnie wina słabego odżywiania na trasie. W każdym razie całe 10 godzin spałem jak zabity i z rana jak młody bóg się czuje :)

zalewiaście

Niedziela, 17 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100
Km: 64.00 Km teren: 20.00 Czas: 02:42 km/h: 23.70
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 30.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Nie miałem głowy na robienie kolejnych fotek. Teraz muszę popracować, nawet dobrze się składa bo zapowiadają słabszą pogodę. A jak popracuję to zaczną się wakacje, wtedy blurej pozna nieco dalsze rejony niż okolice Wrocławia i Byczyny.

Dzisiaj zapoznawał się z okolicami Byczyny. Najpierw kawałek polami wokół Byczyny, ponownie w towarzystwie kuzyna i psa. Pies dzisiaj zdychał z gorąca i trzeba było trasę skrócić a łańcuch kuzynowi strzelił i szybko przejażdżka się skończyła.

Potem lans wokół zalewu, spotkałem KB. Ponoć jeszcze czasem siada na rower, ale ogólnie nabył sobie quada i się na ryby wozi... no cóź starość nie radość, młodość nie wieczność ;-)

Na koniec podbicie średniej na asfalcie. Rowerkiem postanowiłem dojechać sobie do Wołczyna na pociąg. Wyjechałem na spokojną jazdę, ale znowu jakimś trafem złapałem szybki ciągnik :) W Wołczynie byłem dużo przed czasem więc postanowiłem jechać na kolejną stację, potem na kolejną i kolejną... Mimo silnego wiatru w twarz jechało się wyśmienicie. Znaczy jak uderzał centralnie w twarz było źle. Pozycje mam bardziej wyprostowaną, trzeba by mostek odwrócić albo w ogołe mostek i kiere z orzeła wprawić, bo lżejsze i ogólnie lepsze o klase są... Aleee te się nieźle prezentują a też blurej nie ma być tak ogólnego zastosowania, a raczej w teren. Ostatecznie w pociąg wsiadłem i dojechałem, od Psiego Pola znowu jazda, poszło w chwilke :) Ogólnie zabrałem ze sobą Larseny TT, żeby Schwalby oszczędzać na okazje z prawdziwym terenem, a na jazdę po Wrocku i okolicach mieć jakieś słabsze oponki. Jutro na wieczór postaram się zmienić i wyruszyć na podbój miasta. Może sobie światło na przód sprawie i night ride powrócą do łask, bo dzień coraz krótszy i wakacje raczej mi się dopiero w sierpniu zaczną.

Ogólne wrażenia z wspólnej jazdy z blurejem: rewelacja!
W piątek wygięła mi się minimalnie tarcza z przodu i zaczęła ocierać. W sobote błotna maseczka albo starła tarczę, albo zmusiła do samoistnego naprostowania się, w każdym razie w trakcie jazdy siedzi ogólnie cicho, czasem tylko pisk jakiś wyda z siebie, ale ogólnie wszystko sprawne i działające.

Lans :)

Sobota, 16 lipca 2011 Kategoria bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: 36.00 Km teren: 10.00 Czas: 01:38 km/h: 22.04
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Ogólnie cały dzień spędziłem w pobliżu blureja, jakby mogło być inaczej :) Kilometry na moją niekorzyść pozaokrąglane, czas też raczej z dupy brany, jak ostatnio ciągle, bo jak nie wpisywałem wcale czasów to sie mechanizmy bs burzyły.

Ale od początku. Miałem dzisiaj pojechać do Byczyny rowerkiem. Pogoda wyśmienita ku temu, ale wczoraj troche zapiłem i byłem z rana słabo dysponowany. Wsiadłem w pociąg do Wołczyna i stamtąd jechałem spokojnie blurejem na Byczynę. No dobra, nie tak całkiem spokojnie. Ale prawdziwe szaleństwo zaczęło się od Skałąg. Trafiłem na szybki traktor. Ehh. cóż jest piękniejszego niż szybki traktor kiedy trzeba szybko pokojać kawałek asfaltu. Równa droga, czyste niebo, piękne krajobrazy pełne dojrzałych zbóż i lecimy 40kmh bez przerwy. Chwała niech będzie wynalazcy tempomatu :) A pan traktorzysta jechał ze snopkami na Kolonię zapewne... w każdym razie pod samo dom mnie holował. W niecałe 40 minut dojechałem z Wołczyna, co daje średnią powyżej 30kmh na oponach 2.25... brzmi nieźle, nawet biorąc pod uwagę szybki traktor.

Jak dojechałem to najpierw obiad a potem wymiana pedałów. Bez spd to nie jazda, gdyby blurej nie był blurejem to bym na nim nie jeździł przez to że nie miał spd... Pedały dawniej zamontowane w Fernando leżały spokojnie i czekały na swój czas. Te z orzeła są obecnie w gorszym stanie. Potem wymontowałem podstawkę licznika z orzeła i zamontowałem na blureja... ale nie wiem co zrobiłem z licznikiem... chyba został we Wrocławiu, jak nie to trzeba nowy kupić.

Potem sesja foto z udziałem blureja i od czasu do czasu mnie. Trzeba było zrobić mu fotkę do dowodu i na jego konto na bikestats. Tutaj pare słitaśnych foci. Pewnie wpadnie ich z czasem więcej :)







Z wieczora, tak, że już ciemno się całkiem zrobiło spacerek z kuzynem i psem po częściach terenowej dwudziestki. To właśnie tam spadła średnia. Chociaż pies wyjątkowo dzisiaj zrywny był. Nie lubi dźwięku hamowania tarczami, ucieka wtedy - bardzo dobry nawyk :)

wałami

Piątek, 15 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: 37.00 Km teren: 10.00 Czas: 01:26 km/h: 25.81
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Głównie wałami, ale i w dalsze rejony miasta dotarłem. Miałem spokojnie się lansować ale w pewnym momencie jakiś gościu mnie wyprzedził... blurej nie chciał być wyprzedzany i postanowiliśmy wrednie siedzieć mu na kole aż się zamęczy i padnie.

Sprawy zaszły nawet dalej, gościu zatrzymał się. A my wróciliśmy do trybu lansowania się. Kiedy właśnie mieliśmy wypiąć klate przy jakowyś dzierlatkach ten sam koleś znowu nas wyprzedził. Cóż za tupet, dwukrotnie stosować tak niecne praktyki! Tym razem szybko zwolnił i trzeba było przejąć inicjatywę. Ale, że mieliśmy się dzisiaj lansować, to zagadałem do kierującego pojazdem wyprzedzającym. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że kupił właśnie rower i w tej chwili mają pierwszą przejażdżkę :) Jaki ten świat mały. Taaaa, oczywiści przy blureju Kellys prezentował się szaro i nieco mu uszy uklapły. Kierowca Kellysa (pozdrowienia jeśli kiedyś trafisz na ten blog :) także blado wypadał przy mnie, ale przecież z blurejem skromni jesteśmy, więc pojechaliśmy sobie cały kawał wzdłuż odry dyskutując głównie o osprzęcie i wyprawach rowerowych.

Umarł król, niech żyje król!

Czwartek, 14 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: bez celu, dist: less than 50, bike: blurej, opis: foto
Km: 24.00 Km teren: 5.00 Czas: 01:04 km/h: 22.50
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
14 lipca okazał się dla mnie jednym z tych dni, kiedy nagle świat staje się niesamowicie piękny i aż trudno uwierzyć w to, co się dzieje.

Nie będę tutaj opisywał wszystkich fajnych spraw, które mnie tego dnia spotkały, skupię się na jednaj. Mianowicie, wymieniłem

na


Myślę, że wymiana była dla mnie korzystna. Za kilka sztuk kolorowego papieru dostałem przyjaciela. A podobno przyjaźni nie da się kupić ;)

Imię jego blurej, ale z racji rodziny swojej prawie kubusiem został nazwany. Pochodzi bowiem z rodu zacnego Cube LTD Team.

W stosunku do swoich pobratymców z napiskiem Team ma wstawioną korbę Shimano SLX, co sprawiło, że kompletnie uzbrojony jest w tą właśnie grupę osprzętu. Musi się czymś wyróżniać, w końcu to blurej a nie jakiś tam rower :)

Pierwsze wrażenia mega pozytywne. Nawet tarcze mnie przekonują, dla hamujących przodem to dobra rzecz jednak. Widelca się na razie boje. Chyba za miękko ustawiony jak dla mnie, będzie trzeba mu pierdnąć w bliższej przyszłości.

Krótko, bo dzień pełen wrażeń i się nagle późno zrobiło. Na prawdę super dzień i bardzo dobrze, że blurej dołączył do wszystkich super wydarzeń tego dnia. Na wieczornej przejażdżce znalazłem 10gr. Chyba od stu lat nie znalazłem żadnego pieniążka, także dzień na prawde fenomenalny :)

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum