Wpisy archiwalne w kategorii
cel: bez celu
Dystans całkowity: | 7881.48 km (w terenie 2400.00 km; 30.45%) |
Czas w ruchu: | 338:36 |
Średnia prędkość: | 23.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.82 km/h |
Suma podjazdów: | 3057 m |
Liczba aktywności: | 139 |
Średnio na aktywność: | 56.70 km i 2h 27m |
Więcej statystyk |
tur de wały
Sobota, 18 września 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 46.10 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 20.95 |
Pr. maks.: | 41.35 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Park Grabiszyński, jakoś magicznie na Mosty Milenijne, dalej wałami, wałami, wałami... i koniec.
Mudd Trophy Nasale
Sobota, 28 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 43.82 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 23.06 |
Pr. maks.: | 59.41 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Około 15 stwierdziliśmy z bratem, że trzeba by pare kilometrów zrobić, bo się będziemy źle czuli jak tego nie zrobimy. Wpierw mieliśmy jechać na zalew, podobno rycerze zawitali na gród. Ruszyliśmy więc w stronę Nasal, czyli w przeciwną. Wpadliśmy w lasy pierwszym wjazdem, przy sklepie. Skierowaliśmy się na standardową trasę, skręt w lewo na rozjeździe przed lasem. Nie wiem dokładnie na którym jej etapie, ale już za 'Słoneczkiem', czyli po najlepszym podjeździe wpadliśmy na inną trase. Dojechaliśmy nią na kawałek asfaltu w jakiejś wiosce. W niej najpierw spory zjazd i średnia wystrzeliła w kosmos (~26kmh) po kilometrze z prędkością ~40kmh, a następnie spory podjazd i spadła ;-) Od wioski nieznanymi szlakami w lasach, które ostatecznie wywiodły nas z 1200 metrów za rozjazdem na którym opuściliśmy trasę którą podążaliśmy. Przy 'Darz Borze' skręcamy jak zwykle na Gołą. Na zjeździe na 'Darz Bór' jedziemy coś pod 45kmh, brata ładnie wynosi na kałuźy przy dnie, ja spokojnie tam zwalniam widząc co spotkało jego. Zjazd na Gołą też ładnie poszedł, ta sama prędkość u mnie na liczniku. W Gołej mxs wycieczki i skręcamy w lewo na Uszyce. W Uszycach łukiem przy pałacyku i drogą na zjazd. Tutaj ponownie pod 45kmh, mnie trochę rzuciło w pewnym momencie, za mało bieżnika mi zostało i często na tej przejażdżce spotykał mnie brak przyczepności i uślizgi koła na nierównej nawierzchni, szczególnie w szoku byłem jak przy ponad 30kmh przednie koło uśliznęło mi się do kałuży i obróciło bokiem... wyszedłem bez gleby, ale bajpasy to mi pewnie strzeliły, razem z żyłką na czole...

W drodze do lasu, start asfaltem, drogą nasalską.

Już w lesie, jeszcze sucho.

Półtoralitrowy bidon bracisza ;-) Zakrętka z napoju energetyzującego kite, jeżeli dobrze pamiętam.

Dziwna leśna atmosfera sprawiła, że dostaliśmy dziwnej wysypki.

Najdziwniejsze w wysypce było to, ze objawiała się także na ubraniach, szczególnie na plecach i ich dolnej części.
W drodze do lasu, start asfaltem, drogą nasalską.
Już w lesie, jeszcze sucho.
Półtoralitrowy bidon bracisza ;-) Zakrętka z napoju energetyzującego kite, jeżeli dobrze pamiętam.
Dziwna leśna atmosfera sprawiła, że dostaliśmy dziwnej wysypki.
Najdziwniejsze w wysypce było to, ze objawiała się także na ubraniach, szczególnie na plecach i ich dolnej części.
Sztrasznie wieje
Czwartek, 19 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 55.55 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 22.07 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj miałem zupełnie inne plany, ale jakoś zabrakło mi motywacji żeby cokolwiek wyjeździć większego. W dodatku jak się wreszcie zebrałem i miałem wyjeżdżać to się okazało że mi licznik nie działa. Pytanie dlaczego? Szybki przegląd i się okazało, że mi się czujka uderwała. Dobrze, że nie wpadła w szprychy i nie odleciała w kosmos. Przerwa blisko 30 minut na poszukiwanie jakiejś gumy która by ją ponownie przytrzymała. Ostatecznie udało mi się znaleźć starą dętke i z niej wyciąłem piękną gumkę.
Wyjechałem po 15. Wiatr mocny, arktycznie zimny. Chciałem pojechać poleżeć sobie na brzozie albo na murach w Bolesławcu, albo na jakimś drewnianym mostku w lesie. Byle ciepło i bezwietrznie. Skierowałem się w stronę Paruszowic, żeby szybko wpaść do lasu. Ale tak się jakoś dobrze jechało z wiatrem w bok, że zacząłem kręcić szybką 30. Średnia w Dobiercicach nie była jednak zachwycająca, 32kmh, rekordu nie będzie, bo akurat ten kierunek wiatru nie jest korzystny. Mimo to targam dalej ile sił w nogach. Dopiero odcinek z wiatrem w plecy przekonał mnie, że rekord będzie bardzo daleko. Kończę napinkę po podjeździe w Maciejowie. Wyrobiłem go nie spadając z 30, więc ogólnie wynik byłby w granicach 55-56 minut zapewne.
Po tej całej napince byłem cały lany potem. Wietrzysko przewiewało przez moją smerfastyczną ale niestety nie wiatroodporną bieliznę termoaktywną. Trzeba było schronić się w las. Skręciłem jeszcze przed Pszczonkami, ale zapomniałem, że ta droga nie jest zbyt przejezdna. Nie miałem ochoty na powtórkę z wczoraj i przedzieranie się przez krzaczory, pokrzywy i tym podobne. Trzeba było podjąć bardzo trudną decyzję i zarządzić odwrót. Wjechałem ponownie w Pszczonkach, drogą na Nasale.

Wrzosy przy drodze Pszczonki-Nasale, nie pamiętam tutaj wrzosów. Fajnie jak się nowe wrzosowiska zalęgną.
Dojechałem pod same Nasale i skręciłem ponownie w las. Przeciwpożarowa droga nr9. Z niej zjechałem w drogę, która jak sądziłem prowadzić miała na najwyższe wzniesienie w okolicy, 267m czy coś koło tego. Jednak to nie była ta droga. Mimo to 2 fajne podjazdy były. Poza podjazdami były też inne uprzyjemniacze jazdy, jak choćby zwalone na drogę drzewka, sztuk 2.

Urozmaicacz jazdy.
Z tej przypadkowej drogi wyjechałem na typowe dla lasów Nasalskich skrzyżowanie typu pentagram. Główną rolę odgrywała w nim droga pożarowa nr10, ale nie wjechałem w nią mimo, że miałem ją na wprost. Skręciłem na drogę którawpadała między 10. Okazało się, że miałem nosa, prowadziła prosto na Gołą. Mxs przejażdżki na nowym asfalcie w Gołej. Potem na Uszyce a w nich odcinkiem dawniej 'polnej autostrady' a obecnie niestety wyasfaltowanej drogi na Dzietrzkowice.

Droga Goła - Uszyce.
Dalej już prawie prosto na chatę asfaltem. Skierowałem się na Łubnice, z nich na Borek. Tuż przed Borkiem zjazd na polną do Sierosławic. Z nich na Roszkowice, też polną. W Roszkowicach wjazd na asfalt i powrót już asfaltem. Końcówka była pod wiatr i mimo asfaltu słabo szła. Jedynie podjazd pod krzyż bez spadku poniżej 26.
Wyjechałem po 15. Wiatr mocny, arktycznie zimny. Chciałem pojechać poleżeć sobie na brzozie albo na murach w Bolesławcu, albo na jakimś drewnianym mostku w lesie. Byle ciepło i bezwietrznie. Skierowałem się w stronę Paruszowic, żeby szybko wpaść do lasu. Ale tak się jakoś dobrze jechało z wiatrem w bok, że zacząłem kręcić szybką 30. Średnia w Dobiercicach nie była jednak zachwycająca, 32kmh, rekordu nie będzie, bo akurat ten kierunek wiatru nie jest korzystny. Mimo to targam dalej ile sił w nogach. Dopiero odcinek z wiatrem w plecy przekonał mnie, że rekord będzie bardzo daleko. Kończę napinkę po podjeździe w Maciejowie. Wyrobiłem go nie spadając z 30, więc ogólnie wynik byłby w granicach 55-56 minut zapewne.
Po tej całej napince byłem cały lany potem. Wietrzysko przewiewało przez moją smerfastyczną ale niestety nie wiatroodporną bieliznę termoaktywną. Trzeba było schronić się w las. Skręciłem jeszcze przed Pszczonkami, ale zapomniałem, że ta droga nie jest zbyt przejezdna. Nie miałem ochoty na powtórkę z wczoraj i przedzieranie się przez krzaczory, pokrzywy i tym podobne. Trzeba było podjąć bardzo trudną decyzję i zarządzić odwrót. Wjechałem ponownie w Pszczonkach, drogą na Nasale.
Wrzosy przy drodze Pszczonki-Nasale, nie pamiętam tutaj wrzosów. Fajnie jak się nowe wrzosowiska zalęgną.
Dojechałem pod same Nasale i skręciłem ponownie w las. Przeciwpożarowa droga nr9. Z niej zjechałem w drogę, która jak sądziłem prowadzić miała na najwyższe wzniesienie w okolicy, 267m czy coś koło tego. Jednak to nie była ta droga. Mimo to 2 fajne podjazdy były. Poza podjazdami były też inne uprzyjemniacze jazdy, jak choćby zwalone na drogę drzewka, sztuk 2.
Urozmaicacz jazdy.
Z tej przypadkowej drogi wyjechałem na typowe dla lasów Nasalskich skrzyżowanie typu pentagram. Główną rolę odgrywała w nim droga pożarowa nr10, ale nie wjechałem w nią mimo, że miałem ją na wprost. Skręciłem na drogę którawpadała między 10. Okazało się, że miałem nosa, prowadziła prosto na Gołą. Mxs przejażdżki na nowym asfalcie w Gołej. Potem na Uszyce a w nich odcinkiem dawniej 'polnej autostrady' a obecnie niestety wyasfaltowanej drogi na Dzietrzkowice.
Droga Goła - Uszyce.
Dalej już prawie prosto na chatę asfaltem. Skierowałem się na Łubnice, z nich na Borek. Tuż przed Borkiem zjazd na polną do Sierosławic. Z nich na Roszkowice, też polną. W Roszkowicach wjazd na asfalt i powrót już asfaltem. Końcówka była pod wiatr i mimo asfaltu słabo szła. Jedynie podjazd pod krzyż bez spadku poniżej 26.
Panoramicznie
Środa, 18 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 52.06 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 03:05 | km/h: | 16.88 |
Pr. maks.: | 31.35 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od rana dzień był zimniasty, okropecznie pochmurniasty i powiewał halny.
Jak napisałem wczoraj wszelkie chęci do jazdy mnie opuściły. Jak nie mogę jeździć to ciągle opracowywuje jak by to zrobić żeby jeździć, a gdy jest ku temu okazja to mi się odechciewa i przez byle drobnostki rezygnuje z jazdy. Chyba się moja kobieca natura obudziła przez nadmiar warzyw w diecie ;-)
W każdym razie w domu wytrzymałem do 14. Potem zabrałem fotopstryk i pojechałem w teren, żeby sobie kolejne panoramki posklejać. W planach była opcja żeby dzisiaj pokajakować, ale samemu mi się z wodą walczyć nie chce, a towarzystwo nie dopisało.
Pierwszą panoramkę strzeliłem pod Janówką, oto rezultat

Kolejna panoramka poszła zza Marianki Siemieńskiej. Coś lepszego niż to co poniżej można z niej wyciągnąć, ale jej głównym celem było zostać panoramą 360. Obie drogi widoczne na zdjęciu to ta sama droga w 2 strony ;-)


Śliiiiiwwwkiiii.

Drzewko.
Wycieczka mocno przystopowała na mostku za Wójcinem, tym mostku w stronę lasów Golańsko-Borkowskich. Zasiedziałem się troszkę na mostku, pogadałem z wędkarzem, który się napatoczył. A odjechałem w stronę za most - w łąki, w stronę lasu, teoretycznie. Sam wędkarz, gdy zobaczył, w którą stronę chce odjechać, postanowił w trosce o mnie zapytać się czy wiem dokąd jadę, poradził, że to nieprzejezdne i tylko tuż za mostem wygląda tak dobrze. Ale pojechałem na poszukiwania niby istniejącego przejazdu z początku lasów do Wójcina. Tak mi ktoś kiedyś w komentarzu napisał. Okazało się jednak, że wędkarz miał rację. Zrobiłem sobie porządną terapię anty-reumatyczną, polegającą na wpadnięciu w pokrzywy, a następnie jeździe przez prawdziwe pole pokrzyw. Bo i tak mi już wszystko jedno było jak w pokrzywy wpadłem wykonując powolne OTB (lekko się upadło, bo w pokrzywach lądowałem, więc go nie podlicze, zresztą prędkość była w okolicach 11kmh, przez zarośla się przedzierałem, znaczy drogę nieco zarośniętą). Ostatecznie stwierdzam, że od strony mostu nie ma co szukać przejazdu do lasu. Za to ciekawe zwierzęta można spotkać. Prawdopodobnie jakieś czaple widziałem. Pan wędkarz mówił natomiast o wydrach i być może nawet bobrach zamieszkujących dolinę Prosny w okolicach Wójcina.
trasa
Byczyna (za strzelnicą, polnymi na most polanowicki) -> Polanowice (w stronę Brzózki, na końcu polanowic na wprost, objazd zalewu brzegiem, poczajenie na ofertę wypożyczenia kajaków) -> Proślice -> Miechowa (na asfalt) -> Janówka (w las) -> Marianka Siemieńska (polną na most Siemieński) -> Siemianice (zielonym szlakiem, potem asfalt) -> Chruścin (zjazd na) -> Kol. Bol.-Chruścin (na wprost) -> Wójcin (na wprost na czerwony szlak, odbicie na most, błądzenie w pokrzywach za mostem, ostatecznie powrót na most i czerwony szlak) -> Gola -> Piaski (w prawo przed lasem) -> Gołkowice -> Jaśkowice (tyłami, przy stadionie) -> Byczyna
Jak napisałem wczoraj wszelkie chęci do jazdy mnie opuściły. Jak nie mogę jeździć to ciągle opracowywuje jak by to zrobić żeby jeździć, a gdy jest ku temu okazja to mi się odechciewa i przez byle drobnostki rezygnuje z jazdy. Chyba się moja kobieca natura obudziła przez nadmiar warzyw w diecie ;-)
W każdym razie w domu wytrzymałem do 14. Potem zabrałem fotopstryk i pojechałem w teren, żeby sobie kolejne panoramki posklejać. W planach była opcja żeby dzisiaj pokajakować, ale samemu mi się z wodą walczyć nie chce, a towarzystwo nie dopisało.
Pierwszą panoramkę strzeliłem pod Janówką, oto rezultat
Kolejna panoramka poszła zza Marianki Siemieńskiej. Coś lepszego niż to co poniżej można z niej wyciągnąć, ale jej głównym celem było zostać panoramą 360. Obie drogi widoczne na zdjęciu to ta sama droga w 2 strony ;-)
Śliiiiiwwwkiiii.
Drzewko.
Wycieczka mocno przystopowała na mostku za Wójcinem, tym mostku w stronę lasów Golańsko-Borkowskich. Zasiedziałem się troszkę na mostku, pogadałem z wędkarzem, który się napatoczył. A odjechałem w stronę za most - w łąki, w stronę lasu, teoretycznie. Sam wędkarz, gdy zobaczył, w którą stronę chce odjechać, postanowił w trosce o mnie zapytać się czy wiem dokąd jadę, poradził, że to nieprzejezdne i tylko tuż za mostem wygląda tak dobrze. Ale pojechałem na poszukiwania niby istniejącego przejazdu z początku lasów do Wójcina. Tak mi ktoś kiedyś w komentarzu napisał. Okazało się jednak, że wędkarz miał rację. Zrobiłem sobie porządną terapię anty-reumatyczną, polegającą na wpadnięciu w pokrzywy, a następnie jeździe przez prawdziwe pole pokrzyw. Bo i tak mi już wszystko jedno było jak w pokrzywy wpadłem wykonując powolne OTB (lekko się upadło, bo w pokrzywach lądowałem, więc go nie podlicze, zresztą prędkość była w okolicach 11kmh, przez zarośla się przedzierałem, znaczy drogę nieco zarośniętą). Ostatecznie stwierdzam, że od strony mostu nie ma co szukać przejazdu do lasu. Za to ciekawe zwierzęta można spotkać. Prawdopodobnie jakieś czaple widziałem. Pan wędkarz mówił natomiast o wydrach i być może nawet bobrach zamieszkujących dolinę Prosny w okolicach Wójcina.
trasa
Byczyna (za strzelnicą, polnymi na most polanowicki) -> Polanowice (w stronę Brzózki, na końcu polanowic na wprost, objazd zalewu brzegiem, poczajenie na ofertę wypożyczenia kajaków) -> Proślice -> Miechowa (na asfalt) -> Janówka (w las) -> Marianka Siemieńska (polną na most Siemieński) -> Siemianice (zielonym szlakiem, potem asfalt) -> Chruścin (zjazd na) -> Kol. Bol.-Chruścin (na wprost) -> Wójcin (na wprost na czerwony szlak, odbicie na most, błądzenie w pokrzywach za mostem, ostatecznie powrót na most i czerwony szlak) -> Gola -> Piaski (w prawo przed lasem) -> Gołkowice -> Jaśkowice (tyłami, przy stadionie) -> Byczyna
Po lasach
Wtorek, 17 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 62.53 | Km teren: | 41.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 20.06 |
Pr. maks.: | 59.41 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niezbyt ciepło i huraganowy wiatr na dokładke. Ale i tak najgorsze jest to, że już po 6ciu kilometrach jakaś taka niechęć mnie opanowała. Na 13 kilometrze znalazłem pochyloną brzozę z widokami na pola, lasy i Pszczonki, no i przeleżałem na niej blisko godzinę... Chyba się wyjeździłem na sierpień ;-)

Panoramka z Uszyc w pola.

PRL w Borku ;-) Lubię te napisy z minionej epoki.



Wąwozik za Ciecierzynem odkryty jakiś czas temu przez Chmiela.
trasa:
Byczyna -> Paruszowice (na starcie skręcam w wioske, przy skręcie na wyjazd skręcam w lewo w polną) -> Gosław (znowu kawałek asfaltu) -> Pszczonki (skręt w lewo w wioske i przy skręcie w prawo jadę na wprost w lasy Nasalskie, pierwszy w lesie w prawo, potem znowu w prawo na zbiornik, od zbiornika wyjeżdżam spowrotem na Pszczonki, tam w lewo asfaltem i skręt w drugą polną przed Maciejowem, ponowny wjazd w lasy nasalskie na drogę z fantstycznym podjazdem pod altanke leśniczych, na wprost do samego końca) -> Goła (na wyasfaltowanym zjeździe mxs wycieczki, jade asfaltem na wprost, okazuje się, że do końca poasfaltowali) -> Zdziechowice (w lewo na Uszyce na polną, przejazd przy ukrytej w polach osadzie i pod pałac w Uszycach, przy pałacu w lewo i na podjazd na dalszy wyjazd z Uszyc, potem asfaltem na Wojsławice, przed nimi zjazd w prawo na) -> Sierowsławice (do końca asfaltem i przejazd polną do) -> Borek (wnętrzem wioski prawie dookoła na zjazd na trase CTT, przejazd lasami Golańskimi na) -> Piaski -> czarny kot -> Ciecierzyn (właściwie tylko okolica, przejazd wąwozikiem i droga przy torach) -> Byczyna
Panoramka z Uszyc w pola.
PRL w Borku ;-) Lubię te napisy z minionej epoki.
Wąwozik za Ciecierzynem odkryty jakiś czas temu przez Chmiela.
trasa:
Byczyna -> Paruszowice (na starcie skręcam w wioske, przy skręcie na wyjazd skręcam w lewo w polną) -> Gosław (znowu kawałek asfaltu) -> Pszczonki (skręt w lewo w wioske i przy skręcie w prawo jadę na wprost w lasy Nasalskie, pierwszy w lesie w prawo, potem znowu w prawo na zbiornik, od zbiornika wyjeżdżam spowrotem na Pszczonki, tam w lewo asfaltem i skręt w drugą polną przed Maciejowem, ponowny wjazd w lasy nasalskie na drogę z fantstycznym podjazdem pod altanke leśniczych, na wprost do samego końca) -> Goła (na wyasfaltowanym zjeździe mxs wycieczki, jade asfaltem na wprost, okazuje się, że do końca poasfaltowali) -> Zdziechowice (w lewo na Uszyce na polną, przejazd przy ukrytej w polach osadzie i pod pałac w Uszycach, przy pałacu w lewo i na podjazd na dalszy wyjazd z Uszyc, potem asfaltem na Wojsławice, przed nimi zjazd w prawo na) -> Sierowsławice (do końca asfaltem i przejazd polną do) -> Borek (wnętrzem wioski prawie dookoła na zjazd na trase CTT, przejazd lasami Golańskimi na) -> Piaski -> czarny kot -> Ciecierzyn (właściwie tylko okolica, przejazd wąwozikiem i droga przy torach) -> Byczyna
Kluczborskie ścieżki
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 87.32 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 04:05 | km/h: | 21.38 |
Pr. maks.: | 64.30 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś o bycie celem wycieczi walczyły ze sobą:
-Warta
-Turawa
-Kobyla Góra
Wychodziłem z domu z myślą o Warcie, jednak jak poczułem na własnej skórze huragan który dziś wiał od razu postanowiłem uderzyć pod wiatr w strone Turawy. Po pierwszych kilometrach pod wiatr stwierdziłem, że kiepsko mi się jedzie i chyba wolę w teren uderzyć. Skręciłem w Łowkowicach na żółty szlak, który zwyczajowo opuściłem w Krzywiźnie i pognałem polnymi do Unieszowa. Stamtąd na Kluczbork. W Kluczborku było 35km zrobione i jakoś tak nie miałem ochoty na więcej. Nogi dzisiaj pracować nie chciały, nawet z wiatrem. Ostatecznie zrezygnowałem z Turawy i postanowiłem szlaki pod Kluczborkiem pozwiedzać. Zielonym do Bąkowa. Stamtąd zmiana na czerwony na Biadacz. Z Biadacza na Kozłowice. W Kozłowicach 2 podjazdy pod 10% i 3 zjazdy, na pierwszym zjeździe max wycieczki. Z Kozłowic na Pawłowice. Wjazd w Pawłowice i z nich na Bundzów. W Bundzowie w lasy Nasalskie. W lesie postój około 20 minut. Zebrały się w tym czasie chmurzyska gęste i ciemne. Pojechałem na Gołą. Tam wylewali akurat asfalt i walcowali. Wreszcie cała Goła z fenomenalną rynną asfaltow, wymarzone miejsce na wykręcanie maxów. Z Gołej na Uszyce i powoli zaczynam przyspieszać, bo na horyzoncie widać błyski. W Uszycach jade górą, dopiero za nimi wpadam na asfalt i już rozpędzony mknę na Byczyne. Słychać gromy. Na podjeździe pod krzyż do ostatniego parkingu trzymam 35kmh, tak niewiele zabrakło do nowego rekordu podjazdu... Planowałem wieczorny zalew, ale jak się rozpadało po moim powrocie to do teraz pada, więc nici z zalewu. Jutro raczej też wiele nie będzie bo planuje zakupy zrobić wreszcie i przez to może mi braknąć czasu, a zapewne z wieczora znowu burza będzie, obstawiam, że o 17 jak dzisiaj ;-)

Zielony szlak całkiem przyjemny. Podobny do ścieżek po lesie Siechnickim.

Bociany, zdjęcie robione w locie z betonówki Bąków-Biadacz. Bocianów było tam w okolicy z 10, akurat pola były orane.

Uwaga żaby w Kozłowicach.

I pod górkę. Wyjątkowo lekko poszło.
Pękł tysiak w sierpniu i już ponad 100 wycieczek w tym roku. Po najgorszym początku ever teraz zupełnie przyzwoite wakacje letnie :D mimo pracy :D
-Warta
-Turawa
-Kobyla Góra
Wychodziłem z domu z myślą o Warcie, jednak jak poczułem na własnej skórze huragan który dziś wiał od razu postanowiłem uderzyć pod wiatr w strone Turawy. Po pierwszych kilometrach pod wiatr stwierdziłem, że kiepsko mi się jedzie i chyba wolę w teren uderzyć. Skręciłem w Łowkowicach na żółty szlak, który zwyczajowo opuściłem w Krzywiźnie i pognałem polnymi do Unieszowa. Stamtąd na Kluczbork. W Kluczborku było 35km zrobione i jakoś tak nie miałem ochoty na więcej. Nogi dzisiaj pracować nie chciały, nawet z wiatrem. Ostatecznie zrezygnowałem z Turawy i postanowiłem szlaki pod Kluczborkiem pozwiedzać. Zielonym do Bąkowa. Stamtąd zmiana na czerwony na Biadacz. Z Biadacza na Kozłowice. W Kozłowicach 2 podjazdy pod 10% i 3 zjazdy, na pierwszym zjeździe max wycieczki. Z Kozłowic na Pawłowice. Wjazd w Pawłowice i z nich na Bundzów. W Bundzowie w lasy Nasalskie. W lesie postój około 20 minut. Zebrały się w tym czasie chmurzyska gęste i ciemne. Pojechałem na Gołą. Tam wylewali akurat asfalt i walcowali. Wreszcie cała Goła z fenomenalną rynną asfaltow, wymarzone miejsce na wykręcanie maxów. Z Gołej na Uszyce i powoli zaczynam przyspieszać, bo na horyzoncie widać błyski. W Uszycach jade górą, dopiero za nimi wpadam na asfalt i już rozpędzony mknę na Byczyne. Słychać gromy. Na podjeździe pod krzyż do ostatniego parkingu trzymam 35kmh, tak niewiele zabrakło do nowego rekordu podjazdu... Planowałem wieczorny zalew, ale jak się rozpadało po moim powrocie to do teraz pada, więc nici z zalewu. Jutro raczej też wiele nie będzie bo planuje zakupy zrobić wreszcie i przez to może mi braknąć czasu, a zapewne z wieczora znowu burza będzie, obstawiam, że o 17 jak dzisiaj ;-)
Zielony szlak całkiem przyjemny. Podobny do ścieżek po lesie Siechnickim.
Bociany, zdjęcie robione w locie z betonówki Bąków-Biadacz. Bocianów było tam w okolicy z 10, akurat pola były orane.
Uwaga żaby w Kozłowicach.
I pod górkę. Wyjątkowo lekko poszło.
Pękł tysiak w sierpniu i już ponad 100 wycieczek w tym roku. Po najgorszym początku ever teraz zupełnie przyzwoite wakacje letnie :D mimo pracy :D
gutenabend Wrocław
Czwartek, 5 sierpnia 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 59.57 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:35 | km/h: | 23.06 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiejsza wycieczka jest zasponsorowana przez Adele. Chciałem coś więcej nakręcić, bo pogoda ładna więc zrezygnowałem z jazdy z dziewczynami. Dostałem od Adeli mapę rowerową Wrocławia. Na pierwszy rzut oka genialny wynalazek, wskazuje gdzie można sobie pojechać we Wrocławiu, gdzie jazda jest z wykorzystaniem ścieżynki, a gdzie trzeba zachować ostrożność (sugestia, że niby szerokim chodnikiem się jedzie. Wykonanie na rower także się nadaje. Piekny laminat, niewielki rozmiar, mieści się w kieszonce bez żadnych problemów. Stosunkowo łatwo się składa. No i w zasadzie na wykonaniu ze strony technicznej zalety się kończą. Kierowany mapą tylko się denerwowałem. Sugestia jazdy wzdłuż torów, brukowaną ulicą bez ścieżki czy chodnika obok - na takie atrakcje udało mi się natrafić. Tak, wiem, Wrocław choć pełen ścieżek, to są one budowane przez jakichś debili, zupełnie bez pomysłu czy planu z szerszej perspektywy. O krawężnikach, dziurachm, braku znaków, znakach na środku ścieżki, nieoczekiwanie kończących się ścieżkach bo brakło miejsca i wielu innych nie zapomniałem. Wiem jak ciężko zaplanować ciekawy przejazd przez Wrocław, a w szczególności CIĄGŁY. Ale jak już się wydaje mapki to powinno się chociaż spróbować pokonać nanoszone na nie trasy.
Dałbym trasę, ale w zasadzie nic ciekawego nie przejechałem, a nie chce mi się teraz na zumi szukać nazw ulic, bo tych niestety nie pomiętam za dobrze. W każdym razie Po sporym czasie spędzonym na Starym Mieście, okolicach Grabiszyńskiej, kierując się niby to w stroną Legnickiej nie zwiedziłem ostatecznie celu swojej wypracy - lasku Pilczyckiego. Gdy dotarłem w tamte strony było już po 20, a nawet blisko 21, ściemniać się poważnie zaczęło i trzeba było wracać. Choć w sumie dotarłem, więc mapka nie jest taka najgorsza ;-) Powrót przez milenijny i wałami. Na wałach nawet po ciemku czuję się stosunkowo bezpiecznie. W ogóle wały to jest to.
Dałbym trasę, ale w zasadzie nic ciekawego nie przejechałem, a nie chce mi się teraz na zumi szukać nazw ulic, bo tych niestety nie pomiętam za dobrze. W każdym razie Po sporym czasie spędzonym na Starym Mieście, okolicach Grabiszyńskiej, kierując się niby to w stroną Legnickiej nie zwiedziłem ostatecznie celu swojej wypracy - lasku Pilczyckiego. Gdy dotarłem w tamte strony było już po 20, a nawet blisko 21, ściemniać się poważnie zaczęło i trzeba było wracać. Choć w sumie dotarłem, więc mapka nie jest taka najgorsza ;-) Powrót przez milenijny i wałami. Na wałach nawet po ciemku czuję się stosunkowo bezpiecznie. W ogóle wały to jest to.
Aleja Róż
Piątek, 30 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 54.21 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 20.59 |
Pr. maks.: | 42.11 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Deszczowo. Chociaż bardziej mżyście, dżdżawkowo. Koło 14 wyszedłem wyprowadzić rower na spacer. Kierunek Decathlon - trzeba kupić pare dętek dla oldsa, a w decathlonie mają najtańsze, przebijają nawet bogdana. Co prawda kapcie się łapie, ale... Decathlon przywitał mnie wystawą namiotów. Kilka było całkiem fajnych, ale niestety bez uber-przedsionka w którym możnaby schować rower. Chociaż czy przedsionek na rower jest mi na prawdę potrzebny? Jak się weźmie 100 kilowe zapięcie (choćby takie jakie ostatnio u Bogdana nabyłem) to rower można przypiąć do drzewa (choćby tak jak to na WTHIHel2010). Poszedłem po dętki, przejrzałem pare innych półek w strefie rowerowej i udałem się do kasy. Podstępne sprzedawczynie zmusiły mnie siłą do nabycia taniej koszulki rowerowej. Też nie opierałem się zbyt stanowczo. Wracając z Bielan objechałem Park Południowy. Podjazd pod altanke to kupa zabawy.
Po Decathlonie pojechałem na jame zostawić fanty. W szczególności chciałem się pozbyć plecaka. Przerwa nie trwała dłużej jak pół godziny, więc uznaje to za jedną wycieczkę. Potem był szybki dojazd do Parku Wschodniego. Tam dwie rundki dookoła i wyjazd na Brochów, tyle, że żeby było ciekawiej wyjazd osiedlowymi ścieżkami. Osiedlowe ścieżki po krótkim czasie (300m) zamieniły się w osiedlowe bagienko-drożynki, które po niedługim czasie (500m) zamieniły się w ogródko-działkowe bagienko-ścieżynki. Kolejną przemianą była zmiana z ogródko-działkowych na budowlano-przemysłowe bagno-ścieżyny, z elementami przejściowymi, budowlano-działkowymi i przemysłowo-ogródkowymi. Ostatecznie przepięknej natury mostkami nad torami przejechałem na Mościckiego. Znowu. Tym razem nie jechałem na Ziemniaczaną tylko skręciłem w Aleję Róż. Ta kończąc się, właściwie się nie kończy tylko traci asfalt. Także kolejne błota. Chwile asfaltem do Św. Katarzyny (dotarłem w to samo skrzyżowanie co ostatnio z Ziemniaczanej) a z niej na Łukaszowice czy tam Łukaszyce i dalej droga kamienista. Liczę ją za teren, bo była bardziej ekstremalna niż wszelkie błota dziś pokonywane. Nie miałem rękawiczek, bo się prały i mokre, a pozycje mam jaką mam, rower sztywny jaki jest i kurde bolało. Na finiszu jeszcze przejazd przez park. Także 3 parki dzisiaj zaliczone.
Po Decathlonie pojechałem na jame zostawić fanty. W szczególności chciałem się pozbyć plecaka. Przerwa nie trwała dłużej jak pół godziny, więc uznaje to za jedną wycieczkę. Potem był szybki dojazd do Parku Wschodniego. Tam dwie rundki dookoła i wyjazd na Brochów, tyle, że żeby było ciekawiej wyjazd osiedlowymi ścieżkami. Osiedlowe ścieżki po krótkim czasie (300m) zamieniły się w osiedlowe bagienko-drożynki, które po niedługim czasie (500m) zamieniły się w ogródko-działkowe bagienko-ścieżynki. Kolejną przemianą była zmiana z ogródko-działkowych na budowlano-przemysłowe bagno-ścieżyny, z elementami przejściowymi, budowlano-działkowymi i przemysłowo-ogródkowymi. Ostatecznie przepięknej natury mostkami nad torami przejechałem na Mościckiego. Znowu. Tym razem nie jechałem na Ziemniaczaną tylko skręciłem w Aleję Róż. Ta kończąc się, właściwie się nie kończy tylko traci asfalt. Także kolejne błota. Chwile asfaltem do Św. Katarzyny (dotarłem w to samo skrzyżowanie co ostatnio z Ziemniaczanej) a z niej na Łukaszowice czy tam Łukaszyce i dalej droga kamienista. Liczę ją za teren, bo była bardziej ekstremalna niż wszelkie błota dziś pokonywane. Nie miałem rękawiczek, bo się prały i mokre, a pozycje mam jaką mam, rower sztywny jaki jest i kurde bolało. Na finiszu jeszcze przejazd przez park. Także 3 parki dzisiaj zaliczone.
Tajne ścieżyny MPWiK
Środa, 28 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 51.70 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 24.62 |
Pr. maks.: | 48.24 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj po deszczu, wszędzie mokro więc dziewczyny stwierdziły, że raczej jeździć nie będą. W sumie dobrze, pewnie jeszcze wolniej by się jechało ;-) A tak serio to i tak bym dokręcał po wycieczce z nimi, bo przez brak słońca w ostatnim czasie dopada mnie zły humor, a na to najlepszym lekarstwem jest rower.
Wyjeżdżając z osiedla pogubiłem się i w tych remontach wszystkich ledwo udało mi się odnaleźć drogę wyjazdową na asfalcik. Przebiłem przez wiadukt, najkrótszą chyba drogą na Krakowską. Bo gdzieś tam, z tego co pamiętam jest Park Wschodni, który postanowiłem odnaleźć. Oczywiście po dojeździe na Krakowską musiałem skręcić nie w te strone i prawie znalazłem się w Siechnicach. Ale, że byłem tam zupełnie niedawno to wiedziałem, że mam już opcje na ciekawy wyjazd z Siechnic. Jednak postanowiłem pobłądzić w przeciwną strone.
Na przepięknej natury brukowanej drodze stanął mi znak B-1 zakaz ruchu w obu kierunkach, pod nim widniała tabliczka oświadczająca że mam do czynienia z drogą pod zarządem MPWiK i tylko upoważnieni mają wstęp. Całe szczęście gdy mijałem te znaki akurat mucha wpadła mi do oka i och! nie zauważyłem ich. Wspaniała ścieżyna, piękne widoczki, natura, cisza i spokój. No i poza ludźmi upoważnionymi nikt nie powinien przeszkadzać, czyli cała brukowana droga należy do mnie.
Droga pełna była wież z uwięzionymi księżniczkami, albo ropuchami... no bo nie wiem co jeszcze mogli tam schować Ci "osobnicy upoważnieni"

Przepaliłem niebo, ale to co istotne na zdjęciu widać, piękna dróżka i jedna z wielu tajemniczych wież.

Tutaj wieżyczka z bliższej perspektywy.
Gdzieś w końcu droga skończyła się. Pobłądziłem jeszcze troche i wyjechałem... 200 metrów od skrzyżowania którym wjechałem na Krakowską. Mimo, że nie taki był plan to przynajmniej wiedziałem, że Park Wschodni jest w drugą strone, natychmiast skierowałem się w tym kierunku. Rundka po parku ma prawie 3km, z wykorzystaniem tajnych nadbrzeżnych ścieżynek. Ogólnie przyjemny park, miły element na trasie.
Z parku chciałem jechać spowrotem, ale że było jeszcze przed 20 sporo, to skręciłem w Mościckiego czy innego Paderewskiego, w każdym razie Ignacego. Tak sobie jechałem i jechałem, aż w pewnym momencie dojechałem od miejsca które wydało mi się znajome. Jak znajome to wiem gdzie jechać. Taki też wesoły okrzyk wydałem z siebie. No ale nie dojechałem wcale tam gdzie spodziewałem się dojechać. Wyjechałem niedaleko Św Katarzyny. Chyba pierwszy raz wjechałem w te wioske. Oczywiście jakieś remonty dróg nie pozwoliły mi wracać najkrótszą drogą na Wrocław, ale jakoś tam przez Turów na główną wpadłem, jeszcze w rondzie odbiłem na lewo i wracałem ścieżynką spory kawałem.
Ogólnie gdyby nie mocno wyluzowane tempo w pierwszych chwilach, na bruku i w parku to mogłaby być bardzo niezła średnia. Od Turowa prawie pod same drzwi nie spadałem z 30kmh, a często nawet 38 było. Nie wiem, albo z wiatrem miałem, albo forma rosnąć zaczyna... Chociaż dziś, jak to pisze, a jest dzień następny, troche bolą mnie nogi ;-)
Wyjeżdżając z osiedla pogubiłem się i w tych remontach wszystkich ledwo udało mi się odnaleźć drogę wyjazdową na asfalcik. Przebiłem przez wiadukt, najkrótszą chyba drogą na Krakowską. Bo gdzieś tam, z tego co pamiętam jest Park Wschodni, który postanowiłem odnaleźć. Oczywiście po dojeździe na Krakowską musiałem skręcić nie w te strone i prawie znalazłem się w Siechnicach. Ale, że byłem tam zupełnie niedawno to wiedziałem, że mam już opcje na ciekawy wyjazd z Siechnic. Jednak postanowiłem pobłądzić w przeciwną strone.
Na przepięknej natury brukowanej drodze stanął mi znak B-1 zakaz ruchu w obu kierunkach, pod nim widniała tabliczka oświadczająca że mam do czynienia z drogą pod zarządem MPWiK i tylko upoważnieni mają wstęp. Całe szczęście gdy mijałem te znaki akurat mucha wpadła mi do oka i och! nie zauważyłem ich. Wspaniała ścieżyna, piękne widoczki, natura, cisza i spokój. No i poza ludźmi upoważnionymi nikt nie powinien przeszkadzać, czyli cała brukowana droga należy do mnie.
Droga pełna była wież z uwięzionymi księżniczkami, albo ropuchami... no bo nie wiem co jeszcze mogli tam schować Ci "osobnicy upoważnieni"
Przepaliłem niebo, ale to co istotne na zdjęciu widać, piękna dróżka i jedna z wielu tajemniczych wież.
Tutaj wieżyczka z bliższej perspektywy.
Gdzieś w końcu droga skończyła się. Pobłądziłem jeszcze troche i wyjechałem... 200 metrów od skrzyżowania którym wjechałem na Krakowską. Mimo, że nie taki był plan to przynajmniej wiedziałem, że Park Wschodni jest w drugą strone, natychmiast skierowałem się w tym kierunku. Rundka po parku ma prawie 3km, z wykorzystaniem tajnych nadbrzeżnych ścieżynek. Ogólnie przyjemny park, miły element na trasie.
Z parku chciałem jechać spowrotem, ale że było jeszcze przed 20 sporo, to skręciłem w Mościckiego czy innego Paderewskiego, w każdym razie Ignacego. Tak sobie jechałem i jechałem, aż w pewnym momencie dojechałem od miejsca które wydało mi się znajome. Jak znajome to wiem gdzie jechać. Taki też wesoły okrzyk wydałem z siebie. No ale nie dojechałem wcale tam gdzie spodziewałem się dojechać. Wyjechałem niedaleko Św Katarzyny. Chyba pierwszy raz wjechałem w te wioske. Oczywiście jakieś remonty dróg nie pozwoliły mi wracać najkrótszą drogą na Wrocław, ale jakoś tam przez Turów na główną wpadłem, jeszcze w rondzie odbiłem na lewo i wracałem ścieżynką spory kawałem.
Ogólnie gdyby nie mocno wyluzowane tempo w pierwszych chwilach, na bruku i w parku to mogłaby być bardzo niezła średnia. Od Turowa prawie pod same drzwi nie spadałem z 30kmh, a często nawet 38 było. Nie wiem, albo z wiatrem miałem, albo forma rosnąć zaczyna... Chociaż dziś, jak to pisze, a jest dzień następny, troche bolą mnie nogi ;-)
po pracy - szosowo
Poniedziałek, 26 lipca 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: | 49.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:46 | km/h: | 27.78 |
Pr. maks.: | 53.01 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znowu udało mi się wyjechać po pracy :D Wyrobiłem dzisiaj godziny za lipiec, teoretycznie mam reszte miesiąca wolne, ale postanowiłem pochodzić do pracy, żeby zrobić sobie nadgodziny które w sierpniu będe mógł wykorzystać.
Ale do przejażdżki wracając. Padało wczoraj, padało dzisiaj, drogi mokre, kałuże przemieniły się w jeziorka - jedziemy asfaltem, znaczy szosowo. Początek lajcikowo, bo była dopiero 18.20 więc czasu sporo. Tak się jakoś do 27 rozpędziłem, i nadal jest to prędkość która się dobrze trzyma na 2". Trasy nie podam, bo nie pamiętam nazw tych wszystkich wioseczek. W jednej z nich byłem co prawda chyba 5ty raz, bo ciągle na nią trafiam, ale kurde też mi wyleciało z głowy. Może potem na jakiejś mapce sprawdze. W każdym razie tempo stabilne było przez większość trasy, dopiero ostatnie 10km wzrosło pod 30kmh. Pośrednio było to spowodowany tym, że wpadłem do Siechnic, a z nich to już prostą drogą wrócić postanowiłem.
Świetne warunki do jazdy były.
Ale do przejażdżki wracając. Padało wczoraj, padało dzisiaj, drogi mokre, kałuże przemieniły się w jeziorka - jedziemy asfaltem, znaczy szosowo. Początek lajcikowo, bo była dopiero 18.20 więc czasu sporo. Tak się jakoś do 27 rozpędziłem, i nadal jest to prędkość która się dobrze trzyma na 2". Trasy nie podam, bo nie pamiętam nazw tych wszystkich wioseczek. W jednej z nich byłem co prawda chyba 5ty raz, bo ciągle na nią trafiam, ale kurde też mi wyleciało z głowy. Może potem na jakiejś mapce sprawdze. W każdym razie tempo stabilne było przez większość trasy, dopiero ostatnie 10km wzrosło pod 30kmh. Pośrednio było to spowodowany tym, że wpadłem do Siechnic, a z nich to już prostą drogą wrócić postanowiłem.
Świetne warunki do jazdy były.