na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

cel: bez celu

Dystans całkowity:7881.48 km (w terenie 2400.00 km; 30.45%)
Czas w ruchu:338:36
Średnia prędkość:23.21 km/h
Maksymalna prędkość:67.82 km/h
Suma podjazdów:3057 m
Liczba aktywności:139
Średnio na aktywność:56.70 km i 2h 27m
Więcej statystyk

tak o

Niedziela, 30 października 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: 43.25 Km teren: 29.00 Czas: 02:02 km/h: 21.27
Pr. maks.: 40.03 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem dodać opis z filmikiem, ale nie mogę znaleźć czasu na zrzucenie filmiku z komórki i wrzucenia na jakiegoś jutuba... może kiedyś się uzupełni.

miastowo

Niedziela, 18 września 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: 62.86 Km teren: 40.00 Czas: 02:53 km/h: 21.80
Pr. maks.: 49.03 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszym czułem się zmęczony. Ale nie dlatego, że zmęczyłem się jazdą, ale tempem, które było męczące. Nie mogę się męczyć i osłabiać organizmu, ale nie mogłem sobie odmówić małej przejażdżki w spokojnym tempie. Ciężko było to spokojne tempo trzymać, bo strasznie mi dzisiaj nogi podawały. Chwila zapomnienia na wałach i padł mxs wycieczki. I nikt mnie nawet do takiej prędkości nie prowokował, jakoś tak samo z siebie się zrobiło. Potem jednak kontrolowałem się i jechałem zdecydowanie spokojniej. Im dłużej jadę spokojnie, tym bardziej się zmulam i już nie potrafię rozpędzić. Nie inaczej było dzisiaj. Dopiero na końcówce znowu zacząłem szaleć, bo postanowiłem trochę potrenować i jechałem raz na prawą, raz na lewą nogę. Drugą całkiem wypinając. Niestety tempo zacząłem podnosić i końcówka była na jednej nodze z prędkością 25-29kmh... Aż zaczęło boleć, zupełnie inaczej nogi pracują - znaczy, że muszę tak częściej jeździć, żeby się porządnie nauczyć jazdy w spd. Tyle czasu je mam a nadal nie potrafię z nich korzystać w pełni, co pokazuje mi zawsze to ćwiczenie. Albo może po prosty mnie nogi bolą, bo lepiej jak się ciągnie i pcha jednocześnie a nie tylko ciągnie i tylko pcha? Nie ważne, zabawa jest fajna :)

Taka ciekawostka, że jechałem dzisiaj właściwie tylko i wyłącznie ścieżkami i chodnikami, zero jezdni i zero samochodów :)

Wkleję też fotki, znowu dotarłem pod stadion, ostatnio byłem to były tylko fundamenty, teraz cała okolica jest zupełnie odmieniona, a stadion wygląda zupełnie nieźle.


Las Rędziński

Niedziela, 4 września 2011 Kategoria bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: foto
Km: 79.22 Km teren: 60.00 Czas: 04:00 km/h: 19.80
Pr. maks.: 45.74 Temperatura: 26.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszym dniu lenia dzisiaj miałem natchnienie, wczoraj nawet mi Ślęża po głowie chodziła. Ostatecznie jednak stwierdziłem, że nie chce mi się odjeżdżać daleko od Wrocławia, postanowiłem pojechać gdzieś na jego północne strone, może na Trzebnicę?

Wpadłem na wały, żeby się na początku trochę polansować. Noga mi dzisiaj niesamowicie podawała. W pewnej chwili myślałem, że to przez to że mam wiatr w plecy... okazało się, że jadę lekko pod wiatr :D Tak więc noga mi dzisiaj wyśmienicie podawała, ale nie miałem ochoty na wyścig a na niedzielny odpoczynek. To już wrzesień, trzeba powoli zmienić partie mięśni do ćwiczenia.

