Wpisy archiwalne w kategorii
cel: niedzielnie
Dystans całkowity: | 2455.56 km (w terenie 728.00 km; 29.65%) |
Czas w ruchu: | 122:12 |
Średnia prędkość: | 19.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.26 km/h |
Suma podjazdów: | 2195 m |
Liczba aktywności: | 76 |
Średnio na aktywność: | 32.31 km i 1h 43m |
Więcej statystyk |
wrrrrr
Środa, 3 sierpnia 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto
Km: | 43.79 | Km teren: | 33.00 | Czas: | 02:26 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 34.89 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przyszła paczka z mikesportu. Spodenki troszkę za obszerne wziąłem, ale spoko, zimowe, więc pod spód wrzuci się koszulkę i będzie git. Nogawki natomiast jak marzenie.
Jak już przyszła paczka byłem po wielu nieudolnych próbach wyznaczenia trasy objeżdżające Col du Galibier. Ostatecznie zgodzę się na to co Tomek zaproponuje właściwie bez zająknięcia. Może jeszcze jutro coś uda mi się wypracować.
No to zdjąłem bagażnik z blureja i pojechałem zrobić jakiś standard w terenie. Początek aż nadto standardowy, na wały i na Trestko, Blizanowice. Tam kolejna seria zdjęć pod tytułem tutaj powstaje droga.
Potem zaczęła się błotna masakra. Tempo na 5-10kmh żeby błoto nie latało wszędzie i byle przebrnąć przez las.
Jak już się zrobiło mniej błota to zaczęła się wierzba energetyczna. Akurat Tomek chciał się do mnie dodzwonić coś o wyprawę popytać. I co się okazuje - wierzba energetyczna zupełnie blokuje zasięg telefonów komórkowych. W lesie miałem zasięg, w wierzbie nie. Wyjechałem z wierzby i max zasięgu! Zaskakujące ;-)
Potem most kolejowy. Chciałem nagrać na nim film, ale okazuje się, że jeszcze nie potrafię obsługiwać tak zaawansowanych opcji w swojej zapalniczce. Następnie kawałeczek asfaltu i na Bajkał. Tam szubciutko przejechałem i gdy zrobiło się mniej błotnie zacząłem gnać ile sił w nogach. Ledwo co a trzesnąłbym się z nadjeżdżającymi z przeciwka też gnającymi przez las rowerowcami. Daleko potem nie ujechałem a wyrąbałem spektakularnego orła. Winę za niego zrzucam na opony, bo chyciła mnie przednia jak chciałem z koleiny wyjechać. Na larsenach i kendach karma by to przeszło. Schwalbe kolejny raz zawodzi... W samym wywaleniu się, nawet na nowym rowerze nie było by nic złego, ale rozwaliłem tylne koło. Nie mam pojęcia jak, czym i o co, po prostu złapało centrę niemiłosierną. Zaczęło ocierać się o ramę. Troche je poszarpałem, żeby za bardzo nie obcierało i jadę, może przed 19 dotrę na serwis. Byłem jednak za daleko i nie dotarłem... Jutro z rana trzeba będzie oddać blureja na serwis, niech ktoś to koło porządnie wycentruje. Moim zdaniem to ono jest troszkę fabrycznie niedorobione, bo szprychy z tej strony w którą jest wygięte mają luz... Powinno być na odwrót... No nic, niech to zrobią, na szosie nie powinno się takie coś powtórzyć, a jak się potem trafi to będę próbował reklamować. Koło do XC nie powinno się centrować przy byle okazji.
Jak już przyszła paczka byłem po wielu nieudolnych próbach wyznaczenia trasy objeżdżające Col du Galibier. Ostatecznie zgodzę się na to co Tomek zaproponuje właściwie bez zająknięcia. Może jeszcze jutro coś uda mi się wypracować.
No to zdjąłem bagażnik z blureja i pojechałem zrobić jakiś standard w terenie. Początek aż nadto standardowy, na wały i na Trestko, Blizanowice. Tam kolejna seria zdjęć pod tytułem tutaj powstaje droga.
Potem zaczęła się błotna masakra. Tempo na 5-10kmh żeby błoto nie latało wszędzie i byle przebrnąć przez las.
Jak już się zrobiło mniej błota to zaczęła się wierzba energetyczna. Akurat Tomek chciał się do mnie dodzwonić coś o wyprawę popytać. I co się okazuje - wierzba energetyczna zupełnie blokuje zasięg telefonów komórkowych. W lesie miałem zasięg, w wierzbie nie. Wyjechałem z wierzby i max zasięgu! Zaskakujące ;-)
Potem most kolejowy. Chciałem nagrać na nim film, ale okazuje się, że jeszcze nie potrafię obsługiwać tak zaawansowanych opcji w swojej zapalniczce. Następnie kawałeczek asfaltu i na Bajkał. Tam szubciutko przejechałem i gdy zrobiło się mniej błotnie zacząłem gnać ile sił w nogach. Ledwo co a trzesnąłbym się z nadjeżdżającymi z przeciwka też gnającymi przez las rowerowcami. Daleko potem nie ujechałem a wyrąbałem spektakularnego orła. Winę za niego zrzucam na opony, bo chyciła mnie przednia jak chciałem z koleiny wyjechać. Na larsenach i kendach karma by to przeszło. Schwalbe kolejny raz zawodzi... W samym wywaleniu się, nawet na nowym rowerze nie było by nic złego, ale rozwaliłem tylne koło. Nie mam pojęcia jak, czym i o co, po prostu złapało centrę niemiłosierną. Zaczęło ocierać się o ramę. Troche je poszarpałem, żeby za bardzo nie obcierało i jadę, może przed 19 dotrę na serwis. Byłem jednak za daleko i nie dotarłem... Jutro z rana trzeba będzie oddać blureja na serwis, niech ktoś to koło porządnie wycentruje. Moim zdaniem to ono jest troszkę fabrycznie niedorobione, bo szprychy z tej strony w którą jest wygięte mają luz... Powinno być na odwrót... No nic, niech to zrobią, na szosie nie powinno się takie coś powtórzyć, a jak się potem trafi to będę próbował reklamować. Koło do XC nie powinno się centrować przy byle okazji.
zalew
Niedziela, 24 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam, opis: foto
Km: | 14.62 | Km teren: | 11.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 11.54 |
Pr. maks.: | 24.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
z braciszem i piesem
Kobi dzielnie walczył aż do ostatnich metrów :) Czasem rozpędzał się do ponad 20kmh i zawsze musiał być z przodu, jak zwykle zresztą. Strasznie chciałby prowadzić stado.
Kobi dzielnie walczył aż do ostatnich metrów :) Czasem rozpędzał się do ponad 20kmh i zawsze musiał być z przodu, jak zwykle zresztą. Strasznie chciałby prowadzić stado.
zalew mudd trophy
Sobota, 23 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam, opis: foto
Km: | 29.11 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 01:22 | km/h: | 21.30 |
Pr. maks.: | 42.21 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bajkał Mudd Trophy
Wtorek, 19 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 30.57 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 01:37 | km/h: | 18.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolega z pracy, Wojtek, stwierdził, że wieczorem wybiera się na wycieczkę rowerową w stronę Kamieńca Wrocławskiego. Stwierdziłem, że powinien w takim razie wybrać się na Bajkał, bo można fajnymi ścieżkami pojeździć. Mieli wyjechać o godzinie 18, więc powiedziałem, że może do nich dołączę.
Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.
Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.
Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.
Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.
Widok w przód
Widok w tył
I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O
A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)
W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.
Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.
Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)
A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.
Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.
Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.
Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.
Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.
Widok w przód
Widok w tył
I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O
A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)
W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.
Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.
Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)
A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.
zalewiaście
Niedziela, 17 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100
Km: | 64.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 23.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie miałem głowy na robienie kolejnych fotek. Teraz muszę popracować, nawet dobrze się składa bo zapowiadają słabszą pogodę. A jak popracuję to zaczną się wakacje, wtedy blurej pozna nieco dalsze rejony niż okolice Wrocławia i Byczyny.
Dzisiaj zapoznawał się z okolicami Byczyny. Najpierw kawałek polami wokół Byczyny, ponownie w towarzystwie kuzyna i psa. Pies dzisiaj zdychał z gorąca i trzeba było trasę skrócić a łańcuch kuzynowi strzelił i szybko przejażdżka się skończyła.
Potem lans wokół zalewu, spotkałem KB. Ponoć jeszcze czasem siada na rower, ale ogólnie nabył sobie quada i się na ryby wozi... no cóź starość nie radość, młodość nie wieczność ;-)
Na koniec podbicie średniej na asfalcie. Rowerkiem postanowiłem dojechać sobie do Wołczyna na pociąg. Wyjechałem na spokojną jazdę, ale znowu jakimś trafem złapałem szybki ciągnik :) W Wołczynie byłem dużo przed czasem więc postanowiłem jechać na kolejną stację, potem na kolejną i kolejną... Mimo silnego wiatru w twarz jechało się wyśmienicie. Znaczy jak uderzał centralnie w twarz było źle. Pozycje mam bardziej wyprostowaną, trzeba by mostek odwrócić albo w ogołe mostek i kiere z orzeła wprawić, bo lżejsze i ogólnie lepsze o klase są... Aleee te się nieźle prezentują a też blurej nie ma być tak ogólnego zastosowania, a raczej w teren. Ostatecznie w pociąg wsiadłem i dojechałem, od Psiego Pola znowu jazda, poszło w chwilke :) Ogólnie zabrałem ze sobą Larseny TT, żeby Schwalby oszczędzać na okazje z prawdziwym terenem, a na jazdę po Wrocku i okolicach mieć jakieś słabsze oponki. Jutro na wieczór postaram się zmienić i wyruszyć na podbój miasta. Może sobie światło na przód sprawie i night ride powrócą do łask, bo dzień coraz krótszy i wakacje raczej mi się dopiero w sierpniu zaczną.
Ogólne wrażenia z wspólnej jazdy z blurejem: rewelacja!
W piątek wygięła mi się minimalnie tarcza z przodu i zaczęła ocierać. W sobote błotna maseczka albo starła tarczę, albo zmusiła do samoistnego naprostowania się, w każdym razie w trakcie jazdy siedzi ogólnie cicho, czasem tylko pisk jakiś wyda z siebie, ale ogólnie wszystko sprawne i działające.
Dzisiaj zapoznawał się z okolicami Byczyny. Najpierw kawałek polami wokół Byczyny, ponownie w towarzystwie kuzyna i psa. Pies dzisiaj zdychał z gorąca i trzeba było trasę skrócić a łańcuch kuzynowi strzelił i szybko przejażdżka się skończyła.
Potem lans wokół zalewu, spotkałem KB. Ponoć jeszcze czasem siada na rower, ale ogólnie nabył sobie quada i się na ryby wozi... no cóź starość nie radość, młodość nie wieczność ;-)
Na koniec podbicie średniej na asfalcie. Rowerkiem postanowiłem dojechać sobie do Wołczyna na pociąg. Wyjechałem na spokojną jazdę, ale znowu jakimś trafem złapałem szybki ciągnik :) W Wołczynie byłem dużo przed czasem więc postanowiłem jechać na kolejną stację, potem na kolejną i kolejną... Mimo silnego wiatru w twarz jechało się wyśmienicie. Znaczy jak uderzał centralnie w twarz było źle. Pozycje mam bardziej wyprostowaną, trzeba by mostek odwrócić albo w ogołe mostek i kiere z orzeła wprawić, bo lżejsze i ogólnie lepsze o klase są... Aleee te się nieźle prezentują a też blurej nie ma być tak ogólnego zastosowania, a raczej w teren. Ostatecznie w pociąg wsiadłem i dojechałem, od Psiego Pola znowu jazda, poszło w chwilke :) Ogólnie zabrałem ze sobą Larseny TT, żeby Schwalby oszczędzać na okazje z prawdziwym terenem, a na jazdę po Wrocku i okolicach mieć jakieś słabsze oponki. Jutro na wieczór postaram się zmienić i wyruszyć na podbój miasta. Może sobie światło na przód sprawie i night ride powrócą do łask, bo dzień coraz krótszy i wakacje raczej mi się dopiero w sierpniu zaczną.
Ogólne wrażenia z wspólnej jazdy z blurejem: rewelacja!
W piątek wygięła mi się minimalnie tarcza z przodu i zaczęła ocierać. W sobote błotna maseczka albo starła tarczę, albo zmusiła do samoistnego naprostowania się, w każdym razie w trakcie jazdy siedzi ogólnie cicho, czasem tylko pisk jakiś wyda z siebie, ale ogólnie wszystko sprawne i działające.
Lans :)
Sobota, 16 lipca 2011 Kategoria bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: | 36.00 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 22.04 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ogólnie cały dzień spędziłem w pobliżu blureja, jakby mogło być inaczej :) Kilometry na moją niekorzyść pozaokrąglane, czas też raczej z dupy brany, jak ostatnio ciągle, bo jak nie wpisywałem wcale czasów to sie mechanizmy bs burzyły.
Ale od początku. Miałem dzisiaj pojechać do Byczyny rowerkiem. Pogoda wyśmienita ku temu, ale wczoraj troche zapiłem i byłem z rana słabo dysponowany. Wsiadłem w pociąg do Wołczyna i stamtąd jechałem spokojnie blurejem na Byczynę. No dobra, nie tak całkiem spokojnie. Ale prawdziwe szaleństwo zaczęło się od Skałąg. Trafiłem na szybki traktor. Ehh. cóż jest piękniejszego niż szybki traktor kiedy trzeba szybko pokojać kawałek asfaltu. Równa droga, czyste niebo, piękne krajobrazy pełne dojrzałych zbóż i lecimy 40kmh bez przerwy. Chwała niech będzie wynalazcy tempomatu :) A pan traktorzysta jechał ze snopkami na Kolonię zapewne... w każdym razie pod samo dom mnie holował. W niecałe 40 minut dojechałem z Wołczyna, co daje średnią powyżej 30kmh na oponach 2.25... brzmi nieźle, nawet biorąc pod uwagę szybki traktor.
Jak dojechałem to najpierw obiad a potem wymiana pedałów. Bez spd to nie jazda, gdyby blurej nie był blurejem to bym na nim nie jeździł przez to że nie miał spd... Pedały dawniej zamontowane w Fernando leżały spokojnie i czekały na swój czas. Te z orzeła są obecnie w gorszym stanie. Potem wymontowałem podstawkę licznika z orzeła i zamontowałem na blureja... ale nie wiem co zrobiłem z licznikiem... chyba został we Wrocławiu, jak nie to trzeba nowy kupić.
Potem sesja foto z udziałem blureja i od czasu do czasu mnie. Trzeba było zrobić mu fotkę do dowodu i na jego konto na bikestats. Tutaj pare słitaśnych foci. Pewnie wpadnie ich z czasem więcej :)
Z wieczora, tak, że już ciemno się całkiem zrobiło spacerek z kuzynem i psem po częściach terenowej dwudziestki. To właśnie tam spadła średnia. Chociaż pies wyjątkowo dzisiaj zrywny był. Nie lubi dźwięku hamowania tarczami, ucieka wtedy - bardzo dobry nawyk :)
Ale od początku. Miałem dzisiaj pojechać do Byczyny rowerkiem. Pogoda wyśmienita ku temu, ale wczoraj troche zapiłem i byłem z rana słabo dysponowany. Wsiadłem w pociąg do Wołczyna i stamtąd jechałem spokojnie blurejem na Byczynę. No dobra, nie tak całkiem spokojnie. Ale prawdziwe szaleństwo zaczęło się od Skałąg. Trafiłem na szybki traktor. Ehh. cóż jest piękniejszego niż szybki traktor kiedy trzeba szybko pokojać kawałek asfaltu. Równa droga, czyste niebo, piękne krajobrazy pełne dojrzałych zbóż i lecimy 40kmh bez przerwy. Chwała niech będzie wynalazcy tempomatu :) A pan traktorzysta jechał ze snopkami na Kolonię zapewne... w każdym razie pod samo dom mnie holował. W niecałe 40 minut dojechałem z Wołczyna, co daje średnią powyżej 30kmh na oponach 2.25... brzmi nieźle, nawet biorąc pod uwagę szybki traktor.
Jak dojechałem to najpierw obiad a potem wymiana pedałów. Bez spd to nie jazda, gdyby blurej nie był blurejem to bym na nim nie jeździł przez to że nie miał spd... Pedały dawniej zamontowane w Fernando leżały spokojnie i czekały na swój czas. Te z orzeła są obecnie w gorszym stanie. Potem wymontowałem podstawkę licznika z orzeła i zamontowałem na blureja... ale nie wiem co zrobiłem z licznikiem... chyba został we Wrocławiu, jak nie to trzeba nowy kupić.
Potem sesja foto z udziałem blureja i od czasu do czasu mnie. Trzeba było zrobić mu fotkę do dowodu i na jego konto na bikestats. Tutaj pare słitaśnych foci. Pewnie wpadnie ich z czasem więcej :)
Z wieczora, tak, że już ciemno się całkiem zrobiło spacerek z kuzynem i psem po częściach terenowej dwudziestki. To właśnie tam spadła średnia. Chociaż pies wyjątkowo dzisiaj zrywny był. Nie lubi dźwięku hamowania tarczami, ucieka wtedy - bardzo dobry nawyk :)
lans
Środa, 29 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: niedzielnie, dist: less than 50
Km: | 24.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 22.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Plan był taki, żeby w tym miesiącu zrobić 1000km. Mimo że orzeła nie ma, to walka o ten cel jest. Nawet jak się osiągnąć nie uda, to będę możliwie blisko. Ile tylko się da.
Dzisiaj już dało rade w nocy spać, bok aż tak nie bolał. Teraz to bardziej boli serce po utracie przyjaciela niż ciało po wypadku :)
Dzisiaj już dało rade w nocy spać, bok aż tak nie bolał. Teraz to bardziej boli serce po utracie przyjaciela niż ciało po wypadku :)
święto cykliczne - Wrocław
Niedziela, 12 czerwca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 27.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 10.80 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niestety nie mam dziś czasu, żeby zostać na pikniku rowerowym i całe święto świętować. Trzeba magisterkę dokończyć, popoprawiać i do recenzji oddać kiedyś...
Wyjechałem o 11:10, miałem być na styk, ale nie spieszyłem się, bo wiedziałem, że będzie poślizg. Dlatego spokojnie jechałem sobie w miarę dobrą, nienajkrótszą drogą. Po jakimś czasie zaczął mnie tropić jakiś gościu ma mtb. Wiedziałem, po pierwszych zakrętach, że jedzie tam gdzie ja, ale postanowiłem po prostu jechać. Jeszcze bym się od mówienia spocił. A miałem dzisiaj zamiar zrobić pare fotek i wracać do domu. Ten sam mtbowiec wypierniczył się przy fontannie... Szpanerstwo nie popłaca ;-)
Wpadłem na plac solny i od razu pare fotek. Ludzi było na prawde sporo. Kiedy wszyscy zaczynali się już niecierpliwić, bo praktycznie nie było słychać tego co organizator sobie tam seplenił w megafon wreszcie ruszyliśmy. Podbiłem na kant i pare klatek weszło. Ale miejscówka nudna i ruszyłem dalej. Po drodze jeszcze 3 przystanki na zdjęcia. Minęli mnie Einstein, leśniczy w leśnym rowerze, dziewczyna paw, dziewczyna z psem w koszyku, alicja z krainy czarów (no, moze nie, ale chyba pasuje nazwa), anioły śmierci, dziewczyny disko, ratownik z płetwami, ludzie ptaki, masa ludzi na ostrych, troche cruiserów, mumia, no i ciężko wszystkich zasługujących na wyróżnienie tutaj wypisać, bo na prawdę pięknie to wyglądało.
Szybko szkończył mi się film w aparacie. Zacząłem żałować, że nie mam cyfrówki, a kompakcika nie zabrałem ze sobą. Nie spodziewałem się, że aż tak atrakcyjne wizualnie widowisko mnie czeka ;-)
Brawa dla organizatorów, ale także dla uczestników. Wszystko przebiegało sprawnie, grzecznie, kulturalnie. Mało kiedy tak dobrze jedzie mi się w grupie, szczególnie poruszającej się momentami z prędkością około 4kmh, także spokojnie można było zejść z roweru i prowadzić i nie zostać z tyłu.
Po wszystkim wróciłem mocno okrężną trasą, stąd dystans ze dwa razy większy niż sam przejazd.
Kto jedzie ze mną w przyszłym roku? Jedyną wadą pikniku jaką zauważyłem jest brak piwa ;-) Ale to się jakoś pewnie nadrobić da.
Wyjechałem o 11:10, miałem być na styk, ale nie spieszyłem się, bo wiedziałem, że będzie poślizg. Dlatego spokojnie jechałem sobie w miarę dobrą, nienajkrótszą drogą. Po jakimś czasie zaczął mnie tropić jakiś gościu ma mtb. Wiedziałem, po pierwszych zakrętach, że jedzie tam gdzie ja, ale postanowiłem po prostu jechać. Jeszcze bym się od mówienia spocił. A miałem dzisiaj zamiar zrobić pare fotek i wracać do domu. Ten sam mtbowiec wypierniczył się przy fontannie... Szpanerstwo nie popłaca ;-)
Wpadłem na plac solny i od razu pare fotek. Ludzi było na prawde sporo. Kiedy wszyscy zaczynali się już niecierpliwić, bo praktycznie nie było słychać tego co organizator sobie tam seplenił w megafon wreszcie ruszyliśmy. Podbiłem na kant i pare klatek weszło. Ale miejscówka nudna i ruszyłem dalej. Po drodze jeszcze 3 przystanki na zdjęcia. Minęli mnie Einstein, leśniczy w leśnym rowerze, dziewczyna paw, dziewczyna z psem w koszyku, alicja z krainy czarów (no, moze nie, ale chyba pasuje nazwa), anioły śmierci, dziewczyny disko, ratownik z płetwami, ludzie ptaki, masa ludzi na ostrych, troche cruiserów, mumia, no i ciężko wszystkich zasługujących na wyróżnienie tutaj wypisać, bo na prawdę pięknie to wyglądało.
Szybko szkończył mi się film w aparacie. Zacząłem żałować, że nie mam cyfrówki, a kompakcika nie zabrałem ze sobą. Nie spodziewałem się, że aż tak atrakcyjne wizualnie widowisko mnie czeka ;-)
Brawa dla organizatorów, ale także dla uczestników. Wszystko przebiegało sprawnie, grzecznie, kulturalnie. Mało kiedy tak dobrze jedzie mi się w grupie, szczególnie poruszającej się momentami z prędkością około 4kmh, także spokojnie można było zejść z roweru i prowadzić i nie zostać z tyłu.
Po wszystkim wróciłem mocno okrężną trasą, stąd dystans ze dwa razy większy niż sam przejazd.
Kto jedzie ze mną w przyszłym roku? Jedyną wadą pikniku jaką zauważyłem jest brak piwa ;-) Ale to się jakoś pewnie nadrobić da.
przebiśniegi
Sobota, 15 stycznia 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: niedzielnie, dist: less than 50
Km: | 3.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miało być z 50km, pierwsza porządna przejażdżka w tym roku, miałem dzwonić do platona, czy sobie nie zrobi takiej relaksującej rowerowej wycieczki. Temperatura wyśmienita, słoneczko na niebie, od czasu do czasu coś tam z nieba pokropi, ale przy 10 stopniach nie ma to wielkiego znaczenia, w końcu jest styczeń. Najważniejsze, że asfalt czarniutki, po śniegu na drogach nie zostało za wiele śladów. No właśnie, na drogach może i nie, ale na ścieżkach zostało sporo. Na moje nieszczęście sporo szkła. Przeciąłem opone i przejażdżka skończyła się dość przedwcześnie. Powietrze zeszło tak szybko, że nawet nie zdążyłem powiedzieć "o kur*a" a już jechałem na obręczy. Wsadziłem zapas, ale nie mogłem za bardzo napompować, bo przez dziure w oponie przechodził swobodnie palec... To teraz kolejna przejażdżka się pewnie na luty/marzec przeniesie, bo gdzie ja teraz kupię porządne opony w normalnej cenie? Gdzie ja znajde kendy karma dtc 2.0 kevlarowe w takiej cenie? Ehh...
eee
Niedziela, 21 listopada 2010 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: | 9.28 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 12.37 |
Pr. maks.: | 25.28 | Temperatura: | 2.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bardzo niedzielna przejażdżka z siostrą.