na rowerze jeździ bAdaśblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(10)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy badas.bikestats.pl

linki

Alpy 2011 -08- Jupiler złocisty trunek życia na Col du Galibier

Sobota, 13 sierpnia 2011 Kategoria bike: blurej, cel: turistas, opis: nie sam, opis: foto, trip: Alpy 2011
Km: 131.55 Km teren: 14.00 Czas: 06:43 km/h: 19.59
Pr. maks.: 73.38 Temperatura: 26.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 2588m Sprzęt: blurej Aktywność: Jazda na rowerze
Spis treści:
dzień 00 - Dojazd
dzień 01 - La Porta per L'Inferno - Monte Zoncolan
dzień 02 - Passo dello Stelvio
dzień 03 - Szwajcarski Raj - Lago Lugano
dzień 04 - Na skraju Alp - Lago d'Orta
dzień 05 - Blisko Słońca - Col de l'Iseran (2770 m npm)
dzień 06 - Col de la Madeleine (2000mnpm)
dzień 07 - Piekło i Niebo - Alpe d'Huez i Col de la Croix de Fer
dzień 08 - Jupiler złocisty trunek życia na Col du Galibier
dzień 09 - Droga Much na Dach Europy - Cime de la Bonette 2802 m npm
dzień 10 - Lazurowe Wybrzeże
dzień 10.5 - bonus - Nicea Night Ride
dzień 11 - Plażowanie
dzień 12 - Powrót

Alternatywna wersja wydarzeń tego dnia u Tomka


Nasze obozowisko w Allemont jest dla nas już jak drugi dom. Znaleźliśmy piekarnię, sklep, na polu mamy możliwość ładowania telefonów i nawigacji czy skorzystania z laptopa. Może gdybyśmy dłużej posiedzieli to i darmowe wifi pod piekarnią udało by się wykorzystać... dlatego też wcale nie chce się wstawać, no ale kolejne miejsca wzywają i trzeba ruszać.

Z rana uzupełniamy zapasy, kupuję 2 wielkie bagiety i 5 croissantów w piekarni w centrum miasteczka. W sklepiku dokupuję do tego 3 banany, 4 jogurciki 125ml, 2pak milki ganze hasselnuss czy jakoś tak (z całymi orzechami laskowymi), Pożeram część tego na śniadanie i ruszamy,

Na starcie wpadamy na szutry oznakowane jako trasy XC. Jedzie się nimi prześwietnie, niestety tylko do czasu, gdyż ovi maps, które nas kieruje płata nam figla i docieramy do miejsca, w którym fakt, jest całkiem ładny wodospadzik, jednak droga okazuje się ścieżką, po której przejść byłoby ekstremalnie ciężko. Z rowerem to właściwie niewykonalne... trzeba wrócić kawałek i ominąć to miejsce - robimy znowu część podjazdu na Alpe D'Huez - tą mocniej dającą część ;-) Jednak tempo tym razem spokojne, już na szybko był zrobiony ten podjazd.


Pamiątkowo ze wspomnianym wodospadzikiem.

Dalsza część szlaku okazuje się powoli wspinać, potem wspina się bardziej bądź mniej żwawo, jednak sporo się wspina. Trudy wynagradzają jednak zdecydowanie ciekawsze niż na Alpe D'Huez widoki.


Po drodze zatrzymujemy się oczywiście przy kranikach i fontannach, choć zwykle są to pewnie po prosty miejsca gdzie poi się bydło... Ale w końcu człowiek też zwierze, a woda na tej wysokości zwykle całkiem nieźle smakuje, zdecydowanie smaczniejsza niż wrocławska kranówa.


A mogliśmy tam dołem jechać...


Ale za to mieliśmy ciekawą drogę. W dole zapewne nie jechalibyśmy przy urwisku.


Z tunelami :)

Nasza okrężna droga kończy się wracając po serpentynach na główną. Tam sporo tuneli, niektóre dość długie. Najgorsze z nich są te nieoświetlone - nie widać nic jeśli nie jedzie za nami samochód. Jeśli jadę wtedy z tyłu to zwalniam, żeby nie wjechać w Tomka, bo nic nie widać. Oddalam się też ku środkowi jezdni, bo głupio byłoby wyrąbać w tunelu.


Po drodze taką oto ciekawostkę obserwujemy, stajemy na fotkę a w tym czasie jeden z mijających nas samochodów zwalnia zdecydowanie i słychać radosne okrzyki dopingujące nas :) To miłe.

Przez jakiś czas jedziemy drogą szutrową prowadzącą wzdłuż asfaltowej głównej, całkiem nieźle na tym wychodzimy, bo droga całkiem fajna, a i widoczki momentami zapewnia ciekawe.


Widoki na szutrówkach bywają ciekawe


Jednak ostatecznie szutrówki trzeba opuścić bo zaczynają się robić zbyt terenowe jak na opony bez bieżnika. Tutaj było ciężko cokolwiek złapać oponą. Błotniste podjazdy na slickach to dość trudny sport.

W dolince, którą jedziemy pełno wspinaczy. Co chwila na ściance z lewej bądź prawej strony widać ludzików uczepionych do ścianki i powiązanych linkami. Trafiamy na całkiem fajny mostek prowadzący prawdopodobnie do jednej z wielu otaczających nas tras wspinaczkowych. Poza trasami wspinaczkowymi uprawia się w tej dolince także rafting.


Dolinkę przecina rzeczółka do raftingu. Wspinacze pokonują ją przefajnym mostkiem.

Jazdę psuje mi głód. Widać po wczoraj powinienem zjeść conajmniej dwa obiady. Zjadam wszystkie 3 banany i 3 batony które ze sobą zabrałem dość szybko. Pada też czekolada... niewiele to daje. Kręci mi się coraz gorzej, spodziewam się kolejnego Stelvio, szczególnie, że podjazdu jeszcze kawałeczek. Na głównej jednak trafiamy na ostatnią wioseczkę przed zjazdem z głównej na podjazd, tam znajdujemy fontannę w której znajdujemy ochłodę a na wyjeździe z wioski... bar i sklep z pamiątkami w jednym. Po chwilowej debacie ze sprzedającą udaje mi sie zamówić normalne piwo - znaczy 500ml a nie jakieś naparsteczki które mi proponuje. Gatunkowo szału nie ma, ale było to jedno z najlepszych piw jakie w życiu piłem. Z trudnością powstrzymałem się, żeby nie wychylić go na raz. Chociaż i tak niewiele do tego brakowało.


Już po chwili jesteśmy na drobniejszej przełęczy po drodze. Dalsza droga w tle po prawej.


Udało nam się nawet znaleźć tablicę z nazwą tej przełęczy po drodze do właściwego celu.


Widoczki...


...na tych ostatnich kilometrach są zdecydowanie ciekawsze niż niżej.


Krówki pasą się nawet ponad 2000m npm Wyposażone w dzwoneczki i odgrodzone pastuchami mają swoją wolność... z takich musi być dobre mięso... Szkoda jednak, że legenda milki upadła, nikt raczej nie wchodzi ich tutaj doić, to krowy mięsne.


Ostatnie kilometry dość często ukazywały sam szczyt Galibier (przełęcz o tej samej nazwie jest tuż pod nim). To to wysokie, łyse, na wprost drogi widoczne w lewej górnej części kadru.


Ale nie tylko on ciekawie się prezentował. Byliśmy już na prawdę wysoko.


Chociaż trawa i porosty jeszcze rosły, więc można jechać dalej.


Albo raczej wyżej, bo kto by tam liczył w kilometrach, lepiej sobie metry wysokości odliczać ;-)


Poza piwem, jeszcze tego rodzaju tabliczki ciągnęły mnie na szczyt. Każdy kilometr mniej do zrobienia poprawiał samopoczucie i dodawał sił na zrobienie kolejnego.


Jeszcze kilka zakrętów. Jeszcze tylko kilka tabliczek.

Potem tylko 8 km podjazdu z prześwietnymi widokami i już Col du Galibier (2645mnpm) :)


Trochę niewyraźnie wyglądam, ale to tylko dlatego, że głodny byłem wtedy i w bidonach sucho. Gdyby nie Jupiler - nie podjechałbym w tej dekadzie.


Punkt widokowy nieco powyżej też odwiedziliśmy. Warto było, bo z niego znowu można było zobaczyć...


Monte Bianco - Białą Górę - najwyższy szczyt Europy, w tym ujęciu nie budzi grozy, ale to dlatego, że jednak dość daleko jest.


Widoki z góry nie są złe :)


Szczególnie fajnie prezentują się ścieżki prowadzące do przełęczy.


W każdą ze stron jest dobrze :)

50km zjazdu, tak tak, długo na to czekałem. Na początku trochę przesadziłem i wyleciał bym z drogi... na jednym z zakrętów w prawo wywaliło mnie na lewą stronę aż pod samą krawędź, a za krawędzią nic... Potem mocno przystopowałem z tego powodu. Co wcale nie oznacza, że było wolno - oj nie, nie :D Jazda była niezła. Parę powolniaków na rowerach się wyprzedziło, raz by mnie jedni zatrzymali zatarasowując drogę autem i rowerem. Parę samochodów się wyprzedziło, ogólnie udany zjazd.

...i docieramy po ciemnościach do naszego Allemont - zatrzymujemy się w barze gdzie zamawiamy po piwku - to już tak nie smakowało, aleee mimo wszystko jedno z najlepszych jakie piłem ;-) W knajpce obgadujemy kolesi siedzących obok, a potem okazuje się, że to nie miejscowi - mimo, że właścicielka lokalu siada sobie z nimi do stołu - tylko Rumuni znad granicy z Ukrainą i całkiem nieźle rozumieją po naszemu ;-)

Jest późno a my jesteśmy nieźle ujechani - zostajemy na kolejną noc. A miała być jedna. Pewnie się szefu kempingu pod nosem uśmiechnął i powiedział po francusku: "A nie mówiłem :P"

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa uzoga
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

blurej 8969 km
fernando 26960 km
koza 274 km
oldsmobile 3387 km
czerwony 6919 km
kuota 1075 km
orzeł7 14017 km

szukaj

archiwum