Wałami pokierowałem się... jakoś tak z automatu na Most Milenijny, a jak tam to już wiadomo, że nie odpuszczę Lasku Osobowickiego :) Dwa podjazdy pod górkę i stwierdziłem, ze odpuszczam Trzebnice - dziś będzie teren (bo do Osobowickiego praktycznie bez asfaltu dotarłem).

Po drodze podziwiam nowy mostek, już ukończony i otwarty, nie dałem rady przetrzeć szlaku przed blachosmrodami... trudno.


Mostek z dalsza.


I z bliższa. Prawdopodobnie pod mostkiem będzie prowadził fajny asfalcik. Na razie można podjechać pod most - wyjeżdża się terenem. Ale to dobrze - dzisiaj teren.


Już w Lesie Rędzińskim. Most, który maskował się kiedy byłem tam ostatnio - nadal się maskuje. Chyba nikt go nie kocha i nie będzie odbudowany. Ogólnie Las Rędziński pełny był dzisiaj spacerowiczów i rowerzystów. Tych drugich nawet więcej. Nie dziwi mnie to, bo prześwietne miejsce do rowerowania. Znaczy mnie troszkę dzisiaj zaczęło nudzić, bo totalnie płasko. Przypuszczam, ze wysokościomierz ani by nie drgnął podczas przejazdu przez ten las. Nie zmienia to faktu, że dróżki momentami równiejsze niż asfalt. Czasem troche piachu, czasem troche cegieł, ale ogólnie przyjemnie. Zdecydowanie lepiej niż jazda po bruku.


Zrobiła się godzina 13, niby trzeba by obiad zjeść, ale głodny nie byłem, blurej podpowiedział co możnaby zrobić nad tą kałużą.


Poleżeć ^^ niby wrzesień, ale słonko ładnie podawało, nawet się troszke opaliłem.


Potem była droga która pewnie jest wpisana na listę zabytków województwa dolnośląskiego i zapewne pobudowali ją jeszcze rzymiania sądząc po stanie w jakim się znajduje... No ewentulanie zbudowano ją za prl-u i nikt o nią nie dba, ale to przecież nie możliwe, żeby taka zaniedbana była...


We wszystkich ujęciach wychodzi nieźle - jechało się tragicznie. Dobrze że mam amortyzator, na orzele bym tam chyba wstrząsu mózgu się nabawił.


Zanim zatoczyłem pętlę trafiłem do prawie opuszczonej wioski.


W wyniku pogubienia drogi, a raczej zaniedbań nawigacyjnych trafiłem do przepompowni rędziny. Jednak była to ślepa uliczka i musiałem wracać do prawie opustoszałej wioski. No chyba że coś przeoczyłem.


Stamtąd prosto na Lasek Osobowicki, gdzie kolejny podjazd pod góreczkę. Znalazłem aż 2 przewalone drzewa na swojej drodze. Niestety oba tak duże, że korba haczy. Raz zahaczyłem - o to ze zdjęcia, za drugim razem od razu przerzuciłem rower.

Powrót też wałami, w zasadzie powtórzyłem na powrocie sporo trasy. Wniosek z dzisiejszej przejażdżki - Las Rędziński to dobre miejsce żeby zabrać tam kogoś kto niewiele jeździ a chce sobie w lasku pojeździć. Umiejętności technicznych nie wymaga praktycznie żadnych, jedynie miejsca gdzie piasek i cegły użyto do zasypania dziur są ciut niebezpieczne dla nieuważnych i nieumiejętnie jeżdżących, no ale nie przesadzając można powiedzieć, że trasa idealna dla takich niedzielnych rowerzystów. A i mnie się podobało, własnie takiego relaksu dzisiaj potrzebowałem. Zero spinania, przerwa na opalanie, jeszcze tylko koszyczka z kocykiem i jedzeniem mi brakowało do pełni szczęścia ;-)

Ponadto skończyłem wreszcie opisywać wypraweczkę po Jurze, tutaj linki do dodanych wpisów:
JURA2011 - dzień 2
JURA2011 - dzień 3

Zapraszam także do przejrzenia wpisów dotyczących wyprawy w alpy

lans

Środa, 24 sierpnia 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100, opis: wierszyk
Km: 75.83 Km teren: 30.00 Czas: 03:38 km/h: 20.87
Pr. maks.: 42.03 Temperatura: 27.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Z rana załatwić kilka spraw związanych ze zmianą zatrudnienia.

Z wieczora przejażdżka po mieście. Ogólnie nic ciekawego, dlatego zapodam wierszyk, dziś nie mojego autorstwa, ale zostaje w rodzinie, bo tatik napisał.


Kino automat
Piotr Musiał

Koszmarne noce okrutne dni
nie można znaleźć nawet kilku spokojnych chwil
to brudna rzeczywistość czy też okropny film
cierpienie wstyd upokorzenie
to jego teść
w kadrze nic się nie zmienia
jak taką akcję spokojnie znieść
kto reżyserem
jak akcję zmienić
będąc bezwolnym bohaterem
ktoś kamyk trącił niechcący
po zboczu ruszyła lawina kamieni
obudził się żywioł śpiący
wszystko niszczy co spotka na swojej drodze
zatrzymać projektor krzyknął widz
zatrzymać - odchodzę
lecz nie pomogło nic
jak uciec kiedy zamknięte drzwi
kino automat obsługa śpi

Etap byczyna maratonu po ziemii kluczborskiej - dystans mega

Niedziela, 21 sierpnia 2011 Kategoria baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: from 50 to 100
Km: 71.91 Km teren: 0.00 Czas: 02:39 km/h: 27.14
Pr. maks.: 63.54 Temperatura: 24.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 252m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjechałem z domu zupełnie bez pomysłu na przejażdżkę. Fartownie na asfalcie wymalowane były strzałki, stwierdziłem, że pojadę chociaż kawałek za nimi.

Standardowo na Paruszowice, Dobiercice, Łowkowice, Maciejów. W Kujakowicach Górnych rozjazd Giga/Mega - wybieram Mega, chcę być przed nocą w domu, a do tego po wczoraj jestem totalnie pozbawiony sił. Jadę więc dalej spokojnym tempem po dystansie mega, zakładam, że w 100km się zmieścić musi.

Trasa robi się ciekawa dopiero w Kozłowicach. Zjeżdżamy i podjeżdżamy na 10%. Po Alpach jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia i podjazd swobodnie zrobiłem z 25kmh. Na zjeździe padł mxs wycieczki, poza tym nie chciało mi się dokręcać nigdzie.


Widoczek przed zjazdem w Kozłowice.

Droga na Gorzów w kiepskim stanie, ale raczej z górki, szybko się tam leciało. Prawdziwa ciekawostka zaczyna się wokół samego Gorzowa. Ostre skręty prowadzą nas na dróżkę podmiejską na której są całkiem fajne hopki. Szkoda, że miejscami dziury w drodze mogą siać postrach w peletonie. Niestety hopki nie są nawet zaznaczone na mapach, a szkoda, bo dają nieźle, choć krótkie. Najadłem się tam jabłek ^^


Pyszne przydrożne jabłuszka na obrzeżach Gorzowa :)

Potem główną lecimy na Zdziechowice i Uszyce. W Uszycach odbicie na dawną polną autostradę, obecnie kawał gładziutkiego asfaltu, którego nie wybaczę, bo tam była jedna z lepszych polnych dróg w okolicy. Przez Dzietrzkowice na Łubnice, moim zdaniem lipa z leksza, można było podjazd pod Łubnice wykorzystać i skierować rajd na zjazd w Wójcinie a dalej na podjazd w Byczynie pod poczte, albo w Jaśkowicach puścić na główną i potem pod cmentarz, byłby przynajmniej finisz na terenie pofałdowanym. A tak trasa wiedzie na zjazd przez Łubnice potem Borek i Byczyna.

Ogólnie mało ciekawa trasa, chociaż może ja już po prostu mam dość asfaltów... Tak, to chyba to drugie, tyle lat tutaj śmigam, że mało który asfaltowy kawałek sprawia mi jeszcze radość :)

znowu razem

Wtorek, 2 sierpnia 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: foto
Km: 27.11 Km teren: 15.00 Czas: 01:17 km/h: 21.12
Pr. maks.: 36.85 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Odebrać blureja z serwisu. Stęskniliśmy się za sobą bardzo, więc na powitanie pogłaskałem go po... bagażniku :) Szarpnąłem się na bagażnik pod tarcze. Wygląda bestialsko, jakby tylko na niego ładować, a ja zamierzam sakwy mu podpiąć. Będę jak TIR jeździł z tym czymś z tyłu.

Po odbiorze powrót wałami na bazę i wymiana opon. Okazało się, że po wyjęciu akacjowego kolca z opony dętka straciła szczelność i... nie mam dętki z zaworem samochodowym na 2.25". Przesadą byłoby wsadzać dętke 1.25-1.75 więc opracowałem, że pojadę do decathlonu kupić te najtańsze dętki. Pojechałem na pożyczonym rowerze (drugi wpis) i szybko zabrałem się za dokończenie wymiany. Wszystko ładnie pięknie, chociaż tylne koło mam problem wsadzić. Albo gdzieś tarczą walnę, albo przerzutke masakruje starając się wsadzić koło tak, żeby łańcuch leżał na kasecie... Muszę ten element potrenować.

Po wymianie było już z leksza ciemno, więc światła na pokład i jedziem do bankomatu po kasę na jutrzejszą przesyłkę. Oczywiście nie najbliższy bankomat odwiedziłem. Przy okazji testowałem nabytą za 50zł w decathlonie bluzę/kurtkę z półmembraną. Trochę za gorąca na 19 stopni, ale raczej takich luksusów na zjazdach nie będzie. Po weekendzie w chmurach spodziewam się, że na tysiąc metrów wyżej położonych drogach może być jeszcze ciekawiej. Lepiej być na to przygotowanym, żeby mnie za pare tysięcy lat nie odnaleźli zamarzniętego w jakiejś kostce lodu. Dużo po wałach na powrocie, ale tempo spokojnie, żeby w kałuże nie wpadać ze zbyt dużą prędkością.

Na koniec zdjęcie z naszego romantycznego wieczornego spacerku.

Most Bartoszowicki nocą, zdjęcie wykonane opiekaczem ;-)

praca i po pracy

Czwartek, 28 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, cel: dojazd, dist: from 50 to 100
Km: 84.12 Km teren: 40.00 Czas: 03:40 km/h: 22.94
Pr. maks.: 55.78 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Do pracy, potem na jazdy i znowu do pracy. Po pracy obiadek na mieście i powrót wałami. Przebieram się, piję z pół litra wody a reszte w bidon i spowrotem na wały. Wałami na Most Milenijny i dalej w Lasek Osobowicki (jak mnie pamięć do nazw nie zawodzi jak to zwykle bywa). W drodze na wałach bawię się w swoją starą zabawę zjeżdżanie i podjeżdżanie na wały. Przyda się trenowanie ostrych podjazdów :) Co prawda na krótkich to się wrzuca maksymalną kadencję i się je połyka rozpędem, ale mimo że technika inna, to siła w nogach ta sama. Z tego samego powodu, na miejscu, w lasku, parę podjazdów i zjazdów z góreczki. Powrót prawie tą samą trasą, ale czasem drugą stroną rzeki. Kolejne okrążenie wielkiej wyspy w przeciwną stronę i powrót z krótkim treningiem interwałowym. Ogólnie coś dzisiaj pustka na wałach. Sporo biegaczy, ale rowerzystów prawie wcale.

Zjadłem dzisiaj 2 obiady i porządne śniadanie a mimo to jestem głodny. Dobrze, organizm chyba już czuje co mu umysł podpowiada - trzeba zmagazynować energię na najbliższe tygodnie bo nie będzie lekko :)

Dzisiaj prawie nic związanego z wyprawą. Wczoraj pozaznaczałem na naszej mapie różne przełęcze i drogi, które możnaby odwiedzić. Mnie zależy właściwie na 3 najwyższych i najsławniejszych. Procenty nachylenia nie robią na mnie wrażenia, bo i tak nie będzie takich jak choćby w Kozłowickim lasku z torem motocrossowym i wzniesieniami krótkimi ale za to po 35 i więcej procent nachylenia. Ale otoczenie 4 tysięczników i prześwietne widoczki... no i te zjazdy to to na co mam ochotę.

"Darz Bór" Nasale uphill

Niedziela, 24 lipca 2011 Kategoria opis: foto, baza: Byczyna, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50, opis: nie sam
Km: 47.90 Km teren: 25.00 Czas: 02:04 km/h: 23.18
Pr. maks.: 56.80 Temperatura: 21.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Po wyprowadzeniu piesa na spacerek wszamaliśmy z braciszem (jego bikelog) obiad. Już od rana wiadome było, że na jednej, przedobiadowej przejażdżce się nie skończy. Jej tempo spowodowane piesem tym bardziej nakłaniało do drugiego wyjazdu.

Zalew odpadał, bo ciągle w tamtą stronę jeździmy. Terenowa trasa za gimnazjum też się oklepana już robi, a w dodatku maksymalnie las zarósł i trzeba się właściwie czołgać pod gałęziami. Pojechaliśmy więc na Nasale. Żeby nie było za dużo asfaltu po starcie, to skierowałem nas na początku na Paruszowice i tam od razu w wieś i z niej w pola i lasy na Gosław. Potem znowu asfaltem kawałek do lasu w Nasalach.


Bundze w Gosławiu ;-)

Przez las jazda wyśmienita. Troche mi się dzisiaj zamulało, wczoraj się totalnie odwodniłem, ciągle mi się pić chce, nawet jak to teraz piszę. Muszę uważać na odwodnienia, szczególnie przed planowaną wyprawą. W każdym razie zamulałem aż do podjazdu na przesławny Nasalski "Darz Bór" :) Wiadomo, taki biwakowy przystanek dla myśliwych. Jeden z najlepszych podjazdów w okolicy a zaraz za nim 3 super zjazdy, z czego niestety ostatni wyasfaltowany już. W każdym razie pierwszy spokojnie, bo sporo błota, a jeszcze nowość mnie nieco powstrzymuje. Na kolejnym już było 49.75kmh, a na trzecim, asfaltowym mxs wycieczki poszedł. Wiele więcej bym nie wykręcił. Zdecydowanie antyprędkościowa konfiguracja jest w blureju, trzeba go przyspieszyć.

W Zdziechowicach Paweł poprowadził mnie zupełnie nieznaną mi trasą. Sam sie trochę w wiosce pogubił, ale potem już poszło zupełnie gładko wprost do Uszyc. Na trasie Zdziechowice -> Uszyce tak zamulałem, z braku wody i jedzenia, że z automatu poszła decyzja żeby wracać już asfaltem. Żeby tak całkiem asfalt nie był to skierowałem nas na Górne Uszyce i tam fragment polną jeszcze. Na podjeździe pod Uszyce znowu poszalałem... Nie wiem, do jazdy w terenie sił nie mam chyba że jest pod górkę. Na asfalcie nie jest tak źle, ale pod górkę jest zupełnie dobrze. W każdym razie tam znalazłem śliwki, które całkiem nieźle mnie zregenerowały i powrót nie był tak całkiem zamulasty.


Życiodajne śliwki mirabelki w kieszonce koszulki dały siłę na dalszą jazdę

Podjazd pod Roszkowice prowadził Paweł, trzymał się w okolicach 27-28kmh. Ja trzymałem się za nim żeby sobie chwile odpocząć. Na swoją obronę mogę dodać, że prawie całą płaską trasę to ja jechałem z przodu, a wiatr raczej nam na powrocie nie sprzyjał. Zresztą odbiłem sobie to ukrycie w cieniu na podjeździe pod krzyż. Rozpykałem go z 31.5kmh na zegarku pod samym szczytem i wpadłem z rozpędu na ścieżkę pod sam krzyż :) Na zjeździe niestety wyhamować trzeba było bo coś się deskorolkowe dzieci lęgną po wsiach. Czyżby epoka Tony Hawka wróciła?

Ogólnie tona błota, ale po tylu dniach opadów to kałuże jakieś takie niewyraźne, bywały głębsze i większe :) Mimo to rower pod grubą warstwą błota. Przejażdżka wyśmienita.

wałami

Piątek, 15 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, bike: blurej, cel: bez celu, dist: less than 50
Km: 37.00 Km teren: 10.00 Czas: 01:26 km/h: 25.81
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Głównie wałami, ale i w dalsze rejony miasta dotarłem. Miałem spokojnie się lansować ale w pewnym momencie jakiś gościu mnie wyprzedził... blurej nie chciał być wyprzedzany i postanowiliśmy wrednie siedzieć mu na kole aż się zamęczy i padnie.

Sprawy zaszły nawet dalej, gościu zatrzymał się. A my wróciliśmy do trybu lansowania się. Kiedy właśnie mieliśmy wypiąć klate przy jakowyś dzierlatkach ten sam koleś znowu nas wyprzedził. Cóż za tupet, dwukrotnie stosować tak niecne praktyki! Tym razem szybko zwolnił i trzeba było przejąć inicjatywę. Ale, że mieliśmy się dzisiaj lansować, to zagadałem do kierującego pojazdem wyprzedzającym. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że kupił właśnie rower i w tej chwili mają pierwszą przejażdżkę :) Jaki ten świat mały. Taaaa, oczywiści przy blureju Kellys prezentował się szaro i nieco mu uszy uklapły. Kierowca Kellysa (pozdrowienia jeśli kiedyś trafisz na ten blog :) także blado wypadał przy mnie, ale przecież z blurejem skromni jesteśmy, więc pojechaliśmy sobie cały kawał wzdłuż odry dyskutując głównie o osprzęcie i wyprawach rowerowych.

Umarł król, niech żyje król!

Czwartek, 14 lipca 2011 Kategoria baza: Wrocław, cel: bez celu, dist: less than 50, bike: blurej, opis: foto
Km: 24.00 Km teren: 5.00 Czas: 01:04 km/h: 22.50
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
14 lipca okazał się dla mnie jednym z tych dni, kiedy nagle świat staje się niesamowicie piękny i aż trudno uwierzyć w to, co się dzieje.

Nie będę tutaj opisywał wszystkich fajnych spraw, które mnie tego dnia spotkały, skupię się na jednaj. Mianowicie, wymieniłem

na


Myślę, że wymiana była dla mnie korzystna. Za kilka sztuk kolorowego papieru dostałem przyjaciela. A podobno przyjaźni nie da się kupić ;)

Imię jego blurej, ale z racji rodziny swojej prawie kubusiem został nazwany. Pochodzi bowiem z rodu zacnego Cube LTD Team.

W stosunku do swoich pobratymców z napiskiem Team ma wstawioną korbę Shimano SLX, co sprawiło, że kompletnie uzbrojony jest w tą właśnie grupę osprzętu. Musi się czymś wyróżniać, w końcu to blurej a nie jakiś tam rower :)

Pierwsze wrażenia mega pozytywne. Nawet tarcze mnie przekonują, dla hamujących przodem to dobra rzecz jednak. Widelca się na razie boje. Chyba za miękko ustawiony jak dla mnie, będzie trzeba mu pierdnąć w bliższej przyszłości.

Krótko, bo dzień pełen wrażeń i się nagle późno zrobiło. Na prawdę super dzień i bardzo dobrze, że blurej dołączył do wszystkich super wydarzeń tego dnia. Na wieczornej przejażdżce znalazłem 10gr. Chyba od stu lat nie znalazłem żadnego pieniążka, także dzień na prawde fenomenalny :)

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum