Wpisy archiwalne w kategorii
dist: from 50 to 100
Dystans całkowity: | 10970.13 km (w terenie 2569.50 km; 23.42%) |
Czas w ruchu: | 483:00 |
Średnia prędkość: | 22.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.10 km/h |
Suma podjazdów: | 12457 m |
Liczba aktywności: | 160 |
Średnio na aktywność: | 68.56 km i 3h 01m |
Więcej statystyk |
praca i po pracy
Czwartek, 28 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, cel: dojazd, dist: from 50 to 100
Km: | 84.12 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 22.94 |
Pr. maks.: | 55.78 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do pracy, potem na jazdy i znowu do pracy. Po pracy obiadek na mieście i powrót wałami. Przebieram się, piję z pół litra wody a reszte w bidon i spowrotem na wały. Wałami na Most Milenijny i dalej w Lasek Osobowicki (jak mnie pamięć do nazw nie zawodzi jak to zwykle bywa). W drodze na wałach bawię się w swoją starą zabawę zjeżdżanie i podjeżdżanie na wały. Przyda się trenowanie ostrych podjazdów :) Co prawda na krótkich to się wrzuca maksymalną kadencję i się je połyka rozpędem, ale mimo że technika inna, to siła w nogach ta sama. Z tego samego powodu, na miejscu, w lasku, parę podjazdów i zjazdów z góreczki. Powrót prawie tą samą trasą, ale czasem drugą stroną rzeki. Kolejne okrążenie wielkiej wyspy w przeciwną stronę i powrót z krótkim treningiem interwałowym. Ogólnie coś dzisiaj pustka na wałach. Sporo biegaczy, ale rowerzystów prawie wcale.
Zjadłem dzisiaj 2 obiady i porządne śniadanie a mimo to jestem głodny. Dobrze, organizm chyba już czuje co mu umysł podpowiada - trzeba zmagazynować energię na najbliższe tygodnie bo nie będzie lekko :)
Dzisiaj prawie nic związanego z wyprawą. Wczoraj pozaznaczałem na naszej mapie różne przełęcze i drogi, które możnaby odwiedzić. Mnie zależy właściwie na 3 najwyższych i najsławniejszych. Procenty nachylenia nie robią na mnie wrażenia, bo i tak nie będzie takich jak choćby w Kozłowickim lasku z torem motocrossowym i wzniesieniami krótkimi ale za to po 35 i więcej procent nachylenia. Ale otoczenie 4 tysięczników i prześwietne widoczki... no i te zjazdy to to na co mam ochotę.
Zjadłem dzisiaj 2 obiady i porządne śniadanie a mimo to jestem głodny. Dobrze, organizm chyba już czuje co mu umysł podpowiada - trzeba zmagazynować energię na najbliższe tygodnie bo nie będzie lekko :)
Dzisiaj prawie nic związanego z wyprawą. Wczoraj pozaznaczałem na naszej mapie różne przełęcze i drogi, które możnaby odwiedzić. Mnie zależy właściwie na 3 najwyższych i najsławniejszych. Procenty nachylenia nie robią na mnie wrażenia, bo i tak nie będzie takich jak choćby w Kozłowickim lasku z torem motocrossowym i wzniesieniami krótkimi ale za to po 35 i więcej procent nachylenia. Ale otoczenie 4 tysięczników i prześwietne widoczki... no i te zjazdy to to na co mam ochotę.
zalewiaście
Niedziela, 17 lipca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: niedzielnie, dist: from 50 to 100
Km: | 64.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 23.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: blurej | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie miałem głowy na robienie kolejnych fotek. Teraz muszę popracować, nawet dobrze się składa bo zapowiadają słabszą pogodę. A jak popracuję to zaczną się wakacje, wtedy blurej pozna nieco dalsze rejony niż okolice Wrocławia i Byczyny.
Dzisiaj zapoznawał się z okolicami Byczyny. Najpierw kawałek polami wokół Byczyny, ponownie w towarzystwie kuzyna i psa. Pies dzisiaj zdychał z gorąca i trzeba było trasę skrócić a łańcuch kuzynowi strzelił i szybko przejażdżka się skończyła.
Potem lans wokół zalewu, spotkałem KB. Ponoć jeszcze czasem siada na rower, ale ogólnie nabył sobie quada i się na ryby wozi... no cóź starość nie radość, młodość nie wieczność ;-)
Na koniec podbicie średniej na asfalcie. Rowerkiem postanowiłem dojechać sobie do Wołczyna na pociąg. Wyjechałem na spokojną jazdę, ale znowu jakimś trafem złapałem szybki ciągnik :) W Wołczynie byłem dużo przed czasem więc postanowiłem jechać na kolejną stację, potem na kolejną i kolejną... Mimo silnego wiatru w twarz jechało się wyśmienicie. Znaczy jak uderzał centralnie w twarz było źle. Pozycje mam bardziej wyprostowaną, trzeba by mostek odwrócić albo w ogołe mostek i kiere z orzeła wprawić, bo lżejsze i ogólnie lepsze o klase są... Aleee te się nieźle prezentują a też blurej nie ma być tak ogólnego zastosowania, a raczej w teren. Ostatecznie w pociąg wsiadłem i dojechałem, od Psiego Pola znowu jazda, poszło w chwilke :) Ogólnie zabrałem ze sobą Larseny TT, żeby Schwalby oszczędzać na okazje z prawdziwym terenem, a na jazdę po Wrocku i okolicach mieć jakieś słabsze oponki. Jutro na wieczór postaram się zmienić i wyruszyć na podbój miasta. Może sobie światło na przód sprawie i night ride powrócą do łask, bo dzień coraz krótszy i wakacje raczej mi się dopiero w sierpniu zaczną.
Ogólne wrażenia z wspólnej jazdy z blurejem: rewelacja!
W piątek wygięła mi się minimalnie tarcza z przodu i zaczęła ocierać. W sobote błotna maseczka albo starła tarczę, albo zmusiła do samoistnego naprostowania się, w każdym razie w trakcie jazdy siedzi ogólnie cicho, czasem tylko pisk jakiś wyda z siebie, ale ogólnie wszystko sprawne i działające.
Dzisiaj zapoznawał się z okolicami Byczyny. Najpierw kawałek polami wokół Byczyny, ponownie w towarzystwie kuzyna i psa. Pies dzisiaj zdychał z gorąca i trzeba było trasę skrócić a łańcuch kuzynowi strzelił i szybko przejażdżka się skończyła.
Potem lans wokół zalewu, spotkałem KB. Ponoć jeszcze czasem siada na rower, ale ogólnie nabył sobie quada i się na ryby wozi... no cóź starość nie radość, młodość nie wieczność ;-)
Na koniec podbicie średniej na asfalcie. Rowerkiem postanowiłem dojechać sobie do Wołczyna na pociąg. Wyjechałem na spokojną jazdę, ale znowu jakimś trafem złapałem szybki ciągnik :) W Wołczynie byłem dużo przed czasem więc postanowiłem jechać na kolejną stację, potem na kolejną i kolejną... Mimo silnego wiatru w twarz jechało się wyśmienicie. Znaczy jak uderzał centralnie w twarz było źle. Pozycje mam bardziej wyprostowaną, trzeba by mostek odwrócić albo w ogołe mostek i kiere z orzeła wprawić, bo lżejsze i ogólnie lepsze o klase są... Aleee te się nieźle prezentują a też blurej nie ma być tak ogólnego zastosowania, a raczej w teren. Ostatecznie w pociąg wsiadłem i dojechałem, od Psiego Pola znowu jazda, poszło w chwilke :) Ogólnie zabrałem ze sobą Larseny TT, żeby Schwalby oszczędzać na okazje z prawdziwym terenem, a na jazdę po Wrocku i okolicach mieć jakieś słabsze oponki. Jutro na wieczór postaram się zmienić i wyruszyć na podbój miasta. Może sobie światło na przód sprawie i night ride powrócą do łask, bo dzień coraz krótszy i wakacje raczej mi się dopiero w sierpniu zaczną.
Ogólne wrażenia z wspólnej jazdy z blurejem: rewelacja!
W piątek wygięła mi się minimalnie tarcza z przodu i zaczęła ocierać. W sobote błotna maseczka albo starła tarczę, albo zmusiła do samoistnego naprostowania się, w każdym razie w trakcie jazdy siedzi ogólnie cicho, czasem tylko pisk jakiś wyda z siebie, ale ogólnie wszystko sprawne i działające.
ciężki dzień...
Czwartek, 7 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: olds, cel: dojazd, dist: from 50 to 100
Km: | 56.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 18.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: oldsmobile | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miliard dojazdów i przejazdów. W tym: dom1->praca->dom2->jazdy na motor->dom1->praca->z tomkiem pod jego chate->dom2->dom1->dom2->dom1
Terenowo :)
Niedziela, 26 czerwca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: treningowo, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 51.24 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:11 | km/h: | 23.47 |
Pr. maks.: | 41.89 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejna przejażdżka w wyśmienitej ekipie: Chmielu i Paweł i ja :)
Trasa, którą przejechaliśmy oczywiście w niczym nie przypominała tego, co mieliśmy przejechać. Dzisiaj dla odmiany nie ochlapałem sobie nawet ryja błotem. No i dzisiaj nie miałem też nie miałem jakoś szczególnej pary w nogach. Przyznać muszę szczerze, że mnie wczorajszy wyjazd zmęczył. A właściwie dał się odczuć w mięśniach. Nawet bardziej niż napierniczanie 220km. Tamto daje w organizm, ale mięśnie nie są tak zdruzgotane jak po jeździe w terenie na granicy wybuchu serca i żył. Dzisiaj dość spokojnie, dopiero na asfaltowej końcówce zrobiło się interesująco. Ja poszalałem na podjeździe na górkę ciecierzyńską. Wpadłem na nią nie schodząc z 32kmh. Potem się chłopaki rozbrykali i na kolejne górki sami gnali ile wlezie :) Maksymalna prędkosć wycieczki ustanowiona na podjeździe pod wiadukt na granicy Byczyny :) Potem prawie wyrównana na podjeździe pod Wałową.
Tak mniej więcej przebieg wycieczki: za gimnazjum w las na Borek -> magiczne górki przed Piaskańskie :) -> kawałek asfaltu i w czerwony szlak Wójciński -> w Wójcinie znowu kawał asfaltu na Lu.... cośtam, zresztą nie ważne, i tak się pogubiliśmy, w każdym razie wyjechaliśmy w Żdżarach i stamtąd powrót na Wójcin -> Kol Bol Chruścin -> Siemianice magicznymi ścieżynkami, w wiosce postój na popas -> czereśniowy szlak, niestety wszystko wyżarte -> wyjazd przed lasem przy Kostowie -> Ciecierzyn -> baza
Trasa, którą przejechaliśmy oczywiście w niczym nie przypominała tego, co mieliśmy przejechać. Dzisiaj dla odmiany nie ochlapałem sobie nawet ryja błotem. No i dzisiaj nie miałem też nie miałem jakoś szczególnej pary w nogach. Przyznać muszę szczerze, że mnie wczorajszy wyjazd zmęczył. A właściwie dał się odczuć w mięśniach. Nawet bardziej niż napierniczanie 220km. Tamto daje w organizm, ale mięśnie nie są tak zdruzgotane jak po jeździe w terenie na granicy wybuchu serca i żył. Dzisiaj dość spokojnie, dopiero na asfaltowej końcówce zrobiło się interesująco. Ja poszalałem na podjeździe na górkę ciecierzyńską. Wpadłem na nią nie schodząc z 32kmh. Potem się chłopaki rozbrykali i na kolejne górki sami gnali ile wlezie :) Maksymalna prędkosć wycieczki ustanowiona na podjeździe pod wiadukt na granicy Byczyny :) Potem prawie wyrównana na podjeździe pod Wałową.
Tak mniej więcej przebieg wycieczki: za gimnazjum w las na Borek -> magiczne górki przed Piaskańskie :) -> kawałek asfaltu i w czerwony szlak Wójciński -> w Wójcinie znowu kawał asfaltu na Lu.... cośtam, zresztą nie ważne, i tak się pogubiliśmy, w każdym razie wyjechaliśmy w Żdżarach i stamtąd powrót na Wójcin -> Kol Bol Chruścin -> Siemianice magicznymi ścieżynkami, w wiosce postój na popas -> czereśniowy szlak, niestety wszystko wyżarte -> wyjazd przed lasem przy Kostowie -> Ciecierzyn -> baza
MTB+
Sobota, 25 czerwca 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: treningowo, dist: from 50 to 100, opis: nie sam
Km: | 57.39 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:17 | km/h: | 25.13 |
Pr. maks.: | 46.54 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Taaaa, dawne trasy się powspominało. Najpierw montowanie nowych tarcz u chmiela. Przy okazji zamontowałem starego/nowego LXa na tył. Wymiana linek włączona. Po remoncie okazało się, że... nadal mi coś przeskakuje. Nie tak ambitnie jak przy podjeździe na Ślężę, ale jednak... Nie mam już pojęcia o co chodzi, może faktycznie mam badziewną kasete i łańcuch? Tylko jak to niby mam reklamować, pewnie mi powiedzą, że zajeździłem, albo co... W każdym razie kolejny napęd na pewno nie będzie taki jak ten... A ten, mam nadzieję, że się dotrze i zrobi przynajmniej 5kkm, albo chociaż ten rok wyjeździ, bo kurde nie zamierzam drugiego napędu w ten sam rok kupować.
Trasy dookoła Byczyny, z Chmielem i Pawłem. Tak, chmielu coś tam jeździ, w tym roku ponoć zrobił 700km... Nie ta forma, co dawniej, ale pare dojazdów do pracy i znowu by wszystkich objechał :) Ogólnie jechaliśmy jak trzy zdechlaki... no ale co zrobisz, formy się nie zbuduje jak się nie jeździ. A jak nie ma czasu to się nie jeździ...
Plusem z tytułu jest dojazd z Kluczborka do Byczyny, czyli:
DST 19.24km
TM 47:29
AVS 25.32kmh
MXS 39.87
Aaaaaa, i byłbym zapomniał. 48t musi wylecieć. Taki blat się nie nadaje do MTB. Nie da się na tym jechać, chyba że z kadencją godną ludzi w podeszłym wieku.
Trasy dookoła Byczyny, z Chmielem i Pawłem. Tak, chmielu coś tam jeździ, w tym roku ponoć zrobił 700km... Nie ta forma, co dawniej, ale pare dojazdów do pracy i znowu by wszystkich objechał :) Ogólnie jechaliśmy jak trzy zdechlaki... no ale co zrobisz, formy się nie zbuduje jak się nie jeździ. A jak nie ma czasu to się nie jeździ...
Plusem z tytułu jest dojazd z Kluczborka do Byczyny, czyli:
DST 19.24km
TM 47:29
AVS 25.32kmh
MXS 39.87
Aaaaaa, i byłbym zapomniał. 48t musi wylecieć. Taki blat się nie nadaje do MTB. Nie da się na tym jechać, chyba że z kadencją godną ludzi w podeszłym wieku.
Bo ponoć ma się popsuć pogoda
Czwartek, 26 maja 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: treningowo, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 62.25 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:23 | km/h: | 26.12 |
Pr. maks.: | 51.89 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
To był dziwny dzień, szczególnie umysłowo słabo go przeżyłem. A kiedy mózg już w ogóle nie chce pracować to najlepiej wsiąść na rower i jechać gdzieś gdzie przez głupote nie wpadnie się pod auto czy tam inne niespodzianki się nie zdarzą.
Najpierw chciałem pojechać na wały, ale ostatecznie wybrałem się na Trestno, stamtąd na Blizanowice i dalej już jakoś samo się pokierowało na trasę wuefową. Zanim jednak dojechałem w lasy, okazało się (no dobra, wiedziałem, że tak będzie, bo jakiś czas temu podjechałem kawałek w tamtą stronę ;-) że remont, budowa, szaleństwo... Fantastyczne te wielkie pojazdy przewożące piasek.
Dalej już po staremu, płyty betonowe, które strasznie zachęcają do inwestycji w amortyzator. Potem przez lasek i chwilka wytchnienia dla orzeła, niech sobie butki umyje biedaczek.
Aż wreszcie dotarłem, ścieżka do mostu jakaś taka zarośnięta, widać wułef dawno tamtędy nie przejeżdżał, a ja też się obijam w tym roku... Mógłbym tam przez ładnych pare godzin śmigać w tą i spowrotem i nie znudziłoby mi się to. Co prawda emocje nie są już takie jak za pierwszym razem, a i żadna deska nie była dzisiaj wyłamana, aleeee.... i tak jest wyśmienicie, szczególnie jak się pociąg akurat zjawi :D
Tak, z treningowego raportu. Trasa fatalnie opracowana, pierwsze kilometry, po asfalcie, ale pod porywisty wiatr. Mimo wiatru, średnia ~28kmh. Potem nawrót, ale było już w terenie i w lesie, więc z wiatru nic nie korzystałem niestety. Średnia po terenie ~22kmh i godzina czasu jazdy. Potem jazda asfaltem na Wrocław. Średnia na jakichś 10km bliska 40, bardzo bliska, ten wiatr był przefantastycznym dopalaczem. W sumie może i bym z nim szybciej jechał, ale powietrza mało w oponach i niestety 44/12 to trochę słaba konfiguracja, a ja jakoś nie mogę na wysoką kadencję jak dawniej wejść. Powrót wałami tak, żeby trzymać wypracowaną średnią i żeby ta nie spadła poniżej 26kmh. Co tu dużo mówić, udało się.
Najpierw chciałem pojechać na wały, ale ostatecznie wybrałem się na Trestno, stamtąd na Blizanowice i dalej już jakoś samo się pokierowało na trasę wuefową. Zanim jednak dojechałem w lasy, okazało się (no dobra, wiedziałem, że tak będzie, bo jakiś czas temu podjechałem kawałek w tamtą stronę ;-) że remont, budowa, szaleństwo... Fantastyczne te wielkie pojazdy przewożące piasek.
Dalej już po staremu, płyty betonowe, które strasznie zachęcają do inwestycji w amortyzator. Potem przez lasek i chwilka wytchnienia dla orzeła, niech sobie butki umyje biedaczek.
Aż wreszcie dotarłem, ścieżka do mostu jakaś taka zarośnięta, widać wułef dawno tamtędy nie przejeżdżał, a ja też się obijam w tym roku... Mógłbym tam przez ładnych pare godzin śmigać w tą i spowrotem i nie znudziłoby mi się to. Co prawda emocje nie są już takie jak za pierwszym razem, a i żadna deska nie była dzisiaj wyłamana, aleeee.... i tak jest wyśmienicie, szczególnie jak się pociąg akurat zjawi :D
Tak, z treningowego raportu. Trasa fatalnie opracowana, pierwsze kilometry, po asfalcie, ale pod porywisty wiatr. Mimo wiatru, średnia ~28kmh. Potem nawrót, ale było już w terenie i w lesie, więc z wiatru nic nie korzystałem niestety. Średnia po terenie ~22kmh i godzina czasu jazdy. Potem jazda asfaltem na Wrocław. Średnia na jakichś 10km bliska 40, bardzo bliska, ten wiatr był przefantastycznym dopalaczem. W sumie może i bym z nim szybciej jechał, ale powietrza mało w oponach i niestety 44/12 to trochę słaba konfiguracja, a ja jakoś nie mogę na wysoką kadencję jak dawniej wejść. Powrót wałami tak, żeby trzymać wypracowaną średnią i żeby ta nie spadła poniżej 26kmh. Co tu dużo mówić, udało się.
Pogodnie
Niedziela, 22 maja 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: | 50.49 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 30.91 |
Pr. maks.: | 45.40 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zacznę od tego, że nie będzie trasy. To kolejny wyjazd z serii: "Ale mnie łeb nap* od siedzenia nad tą magisterką, idę parę kaemów nakręcić, może przejdzie jak krew zacznie krążyć!". Nudna, w przeważającej części starająca się być asfaltową trasa. Kilometr terenu daję sobie bo tak z kilometr jechałem poboczem, bo było lepsze niż droga. Nie wiem czy za takie oszustwo nie powinienem dać sobie -1 terenu... no ale niech już będzie. Błotem się w każdym razie ochlapałem, więc sądzę, że mi się należy chociaż kilometr terenu.
Początek był ciężki. Postanowienie będzie noworoczne z nim związane: NIE JEŹDŹ NA BROCHÓW. Nigdy z tego nic dobrego nie wynikło. No może tylko na jedną kładkę nad torami warto tam pojechać, ale nigdzie więcej. Po pierwszych ośmiu kilometrach średnia była 24kmh, zapowiadał się kolejny smętny wyjazd... Ale potem coś jakby we mnie wstąpiło i chciało jechać szybciej, bo nuda. No i zacząłem pod 30 kręcić. Nie było by tutaj żadnej rewelacji gdyby nie to, że cały czas pod wiatr było. Średnia powolutku zaczęła iść w górę. Gdy dotarła do 27.5, zrobione było coś pod 25km... i nawrót. Tak, z bocznym albo w plecy zupełnie inaczej się jechało :D W tym roku jeszcze takich prędkości nie wykręcałem. Przez na prawde ładny kawałek leciałem nie spadając <35kmh. Miodnie.
Podsumowując wycieczkę, odnotuję co mnie dzisiaj zdenerwowało a co wywołało uśmiech.
denerwatory (dzisiaj wyjątkowo mało, bo piękny dzień na rower):
-pani wpadająca z dzieckiem na drogę, bo autko przejechało a rowerek na pewno nie jedzie szybciej niż 15 kmh więc się zatrzyma i nas puści... miałaś szczęście kurwa że nie przysnąłem :P
-zero kultury w tych wrocławskich jeździcielach rowerowych, na chyba 20 osób na których widok podniosłem łapę odkiwnął głową tylko dziadek na składaku od którego nie spodziewałem się żadnej reakcji...
-taki piękny dzień na rower a ja muszę magisterkę pisać, kurde no, a jak będe miał wolne to pewnie będzie śnieg padał i inne gradobicia i końce świata :P
-a, bym zapomniał, jeszcze mnie mój nowy telefon poirytował, zessałem mu aplikację co miała mi ślad dzisiejszej wycieczki zapisać, a się wykrzaczyła i nici ze śladu gps... no nic, może sobie kiedyś płatną zafunduję... zresztą i tak dzisiaj to ani przewyższenia ani nic nie było
uśmiechatory
-ale sie dzisiaj jechało :D nadświetlna normalnie, praktycznie cała wycieczka ponad 30kmh, może nie jest to jeszcze powrót formy, a nawet bym powiedział, że ze 4kmh poniżej niej, aleeeeee i tak było przyjemnie
-ponoć patrzenie w dekolt przedłuża życie o pare sekund... podziękował za dodatkowe sekundy życia, i polecajcie rower koleżankom, żadne silikony ani push-upy nie dają takiej ekspozycji dekoltu jak sportowa sylwetka na rowerze :D następnym razem postaram się jechać wolniej i bardziej przedłużyć sobie zycie
-jak ja uwielbiam zapach akacji, a teraz ich tyle, łooo, poszedł bym do parku się nawdychać ;-)
to ja wracam do magisterki, pozdrower!
Początek był ciężki. Postanowienie będzie noworoczne z nim związane: NIE JEŹDŹ NA BROCHÓW. Nigdy z tego nic dobrego nie wynikło. No może tylko na jedną kładkę nad torami warto tam pojechać, ale nigdzie więcej. Po pierwszych ośmiu kilometrach średnia była 24kmh, zapowiadał się kolejny smętny wyjazd... Ale potem coś jakby we mnie wstąpiło i chciało jechać szybciej, bo nuda. No i zacząłem pod 30 kręcić. Nie było by tutaj żadnej rewelacji gdyby nie to, że cały czas pod wiatr było. Średnia powolutku zaczęła iść w górę. Gdy dotarła do 27.5, zrobione było coś pod 25km... i nawrót. Tak, z bocznym albo w plecy zupełnie inaczej się jechało :D W tym roku jeszcze takich prędkości nie wykręcałem. Przez na prawde ładny kawałek leciałem nie spadając <35kmh. Miodnie.
Podsumowując wycieczkę, odnotuję co mnie dzisiaj zdenerwowało a co wywołało uśmiech.
denerwatory (dzisiaj wyjątkowo mało, bo piękny dzień na rower):
-pani wpadająca z dzieckiem na drogę, bo autko przejechało a rowerek na pewno nie jedzie szybciej niż 15 kmh więc się zatrzyma i nas puści... miałaś szczęście kurwa że nie przysnąłem :P
-zero kultury w tych wrocławskich jeździcielach rowerowych, na chyba 20 osób na których widok podniosłem łapę odkiwnął głową tylko dziadek na składaku od którego nie spodziewałem się żadnej reakcji...
-taki piękny dzień na rower a ja muszę magisterkę pisać, kurde no, a jak będe miał wolne to pewnie będzie śnieg padał i inne gradobicia i końce świata :P
-a, bym zapomniał, jeszcze mnie mój nowy telefon poirytował, zessałem mu aplikację co miała mi ślad dzisiejszej wycieczki zapisać, a się wykrzaczyła i nici ze śladu gps... no nic, może sobie kiedyś płatną zafunduję... zresztą i tak dzisiaj to ani przewyższenia ani nic nie było
uśmiechatory
-ale sie dzisiaj jechało :D nadświetlna normalnie, praktycznie cała wycieczka ponad 30kmh, może nie jest to jeszcze powrót formy, a nawet bym powiedział, że ze 4kmh poniżej niej, aleeeeee i tak było przyjemnie
-ponoć patrzenie w dekolt przedłuża życie o pare sekund... podziękował za dodatkowe sekundy życia, i polecajcie rower koleżankom, żadne silikony ani push-upy nie dają takiej ekspozycji dekoltu jak sportowa sylwetka na rowerze :D następnym razem postaram się jechać wolniej i bardziej przedłużyć sobie zycie
-jak ja uwielbiam zapach akacji, a teraz ich tyle, łooo, poszedł bym do parku się nawdychać ;-)
to ja wracam do magisterki, pozdrower!
Słonecznie
Niedziela, 5 września 2010 Kategoria opis: foto, dist: from 50 to 100, cel: niedzielnie, bike: elnino, baza: Wrocław
Km: | 74.30 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 03:36 | km/h: | 20.64 |
Pr. maks.: | 45.44 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień prędzej jeszcze nie wiedziałem co będe robił w niedziele. Było pare planów, ale nic nie wypaliło, część przeze mnie, część przez inne osoby. Z tego niewypalenia wyszła wycieczka. Pogoda była wyśmienita, a ja chciałem odwiedzić targowisko pod młynem w poszukiwaniu nart i analogowych aparatów fotograficznych.
Dość skromnie ubrany, w porównaniu do mijanych rowerzystów, pojechałem Armii Krajowej w strone Na Niskich Łąkach i na wały. Na wałach przeogromna liczba biegaczy. Było troszkę zimno, ale kadencja ponad 100 i jazda w okolicach 32kmh rozgrzała mnie. Mimo to wjazdy w cień były nieprzyjemne.
Na targowisko dotarłem bardzo szybko, przed nim zdążyłem zmarznąć 3 razy stojąc na światłach. Jedyne co z aparatów znalazłem w gwintem m42 to stary Zenit. Niestety szkiełko miał tak zajechane, że chyba nawet za darmo bym go nie wziął. Pewnie za naprawę z 400 zeta bym musiał zapłacić. Z nartami też nie wyglądało to różowo. Ogólnie krótkie, nawet do sutków mi nie starczą. A nie chcę brać tych bez wcięć (troche przerwy i już zapomniałem terminologii). Oczywiście rowerom też się poprzyglądałem. Nie było żadnego górala ze starym osprzętem wysokiej grupy w śmiesznej cenie, ale pare kolarek się znalazło. Z tym, że ceny jakoś wysokie jak na w sumie koniec sezonu.
Nie pamiętam jak dokładnie wracałem, ale trafiłem ostatecznie na Most Milenijny i sporo kilometrów pokręciłem po Lasku Osobowickim. Z Lasku wracałem w większej części po wałach. Ponad godzinę leżałem na słoneczku przy jazie Opatowickim. Po tym odpoczynku machnąłem się przez wyspę Opatowicką na Trestno. Z trestna jakoś dojechałem na Mokry Dwór, a stamtąd już prawie prosto do bazy.
Uwielbiam tędy jeździć.
Dlatego zrobiłem więcej niż jeden postój, żeby wreszcie sobie uwiecznić piękne podmostowe przejazdy.
To już Lasek Osobowicki. Mimo, że w cieniu, to było już nieco później, a co się z tym wiąże - cieplej. Widać przebłyski słoneczka na drodze.
Dzisiaj dla odmiany kałuże omijałem, albo fotografowałem. Poza paronastoma małymi plamkami wróciłem czysty.
Kolejne dowody, że słońce jednak dzisiaj było.
A tutaj coś na co już kiedyś trafiłem, ale nie znalazłem wjazdu. Niby nie przystosowane dla rowerzystów, ale jakoś się wbija. Warto, bo na prawdę świetnie się jedzie.
Dość skromnie ubrany, w porównaniu do mijanych rowerzystów, pojechałem Armii Krajowej w strone Na Niskich Łąkach i na wały. Na wałach przeogromna liczba biegaczy. Było troszkę zimno, ale kadencja ponad 100 i jazda w okolicach 32kmh rozgrzała mnie. Mimo to wjazdy w cień były nieprzyjemne.
Na targowisko dotarłem bardzo szybko, przed nim zdążyłem zmarznąć 3 razy stojąc na światłach. Jedyne co z aparatów znalazłem w gwintem m42 to stary Zenit. Niestety szkiełko miał tak zajechane, że chyba nawet za darmo bym go nie wziął. Pewnie za naprawę z 400 zeta bym musiał zapłacić. Z nartami też nie wyglądało to różowo. Ogólnie krótkie, nawet do sutków mi nie starczą. A nie chcę brać tych bez wcięć (troche przerwy i już zapomniałem terminologii). Oczywiście rowerom też się poprzyglądałem. Nie było żadnego górala ze starym osprzętem wysokiej grupy w śmiesznej cenie, ale pare kolarek się znalazło. Z tym, że ceny jakoś wysokie jak na w sumie koniec sezonu.
Nie pamiętam jak dokładnie wracałem, ale trafiłem ostatecznie na Most Milenijny i sporo kilometrów pokręciłem po Lasku Osobowickim. Z Lasku wracałem w większej części po wałach. Ponad godzinę leżałem na słoneczku przy jazie Opatowickim. Po tym odpoczynku machnąłem się przez wyspę Opatowicką na Trestno. Z trestna jakoś dojechałem na Mokry Dwór, a stamtąd już prawie prosto do bazy.
Uwielbiam tędy jeździć.
Dlatego zrobiłem więcej niż jeden postój, żeby wreszcie sobie uwiecznić piękne podmostowe przejazdy.
To już Lasek Osobowicki. Mimo, że w cieniu, to było już nieco później, a co się z tym wiąże - cieplej. Widać przebłyski słoneczka na drodze.
Dzisiaj dla odmiany kałuże omijałem, albo fotografowałem. Poza paronastoma małymi plamkami wróciłem czysty.
Kolejne dowody, że słońce jednak dzisiaj było.
A tutaj coś na co już kiedyś trafiłem, ale nie znalazłem wjazdu. Niby nie przystosowane dla rowerzystów, ale jakoś się wbija. Warto, bo na prawdę świetnie się jedzie.
Sztrasznie wieje
Czwartek, 19 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 55.55 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 22.07 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj miałem zupełnie inne plany, ale jakoś zabrakło mi motywacji żeby cokolwiek wyjeździć większego. W dodatku jak się wreszcie zebrałem i miałem wyjeżdżać to się okazało że mi licznik nie działa. Pytanie dlaczego? Szybki przegląd i się okazało, że mi się czujka uderwała. Dobrze, że nie wpadła w szprychy i nie odleciała w kosmos. Przerwa blisko 30 minut na poszukiwanie jakiejś gumy która by ją ponownie przytrzymała. Ostatecznie udało mi się znaleźć starą dętke i z niej wyciąłem piękną gumkę.
Wyjechałem po 15. Wiatr mocny, arktycznie zimny. Chciałem pojechać poleżeć sobie na brzozie albo na murach w Bolesławcu, albo na jakimś drewnianym mostku w lesie. Byle ciepło i bezwietrznie. Skierowałem się w stronę Paruszowic, żeby szybko wpaść do lasu. Ale tak się jakoś dobrze jechało z wiatrem w bok, że zacząłem kręcić szybką 30. Średnia w Dobiercicach nie była jednak zachwycająca, 32kmh, rekordu nie będzie, bo akurat ten kierunek wiatru nie jest korzystny. Mimo to targam dalej ile sił w nogach. Dopiero odcinek z wiatrem w plecy przekonał mnie, że rekord będzie bardzo daleko. Kończę napinkę po podjeździe w Maciejowie. Wyrobiłem go nie spadając z 30, więc ogólnie wynik byłby w granicach 55-56 minut zapewne.
Po tej całej napince byłem cały lany potem. Wietrzysko przewiewało przez moją smerfastyczną ale niestety nie wiatroodporną bieliznę termoaktywną. Trzeba było schronić się w las. Skręciłem jeszcze przed Pszczonkami, ale zapomniałem, że ta droga nie jest zbyt przejezdna. Nie miałem ochoty na powtórkę z wczoraj i przedzieranie się przez krzaczory, pokrzywy i tym podobne. Trzeba było podjąć bardzo trudną decyzję i zarządzić odwrót. Wjechałem ponownie w Pszczonkach, drogą na Nasale.
Wrzosy przy drodze Pszczonki-Nasale, nie pamiętam tutaj wrzosów. Fajnie jak się nowe wrzosowiska zalęgną.
Dojechałem pod same Nasale i skręciłem ponownie w las. Przeciwpożarowa droga nr9. Z niej zjechałem w drogę, która jak sądziłem prowadzić miała na najwyższe wzniesienie w okolicy, 267m czy coś koło tego. Jednak to nie była ta droga. Mimo to 2 fajne podjazdy były. Poza podjazdami były też inne uprzyjemniacze jazdy, jak choćby zwalone na drogę drzewka, sztuk 2.
Urozmaicacz jazdy.
Z tej przypadkowej drogi wyjechałem na typowe dla lasów Nasalskich skrzyżowanie typu pentagram. Główną rolę odgrywała w nim droga pożarowa nr10, ale nie wjechałem w nią mimo, że miałem ją na wprost. Skręciłem na drogę którawpadała między 10. Okazało się, że miałem nosa, prowadziła prosto na Gołą. Mxs przejażdżki na nowym asfalcie w Gołej. Potem na Uszyce a w nich odcinkiem dawniej 'polnej autostrady' a obecnie niestety wyasfaltowanej drogi na Dzietrzkowice.
Droga Goła - Uszyce.
Dalej już prawie prosto na chatę asfaltem. Skierowałem się na Łubnice, z nich na Borek. Tuż przed Borkiem zjazd na polną do Sierosławic. Z nich na Roszkowice, też polną. W Roszkowicach wjazd na asfalt i powrót już asfaltem. Końcówka była pod wiatr i mimo asfaltu słabo szła. Jedynie podjazd pod krzyż bez spadku poniżej 26.
Wyjechałem po 15. Wiatr mocny, arktycznie zimny. Chciałem pojechać poleżeć sobie na brzozie albo na murach w Bolesławcu, albo na jakimś drewnianym mostku w lesie. Byle ciepło i bezwietrznie. Skierowałem się w stronę Paruszowic, żeby szybko wpaść do lasu. Ale tak się jakoś dobrze jechało z wiatrem w bok, że zacząłem kręcić szybką 30. Średnia w Dobiercicach nie była jednak zachwycająca, 32kmh, rekordu nie będzie, bo akurat ten kierunek wiatru nie jest korzystny. Mimo to targam dalej ile sił w nogach. Dopiero odcinek z wiatrem w plecy przekonał mnie, że rekord będzie bardzo daleko. Kończę napinkę po podjeździe w Maciejowie. Wyrobiłem go nie spadając z 30, więc ogólnie wynik byłby w granicach 55-56 minut zapewne.
Po tej całej napince byłem cały lany potem. Wietrzysko przewiewało przez moją smerfastyczną ale niestety nie wiatroodporną bieliznę termoaktywną. Trzeba było schronić się w las. Skręciłem jeszcze przed Pszczonkami, ale zapomniałem, że ta droga nie jest zbyt przejezdna. Nie miałem ochoty na powtórkę z wczoraj i przedzieranie się przez krzaczory, pokrzywy i tym podobne. Trzeba było podjąć bardzo trudną decyzję i zarządzić odwrót. Wjechałem ponownie w Pszczonkach, drogą na Nasale.
Wrzosy przy drodze Pszczonki-Nasale, nie pamiętam tutaj wrzosów. Fajnie jak się nowe wrzosowiska zalęgną.
Dojechałem pod same Nasale i skręciłem ponownie w las. Przeciwpożarowa droga nr9. Z niej zjechałem w drogę, która jak sądziłem prowadzić miała na najwyższe wzniesienie w okolicy, 267m czy coś koło tego. Jednak to nie była ta droga. Mimo to 2 fajne podjazdy były. Poza podjazdami były też inne uprzyjemniacze jazdy, jak choćby zwalone na drogę drzewka, sztuk 2.
Urozmaicacz jazdy.
Z tej przypadkowej drogi wyjechałem na typowe dla lasów Nasalskich skrzyżowanie typu pentagram. Główną rolę odgrywała w nim droga pożarowa nr10, ale nie wjechałem w nią mimo, że miałem ją na wprost. Skręciłem na drogę którawpadała między 10. Okazało się, że miałem nosa, prowadziła prosto na Gołą. Mxs przejażdżki na nowym asfalcie w Gołej. Potem na Uszyce a w nich odcinkiem dawniej 'polnej autostrady' a obecnie niestety wyasfaltowanej drogi na Dzietrzkowice.
Droga Goła - Uszyce.
Dalej już prawie prosto na chatę asfaltem. Skierowałem się na Łubnice, z nich na Borek. Tuż przed Borkiem zjazd na polną do Sierosławic. Z nich na Roszkowice, też polną. W Roszkowicach wjazd na asfalt i powrót już asfaltem. Końcówka była pod wiatr i mimo asfaltu słabo szła. Jedynie podjazd pod krzyż bez spadku poniżej 26.
Panoramicznie
Środa, 18 sierpnia 2010 Kategoria baza: Byczyna, bike: elnino, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: | 52.06 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 03:05 | km/h: | 16.88 |
Pr. maks.: | 31.35 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: orzeł7 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od rana dzień był zimniasty, okropecznie pochmurniasty i powiewał halny.
Jak napisałem wczoraj wszelkie chęci do jazdy mnie opuściły. Jak nie mogę jeździć to ciągle opracowywuje jak by to zrobić żeby jeździć, a gdy jest ku temu okazja to mi się odechciewa i przez byle drobnostki rezygnuje z jazdy. Chyba się moja kobieca natura obudziła przez nadmiar warzyw w diecie ;-)
W każdym razie w domu wytrzymałem do 14. Potem zabrałem fotopstryk i pojechałem w teren, żeby sobie kolejne panoramki posklejać. W planach była opcja żeby dzisiaj pokajakować, ale samemu mi się z wodą walczyć nie chce, a towarzystwo nie dopisało.
Pierwszą panoramkę strzeliłem pod Janówką, oto rezultat
Kolejna panoramka poszła zza Marianki Siemieńskiej. Coś lepszego niż to co poniżej można z niej wyciągnąć, ale jej głównym celem było zostać panoramą 360. Obie drogi widoczne na zdjęciu to ta sama droga w 2 strony ;-)
Śliiiiiwwwkiiii.
Drzewko.
Wycieczka mocno przystopowała na mostku za Wójcinem, tym mostku w stronę lasów Golańsko-Borkowskich. Zasiedziałem się troszkę na mostku, pogadałem z wędkarzem, który się napatoczył. A odjechałem w stronę za most - w łąki, w stronę lasu, teoretycznie. Sam wędkarz, gdy zobaczył, w którą stronę chce odjechać, postanowił w trosce o mnie zapytać się czy wiem dokąd jadę, poradził, że to nieprzejezdne i tylko tuż za mostem wygląda tak dobrze. Ale pojechałem na poszukiwania niby istniejącego przejazdu z początku lasów do Wójcina. Tak mi ktoś kiedyś w komentarzu napisał. Okazało się jednak, że wędkarz miał rację. Zrobiłem sobie porządną terapię anty-reumatyczną, polegającą na wpadnięciu w pokrzywy, a następnie jeździe przez prawdziwe pole pokrzyw. Bo i tak mi już wszystko jedno było jak w pokrzywy wpadłem wykonując powolne OTB (lekko się upadło, bo w pokrzywach lądowałem, więc go nie podlicze, zresztą prędkość była w okolicach 11kmh, przez zarośla się przedzierałem, znaczy drogę nieco zarośniętą). Ostatecznie stwierdzam, że od strony mostu nie ma co szukać przejazdu do lasu. Za to ciekawe zwierzęta można spotkać. Prawdopodobnie jakieś czaple widziałem. Pan wędkarz mówił natomiast o wydrach i być może nawet bobrach zamieszkujących dolinę Prosny w okolicach Wójcina.
trasa
Byczyna (za strzelnicą, polnymi na most polanowicki) -> Polanowice (w stronę Brzózki, na końcu polanowic na wprost, objazd zalewu brzegiem, poczajenie na ofertę wypożyczenia kajaków) -> Proślice -> Miechowa (na asfalt) -> Janówka (w las) -> Marianka Siemieńska (polną na most Siemieński) -> Siemianice (zielonym szlakiem, potem asfalt) -> Chruścin (zjazd na) -> Kol. Bol.-Chruścin (na wprost) -> Wójcin (na wprost na czerwony szlak, odbicie na most, błądzenie w pokrzywach za mostem, ostatecznie powrót na most i czerwony szlak) -> Gola -> Piaski (w prawo przed lasem) -> Gołkowice -> Jaśkowice (tyłami, przy stadionie) -> Byczyna
Jak napisałem wczoraj wszelkie chęci do jazdy mnie opuściły. Jak nie mogę jeździć to ciągle opracowywuje jak by to zrobić żeby jeździć, a gdy jest ku temu okazja to mi się odechciewa i przez byle drobnostki rezygnuje z jazdy. Chyba się moja kobieca natura obudziła przez nadmiar warzyw w diecie ;-)
W każdym razie w domu wytrzymałem do 14. Potem zabrałem fotopstryk i pojechałem w teren, żeby sobie kolejne panoramki posklejać. W planach była opcja żeby dzisiaj pokajakować, ale samemu mi się z wodą walczyć nie chce, a towarzystwo nie dopisało.
Pierwszą panoramkę strzeliłem pod Janówką, oto rezultat
Kolejna panoramka poszła zza Marianki Siemieńskiej. Coś lepszego niż to co poniżej można z niej wyciągnąć, ale jej głównym celem było zostać panoramą 360. Obie drogi widoczne na zdjęciu to ta sama droga w 2 strony ;-)
Śliiiiiwwwkiiii.
Drzewko.
Wycieczka mocno przystopowała na mostku za Wójcinem, tym mostku w stronę lasów Golańsko-Borkowskich. Zasiedziałem się troszkę na mostku, pogadałem z wędkarzem, który się napatoczył. A odjechałem w stronę za most - w łąki, w stronę lasu, teoretycznie. Sam wędkarz, gdy zobaczył, w którą stronę chce odjechać, postanowił w trosce o mnie zapytać się czy wiem dokąd jadę, poradził, że to nieprzejezdne i tylko tuż za mostem wygląda tak dobrze. Ale pojechałem na poszukiwania niby istniejącego przejazdu z początku lasów do Wójcina. Tak mi ktoś kiedyś w komentarzu napisał. Okazało się jednak, że wędkarz miał rację. Zrobiłem sobie porządną terapię anty-reumatyczną, polegającą na wpadnięciu w pokrzywy, a następnie jeździe przez prawdziwe pole pokrzyw. Bo i tak mi już wszystko jedno było jak w pokrzywy wpadłem wykonując powolne OTB (lekko się upadło, bo w pokrzywach lądowałem, więc go nie podlicze, zresztą prędkość była w okolicach 11kmh, przez zarośla się przedzierałem, znaczy drogę nieco zarośniętą). Ostatecznie stwierdzam, że od strony mostu nie ma co szukać przejazdu do lasu. Za to ciekawe zwierzęta można spotkać. Prawdopodobnie jakieś czaple widziałem. Pan wędkarz mówił natomiast o wydrach i być może nawet bobrach zamieszkujących dolinę Prosny w okolicach Wójcina.
trasa
Byczyna (za strzelnicą, polnymi na most polanowicki) -> Polanowice (w stronę Brzózki, na końcu polanowic na wprost, objazd zalewu brzegiem, poczajenie na ofertę wypożyczenia kajaków) -> Proślice -> Miechowa (na asfalt) -> Janówka (w las) -> Marianka Siemieńska (polną na most Siemieński) -> Siemianice (zielonym szlakiem, potem asfalt) -> Chruścin (zjazd na) -> Kol. Bol.-Chruścin (na wprost) -> Wójcin (na wprost na czerwony szlak, odbicie na most, błądzenie w pokrzywach za mostem, ostatecznie powrót na most i czerwony szlak) -> Gola -> Piaski (w prawo przed lasem) -> Gołkowice -> Jaśkowice (tyłami, przy stadionie) -> Byczyna