na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

dist: from 50 to 100

Dystans całkowity:10970.13 km (w terenie 2569.50 km; 23.42%)
Czas w ruchu:483:00
Średnia prędkość:22.71 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:12457 m
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:68.56 km i 3h 01m
Więcej statystyk

deszczyście

Sobota, 8 czerwca 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: 89.16 Km teren: 8.00 Czas: 03:33 km/h: 25.12
Pr. maks.: 40.41 Temperatura: 28.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjeżdżałem to kropiło. Najpierw w miasto, kupić sobie pompkę i rękawiczki nowe. Pompeczka to Topeak Rocket Race, rękawiczki Fox Reflex - trochę zaszalałem, ale na razie wygląda, że cena/jakość jest nieźle. Tak doposażony wyjeżdżam z miasta, ale zaczyna padać - mimo to jadę dalej, jest ciepło i liczę że przestanie zaraz bo widzę słońce na horyzoncie.

Kilka km za miastem już jadę w słoneczku, jest ciepło i wieje lekki wiatr. Momentalnie wyschłem. Postanowiłem wjechać w las, ale bardzo szybko okazało się to niewłaściwym posunięciem. Komarów jest tyle, że jedzie się jak we mgle, na chwilę się człowiek zatrzyma i już ma płaszczyk z tego cholerstwa i miliony nakłuć. To jednak nie wszystko - błoto po kolana, woda wszędzie, grząsko i w ogóle bagno. Tak się jechać nie da. Ewakuuję się powoli, choć najszybciej jak się da na asfalt.

Potem już niby nic ciekawego, ale jak dojeżdżam do Wrocławia to błyska się i słychać grzmoty. Po swojej lewej widzę burzę, która jak na złość jedzie w tym samym kierunku co ja. Do Wrocławia docieram jeszcze suchy, ale na rogatkach miasta zaczyna kropić. Może nie ma wiele kropel, ale są one ogromne i lodowato zimne. Zaczyna się lekki deszczyk, przez co zmieniam w mieście kierunek na stronę gdzie nie ma ciemnych chmur. Udaje się wyjechać z deszczu. Bardzo szybko schnę i kieruję się na bazę. Widać, że kiedy ja jeździłem w słońcu to w mieście musiało padać, drogi mokre. Z zimna, głodu i uciekania przed burzą odcina mnie na końcówce, ledwo mogę 20kmh jechać.

Koniec.

relaks i opalanie

Niedziela, 19 maja 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: 76.95 Km teren: 10.00 Czas: 03:00 km/h: 25.65
Pr. maks.: 56.88 Temperatura: 28.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 200m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj postanowiłem odpocząć po wczoraj - oczywiście odpocząć aktywnie. Na początku i na końcu trochę mnie tyłek bolał - w końcu wczoraj padłą pierwsza setka w tym roku i w ogóle pierwsza dłuższa przejażdżka od wieeeeelu wielu dni.

Poza odpoczynkiem chciałem też złapać trochę słońca - jechałem więc tak, żeby na mnie ono świeciło od czasu do czasu (nie ciągle, bo jeszcze bym się zjarał - to w sumie też jeden z pierwszych tegorocznych kontaktów ze światłem słonecznym ;-)

Tutaj miejsce gdzie postanowiłem zacząć już wracać, bo uznałem, że trochę za daleko zajechałem



Ogólnie mimo, że jazda wypoczynkowa, to nikt nie potrafił trzymać mojego tempa. Próbowałem z kilkoma osobami, ale nie potrafiły jechać na kole nawet 3kmh szybciej od wcześniej ustalonego tempa (badam najpierw jak szybko jedzie ofiara siedząc jej na kole). Ehh, chyba jestem w tej grupie, która jest za szybka dla tych co nic nie jeżdżą, ale za wolna dla tych którzy cokolwiek jeżdżą przez co jestem skazany na samotną jazdę :(

Tur de wały+

Poniedziałek, 6 maja 2013 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: 50.30 Km teren: 20.00 Czas: 01:50 km/h: 27.44
Pr. maks.: 41.13 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wielki powrót na bs :)

Cóż, ostatnimi czasy niewiele jeździłem tak jakbym tego chciał, w sensie, że nieciekawe drogi pokonywałem - stąd zniechęciłem się do wpisywania tutaj czegokolwiek. Dziś jednak przełamałem się, bo szkoda tracić tych wszystkich statystyk - a może jeszcze na jakąś ciekawą przejażdżkę się wybiorę.

W każdym razie, zacząłem od uzupełnienia tego co obiecałem na zakończenie 2012 - oto ostatni dzień zeszłorocznego jeżdżenia po Austrii w fotorelacji

A co dziś? Rower po przeglądzie jest i serwisie amorka. Mimo serwisu blokada wciąż nie działa tak jak powinna - przyciąć się potrafi dziadostwo - może kupno nowej byłoby rozwiązaniem?

Trasa można by rzec klasyczna. Jadę na M.Milenijny a z niego po wałach na pętlę po Wielkiej Wyspie. Pętli nie domykam dziś i jadę na groblę i dalej na Trestno. Stamtąd kieruję się w stronę na Krzyki, trafiając w parki po drodze.

Przez całą drogę staram się trzymać przyzwoite, równe tempo. W miarę się to udaje - szczególnie ta część o równości. Co prawda trochę wiało i pod wiatr równe oznaczało czasem 27, czasem 29, a z wiatrem czasem 32, czasem 35, to jednak wysiłek dawkowałem tak, żeby było równo. Końcowe 10km to już rozjazd, więc i średnia nie oddaje do końca tego jak się jechało, a jechało się całkiem dobrze. Do dobrej formy jest jeszcze bardzo daleko, ale jeśli by taki progres się utrzymywał jak do tej pory to gdzieś we wrześniu możliwe że będę całkiem nieźle jeździł.

Jak mi nie braknie zapału to powpisuję trochę innych wycieczek z tego roku. Chociaż suche dane powklejam, żeby się jakieś niezerowe statystyki generowały. Skoro nawet Chmielu wrócił, to czemu ja mam się obijać?

Zakończenie sezonu rowerowego 2012

Poniedziałek, 31 grudnia 2012 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 50.62 Km teren: 8.00 Czas: 02:10 km/h: 23.36
Pr. maks.: 40.41 Temperatura: 7.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatnia wycieczka w tym roku odbyła się w wybornym towarzystwie - pavel i chmielu.

Ogólnie chciałem towarzystwo pociągnąć od pierwszych metrów pamiętając jak mnie wczoraj zmroziło przez zbyt spokojne tempo. Moja propozycja wjazdu w teren zakończyła się jednak buntem załogi i trzeba było napierniczać asfaltem. Szło w sumie nienajgorzej, chociaż często musiałem jechać za wolno co wybijało mnie z rytmu i męczyło mimo słabego tempa. Wszystko porypało się całkiem gdzieś na 40 kilometrze - odcięło mnie całkowicie. Na płaskim dawałem rady trzymać 24kmh ale jak tylko robiło się nieco pod górkę to walczyłem żeby chociaż 20 było... Chyba brakło wody.

Żeby cały rok podsumować muszę jeszcze podopisywać dojazdy do pracy z listopada i grudnia, oraz wciąż zalegającą końcówkę wyjazdu w Alpy austriackie. W sumie rok wycieczkowo wypada całkiem nieźle, ale jeśli chodzi o formę to lipa totalna - co się dziwić jak się wcale jazd treningowych nie robi ;-) Także podsumowania pewnie braknie, bo nie chce mi się pisać.

Dzięki wszystkim za wszystkie wspólnie przejechane tegoroczne kilometry - oby w przyszłym roku było takich więcej i oby tereny jeszcze ciekawsze udało się pozwiedzać.

Badanie okolic nowego mieszkania

Niedziela, 30 września 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: treningowo, dist: from 50 to 100
Km: 61.83 Km teren: 0.00 Czas: 02:07 km/h: 29.21
Pr. maks.: 40.41 Temperatura: 18.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 210m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Ogólnie to odradzam pokonywania takiej samej trasy. Choć są przyjemne fragmenty to na znacznej części nawierzchnia jest w okropnym stanie.

Od początku jechałem pod silny wmordewiatr. No ale miałem silne zacięcie treningowe, więc postanowiłem, że co najmniej 20km w tą stronę muszę ujechać, żeby sumarycznie wyszło co najmniej 50. Walczyłem więc. Lekko nie było, szczególnie, że wiatr wcale nie wydawał się specjalnie silny, więc psychika podpowiadała, że jestem dziś strasznie słaby i powinienem odpuścić jakąkolwiek jazdę, a już w szczególności jazdę szybką.

W okolicach 20km byłem już na prawdę zmęczony walką z wiatrem i tempo spadało z każdym metrem. Ledwo trzymałem 25kmh. Całe szczęście nadszedł moment nawrotu. Właśnie z nawrotem zaczęła się najgorsza nawierzchnia, ale za to wiatr przyjemnie zacinał w plecy. Ze średniej 25kmh na nawrocie wyszło to co widać, że wyszło :)

Do Kątów Wrocławskich leciałem jak rakieta. Potem słabiej, bo wiatr jako że wieczór to ucichł. Do tego zmienił mi się również kąt trasy. Pod Wrocławiem rozjazd, bo się ujechałem. Gdyby zatrzymać czas przy drugim wjeździe do Smolca to pewnie średnia byłaby jeszcze lepsza o jakieś pół kmh może cały kmh.

Pozwoliłem sobie namalować trasę na gpsies:

Alpy 2012 - dzień 3

Czwartek, 9 sierpnia 2012 Kategoria bike: blurej, cel: turistas, dist: from 50 to 100, opis: nie sam, opis: foto Uczestnicy
Km: 90.18 Km teren: 1.00 Czas: 04:55 km/h: 18.34
Pr. maks.: 82.10 Temperatura: 14.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 2200m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Austria 2012 - dzień 1 - "in Austria its normal"
Austria 2012 - dzień 2 - jezióra
Austria 2012 - dzień 3 - Hochtor
Austria 2012 - dzień 4 - Tam gdzie woda spada z nieba i ze skał
Austria 2012 - dzień 5 - Giga Uber Supa Sciezki
Austria 2012 - dzień 6 - powrót/podsumowanie

Hochtor u Tomka

Przed wyjazdem maksowanie śniadania. Dziś tylko 5 bułek, za to kawałek ciasta, jogurt i sok pomarańczowy wpadły dodatkowo. Sumarycznie wyszło więc pewnie podobnie jak wczorajsze 6 bułek. Więcej zresztą ciężko byłoby zjeść, bo prawie wyzerowaliśmy bufer ;-)

Start klasycznie, ścieżkami przez miasteczka. Tempo spacerowe. W pewnym momencie wyprzedził nas starszy gość na MTB więc siadłem na koło, to trochę podkręciło tempo. Tutaj w sumie można go dostrzec jadącego przede mną.


Tak sobie jedziemy i jedziemy. Tempo nie jest ani spacerowe ani szybkie, ot tak jadę sobie za gościem nie męcząc się w ogóle, gdzieś z 26kmh? Tomek jednak systematycznie zostaje z tyłu... No nic nie będę się specjalnie przejmował. Koleś przede mną nie wytrzymuje presji i zwalnia, wyprzedzam a on równa się ze mną. Coś tam staramy się pogadać. Jedzie w górę jeszcze kilometr - do rogatek na wjeździe jak się okazało potem. Kilka dni wcześniej wjeżdżał na Hochtor i pogoda była prześwietna, bardzo się zmęczył. Największe zdziwienie okazał na fakt że jesteśmy z Polski... hmm może skumał, że tak bez bagażu tam z Polski dojechaliśmy? Na pytanie jaka dziś będzie pogoda stwierdził, że nie ma pojęcia.

W międzyczasie Tomek został jeszcze bardziej w tyle - nie wiem o co chodzi. Czyżby nie chciał się chronić przed dziadkiem i "robi trening" zostawiam więc w pewnym momencie dziadka i równam się z Tomkiem pytając "o co kaman?". W odpowiedzi słyszę, że ma spoczynkowe tętno i nie chce tego psuć... No dobra to wyprzedzę kolesia. Tempo na 30 i więcej i jedziemy, facet nie utrzymał nawet koła. Jednak całkiem niedaleko zrobiło się pochyło i prędkość spadła. Wszystko zaczęło się gdzieś tutaj


Jednak wciąż pochyłość nie dochodziła do tych 10%


I tak spokojnym dojazdem, który już jednak pokazywał, że może być ciekawie dotarliśmy na rogatki płatnej drogi Hochalpenstrasse. Samochody 38euraczy. Rowerzyści ponoć mogą zapłacić 2 ojro za bilecik, który odbija się na bramce a następnie na szczycie się kasuje a w zamian na dole otrzymuje się dyplom. Tak przynajmniej poinformował nas gościu na MTB któremu odjechaliśmy. Przy bramkach konsumuję bananka i batonika, bo zapowiada się ostro po rozgrzewce.


Ostatnia chwila odpoczynku przed rozpoczęciem podjazdu.


No i się zaczęło pod górę


Mimo, że temperatura powietrza spadała jak wskazywał mój termometr w liczniku mnie robiło się gorąco. Były momenty, że z czoła praktycznie leciała mi strużka potu wprost na ramę.


Chociaż sam nie wiem, czy było to wynikiem zmęczenia czy może jakiegoś niewłaściwego górskiego ciśnienia, bo i czas na rozglądanie się był, a jakoś nie pamiętam, żeby mnie ten podjazd specjalnie męczył


Tutaj Tomek zatrzymał się na fotki i chwycił mnie gdy dojeżdżam


Podczas gdy my podjeżdżaliśmy można było odnieść wrażenie, że chmury zjeżdżają. Zdjęcie zrobione przy okazji przystanku. W tym samym miejscu zatrzymał się także gotujący się peżot - kolejny argument dla mnie, żeby unikać peżotów w poszukiwaniach samochodów.


Na zdjęciu jakoś niespecjalnie, ale na żywo robiło ogromne wrażenie, jak conajmniej 25% nachylenia. Przyznam, że był to jedyny moment podjazdu w którym miałem ochotę odpuścić i jechać na najmniejszej tarczy z przodu ;-) Jednak potem okazało się, że nie taki diabeł straszny i mimo efektu psychologicznego, cały czas nachylenie było takie samo pozwalające jechać swobodnie między 7 a 11 kmh a zwykle gdzieś na 8.4 licznik się zatrzymywał. Choć tam akurat miałem momenty, bo jakaś kobieta nie chciała się dać wyprzedzić i goniła przez kawał czasu za mną.


Chwilę potem docieramy na parking w chmurach. Ja trzęsę się tam z zimna, bo ledwo 8 stopni, wieje jak cholera a ja wciąż na krótko. Ubieram się w co mam, zjadam 2 banany i szukam kubła. Podjeżdżam wyżej na jakieś sklepo baro schroniska... nic ma kubła nawet w środku, nawet w markecie który tam jest... no nic ciepne skórki po bananach w pole za drogą. Grunt, że wpadło parę metrów przewyższenia ponad platona ;-) A tutaj i platon na słit foci z dziubkiem. Nie ma takiego skilla jak ja z Darkiem, ale jeszcze się podszkoli, żeby zdjęć nie psuć


Ubrałem się bo czekał nas mikro zjeździk w miejsce z tej fotografii. Coś nawet widać


Po krótkim zjeździe docieramy na parking, z którego powinny teoretycznie być widoki na świat. Mimo, że średnio to wychodzi robimy sobie kilka słitaśnych fotek w tym tą, z subaru, o którego brak prosiłem, bo to kombi a jak wszyscy powinni wiedzieć uważam kombi za typ nadwozia brzydki. Całe szczęście zdjęcia ma też walor poglądowy - można dzięki niemu łatwiej sobie wyobrazić z jakimi chmurami mieliśmy tym razem do czynienia.


Potem był jeszcze podjazd spowrotem do góry i jeszcze trochę wyżej. Na początku robiłem go ubrany, ale kurde znów nachylenie trzymało taki poziom, że po niedługim czasie zacząłem się gotować i musiałem się rozebrać. Co z tego, że 10 stopni jak jadę pod górę


Austrijacy postanowili wywiesić na nasze powitanie flagę, niestety nie spisali się i powiesili ją odwrotnie.


Ogólnie to byłem zdegustowany tym, że nam flagę źle powiesili, jak już chcą przywitać gości to odrobina szacunku nakazuje właściwie flagę powiesić. Na zdjęciu właśnie to wyraża moja mina, niesmak i oburzenie źle powieszoną flagą. Ale proszę także zwrócić uwagę na śnieg w tle. Brudny, ale nie dziwota, pełno ludzi go tam zmęczyć chciało. Oczywiście na zboczu wiecznie w cieniu będącym, bo termometr w sigmie wskazywał 8.0C


Okazało się, że przełęcz Hochtor zasadniczo mogłaby zostać nazwana tunelem Hochtor, bo na samą przełęcz się nie wspinaliśmy a jedynie tuż pod nią by ostatni odcinek skosić tym oto tunelem


Mission accomplished! Przełęcz Hochtor 2504m npm zdobyta.


Duet prawdopodobnie #2 i #3 w tempie podjazdu dzisiejszego dnia przy tabliczce. Zdjęcie autorstwa naszych zagramanicznych kolegów.


Ogólnie jak było widać na zdjęciu z wjazdem w tunel, za tunelem, po słonecznej stronie był sklep. Wpadliśmy do niego na chwilę. Spiłem w nim pepsi. Dawno mi tak nie smakowała, wybaczyłem im nawet brak coli której to jestem wyznawcą ;-) Poza napojami nie oraz alkoholowymi sprzedawali także drożdżówki i pluszowe świstaki. Były też świstakowe kubki, okulary, czapeczki, klapki, koszulki... no świstakowe szaleństwo. Wreszcie skumałem co to za gwizdy czasem słychać jak się tutaj jeździ... to świstaki zawijają czekoladę w sreberka i sobie wesoło pogwizdują przy tym!

Widok przez okno? Na? W sumie nawet z tabliczki ciężko było odczytać co tam teoretycznie powinno być widoczne, ale jak było okno to szkoda nie skorzystać.


Panorama z Hochtoru na tą lepszą stronę, gdzie świeciło słońce


Prawie jak incepcja, zdjęcie na zdjęciu oraz to co na zdjęciu też na zdjęciu :) Jakby lupy użyć to da się odczytać nazwy szczytów, z których nawet niektóre dało się dostrzeć. Po tej stronie gór pogoda był znacznie lepsza a i temperatura o kilka stopni wyższa.


Przez tunel przejeżdżałem dwukrotnie, bo zapomniałem przed nim aparatu, został jak się znów w kurtkę ubierałem. Gdy byłem tam drugi raz nic jeszcze nie zapowiadało tego co spotkało nas na zjeździe. Gdy przedostaliśmy się przez tunel w celu rozpoczęcia zjazdu zaczęło wpierw kropić. Potem padać, a potem waliło gradem jak jasna cholera. Akurat na wysokości tych jeziorków w dziurce pomiędzy Hochtorem a parkingiem zwanym Fuschertorl1. Tutaj w sumie złapała nas największa ulewa. Podjazd pod parking aż ciężko było robić, bo momentami przez ulewę niewiele było widać.

Zjazd od parkingu miał być rewelacją, tymczasem odbywała się na nim walka z zakrętami. Ogólnie to nachylenie parokrotnie pozwoliło mi rozpędzić się do prędkości rzędu 70 kmh. Jednak tuż po osiągnięciu takiej prędkości następowało bardzo szybkie jej wytracanie, bo drogą płyną rzeki wody a zakręty ostre jak brzytwa. I mimo, że droga szeroka i pięknie profilowana to lepiej nie ryzykować wywrotki, tym razem nie wykupiłem ubezpieczenia na podróż, a opłata lotu helikopterem do szpitala mogłaby mnie kosztować kredyt na parę lat. Zresztą i tak nie powinienem narzekać, co kilka zakrętów musiałem czekać na Tomka, który już w ogóle ledwo co mógł jechać w takich warunkach. Tarcze przynajmniej zachowały pełną sprawność mimo niesprzyjających warunków.

Gdzieś niżej, jak Tomek określa około 1700 metra npm zrobiło się nagle sucho. W tym momencie zaczęła się prawdziwa jazda i droga mimo, że jakby mniej pochyła to także mniej kręta a na prostych można ładnie trzymać to uzyskane 70kmh. Zjazd bardzo szybki. Skłaniam się do stwierdzenia, że zjazdy bardziej strome a kręte sprzyjają mtb natomiast takie jak ten sprzyjają jeździe na szosie. Tym razem jednak Tomek nie potrafił mnie odstawić i bez problemół trzymałem stały dystans za nim. W zasadzie to nawet stawiam, że gdybym na płaskim rozpędził się równie szybko to ja bym prowadził bądź uciekał, bo przed częścią zakrętów zwalniałem zdecydowanie bardziej niż on bojąc się go wyprzedzać (aż tak dobrze to nie było).

Prawdziwy hardkor Tomek odwalił na rogatkach. Jak się okazało jeden z najszybszych odcinków zjazdu był tuż przed nimi. Chyba najdłuższa prosta i choć nie miała jakiegoś wielkiego nachylenia to można było spokojnie dokręcać i 80 zawitało. No i gdzieś z taką prędkością Tomek przeleciał przez rogatki. Ja nie wiedząc czy przypadkiem na wyjeździe też nie są one pozamykane zwolniłem gdzieś do 35 kmh. Bo taki przejazd że dopiero w ostatniej chwili można było mieć pewność, że rogatek nie ma na tym jednym skrajnym przejeździe.

Potem była bardziej płaska sekcja, gdzie ponownie, jako że płasko Tomek mnie odstawił. Potem na chwilę zatrzymał go kamper, więc go tam dogoniłem i tak już zostało do samego dołu. Ja ostro dokręcałem, bo tutaj już tak ostro w dół nie było, a Tomek składał się i leciał. Były sekcje z bardzo fajnymi zakrętami. Tak gdzieś do 80kmh można je bezpiecznie robić jak się je dobrze pozna, my przelecieliśmy koło 65kmh ale i tak świetnie się trzeba było kłaść z lewej na prawą i na odwrót kilkukrotnie. Były też mocniejsze fragmenty, gdzie ponownie 80kmh zawitało. Spoooooro samochodów na tym zjeździe zostawiliśmy w tyle, jazda była na prawdę przyjemna.

Cóż ogólnie mogę powiedzieć o Hochtorze. Zapłacił bym te 2 euro za sam zjazd. Widoków jakichś super nie było. Podjazd o tyle łatwy, że bardzo stabilnie rósł a nie skokami z 20% sekcjami i wieloma wypłaszczeniami. Pogoda kiepska, ale mimo to jeden z lepszych asfaltowych zjazdów życia. Może trochę nie na taki rower i pogoda nie dopisała, ale mimo to świetny.

Trzebnickie

Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 86.37 Km teren: 0.00 Czas: 03:15 km/h: 26.58
Pr. maks.: 54.87 Temperatura: 32.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 440m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Z Platonem po pagórkach. 2.5 litra wypite ;-)

zakurzyc

Sobota, 4 sierpnia 2012 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 78.55 Km teren: 50.00 Czas: 03:17 km/h: 23.92
Pr. maks.: 67.82 Temperatura: 31.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Z Pawuem po polach. Trasa tym razem kierowana przeze mnie. Najpierw PoloMarket, po coś do picia - dziś mam wodę mineralną z tanią podróbką kubusia - kupił to Paweł, nie spodziewałem się, że może z tego powstać zdatna do picia mieszaniana, ale jednak myliłem się, wyszło wybornie. Potem dookoła piaskarni na drogę na Nasale (na starcie kilku dziadków na trekkingach objeżdżamy, ciekawe skąd się wzięli). Z nasalskiej drogi na Paruszowice, stamtąd na Gosław. Od Gosławia kawałek asfaltem, żeby w Pszczonkach wlecieć do lasu. Drogą na Nasale aż do nasalskiego wlotu w las. Tam tak jak trasa prowadzi aż do nawrotu na Gołą. Zdobywam premię górską goniony jedynie przez bonku-bonku, bo Paweł odpuścił. Zjazd spod leśniczówki na Gołą z prędkością >50kmh i latającym tylnym kołem. Z Gołej top-spid wycieczki. Przez Uszyce górne do dolnych ale zjazdem leśnym i powrót na Dolne asfaltową na Praszkę. W Uszycach w Sedalu Krzyś na miejscu :) potem na Dzietrzkowice-Łubnice-Wójcin-Chruścin podbijając średnią (33-36kmh się trzymało mimo wmordewiatru). Drogę Wójcin-Chruścin wyasfaltowano... straszne. Potem Marianka, Miechowa, Proślice, wokół zalewu i na chatę. Ogólnie ciekawa trasa i większość szybkich szuterów przejechana.

A tytuł wpisu taki, bo przez suszę strasznie się kurzyło na tych drogach.

z braciszem

Piątek, 3 sierpnia 2012 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 80.07 Km teren: 35.00 Czas: 03:44 km/h: 21.45
Pr. maks.: 41.88 Temperatura: 30.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 150m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Takie tam śmiganie po okolicznych drogach szutrowych i nie tylko.

Kluczbork

Środa, 1 sierpnia 2012 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: 60.36 Km teren: 5.00 Czas: 03:01 km/h: 20.01
Pr. maks.: 54.36 Temperatura: 27.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 80m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Obejrzeć auto... które zostało sprzedane zanim dojechałem obejrzeć. Kupić dętki i krótkie spodenki. Ogólnie to nic ciekawego, taka przejażdżka można by rzec, służbowa.

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum