na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

część dalsza przygotowań

Środa, 27 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 23.97 Km teren: 10.00 Czas: 01:11 km/h: 20.26
Pr. maks.: 31.20 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Nie spodziewałbym się, że tak szybko po zakupie pozwole sobie na postawienie blureja pod sklepem ;-) Dobrze nam się jeździ, a nie mam w tej chwili innego roweru jeżdżącego. Pożyczanie też się skończyło i trzeba było albo tramwajować cały dzień albo pojechać blurejem. Pojechałem.

Kontynuuję zwiedzanie Wrocławskich sklepów rowerowych. Ogólnie jest lipa niesamowita, ceny wywindowane, zwykle słabe wyposażenie. Jednak kopiąc głęboko, drążąc i dręcząc sprzedawców można cośtam osiągnąć i nawet niezłe cośtam. Dzisiaj zakupiłem opony. Po przejrzeniu wszelkich możliwych katalogów, opinii na forach internetowych i w ogóle stracie masy czasu postanowiłem wybierać spośród następujących opon:
-schwalbe durano 1.1 kevlar ~110zł 280g (opcja na wypasie, jak się nic innego nie uda to zamówić u krajka)
-maxxis detonator 1.25 aramis(kevlar) 300g ~75zł albo na drucie ~55zł (355g) i to był wybór mnie najbliższy, bo tak, od rana dzwonie po sklepach z maxxisami i nigdzie nie ma i nie da rady załatwić na poniedziałek, nędza
-continental sport contact 1.3 ~72zł drut ~420g te miały być dostępne we wrocławiu w stylowych rowerach czy jakoś tak, jako że nie ma na miejscu maxxisów to nawet te bym kupił, niestety została im jedna...

Wizyta w sklepie na Komuny Paryskiej bardzo mile będzie przeze mnie wspominana, nie dość, że sklep całkiem niezły no i miał tę jedną sztukę opony, której szukałem, zawsze to już coś. Do tego wszystkiego Pan stwierdził, że powinienem może spróbować w "treku", ale ceny będą mieli "trekowe". Tak, wiem, wiele razy wchodziłem do SSC rzucić okiem na rowery na które mnie nie stać a nawet jakby manie było stać to bym nie kupił bo potem bałbym się na tym jeździć. No ale już desperacja mnie ogarniać zaczynała. Może i bym nawet te durano kupił jakby się nie udało. Ale oto moim oczom przedstawione zostały opony o których w internecie cisza - Bontrager cośtam cośtam 1.25" i 1.5". Celowałem w 1.25 ale zważyliśmy na sklepie obie wersje i okazało się, że 1.5 wychodzi tylko 30g ciężej, więc wziąłem 1.5 o wadze 410g, bo drutówka. Ogólnie nieżle, lżejsza od Continentala 1.3 który też na drucie i tylko 100g więcej niż maxxis 1.25 na kevlarze. Do tego udało mi się kupić przecenione spodenki za 39zł :) Kolejna para spodenek w śmiesznej cenie nabyta. Tym razem Castelli, także nie jest źle.

Teraz jeszcze ze 2 koszulki kupić i nogawki żeby sobie kolan nie przeziębić, oczywiście szukamy promocji :)

A powrót po wałach, dlatego teren wpadł. Tempo byłoby lepsze, ale gdzieś w okolicach ronda regana złapałem kapcia. Znaczy nie do końca kapcia, powietrze z 4.5 atmosfery, z nabitej do limitu opony zeszło mi na jakieś 1.5 moze 2, ugięcie oponki jest, ale dało się jechać bez dobić na krawężnikach jak uważnie jechałem... no więc uważnie jechałem i nic nie dobiło. Może i szkoda opony, ale eeee, mam tylko dętki na preste i nie chciało mi się zmieniać. Zmienie na slicki od razu, bo kupiłem dętki z samochodowym do oponek od razu.

organizacyjnie

Wtorek, 26 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, dist: less than 50
Km: 11.65 Km teren: 0.00 Czas: 00:25 km/h: 27.96
Pr. maks.: 44.60 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wieczorkiem do Tomka, w celach organizacyjnych. Powrót po 22, także od razu można było troche potestować nowo nabytą lampkę. Wydaje się słaba, chyba nawet gorsza od MacTronica którego miałem, ale to przez to, że światło Xenonowej żarówki nie poprawia wcale widoczności a po prostu świeci i daje plame światła. Zdecydowanie wolę światło diodowe, więc chyba niepotrzebnie zakupiłem diodowo xenonową lampkę... no ale nic, kiedyś może pozwolę sobie na zakup poważnego oświetlenia, ale to jeszcze nie ta chwila.

Wracałem ubrany we wczoraj zakupioną kurtałkę. 17C pokazuje termometr w internecie, więc nie wiem ile było, ale na jazdę w tej temperaturze jest zdecydowanie zbyt nieprzewiewna, spociłem się jak ją zapiąłem. Powinna nadać się na zjazdy jak pod spód ubiorę polarek.

Przed wyjazdem w skalniku zakupiłem świetnie spakowany śpiworek, jedynie 750g wagi, ideał na rower, nawet jeśli nie grzeje ;-)

Po powrocie załatwiłem na wyjazd turystyczny palniczek gazowy, będziemy mieli na czym makaron ugotować albo herbatkę ciepłą zrobić :)

wielkie poszukiwanie niezbędników wyprawowych

Poniedziałek, 25 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 46.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 23.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Wrocław kolejny już raz potwierdził swoją totalną nieprzydatność jeśli trzeba kupić coś rowerowego.

Do zakupienia mam:
-kurtałka na rower, chroniąca przed wiatrem i mżawką, niekoniecznie oddychająca, może być kolejny ortalionik jak mój odwieczny adidas zakupiony na wf
-slickowe oponki tak na 1.25"
-czołóweczka, tak żeby sobie poświecić
-śpiworeczek, który możnaby zabrać ze sobą w świat, tak max 800g wagi i wielki i przestronny jak jaskinie 40 rozbójników i aliaby
-bagażnik pod sakwy z montowaniem w jakiś magiczny sposób omijającym tarcze
-sakwy

To taka lista na począteczek, oczywiście inne niezbędne pierdółka też mi się przydadzą, ale to na start po prostu musi być.

Przejrzałem cały internet jaki mam na dyskietce zanim pojechałem w poszukiwaniu kurtałki. Kurtałka jako pierwszy cel, bo bagażnika już szukałem i chyba trzeba będzie przerabiać po prostu, bo jak u Bogdana nie ma, to pewnie trzeba będzie jakiś szit za astronomiczne kwoty sprowadzać... Także kurtałka. Oczytany, z wiedzą o membranach i nie membranach. Softszelach i łajndstoperach pojechałem w świat.

Pierwszy sklep - całkiem nieźle, ale nie ma mojego rozmiaru. Oponki - jest jednak schwalbe cośtam 1.5" ważąca chyba z tonę, a na pewno te 600g miała. Drugi sklep - ta sama opona, zupełnie brak odzieży rowerowej. W dwóch kolejnych nawet nie mówię, nic nie ma. Rezygnuję z małych sklepików, trudno, nie będzie targowania ceny.

Wpadam w sieciówki, jedna - jest zupełnie nieźle jeśli chodzi o kurtałki, nieźle, tylko że wymiarówki jakieś takie... no... dla amatorów. Wiadomo przecież, że poważny zawodowiec nie może mieć więcej niż 170 i 55kg wagi. Ja mam swoje 190 i obecnie tylko 81 (ale jeszcze wrócę na 86 ;-) więc BMI mam jak na zawodowca przystało, tymczasem wszystkie kurtałki jakie przymierzam, albo są idealne w obwodzie i mają za krótkie rękawy i odsłaniają mi pępek, albo mają dobrą długość ale są na mnie jak spadochron. Może to taka nowość łajndkaczer, żeby trening bardziej efektywny był, ustawiasz się na wiatr i starasz się odlecieć... Drugi sklep, to samo, chociaż znalazłem coś nawet nawet pasującego, ale cena/jakość nieco mnie odstraszyły. Zamek nie powinien się raczej rozpadać jeszcze w sklepie. Kolejna sieciówka i znalazłem kurtkę marzenie. Zrobię reklamę ten jeden raz, firmowana logiem Craft, żółta czy tam seledynowa, w każdym razie jaskrawa i przeceniona o 300zł... Cały problem w tym, że przeceniona z 899 ;-) Ale po prostu jakby krojona i szyta na mnie, pasowała idealnie. -Texów i innych materiałów rodem z laboratoriów nasa było w niej pełno, bo aż 2.5 warstwy... no ale cena zaporowa. Wpadł jeszcze jeden rowerowy i nawet ciekawe kurtałki były, ale rozmiar L okazał się dla mnie za krótki, a niektóre nawet za ciasne ;-) To rozumiem, ubrania w których noszę XL są git ;-)

Ostatecznie kupiłem coś zupełnie innego niż zamierzałem, ale nie można powiedzieć, że zakup nie jest przemyślany. Wygrała prosta kurtała przeciwdeszczowa. Dałem sporo, ale wybrałem ją ze względu na jej prześwietne dopasowanie. Mimo, że wygląda jak kawałek czerwonego ortalionu, to 140zł, dobrze wyglądające zamki, kieszeń na plecach i świetny krój przekonały mnie. Na zimno polar pod spód i może nawet na zimę się nada, podobnie jak kawałek ortalionu z adidasa w którym do tej pory jeździłem. Kurtałka ma jeszcze jedną wielką zaletę. Daje się spakować do własnej kieszeni na plecach i jeszcze zostaje miejsce na np 2 bananki ;-)

W sprawie opon wniosek jeden -> trzeba wyjechać z Wrocławia żeby kupić. Nikt tutaj chyba nie zapodaje slicków na 26". Z dużą dozą prawdopodobieństwa zdecyduję się na Maxxis Detonator 26x1.25" Aramis. Wagę mają przyzwoitą, w okolicach 300g, jak wezmę 3 to powinno styknąć. Jeszcze dętki do nich odpowiednie coby wytrzymały te 100PSI i ważyły maluśko. Jak nie Maxxisy to klasycznie KEndy Kwest 1.25" tylko coś już ich lekkich chyba nie robią :/

Czołóweczka... trzeba będzie coś pomyśleć, bo we Wrocławiu wszystko drogie okropecznie.

W sprawie śpiworu wniosek jeden -> nie ma problemu z kupnem śpiworu ~850g, ale ze 150zł trzeba będzie wydać, a ciepła toto za wiele nie daje.

Bagażnik i sakwy... bagażnik chyba od brata pożyczę, tylko będę musiał śruby znaleźć, a sakwy... cordura droga jest... no ale to wydatek raz na lata, więc może i się szarpnę...

Teraz trzeba skupić się na oponkach, bo na 2.25" wiele nie ujade, a nawet rzekłbym zdychnę.

"Darz Bór" Nasale uphill

Niedziela, 24 lipca 2011 Kategoria opis: foto, baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: 47.90 Km teren: 25.00 Czas: 02:04 km/h: 23.18
Pr. maks.: 56.80 Temperatura: 21.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po wyprowadzeniu piesa na spacerek wszamaliśmy z braciszem (jego bikelog) obiad. Już od rana wiadome było, że na jednej, przedobiadowej przejażdżce się nie skończy. Jej tempo spowodowane piesem tym bardziej nakłaniało do drugiego wyjazdu.

Zalew odpadał, bo ciągle w tamtą stronę jeździmy. Terenowa trasa za gimnazjum też się oklepana już robi, a w dodatku maksymalnie las zarósł i trzeba się właściwie czołgać pod gałęziami. Pojechaliśmy więc na Nasale. Żeby nie było za dużo asfaltu po starcie, to skierowałem nas na początku na Paruszowice i tam od razu w wieś i z niej w pola i lasy na Gosław. Potem znowu asfaltem kawałek do lasu w Nasalach.


Bundze w Gosławiu ;-)

Przez las jazda wyśmienita. Troche mi się dzisiaj zamulało, wczoraj się totalnie odwodniłem, ciągle mi się pić chce, nawet jak to teraz piszę. Muszę uważać na odwodnienia, szczególnie przed planowaną wyprawą. W każdym razie zamulałem aż do podjazdu na przesławny Nasalski "Darz Bór" :) Wiadomo, taki biwakowy przystanek dla myśliwych. Jeden z najlepszych podjazdów w okolicy a zaraz za nim 3 super zjazdy, z czego niestety ostatni wyasfaltowany już. W każdym razie pierwszy spokojnie, bo sporo błota, a jeszcze nowość mnie nieco powstrzymuje. Na kolejnym już było 49.75kmh, a na trzecim, asfaltowym mxs wycieczki poszedł. Wiele więcej bym nie wykręcił. Zdecydowanie antyprędkościowa konfiguracja jest w blureju, trzeba go przyspieszyć.

W Zdziechowicach Paweł poprowadził mnie zupełnie nieznaną mi trasą. Sam sie trochę w wiosce pogubił, ale potem już poszło zupełnie gładko wprost do Uszyc. Na trasie Zdziechowice -> Uszyce tak zamulałem, z braku wody i jedzenia, że z automatu poszła decyzja żeby wracać już asfaltem. Żeby tak całkiem asfalt nie był to skierowałem nas na Górne Uszyce i tam fragment polną jeszcze. Na podjeździe pod Uszyce znowu poszalałem... Nie wiem, do jazdy w terenie sił nie mam chyba że jest pod górkę. Na asfalcie nie jest tak źle, ale pod górkę jest zupełnie dobrze. W każdym razie tam znalazłem śliwki, które całkiem nieźle mnie zregenerowały i powrót nie był tak całkiem zamulasty.


Życiodajne śliwki mirabelki w kieszonce koszulki dały siłę na dalszą jazdę

Podjazd pod Roszkowice prowadził Paweł, trzymał się w okolicach 27-28kmh. Ja trzymałem się za nim żeby sobie chwile odpocząć. Na swoją obronę mogę dodać, że prawie całą płaską trasę to ja jechałem z przodu, a wiatr raczej nam na powrocie nie sprzyjał. Zresztą odbiłem sobie to ukrycie w cieniu na podjeździe pod krzyż. Rozpykałem go z 31.5kmh na zegarku pod samym szczytem i wpadłem z rozpędu na ścieżkę pod sam krzyż :) Na zjeździe niestety wyhamować trzeba było bo coś się deskorolkowe dzieci lęgną po wsiach. Czyżby epoka Tony Hawka wróciła?

Ogólnie tona błota, ale po tylu dniach opadów to kałuże jakieś takie niewyraźne, bywały głębsze i większe :) Mimo to rower pod grubą warstwą błota. Przejażdżka wyśmienita.

zalew

Niedziela, 24 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam, opis: foto
Km: 14.62 Km teren: 11.00 Czas: 01:16 km/h: 11.54
Pr. maks.: 24.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
z braciszem i piesem



Kobi dzielnie walczył aż do ostatnich metrów :) Czasem rozpędzał się do ponad 20kmh i zawsze musiał być z przodu, jak zwykle zresztą. Strasznie chciałby prowadzić stado.

zalew mudd trophy

Sobota, 23 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: nie sam, opis: foto
Km: 29.11 Km teren: 20.00 Czas: 01:22 km/h: 21.30
Pr. maks.: 42.21 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze


Na klasycznym przystanku na molo :)

Koniec pory deszczowej?

Sobota, 23 lipca 2011 Kategoria bike: blurej, dist: 100 and more
Km: 104.25 Km teren: 0.00 Czas: 03:24 km/h: 30.66
Pr. maks.: 55.78 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po 3 dniach deszczu wreszcie moim oczom ukazało się Słońce. Takiej okazji nie można przegapić -> jechać!

No i pojechałem. Przez deszcz zaplanowałem pojechać do domu. No więc nuda. Ale kolejna setka wpadła blurejowi. Wiatr w plecy i jedziemy. Na rogatkach Wrocławia średnia 34.89. Potem powoli spada, bo jednak opony 2.25 nadal nie zmienione nie służą szybkiej jeździe (no chyba że zjeżdżamy ze Ślęży ;-) W Sycowie chciałem kupić bagażnik. Okazuje się, że pod tarcze bagażnik musi wyglądać inaczej, jeszcze nie wiem jak, ale trzeba coś takiego znaleźć. Dzisiaj jechałem z plecakiem i nie było lekko, to nie na moje plecy. Za Sycowem troche mnie zaczyna odcinak, z braku wody, śmigam dość szybko a niepełny bidon wziąłem na trase, do tego bez śniadania jade. Na szczęście po jakimś czasie znajduje otwarty sklep. Dwa bananki i woooooda robią swoje. Po chwili łapie kolesia na motorku Jedzie 50kmh, więc siadam na koło i jade jego tempem. Pierwsze dwa podjazdy dałem za nim rade, na trzecim, ostatnim podjeździe przed zjazdem na rondo w Żurawinie odpadłem. Tak niewiele brakowało, jakbym go tam nie stracił to miałbym chyba średnią życia wykręconą, bo jechało się za nim rewelacyjnie i utrzymanie koła było gigantyczną motywacją. W okolicach Janówki wiatr okręcił się na bok i już się tak lekko nie jechało. Sił też już brakować zaczynało. Otatnie zrywy i podjazd pod wiadukt i Wałową z 35kmh. Finisz w pięknym stylu i w sumie mimo niespecjalnej średniej i nieudanych zakupów przejażdżka fajna.

praca

Czwartek, 21 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd
Km: 15.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 km/h: 15.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
w deszczu.

praca

Środa, 20 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: dojazd, dist: less than 50
Km: 12.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:30 km/h: 24.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Do pracy. Na powrocie kropi i jest mokro po ulewie. Planuje jakiś większy wypad na sierpień, oby wtedy pogoda była...

Bajkał Mudd Trophy

Wtorek, 19 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: less than 50, opis: foto, opis: nie sam
Km: 30.57 Km teren: 18.00 Czas: 01:37 km/h: 18.91
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Kolega z pracy, Wojtek, stwierdził, że wieczorem wybiera się na wycieczkę rowerową w stronę Kamieńca Wrocławskiego. Stwierdziłem, że powinien w takim razie wybrać się na Bajkał, bo można fajnymi ścieżkami pojeździć. Mieli wyjechać o godzinie 18, więc powiedziałem, że może do nich dołączę.

Tak się jakoś złożyło, że zanim: wyrwałem się z pracy, zrobiłem zakupy spożywcze, żeby z głodu nie umrzeć, dotarłem do domu, zjadłem coś, wypiłem, przygotowałem pićku do bidona to zrobiła się 18:35. O 18:40 już na trasie, postanowiłem pojechać okrężną drogą na Bajkał, tak żeby może na powrocie jednak spotkać Wojtka, okazało się jednak, że chłopaki albo się pogubili, albo po prostu wyjechali później, bo spotkałem ich po 4 kilometrach przejażdżki.

Krótki postój na którym strasznie się spociłem, bo jednak tempo niezłe trzymałem. Ruszyliśmy razem po wałach na Bajkał. Wojtek na mtb z najprawdopodobniej Kenda Flame i Łukasz (jeśli pomyliłem imię to przepraszam najmocniej) na... jakby inaczej kolarzówce :) No ale nic, jakoś jedziemy i z początku nawet niezłe tempo jak na niejeżdżących z nieprzystosowanym ogumieniem, bo 20kmh.

Moja ulubiona ścieżka przez lasek Strachociński znowu jest przejezdna, poza jednym małym odcinkiem gdzie chyba wieczne błoto powstało. No ale pierwsze błoto się blurejowi należało :) Potem w miare spokojnie, za łanami znowu wały zarosły. Ogólnie ścieżka mimo, że widać że ktoś tam jednak przebiega czy przejeżdża czasem to zarosła okropnie od ostatniej mojej wizyty.

Prawdziwe przeżycia zafundowałem chłopakom w okolicach Bajkału. Najpierw na dojeździe mega błoto, potem na wyjeździe... Kiedy rów okazał się totalnie zarośnięty coś mi już nie grało. Przecież za rowem są jedne z najlepszych ścieżek, dlaczego nie ma do nich wyjeżdżonego dojazdu? No i okazało się dość szybko. Zaprezentuję pamiątkowe fotki, które dość mizernie, ale jednak przedstawiają to na co się natknęliśmy.

Widok w przód


Widok w tył


I znowu w przód - ujawiły się dwa błotne potwory :O


A nie, to jednak nie błotne potwory a moi współtowarzysze, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie pozwolą mi wybierać trasy wycieczki, a na pewno jak usłyszą czy chcą jechać trasą ciekawszą czy prostszą to wybiorą tą prostszą :)

W każdym razie na bagnach żyło wiele ciekawych stworzonek. Takich obrazków jak ze zdjęcia mieliśmy masę. Kto jeździł tamtą trasą to wie, że tam jest tak górka-dołek-górka-dołek-górka-... od początku do samego końca. No i tego dnia każdy dołek oznaczał wyzwanie. Jak to zrobić żeby wyjść jak najmniej ubłoconym z tej nierównej walki. Złapałem troche błota w napęd, mase na ramę, korone widelca i w ogóle, błoto było wszędzie. Dziwnym trafem nie miałem błota na ubraniu, ale za to łydki zdrowo mi się umorusały błotem odrywającym się potem od opon.

Powrót już asfaltem. Tempo bardziej przyzwoite, ale lepiej było w terenie :) W samym Wrocławiu złapał nas deszcz, początkowo słabiutku, potem coraz mocniejszy, bo pech chciał, że nasz kurs był prosto pod chmurę. Na swoim zjeździe, gdzieś w okolicahc 27km trasy (23 km wspólnie) pomachałem chłopakom i popędziłem ile sił w nogach na chate. Najpierw myślałem, że z powodu przyspieszenia z 24 na 34kmh deszcz przeobraził się z deszczyku w ulewę... nie... nie chodziło o przyspieszenie, chociaż też niewątpliwie zwiększało doznania. Po prostu zaczęła się regularna ulewa. Tak lało, że przeoczyłem zjazd na chate xD No ale nawrót i już po chwili byłem u celu. Potem już tylko pucowanie, wycieranie i chuchanie na blureja, kąpiel, kilka tostów na kolację i spać.

Blurej ma już za sobą ponad 100km wycieczkę, zjazd w terenie ze Ślęży, mxs ponad 60kmh, ponad 2 metrową kałużę, tonę błota w oponach, że odrywa się o ramę i widelec, no i deszcz. Nieźle jak na niecały tydzień wspólnego jeżdżenia :)

A dzisiaj jak piszę ten wpis leje deszcz... zaraz do roboty i z wieczora pewnie wyprowadzę blureja na wycieczkę, tylko zmieniłbym oponki na Larseny i po prostu po wałach się pokręcił.

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum