Wpisy archiwalne w kategorii
bike: flavia
Dystans całkowity: | 8982.90 km (w terenie 1355.00 km; 15.08%) |
Czas w ruchu: | 378:17 |
Średnia prędkość: | 23.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.40 km/h |
Liczba aktywności: | 178 |
Średnio na aktywność: | 50.47 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
zakupy
Poniedziałek, 12 listopada 2007 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: less than 50
Km: | 7.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:18 | km/h: | 23.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
zakupy... całą kurtke i plecak sobie ublocilem... trzeba sie wreszcie nauczyc jeździc 12km/h albo zainwestować w porządne błotniki, bo te co mam niewiele dają...
WF, mokrość
Sobota, 10 listopada 2007 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, dist: from 50 to 100
Km: | 67.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 03:10 | km/h: | 21.16 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
ostatni wf w tym semestrze. dzisiaj znanymi mi rejonami, a czasem nawet bardzo dobrze znanymi.
trasa:
Wrocław SWFiS -> Swojczyce -> Strachocin -> Wojnów -> Dobrzykowice -> Nadolice -> Chrząstawa -> Ligota Mała -> Piszkawa -> Oleśniczka -> Kątna -> Brzezie Łąka -> Pietrzykowice -> Śliwice -> Kiełczów -> Psie Pole no i powrót przeróżnymi drożkami ;-)
troche śniegiem popadało w Chrząstawie, gdzie udało mi się też wjechać (i przejechać) do kałuzy głebokiej że mi wózek zanurkował, poziom wody prawie na poziomie ośki ;-) i kostki od lewej nogi (prawa na górze na szczęście) był.
Ale ogolnie fajnie, tylko że mój okres rowerowania sie konczy, w tym roku i tak o miesiac dłużej niz zwykle jeździłem.
trasa:
Wrocław SWFiS -> Swojczyce -> Strachocin -> Wojnów -> Dobrzykowice -> Nadolice -> Chrząstawa -> Ligota Mała -> Piszkawa -> Oleśniczka -> Kątna -> Brzezie Łąka -> Pietrzykowice -> Śliwice -> Kiełczów -> Psie Pole no i powrót przeróżnymi drożkami ;-)
troche śniegiem popadało w Chrząstawie, gdzie udało mi się też wjechać (i przejechać) do kałuzy głebokiej że mi wózek zanurkował, poziom wody prawie na poziomie ośki ;-) i kostki od lewej nogi (prawa na górze na szczęście) był.
Ale ogolnie fajnie, tylko że mój okres rowerowania sie konczy, w tym roku i tak o miesiac dłużej niz zwykle jeździłem.
PKP
Niedziela, 4 listopada 2007 Kategoria bike: flavia, dist: less than 50
Km: | 7.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:27 | km/h: | 15.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z domu na stacje, pociagiem do Wrocławia, ze stacji na Wittiga.
Syców na kole Chmiela
Sobota, 3 listopada 2007 Kategoria baza: Byczyna, bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 102.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 25.93 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nom... zmowu powtórka, nic nowego w zimie nie przejade, bo to już po sezonie, wszystko teraz z wyprzedarzy to i tras nowych nie opracuje nagle... i w dodatku 3 mam już praktycznie miesięczny limit przejechany ;-)
Tempo niezłe, bo z chmielem jechałem, a ten maniak to daje na prawde popalić. W dodatku w Sycowie zaczęło padać (no dobra, kropić/mrzyć, ale za to intensywnie) a to tez zadziałało mobilizująco, o 16 zaczyna sie sciemniac i powrót był z wiatrem co tez miało jakiś wpływ na tempo.
Trasa stała, ale może wspomne.
Byczyna -> Ciecierzyn -> Miechowa (skrótem przez las) -> Janówka -> Kuźnica Trzcinicka -> Laski -> Mroczeń -> Żórawiniec (i to zabawne malutkie rondo ;-) -> Nowa Wieś Książęca -> Domasław Szczęście -> Domasłów -> Miechów -> Wielka Koza -> Syców -> powrót identyczną trasą (tylko przez samą Miechowę a nie skrótem)
Tragicznie mokry dotarłem do domu. Rękawiczki, kurtkę, butu można było wykręcać. A w górach myślałem że więcej już wypocić się nie da... myliłem się bardzo. Ale najważniejsze że było ciepło w środku. Może kiedyś uda mi się dostać lepsze ubrania, przygotowane na 100km z zabójczą prędkością w 8*
Tempo niezłe, bo z chmielem jechałem, a ten maniak to daje na prawde popalić. W dodatku w Sycowie zaczęło padać (no dobra, kropić/mrzyć, ale za to intensywnie) a to tez zadziałało mobilizująco, o 16 zaczyna sie sciemniac i powrót był z wiatrem co tez miało jakiś wpływ na tempo.
Trasa stała, ale może wspomne.
Byczyna -> Ciecierzyn -> Miechowa (skrótem przez las) -> Janówka -> Kuźnica Trzcinicka -> Laski -> Mroczeń -> Żórawiniec (i to zabawne malutkie rondo ;-) -> Nowa Wieś Książęca -> Domasław Szczęście -> Domasłów -> Miechów -> Wielka Koza -> Syców -> powrót identyczną trasą (tylko przez samą Miechowę a nie skrótem)
Tragicznie mokry dotarłem do domu. Rękawiczki, kurtkę, butu można było wykręcać. A w górach myślałem że więcej już wypocić się nie da... myliłem się bardzo. Ale najważniejsze że było ciepło w środku. Może kiedyś uda mi się dostać lepsze ubrania, przygotowane na 100km z zabójczą prędkością w 8*
Do dom
Czwartek, 1 listopada 2007 Kategoria bike: flavia, dist: 100 and more
Km: | 115.00 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 04:38 | km/h: | 24.82 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejna edycja rajdu pt. powrót do domu, czyli wrocław >> byczyna.
Jakoś nie czułem się najlepiej w ten dzień ;-) Ale cóż, dawno nie zrobiłem żadnego rozdsądnego dystansu. Nawet wf który podobno miał być totalnie hardcore'owy okazała sie lajcikowy (chociaż te podjazdy w górach to jak dla mnie wspaniała walka była, muszę tam koniecznie wrócić). W każdym razie nawet nie pamietam kiedy ostatni raz jakaś setka pękła. No więc o 13:00 wyruszyłem z wittiga. Stałą trasą, tą samą ścieżką co poprzednim razem uderzyłem na Swojczyce, z nich na Wilczyce a z tamtąd na Kiełczów.
Pogoda od rana była wyjątkowo zachecająca do jazdy. ślonko świecieło, niemal że ptaszki śpiewały, wiaterek lekko powiewał w plecy. Całkowicie przeciwwiatrowa kurtka adidasa pozwalała mi jechać w cieple i podziwiać niesamowicie ogromny ruch jak na te raczej wyludnione zazwyczaj strony.
Dalsza trasa jak zazwyczaj, Śliwice -> Pietrzykowice (tu straszny korek z powodu mszy na cmentarzu) -> Brzezia Łąka -> Kątna -> Oleśniczka -> Piszkawa -> Ligota Wielka (a tutaj jak zawsze strasznie dziurawa i nierówna droga) -> Smolna -> Gręboszyce -> Solniki Wielkie -> Bierutów (i tutaj jedyny czynny sklep/stacja benzynowa/ uratował moje spragnione usta, za 5zł udało mi się nabyć 2 tymbarki, które dosłownie mnie uratowały/5 zł bo innych drobnych nie mieli ;-)/) -> Wilków -> Namysłów (tutaj opuściłem utarty szlak, bo postanowiłem odwiedzić grób pradziadka) -> Bukowa Śląska -> Woskowice Małe -> Woskowice Górne (i tu totalny offroad jak na jazde z bagażem) -> Szymonków -> Komorzno -> Miechowa -> Ciecierzyn -> Byczyna.
Ciemno już było gdy dojechałem do celu, ale na szczęście oświetlenie z mactronica dobrze się sprawuje ;-)
Może dodam jeszcze ze wraz z czasem przyjemny wietrzyk stawał sie coraz bardziej nieprzyjemny, bo silniejszy. Całe szczęście przeważnie wiał w plecy. W ciemności między Komorznem a Miechową w lesie, potopiłem się w błocie, bo oślepił mnie nadjeżdzający tą samą polną drogą fiat 126p i odrobine zjechałem z drogi do rowu. No i w sumie już w Szymonkowie zimno mi było w kolana i strasznie sie bałem że je przeziębie, na szczęście bardzo dobrze mi się jechało i jak tylko w Miechowej opuściłem cmentarz, to pognałem z prędkością zbliżoną do 30km/h prosciutko do domu.
Jakoś nie czułem się najlepiej w ten dzień ;-) Ale cóż, dawno nie zrobiłem żadnego rozdsądnego dystansu. Nawet wf który podobno miał być totalnie hardcore'owy okazała sie lajcikowy (chociaż te podjazdy w górach to jak dla mnie wspaniała walka była, muszę tam koniecznie wrócić). W każdym razie nawet nie pamietam kiedy ostatni raz jakaś setka pękła. No więc o 13:00 wyruszyłem z wittiga. Stałą trasą, tą samą ścieżką co poprzednim razem uderzyłem na Swojczyce, z nich na Wilczyce a z tamtąd na Kiełczów.
Pogoda od rana była wyjątkowo zachecająca do jazdy. ślonko świecieło, niemal że ptaszki śpiewały, wiaterek lekko powiewał w plecy. Całkowicie przeciwwiatrowa kurtka adidasa pozwalała mi jechać w cieple i podziwiać niesamowicie ogromny ruch jak na te raczej wyludnione zazwyczaj strony.
Dalsza trasa jak zazwyczaj, Śliwice -> Pietrzykowice (tu straszny korek z powodu mszy na cmentarzu) -> Brzezia Łąka -> Kątna -> Oleśniczka -> Piszkawa -> Ligota Wielka (a tutaj jak zawsze strasznie dziurawa i nierówna droga) -> Smolna -> Gręboszyce -> Solniki Wielkie -> Bierutów (i tutaj jedyny czynny sklep/stacja benzynowa/ uratował moje spragnione usta, za 5zł udało mi się nabyć 2 tymbarki, które dosłownie mnie uratowały/5 zł bo innych drobnych nie mieli ;-)/) -> Wilków -> Namysłów (tutaj opuściłem utarty szlak, bo postanowiłem odwiedzić grób pradziadka) -> Bukowa Śląska -> Woskowice Małe -> Woskowice Górne (i tu totalny offroad jak na jazde z bagażem) -> Szymonków -> Komorzno -> Miechowa -> Ciecierzyn -> Byczyna.
Ciemno już było gdy dojechałem do celu, ale na szczęście oświetlenie z mactronica dobrze się sprawuje ;-)
Może dodam jeszcze ze wraz z czasem przyjemny wietrzyk stawał sie coraz bardziej nieprzyjemny, bo silniejszy. Całe szczęście przeważnie wiał w plecy. W ciemności między Komorznem a Miechową w lesie, potopiłem się w błocie, bo oślepił mnie nadjeżdzający tą samą polną drogą fiat 126p i odrobine zjechałem z drogi do rowu. No i w sumie już w Szymonkowie zimno mi było w kolana i strasznie sie bałem że je przeziębie, na szczęście bardzo dobrze mi się jechało i jak tylko w Miechowej opuściłem cmentarz, to pognałem z prędkością zbliżoną do 30km/h prosciutko do domu.
Nocny Rower
Wtorek, 30 października 2007 Kategoria bike: flavia, baza: Wrocław, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 15.00 | Km teren: | 14.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 20.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj pierwszy raz nocny rower po wrocławiu w moim wykonaniu.
Wyjechałem z Wittiga o 22:50, było już ciemno, a właściwie, niecałkiemdziennie. Jasna noc w dodatku oświetlona światłami miasta. Ruszyłem stałym kursem, przez park na groble. Potem cały czas trzymałem się już grobli. Objechałem w ten sposób stałą trase wokół wyspy po raz pierwszy w tym roku akademickim i po raz pierwszy po ciemku. Lampka bardziej przeszkadza niz pomaga w takich warunkach, ale chciałem też być widoczny, a nie tylko widzieć. W sumie niepotrzebnie, tylko 2óch pieszych po drodze minąłem, a przez zapalne światło nie zauważyłem wielgachnego drąga leżącego w poprzeg ścieżki, która momentami była ledwo widoczna pod zwałami liści.
Do nastepnego. Pozdrower.
Wyjechałem z Wittiga o 22:50, było już ciemno, a właściwie, niecałkiemdziennie. Jasna noc w dodatku oświetlona światłami miasta. Ruszyłem stałym kursem, przez park na groble. Potem cały czas trzymałem się już grobli. Objechałem w ten sposób stałą trase wokół wyspy po raz pierwszy w tym roku akademickim i po raz pierwszy po ciemku. Lampka bardziej przeszkadza niz pomaga w takich warunkach, ale chciałem też być widoczny, a nie tylko widzieć. W sumie niepotrzebnie, tylko 2óch pieszych po drodze minąłem, a przez zapalne światło nie zauważyłem wielgachnego drąga leżącego w poprzeg ścieżki, która momentami była ledwo widoczna pod zwałami liści.
Do nastepnego. Pozdrower.
Powrót z gór (WF)
Niedziela, 28 października 2007 Kategoria cel: turistas, bike: flavia, dist: less than 50
Km: | 26.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 25.16 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj powrót do Wrocławie. Niestety jakoś nikt nie zdecydował się zaryzykować i jechać gdzieś na jakąś odległa stacje pkp, skąd niewiadomo kiedy jechałby następny pociąg. Także z dzisiaj niewiele mam do opowiedzenia.
Prosto, najkrótszą chyba drogą z Lasówki zjechaliśmy (dosłownie zjechaliśmy, bo cały czas było z górki) do Bystrzycy Kłodzkiej na stację pkp. Ze wzędu na godzinne oczekiwanie na pociąg, pojeździlismy troche po mieście w poszukiwaniu czynnego sklepu. Jedną cudowną uliczke zapamietam na zawsze, bo po poierwsze doprowadziła nas do sklepu, po drugie wyglądała wspaniale, po trzecie była brukowana, śliska i miała nachylenie w okolicach 15-17%. Oczywiście i zjazd i podjazd pod nią zaliczyłem :D.
We Wrocławiu jeszcze dojazd z Głownego na karcher na stacji benzynowej na Armii Krajowej i na Wittiga. Wycieczka wspaniała, szkoda tylko że mało turystyczna i 2 dzień duzo za mało jazdy.
Prosto, najkrótszą chyba drogą z Lasówki zjechaliśmy (dosłownie zjechaliśmy, bo cały czas było z górki) do Bystrzycy Kłodzkiej na stację pkp. Ze wzędu na godzinne oczekiwanie na pociąg, pojeździlismy troche po mieście w poszukiwaniu czynnego sklepu. Jedną cudowną uliczke zapamietam na zawsze, bo po poierwsze doprowadziła nas do sklepu, po drugie wyglądała wspaniale, po trzecie była brukowana, śliska i miała nachylenie w okolicach 15-17%. Oczywiście i zjazd i podjazd pod nią zaliczyłem :D.
We Wrocławiu jeszcze dojazd z Głownego na karcher na stacji benzynowej na Armii Krajowej i na Wittiga. Wycieczka wspaniała, szkoda tylko że mało turystyczna i 2 dzień duzo za mało jazdy.
Góry pierwszy raz ever - WF
Sobota, 27 października 2007 Kategoria cel: turistas, bike: flavia, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 58.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:34 | km/h: | 22.60 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mój pierwszy wyjazd w góry.
Przedostatnie zajęcia z wf w ty semestrze, 2 dniowy wyjazd do Kotliny Kłodzkiej.
Pociągiem z Głownego we Wrocławiu o 6:48 do Doaszkowa. Po drodze niewiele górek, ale jak juz jakieś się pojawiały to zacne i szczytne i nie do podjechania. Po prawie 3 godzinach dojechaliśmy do celu. Nie bardzo było widać że jesteśmy w górach, jednak już najbliższe okolice Domaszkowa okazały się całkiem górzyste. Pytajac się miejscowych o kierunek ruszylismy w stronę Dlugopola górnego a nastepnie Rózanki, by ostatecznie, po masakrycznym dla coniektórych podjeździe (tylko ja i Marcin nie zsiedliśmy z rowerów) który za każdym kolejnym zakrętem wspinał sie stromiej zamiast odbic w dół zaczęła się spokojna w miarę jazda. Na podjeździe przejechaliśmy przez Gniewoszów (według niektórych liczników cały podjazd od Domaszkowa miał ponad 300m przewyższenia). Nastepnie przez Poniatów i Spalona dojechaliśmy do Mostowic. Warto dodać, że tutaj był wyśmienity unijny asfalt. Także kolejne zjazdy i podjazdy pokonywaliśmy na prawdę szybko. Do schroniska w Lasówce dotarliśmy ponad godzinę prędzej niz reszta grupy. Posiedzieliśmy, wyschli odrobinkę, zatankowali cieplutkiej herbatki. I chwilę po tym gdy dotarła reszta ruszyliśmy w dalszą drogę. Objechaliśmy przez podwórko reperowany most i szybciuchno, z górki na pazurki pognaliśmy do Duszników Zdrój, gdzie zjedliśmy sobie półobiadek i spowrotem tą samą drogą... czyli cały czas pod góre i pod sam koniec 12% podjazd. Lajtowy w sumie był. Ale w górach i w tej temperaturze to cięzko było te 15km/h utrzymać... No i zaraz po 12% poczekaliśmy chwilkę żeby się cała 3 zebrała i na Zieleniec uderzyliśmy. Oznaczało to dalszą wspinaczkę pod górę. Na oko powiedziałbym że z 6-7% mogło być. W Zieleńcu stanelismy chwilkę pod mapą i zjechaliśmy spowrotem do schroniska. Ze względu na mokrą (strasznie) i pokrytą liśćmi nawierzchnię żaden spektakularny rekord nie padł. Pewnie nawet 60 nie pękło, choc na prawdę było gdzie poszaleć.
Ogólnie mimo mgły, mokrej drogi, mrzawek i lekkiego deszczyku można powiedzieć że było genialnie. 12% zapamiętam, choć podjazd z Doaszkowa do Gniewoszowa był znacznie bardziej wymagajacy, szczególnie psychicznie. Każdy zakręt budził nadzieję - o będzie przełamanie - i nic, a jak było to na jeszcze wiekszy kąt ;). Także dla takiego człowieka z nizin wspaniała lekcja.
Przedostatnie zajęcia z wf w ty semestrze, 2 dniowy wyjazd do Kotliny Kłodzkiej.
Pociągiem z Głownego we Wrocławiu o 6:48 do Doaszkowa. Po drodze niewiele górek, ale jak juz jakieś się pojawiały to zacne i szczytne i nie do podjechania. Po prawie 3 godzinach dojechaliśmy do celu. Nie bardzo było widać że jesteśmy w górach, jednak już najbliższe okolice Domaszkowa okazały się całkiem górzyste. Pytajac się miejscowych o kierunek ruszylismy w stronę Dlugopola górnego a nastepnie Rózanki, by ostatecznie, po masakrycznym dla coniektórych podjeździe (tylko ja i Marcin nie zsiedliśmy z rowerów) który za każdym kolejnym zakrętem wspinał sie stromiej zamiast odbic w dół zaczęła się spokojna w miarę jazda. Na podjeździe przejechaliśmy przez Gniewoszów (według niektórych liczników cały podjazd od Domaszkowa miał ponad 300m przewyższenia). Nastepnie przez Poniatów i Spalona dojechaliśmy do Mostowic. Warto dodać, że tutaj był wyśmienity unijny asfalt. Także kolejne zjazdy i podjazdy pokonywaliśmy na prawdę szybko. Do schroniska w Lasówce dotarliśmy ponad godzinę prędzej niz reszta grupy. Posiedzieliśmy, wyschli odrobinkę, zatankowali cieplutkiej herbatki. I chwilę po tym gdy dotarła reszta ruszyliśmy w dalszą drogę. Objechaliśmy przez podwórko reperowany most i szybciuchno, z górki na pazurki pognaliśmy do Duszników Zdrój, gdzie zjedliśmy sobie półobiadek i spowrotem tą samą drogą... czyli cały czas pod góre i pod sam koniec 12% podjazd. Lajtowy w sumie był. Ale w górach i w tej temperaturze to cięzko było te 15km/h utrzymać... No i zaraz po 12% poczekaliśmy chwilkę żeby się cała 3 zebrała i na Zieleniec uderzyliśmy. Oznaczało to dalszą wspinaczkę pod górę. Na oko powiedziałbym że z 6-7% mogło być. W Zieleńcu stanelismy chwilkę pod mapą i zjechaliśmy spowrotem do schroniska. Ze względu na mokrą (strasznie) i pokrytą liśćmi nawierzchnię żaden spektakularny rekord nie padł. Pewnie nawet 60 nie pękło, choc na prawdę było gdzie poszaleć.
Ogólnie mimo mgły, mokrej drogi, mrzawek i lekkiego deszczyku można powiedzieć że było genialnie. 12% zapamiętam, choć podjazd z Doaszkowa do Gniewoszowa był znacznie bardziej wymagajacy, szczególnie psychicznie. Każdy zakręt budził nadzieję - o będzie przełamanie - i nic, a jak było to na jeszcze wiekszy kąt ;). Także dla takiego człowieka z nizin wspaniała lekcja.
po miescie
Poniedziałek, 22 października 2007 Kategoria baza: Wrocław, bike: flavia, dist: less than 50
Km: | 17.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:55 | km/h: | 18.55 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
po miescie, nic specjalnego
po mieście
Poniedziałek, 8 października 2007 Kategoria baza: Wrocław, bike: flavia, dist: less than 50
Km: | 11.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 14.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: fernando | Aktywność: Jazda na rowerze |
po mieście... troche na zakupy a troche z nudów...